Skocz do zawartości

Wycofanie z relacji międzyludzkich


Samiec Alfa

Rekomendowane odpowiedzi

Kolejny problem natury emocjonalnej, który dość mocno mnie zaskoczył, bo szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, że może on wybić, ale to co mnie nie zabije to mnie wzmocni :D Otóż jak mówi tytuł całkowicie jestem bierny, aby samoistnie podejmować tworzenia nowych znajomości, a szczególnie przebywać wśród ludzi. Stałem się jakimś aspołecznym odludkiem, który stroni od innych. Wcześniej zanim też podjąłem się pracy nad sobą też taki byłem. Głównie wiązało się to z emocjami strachu, nienawiści i gniewu. A brały się one z tego, że w okresie wczesnej młodości byłem gnębiony i prześladowany.

 

Nie rozchodzi się też tutaj o samoocenę, ani o strach. W większości podczas obserwowania są to emocje głównie nienawiści i obrzydzenia. Moja podświadomość nie toleruje ludzi. Oczywiście wiem jak sobie z tym poradzić, ale prosiłbym o podanie konkretnych afirmacji, które byłyby w stanie przemówić do samego wnętrza, albo też innych sposobów.

 

Będzie to jedna z najtrudniejszych rzeczy z którą się zmierzę, więc będę się dzielić tutaj efektami.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też zauważyłem, że odkąd zwiększyłem samoocenę i wchłonąłem wiedzę z forum to mniej a nawet w ogóle mi nie zależy na towarzystwie innych. Wcześniej też miałem naturę samotnika, ale miałem o to do siebie pretensje i starałem się trochę na siłę nawiązywać kontakty i broń Boże nikomu nie podpaść. Teraz akceptuję swoją naturę, najlepiej czuję się sam ze swoimi myślami.

Obserwacja schematów i tępoty nie zachęca do kontaktu... a ludzi na poziomie to sami wiecie, że nie łatwo spotkać. 

 

Podpinam się do prośby @Samiec Alfa, chętnie popracował bym nad tym. 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam dokładnie to samo. Jak miałem problemy z samooceną to sobie w główce plusowałem że jestem taki super, z każdym zagadam, z kelnerką , z kasjerką w markecie, taki prawie Krzysiu Ibisz. Teraz mi sie zwyczajnie nie chce, lubię siebie ale ludzi jakby troche mniej. Z wyjątkiem może kumpli z którymi lubię przebywać ale też w umiarze. I to nie chodzi o to że się źle nastawiam do ludzi bo mam nawet taką metodę że jak mnie ktoś wkurzy to staram się w tej osobie znaleźć 3 pozytywne cechy i uwaga kierowana jest w inne miejsce niż wkurw. Zwyczajnie jakby mniej mi się chciało z nimi kontaktować. I teraz paradoks, jak miałem niską samoocenę to uśmiechałem się do ludzi 5x tyle co dziś. Byłem taki pan zajebisty do bólu i to raczej nie był uśmiech tylko jarzenie michy pod akceptację. Teraz mi się nie chce. Teraz uśmiecham się głównie do siebie. To jest zajebiste bo teraz nigdy nie jestem sam bo mam najfajniejszego kumpla zawsze przy sobie. To co Marek pisał, kochana podświadomość oddaje Ci samą miłość.

Edytowane przez jaro670
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi coś Ci doradzić bo samemu się z czymś podobnym poram. Z emocji u mnie jest zakodowany lęk, który ma źródła w dzieciństwie. Jest to lęk przed brakiem akceptacji przez grupę. Może pojawia się też wstyd niekiedy tylko gdzieś głębiej. Kiedyś strach przed brakiem akceptacji to było coś bardzo silnego, obecnie pojawia się to w sytuacjach, w których muszę wyjść ze swojej strefy komfortu (i jak czuję się swobodnie przy wystąpieniach publicznych bo to lubię to np. poznawanie obcych kobiet stoi u mnie obecnie na chujowym poziomie). Tzn. wiem, że jak w rzeczywistości podejdę i zagadam to będzie okey i dam sobie radę ale wizje w głowie i emocje jakie się pojawiają mówią, że jestem za mało wartościowy (albo za mało przystojny, albo za mało przypakowany - że ciągle mi czegoś brakuje). Nawet dziś wpadła mi myśl do głowy, że nie wiadomo co muszę osiągnąć aby móc  zacząć (zasłużyć) w ogóle się aby przełamywać w zabawie z loszkami. I te czarne myśli pojawiają mi się właśnie głównie z kobietami, więc dałem na wstrzymanie i na razie nawet nie próbuję bo jest jakaś wyraźna blokada emocjonalna u mnie. Ogólnie mam wrażenie że to znacznie głębszy temat. 

 

Widzę, że jestem typem domownika i lubię sobie siedzieć w domu gdzie mi bezpiecznie i dobrze, ale co za dużo to nie zdrowo. Nie wiem jak Ty ale zdarza mi się, że potrzebuję podładować baterie i posiedzieć w domu. Jestem melancholikiem z cechami flegmatyka (lub odwrotnie ;d) ale lubię to. Za to w towarzystwie odreagowuję i często bywam duszą towarzystwa, rozbawiam wszystkich starając się nie robić z siebie pajaca i lubię być w centrum uwagi. Jakoś przychodzi mi to naturalnie, właśnie po tym gdy zacząłem siebie bardziej akceptować. Ta pewność siebie u mnie jest zauważalna (wiem bo słyszałem :D )  

 

Nawiązując do  tematu, może Ci to pomoże @Samiec Alfa. Nie myśl, że się cofnąłeś w samorozwoju, myśl, że idziesz ciągle do przodu, tylko napotkałeś coś co gdzieś znacznie głębiej w Tobie siedzi. Kolejna rzecz do przepracowania. Ja bym tego nie rozwiązywał afirmacjami, bo co chcesz sobie wmawiać? "Lubię ludzi", " mam ochotę do wychodzenia z domu?". Co radzę:  zapytaj siebie co faktycznie czujesz wobec "tych ludzi" i spróbował to przepracować. Zastanów się też jacy są to ludzie, dlaczego tak czujesz, albo inaczej, co konkretnie wywołuje w Tobie dane emocje. Może są to jakieś ich konkretne zachowania, może konkretne osoby (umysł lubi generalizować), może patrzysz na ludzi z pogardą i czujesz się lepszy (nie oceniam Cię ani nie krytykuję, zwracam uwagę na myśl która po prostu jest i tyle, ani nie jest dobra ani zła) a może chcesz ludzi zmieniać i stąd pojawiają się jakieś emocje? Wyobraź sobie grupkę ludzi i co wobec nich czujesz, jakie MYŚLI czy wyobrażenia pojawiają się w związku z tym? Wypisz to sobie nawet na kartce. Może to są jakieś przekonania nad którymi warto przysiąść. I zaakceptuj obecny stan i związane z nimi emocje ;) 

Również nie myśl, że jak masz jakiś problem teraz to będzie on trwać wiecznie. Słowa "zawsze" i "nigdy" zachowaj dla czegoś pewnego czyli prawd naukowych ale nie swojego życia. 

@Samiec Alfa powiedz mi, czemu ja czuję, że dalej się ciągnie ten moment wypalenia u Ciebie? Wcześniej zapierdziel i stres, że nauka a teraz masz załamanie. Wcześniej dawałeś z siebie 200% mocy, ja ciągle widzę powiązanie z tym... 

 

Odnośnie jeszcze ludzi i tego co napisał @Mocny Wilk. Kurczę ja np. czuję przyjemność z dzielenia się z ludźmi swoimi przemyśleniami. Mam kilku znajomych z którymi dyskutuję na przeróżne tematy i strasznie lubię tę wymianę spostrzeżeń. Czuję też, że się wtedy rozwijam. Mam to szczęście, że trafiam na osoby, które jakoś mi pasują a ja im i te znajomości dają pewne owoce. Pewnie mam też inne przyjemności z tego ale kurwa, no co w tym złego, że przebywam z ludźmi i coś od nich dostaję a samemu daję w zamian? No nie da się być 100% samowystarczalny. Ja bym ochujał gdybym miał się nie odzywać do innych ludzi. Nawet do kasjerki w sklepie. I nie patrzę, ze atencje jej daję czy nie. Jeśli MI to sprawia przyjemność, że babkę rozśmieszę to ja w tym niczego złego nie widzę. Jesteśmy ludźmi, istotami społecznymi, nie robotami. Jak mi ktoś napisze, że to nie prawda to po cholerę siedzi na tym forum, za którym kryją się ludzie? :) 

 

 

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Artem napisał:

 

Odnośnie jeszcze ludzi i tego co napisał @Mocny Wilk. Kurczę ja np. czuję przyjemność z dzielenia się z ludźmi swoimi przemyśleniami. Mam kilku znajomych z którymi dyskutuję na przeróżne tematy i strasznie lubię tę wymianę spostrzeżeń. Czuję też, że się wtedy rozwijam. Mam to szczęście, że trafiam na osoby, które jakoś mi pasują a ja im i te znajomości dają pewne owoce. Pewnie mam też inne przyjemności z tego ale kurwa, no co w tym złego, że przebywam z ludźmi i coś od nich dostaję a samemu daję w zamian? No nie da się być 100% samowystarczalny. Ja bym ochujał gdybym miał się nie odzywać do innych ludzi. Nawet do kasjerki w sklepie. I nie patrzę, ze atencje jej daję czy nie. Jeśli MI to sprawia przyjemność, że babkę rozśmieszę to ja w tym niczego złego nie widzę. Jesteśmy ludźmi, istotami społecznymi, nie robotami. Jak mi ktoś napisze, że to nie prawda to po cholerę siedzi na tym forum, za którym kryją się ludzie? :) 

 

Nie napisałem, że to jest złe. Nie jestem przecież 100% samotnikiem który ucieka na widok ludzi i się nie odzywa xD 

Co do dzielenia się przemyśleniami to popieram, ale no właśnie... 

11 minut temu, Artem napisał:

 

 dyskutuję na przeróżne tematy i strasznie lubię tę wymianę spostrzeżeń. Czuję też, że się wtedy rozwijam. 

 

Mało takich osób w moim otoczeniu, raczej ograniczone horyzonty. Z fajnymi ludźmi to sama przyjemność pogadać.

 

13 minut temu, Artem napisał:

 

 I nie patrzę, ze atencje jej daję czy nie. Jeśli MI to sprawia przyjemność, że babkę rozśmieszę to ja w tym niczego złego nie widzę. 

 

Na to akurat zwracam uwagę. Pierwszej lepszej karynie nie będę pompował ego jak białorycerz. Wiem, że chodziło Ci o coś innego, ale tak już teraz mam że na uwagę ma zasłużyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Samiec Alfa napisał:

Kolejny problem natury emocjonalnej, który dość mocno mnie zaskoczył, bo szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, że może on wybić, ale to co mnie nie zabije to mnie wzmocni :D Otóż jak mówi tytuł całkowicie jestem bierny, aby samoistnie podejmować tworzenia nowych znajomości, a szczególnie przebywać wśród ludzi. Stałem się jakimś aspołecznym odludkiem, który stroni od innych. Wcześniej zanim też podjąłem się pracy nad sobą też taki byłem. Głównie wiązało się to z emocjami strachu, nienawiści i gniewu. A brały się one z tego, że w okresie wczesnej młodości byłem gnębiony i prześladowany.

U mnie pojawia się dodatkowo nieufność wobec ludzi. To powoduje, że dystansuję się od nich, mocno szanuję swoją prywatność i nie lubię w towarzystwie o sobie opowiadać. Analizując swoje postępowanie doszedłem do wniosku, że to co robię nie jest wcale takie złe, bo wchodzenie z ludźmi w zbyt intensywne relacje na ogół kończy się źle.

Przecież tak naprawdę to 99,9 procent relacji międzyludzkich są oparte nie na bezinteresowności, a na zimnej kalkulacji, jaki z tego będzie dla nich pożytek. A w przypadku kobiet jest to dokładnie 100 procent. :)

 

Ja jestem DDD, samo uzmysłowienie sobie tego faktu spowodowało u mnie bardzo korzystne zmiany osobowości. Przede wszystkim akceptację moich zachowań i mojego stosunku do ludzi. To jest lepsze niż afirmacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznaję - mocno mnie zaciekawiliście.

Również odkąd zacząłem pracą nad sobą - straciły dla mnie znaczenie, w dużej mierze, relacje z gronem znanych mi osób.

Kiedyś jak ich nie widziałem tydzień czy dwa - było niedobrze, musiałem się spotkać/zobaczyć/poimprezować/gdzieś pójść.

Obecnie czy są czy ich niema - nie zauważam specjalnej różnicy. Mało tego - nie ciągnie mnie do nich...

Robiłem regularne imprezy w domu na 15-20 osób. Później do rana sprzątałem...

Na marginesie dodam, że w rewanżu może 2 czy 3 zapraszały do siebie. Reszta przychodziła, pobawiła się,

najadła, popiła, pożegnała - ale zaprosić do siebie nie zaprosiła - tacy etatowi 'goście' co to chętnie do każdego

pójdą ale u siebie nic nie zrobią ;)

 

 

Tak, ewidentnie jest to jakiś objaw uboczny pracy nad sobą.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z niektórymi ludźmi trzymam kontakty, bo ich po prostu  lubię, ale zauważam, że staję się zdystansowany. Nie jestem w pełni otwarty i nie ufam ludziom. Do tego dochodzi także to, że większość osób nie oszukujmy się żyje w matrixie, albo reprezentuje poziom intelektualny godny pożałowania.

 

Mam wrażenie, że spotykam co chwila ludzi, którzy są podobni do siebie, zmienia się tylko wygląd, a schemat zachowań jest powielany jak przez kalkę.

 

Czy mi osobiście to przeszkadza? Nie. Jakoś nie widzę, by specjalnie uganiać się za ludźmi, a tymi bardziej nie zależy mi utrzymywać szczególne kontaktów.

 

Mam wrażenie, że tracę swój cenny czas.  Wytworzył się we mnie jednak dysonans poznawczy między potrzebuję ludzi, a ich nie potrzebuję.

Po co mam inwestować w kogoś kto nie przyniesie mi zysków, a ja wyłącznie na tym stracę? I często może wbić nóż w plecy.

 

Ale czy to jest odpowiednia droga? Bo często mówi się, że bez znajomości jest się nikim. A może to kolejne kłamstwo?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie.
Patrząc po sobie widze że im większe cele sobie stawiam i im bardziej dążę do doskonałości (mam jakąś tam idee) to tym bardziej odechciewa mi się relacji ze znajomymi. Zwłaszcza gdy widzę ich problemy w stylu: "w co tu dzisiaj zagrać. Muszę przejść tą i tą misje." Ludzie w wieku 25-30 a rozmyślają nad grami komputerowymi. Nie wspomnę gdy poznam kogoś kto tkwi w Matrix'ie...

Siadam coraz częściej sam, rozmawiam już coraz mniej. Skupiam się na pracy.

Rada moja jest taka aby te znajomości zmienić. Zauważyłem że trafiając w grono ludzi którzy również stawiają na samorozwój o wiele lepiej się czuje.
Problem taki że znam tylko 2 takie osoby:\

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Samiec Alfa napisał:

Z niektórymi ludźmi trzymam kontakty, bo ich po prostu  lubię, ale zauważam, że staję się zdystansowany. Nie jestem w pełni otwarty i nie ufam ludziom. Do tego dochodzi także to, że większość osób nie oszukujmy się żyje w matrixie, albo reprezentuje poziom intelektualny godny pożałowania.

Jedną z cech Matrixa jest właśnie tworzenie wielu powierzchownych opartych na własnym interesie relacji między ludźmi. A szczytem tego jest "zbieranie" znajomych na pejsie. Co to w ogóle ma wspólnego z prawdziwą przyjaźnią. Tylko lans i atencja. A kto w tym przoduje. Wiadomo: panie. One idą na ilość, nie na jakość chyba z uwagi na możliwość większego wyboru wśród tych "przyjaciół-atencjuszy". A bo tego można na friendzone, tego na bzykanie, a jeszcze innego na bankomat i sponsoring. 

 

Ta powierzchowność występuje też w związkach damsko - męskich, opartych na relacjach prawie biznesowych. On jej da bezpieczeństwo, status społeczny, podwyższy poziom życia itd. A ona mu da dupy. Taki rodzaj relacji biznesowych jak kiedyś miała PRL z ZSRR. My im węgiel, a oni nam buty do podzelowania.

 

Edytowane przez TPakal1
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam dosłownie pięć osób z którymi trzymam mocny, solidny przyjacielski kontakt z całego arsenału ameb intelektualnych i tzw wódniaków...;) 

Wyselekcjonowałem sobie ich, jednego znam od ponad dwudziestu lat, muzułmanin, ale prawdziwy, serdeczny przyjaciel.

Silny pociąg do trzymania ogromnej grupy znajomych to strach przed wykluczeniem. Tu jak chłopaki słusznie zauważyli, pojawia się słowo klucz, praca nad sobą, zauważasz pewne schematy, zaczynasz odczuwać do siebie przyjemne uczucia, i tak jakby mimowolnie odpinasz się od tego...;) Nie masz ochoty tkwić w środowisku tych osób, tu pojawia sie pewien paradoks, bo im bardziej się od nich odsuwasz, tym więcej ludzi do Ciebie się przysuwa, zauważajac Twoją zmiane, która dobitnie sugeruje postawe "Czy jestescie, czy nie, czuje się dobrze"

Pamiętaj, przyszedłeś sam na ten świat, sam też odejdziesz ;)

Edytowane przez Assasyn
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'Wydaje mi się obserwując samego siebie i relacje interpersonalne innych ludzi, że każdy człowiek, który zaczyna podążać ścieżką samorozwoju, drogą do wyjścia z matrixa,  staje się chcąc nie chcąc lekko wyalienowany. Zaczyna brakować nici porozumienia między ludźmi, którzy postanowili żyć schematem, a nami, którzy chcą więcej, poszukują, rozważają, udoskonalają. Wcale nie uważam, że jesteśmy lepsi, po prostu wybraliśmy trudną ścieżkę, bo czujemy, że coś z tym światem jest nie tak.  Każdy ma prawo do wolności póki nie szkodzi drugiemu. Nie ma sensu uganiać się za ludźmi, a co gorsza przejmować ich opiniami, bo i tak każda będzie praktycznie taka sama. Zachowanie ludzi "kopii" staje się  do bólu przewidywalne ( inżynieria społeczna osiąga już zamierzone rezultaty ), gdy na horyzoncie pojawi się ktoś kto myśli inaczej od razu zwraca na siebie uwagę i niejako świeci, nierzadko wpadając w dyskusyjne ośmieszenie stada baranów . Najgorsze jest to, że niedługo te bezmyślne, powielające maszyny będą eliminować tych "niepasujących". 

 

Huxley "Nowy Wspaniały Świat" i Orwell "1984" kiedyś fikcja i mrzonka a dziś ? Na to pytanie sami sobie odpowiedzmy.

 

2 godziny temu, Samiec Alfa napisał:

Ale czy to jest odpowiednia droga? Bo często mówi się, że bez znajomości jest się nikim. A może to kolejne kłamstwo?

 

Sam wiesz jaka droga jest dla Ciebie odpowiednia. Moja rada to iść w zgodzie z sobą, nawet jeśli to oznacza alienacje. Ścieżka prawdy wyzwala.  

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Zawsze miałem dystans do ludzi, stałem gdzieś z boku i obserwowałem. Dla ludzi uprzejmy ale zdystansowany. Kiedyś miałem kilku kumpli, tak mi się wydawało, 

ale odkąd zacząłem świat postrzegać inaczej, zacząłem dzięki Markowi rozumieć mechanizmy społeczne i widzieć wszech obecny materializm ludzi, zacząłem

selekcjonować przyjaciół. Np koleś nie dzwoni do mnie ze dwa lata i nagle się odzywa, to moje pierwsze pytanie brzmi, czego chcesz? Bulwers, jak tak mogę,

przecież jesteśmy kumplami, a później schemat: Czy mógłbyś załatwić to, tamto. Ech... Został mi tylko jeden koleś, ale w sumie łączą nas tylko obopólne korzyści, interesy.

 

   Ogólnie nie lubię ludzi, to taki mało inteligentny motłoch, żre, śpi i wydala, jak krowy. Teraz sam dobieram ludzi z którymi rozmawiam, nie odwrotnie. Nie zależy mi na 

popularności i poklasku. I mam wyjebane co kto o mnie myśli. Kiedyś miałem takie swoje powiedzenie, on/ona jeść mi nie dają i mogę mieć na nich wyjebane.

 

   Teraz to inni zabiegają o moją atencje, dlaczego? Mogę niewiele, co raz rzadziej pomagam ludziom, bo widzę że przyłażą po pomoc dla tego że wiedzą że jestem

dobroduszny i łatwo to wykorzystać. Tak, ja to wiem że traktują mnie jak frajera, tylko że takich się pozbywam za niewielki, swój koszt, jednocześnie ujawniam

kolejnego pasożyta.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja się cieszę, że w tym temacie napisaliście swoje spostrzeżenia, które są podobne do moich. Cholera, ja myślałem, że mam ciężką depresję, a tu wiele osób ma tak samo i to wcale nie wydaje się być depresją.

 

Nie mam ochoty się spotykać z większością ludzi, oprócz kilku, a przecież znajomych mam multum i mógłbym codziennie być wśród ludzi, ale odrzucam zaproszenia. To nie tak, że nie lubię ludzi, ale zwyczajnie nie widzę sensu. Im więcej poświęcam się szeroko pojętemu rozwojowi, wyjściu z matrixa, tym bardziej mam przeświadczenie, że wszyscy ludzie są tacy sami. Autentyk, przed wejściem do towarzystwa w głowie szybka kalkulacja, co mogą powiedzieć znajomi, jakie tematy poruszą itd, nawet jeżeli nie widzieliśmy się z miesiąc czy dwa, i co? Wszystko się zgadza, w niczym się nie pomyliłem. Te same stare gadki, aż się rzygać chce. A przecież większość jest wykształcona, są i tacy co zarabiają dużo forsy, więc powinni rozumieć coś, nie myśleć tak stereotypowo, mieć otwarte umysły na nowe doświadczenia...Sraka pierdaka! Nie ma absolutnie żadnej mowy, abym poruszył tematy, które pojawiają się choćby tu na forum, bo też wiem jaką dostane odpowiedź, co nie jest trudne do przewidzenia, to raz. Dwa, że oni i tak wolą pozostać ze swoim zabetnowanym myśleniem i rozmowa będzie wyglądać w ten sposób, że cała grupa siądzie na mnie, a ja w pojedynkę będę odpierał ich argumenty, a i tak do nikogo nic nie dotrze, więc po się silić, pocić, angażować emocjonalnie? Dla kontrowersji ? Rozmowy straciły dla mnie sens. W takim towarzystwie trzeba uprawiać dyplomację - sporo przemilczeć, być tolerancyjnym, wyrozumiałym, nie dać się prowokować. Tylko po co to wszystko? Dla kogo ja to robię?

Tak na marginesie dodam od siebie, że drażni mnie to, że piwo jest nieodłącznym elementem januszowych spotkań i dyskusji, a nie chce mi się wiecznie "tłumaczyć" że potrafię rozmawiać, spędzać czas bez alko. Niestety dla januszówki to strasznie "dziwne", więc pytaniom o to dlaczego nie pije, namawianiem, a także "zabawnym" docinkom nie ma końca :D Ja się potrafię śmiać sam z siebie, jasne, ale ileż można wałkować to samo? To się zrobiło zwyczajnie nudne.

Reasumując, nie chce mi się tracić czasu i emocji, na walenie głową w mur i bardzo miło, że nie jestem sam w tej dupie :)

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, TasteThePain napisał:

 

Jak ja się cieszę, że w tym temacie napisaliście swoje spostrzeżenia, które są podobne do moich. Cholera, ja myślałem, że mam ciężką depresję, a tu wiele osób ma tak samo i to wcale nie wydaje się być depresją.

 

   Też myślałem że to ja mam depresję, że to ja mam wyjść ze swojej nory do ludzi, zintegrować się z innymi. Tylko po co?

Pod wpływem słuchania sugestii innych dochodziłem do wniosku że ze mną jest coś nie tak. Ale dobrze mi ze mną, nawet wkurwiam się jak mi ktoś zakłóca spokój.

Trzeba tylko ogarnąć się ze sobą samym. Rozmów potrzebuję tylko na poziomie, a dla towarzystwa? Proszę...

 

   Dbajcie o to koledzy, aby polubić siebie i mieć wyjebane na resztę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie jak WY. Niestety będąc z jakimiś loszkami zawsze jest to powód do ich niezadowolenia bo przecież z ludźmi "trzeba się spotykać" wedle ich myslenia. Sto razy loszkom wykładałem, że mnie to wali. Gadanie o tym samym w kólko, sztuczne zainteresowanie, sztuczne uśmieszki, każdy maska na ryju, nikt Ci prawdy nie powie, a jak Ty komuś powiesz co otwarcie myślisz to kierują do psychiatryka. 

Ludzie lubią żyć w swoim uporządkowanym świecie - ja go lubię zmieniać.

Loszki lubią ludzi, bo zawsze może się trafić nowa gałąź, prawda??? A mi na chuj nowa gałąź jak jestem samowystarczalny?

 

Obecnie spotykam się tylko z paroma kumplami w celach relaksu typu - sport, jakiś trening odjebać, polatać w górach na desce, popływać, czasem coś zarzucić, ale to są ludzie, którzy mają szerszą perspektywę patrzenia. Całą reszta ludu loszkoprzychylnego lub białorycerstwa jest po prostu do spuszczenia w kiblu.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrząc na siebie sprzed kilku lat widzę, jaki postęp zrobiłem.

Aż się dziwię, że wcześniej ktoś w ogóle ze mną wytrzymywał. Nawet jeśli miałem wokół siebie przychylnych ludzi, to zawsze odwalałem coś, co ich do mnie zniechęcało. To chyba było wyniesione w domu.
Zacząłem rozumieć, że tak nie jest dobrze, przede wszystkim dla mnie. Ja na tym tylko tracę, a ludzie mają gdzieś znajomość ze mną. Przemyślałem wiele spraw, zacząłem robić różne rzeczy, które mnie zmieniały. Wcześniej byłem nieśmiały, więc zacząłem prowadzić szkolenia. Tak na siłę, aby przełamać ten głupi lęk. Wiedziałem, że on jest tylko we mnie. Stopniowo, powoli wszystko zaczęło się zmieniać.
Później było nabieranie pewności siebie.

Dziś nawet w pracy niektórzy mówią wprost, że są pod wrażeniem tego, w jaki sposób ja rozmawiam z ludźmi. Wszyscy są spięci, a ja prowadzę rozmowy bezstresowo, spokojnie i na luzie... z ludźmi, których nie znam i najczęściej nie mam pojęcia, jak wysoko są w hierarchii. Nawet gdy oni się denerwują, to potrafię rozładować stres. Najczęściej pośmiejemy się, pożartujemy i wszystko gra :) Podobno z zewnątrz wygląda to tak, jakbym rozmawiał tylko z kumplami ;) 
Nawet kobiety, które są bardzo nerwowe i jakoś negatywnie nastawione do wszystkiego, da się rozmontować przez kilka e-maili :) 

Jeśli spotykam tych ludzi np.: na spotkaniach firmowych lub na szkoleniach, to z reguły po usłyszeniu nazwiska już wiedzą, o co chodzi i relacje z nimi są naprawdę dobre :) 


Niektórzy z współpracowników mieli do mnie nawet pretensje o to, że jestem za bardzo miły dla ludzi, z którymi rozmawiam... pewnie dlatego, że oni sami tak nie potrafią ;) 


Także można wyjść z takiego bagna :) 

Już jakiś czas temu odciąłem się od ludzi, którzy mieli na mnie negatywny wpływ. Nie rozmawiam z nimi, nie spotykam się. Choć to w większości rodzina, niektórzy, to tzw. "najbliższa rodzina". To oni sprawili, że kiedyś byłem taki, jaki byłem. Nie chcę do tego wracać, dlatego kontakt z nimi jest mi zbędny.

Jeśli chodzi o znajomych, to jest ich niewielu. Są kumple, na których można liczyć w każdej sprawie, choć od dłuższego czasu nie utrzymujemy prawie żadnego kontaktu. Jak potrzebuję pomocy, wysyłam SMS i kumpel załatwia sprawę. Jeśli on ma problem - robi to samo :) Bez problemu pożyczamy sobie kasiorę, jeśli ktoś potrzebuje. Kiedyś pracowaliśmy razem, ale nasze drogi się rozeszły. To była najlepsza praca w moim życiu. Podobno do tej pory nas tam wspominają :D

 

Nie zależy mi na byle jakich relacjach, dlatego się nie staram. Jeśli widzę, że mam do czynienia z sensownym człowiekiem, to sam go wspieram i promuję jak tylko się da. W pracy jest taki jeden człowiek. Szef miał o nim nie najlepsze zdanie, ale wyprowadziłem go z tego błędu.

Nie chce mi się poznawać nowych ludzi na siłę. Nie muszę mieć znajomych. Naprawdę mam to gdzieś :)
Często nawet w knajpie, czy na jakiejś imprezie widać po prostu, że z kimś da się pogadać, jest jakieś porozumienie. Częściej z facetami niż z kobietami. Wystarczy usiąść przy barze i zawsze znajdzie się ktoś, z kim można pogadać :D 
Nie jestem specjalistą od duchowości, ale coś z tym jest. Znam ludzi, z którymi ni cholery nie potrafię nawiązać kontaktu. On ze mną też nie umie. Znam dobrze jego żonę i z nią dogaduję się przyzwoicie, ale z nim - nie da się. Nikt nikomu nie zrobił krzywdy, ale jest jakaś taka niechęć albo rywalizacja. Nie wiem. Z dwustu innymi osobami mam swobodny kontakt, ale z jednym człowiekiem - nie. Nie wiem, z czego to wynika.
Podobno to jest kwestia silnej osobowości. Obaj jesteśmy bardzo silni i rywalizujemy, kto jest silniejszy. - Nie wiem, nie znam się.

Wracając do tematu...

Kiedyś denerwowałem się na wiele rzeczy, później zacząłem sobie wszystko przestawiać w głowie. Robiłem rachunki zysków i strat, analizowałem, co robię źle. Sam w sobie widziałem problemy. Jeśli ktoś mnie krytykował, to nie plułem na niego, ale zastanawiałem się - "dlaczego on tak robi?"
Większość zachowań wynosi się z dzieciństwa. Ja naprawdę byłem popierdolony w wieku 20 lat. Teraz mam trochę więcej i mogę nazywać rzeczy po imieniu.
W wieku 20 lat byłem taki, jakim ukształtowali mnie rodzice. Później ja sam nad sobą pracowałem. Teraz jestem taki, jakim chcę być. Jest jeszcze trochę do zrobienia i niektórzy z tego forum strasznie mi wjechali na ambicje (taki @GluX) Ale co? - Ja nie dam rady? Inni sobie radzą, a ja sobie nie poradzę? - A ja wszystkim udowodnię, że są w błędzie! :)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam się za jakiegoś ynteligenta, ale cytat Ch. Bukowskiego jest mi jakoś bliski i chyba będzie pasował do naszego tematu.

Znalezione obrazy dla zapytania cytat charlesa bukowskiego o głupich ludziach

 

Sentencja tego wrażliwego "brzydala" w pewnym sensie tłumaczy sytuację, która dzieje się teraz na świecie. Teraz przewodzą praktycznie w każdej dziedzinie życia krzykliwe, chamowate durnie, ignoranci, którzy nie mają sumienia i żadnej wrażliwości.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@TPakal1 Powiem tak, z własnego doświadczenia:

Gdy wiedzę o świecie czerpałem tylko z telewizora i z mediów, to polityk wydawał mi się jakimś mędrcem, kimś wyjątkowym, niedostępnym.

Gdy miałem okazję porozmawiać z nimi tak na luzie, to często zastanawiałem się "co ten człowiek pierdoli?".
Zacząłem jeździć do Warszawy na Marsz Niepodległości i zupełnie zmieniła mi się perspektywa. Zrozumiałem, że polityk, to jest taki sam człowiek, jak my. Poseł, premier, prezydent. To jest gość, który znalazł się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie. Tyle w temacie.


A tak trochę poza tematem:

Byłem parę razy na rocznicy 10 kwietnia.
Zarówno 10 kwietnia, jak i 11 listopada było pełno polityków PiS. Szli prywatnie. Ludzie podchodzili do nich, ściskali ręce, rozmawiali. Wówczas rządziła PO - żaden nie wyszedł. Jeśli już, to byli okrążeni kordonem policjantów. To o czymś świadczy, jak dla mnie.

Antoni Macierewicz był kilka lat temu na dożynkach w gminie niedaleko mojego miasta. Nikt go nie wyzywał, nikt nie rzucał w niego kamieniami. Nie miał żadnej ochrony.
Myślicie, że przekupił wszystkich ludzi?
Nie! Na tym polega polityka. Jeśli polityk służy narodowi, to nie ma czego się obawiać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@TPakal1 Coś w tym jest. Kiedyś nad tym myślałem. Ktoś inteligentny będzie unikał bólu, więc z natury będzie kruchy, słaby. Słyszałem takie powiedzenie, że głupota jest jedną z sił napędowych życia. 

Wracając do tematu. Kiedyś zależało mi na tym żeby mieć masę znajomych, żeby mnie lubiano. Ostatnio jak zacząłem być bardziej świadomy, zauważyłem że: 

a) większość "znajomych" ma w tym jakiś interes/ nie jest to bezinteresowna znajomość, 

b ) nie potrzebuję akceptacji innych, otoczenia żeby czuć się fajnie. 

Zostawiłem garstkę ludzi. Poza tym lubię być sam :)

 

Edytowane przez X-ray
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to zawsze miałem ten problem z innymi ludźmi, że to co o mnie myśleli było dla mnie ważniejsze od tego co sam myślałem.

 

Typowa walka dziecka z niską samooceną o akceptację.

 

Teraz zaakceptowałem to u siebie i każdą interakcję traktuję jako naukę siebie i swoich emocji czyli inni są tak naprawdę przedłużeniem mojej świadomości bo okazało się, że reagujemy na ludzi wg pewnego klucza, który mnie osobiście fascynuje i coś w tym jest, że wyparte aspekty projektujemy na innych.

Edytowane przez icman
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed chwilą, Dobi napisał:

Byłem parę razy na rocznicy 10 kwietnia.
Zarówno 10 kwietnia, jak i 11 listopada było pełno polityków PiS. Szli prywatnie. Ludzie podchodzili do nich, ściskali ręce, rozmawiali. Wówczas rządziła PO - żaden nie wyszedł. Jeśli już, to byli okrążeni kordonem policjantów. To o czymś świadczy, jak dla mnie.

 

Mnie to osobiście nie dziwi. Platfusy okazali się wyjątkowo aroganckimi i interesownymi politykami, którzy faktycznie działali przeciwko swoim rodakom. Przykładów jest tak dużo, że zabrakłoby tu miejsca na wymienianie. Ale jeden rodzynek muszę zapodać: Pani E. Bieńkowska w rozmowie z P. Wojtunikiem, że za 6 tys. złotych to tylko idiota lub złodziej może w tym kraju pracować. Jaki to szczyt arogancji i jednocześnie odrealnienia. :(

Antoni Macierewicz był kilka lat temu na dożynkach w gminie niedaleko mojego miasta. Nikt go nie wyzywał, nikt nie rzucał w niego kamieniami. Nie miał żadnej ochrony.
Myślicie, że przekupił wszystkich ludzi?
Nie! Na tym polega polityka. Jeśli polityk służy narodowi, to nie ma czego się obawiać.

 

Chyba w naszym kraju ludzie zaczęli wreszcie rozumieć, który polityk jest przeciw swojemu narodowi, a który faktycznie coś chce dobrego zrobić. Przecież to, że Polacy wybrali PiS jest oparte na ogólnym niezadowoleniu wobec elit panujących na świecie i w Polsce, tego całego lewicującego brukselskiego towarzycha i amerykańskich demokratów. Stąd wygrana D. Trumpa w USA i chyba to nie koniec tych "niespodzianek". Może PiS to nie ideał, ale takie mniejsze zło. I obecnie niezbędne dla Polski. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najciekawsze jest to, że politycy PO bali się narodu już w roku 2010 i 2011. Wówczas dopiero co zdobyli władzę. Później debile wybrali ich na kolejną kadencję, czego zrozumieć nie potrafię.

Nie jestem zwolennikiem PiS, ale pomiędzy politykami tej partii, a tymi z PO jest naprawdę ogromna przepaść. To widać gołym okiem, nie tylko w rządzie, ale także w samorządach.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.