Skocz do zawartości

Cpt_Red

Użytkownik
  • Postów

    73
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Cpt_Red

  1. Nie znam się to się wypowiem A poważnie. Dla mnie to śliski temat (w sensie zarobku). Działki z rozpoczętą budową kojarzą mi się (i pewnie wielu innym) z jakimiś niekorzystnymi zdarzeniami losowymi dla ich właściciela - albo ktoś umarł i nie dokończył albo się rozwodzą ludzie i musza sprzedać, albo są bez kasy na skończenie itp. akcje. Ten "zestaw przypadków" powoduje, że potencjalny kupujący ma duże pole do marudzenia co do ceny. Po prostu może liczyć, że ktoś przyciśnięty życiem będzie musiał sprzedać tanio. Czyli ciężko o zysk. Dodatkowo jak już miałbym wywalać kawał kasy na dom to wolałbym wydać ją na projekt który mi się podoba a nie na coś już postawionego. Czyli kolejny punkt do marudzenia, że nie do końca pasuje, że trzeba zainwestować w przeróbki itp. itd. Ale oczywiście sytuacje są różne. Jak okolica ciekawa, projekt znośny czemu nie. Chętny powinien się znaleźć. Nawet, na wiosce gdzie mieszkają moi rodzice miał ktoś wykupione kilka działek i stawiał na nich takie same domki w stanie surowym. No i ludzie je brali. Pewnie kwestia ceny
  2. To prawda, Kiedyś owszem, dało się zacząć od przysłowiowego garażu i po latach zbudować markę, teraz to praktycznie niewykonalne. Bawić tak to się można hobbystycznie po normalnych godzinach pracy gdzieś indziej. Ot by sobie parę złotych dorobić. Ale faktycznie w narodzie jest taki pęd - nie znam się ale co to trudnego, będę biznesmenem. Był taki program w TV "Usterka" on dobitnie pokazuje ilu i jakich jest "fachowców". Natomiast co do brata Twojego, to niestety musi zejść na ziemię i pogodzić się, że najpewniej zacznie od samego dołu. Jakaś corpo-produkcja bo tam mają ssanie zawsze na ludzi na linie produkcyjne. Ale jak jest trochę kumaty, zna angielski i najważniejsze będzie mu się chciało pracować to da się tam awansować. U nas w firmie ludzie potrafią zostać brygadzistami, zwalniają się czasem miejsca w biurach. Albo wyżej można by zaryzykować, skoro studia ma. Jak obsługuje komputer to celować w stanowiska logistyków, planowanie produkcji itp. To są fuchy w większości firm gdzie nic nie trzeba umieć, wszystkiego Cię nauczą na miejscu. Wystarczy by za niską stawkę się zgodził zacząć i pewnie ogarnie. Rok, dwa doświadczenie zebrane i można już coś lepszego kombinować.
  3. Tu się z kolega @Wolumen zgadzam w 100%. Propozycje otwierania swojego biznesu jak najbardziej ale na pewno nie z partyzanta. Uczyć się na samochodach klientów, robić remonty mieszkań, nie mając wprawy uważam za niepoważne. Jestem pewien, że wszyscy co to tak ochoczo proponują to jakby znaleźli się z drugiej strony i to im taki "zawodnik" by kafle krzywo odwalił czy popsuł coś w aucie naprawiając inną część to by inaczej mówili. Oburzenie by było wtedy, że ujowi fachowcy, nie znają się a kasę biorą. Zresztą mówi się mądrze "mierz siły na zamiary". Sam trochę się znam na naprawie samochodów (jakieś proste sprawy), ciekawiło mnie lakiernictwo (kupiłem sprzęt i nawet ze 3 fury swoje pomalowałem) ale do głowy by mi nie przyszło otwierać biznes i chcieć za to kasę. Widzę po sobie, wprawy brak, czasowo mi to wychodzi tak, że bym nic nie zarobił w tym tempie. A przy samochodach jak co do czego dochodzi to się okazuje, że zawsze jakiegoś narzędzia zabraknie, coś pójdzie nie tak. Spieprzysz na swoim trudno, a na cudzym... Dodatkowo nie opowiadajcie - koszty narzędzi też swoje robią. Kluczami z marketu to sobie można w jednym aucie parę śrub odkręcić a później się okazuje, że przy drugim aucie już się wyrobiły i się ślizgają. Nie wchodząc nawet w kosztach legalnego otworzenia biznesu a nie garażyku na tyłach domu. Jak już o tym lakierowaniu zacząłem to koszta kabiny, zgody środowiskowe to w setkach tysięcy chodzą. A w garażu to się można bawić chwilę, aż Cię sąsiedzi podpie... i zobaczysz jaka kara jest. Zmieniając temat. Propozycje prostych prac dorywczych by zbudować CV za to jak najbardziej ok. Można cokolwiek robić ale ładnie to później w słowa ubrać na papierze i już inaczej to wygląda.
  4. Taka droga - stawianie celów i pokonywanie przeszkód do jej osiągnięcia owszem mocno motywuje wielu ludzi ale też ma swoje pułapki. Jeśli cel osiągniesz za szybko to co? Chwila szczęścia i znów pustka. Co wtedy? stawianie kolejnego, trudniejszego celu i znów gonienie za nim? Droga bez końca. Z drugiej strony jak wybierzesz cel za trudny i przeszkody piętrzące się przed nim będą Cię w kółko spowalniać, zniechęcać, będzie to trwało za długo bez rezultatu. to też można mocno się zdołować. Psychika w którymś momencie siada, znużenie przychodzi, zniechęcenie. I gdzie to odnalezienie szczęścia :)
  5. Jeżeli komputer nie jest jakimś naprawdę przedpotopowym zabytkiem a czymś pokroju Pentium Dual Core czy podobne AMD i ma opcję posiadania z 4 GB pamięci to nie ma się co bać nowszego systemu. Do zastosowań jakie wymieniałeś nawet na takim sprzęcie da się używać spokojnie Win 10. Owszem dobrze by było trochę zainwestować ale nie są to jakieś kosmiczne kwoty. Pamięć rozbudowac do 3-4 GB (na 2 GB tez pójdzie ale to jednak trochę mało :)) i koniecznie wymienić dysk na SSD. Koszt z 200 zł max (dysk 128 GB z 80zł a pamięć zależy ile musisz dołożyć GB). Sam stawiałem na takich "gratach" już ze 3 windowsy 10 i wszystkie działają ok. Oczywiście trzeba mieć rozum i czasem chwilę poczekać jak się przegnie, naklika, naotwiera coś wymagającego Wiem, że osobie starszej, przyzwyczajonej do XP może się być trudniej przestawić na nowe ale bez przesady. Skoro jeden system umie obsługiwać to i tu sobie poradzi. Myszką rusza się tak samo i klika na ikonki Z drugiej strony - Lubię starocie ale używanie teraz Win XP (w zastosowaniach domowo-internetowych) to jednak męka i proszenie się o kłopoty. Przecież tam większość programów nie działa już, nie aktualizuje się.
  6. Zaskoczę Cię. Sprawy domowe w sam raz w żadnym stopniu nie rzutują na moje rozterki. Na ten moment mam je dobrze poukładane i na nic się nie uskarżam (niezwykłe jak na opisywane tu na forum, historie). Owszem, jak na standardy polskie to może i dziwne życie prowadzimy - bo każde z nas ma swoją dużą przestrzeń wolności, swój własny dom, swoją kasę. Powoduje to, że wspólne sprawy lepiej smakują i zgodnie je prowadzimy (wiadomo, nic nie jest idealne ale nie o tym tutaj). A nawet jakby było jak piszesz to cóż... nic nie jest wieczne, nie ma co rozpaczać
  7. 46 rok idzie Prawda co piszesz. Na starcie życia mało kto ma jasną wizję co chce robić i łatwo ulec poradom, presji środowiska. Nie mam tu do nikogo pretensji, takie środowisko rodzinne było, takie czasy, że większość patrzyła za "normalną" robotą a nie uważała, że z artyzmu da się wyżyć. Jakbym synem artystów był to pewnie los by sie inaczej potoczył Szkoda faktycznie, że później kiedy jeszcze człowiek był młody i łatwiej było coś zmienić się nie zdecydował. Do większości rady wolałbym się jednak nie stosować ale rozumiem przekaz Zmiany pewnie muszą nastąpić i nastąpią. Nie wyobrażam sobie robić do końca życia to co obecnie. Może gwałtownych ruchów zawodowych tu i teraz jeszcze nie zrobię (najpierw muszę wyprostować finanse jak wspominałem) ale myślę, że to kwestia czasu, aktywniejszego poszukiwania czegoś innego. Poza tą "nudną" robotą, która mam wrażenie, że właśnie najbardziej mnie tłamsi, wiodę jednak ciekawe życie i ciągle widzę w nim potencjał. Cóż pozostaje spiąć d... i jednak zrealizować projekty jakie chodzą mi po głowie. A nóż, któryś zaskoczy :)
  8. A może po prostu wydziwiam bo mam za dobrze? W każdym razie mam wrażenie, że od pewnego czasu postępuje u mnie taka beznadzieja życiowa. Widzi się swoje błędy, stracone szanse a ciężko zadziałać by coś przerwać, poprawić. Dołuje mnie to i zniechęca do działań. Jak coś zaczyna mnie kręcić to szybko mi przechodzi i chcąc działać w tym (bo pewne tematy jednak wydają mi się ciekawe) to muszę się zmusić by kontynuować. Zastartuje, idzie przez chwilę i znów pad. Męczące. Nie chcę tu wpisywać długiej, smutnej historii mojego życia ale może coś nakreślę by łatwiej było radzić (w punktach na + i do nich - ). Na pierwszy rzut oka jest dobrze 1. Jestem wykształcony (wyższe, w teorii dobre, techniczne sprawy), języki obce znam. Potrafię zadziałać w wielu zakresach (taki ze mnie człowiek renesansu). Na komputerach, grafice komputerowej coś się znam, Trzeba coś naprawić, postawić jakąś konstrukcję (drewniano-ceglaną :)) ogarnę. Przy samochodzie sobie sporo zrobię (blacharstwo, lakiernictwo). 2. Od 15 lat pracuję (w korpo). Płacą znośnie (absolutnie nie super ale ciężko dostać tyle w innych miejscach, w obecnych czasach). Robotę mam poukładaną, w sumie w 4 godziny się wyrabiam, później pozostaje ściemniać. Teraz dodatkowo co drugi dzień home office co mi pasuje bo jeszcze bardziej idzie się poobijać. 3. Życiowo posiadam Żonę i dziecko. Nie mam dzikich akcji jak niektórzy. Dogadujemy się dosyć, jakieś wspólne zainteresowania mamy. W zwyczajnym toku (teraz korona to trochę zaburzyła, więcej w domu się siedzi) widzę ją w weekend więc nie ma okazji na awantury, jakieś kwasy. No majorka 4. W tygodniu mam więc sporo czasu, który przeznaczam na pasje (niedochodowe niestety). Pisałem w różnych wątkach że lubię coś tam zbierać, kolekcjonować. Dodatkowo kręci mnie bieganie, któremu dużo czasu poświęcam. Udzielam się w internecie, prowadzę bloga o bieganiu, coś tam próbuje na youtubie wrzucać. Druga moja aktywność to fotografia. Też ciekawe i lubię (otarłem się o profesjonalizm bo kasę od ludzi brałem). Ciekawe rzeczy ogólnie, zajmujące i rozwijające. No to w czym problem, że tak super nie jest? 1. W sumie mam wrażenie, że minąłem się z powołaniem. Nie robię absolutnie tego co by mnie kręciło. Widział bym się bardziej w sprawach artystycznych. Nie udało się jednak za małego tego rozwinąć (a i do takich rzeczy przydałoby się wykształcenie, wiadomo poza geniuszami którym nie jestem). Zwyczajowo rodzice podpowiadali coś tam, cisnęli i w to poszedłem. Te techniczne klimaty. Niestety nie przekonało mnie to, nie pracowałem nigdy zgodnie z wykształceniem i raczej szans nie ma bym chciał. Najgorsze, ze we wszystkim co umiem/lubię osiągam taki poziom amatora-rzemieślnika. Odtwórczego bardziej. Niby potrafi ale nie na takim poziomie by można np. przekuć to w szanse na życie, zarabianie. 2. Robota jednak z jednej strony nudna i powtarzalna, z drugiej stresująca, w bałaganie. Co gorsza zaczynają przebąkiwać, że powinienem pewne sprawy robić od A do Z A to w obecnym miejscu bardzo trudne. Są różne przeszkody, jakieś niezgodności, specyficzne problemy. Widzę, że trzeba by się dużo znów uczyć by to w ogóle zrozumieć, zapamiętać. A może być i tak bez sukcesu - będę łatwym celem na zgarnianie wtedy wszystkich niepowodzeń innych (no bo skoro ja robię od A do Z znaczy ja zrobiłem zle). Ogólny klimat pracy też słaby. Ekipa mniej fajna niż kiedyś. Ciężko mi trochę się z tego wyrwać. Próbowałem swego czasu jakiegoś biznesu ale chyba nie jestem do tego stworzony. Pewnych szans (dawno, dawno temu) nie wykorzystałem. Teraz (parę lat temu) próbowałem rozwinąć sprzedaż w necie. Nie ogarnąłem jednak tego. Przy dwóch pracach (bieżącej i biznesie) zbyt mnie to męczyło, nie poświęcałem temu należytej uwagi. Skończyło się stratami finansowymi, jakieś kredyty jeszcze spłacam. Brak na ten moment poduszki finansowej czyli musze być ostrożny z jakimiś nagłymi ruchami zawodowymi. Szacuję, że około rok mogę stanąć stabilnie finansowo i próbować jakichś większych ruchów. 3. Tutaj ok, nie ma się co czepiać i analizować. 4. Tu mam zaś ogólny jakiś zjazd motywacji. Od paru lat ale w 2020 jakoś wszystko mega siadło. Np. mniej biegam (mimo, że regularnie), słaba dieta i od razu 8 kg więcej. Zdrowie przysiadło, kolana mnie zaczęły boleć. Jedno działa na drugie i jest beznadziejnie. Wspominałem o fotografii - miałem swego czasu aspiracje zarobkowe (nawet jakąś kasę z tego miałem). I zdechło. Nie chce mi się coraz częściej czegoś po prostu zacząć robić. Jak ruszę ok, wciąga mnie i przez chwilę jest fajnie. Coraz częściej jednak marnuję czas oglądając bzdety w necie i tak leci dzień za dniem. No i właśnie. Co robić? Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady czy się walnać w łeb, że wydziwiam? Zacisnąć zęby i małymi kroczkami wrócić do tego co lubię, co mnie kręci. Ktoś poradzi, powie co jemu pomogło.
  9. Próbuj więc. Sam blog na początek to idzie ogarnąć. Jeśli uda Ci się zachowac regularność i się za szybko nie zniechęcisz można z czasem rozwijać to w celu zwiększenia zysków $$.
  10. Czasy gdy wrzuciło się w internet cokolwiek (w skrócie :) tekst, zdjęcie, film, głos) i szybko zgarnęło na tym majątek to już raczej minęły. Jeśli nie zaoferujesz faktycznie czegoś odkrywczego to z typowych tematów nie wyciągniesz kasy bez żmudnej, długotrwałej pracy. Tego budowania marki, jak pisano Ci wyżej (do tego trzeba mnóstwo wytrwałości, wielu się szybko zniechęca). Na każdy temat w sieci jest mnóstwo treści więc czemu to odbiorcy mieliby płacić Tobie. Dodatkowo podniósł się znacznie poziom - trzeba dać profesjonalne zdjęcia, dobrej jakości video, głos czy wartościową treść. Trzeba działać kompleksowo - rozreklamować swoją stronę wszędzie (FB, Youtube, Instagram itp. itd), znać się na pozycjonowaniu stron jeśli mają Cię znaleźć. Zmierzam do tego, że jeśli chcesz zarobić to musisz poświęcić temu naprawdę dużo czasu i środków a przy tym wcale nie ma gwarancji sukcesu :) Żeby nie było, iż zniechęcam tylko :) Twój pomysł nie jest zły. Temat, jeśli sprawnie go zrealizujesz, jest ciekawy. Ja bym poszedł jednak najpierw w stronę Youtubea. Takie filmy o życiu w różnych miejscach dalej mają branie i masz szanse na szybkie, największe zasięgi. Bloga natomiast nie wolno jednak skreślać (mimo, że to dość stara forma przekazu już). Ja bym widział go jako Twoje centrum dowodzenia :) FB i inne strony strasznie tną zasięgi, bez $$ wiele tam nie osiągniesz. Czyli w social mediach dajesz zajawki, "reklamujesz" się jak się da a na blogu możesz rozwinąć stronę biznesową - konkretnie coś już oferując. A dla ciekawych teraz trochę liczb i faktów z życia :) 6 lat temu uznałem, że też zrobię sobie bloga o tym co mnie ciekawi czyli o bieganiu. To był czas gdy bieganie było na topie, chociaż "rynek" był już obstawiony przez strony z dłuższą tradycja i zasięgami. Bez jakichś wyrafinowanych działań sieciowych (optymalizacje dla wyszukiwarek, pozycjonowania itp) startowałem od około 100 wyświetleń na miesiąc. Teraz mam około 1000-2000 wyświetleń na miesiąc. Czyli dalej prawie nic :) Sporo tracę pewnie nie reklamując się w social mediach (FB, insta) ale to mój wybór - pracuję normalnie na etacie i uznałem, że po co mi gadanie i krytyka znajomych (a o to zawsze najprościej). Przez ten czas z samego bloga nie zarobiłem też nic (2 razy dostałem buty do testów a i to tak naprawdę z innego źródła). Szybko doszło do mnie, że zrobienie całości na profesjonalnym poziomie to robota na cały etat. Tyle czasu nie mam, odpuściłem. Piszę dla siebie, zdjęcia też robię na szybkości (mimo, że mam możliwości zrobić to lepiej - był czas, że na fotografii coś tam zarabiałem). Dodatkowo ja mam tak, że jak swoje hobby sprowadzam do zarobku/pracy to mnie szybko nudzi. Więc wolę dalej cieszyć się bieganiem niż ma mi to obrzydnąć bo cały dzień będę siedział klecił artykuły, robił foty, filmy itp. Ostatnio zrobiłem dodatkowo kanał na Youtubie gdzie daję filmy związane z bieganiem, sprzętem itp. Na blogu też są odnosniki do nich. Niektóre z nich dość szybko osiągnęły ponad 1000, 2000 wyświetleń czyli jest tu duży potencjał. To jest jednak jeszcze dłuższa robota jak ma być zrobiona dobrze, czyli też jednoosobowo ciężko wskoczyć na profesjonalny poziom.
  11. Dobrze mieć wizję co się chce, działaj w takim razie Ja uznałem, że MIG do moich amatorskich zastosowań wystarczy. Trochę już przy swoich gratach porobiłem i bardzo zadowolony jestem. Może nie zawsze spawy mi idealne wychodzą ale odpadać nic nie odpada a u blacharzy bym majątek zostawił jakbym chciał porobić to co już dokonałem.
  12. Jakiś stary temat chyba odkopaliście ale się dopiszę, może się komuś przyda Tańczyć warto umieć bez dwóch zdań. A jak tańczyć to oczywiście z partnerką W tym celu polecam na początek naukę czegoś co się nazywa - taniec użytkowy. Często też mówi się 2 na 1 W dużym skrócie to taniec jaki uskutecznia większość na weselach itp. Są film np. na YT, można zobaczyć o co chodzi. Jak szkoła dobra to uczą wariantów pod szybsze kawałki i spokojniejsze. Później warto dopiero uczyć się czegoś "normalnego"
  13. A czy jesteś pewien, że faktycznie ta Twoja firma wypali w przyszłości? Skoro ciągniesz to kawał czasu, a nie działa to może to tylko męski upór i brak chęci przyznania się do porażki? Warto się męczyć? Ja tam bym temat dobrze przemyślał. Życzę Ci oczywiście jak najlepiej ale boje się, że długo tak nie pociągniesz. Wg mnie robota na "2 etaty" jest możliwa tylko przez krótką chwilę, później trzeba wybrać/odpuścić. Ja "męczyłem" się podobnie 3 lata. Swego czasu robiłem na etacie i po godzinach próbowałem rozkręcać sprzedaż w internecie. 8 godzin roboty, w międzyczasie załatwiałem jeszcze swoje sprawy (jakieś domawianie towaru), Później pędziłem wysyłać u kuriera, na poczcie (póki czynne placówki). Po tym jeszcze odbierałem zamówiony towar, pakowałem. Wieczorem zaś wypadało siąść do PC i dodawać kolejne pozycje do allegro, sklepu internetowego. Sprawdzać ceny, co jest na stanach, znów zamówienie do hurtowni. Zero życia normalnego, przyjemności, czasu. Straszliwie mnie to w którymś momencie psychicznie zryło (zwłaszcza dlatego, że sprzedawało się słabo i w większości miesięcy byłem pod kreską). Straciłem zapał, coraz mniej uwagi poświęcałem firmie co równało się coraz mniej zarobku. Tylko zamiast szybko to zakończyć jak głupi próbowałem sobie udowodnić, że dam radę. I dokładałem z etatu... Nie warto tak wg mnie. Jedyna korzyść, że wiem jakie błędy popełniłem. Może teraz by mi lepiej to poszło (i się udało) ale jednak nie widzę możliwości i tak ciągnąć w taki sposób. Wolałbym zgromadziwszy stosowny kapitał zacząć swoją działalność i jej się poświęcić na 100%. Albo wyjdzie albo nie.
  14. To kolega zna sprawę Za dzieciaka straszliwie mi się takie sprzęty podobały. Jak się stanęło w sklepie przed ścianą takich "klocków" to przyjemnie chociaż było się pogapić, bo na kupienie szans nie było. Za to pamiętam jak z ojcem żeśmy pojechali pociągiem do Bydgoszczy (do Eltry) by tam w sklepie fabrycznym kupić taniej, pierwszą wieżę. Dylemat był czy wziąć z 2 kasetami czy z CD. Padło na 2 kasety bo płyt i tak żadnych nie miałem ani nikt ze znajomych nie posiadał jeszcze Magia wspomnień W każdym razie dzięki wszystkim za opinie, jest nad czym podumać i zastosować co lepsze rady. W sumie jak tak głębiej się zastanowiłem, to tylko więcej rozwagi i czasu mi trzeba przy niektórych tematach. Jak przeczekam "pierwszą chęć" to później rozsądek zwycięża. A zbierać to co lubię pewnie będę dalej, jednak to też człowieka rozwija, poszerza horyzonty.
  15. Tak myślałem nad tematem w międzyczasie i widzę, że straszne czasy nastały Wszyscy się doszukują jakiegoś podstępu, złych intencji darczyńcy. W sumie przykre. Jak sięgnąłem pamięcią wstecz to mój brat dostał auto za darmo od dziadka. Lat temu to było ze 19 i auto było zajechanym maluchem ale jaka to radość była dla chłopaka bo sam by sobie nieprędko kupił. Wujek z kolei z 5? lat temu dał furę (Seata jakiegoś) bratu swojej żony. Auto też było stare, wiele by za nie nie dostał a dał osobie biedniejszej. Jedyny kwas tego był taki, że czas jakiś później dzieciaki obdarowanego tłukły tego Seacika po polach. Wkurzało to wujka bo on dbał o furę a obdarowany nie docenił. Ale nikt nikomu wyrzutów nie robił, pretensji i roszczeń później nie wystawiał.
  16. To jest minus kupowania od rodziny Niezbyt później wypada narzekać, że sprzedali nam guano No ale autor wątku może auto dostać za darmo, więc inna sprawa.
  17. Może są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie, że chcą coś oddać za darmo :) Według mnie przyjęcie go żadnym wielką ujmą na męskiej dumie by nie było. Ty wiesz najlepiej jak żyjecie w rodzinie i co się możesz spodziewać po otrzymaniu "prezentu". Zawsze też można się zrewanżować czymś innym, nie pieniędzmi - pomóc w czymś, symbolicznie coś dać w podziękowaniu itp. Nie piszesz też ile to auto warte. Teraz takie czasy, że obcy ludzie nawet przy kupnie auta za 1000 zł potrafią wymagać kosmiczne rzeczy. To nieraz zamiast sprzedać problemowej osobie lepiej zezłomować albo dać za darmo rodzinie.
  18. Zbiory i ich wartościowość to kwestia bardzo umowna. Raz coś jest na topie, za chwilę moda mija i warte jest nic (albo dużo mniej). Nie dysponuje funduszami by kupować "prawdziwe" działa sztuki czy antyki więc ciężko to analizować pod względem finansowym ale: - tak, na wielu rzeczach co kupiłem nie straciłem i nie stracę. Nie taka jednak była do końca idea ich kupowania, - w sumie to co kupuję (sprzęt muzyczny, foto) używam więc daje mi korzyść życiową bo wiadomo finansową to nie. Elektronika zawsze traci na wartości. Ciężko trochę mi szczegółowo napisać co mnie najbardziej u mnie wkurza ale spróbuję na takim przykładzie z życia wziętym u mnie. Lubię biegać i używać elektronikę (zegarek z gps). Przyjmijmy, że topowy sprzęt Suunto czy Garmina kosztuje z 2500 tyś (może być więcej ale nie o to chodzi). 1. Myślę sobie, że to kupę kasy i nie wydam na raz (nie mam, kto to widział tyle wydać). 2. Po analizie co by było ciekawe kupuję zegarek A za 900 zł. Niestety okazuje się po czasie, że jednak mi coś w nim brakuje, Sprzedam za 700 (200 w plecy) 3. Wytrzymałem trochę i uznałem, że kupie na Aliexpress coś inne. Szkoda kasy wydać dużo to wezmę - zegarek B za 400 zł. Po czasie też nie jestem z niego zadowolony, sprzedaję za 200 (200 w plecy) 4. Kupuję kolejny, lepszy trochę za 500 (Zegarek C). Działa, ma co chcę ale słabo łapie GPS. Wkurzony sprzedaję za 300 (200 w plecy). 5. Obiecuję sobie, że tym razem kupię coś co mi podpasuje - Zegarek D za 900 Faktycznie jest ok, ma co chcę ale... niefart zepsuł się. Tu jak na złość wystąpił problem ze sprzedawcą - oszukał mnie mówiąc wprost i do tej pory nie mam ani zegarka ani kasy (900 w plecy) 6. Obiecuję sobie nic już nie kupować kolejnego ale dobra, przy okazji przedłużenia abonamentu tel. wziąłem zamiast aparatu kolejny (Zegarek E). Ten jest ok, działa nie powiem złego słowa. Przyjmijmy, że to kolejne 900 zł. Co otrzymuję finalnie? Mam dużą wiedzę co reprezentują sobą zegarki A-E. Jest to pewna korzyść, walor edukacyjny ale ... czy aż tak potrzebny? Mam za to zegarek za 900 zł na który wydałem 2400 zł! Czyli wystarczyło wstrzymać się trochę czasu i od razu kupić topowy sprzęt z którego pewnie byłbym zadowolony. Takie moje decyzje wkurzają mnie najbardziej. Nie zawsze jest aż tak żle ale wybrałem najbardziej jaskrawy przykład wtopy.
  19. Pasje w sensie aktywności jakiejś to prawda. Wiele nie kosztuje po początkowym zainwestowaniu (no wiadomo sprzęt po czasie się zużywa i coś wydać trzeba, ale rozumiem ideę). Kolekcjonowanie (czegokolwiek) jednak wydatki wymusza. Nie jest możliwe zbieranie rzeczy bez wydawanie na nie kasy, W sposób bezpośredni albo pośredni. Ogólnie sądzę, że każdy ma swój rozum, zainteresowania. Jakby ludzie nic nie zbierali to po latach nie miałby człowiek możliwości zobaczenia żadnych wytworów kultury,historii Bardziej ciekawią mnie sposoby innych na znalezienia idealnego balansu jak zbierać, kupować mądrze.
  20. Sporo biegam poza miastem (wioski czy tereny między nimi) i niestety spotkanie agresywnych psów nie jest takie rzadkie jakby się chciało. Nie dziabnął mnie jeszcze żaden ale na tyle często się to spotyka, że lepiej być przygotowanym. Najczęściej (i na szczęście) atakują małe kundle latające luzem. Co warto zrobić? Jak to możliwe zwolnić, ominąć jak największym łukiem (jak się da). Uciekać można ale jest ryzyko, że prowokujemy psa do pościgu. Mniejszą też mamy widoczność na przeciwnika i dziabnie z tyłu albo wyrąbiesz się i jeszcze sobie krzywdę zrobisz. Lepiej z reguły pomaga taktyka "ataku" a przynajmniej zaznaczenia, że się nie boisz. Stanąć, drzeć się (przekleństwo nikomu jeszcze nie zaszkodziło :)) i ostatecznie próbować kopnąć. Z dalszej odległości bardzo skuteczny jest gest podniesienia kamienia z ziemi (nawet jak go tam nie ma). Większość wsiowych kundli dobrze rozumie co wtedy może nastąpić i chęć ataku zmniejsza się. Jak na naszej drodze pojawi się jakieś wielkie" bydlę" to lepiej nie prowokować. Obserwując psa powoli i spokojnie wycofywać się, Finalnie po kilku stresujących sytuacjach jak niezbędnik uważam gaz pieprzowy. Dużo daje pewności siebie. Małe spraye nic miejsca nie zajmują a w razie W przydadzą się. Trzeba być jednak świadomym, że zasięg tego jest ograniczony, psa wcale tak łatwo nie jest trafić a jak będzie za mocny wiatr można sobie krzywdę zrobić
  21. Tak dla odmiany od spraw damsko męskich bo tych tu najwięcej Widzę zaczątki problemu z realizowaniem swoich pasji, zachcianek. Mam wrażenie, że posiadam coś na kształt "duszy kolekcjonera". Od zawsze praktycznie coś zbieram, kolekcjonuje. Wiadomo z czasem zainteresowania, pasje się zmieniają ale schemat zwyczajowy. Czymś zaczynam się interesować, zgłębiać tematy i powoli zbierać, kupować, ulepszać, wymieniać. Dodatkowo, trochę pewnie jestem też skrzywiony latami dzieciństwa (80-90). W domu nie mogę powiedzieć by coś mi brakowało ale jednak pewne rzeczy były poza moim zasięgiem. W momencie jak zacząłem zarabiać kasę włączyła mi się "chęć" posiadania tego wszystkiego i nie ukrywam często jej ulegam. Żeby był jaśniejszy obraz sytuacji powiedzmy, że najbardziej kręciły (kręcą) mnie tematy związane ze sprzętem muzycznym (tzw. duże wierze Technics itp), stare zegarki, fotografia. Lubię też sport - bieganie (zwłaszcza długie dystanse, ultra). Wbrew obiegowej opinii, że to dość tanie (prawda) jest też tu pole na wydawanie dużych pieniędzy (ciuchy, buty, plecaki, zegarki gps). Od pewnego czasu zastanawiam się nad kwestią tego, że w sumie dużo kasy tracę bez sensu. Zaczynam swoje działania zawsze rozsądnie a w którymś momencie coś się psuje i finalnie zawsze tracę. Nie jest to jeszcze (w mojej ocenie) jakiś naprawdę mega problem ale jednak zauważam coraz większe negatywy działania i to mnie martwi. Może ktoś ma podobne problemy i opowie jak sobie z tym radzi. Plusy i logika Nie można powiedzieć, że kasę przetracam bezpowrotnie jak na dziwki i alko Coś, realnego mi zostaje. W razie podbramkowej sytuacji sprzedając swoje zbiory część wkładu finansowego da się odzyskać. Na części pewnie bym i sporo zarobił. Np. te zegarki zbierałem jeszcze przed czasami gdy zaczęła się na nie moda i ceny poszybowały w górę. Taką monetyzację pasji zresztą prowadzę (staram się) od dawna. Ulepszając ciągle swoje zbiory nieraz kupiłem coś okazyjnie. Sprzedane na allegro potrafiło pokryć koszt moich kolejnych zabawek a i czasem coś w kieszeni zostało. W temacie fotografii próbowałem biznesu fotografa ślubnego. Coś tam zleceń miałem ale niestety jest to branża, która sama się zepsuła ostatnimi czasy. Dostęp do sprzętu spowodował, że każdy czuje się profesjonalistą. Brak jednak portfolio powoduje, że ludzie robią zdjęcia za darmo co zepsuło klientów. W tym momencie by zarobić trzeba być albo genialnym artystą (mi bliżej do rzemieślnika) albo co bardziej prawdopodobne - być długo w branży, mieć znajomości, rozpoznawalność i polecenia byłych klientów. Jeśli chodzi zaś o bieganie to prowadzę swoją amatorską stronę (bloga). Nie ma z tego kasy, nie uderzyłem bowiem w media społecznościowe (więc brak zasięgów gwarantujących zyski jak u lasek z insta ) No ale kupując sobie coś, mam przynajmniej nowości do opisania na stronie. Jest to dla mnie pewien wolny ale jednak rozwój. Poprawia się umiejętność pisania, systematyczność, zdobywam wiedzę jak co działa, o treningu itp. Minusy, problemy. Niestety zawsze w którymś momencie pasji coś się psuje i zaczynam wydawać głupio, co finalnie powoduje, że jestem na minusie. Przykładami operując: Kupowałem ten sprzęt muzyczny, zegarki po różnych giełdach, jarmarkach. Zaczęła się na to moda, ceny poszybowały w górę a jednocześnie coraz więcej złomu sprzedają. Jak wydawałem kiedyś 20 zł to trudno, przepadło. Ale wydać teraz 100 i więcej a okazuje się, że coś jest zepsute to większy kaliber wtopy. Naprawiać się nie opłaca, sprzedać uszkodzonego nie da się. Zaczyna się taki hazard na którym zawsze jestem w plecy. Nie do końca też wybieram mądrze. Niby się znam, wiem co potrzebuję ale jestem niecierpliwy i chcę często coś, już, teraz. Powoduje to, że kupuje nieraz za szybko, bez analizy aż do końca. Potem okazuje się, że jednak to co kupiłem nie spełnia moich potrzeb. Sprzedaję ze stratą i za chwilę kupuję lepsze. Dochodząc do wymarzonego poziomu takimi etapami, niestety też tracę finansowo więcej niż jakbym zacisnął zęby, poczekał i od razu kupił topową rzecz Martwi mnie też taki zaczątek zakupoholizmu. Większą radość sprawia sam proces analizy, wyboru, zakupu niż później posiadanie. Pobawię się trochę, rzecz idzie na półkę a ja znów zaczynam kombinować. A może bym jeszcze wziął to, wymienił, ulepszył. Podsumowując Jak pisałem na wstępie nie jest tak, że nie mam całkiem hamulców. Mam i staram się często sam siebie stopować. Nie wydaję całej kasy tak, że nie mam później na chleb Mimo to złe decyzje zakupowe są jednak problemem. Tracę i wkurza mnie, że zawsze do wszystkiego muszę dochodzić dookoła, dużo dłużej, drożej. Myślicie, że rozwiązaniem jest jest większa kontrola nad sobą? Czy też "pasje" zawsze oznaczają straty i trzeba się z tym pogodzić.
  22. Bardzo mądrze. Jest margines na ogarnięcie wysyłki i częściowo odpada kłopot z osobami, które później pieklą się czemu czekają dłużej na wysyłkę. Piszę częściowo bo niektórzy nie czytają warunków aukcji a później niezadowoleni i tak A tak z czystej ciekawości (bez wchodzenia w szczegóły itp). Piszesz, że masz bardzo dużo pozycji - integrację z allegro masz w jakiś sposób zautomatyzowany? W sensie, że nie musisz sam tworzyć ręcznie tych aukcji? Jak ja męczyłem się ze swoją sprzedażą to niestety ręcznie wstawiałem aukcje. Nie wiem czy wtedy nie było takich możliwości, czy po prostu byłem za słabo myślący by to jakoś ogarnąć Niemniej męka to była i niejako przez to (nie tylko) swój biznes położyłem.
  23. Skoro biznes ruszył to dobrze, życzę by tak było jak najdłużej Zastanawia mnie jednak czy na dłuższą metę czas wysyłki nie będzie jednak słabym punktem tego. Jakby nie liczyć przy mniej korzystnym spłynięciu zamówienia do Ciebie, klient musi parę dni czekać (3-4, jak nie więcej pewnie). Wydaje mi się, że ludzie teraz robią się bardzo wymagający w tym względzie. Biznesu to może nie położy, ale odbicie w komentarzach niekorzystne może mieć (jak faktycznie dużo będziesz sprzedawał). Sam parę lat temu sprzedawałem przez allegro na podobnej zasadzie co Ty i wtedy jeszcze taka wysyłka do 3 dni była w miarę standardem. Nie było też paczkomatów więc szło dużo zrzucić na opieszałość poczty Teraz wszyscy by chcieli jak najszyciej. Sam zresztą nie lubię długo czekać i się w duchu wkurzam jak dzień później od złożenia zamówienia nie przychodzi mi info, że sprzedawca już przygotował towar do wysyłki.
  24. Bądźmy szczerzy, przytoczony wyżej przykład 100 zł jedzenie na miesiąc + 200 na colę to wiele wspólnego ze zdrowym odżywianiem nie ma. Owszem da się ale myślę, że po kilku miesiącach takiej diety szybko można zobaczyć prawdziwe jej efekty. I wcale nie będą pozytywne Z moich. szybkich obliczeń wychodzi mi, że wydaję na miesiąc z zakresu 600-900 zł na jedzenie/chemię. System zakupowy stosuję kombinowany. Oczywiście jak na coś jest promocja i wiadomo, że się nie zepsuje to biorę. Ale w sklepie jestem codziennie przysłowiową bułkę, jogurt kupię na dzień, dwa.
  25. Przy takich założeniach sugerowałbym kupić drukarkę laserową. Coś z najprostyszych modeli HP (np. w stylu HP 107a jak nowe). A jeszcze lepiej poszukać używany laser - np. HP LJ 1010 -1015 - 1018 itp. Tonery do nich (zamienniki) są po około 20-30 zł i wystarczą na 1500 stron lub więcej. Żadnym atramentem tego nie osiągniesz. Drukarka atramentowa wg mnie ma jednak sporo denerwujących wad, które je dyskwalifikują: - jak stoi dłużej i nie używasz to zasychają tusze. Pół biedy jak to model z głowicą drukującą w pojemniku (jak np. HP) ale te z głowicami na stałe w urządzeniu często potrafią być po takiej akcji do wywalenia, - wkurzające jest wyrównywanie tuszy. Jak masz kolor + czarny to po postoju zaczyna czyścić głowice, wyrównywać tusze itp. akcje. Atramentu zużywa się w opór na nic, - jakość zamiennych tuszów jest dyskusyjna. Co gorsze często producenci dają teraz jakieś zabezpieczenia, zgłasza, że tusz nieoryginalny i nie działa to jak trzeba. Ja długo używałem drukarek atramentowych i w sumie ostatnio poszedłem po rozum do głowy, że mi to do niczego nie potrzebne. Zdjęć nie drukuję (też się nie opłaca, potrzebujesz to lepiej wychodzi zamówić w necie odbitki) a najczęściej sam tekst czy czarno-białe naklejki na paczki do paczkomatu Kupiłem sobie używany laser za 100 i jestem zadowolony. Jakość wydruku etykietek lepsza, działa i działa ... nie muszę dokupywać tonerów po 30-50 zł za szt. jak jeszcze niedawno,
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.