Skocz do zawartości

catwoman

Samice
  • Postów

    625
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez catwoman

  1. Myślę, że to po prostu przesyt. Koleżanka zapewne się zaangażowała, częściej niż Ty inicjuje kontakt, wychodzi z inicjatywą. A Ty podskórnie czujesz się do tego przymuszany... a człowiek z natury nie lubi być zmuszany i przed tym ucieka. Pożądanie karmi się tajemnicą, niedopowiedzeniem i tęsknotą. Teraz już tego nie ma, do tego panna zaczyna Cię osaczać. Zapewne gdyby była badziej niedostępna to bardziej by Ci się nie chciało. Gierki nie wzięły się znikąd, taka nasza ludzka natura. Chcemy tego co niedostępne, a jeśli coś nam łatwo przychodzi to nie doceniamy tego. Pomyśl czym dla ludzi była siatka pomarańczy w PRL, a czym jest dzisiaj. Jeśli coś jest łatwodostępne to tego nie cenimy, choć to nadal ten sam "produkt". Jeśli panna nie przystopuje (a podejrzewam, że gdy Ty zrobisz krok w tył to ona zrobi kolejny krok w Twoim kierunku) to kiepsko to widzę. Rozwiązaniem byłoby gdybyś okazał przy niej słabość, temperatura od razu spadnie 😉
  2. @maggienovak doceniam szczerość i świadomość własnych ułomności, to rzadkie cechy. Masz 26 lat, więc na szczęście na dzieci jest jeszcze trochę czasu... wiem jednak jaki to dół gdy Twoje marzenia spełniają się komuś innemu. W temacie dzieci też nie chciałam czekać... trochę jednak musiałam. Suma summarum rodziłam w wieku 29 i 31 lat, a jednak daleko mi do tytułu "najstarszej matki w klasie" Jeśli zarabiasz minimalne wynagrodzenie to może czas zmienić pracę? Nie wiem jakie masz kwalifikacje, ale rynek otworzył się na pracę zdalną i dzięki temu nie jesteś w żaden sposób ograniczona lokalizacją. Ja od lipca pracuję w korporacji IT, cały proces rekrutacyjny odbył się online, do tej pory nie byłam w biurze. Wiem, że wyjście ze strefy komfortu jest bolesne i uwierz, że po 10 latach w zawodzie nauczyciela myślałam, że do niczego innego się nie nadaję. A jednak jakoś poszło. Oczywiście jako początkujący pracownik kokosów nie zarabiam, ale jednak znacznie lepiej niż w szkole. Przyznam jednak, że przez całe wakacje toczyła się we mnie wewnętrzna walka. Wiem, że możesz nie chcieć pracować w korpo, ale w ostateczności jak będzie sraczka zajdziesz w ciążę i na przywoitych warunkach przejdziesz na L4 i macierzyński. Jak się dobrze wstrzelisz w ciążami to przez kilka lat będziesz "siedzieć" w domu na koszt ZUSu. Polecam ;] Jeśli masz znajomych, którzy zarabiają przyzwoicie możesz ich podpytać czy ktoś nie szuka dobrego pracownika, obecnie trudno o takich.
  3. To samo pomyślałam Po urodzeniu ważyłam trochę ponad 3kg, ale nie wiem ile dokładnie, nie zapadła mi w pamięci ta informacja. Z ciekawostek - przyszłam na świat przez poród pośladkowy, kiedyś nie było to wskazaniem do cesarki i mama trochę się musiała pomęczyć... Moja starsza córka również nie była obrócona główką w dół, co było wskazaniem do CC.
  4. Szczerze to nie do końca rozumiem emocje wokół tego tematu. O ile dobrze pamiętam był kiedyś temat o grzechach głównych polskich mężczyzn, teraz jest o kobietach... z resztą, nawet gdyby nie było takiego tematu... To, że "większość Polek" jest taka, sraka i owaka nic nie mówi o mnie. To, że ktoś napisze że Polki "chujowo gotujo" nie znaczy, że moja kuchnia jest słaba (jest OK, ale bez uniesień). To, że ktoś napisze, że Polki karmią dzieci syfem nic nie mówi o mnie. Jeśli ktoś napisze, że się nie myją to też nic nie mówi o mnie. Po pierwsze każdy z nas obraca się w jakiejś bańce, najczęściej ludzi podobnych sobie, choć oczywiście różnie to bywa. Stąd może się mu wydawać, że "90% Polek...". Ja znam niewielu ludzi którzy głosowali na PiS, a jednak poparcie w sondażach utrzymuje im się całkiem spore. Znaczące powinno być to co myślą na Twój temat ludzie, którzy Cię znają, na ogół to jest najbliższe prawdy. Sami o sobie myślimy jak najlepiej, więc do tego radzę mieć podobny dystans jak do tego co przeczytacie na forum @Amperka szanuję za postawę na zebraniu rodziców...
  5. Ależ ja się żadnym heroizmem nie szczycę. Dobro w życiu przyszło do mnie zarówno ze strony kobiet jak i mężczyzn, niekiedy zarówno dobro jak i zło szło od tej samej osoby. Odnoszę wrażenie, że starasz się dopasować to co tutaj przeczytałeś do swoich poglądów i "jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów".
  6. @Iceman84PL mając na uwadze post założyciela, o tym właśnie miał być ten temat, nic więc dziwnego, że dziewczyny o takich gestach pisały. Gesty wobec znajomych mężczyzn (nie uzwględniam gestów wobec męża😞 -pożyczanie kasy -chronienie komuś dupy w zeznaniach na policji -odwożenie nawalonych kumpli do domów -jakieś drobne przysługi typu sesja zdjęciowa ukochanego psa -zajmowanie się synem kolegi gdy był jego "tydzień", przedszkole miało przerwę wakacyjną a znajomy musiał iść do roboty -podczas festiwalu wyszłam z synem znajomego z koncertu bo młody miał już dość, a jego ojcu zależało na tym koncercie (ja też wolałabym tam być, ale nie był to dla mnie najważniejszy koncert tego festiwalu) -okazywanie wsparcia emocjonalnego, wysłuchanie (tak, niektórzy faceci lubią się wygadać) To mi przychodzi na myśl, pewnie gdyby się zastanowić znalazłoby się tego trochę więcej.
  7. @Iceman84PL temat jest o gestach wobec OBCYCH mężczyzn. Jakich innych działań się spodziewałeś? Zaoferowanie bezdomnemu noclegu u siebie?
  8. Pierwsze lata są rzeczywiście intensywne, ale ja nigdy nie miałam rozkmin typu "po co mi to było". Jednak tuż po urodzeniu drugiej córki miewałam myśli, że może trochę za bardzo pospieszyliśmy się z rodzeństwem dla starszej... Noworodek przy 2-latku to było spore wyzwanie. Teraz jednak cieszę się, że dziewczyny są blisko (w tym roku skończą 6 i 4 lata), razem się bawią i dokazują. Inna sprawa, że pomimo dwójki dzieci nadal mam życie poza nimi. Wiadomo, nie ruszę w trasę po Europie za Rammsteinem, ale wciąż kilka koncertów w roku udaje mi się zaliczyć Zdecydowanie bardziej w tym temacie namieszał mi covid niż dzieci.
  9. Brwi robione przestarzałą techniką faktycznie wyglądają jak narysowane markerem, do tego po jakimś czasie zmieniają kolor i wyglądają słabo. Podobnie gdy brwi mają po prostu zbyt nasycony kolor lub kraykaturalnie wygięty łuk. Jeśli jednak linergistka ma odpowiadające nam poczucie estetyki to efekt może być subtelny i naturalny. Zdecydowałam się w ubiegłe lato na makijaż permanentny brwi i to były najlepiej wydane na siebie pieniądze w tamtym roku. Wcześniej miałam naturalne brwi, niestety kszałt słaby bo w załamaniu łuku brwi rosły "pod górę". Nie wiedziałam nigdy co z tym robić przy makijażu, więc był to najbardziej frustrujący jego element. Linergistka dobrała mi kształt brwi do twarzy i naprawdę spoko to wygląda. Przyznam jednak, że musiałam jej zaufać... bo gdy zrobiła mi rysunek wstępny czarną kredką (by lepiej było widać proponowany kształt) wyglądałam jak Angry Birds i zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić jak będzie z normalnym kolorem. A wyszło super i w zasadzie dopiero przy przejechaniu palcem "pod włos" widać, że to makijaż permanentny.
  10. @Lalkafajnie, że Wam się wszystko układa. Ta pandemia sprawiła, że rodzice nie posyłają już zakatarzonych i kaszlących dzieci do przedszkoli i żłobków, więc może córka nie będzie się zarażać tak jak moja. U nas była miazga, zanim córa poszła do żłobka ani razu nie miała nawet kataru, a w żłobku masakra. Nie pomagał jej na pewno fakt, że jest wcześniakiem. Przyznam jednak, że cora lubiła chodzić do żłobka, za dużo się co prawda nie nachodziła (łącznie cztery tygodnie) i chyba ja bardziej to przeżywałam niż ona. Fajnie, że możesz wynosić jedzenie z pracy, to duża wartość dodana Ja tymczasem aklimatyzuję się w korpo, po kilku przeryczanych dniach (moja standardowa reakcja na zmiany i pierdylion nowych infomacji) jest już lepiej i choć na razie głównie się uczę, to myślę, że jakoś się tam odnajdę. Pracuję od 7:00 do 15:00 z domu, więc też spokojnie idzie to połączyć z życiem domowym. A wolne wieczory są bezcenne (wcześniej wieczorami przygotowywałam się do lekcji).
  11. Z męskich wakacyjnych "outfitów" odrzuca mnie tylko goła klata w miejscu innym niż plaża. Niezależnie od tego czy jest to mięsień piwny czy kaloryfer.
  12. Ciekawa jestem jak to wyjdzie w praktyce Ja przy pierwszym dziecku wróciłam do pracy gdy starsza córka miała 15 miesięcy. Wydawało mi się, że dobrze mi zrobi "wyjście do ludzi". Tjaaa... Przemyślenia w pracy miałam takie, że "ja pie$&olę, zajmuję się cudzymi dziećmi a moje własne siedzi w domu z opiekunką". Przed dzieckiem byłam zaangażowanym pracownikiem, nie liczyłam czasu spędzanego w pracy. Po powrocie z macierzyńskiego robiłam minimum i od razu po pracy biegłam do domu. Opiekunkę mieliśmy super (mama mojej koleżanki, zajmowała się córką lepiej niż babcia), ale ja czułam, że nie tak powinno być. Próbowaliśmy ze żłobkiem, ale córka tak łapała wszystkie infekcje, że nie miało to sensu. Na szczęście ten "rozkrok" pomiędzy pracą a dzieckiem trwał krótko, po dwóch miesiącach od powrotu zaszłam w drugą ciążę (prawdę mówiąc chciałam zajść w ciążę szybciej, żeby w ogóle nie wracać, ale moja macica miała inny plan) i jak tylko lekarz ją potwierdził to poszłam na zwolnienie. Przy drugim dziecku podjęłam decyzję, że nie wrócę do pracy nim młodsza córka nie pójdzie do przedszkola. Zostawiłam sobie tylko doraźne zlecenia (wesela) żeby coś tam swojego mieć. No i 500+ Na szczęście moja pensja nie ma większego znaczenia w naszym budżecie domowym. Gdy obie córki były w przedszkolu pracowałam już na spokojnie, jestem wielką zwolenniczką edukacji przedszkolnej, więc do pracy wróciłam "na luzie". Oczywiście piszę ze swojej perspektywy, każda rodzina musi znaleźć swoje rozwiązania. Opcji bycia housewife'm nawet nie rozważam, jednak przebywanie poza domem przez 9-10 godzin dziennie też średnio mi się uśmiecha .Dlatego rozważam jedynie prace gdzie będę mogła pogodzić etat z obowiązkami domowymi. Stąd albo szkoła (jak dotychczas) albo korpo i praca zdalna. Chwilowo oba Myślę @Amperka że Twój brat dobrze kombinuje. O ile brak aktywności zawodowej przy małych dzieciach ma swoje uzasadnienie, to u osoby bezdzietnej nie znajduję powodów.
  13. @Amperka na razie nie dostarczono mi jeszcze komputera służbowego, zatem ciężko nazwać to pracą. Wczoraj podczas szkolenia BHP (online na prywatnym kompie) pucowałam lodówkę Żeby zrobić cokolwiek innego muszę mieć służbowego kompa, zatem korzystam z tego, że go nie mam 😉
  14. @Amperka mam podobne przemyślenia. Również bywało u nas w rodzinie różnie z kasą i pamiętam, że jak poszłam do pierwszej pracy i dostałam 1600zł na rękę to było "ja pier$^&olę, żyję jak król!" Bo jak potrzebowałam nowe buty to po prostu sobie je kupowałam. Wcześniej jak mi zimowe przeciekały to nakładałam worki na skarpety (sic!) i śmigałam. Bardzo doceniam dzisiejszy komfort finansowy i fakt, że tematu pieniędzy właściwie w naszym domu nie ma, jeśli zmieniam pracę by zarabiać więcej to dlatego, że chcę, a nie dlatego że muszę. Co do wychowania dzieci w tym duchu - pełna zgoda, choć siłą rzeczy dzieciaki mają więcej niż ja gdy byłam w ich wieku.
  15. @nowy00 branża IT Home office od początku ze względu na pandemię, normalnie musiałabym przez 3 pierwsze miesiące chodzić do biura. Fakt, znacznie zmniejszy się ilość wolnego, z drugiej strony to jest praca od-do i odpadnie mi wieczorne przygotowywanie się do zajęć, wymyślanie, drukowanie, laminowane pomocy itp. A i urlop wezmę kiedy będę chciała i np. koncert Rammstein w środku tygodnia na drugim końcu Polski nie będzie problemem Tym nie mniej obawy mam wielkie i kto wie co przyniosą najbliższe tygodnie, być może z podkulonym ogonem wrócę do szkoły
  16. Do tej pory pracowałam jako nauczyciel za zawrotne 3k na rękę (licząc stałe nadgodziny). Właśnie zaczynam pracę w korpo i będę startować z pensji 4k na rękę, ale szczerze mówiąc nie wiem czy jest to dobry ruch. Oczywiście możliwości finansowe o wiele większe niż w szkole, gdzie 4k zarabiałabym za minimum 6 lat i raczej już bez szans na więcej. Z drugiej strony w szkole jest mniej godzin, można dzieciaki odebrać o normalnej porze z przedszkola, wolne wakacje itp. Praca w korpo za to w domu, odpadają dojazdy, więc też jest szansa, że jakoś da się to pogodzić z życiem rodzinnym. Jednak wizja 8 godzin siedzenia na dupie mnie przeraża, praca w szkole jest aktywna - raz robię polski, raz matmę, raz gramy w piłkę, idziemy na spacer itp. Niestety zawsze dokłada się z własnej kieszeni żeby uatrakcyjnić zajęcia, co mnie irytuje, bo nie dość, że zarobki słabe to jeszcze kupuję pomoce dydaktyczne za własne pieniądze. Przyznam, że to u mnie teraz temat numer jeden. Plan jest taki, że w czwartek zaczynam pracę w korpo. Jak po miesiącu stwierdzę, że w korpo uchodzi ze mnie dusza to od września normalnie pracuję dalej w szkole a z korpo rezygnuję. Życzę powodzenia w na jutrzejszej rozmowie @Lalka
  17. Oczywiście, że rozmawiałam, w klasie mam kilkunastu uczniów, znam ich sytuacje rodzinne dość dobrze, również dzieciaki chętnie się dzielą tym co się dzieje w domu. Po pracy dostaję od dzieciaków zdjęcia prywatne z wyjazdów czy zdjęcia ich zwierzaków, zatem aż taką zołzą (jak chyba odniosłaś wrażenie) nie jestem. A do szufladki "patologia" nie wrzucam tylko za miganie się od szkoły. Na ogół bardzo skracam dystans rodzic-uczeń-nauczyciel i zawsze podkreślam, że wszyscy gramy do jednej bramki. Owo "straszenie" sądem to po prostu informacja dla rodziców, że w przypadku gdy dziecko nie osiągnie frekwencji 50% będę zmuszona zgłosić sprawę do pedagoga szkolnego, a w dalszej konsekwencji do sądu. Informowałam, że bardzo nie chciałabym tego robić i każdorazowo odnosiło to skutek. Zdaję sobie sprawę z tego, że system jest wadliwy i pewnie są jednostki którym niechodzenie do szkoły wyszłoby na dobre, jednak na ogół rodzice tych dzieci nie maja im nic wartościowego do zaoferowania w tym czasie. Ale ja tylko w sprawie tego minimum interweniuję. Tego, że sukces szkolny nie jest prognostykiem sukcesu życiowego nie musisz mi mówić. Sama prymusem nie byłam, delikatnie powiedziawszy, a powodzi mi się całkiem nieźle. Powodzenie życiowe to wypadkowa wielu czynników, nie zamierzam tego spłycać. Faktem jest jednak, że o ile znam osoby które wyszły z biedy, to osób które by wyszły z patoli nie znam. Co oczywiście nie znaczy, że takich nie ma. Jak choćby w bestsellerze "Elegia dla bidoków" Swoją drogą, za dwa tygodnie ruszam do nowej pracy, totalnie niezwiązanej z edukacją, zatem będzie jednego strażnika systemu mniej
  18. Tak, nauczyciel wie lepiej od niewydolnych wychowawczo rodziców. Ale żebyś wiedziała o czym piszesz musiałabyś poznać te dzieciaki i te rodziny, niewypełnianie obowiązku szkolnego to jeden z wielu problemów.
  19. Aparat opresji zmusza biedne dzieci do nauki czytania, pisania, liczenia i do aktywności fizycznej... a mogliby spokojnie siedzieć w telefonach 😩
  20. Heh, @Lalka, jak to się zmienia. Pamiętam jak na początku swojej aktywności na forum mówiłaś o matkach, które ciągle gadają o swoich dzieciach... Oczywiście nie ma w tym nic złego, człowiek się zmienia. Tym nie mniej z perspektywy kogoś kto coś już przeżył takie zapieranie się "ja nigdy" dość zabawnie wygląda, prawda? Ciekawe jak jeszcze życie zweryfikuje nasze dzisiejsze poglądy.
  21. Akurat to, że trzeba mieć zgodę jest moim zdaniem dobre. Moim zdaniem to wręcz nieporozumieniem by było, gdyby mógł to robić każdy ćwierćinteligent. Nie zamierzam bronić systemu, jest jak jest, ale uwierzcie, że ludzie którzy nie posyłają dzieciaków do szkoły to nie są ci, którzy szczególnie przejmują się ich wykształceniem. Czy jestem/byłam częścią opresyjnego systemu? Być może, na tyle na ile mogłam dokładałam swoją cegiełkę, żeby szkoła była miejscem, do którego dzieciaki lubią chodzić. Opierając się na informacjach zwrotnych od rodziców i uczniów mogę powiedzieć, że w jakiś sposób mi się to udało, choć na pewno są rzeczy które mogłam zrobić lepiej.
  22. No właśnie w tym leży problem, wielu nauczycieli nie realizuje podstawy programowej tylko "przerabiają podręczniki", które często są przeładowane nikomu niepotrzebnymi informacjami. Podstawa programowa jest znacznie szczuplejsza niż programy nauczania. W nauczaniu domowym plusem jest to, że część bzdur można pominąć. Jakkolwiek coroczne egzaminy wydają mi się absurdem to z drugiej strony nie jestem pewna czy społeczeństwo dorosło do tego by sprawdzanie wiedzy ograniczyć tylko do egzaminów ósmoklasisty i matur.
  23. Spodziewałam się takiego komentarza. Jeżeli ktoś chce sam wychowywać dzieci to nie ma problemu - jest możliwość edukacji domowej, wówczas dziecko w szkole bywać nie musi, powinno jedynie opanować umiejętności przewidziane w podstawie programowej. Jeżeli jednak alternatywą dla szkoły jest oglądanie telewizji w domu, to na efekty nie trzeba długo czekać. A jakoś tak się złożyło, że dzieci nie chodzące do szkoły to jednocześnie te, które nie opanowały umiejętności chociażby czytania i pisania. Jak tak ma wyglądać opór wobec opresyjnego systemu, to już wolę ten państwowy kołchoz. Swoją drogą, po pierwszym porodzie leżałam na oddziale z matką bliźniaczek, również urodzonych przedwcześnie. "Chwaliła się", że lekarze po kolorze pępowiny poznali, że paliła w czasie ciąży. Oczywiście największym problemem nie były dzieci na oddziale intensywnej terapii, tylko to, że mamuśka nie miała jak się wymknąć na papierosa. Lekarzowi kłamała w żywe oczy, że odciąga mleko z piersi zgodnie z wytycznymi, a w rzeczywistości pobudzała laktację dwa razy rzadziej niż ja (pomimo, że uświadomiłam ją z jaką częstotliwością powinna to robić). Niestety to jak ludzie mają w dupie własne dzieci pozostaje dla mnie największą zagadką.
  24. Przez ostatni rok pracowałam w szkole i również spotykałam się z zachowaniami totalnie spoza mojej bańki, dla mnie niezrozumiałymi jako rodzica. W relacje małżeńskie nie wnikam (chociaż na nauczaniu zdalnym słyszało się to i owo), ale stosunek do własnych dzieci... Nierealizowanie obowiązku szkolnego (to 1 klasa więc rodzic musi przyprowadzić dziecko), dopiero gdy postraszyło się sądem to była jakaś poprawa (byle przekroczyć wymagane 50% obecności). Ubrania nieadekwatne do pogody - długi rękaw i rajstopy przy 30-paro stopniowym upale. Również dopiero moja interwencja to zmieniła. W śniadaniówkach słodycze. Notoryczny brak stroju na w-f czy przyborów. Gdyby nie to, że raczej nie zadawałam zadań domowych to pewnie i z tym byłoby słabo. Oczywiście to nie tak, że wszystkie dzieci tak były "zadbane", ale jak ktoś już olewał, to po całości. Oczywiście na facebooku zdjęcia dzieci i podpisy "moje największe szczęście"... Niestety smutna prawidłowość - im bardziej jesteś nieogarnięty tym więcej masz dzieci...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.