Skocz do zawartości

tony86

Użytkownik
  • Postów

    261
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    50.00 PLN 

Treść opublikowana przez tony86

  1. Przy złych doświadczeniach zawsze są dwie opcje - zrzucić winę na świat i zamknąć się na dany temat, albo wyciągnąć wnioski i spróbować coś zmienić. Celowo ubieram te słowa w język ogólnych truizmów, bo doświadczenie moje jest takie, że dyskusja z black pillem zwykle do niczego nie prowadzi, to jest konflikt na poziomie przekonań emocjonalnych. Natomiast, polecę Ci blog Milroha. Gość jest 6/10, 175cm, średnio hajsowaty, bez żadnej kwadratowej szczęki, a wystukał ponad 100 kobiet. Jest chodzącym dowodem na to że da się.
  2. A co z rozjechanymi emocjonalnie kobietami, przez bawiących się życiem mężczyzn? Powiesz im pewnie, że nie trzeba było brać bad boya. Tyle że taką samą radę można dać facetowi który poleciał na fajną dupę i olał czerwone flagi. Widziały gały co brały. Nikt nikogo nie zmusza do wchodzenia w związek, jak wejdziesz w relację z jakąś głupią dzidą to sobie taki krzyż pański sam fundujesz na własne życzenie. Że babom się nudzi w stabilnej relacji i odwalają numery - faceci też nieraz miewają kochanki i kryzysy wieku średniego. Dziwnym trafem, zazwyczaj się takie historie zdarzają gdy jedna ze stron się zapuści. I owszem, nieraz będzie tak że facet się zapuścił z uzasadnionych, etycznych względów - praca na rzecz rodziny, budowa domu itp. Albo się spantoflił, ale dlatego że nie mógł sobie poradzić z trudnym charakterem partnerki, ona sama naciskała, złamał się dla świętego spokoju. Ale jednak, suma sumarum - zapuścił się. A potem wjeżdża biologia na pełnej i nie ma wybacz. Cztery lata na forum, 2k postów, a red pill rage w pełni. Może już czas odpuścić?
  3. No właśnie, a przy nowym koledze poczuła się znów młodo. Wbicie się w życie towarzyskie mogło być już tylko tego skutkiem. Rollo Tomassi w swojej książce "Preventive Medicine" opisuje m. in. następujące etapy w życiu kobiety: - faza alfa: szukanie najsilniejszego faceta który zapewni jej najwięcej emocji - faza epifanii: szukanie bezpiecznego faceta, z którym może odchować potomstwo - faza alfa II: gdy dzieci już wstępnie odchowane, potrzeba bezpieczeństwa jest zaspokojna i znów poszukiwany jest facet od emocji Z tej perspektywy, Twoja kobieta pominęła fazę alfa I, ale jak widać nie powstrzymało ją to od wejścia w fazę alfa II. Oczywiście to tylko teoria, ale myślę że sensownie opisuje pewne "ciągotki" które na poszczególnych etapach życia odczuwa każda kobieta, czy im ulegnie czy nie to osobna kwestia. Z tego co opisujesz, Twoja ex pominęła fazę alfa I, od razu koncentrowała się na bezpieczeństwie, być może z uwagi na toksyczne otoczenie zapewnione przez rodziców - nie chciała tego samego doświadczyć, więc od razu szukała spokojnej przystani. Choć może i nie do końca, bo wspominasz że na parę lat się rozstaliście, spotykała się z kimś innym, a do Ciebie wróciła na kilka lat przed 30ką, co już pokrywa się ze standardowym timeline. Piszesz, że po drodze "miała kogoś", ale nie masz pewności ilu było tych "kogoś", albo czy typ nie był jakimś bad boyem. A kwestia rekompensaty za lata młodości - pewnie jakąś rolę też odgrywa, conajmniej w roli racjonalizacji. Ale to wcale nie znaczy, że gdyby młodość spędziła bardziej aktywnie to dziś zachowywałaby się inaczej. Do czego natomiast zmierzam - ano, takie zjawisko w przyrodzie występuje, doświadczyło go wielu mężczyzn. Czy mogłeś coś z tym zrobić, być może, ale nawet stając na głowie nie miałbyś gwarancji że ona nie doszłaby i tak do wniosku że "zasługuje na więcej z życia". Tutaj masz skót z "Preventive Medicine". Koleś na koniec promuje swój program "1% better", ale poza tym streszcza rzetelnie.
  4. To jest co do zasady odpowiednie podejście, tylko w pierwszej kolejności trzeba mieć odpowiednią dyscyplinę w realizacji ustalenego planu, oraz odpowiedni umiar i rozsądek, by cele nakreślać w wykonywalny sposób i nie chwytać zbyt wielu srok za ogon. A jeśli ktoś na dany moment jest w ciemnej, to efekt zazwyczaj będzie taki, że cele zostaną nakreślone dalekosiężne i ambitne (ze względów emocjonalnych), a wykon siądzie po kilku dniach i zostanie zmuła. Dlatego proponowałem, by zacząć od poprawienia swojej sprawczości i ogólnej organizacji czasu. Najpierw robić cokolwiek, by nie marnować czasu dziś. Potem, planować coś na dziś i jutro. I dopiero w kolejnym kroku zastanawiać się nad celami długofalowymi. Moje doświadczenie jest takie, że wszelkie ambitniejsze wizje są spoko jako dodatkowy dopalacz, który okazjonalnie dodaje skrzydeł, ale nie jest to mechanizm na którym można bazować na codzień. Dlatego najpierw trzeba ogarnąć zwykłą codzienność, która jest szara i nużąca, pozbawiona fajerwerków ambitnych wizji. Jak to powiedział Peterson, "najpierw pościel swoje łóżko".
  5. Jak zaczniesz coś ze sobą robić zamiast tylko siedzieć i myśleć, poczujesz kontrolę nad swoim życiem, jakąś sprawczość, i z emocjami będzie lepiej. I nie szukaj jakichś skomplikowanych mechanizmów psychologicznych które mają Ci wyjaśnić że jest jak jest i to nie Twoja wina, na cholerę Ci to, co Ci to daje. Pracuj z tym co masz, i się nie zastanawiaj czy jakbyś miał osobowość innego podtypu to by Ci szło lepiej czy gorzej. W to miejsce, zastanów się jakby mógł wyglądać smalltalk z ekspedientką ze sklepu. Może się uśmiechnąć ją skomplementować że ładne paznokcie chyba niedawno zrobiła, a może powiedzieć że już późno i pora jej do domu wracać. Albo, żeby pójść do kawiarni i zagadać jakiegoś typa co tu dobrego mają. Poćwicz sobie w głowie, potem spróbuj w realu, przerób takich interakcji z dziesięć. Potem będziesz myślał.
  6. @TommyGun Ta, już widzę to Twoje całe INTJ. Według MTBI Institute osobowść typu INTJ to jakieś 1% populacji, a tymczasem każdy piwniczak w internecie jest nagle INTJ. Bo zaznacza że w teście woli spędzać czas sam (bo inaczej nie umie), ale przecież jest racjonalny i inteligentny (no a jak), i zorganizowany też (znaczy byłby, ale wiecie, depresja). I w ogóle z niego taki mastermind, tylko ludzie go nie rozumieją bo są idiotami. Jak będziesz sobie takie racjonalizacje wkręcał i swoje ułomności wynosił na piedestał to sukcesu nie wróżę. Sam jestem introwertykiem, ale to znaczy tylko tyle że potrzebuje samotności by dobrze wypocząć. Więc jak jestem na kilkudniowym wyjeździe z ludźmi, to sobie wcześniej wstanę albo wieczorem wyjdę na spacer. Introwertyk nie oznacza od razu człowieka bez umiejętności społecznych. Osobiście uważam introwertyzm za super moc, bo nie przeszkadza mi w budowaniu życia społecznego, za to jestem znacznie bardziej od ludzi niezależny (co przydało się np. w covidzie, który spędziłem mieszkając samemu), a ostatecznie koszty utrzymania są dość niskie. A zatem, nie gadaj głupot że Cię ludzie męczą i ich nie rozumiesz, tylko zacznij z nimi spędzać więcej czasu, to odpowiednie umiejętności po prostu nabędziesz. Jak to zrobić - zapisz się na jakieś aktywności fizyczne. Taniec, piłka, boks, cokolwiek. Ruszysz dupę, nauczysz się czegoś, i ludzi poznasz. Do tego trenuj smalltalk, choćby z panią w sklepie. Kobiety na razie sobie odpuść, ręce Ci tylko pourywa, ni cholery nie jesteś gotowy. @Kiroviets doradził Ci divy i chłop ma rację, spuścisz ciśnienie i zaczniesz nabierać jakiejś maniery i pewności siebie z kobietami. Tylko nie chodź do żadnej więcej niż 2-3 razy bo się zakochasz zaraz, i mówię to całkiem poważnie. Przede wszystkim jednak, po prostu działaj. Od siedzenia na dupie nic się w Twoim życiu nie zmieni. W ciemno obstawiam, że fetyszyzujesz wartość swoich rozmyślań, i wydaje Ci się że gdybyś sobie tylko poukładał wszystko w głowie i znalazł odpowiednią drogę to będzie git. Otóż to tak nie działa, większość myśli to jest bezproduktywny quasi-racjonalny syf targany emocjami w tę i we wtę, z którego nic nie wynika. Puste trawienie emocji. Nie jesteś swoimi myślami. Jedyna wartość jest w działaniu, ono zmienia rzeczywistość, zmienia Ciebie i Twój sposób myślenia też. Nie wiesz co robić - to rób cokolwiek. Ogarnij swoją chatę, skrzynkę pocztową, jakieś stare papiery, bankowo masz masę rzeczy z którymi zalegasz. A jak już to zrobisz, wtedy pomyśl co możesz zrobić dalej - w sensie jutro, pojutrze. Nie mówię o Wielkim Planie Całkowitej Zmiany, tylko o tym co robić jutro żeby nie przeleżeć tego dnia na dupie. I nie oczekuj szybkich efektów, zanim się fajnie ze wszystkim ogarniesz minie pewnie ze 2 lata. Zatem, generalnie, w wieku 27-lat masz jeszcze czas. Ale siedząc na tyłku jesteś w stanie zmitrężyć dowolną jego ilość. Jakbyś zaczął coś konkretnego z sobą robić 2 lata temu, to dziś byłbyś innym człowiekiem. Ale zamiast tego lepiej było chodzić po polach i rozmyślać co w życiu poszło nie tak i co z tym zrobić.
  7. Fajnie. Wielu facetów po takich doświadczeniach zmienia nastawienie do kobiet w drugą stronę. A ja nie zdziwię się wcale jeśli się do Ciebie jeszcze odezwie. I wtedy zalecałbym daleko idącą ostrożność. Przykra sprawa, ale młoda rośnie na taką samą manipulantkę jak jej mama, więc nie spodziewałbym się z jej strony niczego dobrego, nawet jeśli zmieni swoje nastawienie i z pozoru będzie miła i otwarta. Nie jestem specjalistą od rozwodów, ale z tego co chłopaki to niekoniecznie musiałoby to tak wyglądać. O orzeczenie jej winy pewnie i tak nie byłoby łatwo, i coś mi się wydaje że sam fakt dysproporcji zarobków mógłby nie być wystarczający dla korzystnego dla Ciebie podziału majątku. Zresztą, o ile kojarzę to kwestia winy ma się nijak do spraw finansowych. Jakby miała więcej oleju w głowie, to skonsultowałaby się najpierw z prawnikiem i myślę że ten taki podpis by jej stanowczo odradził, także miałeś i trochę szczęścia. Nie wspominając już o tym, że są kraje w Europie i gdzie i alimenty na jej córkę mógłbyś jeszcze dostać. Pewnie różne sytuacje z tego związku rozgrywałeś w głowie nie raz. Jak teraz, z tym doświadczeniem, reagowałbyś na takie zachowania? Nie no, chłopie, co Ty mi tu gadasz. W samym okresie przedmałżeńskim z Twojej opowieści widzę ich już całkiem niezłe stadko. - sam fakt bycia samotną matką już jest wielką czerwoną banderą - opowieść o toksycznym ex, i brak uznania jakiejkolwiek winy po swojej stronie za rozpad poprzedniego małżeństwa, nawet jeśli typ był śliski - wejście w relację z tego typu facetem - historia małżeństwa jej rodziców - jak sam pisałeś, gdy zmieniłeś pracę na lepszą zaczęła z Tobą rywalizować - dziecko miało mieć wszystko co najlepsze i to na już - długa lista jej zachcianek, nie znam nikogo kto by na wakacje wyjeżdżał 4 razy w roku, a sam też pracuję w IT i wielu moim znajomym naprawdę dobrze się powodzi - generalnie, z tego co piszesz, to już przed małżeństwem byłeś traktowany jak bankomat, który się jej po prostu należy O wielu innych rzeczach pewnie nie napisałeś, a paru innych podejrzewam sam możesz do dziś nie dostrzegać.
  8. @Mariano-Italiano, dzięki za podzielenie się tą historią. Określenie "małża" jest myślę w tym wypadku wyjątkowo trafne, czytając miałem skojarzenia z alienem - tym w fazie wstępnej, gdzie po wykluciu z jaja rzuca się człowiekowi na twarz. To co w tej historii uderza, to upór i konsekwencja małży by zgnoić Cię na wszelkie możliwe sposoby, z całym arsenałem manipulacji psychologicznych, od shamingu po gaslighting. Nie wiem czy oglądałeś serię na temat manipulacji na kanale Musisz Wiedzieć, Twoja opowieść mogłby posłużyć za idealną ilustrację do wspomnianego opisu. Polecam uwadze, nawet jeśli teraz jesteś już tych mechanizmów świadomy, to i tak myślę że jeszcze parę lampek Ci się przy tej okazji zapali. I ten upór dziwi mnie tym bardziej, że nie było w tej historii żadnego innego faceta, jakiejś próby przeskoczenia na wyższą gałąź (co swoją drogą nie byłoby też proste, bo i tak trafiła wysoko). Bo takie historie często miewają taki wątek w tle, i się tego spodziewałem. A tymczasem, mamy tutaj wręcz pasję destrukcji, dla samego upodlenia i uzyskania pełnej kontroli, nie dziwię się że miałeś tutaj mindfucka. Myślę że ten problem wychodzi poza samą kwestię bycia samotną matką, ten aspekt spowodował tylko nasilenie objawów które wystąpiłyby i tak. I być może do tego właśnie zmierzała tamta Pani psycholog, gdy zapytała się jej o punkty wspólne z jej poprzednim małżeństwem. Kilka kwestii jeszcze mnie zastanawia. 1. Jak na tego rodzaju traumę, trwanie w tym związku przez 10 lat to naprawdę szmat czasu. To że się pozbierałeś, oczywiście dobrze o Tobie świadczy, z tego i z paru innych sytuacji które opisałeś wnioskuję że generalnie jesteś całkiem silnym mentalnie człowiekiem. I dlatego tymbardziej się dziwię, że na to wszystko pozwalałeś. Zazwyczaj w tego rodzaju historiach mamy do czynienia albo z facetem któremu oczy zaszły pusią, albo z kimś po prostu słabym psychicznie, przyzwyczajonym do uległości i bycia wykorzystywanym. A to nie jest Twój przypadek. Napewno dużą rolę odegrały Twoje przekonania na temat małżeństwa, ale wciąż, przed nim miałeś 3 lata na rozeznanie, i nie wierzę by okres demo bądź zakochanie trwało tak długo. Myślę że to jest temat do omówienia z psychologiem, czemu zainteresowałeś się taką akurat kobietą, dlaczego dałeś się jej usidlić, i dlaczego tak ciężko było Ci wyjść z tej toksycznej relacji. Intuicyjnie wyczuwam tu jakiś związek z Twoim trudnym dzieciństwem. 2. Te 10 lat to też i kawał życia dla jej (rozumiem, że już nie Twojej) córki. Niedaleko spada jabłko od jabłoni, widać już że i z niej nic dobrego nie wyrośnie, nie z takim przykładem roli kobiety i podejścia do mężczyzny. Z tego co opisujesz, to bardzo ochoczo zaczęła się włączać w schematy manipulacyjne, generując i swoje własne. Tu jeszcze dużo będzie jazd w tym układzie, i całe szczęście że to już nie Twój problem. No właśnie, Twój nie Twój, czy zamierzasz jeszcze utrzymywać kontakt z córką? Co byś zrobił, gdyby ona sama się do Ciebie odezwała, za rok albo dwa? 3. Jest tu też jeden element baśniowy - jej zgoda na rozdzielność majątkową, w momencie gdy już paliło się jej pod tyłkiem. Jakim cudem udało Ci się ją do tego przekonać?
  9. I co z tym fantem zrobić? Też interesuję się tym tematem. Mam teścia około 800, jak na moje 37 lat to wynik bardzo dobry, ale również nie odczuwam tego jakoś specjalnie. Trafiłem na kwestię receptorów, ale nigdzie nie ma informacji jak zmniejszać ich wrażliwość. @Tajski Wojownik z rzeczy pomniejszych, dorzuć sobie ćwiczenia kegla do codziennej rutyny, np. podczas mycia zębów. To właśnie mięśnie kegla utrzymują erekcję, pomaga też wydłużyć stosunek. Natomiast podstawową kwestią jest Twój mindset. Jeśli przed stosunkiem odczuwasz niepokój, to jest poważny problem, bo stres podnosi kortyzol, a kortyzol to zabójca erekcji, ile by teścia w żyłach nie krążyło. Z mojego doświadczenia - niegdyś sam też skupiałem się na przyjemności partnerki, i też miewałem problemy z erekcją. Nie na tyle regularnie by iść z tym do lekarza, ale jednak takie przypadki były. Jakość moich erekcji znacznie się poprawiła od kiedy przestałem skupiać się na przyjemności partnerki, a zacząłem na swojej. I nie tylko erekcji, życia seksualnego również. I paradoksalnie, po stronie kobiety również odczucia są lepsze, bo mam wówczas więcej energii, jestem bardziej dominujący, a to właśnie kobiety kręci najbardziej. Oczywiście, nie chodzi o to by parę razy włożyć w jednej pozycji i dojść, bo skupianie się na swojej przyjemności i tak można zinterpretować. Pracuj nad swoim warsztatem, eksperymentuj, wydłużaj stosunek, ale tylko w tym obszarze który Cię kręci, dla siebie, a pośrednio lepsze odczucia i ona będzie mieć. Nie kręci Cię robienie minety, to jej nie rób. Nie kręci Cię na jeźdźca, to tej pozycji unikaj. Rób to co lubisz, a ją traktuj jak swoją suczkę do wydymania. I będzie znacznie lepiej. Proponowałbym Ci taki eksperyment - idź na divy. U divy będziesz mógł skupić się wyłącznie na swojej przyjemności bez żadnych wyrzutów. A o problemy z erekcją nie będziesz się musiał martwić, jak wystąpią to pal licho, zabierzesz się i pojdziesz a laska będzie zadowolona że ma hajs za nic. I sprawdź, na ile wygląda inaczej Twoja sprawność w sytuacji gdy skupiasz się tylko na sobie i nie martwisz ani o nią ani o swoję erekcję.
  10. Dzięki za tę historię, ku przestrodze. A wniosek z niej jest taki - patusiarę ciągnie do patusów, jak rybę do wody. Takie są prawa fizyki i nie przeskoczysz tego, co najwyżej możesz rykoszetem w pizdę dostać albo i gorzej. Ta historia jest ekstremalna, więc trafiła do mediów, ale nie wątpię że jest masa innych historii, gdzie tzw. "dobry facet" bierze sobie jakąś patuskę, a potem źle przez to kończy.
  11. Jak pisali koledzy wcześniej, nie są to zachowania przypadkowe, ale wykonywane z premedytacją. Celem jest albo manipulowanie Twoimi emocjami dla wymuszenia jakiegoś zachowania, albo dla samej satysfakcji i zemsty. O przyczynach takiego pomstowania pisałem już wcześniej. I właśnie świadomość tej premedytacji powinna być dla Ciebie kluczowa. Jeśli spojrzysz na to z boku, na chłodno, to wyda Ci się to wręcz żałosne. Ładowanie tyle energii i pomyślunku w taki tymczasowy efekt, który ostatecznie nic jej nie da. Jak pacynka na emocjach których sama nie rozumie. Co więcej, jeśli masz świadomość tej premedytacji, i zdasz sobie z jej sprawę na emocjonalnym poziomie, przestanie mieć na Ciebie taki wpływ. Tak jest z każdą manipulacją - działa tylko wtedy, jeśli bierzesz ją na serio, traktujesz za zachowanie autentyczne. Proponuję Ci takie ćwiczenie mentalne - zastanów się, co mogłaby Ci powiedzieć, co mogłaby zrobić żeby zabolało Cię najbardziej. Ona przecież dobrze Cię zna. Pojazd po Twoim wzroście, wielkości kutasa, umiejętnościach w łóżku, pieniądzach, życiu zawodowym, relacjach, ogólnej męskości? Z takich kierunków spodziewaj się uderzeń. Wyobraź sobie jak mogłyby to wyglądać, i zrób sobie bekę z takich sztuczek. A co mogłaby zrobić? Może sprowadzić na chatę dwóch Mokebe, albo zrobić Ci kupę do butów? I jeszcze, to samo ćwiczenie, ale w drugą stronę. Ty też ją znasz, i jej słabe punkty. Co mógłbyś jej powiedzieć, żeby naprawdę zabolało? Jak sobie parę takich sytuacji w głowie przećwiczysz, to sobie uświadomisz, że owszem w takiej obeldze musi być ziarno prawdy, żeby trafiło, ale generalnie to aż tak w sumie o niej nie myślisz. I wreszcie, co z tym ostatecznie robić? Najprostsza opcja to po prostu ignorowanie. Ale w taki sposób, by widziała że po Tobie spływa. Możesz to nawet wziąć z uśmiechem, wyśmiać. Przypomina mi się video nagrane przez parę jakichś youtuberów z informacją o ich rozstaniu, niby miło spoczko, ale laska pod koniec nie wytrzymała i zaczęła po typie jechać, co on tylko wziął z uśmiechem "nie no jasne, oczywiście, co jeszcze nam śmiesznego powiesz". A druga opcja, jak laska przesadza, to oczywiście pojazd w drugą stronę. Co powiedzieć, jeśli wykonałeś ćwiczenia wcześniej, już wiesz. Jeśli do tego zrobisz to z uśmiechem i ignorancją dla jej zarzutów, to uderzy mocno. Przykład - jeśli ona nie wie co robiła z Tobą przez 12 lat, Ty nie wiesz czemu ją 12 lat ruchałeś, średnia twarz, małe cycki, płaski tyłek, brzydka cipka. Większość kobiet ma kompleksy na punkcie swojego wyglądu, a jak usłyszy od faceta z którym spała że ma brzydką cipkę to zapamięta na długo, i się zastanowi zanim kolejny raz będzie chciala Ci pocisnąć, wiedząc że potrafisz oddać. Ale to już taka opcja atomowa, pod rozwagę, sam takich technik nie stosowałem, więc nie wiem czy polecam. Wiem tylko że po lekturze Twojego postu miałbym taką chęć.
  12. Nie ma sensu skupianie się na dniach, to sprawa indywidualna. Generalnie powinieneś przygotować się mentalnie na to, że pierwszy miesiąc do dwóch to będzie rollercoaster - wachania nastroju, libido, motywacji. Będą takie dni, że nie będzie Cię podniecać absolutnie nic, motywacja i enegia bliska zeru, i ogólnie wczesny piątkowy wieczór ale najsensowniejsze co można zrobić to pójść spać. Albo będziesz nerwowy, zły bez żadnego powodu, i ogólnie walcie się wszyscy. Kluczowe jest to, by w tym okresie się nie złamać. Przy czym, przez złamanie mam na myśli sięganie po pornografię. Jeśli ciśnienie idzie po korek, i czujesz że wyruchałbyś paszteta z klatki obok z przetłuszczonymi włosami i bębnem do kolan, do zamiast się z tym męczyć lepiej ręcznie spuścić ciśnienie, na szybko i bez jakichś fantazji. Fajnie jakbyś w tym okresie miał już jakieś nawyki odnośnie aktywności fizycznej, biegi, pływanie, siłka, sporty walki, cokolwiek. To pomaga. A po tym czasie po prostu zaczniesz się czuć lepiej, będziesz mieć więcej energii i chęci do życia. I jak już zaczynasz czuć się lepiej, to naprawdę nie robi Ci różnicy czy całościowo ten proces zajmie 3 miesiące czy rok. W okresie wstępnym skupiasz się na tym by wytrwać w postanowieniu i pogodzić tę huśtawkę z obowiązkami codziennego życia. Potem, po prostu skupiasz się na swoim życiu, pojawiają Ci się nowe możliwości i potrzeby, to je realizujesz. Jeszcze jedna rada - w tym okresie początkowym, doradzam unikanie alkoholu. To jest najłatwiejsza rzecz na świecie, wytrzymać ze 2-3 tygodnie, mieć poczucie kontroli, potem wypić na jakiejś imprezie i ze zdziwiniem stwierdzić że wszystkie hamulce puściły, i tylko patrzysz na siebie z perspektywy trzeciej osoby jak pokonujesz wszystkie wcześniej ustawione bariery by sięgnąć po swoją używkę. Potraktuj to jak czas na antybiotyku, nawet możesz takiej wymówki użyć w towarzystwie.
  13. @Lamar oczywiście że objawy psychologiczne jakie wymieniasz są typowe dla uzależnienia od pornografii. Nie dopisujesz, ale w ciemno zakładam również że masz duży problem z tym by wypocząć. Normalny facet po ciężkim tygodniu może np. otworzyć piwo, obejrzeć jakiś film albo książkę poczytać, zapali fajka na balkonie pokmini chwilę i psychicznie jest odreagowany. W sytuacji gdy Ty masz rozwalony układ dopaminowy, normalne przyjemności dnia codziennego nie będą zapewniały odpowiednich bodźców, będą nudne. Koledzy wyżej generalnie dają dobre rady. Terapia w ośrodku uzależnień to generalnie dobry pomysł, choć akurat sam po takiej jestem (właśnie w temacie pornografii) i wspominam ją średnio, ale to było z 10 lat temu, inna była wiedza na ten temat, moi terapeuci uczyli się na naszych przypadkach. Popełniali błędy i w tym był problem, natomiast sama mechanika tego rodzaju terapii jest bardzo pomocna. Polecam też forum internetowe onanizm.pl, dobra grupa wsparcia, sporo historii, także mroczniejszych i z cięższym finałem. I jeszcze polecę, co dla mnie było jednym z kluczowych narzędzi - blokowanie porno. Kiedyś był dobry filtr K9, ale Kaspersky go wykupił i teraz jest z tym problem. Kojarzę temat, bo profilaktycznie taką blokadę mam założoną do dziś. Ja korzystam z open dns, ustawiłem sobie dnsy filtrujące porno na routerze, hasło do routera randomizuję, jedyna droga do uzyskania dostępu idzie albo przez restart konfiguracji routera, albo przez komórkę. Ale, jak sam już pewnie wiesz, przez komórkę to nie to samo, godzinnych sesji już nie zrobisz. A restart konfiguracji routera trwa. I o to w tym właśnie chodzi - kompletnie nie odetniesz się nigdy, ale jeśli utrudnisz sobie to na tyle, by uruchomienie sesji wymagało podjęcia szeregu działań, to chronisz się przed sięganiem po pornografię w sposób impulsywny. A z tym właśnie miałem największy problem - nawet przy odpowiedniej motywacji, dyscyplinie, obudowaniu nawyków et cetera, czasem po prostu strzelał impuls i człowiek leciał na automacie.
  14. Mam o Tate podobne zdanie. Jego przekaz jest redpilowy aż do granic karykatury. Ale właśnie to przerysowanie i celebrycka otoczka zapewnia mu dużą popularność, i wielu ludzi pierwsze zetknięcie z red pillem miała właśnie z shortów Tate. I takie mocne akcenty najbardziej dają do myślenia ludziom z zewnątrz. Więc robi dobrą robotę. Jego działalność biznesowa mnie nie interesuje, ale tak gwoli ścisłości to nie mam z tym problemu i nie widzę w tym nic złego. Bardzo ciekawa historia. Związek z himalajką to raz, ale jak do tego dodałeś jeszcze tę trzecią, to czapki z głów, to jest red pillowy hat trick i korona króla strzelców. Mógłbyś to jakoś rozwinąć? Takich doświadczeń za sobą nie mam (acz planuję zapisać się do WOT, zapewne jakoś na jesieni), ale z tą opinią się w pełni zgadzam. Gdzieś w wątku o depresji stwierdziłem, że gdybyśmy mieli wciąż obowiązkową służbę wojskową, to liczba przypadków depresji wśród facetów zmniejszyłaby się kilkukrotnie, i tę opinię podtrzymuję. W moim przypadku nie. I dlatego owszem potrzebuję innych drogowskazów. Ale staram się dobierać je umiejętnie. Nikt nie jest alfą i omegą, ktoś w jednym temacie może być dla mnie autorytetem, z czego nie wynika moje uznanie w innych dziedzinach. Dobrym tego przykładem jest Peterson, który moim zdaniem potrafi bardzo rozsądnie mówić na temat męskiej psychiki i wyzwań które mężczyznom stawia świat, a jednocześnie w kwestiach damsko męskich reprezentuje tzw. "cuckserwatyzm". Ale dobór autorytetów to generalnie trudna kwestia, i normalną rzeczą jest to że początkowe wybory będą nietrafne, stąd wśród młodych facetów nie brak neofitów różnej maści magików. Z Tate podobnie, w pewnych kwestiach warto go słuchać (acz dysponując też i bardziej stonowanym przekazem z innych źródeł dla porównania), natomiast jeśli ktoś uważa go za wyrocznię i jeszcze do tego płaci mu za jego kursy to po prostu popełnia głupotę. Jeśli takich potrzeb nie masz, bo odpowiednim autorytetem dysponowałeś już na starcie, to zazdro. To rzadki współcześnie przypadek. Oby nasze dzieci pod tym kątem miały lepiej
  15. Play stupid games, win stupid prizes. Uwierzyłeś w jej historie o mężu tyranie, a po czasie, jak to zwykle bywa, miałeś okazję zrozumieć z czego wynikało jego zachowanie. Otóż widocznie tej laski inaczej ogarnąć się nie dało, jak poluzować smycz to gryzie. Jak dziewczyna mi mówi że odeszła od faceta bo ją uderzył, to mi zapala się czerwona lampka - z jakiegoś powodu przecież ją uderzył, i jeśli nie był przemocowcem i alkoholikiem, to musiał to być dobry powód. Zbyt często faceci patrzą na historię kobiet tylko z jej perspektywy, bo ona przecież biedna słodka i pokrzywdzona. A tak poza tym, to chyba pisząc tę historię sam musiałeś ułożyć sobie w głowie obraz tej sytuacji, i powinieneś wiedzieć co robić. Odciąć się od szona żelbetonem. Dlaczego utrzymujesz z nią jakikolwiek kontakt, poza jakimiś kwestiami formalnymi odnośnie dziecka? I oczywiście życzę Ci negatywnego wyniku testu
  16. Oczywiście że tak, i nie ma w tym nic złego. Jasne, że lepiej jest rozwijać się dla siebie, ale realia są takie, że jeśli panna Cię zostawiła, to rodzi złość i żal, dodatkowy podlany Twoimi uczuciami wobec niej. I to są silne emocje. Możesz z tego tytułu robić coś głupiego - iść w tango, rozpaczać, trawić żale. Albo, zastanowić się czego Ci brakowało, i zacząć nad tym pracować. W pewnym sensie robisz to dla niej, i to daje kopa. Tylko istotne przy tym, by zdawać sobie sprawę, że obiektywnie temat jest zamknięty, i na dłuższą metę nie powinieneś mieć z nią nic wspólnego. Nawet jeśli teraz chciałbyś inaczej. I że zanim osiągniesz ten poziom, te uczucia zdążą już wygasnąć (oczywiście, o ile nie będziesz ich kultywować jakimiś fantazjami, ale zakładam że nie jesteś idiotą ani cuckiem). Czyli w efekcie, jako już lepszy facet, potencjalnie będziesz dla niej na tyle atrakcyjny, że ona może zechcieć wrócić. Tylko Ty nie będziesz już zainteresowany. Taki paradoks. Moje ostatnie rozstanie takiego właśnie kopa mi dało, na dobre 2-3 miesiące, także polecam. To wciąż energia do wykorzystania, tylko trzeba to robić świadomie.
  17. Nie szukaj jakiejś swojej indywidualnej winy w takim obrocie spraw. Większość historii rozwodowych powiela ten schemat, to rzadkość żeby udało się rozstać w zgodzie, zazwyczaj kobieta okazuje w takich sytuacjach pogardę, niechęć, nienawiść, bywa że w jakiś sposób się mści, nawet ze szkodą dla siebie. Dlaczego tak jest, są na to różne odpowiedzi. Jedna z nich to racjonalizacja, skoro dochodzi do rozwodu, i to ewidentnie z jej winy (zdrada), to nie mogąc takiej odpowiedzialności zaakceptować zrzuca ją na Ciebie. A w tym celu w jej głowie musi powstać obraz mężczyzny, który niby to był okej ale w rzeczywistości był potworem, nie nadawał się do życia, źle ją traktował, i tak dalej. A jak takiego traktować, no wiadomo. Innymi słowy, typowy efekt "mój ex był do niczego", tylko zmultiplikowany razy 100. Inne wyjaśnienie jest takie, że kobieta choćby podświadomie zdaje sobie sprawę z faktu, że jej wartości w oczach mężczyzn wynika głównie z jej urody, nierozerwalnie związanej z wiekiem. I jest to kapitał który w skali życia kończy się dość szybko. Zatem każda nietrafiona inwestycja jest bardzo bolesna, a im więcej czasu kobieta "straciła" na ostatecznie nieodpowiedniego faceta tym większy żal. W tej perspektywie, to czy ten facet był w porządku czy nie, nie ma żadnego znaczenia, bo to nie zmienia obrazu jej "strat". Niezależnie od tego z czego to zjawisko wynika (zapewne i z powodów wymienionych powyżej, i z paru innych jeszcze też), ono po prostu występuje w przyrodzie i musisz się z tym pogodzić. Nie szukaj winy w sobie. Pewnie warto też poczytać historie rozwodowe innych braci na forum, znajdziesz dużo analogii.
  18. A niby czemu mieliby to zrobić. Tu mieszkają od kilku pokoleń, tu mają swoje domy. W porównaniu z Rosją centralną, żyję się tu lepiej. Z tego co słuchałem wywiadu z jakimś profesorem z Olsztyna który się w tym temacie specjalizuje, mają już jakąś swoją lokalną tożsamość. I co, zapakujesz do badlęcych wagonów i deportujesz siłą? Zrobisz im na miejscu Wołyń? Udało się tak wypędzić Niemców po II WŚ z Prus i Śląska, owszem. Tylko to były tereny doszczętnie zniszczone wojną, więc argument "tu mają domy" przestał się walidować, bo tych domów już nie było. Na terenie Prus bardziej, na terenie Śląska mniej. I stąd do dziś w naszym parlamencie zasiadają posłowie mniejszości niemieckiej, to właśnie potomkowie tych Niemców którzy zostali na Śląsku. I dalej tam żyją. Analogicznie, dużo Polaków zostało za wschodnią granicą II RP, po tragicznie rozegranym pokoju ryskim. I mieszkali tam dalej, w Związku Sowieckim, do czasu operacji antypolskiej którą im Stalin urządził w latach 37-39. Nie jest łatwo się ludzi pozbyć.
  19. No nie, wcale to nie jest sprawa. Upchnąć synka do rady nadzorczej jakiegoś KGHM chciałby każdy, ale liczba miejsc jest ograniczona, a rywalizacja nie wątpię że zacięta. To nie muszą być od razu kompromaty, choć nie wątpię że nie wątpię że i takich przypadków nie brakuje. Wystarczy podsunąć jakąś dobrą dupę, cyknąć zdjęcia, najlepiej jak po wszystkim okaże się że laska miała jednak nie 18 a 17 lat. Ale to są wciąż przypadki indywidualne, ja mam na myśli podejście systemowe. Sporo naszych polityków jest po kursach i szkoleniach w zagranicznych ośrodkach, w Niemczech i USA, lub przy ich ambasadach. Dyplomaci, politycy, czy nawet urzędnicy na odpowiednio wysokim szczeblu mogą z jednymi politykami dogadywać się lepiej, z innymi gorzej, a w sytuacji gdy mają siłę przebicia w naturalny sposób każdy woli być w kręgu tych których lubią. To kwestia sumarycznej siły państwa, i wynikających z tego naturalnych konsekwencji dla codziennych relacji. Co nie znaczy, że nic się z tym nie da zrobić. Tylko trzeba chcieć.
  20. Nie rozumiem tej maniery nazywania naszych polityków idiotami. Wiele im można zarzucić z pewnością, ale napewno nie to że są idiotami. Żeby się przegryźć przez polską politykę, zbudować odpowiednie zaplecze i kadry, wreszcie sięgnąć po władzę, trzeba coś w tej bańce jednak mieć. Więc nie jest tak, że działają nieracjonalnie, i nie mają planów. Plany mają, tylko to są plany małe. Takie, żeby wygryźć rywali, samemu się nachapać, rodzinkę poupychać po spółkach, i nie oddać pola przeciwnikom politycznym. Kwestia polityki międzynarodowej pozostaje dla mnie zagadką. Niezależność to nie jest coś co "grube miśki" nam podarują jak uznają że jesteśmy na odpowiednim poziomie, to trzeba sobie wywalczyć, wynegocjować. Z jednej strony nasze aktualne elity mają jakąś mentalną skazę, takie ukąszenie Giedroyciem, które nakazuje im prowadzić gładką i przylizaną politykę wobec wschodnich sąsiadów, ale z drugiej strony, są świadomi ogólnych mechanizmów tej gry. Wystarczy posłuchać co na temat Amerykanów mówił Radek Sikorski z nagrań u Sowy i przyjaciół. Przypomnę też manewr z próbą wymuszenia na Amerykanach przekazania Ukraińcom MiGów, utknęło mi w pamięci bo to chyba pierwszy przypadek jaki kojarzę żeby polska dyplomacja pokazała jakieś zęby. Więc albo nasze karty są naprawdę słabe, albo jesteśmy po prostu otorbieni personalnymi zależnościami, i żaden polityk nie chce na siebie ściągać krzywego spojrzenia amerykańskiej i niemieckiej dyplomacji, bo źle by się to skończyło dla jego kariery. Obstawiam tę drugą opcję, bo takich jazd i poniżenia naszego państwa jakie było w czasach ambasadorowania pani Mosbacher inaczej sobie wytłumaczyć nie potrafię. Niemcom Królewiec tak samo potrzebny jak nam, czyli po nic. A doświadczenia z ciężkim bólem i furą siana władowaną w ostatecznie średnio udaną integracją dawnego NRD napewno dodatko nie zachęcają.
  21. To samo. Bieda, bardak, zacofanie, plus dużo ruskich, których przecież się nie pogoni w bydlęcych wagonach na syberię. Dostęp do Bałtyku już mamy, więc to dodatkowe województwo potrzebne nam po nic, a same tylko by były z tego problemy. I jako osoba pochodząca z Mazur mówię to z lekkim żalem. Bo Mazury bez Królewca to jakby z Mazowsza usunąć Warszawę, nie ma centrum wokół którego mogłyby się naturalnie rozwijać, są zatem w efekcie jedną wielką wsią z paroma miasteczkami tusrystycznymi, i pozą tą turystyką właśnie i rolnictwem nic tu nigdy nie będzie. Czasy pruskiej świetności można tylko pooglądać na zdjęciach. A szkoda, piękna okolica. I przypomnę tylko że Królewiec według planów Aliantów miał zostać do Polski przyłączony, tylko jego los decydował się w Jałcie, a więc w okresie gdy front zachodni nie był jeszcze nawet otwarty, i ich głos nie ważył. Najlepiej by było, gdyby Królewiec został odłączony od Rosji, jako samodzielna enklawa, pewnie z jakimś mocno zliberalizowanym prawem i podatkami, jaskinia hazardu i miejsce ucieczki kapitału. Takie Monako Europy Środkowej. Tylko znając ruską mentalność to duża szansa że zamiast Monako mielibyśmy pod płotem drugie Kosowo, rządzone przez wataszków centrum przeładunkowe w handlu dragami, bronią i ludźmi.
  22. Ktoś tu chyba przedawkował Wyborczą czy innego Newsweeka. PiS miał już wyprowadzić nas z UE, zaprowadzić dyktaturę, sfałszować wybory, ścigać prokuraturą kobiety za aborcję, oddać władzę biskupom, teraz ma nas wciągnąć w wojnę. Okej. Ja się PiSem brzydzę, zresztą tak jak i Platformą, ale z innych względów (w obu przypadkach tych samych) - socjalizm, żerowanie na niskich instynktach, serwilizm wobec zachodu, kumoterstwo, tumiwsizm, brak inicjatywy i brak odwagi. To nie jest jakieś Wielkie Zło, to jest małe chujowe zełko. Żeby zaciągnąć nas na wojnę, po pierwsze brak im jaj, a po drugie nie są idiotami. Nie są idiotami, dlatego nie wciągną nas do wojny, która mogłaby pokazać realną "siłę" naszego państwa z kartonu, i naszej betonowej armii na sowieckim sprzęcie. Na samym północnym odcinku frontu (Svatove, Kreminna) Rosjanie zgromadzili więcej sił niż liczy całe Wojsko Polskie. Na głupim 150-kilometrowym skrawku frontu. Brakuje im jaj, bo to nie są ludzie z jakimiś wielkimi planami w głowach. A szkoda. Bo może przyjść taki czas, kiedy faktycznie wejście do wojny byłoby dla nas opłacalne. Na przykład, jeśli front ruskim się załamie, ich armia pójdzie w rozyspkę, a zachód przestraszony wizją upadku Rosji odetnie Ukrainie kroplówkę. To byłby właśnie ten moment dziejowy na który czekały całe pokolenia naszego narodu, i wtedy trzeba było wejść i tę chołotę dobić. Albo przynajmniej wejść na Białoruś w celu "ochrony polskiej mniejszości", i założyć tam taki rząd jaki będzie nam pasował. No ale już to oczywiście widzę.
  23. No właśnie nie zrozumiałeś. Że do poważnej relacji tylko sensowną kobietę brać to i pijany wujek z wesela Ci powie. I sam w tym wątku parokrotnie wspominałeś że panna do LTR się nie nadaje. Więc i Ty wiedziałeś to już wtedy. To co powinieneś z tego wynieść - jeśli panna jest tylko do zabawy, ale zaczynają się emocje, to WTEDY robisz stop i narka. Numer blokujesz, potem kasujesz, to samo socjale. Twój błąd nie polegał na tym że wszedłeś z nią w poważną relację, jak już byłeś zaświergolony to wybór był i tak iluzoryczny. To jakby powiedzieć że ktoś spowodował wypadek po pijaku bo jechał za szybko, no nie, po pijaku nie powinien w ogóle się za kierownicę pchać. I próba ogarniania znajomości z krzywą panną jak po Twojej stronie odpaliły się emocje jest właśnie jak z jazdą po pijaku. I tak właśnie odczytuję Twój wniosek - jak następnym razem będę jechał po pijaku to będę uważał. Miałem kiedyś taki odjechany wieczór. Lekko podpity i rozczarowany wieczorem trafiłem do gogo. Trafiłem na tancerkę w moim typie top, panna się mną zajarała, po jednym drinku i jednym tańcu przesiedziała ze mną jeszcze 2h, na koniec poprosiła bym poczekał pod klubem i faktycznie wyszła. Z koleżankami. Potem wóda koks dalej. Potem została u mnie na weekend. A potem tę znajomość uciąłem, parę dni później, mówiąc jej wprost że z tego nic nie będzie. Panna miała czerwonych flag więcej niż na pochodzie pierwszego maja, do tego była needy emocjonalnie i kleiła się do mnie. A ja wtedy byłem po długiej posusze, i byłem emocjonalnie needy jeszcze bardziej. Jak siedziała obok mnie nad ranem w samej bieliźnie to miałem gęsią skórkę. a szpryca waliła w dekiel. Więc po upojnym weekendzie, wiedziałem jaki będzie ciąg dalszy - ja się zabujam, ona się zabuja, a potem ona mnie przeciągnie po ziemi i zostawi jak już będę na dnie. Uciąłem to w zarodku. A i tak jeszcze ze dwa miesiące mi po głowie chodziła. Jakbym tego wówczas nie uciął, to dziś na tym forum pisałbym dużo smutnych postów. I mówił pewnie żeby uważać kogo się bierze do LTR
  24. Jak ten wątek wyskoczył na pierwszą, założony 2020, to z ciekawości przeczytałem od początku. I tak podejrzewałem, że taki może być finał. Nic dziwnego że się tyle nie odzywałeś, doskonale wiedziałeś co usłyszysz, i jak widać byłaby w tym racja. I wątpię żebyś zrozumiał. Bo takich "teraz już wiem" w tym wątku z Twojej strony było już trochę. Rację miał jeden z braci, który zauważył że problem leży po Twojej stronie. Twoje posty w tej historii to jedna wielka huśtawka emocjonalna. A domyślam się że spowiadałeś się tu głównie z uczuć negatywnych, pozytywne były tylko markowane. Zasady w tej grze są proste. Jak panna się nie nadaje na LTR, to ograniczasz się do pukanka, a emocje trzymasz na wodzy. Jak szpryca uderza do głowy, i widzisz że tracisz kontrolę nad emocjami, to pannę odpuszczasz i ucinasz kontakt. Wszelkie "dobra, jakoś to ogarnę" w takiej sytuacji to tylko Twoja pycha i racjonalizacja emocji. A czemu nie ogarniasz, to inny temat. Niezaspokojne potrzeby emocjonalne, kompleksy, szeroko rozumiany syf w bani. Dlatego primo trzeba zawsze w pierwszej kolejności swoją kuwetę dobrze ogarnąć, potem się za dupy brać.
  25. Temat wpadł mi w oko, bo niedawno widziałem video na temat Johnego właśnie. Otóż przykro mi to powiedzieć, ale Johny Sinns, mimo że Brazzers zrobiło z niego wielkiego ruchacza, to blue pill i cuck. Historia wygląda następująco. Fanka odezwała się do niego na insta, wpadła, poruchane. Ale miała smaka, kobiece sztuczki, i chłopa usidliła romantycznie. W okresie demo nie miała problemu żeby z nim trójkąty i czworokąty robić. Potem poprosiła go by wkręcił ją w ten biznes, i się zaczęło. Primo, Johny może miał zacne lachony, ale grał w segmencie premium, więc generalnie bez hardcoru. Ona z tym problemu nie miała, paru kolesi w każdą dziurą, gangbangi te sprawy. Będąc z nim w związku. Po czym zdradziła go z jakimś innym aktorem, nie pamiętam już którym, akurat miał swój prime time i dostał AVN (taki branżowy oskar). A Johnego zostawiła, co on ponoć ciężko przeżywał. Także panowie, lekcja, taka, możesz być uber ruchaczem, a jak nie masz równo pod sufitem to i tak możesz dostać i rogi i po dupie od każdej laski. Warto wziąć do serducha.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.