Skocz do zawartości

ciekawyswiata

Starszy Użytkownik
  • Postów

    915
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez ciekawyswiata

  1. Tak, to prawda I Twój wpis z opisem tego studenta uważam za bardzo wartościowy. Uświadamia mi tylko tyle, co już wiem- że warto mieć plan i go realizować mimo wszystko, grać kartami, które się dostało i próbować maksymalizować swój potencjał.
  2. Dokładnie o to mi chodzi. I też nie chcę popadać w drugą skrajność- są osoby, które są dość ogarnięte, ale trzeba jasno powiedzieć, że tu dostali mieszkanie, tam coś jeszcze i nie jest to jakaś wiedza tajemna, a mimo wszystko takie osoby mają syndrom umniejszania pomocy, którą dostali na początku. Być może z perspektywy czasu wydaje im się mało istotna, podczas gdy dla przeciętnej osoby, taka pomoc wydaje się dość duża zmieniająca reguły gry.
  3. To co mnie denerwuje ostatnimi czasy to brak empatii i mierzenie innych swoją miarą, nieumiejętność postawienia się w cudzym położeniu. Temat jest dość szeroki, ale zauważyłem, że łatwo jest niektórym ludziom, którzy dostali jakąś pomoc na starcie życiowym, w postaci na przykład mieszkania, doradzać innym i mówić, że gdy ktoś zarabia X złotych miesięcznie i nie jest usatysfakcjonowany, to niech zmieni pracę i to jest jego wina, że jest w tym miejscu, gdzie jest. Może i po części mają rację, ale z biegiem lat widzę, że życie nie jest wcale takie czarno białe, żeby móc stawiać jednoznaczne diagnozy. Jasne, trzeba się starać grać takimi kartami, jakie się dostało i robić to jak najlepiej, ale ja mam wrażenie, że niektóre osoby lubią sobie oceniać słabszych finansowo zapominając, że sami byli od początku w lepszym położeniu ze względu na zamożność rodziny. Denerwuje mnie to, gdy ktoś patrzy na inną osobę z góry, a sam nie widzi tego, że to że jest w jakimś lepszym miejscu w życiu, wcale nie oznacza, że był nadzwyczajnie zdolny, inteligentny i pracowity, ale w przeważającej części wynika to z przyczyn zewnętrznych. Znam osoby, które naprawdę mają trudne życie, od początku dorosłości muszą zapierniczać na życie, pomagać rodzicom i ostatnią rzeczą, którą mógłbym powiedzieć to to, że to ich wina, że nie dorobili się mieszkania, nie mają fury w leasingu i nie ułożyli sobie życia, nie pokończyli dobrych studiów. Niektórzy są zupełnie oderwani od rzeczywistości i coś w tym jest, że "syty głodnego nie zrozumie".
  4. Może i tak, ale znam wcale nie tak mało przykładów takich osób, które osiągnęły sukces zawodowy i są singlami. Nie widzę tutaj jakiejś korelacji między byciem w związku a sukcesem zawodowym i prowadzeniem ciekawego życia. Zła partnerka i złe relacje mogą przeszkodzić. Dobra partnerka i dobre relacje mogą pomóc. Absolutnie indywidualna kwestia. Jednego rodzina motywuje, drugi osiąga sukces bez związku. Jeden jest wysportowany będąc w związku, drugi nie. Oczywiście, nie ma co demonizować kobiet. Dobry związek na pewno wnosi dużą wartość, ale też dla jednego posiadanie rodziny jest czynnikiem motywującym do osiągania sukcesu w życiu zawodowym, dla drugich niekoniecznie. Jest cała masa facetów, którzy osiągnęli sukces, a są singlami.
  5. Jakie jest Wasze podejście do treningu? W tym kontekście piszę tu głównie o treningu siłowym, chociaż może mieć to przełożenie też na inne dyscypliny sportowe. Podejście muszę progresować/trzymać się planu? Czy raczej podejście ważne, żeby utrzymywać formę? Wiadomo, że jak się chce być lepszym, to trzeba regularnie dokładać powtórzeń/ciężaru i pilnować skrupulatnie jedzenia. Z drugiej strony takie trzymanie się planu w życiu amatora jest bardzo trudne. Wiadomo, choroby, wyjścia ze znajomymi, wakacje, święta, wyjazdy, zapiernicz w pracy- raczej to nie ułatwia trzymania planu. Ostatnio doszedłem do wniosku, że jak już jest jakaś sylwetka zrobiona, to lepiej trzymać ten trening 2-3 razy w tygodniu na stałych obciążeniach i robić jakieś spacery niż ciągle być pod presją progresowania. Wiadomo, że to pewnie zależy od priorytetów danej osoby, ale generalnie się tak zastanawiam, gdzie jest ta granica w życiu amatora, gdzie zaczynają cierpieć już inne sfery życiowe spowodowane ambicjami sportowymi?
  6. Pewnie tak jest, tylko to też jest błędne koło, bo w ten sposób zawsze ktoś w tej rywalizacji wygra. Jak oglądałem Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Katarze, to tam padł motyw, gdzie stadion po meczu/czy po mistrzostwach miał być zburzony. Pomyślałem sobie- to jest kasa, to jest władza, a nie to, jakim somsiad jeździ samochodem. Gorzej jak ktoś z najbliższego otoczenia na przykład ma lepszy samochód, więcej zarobi i chce mi pokazać, kim to on nie jest, a jaki ja jestem mały. Cóż, powiedzmy sobie szczerze, że dla 99 procent społeczeństwa to tym czynnikiem niestety, ale są zasoby materialne.
  7. Zakładam temat, bo sam trochę tego nie rozumiem. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach każdy się z każdym porównuje. Zjawisko to widzę nawet we własnej rodzinie i mnie trochę dobija. Kto jakie ma auto, kto ile zarabia i co robi. Czuję na podświadomym poziomie jakąś konkurencję, presję, próbę wyścigu. I tak sobie myślę, jak się z tego wymiksować, jak po prostu mieć wyj... na coś takiego? Używając nomenklatury sportowej- to niestety, ale w tym wyścigu niektórzy jadą na wspomaganiu (pomoc rodziny, męża, żony), a drudzy są naturalami bez wsparcia. Sam mam też znajomych, którzy mają rodzeństwo, które wyszło dobrze za mąż i teraz kim to oni nie są, a kumpel choćby stanął na głowie, to nie ma szans dogonić siostry z mężem. I z jednej strony człowiek sobie analizuje sytuację, racjonalnie podchodzi do tego zjawiska, mówi, że każdy idzie swoim tempem, każdy ma inny start i nie świadczy o człowieku to, kto ile zarabia i czym jeździ, z drugiej strony jest chęć brania udziału w tym chorym wyścigu (może jakaś sportowa ambicja się u mnie włącza i tu jest problem). Mam wrażenie, że naprawdę ciężko jest być dzisiaj rozsądnym minimalistą, bo w oczach rodziny/znajomych uchodzi się za jakiegoś przegrywa. Teraz jest jakaś chora presja na posiadanie, zarobki, a czy nie ważniejsze jest dobre wykonywanie swojej pracy, służenie ludziom, posiadanie jakiejś tam satyfakcji z pracy, a nie ciągły idiotyczny wyścig, kto co ma, ile zarabia i kto jest lepszy?
  8. No tak, więc opowiadanie, że trzeba pracować więcej, żeby mieć więcej, nie jest do końca prawdziwe. Taka metoda może ma i sens, ale trzeba wiedzieć, kiedy ma właśnie sens, a sensu na pewno nie ma, jeżeli w Polsce pracuje się dla prywaciarza za marne stawki. Taką metodą można dorobić się co najwyżej garba. Powiedziałbym, że zamiast pracować dużo i ciężko, to lepiej pracować mniej, ale w sposób przemyślany. Po prostu trzeba wiedzieć, gdzie kopać.
  9. Ja uważam szkołę za stratę czasu. Nie mówię tu o nauczycielach, którzy de facto muszą się poruszać według jakiegoś klucza narzuconego przez system, ci są różni, jedni lepsi drudzy gorsi, tak jak w każdej grupie zawodowej. Co więc ten system mi dał? A no to, że musiałem przebywać w toksycznym środowisku znajomych ludzi, uczyć się przedmiotów, które do niczego mi się nie przydały i tracić na to potężną ilość czasu. Brak w szkole przydatnych przedmiotów, pełno zapychaczy i masa niepotrzebnej wiedzy albo wiedzy potrzebnej, której młody człowiek nie jest w stanie przyjąć ze względu na to, że jest za młody (analiza lektur chociażby). Do tego dodajmy absurdy- wymagania rodziców, żeby mieć ze wszystkiego 5 i 6 i czerwone paski? I po co to komu? Z tego co się orientuję, to czerwone paski kompletnie nic dawały. Na studia i tak liczą się wyniki matur. Już przemilczę, że w jednej szkole łatwiej o dobre oceny niż w innej. Więcej dała mi samodzielna edukacja w zakresie, którym się interesuję, poprzez czytanie książek niż użeranie się w szkole.
  10. To prawda. Nie ma jednej teorii wszystkiego. Ja mam wrażenie, że ludzie poszukują jakiegoś podręcznika do życia, który przyniesie jakąś odpowiedź tak jak planu treningowego po zrealizowaniu którego osiąga się sportowy wynik, Nie twierdzę, że to złe. Ludzie inteligetni szukają jakichś prawideł w świecie, również sam się na tym łapię, ale to nie jest takie proste. Tutaj można polemizować. Wiesz, jeżeli wejdziesz na forum miłośników jakiejś marki samochodowej, to jest większa szansa, że miłośnicy tej marki będą dostrzegać zalety tej marki, a umniejszać usterki. Prawdopodobnie może wystąpić też niedocenianie innych marek samochodów. Sam jeżeli otworzę szerzej oczy, to mam w otoczeniu ludzi, którzy są w udanych związkach. I mężczyźni w tych związkach ani nie są z bogatych domów, sami też nie mają jakiejś wysokiej pozycji społecznej i są normalni z wyglądu. Przebywanie w otoczeniu takich par powoduje, że zaczynamy wierzyć w mit, że każdy związek to cukier, miód i orzeszki. Przebywanie w środowiskach, gdzie jest pełno rozwodów i kłótni potęguje wrażenie, że tak jest w każdym związku. Tak więc ja uważam, że jakaś część związków jest szczęśliwa i jest to do zrobienia, ale trzeba mieć dużo szczęścia, żeby tak było, szczególnie w tych czasach. Dla mnie klasyczny dowód anegdotyczny to sytuacja, w której na przykład wygrywam bieg na 100 metrów z mistrzem olimpijskim, ale tylko z tego powodu, że mistrz miał pecha, bo naciągnął sobie mięsień w trakcie biegu i ledwo dotarł na metę. I na podstawie tego wysuwam twierdzenie, że jestem lepszy niż mistrz olimpijski i mówię sąsiadowi, że sam może spróbować, bo ten mistrz nawet nie dobiegnie do mety. W przypadku związków uważam, że jest trochę inaczej, bo jeżeli weźmiemy grupę 1000 ludzi i zapytamy czy mają w swoim otoczeniu szczęśliwe związki, to myślę, że spora część tych ludzi odpowie, że znają takie pary, a faceci w tych związkach nie są ani bogaci ani super przystojni.
  11. O tym, że u mnie się sprawdza i może ktoś ma podobnie. Nic więcej. Nie twierdzę, że każdy tak ma, ale myślę, że jednak większość ludzi nie jest w stanie pracować nad kilkoma aspektami życia w równym stopniu, bo to wymaga wiele uwagi i doskonałej dyscypliny jak i organizacji czasu. Ale oczywiście podziwiam takie osoby, które trenują, uczą się języków, prowadzą bogate życie towarzyskie i jeszcze osiągają poprawiają wyniki w pracy/biznesie. Ja uważam, że jest odwrotnie. Nie trzeba nie wiadomo jakiej wiedzy i wglądu w siebie, żeby szczerze się ocenić i powiedzieć sobie, gdzie leży aspekt życia, który najbardziej kuleje, a nad którym to aspektem praca przyniesie największe korzyści. Jak ktoś ma problem z pracą, to wie, że ten problem wymaga rozwiązania. Jak ktoś ma problem z relacjami, to wie, że musi uderzać w poprawę relacji. Uważam, że zdiagnozowanie tego nie jest aż tak trudne. Trudne jest szczere przyznanie się, że w konkretnym aspekcie życia mamy problem, który też wpływa negatywnie na pozostałe sfery życia i rozpoczęcie pracy nad zmianą. Nie twierdzę, że brak satysfakcji z pracy i finansów musi powodować powstanie nałogów, brak życia towarzyskiego czy powstanie nadwagi, ale może mieć. Uważam, że te sfery mogą mieć wpływ na siebie wzajemnie. Uważam, że słaba praca/toksyczne środowisko może być przyczyną na przykład palenia papierosów czy objadania się, a w konswekwencji nadwagi albo przekładać się na problem w relacjach towarzyskich w życiu prywatnym. Rozwiązanie problemów z pracą może znacznie ułatwić pokonanie nadwagi czy rzucenie palenia, ale nie twierdzę, że to się stanie automatycznie. Z tym się zgadzam. Ja mówię o zdiagnozowaniu w sensie udzielenia sobie odpowiedzi na pytanie- jaka sfera życia w tym momencie najbardziej u nas kuleje i praca nad którą sferą życia w tym momencie spowoduje, że jakość życia się poprawi. Czym innym jest jest już praca nad tą sferą, bo to wymaga już pewnych narzędzi, które nie każdy posiada, a pewnie większość nie.
  12. Bardziej chodzi mi o to, że zła sytuacja w danym obszarze negatywnie wpływa na pozostałe sfery życiowe i uniemożliwia lub bardzo utrudnia poprawę tych pozostałych sfer. Zła sytuacja w pracy wpływa na nasze zdrowie, złe relacje z innymi ludźmi, utrudnia zbudowanie dobrych nawyków żywieniowych czy utrudnia pokonanie złych nawyków (palenie papierosów, picie piwa). Więc zmiana pracy w takiej sytuacji jest czynnikiem, który ułatwia bądź nawet umożliwia pracę nad innymi aspektami. Tkwienie w tej samej pracy sprawia, że wpadamy w błędne koło uniemożliwiające poprawę pozostałych sfer życiowych. To samo dotyczy sytuacji, kiedy mamy na przykład nadwagę i próbujemy mieć lepsze życie towarzyskie czy nawet zawodowe. Często "tylko samo schudnięcie" spowoduje, że poprawimy relacje czy sytuację w pracy.
  13. Dzień wolny i takie przemyślenia. Każdy z nas znajduje się aktualnie w jakimś miejscu w życiu. W miejscu, z którego jest bardziej lub mniej zadowolony. Często próbujemy łapać kilka srok za ogon. W moim przypadku to się nie sprawdza. Uważam, że większość z nas wie, nad czym w życiu powinien pracować, żeby to życie było lepsze. Jest na pewno jakaś sfera życia, która kuleje najbardziej i właśnie to pracą nad tą jedną konkretną sferą spowoduje gwałtowną zmianę również pozostałych sfer. Być może to kontrowersyjna teza, ale moim zdaniem tak to właśnie wygląda. Oczywiście możemy sobie pracować całościowo nad zmianą samego siebie. Zacząć ćwiczyć na siłowni, uczyć się języków, rozwijać biznes, poprawiać życie towarzyskie, ale właśnie jedna najbardziej kulejąca sfera naszego życia uniemożliwia poprawę pozostałych. Poprawa tej najbardziej zaniedbanej sfery życia poprawia wszystko. A przynajmniej daje komfort i dobre pole do poprawy pozostałych sfer. Przykladowo jak mamy osobę, która nie jest usatysfakcjonowana swoją pozycją zawodową i finansami, to nad poprawą tego powinna się skupiać. Na nic zdają się w takiej sytuacji próby rzucenia nałogów, poprawy życia towarzyskiego czy dodatkowymi aktywnościami. Duża nadwaga będzie powodowała, że gorzej się czujemy w pracy, gorzej czujemy się w relacjach towarzyskich i będziemy nieustannie nad tym myśleć. Moim zdaniem szczere zdiagnozowanie tego, co najbardziej wymaga poprawy, sportowa złość, żeby to zmienić to najlepsza droga do poprawy całościowej swojego życia. Zapraszam do dyskusji. Czy macie podobne przemyślenia?
  14. Odpowiem dyplomatycznie, że w tej chwili 5-6 czyli przeciętny raz bywa lepiej a raz gorzej, ale często wskakuje z jednej strony na 3-4 (słaby, ale tragedii nie ma), z drugiej strony na 7-8 (bardzo dobry, wszystko się układa, nie mogę narzekać). Dlaczego tak? Często jestem na 3-4, ponieważ cytuję: Mam problem z tą kwestią patrząc na to, co się dzieje wokół, mimo że unikam jak ognia negatywnych treści z telewizji czy internetu, to siłą rzeczy widzę, że coś jest nie tak z tym światem i tę sprawczość tracę. Z drugiej strony czasami wpadam na 7-8, myślę, że zawodowo jest ok, mam lepszą kondycję niż znajomi w moim wieku, mam czas dla siebie. Sporo zrobiłem w tym roku.
  15. Lubię ten czas, wigilia, pewnego rodzaju zatrzymanie, świecące choinki. Chociaż zauważam też niesamowitą komercjalizację tych świąt, to mimo tego można skromnie je spędzić, zjeść kolację wigilijną i odetchnąć, zastanowić się nad tym, co było i jak chcemy, żeby wyglądał nowy rok. Dla mnie te święta są mocno nostalgiczne w przeciwnieństwie do Wielkanocy. Gdzieś mi się przypomina dzieciństwo i nic nie poradzę. Każdy ma swoje racje i też to rozumiem, bo nie sposób nie zauważyć komercjalizacji. Minusem jest też rozregulowanie stałego trybu- sport, dieta, pewne rutyny, Może się pojawić parę niepotrzebych kilogramów, no i wiadomo to wymuszone składanie życzeń i myślenie, komu tu złożyć życzenia, zadzwonić, napisać smsa, żeby się przypadkiem nie obraził. Z drugiej strony żyjemy w takich czasach internetowych, że zawsze to jakaś okazja, żeby się spotkać w bliskim gronie i pogadać jak człowiek z człowiekiem, więc to też plus.
  16. Z jednej strony z wiekiem czuję, że ten świat to dżungla i wygrywa sprytniejszy czy silniejszy. Z drugiej strony widzę, że ten świat nie jest taki zły, a my mamy jedno życie. Zauważam też, że świat nie jest czarno biały. Co mam na myśli? A no to, że nie każdy jest zły i nie każdy chce nas wykorzystać. Jasne, czasami tak jest i trzeba postawić granicę. Z wiekiem coraz mniej osądzam i coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że mogę nie mieć racji. Jestem mniej skrajny w swoich przekonaniach i opiniach. Nie wiem, kto jaki krzyż w życiu dźwiga. Staram się nie oceniać. Wstyd mi to przyznać, ale kiedyś miałem idiotyczne i skrajne przekonania. Na przykład bez większego namysłu oceniałem ludzi bezdomnych, że to na pewno tylko ich wina, że są bezdomni. Świat nie jest taki prosty, a ktoś, kto prosi nas o pożyczenie 2 zł na bułkę, może rzeczywiście potrzebować jedzenia, a nie alkoholu. Staram się pozywtynie podchodzić do ludzi i do świata, chociaż rzadko mi się to udaje. Pracuję nad tym. To chyba jedyna słuszna droga. W innym przypadku człowiek popadnie w depresję lub negatywne stany.
  17. Coś w tym jest. Generalnie ostatnio ktoś na forum napisał fajny komentarz, że poleca więcej działać a mniej gadać (coś w tym stylu). I to jest fajna rada, bo wyszukiwanie ciągłego ryzyka i zagrożeń w czymkolwiek też jest skrajną postawą, która objawia się w bierności w czymkolwiek. Każda decyzja wiąże się z jakimś ryzykiem, mniejszym lub większym, ale ryzykiem. Brak decyzji to też decyzja. Trzeba gdzieś znaleźć balans między podejmowaniem ryzyka a bierną postawę w stylu nic nie robię. Zawsze jest jakieś ale, bo nie założę biznesu, bo mi padnie, nie kupię auta, bo się będzie psuł i będą wydatki albo będę miał wypadek, nie wejdę w związek, bo będzie później rozwód i alimenty. Wiadomo, że trzeba kalkulować ryzyko i jakoś myśleć rozsądnie, ale całkowicie ryzyka się uniknąć nie da, jeżeli w ogóle chcemy jakoś żyć. No właśnie, to są trochę takie dowody anegdotyczne. A rynek jest trudniejszy niż 10 lat temu. Kiedyś obiektywnie wyglądałem gorzej niż teraz (fatalna fryzura, gorsza sylwetka, gorszy ubiór), a dostawałem jakieś spojrzenia od kobiet, dziś jestem praktycznie niewidzialny pomimo tego, że wyglądam lepiej. Myślę, że wyjściem jest real. I wychodzenie do ludzi, na miasto, gdziekolwiek. Wiem, że rada jest trywialna, ale zagadać można wszędzie. Tu nawet nie chodzi o bywanie na imprezach co tydzień, bo to trudne logistycznie, ale zwykłe wychodzenie z domu i załatwianie życiowych spraw i przebywanie w miejscach, gdzie ludzie są bez nastawienia na poznawanie na siłę kobiet. Chodzi o takie miejsca jak przystanek, poczta, sklepy. Dwa razy zdarzyło mi się, że po prostu wyszedłem w jakichś celach prywatnych z mieszkania i zupełnie bez spiny zagadałem gdzieś na przystanku do jakiejś dziewczyny, czy na parkingu.
  18. Bez pieniędzy nie da się żyć. Według mnie porównanie nie jest trafione. Pieniądze to najważniejsza rzecz w życiu i paradoksalnie mówię to jako minimalista. Bez pieniędzy nie ma nic. Nie ma jedzenia, nie ma na rachunki, na gaz, na wodę, na kosmetyki, na paliwo, na dziewczyny, na lekarzy. I uważam, że nie ilość pieniędzy jest ważna, co pewnego rodzaju stabilność finansowa i przewidywalność. Tak, uważam, że wcale wielkie pieniądze nie muszą dawać szczęścia, ale ja ten temat rozumiem bardzo przyziemnie i analizuję pod kątem całkowitego braku pieniędzy, chociaż w tych czasach nie mieć pieniędzy to trzeba się bardzo postarać (chyba że mówimy o chorobach uniemożliwiających podjęcie zatrudnienia). Porównywanie braku pieniędzy do braku seksu uważam za przesadzone. Człowiek gdzieś tam w życiu pragnie różnych rzeczy- samochodów, posiadania wiedzy z książek, znajomości języków obcych, potrzeby uznania w towarzystwie, potrzeby posiadania ładnej sylwetki, ale bez tego da się jakoś funkcjonować, bez pieniędzy się nie da. Chyba że mówimy o skrajnych przypadkach chodzenia po mieście, żebrania i grzebania po śmietnikach, to pewnie się da.
  19. Dużo mówi się o tym, że dziś rynek matrymonialny jest zepsuty i kiedyś było lepiej. Zachęcam do podzielenia się obserwacjami i doświadczeniami. Jaka była sytuacja 20 lat temu a jaka jest teraz? Czy może kiedyś też nie było wcale tak różowo, a mężczyźni w wieku 25-30 lat idealizują przeszłe czasy. Temat wbrew pozorom jest o tyle trudny, że dzisiejsi 30 latkowie siłą rzeczy nie mają doświadczeń dotyczących tego jak wyglądała sytuacja 20 lat temu. Z drugiej strony dzisiejsi 50 latkowie nie są raczej aktywni na dzisiejszym rynku i też nie mają doświadczeń tego, jak jest teraz. Tak czy inaczej ja mogę się wypowiedzieć z mojej perspektywy. Uważam, że jest trudniej, że jest więcej rozwodów, małżeństwa są nietrwałe. Sprawę utrudnia bardzo duża konkurencja wśród facetów, wymagania kobiet co do facetów są bardzo wysokie, rozumiem, że piękne kobiety chcą pięknych facetów, ale mam wrażenie, że dziś jest tak, że przeciętna z wyglądu kobieta chce pięknego, wykształconego, bogatego i młodego. Często te wymagania są wręcz sprzeczne. Do tego mam wrażenie, że świat ogarnął źle pojmowany feminizm- to znaczy skrajnie pojmowany, gdzie kreuje się przekonania, że kobiety mają mniej praw, są pokrzywdzone, a mężczyźni są do niczego, bo powinni zarabiać, jednocześnie gotować, sprzątać i być męscy.
  20. To prawda, ale idąc tym tokiem rozumowania to każdy może się porównywać do kogoś innego i wiecznie być nieszczęśliwym. Jak nie do kolegów ze studiów to do piłkarzy albo gwiazd mediów, a później do miliarderów. Trzeba samemu sobie zdefiniować, czego się chce. Pieniądze są istotne, ale do jakiegoś momentu.
  21. Tak wygląda życie. Nie jest sprawiedliwe. Nie jest sprawiedliwe w tym sensie, że dostaniesz na coś gwarancję czy za robienie wartościowych rzeczy zostaniesz milionerem. Czy bycie piłkarzem czy modelką jest ważniejsze od bycia lekarzem? Nie, ale pogódź sięz tym, że takich pieniędzy nie dostaniesz. I zadaj sobie pytanie czy takich pieniędzy potrzebujesz? Bo według mnie jak masz zawód lekarza to możesz zarabiać bardzo dobrze. Nie jesteś sam w takiej sytuacji, Twoi koledzy ze studiów są dokładnie w takiej samej. Twoi koledzy, którzy zostali adwokatami czy architektami tak samo kilkanaście lat poświęcili na edukację i nie zmienią tej rzeczywistości, w której "kilkanaście lat mojego kształenia jest mniej warte niż urodzenie się z pipą". Według mnie zbyt duże czarnowidztwo. Ludzie są różni, w różnych grupach zawodowych. Nie trzeba być nie wiadomo jakim lekarzem, żeby godnie żyć.
  22. Generalnie wydaje się, że masz rację, ale jeżeli chodzi o skalę to nie znam statystyk, jednak mogę bez problemu znaleźć wyjątki (które nawet nie wiem właśnie czy są wyjątkami i tak skrajnie rzadkimi przypadkami jak tu mówimy, nie znam skali). Mogę jedynie powiedzieć, że analizując sobie ten temat zrobiłem w mojej głowie mały przegląd otoczenia i bez większego wysiłku znalazłem dwie pary, które temu przeczą. Jedna para, gdzie są ludzie z tym samym wykształceniem, ale kobieta z bogatej rodziny, chłop z dużo biedniejszej (nie mówię, że całkowicie biednej), drugi chłopak niezamożny, a kobieta może nie bogata, ale w stosunku do niego znacznie zamożniejsza. Natomiast rzeczywiście takich przypadków, że facet jest całkowicie biedny, a kobieta skrajnie bogata nie znam.
  23. Odpowiadając na tytułowe pytanie zaryzykowałbym odpowiedź, że większość taka jest, ale nie możemy mieć pewności jaka to część związków. Nie można też wykluczyć, że są związki szczęśliwe. Nie możemy popadać w skrajność czy dokonywać generalizacji. Tak samo wielu ludzi uważa, że singiel musi być strasznie samotny albo coś z nim jest nie tak. A są przecież single z wyboru, którzy są szczęśliwi ze swoim wyborem. Jednak dalej uważam, że większość singli jest singlami nie z wyboru, a z przymusu i dalej szukają swojej drugiej połówki. W ogóle to uważam, że powinniśmy rozważać kwestię szczęśliwych związków w innym kontekście. Jak patrzymy na statystyki rozwodów i tych, którzy się nie rozwodzą, bo mają kredyty, dzieci, społeczną presję funkcjonowania w nieszczęśliwym związku, to możemy śmiało powiedzieć, że tych osób w szczęśliwym związku jest mało. Szczęście jest wtedy, gdy są motyle w brzuchu i ludzie się ze sobą dogadują i szanują, Szczęście jest ulotne i chwilowe. Takich szczęśliwych i udanych związków, gdzie panuje pożądanie, szacunek, wzajemna chęć pomocy, jakieś połączenie duchowe i intelektualne to stawiam, że jest około 10 procent.
  24. Ja tam obracam się w różnych kręgach, mam za znajomych ludzi wykształconych, ale też po zawodówkach ( generalnie wielu z nich bardzo porządni ludzie) i mam podobne obserwacje. Oczywiście pewnie jakieś wyjątki są, ale to właśnie wyjątki. Owszem, tak, tacy ludzie też są, ale właśnie mam wrażenie, że jest ich mniej więcej tylu, ilu "roboli" chodzących do teatrów. czytających książki i mających szerokie spojrzenie na świat. Kiedyś słuchałem wykład na youtubie psychologa Jacka Walkiewicza, który mówił, że podróże wzbogacają wykształconych ludzi, bo w przeciwnym wypadku jedzie się do Egiptu, wraca, znajomi pytają jak było i się odpowiada "Egipt jak Egipt ciepło było".
  25. Oczywiście, że nie umniejsza. Może się mylę, ale jednak więcej ludzi z wyższym wykształceniem obraca się w kręgu świata kultury, sztuki, książek. Tak, wiem, sporo osób nie, ale jeszcze mniej ludzi bez wykształcenia zagląda do teatru chociażby. I tak i nie. Wykształcenie często nie równa się mądrość i kultura osobista, bo uważam, że takie rzeczy głównie wynosi się z domu, ale jak już pewne podstawy się z domu wyniosło, to wykształcenie potrafi takiego człowieka jeszcze wzbogacić dodatkowo. Dokładnie tu jest problem. Może nie z rangi nie do przeskoczenia, ale jednak problem. Mniej więcej człowiek obraca się w towarzystwie ludzi podobnych do siebie, lekarz z lekarzem a stolarz ze stolarzem. I raczej więcej ludzi znajdziesz wśród lekarzy, którzy chodzą do teatru, czytają książki i jakby nie patrzeć są bardziej tolerancyjni niż w pracy po szkole zawodowej (żeby nie było, że kogoś dyskryminuję to podziwiam ludzi, którzy mają dobry zawód, bo sam mam dwie lewe ręce, tak samo jak dużo jest kiepskich lekarzy i za co tu takich podziwiać). Mówię ogólnie o zjawisku. Tak samo lekarz w środowisku stolarzy będzie się dziwnie czuł, bo co taki przeciętny lekarz może o tym wiedzieć (co do zasady)? Tylko dam sobie rękę uciąć, że lekarz, który powie w swoim środowisku, że nagle go zainteresowało majsterkowanie samochodowe czy stolarka, nie wzbudzi takiego ostracyzmu wśród swojego środowiska co przykładowy mechanik cz stolarz, który powie kolegom z pracy, że od teraz chodzi co sobotę do teatru, a w piątkowe wieczory czyta książki. Dlatego ja uważam, że ludzie powinni dobierać się w pary na swoje podobieństwo. Podobne wykształcenie, temperament, podobne aspiracje, nawet rodzina, (średnia, bogata, biedna) ma znaczenie, bo później wychodzi niezrozumienie już w podstawowych kwestiach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.