Skocz do zawartości

Spartan

Starszy Użytkownik
  • Postów

    364
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Spartan

  1. I znów emocjonujesz się czymś, co nie do końca zrozumiałeś, a już na pewno nie masz na to wpływu W zamierzchłych czasach, gdy ludzie mieszkali w jaskiniach, facet, który miał odwagę wyjść i upolować tygrysa szablozębnego, z biologicznego punktu widzenia kobiet, mógł być nie tylko potencjalnym nosicielem pożądanych genów, ale też zapewniał wikt, opierunek i bezpieczeństwo. Słowem - oprócz dobrych cech, zapewniał też zasoby, tak, że kobieta nie musiała się martwić o to co do gara włożyć i mogła spokojnie zająć się wychowywaniem berbecia. Dziś, mimo upływu czasu jest dokładnie tak samo. Kobieta przy wyborze samca, służącego jej do podtrzymania jej jakże znamienitego rodu, kieruje się nie tylko cechami charakteru czy wyglądu, ale przede wszystkim - zasobami. I nawet kiedy samiec z początku nie jest majętny, to biedna myszka może mniej więcej ocenić jego przyszły potencjał zarobkowy - czytaj - potencjał przynoszenia zasobów do domu. To jest tylko i wyłącznie chłodna kalkulacja, zysków do strat. Kiedyś zasobem był kawał mięcha i ciepła skóra, dziś papierki z głowami królów i cyferkami. Jedne kobiety "sprzedadzą się" za kilkaset złotych miesięcznie, inne z kolei chcą mieć zapewnione trochę luksusu. Koniec końców, nadal sprowadza się to do czystej kalkulacji. Czy dając mężowi raz w miesiącu będzie wystarczająco, żebym mogła dalej ciągnąć wodę ze źródełka życia ? W końcu ona jest taka zmęczona, bo ona karmi/ wychowuje dziecko i na nic innego nie ma ochoty. Czy umówienie się z ulanym ziutkiem 5 na 10, z dużymi zasobami będzie jej się opłacało bardziej niż ONS z ciachem z warzywniaka ? Jeszcze przeszło dekadę temu, będąc zakutym łbem białorycerskiego zakonu, wbijałem sobie do łba toksyczne rzeczy typu: "Kobiety wcale nie są takimi materialistkami, kobiety dostrzegą we mnie prawdziwy potencjał i pokochają mnie takim jakim jestem". A kiedy to kolejna niewiasta uciekała na widok moich romantycznych zachowań, wmawiałem sobie: "Och biedna niewiasta, nie zdołała pojąć ogromu mojej wspaniałości, jaki jestem wrażliwy i czuły. No cóż, pozostaje mi tylko czekać nadal na tą jedyną, i liczyć, że wszystkie te, które odrzuciły me zaloty, wrócą na kolanach, prosząc o przebaczenie. Co tam ci wszyscy przystojniacy w barze, to ja tu jestem prawdziwym samcem !". Paradoksalnie, po latach. moje myślenie nie jest wcale różne o 180 stopni. Rozumiem kobiety, które chcą sobie zapewnić sobie i swojemu potomkowi możliwie najlepszy start. I to jest naturalne, tak działa natura, nic z tym nie zrobisz. Wmawiając kobiecie, że jest tępą materialistką, ta oleje Cię i za chwile znajdzie sobie innego samca, a Ty rozemocjonowany porażką, zaczniesz usprawiedliwiać się w duchu: "A bo to zwykła kurwa była". I Ty powinieneś według mnie robić dokładnie tak samo, co robią laski. Gruby przesiew. Laska pyta się Ciebie o zarobki ? Zbij ją z tropu tekstem: "Czyli jesteś jedną z tych dziewczyn, które pytają faceta o zarobki na pierwszej randce", po czym zamilknij. Gdy ta zacznie bełkotać albo co gorsza odgryzać się w nieprzyjemny sposób, zawsze możesz podbić stawkę mówiąc: "Aha, czyli jesteś też dziewczyną, której gdy zwróci się uwagę, reaguje agresją". Zwykle po takich dwóch prowokacjach laska ma dwie opcje: skruszyć się i przeprosić albo zareagować jeszcze bardziej emocjonalnie, bełkocząc na wszelkie strony: "ale z niego frajer" To jak Ty zareagujesz, zależy wyłącznie od Ciebie. A kto tak powiedział ? Jako follow up do poprzednich prowokacji możesz rzucić: "Wiesz, jednak nic z tego nie będzie, ja lubię dziewczyny z dużym, naturalnym biustem", gapiąc jej się ostentacyjnie w dekolt. I znów - 95% lasek zareaguje oburzeniem, i wymierzy Ci lewego sierpowego. A te pozostałe 5% - jest szansa, że zareagują na prowokację jeszcze bardziej prowokacyjnym uśmiechem I wtedy - może niekoniecznie zaliczysz, ale na pewno zapunktujesz a laskę, którą właśnie sprowokowałeś, będziesz mógł śmiało zaliczyć do tej rzadkiej kategorii, z dystansem do siebie i inteligencją
  2. Polecałbym sprawdzić sobie krzywą cukrową i znaleźć sobie ogarniętego znachora, który się na tym zna. Objawy pasują bardzo do hipoglikemii reaktywnej, a ta można powiedzieć, że jest formą cukrzycy, ale nią nie jest Taki mały mezalians, bo daje identyczne objawy, a są one spowodowane przez nieregularne jedzenie i nie tylko. Jeżeli jesteś faktycznie wysportowany i trenujesz tak jak mówisz, to cukrzyca raczej odpada, bo ta jest z kolei związana ściśle z brakiem wysiłku i tzw. insulinoopornością - czyli brakiem reakcji tkanki tłuszczowej na skok cukru i insuliny. Czytaj - byłbyś ulany jak Krzysiu K.
  3. Błąd. Chcą być piłkarzami, a najlepiej Lewandowskim. Nawet dzieci w wieku szkolnym wiedzą, że w byle okręgówce biegając za napompowanym balonem można wyłapać wielokrotność pensji korpo szczura po studiach. Więc cytując klasyka - po co przepłacać ? Zgadza się, faceci też mogą wygrać główną nagrodę na loterii genetycznej. Ale to z automatu nie czyni ich czadami. Otóż to, więc zamiast wyć i skamleć nad czymś nad czym nie ma się kontroli, lepiej wziąć się za siebie. Takie oczywiste ? No chyba niekoniecznie. Spójrzmy na to z drugiej strony. Co jeśli miałeś w stadzie osobnika z dwoma lewymi rękoma, który polować nie potrafił lub był zbyt słaby na takie wygibasy. Co dalej z jego punktu widzenia ? Ano właśnie, cytując Andrzeja Grabowskiego, cycu miał dwa wyjścia - albo zostawał plemiennym szamanem, wmawiając kolegom po fachu, że żeby móc polować dalej, trzeba uspokoić ducha lasu przynosząc mu serce dzika (które to serce po kryjomu wcinał, jak nikt nie patrzył), albo też - wiedząc, że się do niczego nie nadaje, siedzieć w jaskini i wpierdalać mech. Swoją drogą - tak powstali wegetarianie
  4. Myślę, że nasze drogie Panie były zażenowane faktem, że nowa użytkowniczka odpala na "dzień dobry" z grubej rury o czymś, o czym myślę spokojnie 80% wszystkich naszych użytkowników po prostu wie i o czymś, co większość z nas po prostu rozumie. Coś jak wejść na bal charytatywny, pełen milionerów i zacząć machać platynową kartą, krzycząc: "Ej frajerzy, jestem tu i mam platynową kartę, więc padać mi do stóp, wy życiowe przegrywy!".
  5. Kurde, @CzikaBoom weź następnym razem daj taki mały heads - up w postaci 30 minut, skoczę po kolę i popcorn :D Zajebista rozrywka czytać Twoje bohomazy w sobotni wieczór :D
  6. Wszystko ładnie, pięknie, historia "z jajem" tylko jedno nie daje mi spokoju: Dlaczego Ty się tym tak emocjonujesz ? Emocjonować się czyimś życiem to jak oglądać powtórkę meczu w telewizji po raz pierwszy i wrzeszczeć na piłkarza, za to, że ten spudłował. Rozumiem, w trosce o kumpla nie możesz przełknąć faktu, że mimo Twoich usilnych starań, kumpel ładuje się w kabałę. I Ty, będąc świadomy pewnych procesów, nie możesz pojąć dlaczego dorosły facet, mimo swoich poprzednich doświadczeń, popełnia dokładnie ten sam błąd. Dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi (bardzo niedoszacowana i zaniżona liczba, ale mniejsza o to) żyje w swojej bańce, w swoim matriksie, którego nie stworzyli sami, ale został im narzucony przez rodzinę, społeczeństwo. Szczytem rozwoju będzie zrobienie dokładnie tak, jak sobie ci przed chwilą wspomniani życzą, to jest - weź kredyt na 35 lat i użeraj się z babą i gówniakiem do końca życia, bo wszak, na nowe życie ich przecież nie stać. Ty świadomy tych procesów, dzięki między innymi wiedzy z tego forum, powinieneś przejść obok tego obojętnie. Nie zmienisz kumpla, jego wyborów, nawyków ani tymbardziej jego życia. Co najwyżej, za kilka lat, kiedy ten znajdzie się w podbramkowej sytuacji, będziesz mógł polecić książki Wodza na temat rozwodu czy podziału majątku. I w sumie słusznie. Ja też unikam jak ognia spędu typu śluby - jak dla mnie to bardzo tragiczny dzień w życiu pana młodego. Czasami i na cmentarzach bywa weselej. Przypomina mi się historia pewnego byłego kumpla, który obrabia mi dupę za plecami. Swego czasu - pies na baby, chad pełną gębą, co wyjazd czy zlot moto, to nowa, cycata sarenka na rozkładzie. Dał się zaciąć na dzieciaka, ożenił się ze swoją "lubą" a potem wziął kredyt na wspólne mieszkanie. Przewinę historię dwa lata do przodu - stara wrzeszczy, że mało pieniędzy, gówniak drze ryja, ten haruje za dwóch i ledwo starcza na spłatę kredytu, i ogólne utrzymanie. O lataniu bokiem na zlotach z litości nie wspomnę, świeć panie nad jego duszą. Kiedyś popełniłem błąd i wpadłem do nich w odwiedziny. Stara naburmuszona, bo ona podłogę zmyła a ja w buciorach włażę, stary opowiada mi jakie to piękne życie z dzieckiem. Stara kręci głową w geście dezaprobaty, a ten patrzy mi głęboko w oczy. Ale cytując Rafała Paczesia - nie mruga, więc wiem, że kłamie. Tak więc skup się na sobie, na swoich celach i ambicjach. Wspomnij czasem swoich kumpli, którzy dali się złapać, ale nie lituj się nad nimi, ani tymbardziej nie żałuj - zrobili to na swoje własne, wyraźne życzenie. Piona.
  7. To i ja się wypowiem. Nie chełpiąc się zbytnio, bo i nie ma czym, paliłem przez prawie 10 lat około 3 paczek dziennie, rzuciłem z dnia na dzień - tak się zawziąłem. W maju pęknie mi 8 lat bez papierosa. Pierwsze trzy tygodnie są newralgiczne - ciało wypaca przez skórę toksyny - w tym nikotynę - to ona uzależnia. Ostatni tydzień może, ale nie musi być tygodniem, że pot będzie po prostu śmierdział - to zapach nikotyny wydalanej z organizmu wraz z potem. Będziesz się czuł lepki, najlepiej brać wtedy ciepłe, długie prysznice, i to kilka razy dziennie, żeby zmyć ten syf z siebie. Dużo wody by jeszcze bardziej nakręcić metabolizm i wypocić te świństwo. Po trzech tygodniach, w organizmie zostanie mniej niż 1%. Ale mimo upływu kolejnych tygodni, nie łatwo będzie ten ostatni procent usunąć z organizmu. To będą te momenty prób. Palenie to przede wszystkim nawyk. Palisz po przebudzeniu, po posiłku, na tzw. kapcia albo z nudy. Zmieniając te nawyki (nie mówię, żebyś przestał jeść ) i zamieniając je na nowe, zdrowsze, rzucanie palenia będzie mniej uciążliwe. To uczucie lęku przed nagrodą, którą nazywałeś papierosem. Jej brak powoduje niepokój, ale to tylko wybryki ludzkiej percepcji. Po około dwóch miesiącach powinny zniknąć całkowicie, przynajmniej tak było w moim wypadku. Nie daj się Bracie, wierzę w Ciebie Słowa otuchy i piona dla Ciebie Siema !
  8. Dokładnie, i tu jest pies pogrzebany, tak jak wspomniałem - kobieta ulegnie iluzji władczego, silnego, napompowanego żelbetowego kloca. Nie oglądałem żadnego odcinka, więc poza tym, że wspomnę, że nie oglądałem żadnego odcinka, nic ciekawego do dyskusji nie dorzucę
  9. Bracie @SSydney - dziękuję za komplement i już spieszę z poradami Według mnie - zupełnie niepotrzebnie, o ile Twoim celem jest wyrzeźbienie. Trening z ciężarami w zupełności Ci wystarczy, a jeśli będziesz na tzw. zerze energetycznym - ilości kalorii potrzebnej do utrzymania obecnej masy, nie przytyjesz, ani nie schudniesz, co najwyżej spalisz resztki tłuszczu, budując w tym samym czasie trochę mięśni. Waga pozostanie ta sama (odchyły do 3kg są normalne i nie ma się co przejmować). Mogę Ci powiedzieć tylko i wyłącznie z własnego doświadczenia. Często, zwłaszcza za oceanem, myli się johimbinę z całą grupą alkaloidów, johimbów. Jednakże, brak jest konkretnych badań i dowodów co do jej skuteczności. Często spotykałem również wpisy o efektach leczenia dysfunkcji seksualnych. Sam spróbowałem lata temu, i odstawiłem już po pierwszym użyciu. Choruję na nadciśnienie i po zażyciu miałem wrażenie, że wyskoczy mi pompka Z tego co zauważyłem, po johimbinie skoczyła mi temperatura, a co z tym idzie - metabolizm. To jak jak by ciało wrzuciło szósty bieg i jechało na pełnych obrotach przez kilkadziesiąt minut. Ale kosztem nieprzespanej nocy i nienaturalnie wywindowanej, wzmożonej pracy serca. Tak po prawdzie wszelkie spalacze tłuszczu powodują reakcję egzotermiczną - zwiększają obroty i ciepłotę ciała, by podkręcić metabolizm. Zauważ pewną rzecz - jak niby ewentualne spalacze tłuszczu miałyby wiedzieć, że zależy Ci na spalenie tłuszczu z brzucha w pierwszej kolejności ? Odstawiłbym. Przy dobrze zbilansowanej diecie, nie zabraknie Ci żadnego mikroelementu. A wszelkie zestawy multiwitaminowe, owszem - zawierają ów wymienione witaminy, ale często gęsto w nieprzyswajalnych formach. Ciało ludzkie musiałoby je ewentualnie zmetabolizować - czytaj - przetrawić do przyswajalnej formy, a jeśli nie - to wyśle substancję do nerek, żeby się jej pozbyć z organizmu. To samo dotyczy johimbiny, która z tego co się orientuję, na polskim rynku istnieje w formie wodorochlorku. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, Amerykanie w pogoni za ich odwiecznymi rywalami Sowietami, którzy wygrywali wtedy wszelkie dyscypliny siłowe, pod okiem fizjologów i dietetyków, ładowali kosmiczne ilości witamin i mikroelementów, wymyślając co raz to nowsze zestawy i suple. Na co Sowieci, z nieukrywaną pogardą mówili, świadomi całego procesu - że Amerykanie mają najdroższe siki świata 5 gram w zupełności wystarczy. Faza ładowania się kreatyną to mit. Ciało ludzkie produkuje kreatynę w niewielkich ilościach, do tego w średnim wołowym steku masz jej naturalnie około 3-4 gramów. Więcej niż pięć gram ciało ludzkie nie jest w stanie przyswoić i ewentualny nadmiar oddasz Posejdonowi Tłumaczyłem to ostatnio w innym poście. Rozumiem Twój zamysł brania białka po treningu, ale ciało w procesie treningu spala cukry proste (glikogen) zawarte w samych mięśniach. W wypadku gdy zabraknie paliwa w mięśniach, ciało ludzkie zabrałoby się za tłuszcz, odłożony tu i ówdzie na ciele, ale skoro ma białka (aminokwasy) dostępne z mięśni (katabolizm - proces rozpadu białek, tak niepożądany i unikany przez kulturystów, stąd mit o białku po treningu) to weźmie się właśnie za nie. Stąd godzinę po treningu, mimo potężnej pompy na treningu, wydaje Ci się, że Twoje mięśnie są jakby trochę mniejsze. Co ma sens w takim razie ? Przyjąć węglowodany po treningu. Ciało, jeżeli jest podatne na wyrzut insuliny, wywołany pojawieniem się cukrów w krwioobiegu (pisałem o tym w poprzednim temacie), spali je błyskawicznie na bieżące naprawy, chroniąc niejako mięśnie przed katabolizmem. Dopiero gdy bieżące potrzeby są zaspokojone, po 2-3 godzinach od treningu, ciało oszacuje straty i wtedy dopiero zacznie odbudowę mikrouszkodzeń mięśni wywołanych treningiem. Stąd - lepiej po treningu wciągnąć bogaty w węgle gainer, i poprawić sytym posiłkiem kilkadziesiąt minut po, aniżeli zamulać się bądź co bądź ciężkim, białkowym shotem. Generalnie, żeby zredukować tkankę tłuszczową, potrzebny jest ujemny bilans wobec wyżej wspomnianego zera energetycznego. To teraz już nie wiem - chcesz być na delikatnej masie czy na redukcji ?
  10. Racja, jest do kitu, bo bycie przywódcą to też po części branie odpowiedzialności. I mam tu na myśli odpowiedzialność, gdy jego wybory, wpływające na całe stado ( na przykład zmiana miejsca osiedlenia - trzeba zaczynać od nowa) okażą się błędne. Dzisiaj wygląda to podobnie - dowódcy/ liderzy zmian mają dajmy na to normy do wyrobienia, i to oni zwykle dostają po głowie za ich ewentualne niewyrobienie. Dobry dowództwa zmotywuje swoich współpracowników, podniesie efektywność, a ten zły wyjedzie do nich z japą, że przez nich on nie wyrobił normy i cała grupa ma po premii. Ciągnie, tylko, że kobiety w całej swojej złożoności, nie potrafią odróżnić sterydowego konia na dyskotece od przyszłościowego, wartościowego samca. Ci pierwsi stwarzają iluzję bycia samcami alfa, próbują fizycznie zdominować innych dookoła, myśląc, że to jest właśnie definicja męskości. I zwykle obok takich betonowych kloców można spotkać wytapetowane, wydekoltowane panienki z tlenionymi włosami, które z kolei swoim makijażem, sztucznymi cyckami, stwarzają iluzję płodności i atrakcyjności. Koniec końców, o czym już wspomniałem, wszystko sprowadza się do instynktu prokreacji = instynktu przetrwania. Tak jeszcze na koniec dam przykład odwrotny do żelbetowego, sterydowego kloca - facet, który zostanie przypadkiem sprowokowany przez tego pierwszego, będzie ostatni do jakiejkolwiek fizycznej awantury. Kalkuluje i ocenia sytuację, dążąc do dyplomatycznego rozwiązania, nie dlatego, że jest słaby i klocowi nie podoła - wykonuje w pamięci rachunek ewentualnych zysków do strat i stwierdza, że nie warto. Zaangażuje się w fizyczną walkę tylko w ostateczności i zazwyczaj, to on wychodzi z niej zwycięsko. Dlaczego ? Jest kilkanaście warunków, o których nie będę pisał. Ale spróbuj wyobrazić sobie sytuację i niejako siebie, będąc na miejscu żelbetowego kloca - czy prowokujesz innego samca po to by udowodnić agresją swoją przewagę/ wyższość, czy może ów inny samiec sprowokował Ciebie do ataku swoją ignorancją i spokojem do tego stopnia, że poczuła byś się zagrożona jego obecnością ? Bo w końcu - Ty zaburzasz lokalną grawitację swoją agresywnością, a on na Ciebie położył lachę. Jak myślisz - która z tych dwóch postaw ma rację bytu ? Jak odbierze to ewentualna samica, niezwiązana z całą sytuacją ? Edit: żeby była jasność - pisząc o "przyszłościowym, wartościowym samcu" w drugim akapicie, nie mam tu na myśli wątłego okularnika z denkami od butelek na nosie, który w przerwie w pochłanianiu opasłych tomów o rozwoju osobistym, przyszedł na dupeczki po kursie PUA Oprócz fizyczności, blisko im do tych moich ukochanych żelbetowych kloców
  11. Kolejna osoba, która myli pojęcia. Bycie wrażliwym i wyczulonym na krzywdę innych, troszczenie się o bezpieczeństwo najbliższych, generalnie - bycie empatycznym to nie to samo, co bycie przewrażliwionym, neurotycznym osobnikiem, który przez swoją niską samoocenę/ pewność siebie, prowokuje agresję, dąży do konfliktu by pokazać innym, jakim to on nie jest alfą. I paradoksalnie, ten drugi jest bliższy do "zdetronizowania" albo nawet wykopania ze stada. Paradoksalnie, spora część kobiet ciągnie do tego drugiego typu. Kto z nas nie widział jakiegoś sterydowego mięśniaka w barze, rozpychającego się łokciami i prowokującego konflikty. Stąd myślę, że warto nakreślić tą subtelną różnicę, bo widać, że kobiety mają mocno wypaczony obraz. To prawda, umiejętność manipulacji ludźmi jest przydatna, a niekiedy potrzebna, gdy trzeba umiejętnie wyperswadować osobnikowi swój punkt widzenia, czy wyegzekwować polecenie, zachowując przy tym ramę, nie dając się przy tym sprowokować.
  12. Zabawne, że dostrzegasz ten szczegół u innych, tylko nie u siebie Większość Twoich postów w tym temacie sprowadza się do rozpaczliwej obrony Twojego wypaczonego, niespójnego punktu widzenia, który jest zgodny tylko w Twoich oczach. Wydaje Ci się, że skoro według Ciebie fakt, że bliżej nam do goryli niż orangutanów, to znak, że "ewolucja poszła w zupełnie innym kierunku". Albo może naciągasz fakty i definicje by pasowały do Twojego świata ? Masz rację - nie wiemy. Ale na podstawie analizy ich późniejszych "wersji" - człekokształtnych do których porównujemy się i w dzisiejszych czasach - do wspomnianych orangutanów, goryli czy szympansów, możemy domniemać ich ewentualnego zachowania, skoro zachowujemy się bardzo podobnie do człekokształtnych, to całkiem prawdopodobne, że człekokształtni zachowywali się w toku ewolucji bardzo podobnie do naszych protoplastów. Niezmienne jest jedno - teoria Darwina jest jak najbardziej spójna. @Reinmar von Bielau pomyliłeś kolego tematy, ów temat, gdzie się tak żywiołowo żaliłeś na temat swoich czasów szkolnych, jest w trochę innym dziale. Poza tym, trochę Ci się płyta zacięła, bo ciągle uderzasz w te same tony. Move on. @StatusQuo - to prawda, Michelle Rodriguez doskonale wpisuje się w rolę samicy alfa Choć z urody, totalnie nie mój typ, taka trochę ogrzyca
  13. A może po prostu nazywam rzeczy po imieniu ? Skoro powtarzamy pewne schematy zachowań w bardzo podobny sposób, co nasi futrzaści protoplaści, to jak mam to nazwać ? Małpowaniem ? Ale pochodzi z tego samego źródła, jakim jest potrzeba adaptacji do zmieniającego się świata. Czy tego chcesz czy nie, do zmiennych środowiskowych, biologicznych czy kulturowych - adaptujemy się dokładnie w taki sam sposób co nasi przodkowie. Z tymże jesteśmy może trochę bardziej świadomi pewnych procesów. No może z wyjątkiem Ciebie - Tobie nadal wydaje się, że zmieniając nazwę tej samej definicji, jakimś magicznym cudem zmieniasz też definicję.
  14. Czytaj - szukanie ukrytych i nie do końca poznanych zrozumianych atawizmów, wbudowanych niejako w ludzkie zachowania. Czyli ktoś to po prostu ładnie nazwał, choć dziedzina nauki jak najbardziej poważna. Przypomniała mi się pewna scenka rodzajowa, którą teraz przytoczę. Spoiler alert - będę się chełpił Któregoś dnia, moja ówczesna brzydsza połówka wyciągnęła mnie do gdańskiego zoo w piękne, letnie popołudnie. Zawędrowaliśmy wówczas do wybiegu z małpami, gdzie żyło sobie stado goryli. Moja luba w trymiga odnalazła samca alfa, który spacerował sobie w jakby spowolnionym tempie po samym centrum wybiegu. Inne małpy były zajęte swoimi sprawami, ale generalnie, nawet nie zbliżały się do samca alfa ani go nie niepokoiły. Ten z kolei, ogarnąwszy rewir, pierdolnął się (inaczej tego nie można nazwać :D) na środku wybiegu, kołami do góry i tak kontemplował popołudnie. Tu pojawia się moja luba, i pokazując palcem na alfę, mówi: "zupełnie jak Ty, tylko byś leżał i pierdział" Aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd, samiec alfa wyłapał szyszką łeb, ale jego reakcja była zaskakująca - nawet nie drgnął. Szybko znaleźliśmy młodego goryla, który beztrosko bawił się w pobliżu. W trymiga wyleciało kilka innych goryli, w tym dwie samice, broniąc biedne gorylątko przed rozwścieczonym betą i gammą (nazwijmy tak drugiego i trzeciego samca). Alfa leżał nadal w kamiennej pozie. Młode gorylątko zbliżyło się do alfy, skruszone i wystraszone, a ten podniósł tylko głowę, mruknął coś pod nosem i wrócił dalej do spania. I teraz przykłady przez analogię do Torretto i Cezara, wspomnianych wyżej. W siódmej części "Szybkich i Wściekłych" do stada dołącza nowa samica, W scenie kiedy przedstawia się stadu, błyskawicznie rozpoznaje ona wszystkich członków oraz ich rolę, bezbłędnie oczywiście odczytując Dominica i Leticię. Jeden z osobników, Roman Pierce, wychyla się przed szereg, nazywając się drugim alfą, za co zostaje skarcony przez innego członka stada i sprowadzony na ziemię. Pozycja Toretto w stadzie jest tak oczywista i dominująca, że nikt tak naprawdę nie próbuje tego negować. Toretto w całej scenie odzywa się raz: "We're going to the Middle East !" To samo dotyczy Briana O'Connera, który mimo tego, że dwa razy wygrał wyścig z Dominikiem, nigdy nie zakwestionował jego przywództwa. W "Planecie Małp" podobny schemat, gdzie na początku dowiadujemy się, że Cezar, główny protagonista małp, ma swoją "prawą rękę" - zapomniałem jak się nazywał, który dalej zdradza alfę i stado, by pod koniec filmu zdać sobie sprawę z głębi i ze spójności decyzji alfy o współpracy z ludźmi, która na pierwszy rzut oka wydawała się początkiem końca stada. A Cezar do końca pozostaje wierny swojej decyzji, i jak na alfę przystało, bierze na klatę jej konsekwencje.
  15. No właśnie. Wszystko sprowadza się do definicji "wrażliwego samca", który dba o stado. Kiedy w dzisiejszych czasach, wrażliwy facet kojarzy się bardziej z ciapowatą żeńską odmianą faceta w rurkach i ma raczej negatywny wydźwięk. Idealny przykład Cezara z "Planety Małp", dominującego, władczego samca, który mimo swojej "dominacji" był również czułym, empatycznym "jegomościem" który stawiał dobro swoje na równi z dobrem stada. Przykład Dominica Toretto, który dowodził swoim "stadem" jak nikt inny, będąc równocześnie empatycznym samcem z silnym poczuciem familijnych więzi. I w jego wypadku chodzi zarówno o więzy krwi, ale również o więzy oddanych mu przyjaciół. Ludzie zdają się rozumieć na poziomie podświadomości ten złożony mechanizm.
  16. Bynajmniej, zdaje się, że Ty dorabiasz do tego swoją, nikomu niepotrzebną filozofię, jakbyś nie był w stanie zaakceptować, że Ty czy ja pochodzimy od małpy. Chcesz nadać swojej egzystencji wyjątkowości i prezentować wszystkim dookoła ułudę, że panujesz nad sobą i swoimi własnymi instynktami. Nie, nie panujesz. I jeszcze długo nie będziesz. Pierwszym ewentualnym krokiem na drodze do "zmiany" byłoby przyjęcie faktów takich, jakimi w rzeczywistości są, zamiast na siłę próbować i negować coś, co dla zdecydowanej większości jest po prostu normą. Dopiero znając i rozumiejąc pewne mechanizmy, można by podjąć próbę ich zmiany.
  17. Jest dokładnie odwrotnie do tego, jak Ty to "opisujesz". Wszelkie podane przykłady, oprócz ostatniego, który niejako podsumowuje wszystkie inne, wiążą się bezpośrednio z organizacją życia w stadzie. Przypomnę tylko, że okres ewolucyjny człowieka na linii czasu rozwoju życia zajmuje ułamek, 200 tysięcy lat, w porównaniu do milionów. To jest z kolei antyprzykład, który pokazuje, że w którymś momencie ewolucji, orangutany obrały może niekoniecznie "zły" ale na pewno inny model rozwoju. Inaczej, do dziś żylibyśmy sobie na drzewach. Wszystkie przykłady mają jeden wspólny mianownik, wszystkie organizmy go w zasadzie mają - instynkt przetrwania, który z kolei wiąże się z instynktem reprodukcji. Swoją drogą, świetnie to opisał Agent Smith tuż przed kulminacyjną fazą jedynki: Nadrzędnym celem życia jest śmierć. I dlatego nie tylko ludzie czy wirusy ale wszelkie inne organizmy rozmnażają się, zwiększają swoją populację, po to by zasiedlić nowe tereny, nowe terytoria. Dbają o to by, w aspekcie nieuchronnej śmierci, zostawić swoim potomnym możliwie bezpieczny i przyjazny świat. Dlatego pierw małpy, a potem ludzie wykształciły sobie atawizm, który kazał im tworzyć bronie i narzędzia, uprawiać ziemię i udomawiać inne gatunki. Dalej już myślę połączysz kropki.
  18. Proszę bardzo. a) zakładanie ogródków i placów zieleni przy blokowiskach - wprowadzasz się na nową miejscówkę, zauważasz kawałek niezagospodarowanej ziemi i od razu włącza Ci się myślenie, jakie piękne patio można by tutaj za niewielką cenę zbudować. I ta wściekłość, kiedy somsiad zrobi sobie z tego parking b) kobiecy płacz - pojawia się problem - skaleczenie, rana, przeszkoda - młode osobniki płci żeńskiej od razu otwierają japę i zaczynają płakać, szantażując emocjonalnie albo samca, albo wołając matkę po pomoc. Matka rozumie to zachowanie, wszak w czasach swojej młodości robiła dokładnie to samo, więc zamiast z ryjem, leci do córeczki z opatrunkiem emocjonalnym. Chłopczykowi/ szympansowi takie zachowanie po prostu nie przystoi i często zbiera za to burę. c) instynkt hodowcy - jak myślisz, dlaczego Ślązacy, którzy mieszkali od dziecka na Śląsku w blokowiskach, hodują na balkonach czy dachach gołębie w klatkach ? Dlaczego ludzie na wsi prawie zawsze, oprócz psa mają kilka kur, świniaka. konia czy inne zwierzę ? Opis jest adekwatny również do instynktu kolonizacji, co bezpośrednio łączy się z jednym z dwóch nadrzędnych instynktów: przetrwania. d) instynkt zbieractwa - po jaką jasną cholerę ludzie zbierają owoce leśne ? Z tych bardziej społecznych: - dlaczego mówi się, że starszym nie wolno przerywać w ich wypowiedzi ? Dlaczego, zgodnie z wymaganiami społeczeństwa - ludzie starsi powinni cieszyć się większą estymą ? (patrz, Japonia) - dlaczego niemile widziane jest przerywanie wypowiedzi dominującego samca ? - dlaczego ludzie, nawet ci najbardziej aspołeczni, mają silną potrzebę należenia do jakiejś grupy ? Z czym to się według Ciebie wiąże ? Nadrzędny instynkt przetrwania ?
  19. Jest to uogólnienie tak wyolbrzymione i rozdmuchane, że aż nie chce mi się tego komentować. Świadczy to według mnie o Twojej ignorancji i niezrozumieniu mechanizmu atawizmu, które są - czy to akceptujesz czy nie - wszechobecne i głęboko zakorzenione w naszej świadomości, biologi czy postrzeganiu świata. I wcale nie mam tu na myśli tylko niepotrzebnych sutków, czy owłosienia, obecnego nawet w fazie noworodka. Nie od dziś wiadomo, że samiec alfa zawsze kojarzył się z wrażliwością, dbaniem o stado - i nie mam tu na myśli bycie protekcjonalnym - czytaj - za wszelką cenę próbować rozwiązywać problemy innych. To można nazwać syndromem "miłego gościa", którego ani jego, ani Roberta Glovera przedstawiać nie trzeba. Dopiero w poprzednim wieku, pop kultura wypaczyła i przedefiniowała pojęcie samca alfa, na naszą niekorzyść oczywiście. To też nie jest tak, że bycie wrażliwym i dbającym samcem z automatu czyni nas, jak większość dzisiejszych facetów myśli - słabym. Traktuje o tym chociażby książka Marka Mansona i jego "modelu" przyciągania samic, bazując na szczerości, otwartości i wrażliwości właśnie.
  20. @Wolverine1993 dziękuję za docenienie i cieszę się, że mi się udało Będąc wtedy na Twoim miejscu, wycofałbym się w tzw, zorganizowanym pośpiechu, Życzę Ci, z całego serca, żeby nieuchronne skutki cyklu, które pojawią się za kilka lat, obeszły się z Tobą możliwie delikatnie. Well said
  21. Odkąd jestem na forum, czyli od sierpnia zeszłego roku, średnio raz na miesiąc zdarza się temu podobny temat. Ktoś pyta się o wady/ zalety bomby, bo planuje wskoczyć. Również średnio raz na miesiąc pojawia się temat, gdzie ktoś opisuje symptomy spadku wolnego teścia czy libido, i po początkowym oporze oraz ciągnięciu za język przyznawał się, że gdzieś tam kiedyś mały cykl wszedł, tak jak wyżej Brat @Cznel "a bo chciałem spróbować". Temat kończy się zwykle wyznaniem: "a bo chciałem zobaczyć jak to jest z tą bombą, ktoś tam mi rozpisał cykl, odblokowałem się, tylko to było lata temu". Z każdym jednym tematem, udzielałem się coraz mniej, bo w końcu ile można wałkować to samo, a Autor i tak zrobi według swojego widzimisię. I przez dłuższy czas opierałem się i w tym temacie, jednak coś we mnie pękło. A raczej przeraża mnie kilka rzeczy, które opiszę tak tytułem wstępu, zanim przejdę do meritum, Genialnie to podsumował Dziki Trener, który w jednym ze swoich świetnych mini- monologów opisał przypadek ziutka, który zgłosił się po radę, bo suple są, siłka jest, ale nie idzie. Młodsze pokolenie (kurwa, jestem od Was @ZamaskowanyKarmazyn i @Wolverine1993 o kilka - dosłownie!- lat starszy, a mam wrażenie, że w pod wieloma względami dzielą nas wieki). W dobie efekciarstwa, super chadów i kratek na brzuchu liczy się szybki efekt, więc nie dziwota, że zdecydowana większość wali na skróty. Według mnie, nieprzypadkowa jest również data stworzenia tematu. Prawie połowa lutego, za pasem, całkiem możliwe (nie wiem, gdybam), że Autor w ramach postanowienia noworocznego postanowił, że weźmie się za siebie. Uczciwie przepracował 5 tygodni, trzymał michę, taszczył żelastwo a efekty mizerne. Do lata zostały cztery miesiące i mniej więcej o takim czasie idzie wyczytać na większości forów tematycznych jeśli chodzi o budowanie sylwetki. Więc pozostają dwa wyjścia, w drodze ku plażowej sylwetce i piszczącym zachwycie cycatych panienek - ryzykować dalej ciężką uczciwą pracą, czy może jednak skusić się na "jednorazową bombę". Zakrawa wręcz na szaleństwo, że dzisiejsi adepci, dzisiejsza młodzież nie jest w stanie wybiec myślami w przód na najbliższe kilka lat. I nie mówię tylko o bombie i jej katastrofalnych, długoterminowych skutkach (o czym za chwilę i na niej się skupię), ale generalnie o życiu. Często rozmawiam z młodymi adeptami morza na ten temat, studentami w wieku 22-24 lat i kiedy pytam chociażby o to, jak widzą siebie za kolejne 25 lat, pukają się z niedowierzaniem w czoło. Brat @ZamaskowanyKarmazyn wspomniał niedawno w innym temacie, że jego pierwszy cykl rozpisał mu jakiś tam profesjonalny kulturysta, ziuta, który sam na bombie jeździł (czy może nadal jedzie) przez lata. Uwierz mi lub nie - oni w tych tematach lata temu byli równie zieloni, co Ty byłeś wtedy, gdy prosiłeś tego ziutka o pomoc. I w zasadzie, nie będzie zbyt dużym wyolbrzymieniem gdy powiem, że oni dalej nie wiedzą co się z czym je, nie interesują się tematem na tyle, żeby stać się, jak ja to nazywam "rozsądnym konsumentem" - swoją drogą - rozsądny koksiarz - ale mi oksymoron wyszedł Wymieniają się informacjami na zasadzie poczty pantoflowej, coś w stylu "Tata, a Marcin powiedział". Gospodarka hormonalna to bardzo wrażliwa i delikatna rzecz, a przede wszystkim - wysoce spersonalizowana - każdy z nas ma ją trochę inną i choć rządzą nami te same hormony, każdy z nas ma ów gospodarkę stworzoną w trochę inny sposób. Ma tutaj wpływ żywienie, stres, otoczenie czy środowisko, uwarunkowania genetyczne, generalnie cała masa niby drobnych, ale niezwykle istotnych szczegółów. Dlatego też co u jednego koksiarza będzie działać, u drugiego niekoniecznie musi. Zakrawa na kolejne szaleństwo fakt, że po skończonym cyklu testosteronowym, większość stosuje wspomniany gdzieś tam wyżej Clomid - receptor żeńskiego hormonu płciowego, który to Clomid lekarze przypisują kobietom w leczeniu zaburzeń owulacji. Jedziesz na koksie kilka tygodni, po to tylko, żeby zakończyć go "po żeńsku". Hitchcock by tego lepiej nie wymyślił. Nie istnieje coś takiego jak "bezpieczna dawka". Ciało ludzie reaguje błyskawicznie na nadpodaż danego hormonu w organizmie i stwierdza, że skoro ma dużą podaż z zewnątrz, bez sensu jest utrzymywanie własnej energo- i zasobo- chłonnej produkcji. Po czym, najzwyczajniej w świecie, zamyka domową fabrykę - czytaj - jądra. I jest to proces, wbrew obiegowym opiniom koksów, którzy w życiu się do tego nie przyznają - NIEODWRACALNY. Nie pomoże najlepiej rozpisany cykl, ani odblokowanie się po nim, przekroczyć tą granicę jest bardzo łatwo, a potem - albo jedziesz na szprycy do końca życia, udając przed kolegami, że jesteś naturalem i coraz głębiej wsadzasz głowę w stryczek, czy też przestajesz i bierzesz na klatę rozłożone na długie lata skutki uboczne. Ktoś tam wyżej wspomniał o endokrynologu - owszem - ci lekarze przypiszą jakiś tam cykl testosteronowy gdy pacjent cierpi na chronicznie niski testosteron. Ale żaden rozsądny i szanujący się lekarz nie rozpisze cyklu na podstawie jednorazowych wyników, a tymbardziej - niedoszłemu amatorowi sportów siłowych. Istnieje coś takiego, co jedna z moich byłych partnerek nazywała "męskim okresem". Wahania poziomu testosteronu w ciele faceta można zamknąć w "cyklu" trwającym od 35 do 42 dni. W tym czasie poziom testosteronu winduje na wyżyny, po czym po kilku tygodniach nurkuje w dół i klepie glebę niczym Najman matę. I jest to zjawisko całkowicie normalne. Utrzymywanie ponad przeciętnego poziomu teścia przez długie tygodnie, prędzej czy później przyniesie negatywne skutki - organizm ludzki, jak i cała natura dążą do tzw. homeostazy - sytuacji kiedy status quo, "ustawienia fabryczne" organizmu są utrzymywane możliwie najniższym nakładem sił. Wystrzelony na orbitę poziom teścia do homeostazy zaliczyć z pewnością nie można. I właśnie dlatego, jednorazowe badania wolnego teścia, prolaktyny i innych dyrdymałów, są po prostu wysoce niemiarodajne. O trzymaniu michy, diecie, odpowiednim planie treningowym, nawodnieniu Bracia wylali już sporo wartościowej wiedzy, więc dodam tylko od siebie, że usługi dietetyka są śmiesznie tanie i ogólnodostępne. A dietetyk jest w stanie precyzyjnie obliczyć zapotrzebowanie energetyczne względem Twoich zaplanowanych wysiłków, trybu życia i preferencji. Polecam się rozejrzeć w Twojej okolicy. A na koniec tej ściany tekstu dodam, że nie napisałem tego wszystkiego żeby Cię/ Was (po raz kolejny, kurwa...) umoralniać, grozić palcem czy straszyć - to Wasze życie, Wasze ciała i to nie ja będę cierpiał w niedługiej przyszłości. Nie pisałbym tego wszystkiego, gdyby nie istniała jakaś alternatywa. I tak mi zresztą nie uwierzycie, że testosteron można wywindować na wyżyny widełek biologicznych, że hormon wzrostu może skoczyć o kilkaset procent w skali miesiąca i że wcale nie trzeba jechać na szprycy, że można zmusić ciało do wzmożonej produkcji, manipulując objętością i dietą. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że całość zajmie dokładnie cztery (4) miesiące i ani dnia więcej. Jeśli ktoś jest zainteresowany, zapraszam na priv albo do przejrzenia innych moich postów w podobnych tematach.
  22. Brzmi to tak nieprawdopodobnie, że aż musiałem spytać Wujka Google, który twierdzi, że operacja podwiązania jajowodów w Polsce jest prawnie zakazana, chyba, że istnieją przesłanki, zagrażające życiu kobiety. Co do Twoich pytań, osobiście wolałbym żebyś powiedziała mi o bezdzietności już na pierwszym spotkaniu. Lepiej walić prosto w ryj niż, jak ja to mówię "życzliwie kłamać" i wodzić faceta za nos. Nie miałbym też nic przeciwko gdyby to kobieta choć raz wyszła z inicjatywą jakiejkolwiek rozrywki. W Twoich słowach brzmi to równie nieprawdopodobnie, co i podwiązanie jajowodów tak więc opcje są dwie: - albo trafił nam się dobrze zakamuflowany troll albo - himalajka w rozmiarze plus size, która zdała sobie sprawę, że na dzieci nie ma co liczyć i trzeba zwiększyć wartość rynkową, przez zrobienie z siebie miski na nasienie
  23. O tyle, o ile do tego typu testów, niczym rodem z Cosmo albo Bravo Girls, zawsze podchodziłem z dużym dystansem, to tego tutaj konkretnego testu nie wiem jak mam się odnieść Twoje wyniki testu sugerują, że Twój styl osobowości wiąże się z: Ekstremalną niezależnością i samodzielnością, a także ze skłonnością do odstępstw od norm społecznych. Twoja kontrola nad własnymi impulsami jest słaba i łatwo się obrażasz. Wrogość i mściwość przychodzą Ci z łatwością. Jesteś osobą niecierpliwą i niespokojną, zawsze w pogoni za "lepszym życiem". Samo posiadanie nie daje Ci satysfakcji, jesteś nastawiony(a) na ciągłe branie. Wygląda na to, że nie zraża Cię ryzyko, ból i kara, jesteś naprawdę nieograniczony(a) przez te kulturowe lub też biologiczne czynniki odstraszające, które normalnie warunkują ludzkie życie. Zrobiłem z ciekawości kilka innych testów, z których wynika, że: jestem kochającym życie i ludzi sangwinikiem, zimnokrwistym, skurwiałym makiawelistą, doskonałym organizatorem, maniakalnym zabójcą, a teraz aspołecznym dziwadłem Wychodzi na to, że mam kilka osobowości na raz, criminal master mind niczym Joker Niezłe combo, nie ma co
  24. Spójrz na cenę metra sześciennego wody z wodociągów (bez marż, podatków i narzutów "producenckich) - jest zbliżona do litra dobrej wody butelkowanej :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.