Skocz do zawartości

FraterPerdurabo

Starszy Użytkownik
  • Postów

    473
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez FraterPerdurabo

  1. Nasz specjalista ds. relacji damosko męskich, który sam takowych nie utrzymuje, pisze nam tu czym ma zajmować się zdrowy psychicznie facet, którym to zdaje się sam nie jest. Chyba to dziwne covidowo- pandemiczne umysłowe upośledzenie zaczyna atakować forum.
  2. Jedna uwaga: Czy teraz każda sytuacja, która będzie wymagała od Ciebie stanowczości i dbania o własny interes stanie się pretekstem do kilku piw? Zastanów się nad tym. Jeśli już ciśnie Ci się na usta odpowiedź, że na 100% nie, to zastanów się jak zadbasz o to żeby w wypadku takiej sytuacji mieć pod ręką inny arsenał niż "kilka piw i naszła odpowiednia faza".
  3. 4 lata treningu typowo kalistenika/gimnastyka. Na początku zajęcia grupowe w crossfit box, później z racji tego, że mocno grupę wyprzedzałem (od poziomu 4 podciągnąć na drążku do pierwszego MU na kołach doszedłem w 2 miesiące) ćwiczyłem indywidualnie. Plan albo układał mi doświadczony prowadzący zajęcia, a poczytałem i znalazłem materiały w necie to sam też wprowadzałem pod siebie ćwiczenia. Przez pierwsze dwa lata trening 4 razy w tygodniu. Pierwsze 45-60 minut trening pod umiejętności później jeszcze ze 30 minut obwodów gimnastycznych pod kątem siły/wytrzymałości. Skille ćwiczyłem np. z gumami oporowymi i z tzw. dream machine. I moje obserwacje ogólnie są takie: zaczynając około 30 i pracując sumiennie jest się w stanie wypracować siłę potrzebna do obu tych elementów gimnastycznych, problemem są stawy, które nie rozwijają się/wzmacniają tak samo szybko jak mięśnie. I tego chyba się nie przeskoczy. Czytałem kiedyś książkę odnośnie treningu siłowego pod kątem wspinaczki skalnej i podane tam były dane zebrane z kilku różnych badań, z których wynika, że stawy rozwijają się u dorosłego człowieka nawet 6 razy wolniej niż miesnie tzn. tyle siły ile Twoje mięśnie zdobędą w rok, Twoje stawy będą rozwijać w jakieś 6 lat(oczywiście mówiąc siłą w odniesieniu do stawów mam na myśli odporność na przeciążenia i siły ścinające). U dzieci idzie to szybciej, poza tym ze względu na mniejszą masę ciała dzieci na starcie mają mniejsze dysproporcje w siłę tych struktur. Dlatego o ile dzieci są w stanie po kilku latach osiągnąć te elementy, osoby zaczynające jako dorośli maja znacznie ciężej. Nabawiłem się kilku mniejszych kontuzji/urazów i odpuściłem bo droga daleka (kilka lat świadomości, że nie siła mięśni Cię ogranicza a potencjalne rozpadanie się stawów), a osiagnięcie celu nie jest wcale pewne. Teraz ćwiczę 2-3 razy w tygodniu bardziej pod kątem zachowania sprawności i ewentualnie zrobienia plażowej sylwetki jak mi się chce o taką zawalczyć.
  4. Jako że sam przekroczyłem 30 to coś od siebie napiszę. Zauważyłem, że coraz większe znaczenie zaczyna mieć to co jem. 2-3 tygodnie folgowania sobie z jedzeniem zaczyna być widoczne w lustrze, a powrót do wcześniejszej formy zajmuje znacznie więcej czasu. Znacznie bardziej niż kiedyś zależy mi na śnie, więc 7h na dobę traktuje jako obowiązek (w zasadzie średnia mam w okolicy 7.5-8h). Znacznie rzadziej piję duże ilości alkoholu - zwyczajnie szkoda mi dnia następnego. Zatem jeśli nie jest to jakaś specjalna okazja, to zwykłe spotkanie ze znajomymi kończę na 2-3 piwach lub kilku szklaneczkach whisky. Zdaję sobie sprawę z tego, że w przypadku wielu rzeczy nie będę w stanie osiągnąć poziomu światowego dlatego odpuszczam niezdrowe ambicje - np. w kwestii ćwiczeń fizycznych, kiedyś bardzo chciałem dojść do planch i iron cross, teraz wiem że jest to prawie nie do zrobienia przy takiej ilości czasu, którą poświęcam na ćwiczenie, więc zwyczajnie dostosowuję swoje oczekiwania i cele do realiów. I teraz coś do czego może nie wszyscy by się przyznali. Erekcja w tym wieku jest trochę inna niż dajmy na to w okolicach 20. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Jest trochę jak w tym dowcipie: 20 lat dąb - twardy i potężny, 30 lat brzoza - elastyczny i niezawodny. Więc o ile za "dzieciaka" jak stanął to prędzej złamiesz niż troszkę w bok odegniesz, tak teraz staje bez problemu, da się wykorzystać pewną elastyczność celem zabawy w różnych ciekawych pozycjach, no i jednak człowiek już nieco lepiej się zna, więc praktycznie zawsze kończysz kiedy chcesz i nie trafiają się przypadki rozlania pod wpływem emocji. To tak na szybko moje spostrzeżenie. Na bank tematu nie wyczerpują.
  5. Bracia przede mną w zasadzie napisali już wszystko. Ja dodam jedynie, że jeśli gość nie ma kasy, to może chociaż pewnymi pracami zadbać o to żeby się dołożyć. Przykład z mojego życia: panienka z którą się spotykam spędza u mnie mniej więcej 3 noce w tygodniu - praktycznie weekend cały plus jedną noc w tygodniu pracowniczym". Od samego początku sytuacja dość jasna odnośnie kasy - nie ma tak, że jako facet wszystko stawiam. Jak coś zamawiamy to płacimy na zmianę (już z kalkulatorem nie będę latał, ale jak poczuję, że próbuje mnie robić w wała typu jak ja płacę to zamawiamy frykasy, a jak ona to sajgony po tajności to odpowiednio zareaguję). Zwykła spożywkę też myszka kupuje i przywozi, więc nie ma co narzekać. Ponieważ sam mieszkanie wynajmuję, i nie mieszka ona na stałe ze mną, ale jednak korzysta z tego i owego, to "rozliczam" to inaczej - ostatnio ogarnęła łazienkę na błysk, innym razem ogarnie kuchnię i obiad sama ugotuje, a ja z piwkiem sobie w coś pogramy, itp. Możesz coś podobnego próbować wywalczyć. Skoro piszesz o tej sytuacji to znaczy, że Cię to męczy, więc jakoś temat musisz rozwiązać dla własnego spokoju.
  6. A co jest w umowie napisane? Ja mam np. że jeśli chciałbym żeby ktoś ze mną mieszkał, to muszę to zgłosić właścicielowi i uzyskać pozwolenie. Więc jeśli nie chcesz gadać o tym otwarcie (taka otwarta rozmowa dla mnie jest najlepszą opcją - w końcu gościu od 1,5 miesiąca za darmo mieszka) to możesz jakiś anonimowy donosik do właściciela mieszkania? Kolejna sprawa to te relacje ze współlokatorą. Przecież jest to osoba, która obecnie gra w filmie Twojego życia rolę drugoplanową, a pewnie za 2 lata nie będziesz pamiętał jak ma na imię. Albo może spróbuj zobaczyć jak działa ta nowa ustawa o przemocy i zadzwoń po policję bo gość Cię bije Osobiscie nie zostawiłbym tego tematu tak. Bądź co bądź gość za darmo sobie gdzieś mieszka, a patrząc z Twojej strony finansujesz komuś mieszkanie. Zapewne współlokatora nic nie mówi bo gość dorzuca się jej, ale to tylko ona na tym zyskuje, a Ty tracisz. Skoro są trzy osoby to każdy powinien dawać 1/3, a zapewne Ty dajesz 1/2 i ona 1/2 tyle że pewnie połowę z tego co ona daje (a może nawet całość) daje jej facet, więc ona się nie odezwie bo straci na normalizacji sytuacji.
  7. Nie koniecznie. Może wystarczy zauważyć np. że jeśli zgodnie z badaniami mniej więcej 5% społeczeństwa nie jest heteronormatywna, to bardziej sensowne jest 1 na 20 bohaterów seriali robić gejem, a nie 1 na 4... A później zastosować tę samą logikę do innych zjawisk społecznych, które są przejaskrawiane.
  8. Niby na studiach było coś tam o historii i filozofii odkryć matematycznych, ale nie przypominam sobie żadnej książki, która mógłbym polecić w tym temacie. Bardzo fajne książki "popularnonaukowe" pisał Raymond Smullyan. Pamiętam, że dostałem jedną jego książek w nagrode w 2 klasie gimnazjum i z wielkim trudem ale jednak przerobiłem ją całą (gość w postaci historyjek z narracja przedstawia różne problemy logiczne). Jak się okazało wiele lat później, książka ta przedstawia problem niezupełności matematyki. Facet był w stanie tak to opisać, że sprytny 13-latek zakumał temat, któremu na studiach poświęca się jakieś 60h na zajęciach.
  9. Ja nie wiem czy to czasem nawet nie jest bardziej obsesja niż tylko zamiłowanie czy pasja. Temat ogólnie bardzo ciekawy i w kontekście ogólny, ale też bardziej szczegółowo jeśli weźmie się pod uwagę tylko jedna dziedzinę nauki. I może jeszcze taka ciekawostka odnośnie geniuszy i matematyki. Uważa się, że na początku XX wieku najwybitniejsi matematycy byli w stanie opanować 100% ówczesnej wiedzy z tej dziedziny nauki. Czyli żyło wówczas kilkanaście/kilkaset osób, które o ówczesnej matematyce wiedziało wszystko. Dzisiaj wśród matematyków istnieje powszechne przekonanie, że poświęcając całe życie na studiowanie matematyki da się objąć, zrozumieć i nauczyć około 4% tego co jako ludzkość wiemy. Znaczy to, że nawet największy geniusz matematyczny, który rozwiąże niebywały wręcz problem czekający na rozwiązanie kilkaset lat (twierdzenie Fermata chyba ze 300 lat nie było udowodnione), jest praktycznie dyletantem skrobiącym jedynie powierzchnię tej ogromnej bryły jaką jest matematyka. A piękne jest w tym wszystkim to, że w przypadku matematyki skrobiemy na poziomie czysto niematerialnym. I wciąż nie wiemy czy matematykę odkrywamy czy może wymyślamy.
  10. Jako, że temat trochę pozwala na to, to jak przystało na matematyka napiszę tak: moim zdaniem inteligencja, zdolności kognitywne, czy jak tam chcemy to nazwać jest warunkiem koniecznym, jednak nie wystarczającym. O ile dobrze pamiętam Peterson w swoich wykładach poruszał ten temat i nawet pokazywał wyniki badań określających jaki mniej więcej poziom inteligencji (lub czegoś co te testu mierzą) jest średnia (lub minimum, a może wartością oczekiwaną - nie pamiętam dokladnie) dla danego zawodu. Jak nie trudno się domyślić inżynierowie, matematycy, lekarze, prawnicy itp. mieli raczej wyniki wyższe w tych testach niż np. kierowcy ciężarówek. Jednak ciężka praca również jest niezbędna. Zdaje się, że jak Perelman udowodnił hipotezę Poincarego, to inni najwybitniejsi matematycy naszych czasów musieli poświęcić ponad rok żeby zrozumieć jego dowód i potwierdzić, że jest bezbłędne. Warto zatem zadać sobie pytanie ile lat on pracował nad tym dowodem. Ciekawie było też z ostatnim twierdzeniem Fermata. Kiedy Wiles przedstawił dowód, któryś z matematyków znalazł w tym dowodzie jakiś błąd. Wiles spędził kolejny rok poprawiając swój dowód, nad którym uprzednio pracował już kilkanaście lat. Tak więc wygląda geniusz w matematyce - połączenie ogromnych predyspozycji intelektualnych otrzymanych w genach z ogromną, długotrwałą i często żmudną pracą.
  11. No nie jest tak, że obyło się zupełnie bez bólu, ale przynajmniej w przypadku mojej eks nie było to jakoś tragiczne. Wiem bo ona miała bardzo niską tolerancję bólu, a nie marudziła nic, że to była tragedia. Jak oczyszczasz jakąś ranę to też to trochę boli/szczypie. Wiem za to, że po zabiegu było znacznie lepiej i nie drażniło/bolało jej przy chodzeniu. Z tym wycinaniem paznokcia to też nie tak, że niewiadomo ile robili. Tam gdzie się wrastał w ciało przyjęli milimetr czy dwa i tyle. Ogólnie jak to zazwyczaj bywa z tego typu rzeczami trochę bólu i dyskomfortu teraz żaby uniknąć większych problemów w przyszłości.
  12. Z tego co pamietam, to nie miała znieczulenia. To tak w zasadzie jest oczyszczenie rany jakimś antyseptykiem i tyle.
  13. 40 tyś. euro raczej mało prawdopodobne. Pewnie ktoś ze skarbówki zacząłby węszyć na zasadzie, czy rodzice mają takie dochody, że realne jest zeby taka kase odłożyli. Opcja ze złotem wydaje się być do rozważenia. Plus kilka kont bankowych w różnych bankach. Wciąż jest szansa, że Cię dojdą, ale mniejsza. Kredyt też można przemyśleć.
  14. Nie, bo była prywatnie. To było coś w stylu "Klinika stóp" czy coś takiego. Z tego co wiem, to tam generalnie ta babka, która jej to robiła była bardziej kosmetyczką niż lekarzem.
  15. Ja ttakiej sytuacji nie miałem, ale moja eks miała podobną sytuację - też źle paznokieć przycięła i zaczął wyrastać się jej w palec/skórę. Polecam zdecydowanie wizytę w jakiejś przychodni podologicznej. U niej były potrzebne 2 wizyty w odstępie 2 tygodni żeby temat rozwiązać. Kesmetyczka-podolog obcięła jej ten paznokcie tak trochę bardziej, wszystko wyczyściła i pokazała jak zakladać takie jakby mikro opatrunki, ktore trochę odsuwały rosnacy paznokieć od skóry. Po tych dwóch wizytach temat został rozwiązany. U mnie w jednym z wiekszych miast w Polsce koszt takiej jedej wizyty to było jakieś 60zł. I to co pamiętam, a co mnie trochę zdziwiło, to żeby tego nie moczyć, a starać się ciągle trzymać suche, przemywać gazikiem z wodą, a nie gira do miski i zmieniać skarpety kilka razy dziennie i buty w miarę możliwości też.
  16. Sorry, ale w którym miejscu on jest inspirowany Polgár? Śledzę szachowy świat od jakiś 8- 10 lat, kojarzę większość zawodników z obecnej pierwszej 100 najlepszych, mniej więcej ich życiorysy, osiagniecia itp. Sam sporo grywam na poziomie klubowym/silnego amatora i patrzac na ten serial i życie Judit to jedyne z tej "inspiracji" co się zgadza to płeć.
  17. Bardzo ciekawy temat. Warto zauważyć, że te "Julki" dążą do tego co jest właśnie w temacie: decyzyjność (dostęp do aborcji na żądanie daje im pełną władzę nad możliwością posiadania dzieci) bez odpowiedzialności (odpowiedzialność wciąż pozostaje w dużej mierze na facetach - alimenty itd.) Ładnie to widać jeśli przyjmie się, że "Julki" dostają aborcję na żądanie, a sytuacja facetów zostaje taka jak jest i rozważyć 4 możliwe przypadki w momencie zajścia w ciążę: 1. Julka chce urodzi, Jasiek chce żeby zostało urodzone - wszystko ok 2. Julka nie chce, Jasiek nie chce - wszystko ok, usuwają 3. Julka nie chce, Jasiek chce - koło chuja Julce lata zdanie Jaśka, usunie bo ona ma władzę 4. Julka chce, Jasiek nie chce - koło chuja Julce lata zdanie Jaśka, urodzi bo ona ma władzę, a spora część odpowiedzialności spadnie na Jaśka bo będzie płacił alimenty. Zatem może to nie do końca nagonka? Może zwyczajnie są ludzie, którzy potrafią dodać 2 do 2, nie robią z logiki kurwy i widzą, że wiele z tych postulatów to nie jest walka o równe prawa, tylko walka o przywileje jednej grupy kosztem innej grupy - kobiet kosztem mężczyzn, osób LGBT kosztem heteronormatywnych, osób leniwych i nie nadających się do odpowiedzialnej pracy dającej dobrze zarobić kosztem pracowitych i zaradnych. I może zwyczajnie jest tak, że osoby które są w jednej z grup która ma dostać po dupie zwyczajnie mają swoje zdanie na ten temat i brzmi ono "KURWA NIE!"
  18. Podejrzewam, że raczej problemu wielkiego nie będzie, jeśli w jest czysto w BIK. Oczywiście odpowiednio długo okres i świadomość, że raczej będzie to kredy gotówkowy, czyli znacznie droższy niż hipoteka.
  19. Nie sprawdzałem, ale wcale by mnie to nie zdziwiło.
  20. Przede wszystkim, tam jest zupełnie inna mentalność co do wynajmu. Bardzo często zdarza się, że ktoś wynajmuje to samo mieszkanie przez długi okres czasu np. 20 lat. Więc po takim czasie psychologicznie czujesz się jak u siebie. Kolejna kwestia to stosunek ceny nieruchomości do kosztu wynajmu. Jeśli w Hiszpanii możesz wynająć za 1500 euro miesięcznie dom, za który musiałbyś dać 1,5 miliona euro to gdzie jest sens w kupowaniu? I kwestia zarobków. Sam wynajmuje kawalerkę i idzie na to 30% mojego miesięcznego dochodu. To sporo, ale tak wygląda u nas rzeczywistość i to trochę zachęca w kierunku kupna bo jednak sporo tego "majatku" oddaje. Ale jeśli na zachodzie jest to np. 10% dochodów to już tak na to się nie patrzy. Nie jest tak żal i zawsze jest ten komfort zmiany.
  21. Problem leży gdzie indziej. Jak zawsze chodzi o to, żeby pojechać na wycieczkę na Bali na 3 tygodnie ale zapłacić za to tyle co za pole namiotowe nad zalewem sulejowskim na 2 dni.
  22. Dobra, zrobię to o co sam prosiłem, a czego od kolegi pewnie nie uświadczymy bo wyszłoby, że nie można żyć bez ojebania 1kg łososia i 3 awokado dziennie. Jedziemy zatem z moją rozpiską wczorajszej "diety". Śniadania: jajecznica z 3 jajek (75groszy sztuka) na 50g (13zł za kilogram, czyli około 70groszy) kiełbasy i jednej średniej cebuli (nie wiem, niech będzi 50groszy) + 150g pieczywa pełnoziarnistego (jakieś 1,5 zł) - całość 4,95zł Drugie śniadanie: rogal maślany (1zł) z dżemem (chuj niech będzie, że opierdoliłem pół słoika, 2 zł) + jogurt białkowy mullermilch 400g (3,8 zł) - całość 6,8zł Obiad: pierś z kurczaka 250g (4,5zł), frytki z batatów 300g (3zł) , surówka mix sałat z dwoma średnimi pomidorami (3zł) - całość 11zł Po obiedzie: jabłko + banan - jakieś 2,5zł Kolacja: 150g pieczywa pełnoziarnistego (1,5zł) + 125g makreli wędzonej (2,5zł) - całość 4zł Całość za wczoraj wyszła mi 29,3 i to liczone po cenach raczej "zaokrąglanych do góry". Tobie już zostawiam policzenie sobie ile objętościowo to jest i czy się tym najesz. Zdecydowanie podtrzymuję to co pisałem - jeśli ktoś chce, to nawet przy dzisiejszych cenach, przy odrobinie wysiłku da się zmieścić spokojnie w 25zł na dzień i jeść dobrze.
  23. Czy Ty oczekujesz, że ktoś tutaj pierdolnie Ci dietę na miesiąc, 5 posiłków dziennie? Podałem pewne ramy jak to może wyglądać. To może tak zapytam. Możesz napisać co zjadłeś wczoraj i w jakiej ilości? W miarę dokładnie, każdy cukiereczek itp. 250g kurczaka to porcja dla niemowlaka? Nie mam pytań. Albo nie wiesz ile to 250g, albo ważysz 200kg i masz dobrze ponad 2 metry wzrostu, albo może to jakieś zaburzenie odżywiania.
  24. ??? 100g dobrej wędliny - 5zł (50zł za kg) 250g piersi z kurczaka - 5zł (nawet taniej ale niech bedzie) 50g ser jakiegoś - 5zł (100zł za kilogram, na bank da radę taniej) pieczywo, makaron, ryż, ziemniaki itp - 5zł warzywa - 5zł Masz najprostszą rozpiskę. Nawet przesadziłem z "cenami" ale niech bedzie. Kiedy ostatnio byłeś w sklepie kupić coś normalnie i później sobie ugotować obiad? Śniadanko i kolacja kanapeczki. Obiad kurczak z czymś co tam sobie wybierzesz.
  25. 1800 zł na jedzenie i chemię to mówić szczerze faktycznie sporo. Jednak z tymi większymi zakupami to raczej nie kumam Twojego argumentu. Przecież jeśli kupisz 2 paczki makaronu, to tej jednej której nie zjesz od razu nic się nie stanie jak poleży tydzień czy dwa w szafce. Z mięsem to samo. Wyjmijesz z paczki, tyle ile potrzebujesz używasz, reszta do zamrażalnika. Nie bardzo rozumiem gdzie tu problem. Na bank zaoszczedzisz sporo ograniczając wynos. Ja wydaje w okolicach 20-25 zł dziennie na jedzenie i nie jem śmieci, nie jem jałowo czy "nudno" i nie chodzę głodny - spokojnie można w tych pieniądzach zjeść pod 3k kalorii dziennie. Zatem sorry, ale nie bardzo widzę tu realny problem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.