Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Moralista a człowiek moralny- Czy to jest to samo? Moralista może być podszyty resentymentem, ale czy musi?

 

Pamiętam rozprawkę lesbijki i feministki Susan Sontag o moralistach opartą na analizie metafor wojskowych. Starała się pokazać jak ich bezwzględność i powierzchowność niszczy nadrzędne prawa jednostek, podważa ich dążenia do indywidualnych rozwiązań miedzy innymi nawiązując do krytyki  rozwiązłego trybu życia gejów z lat 80-tych przez co rozmnożył się wirus AIDS. Moraliści (najczęściej był to biały, konserwatywny, heteroseksualny mężczyzna) grzmieli z różnych katedr, co w społeczeństwie przeradzało się w ostracyzm. Trzeba się było z nimi rozprawić. Ruszyła wspierana przez celebrytów lawina ośmieszająca, wskazując hollywoodzkim paluchem na moralność jako drobnomieszczańską, zatęchłą, niewyrozumiałą, spoglądającą na inność nienawistnymi oczkami nietolerancyjnych obywateli blokujących tych, którzy otwarcie chcą mieć tylko prawo do szczęścia i do realizowania go tak jak im się to wydaje za stosowne. Ci moraliści grzmieli o poszerzaniu zjawiska i jego wpływie na życie społeczne, o zrzucaniu odpowiedzialności na społeczeństwo w tym rosnące koszty socjalne, rozbijanie zbiorczej świadomości, obniżaniu morale. Sontag argumentując całkiem zgrabnie w dużym uproszczeniu woła „mam prawo żyć tak jak chcę, tak samo jak cała reszta, a społeczeństwo musi solidarnie pokryć ewentualne tego koszty”.  Reszta bezrefleksyjnie wtórowała, „po co nam stare reguły, tońmy choćby jutro, ale dziś niech coś z tego mam, a niemożni  hipokryci, niech trzymają w sobie żal dupy o moją rozkosz.”

 

Kto ma rację? Czy naprawdę indywidualista, hedonista i menefregista (osoba o postawie „nic mnie to to nie obchodzi”) góruje w tym względzie nad zjawiskiem małości, zawiści i resentymentu? A może moralista to taki świadomym smutny błazen na radosnym balu zagłady?

 

Zastanawiają mnie też ludzie o wysokich kwalifikacjach osobowościowych i fizycznych (inteligencja, uroda, charyzma), to jak bardzo mogą być niebezpieczni dla przeciętnego człowieka, jeśli swoją przewagę wykorzystają bezwzględnie w sposób krzywdzący.

 

Na pewno nie ma co zaprzeczać, że na naszych oczach dokonuje się transgresja mieszczańskiego porządku gdzie np. dewianci czy przestępcy stają się ofiarami społeczeństwa i tradycyjnej rodziny. Łamanie zbiorczej psychiki wyrywa ich z kajdanów stereotypu i obłudy. To tu jest autentyczny świat, gdzie każdy ma prawo rościć sobie pretensje do nie bycia "ofiarą" staromodnego męża i ojca (ostoje represji). To między innymi dzięki skutecznej obronie tych „ofiar” wzorcem dziś staje się mała dziewczynka, byt beztroski w podejściu do prawdy wynikającej z formalnej logiki i cnót obywatelskich, które są zagrożeniem dla społeczeństwa imprezowego. Nic nie psuje tak zabawy jak surowe zasady i kategoryczne oceny, trzeba je więc zastąpić śmiechem, komedią, bożkiem ironii. Proces demokratyczny ma być zakorzeniony nie w męskiej elicie, ale w wyzwolonej erotyce, do czego konieczna jest permanentna emancypacja. Dalej wiadomo, o co chodzi.

 

To nie jest chęć oceny pojedynczych jednostek, zwłaszcza, w obliczu rosnącej świadomości, że „nie ma takiej świętości, która by się nie zdołała stoczyć ze szczytu swojego ideału”. Ponoć był taki perfekcyjny zakonnik, że kiedy k…a zagięła na niego parol, żeby nie skorzystać odciął sobie palca, przez co wymieniona pani porzuciła swój proceder. Tyle że ten numer udał mu się tylko raz, choć miał palców jeszcze kilka, jednak dopiero doświadczenie upadku doprowadziło go  do prawdziwej świętości, bo wtedy zyskał świadomość i pokorę zwłaszcza względem siebie. Dążenie do jedynie różowych i idealnych sytuacji wiąże się z życiem marzeniami i ułudą. Mimo to uznaję, że jeśli sama z jakiś przyczyn ulegam pokusom, i nazywam to dobrem, to robię podobnie jak ktoś gruby, kiedy w swej słabości zajada się słodyczami, twierdząc zarazem, że otyłość to tylko inna forma piękna.

 

Te dywagacje, to raczej próba zrozumienia na poziomie ogólnym nowoczesnego dyskursu i form argumentowania na takim poziomie by zdyskredytować pewne podwaliny społeczeństwa. Młotem arogancji, aluzjami, wciąganiem w rozważania na przykładzie casusów zmienia się uniwersalną świadomość ( mnie np. interesuje zagadnienie masowego kina i wpływ nowoczesnych kreacji na pojmowanie rzeczywistości przez jednostki, lubię ten zakres analizy). Promowana idea bazując na ogólnej słabości (tj. my wszyscy) szybko przyjmowana jest przez jednostki za pomocą chwytliwych haseł i tak się rozpowszechnia. Sama jestem w tym zagubiona.

 

Wracając do moralistów i ich opozycjonistów wszelkiej maści, danym czasom można się poddać bez reszty, lub przyjąć postawę oporu w końcu świat od zawsze mocuje się w swym dualizmie.  Różne też wichry targają jednostkami. Kiedy niemal ćwierć ludności Europy w XIV w padła z powodu czarnej zarazy, pojawiły się dwie skrajne grupy, biczownicy i rozpustnicy. Każdy widział już kosę nad sobą, więc jedni sądzili, że należy pokutować, przebłagać za winy Absolut, inni, że skoro jutro mogą umrzeć to jeszcze dziś, trzeba jak najwięcej skorzystać oddając się rozpuście. Próbę odpowiedzi kto ocaleje z zagłady podjął kiedyś Bergman, polecam „Siódmą pieczęć”  (tam jest sporo symbolicznych, uniwersalnych analogii), w jego wizji nie był to jednak ani rozpustnik ani samotny rycerz kurcjaty, który grając ze śmiercią w szachy, próbował odwlec swój koniec. Oby nam wszystkim coś nie umknęło.

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Anna napisał:

Moralista a człowiek moralny - Czy to jest to samo?

To zależy.

 

Moralista może być człowiekiem moralnym, ale jest też szansa, że nie ma z moralnością nic wspólnego poza wygłaszaniem wyniosłych haseł na jej temat. Tak samo, jak człowiek moralny może być moralistą, jeśli np. jego otoczenie ze względu na swoje zachowanie nie pozwala mu na moralne egzystowanie, ale też znowu nie musi, ponieważ życie z jego własną moralnością może być dla niego już wystarczająco satysfakcjonujące i nie potrzebuje umoralniać innych, aby niezakłócenie egzystować.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Moralista może być podszyty resentymentem, ale czy musi?

Może, ale nie musi. Jest to bardzo często występujące zjawisko, gdy ktoś chce narzucić swoje zasady moralne innym, aby ograniczyć własne cierpienie wywołane tym, że inni żyjący wg własnej, odmiennej moralności żyją tak, jakby chciał moralista, tyle że on z jakichś powodów nie może żyć tak, jak oni, więc kieruje się zazdrością, a umoralnianie innych jest orężem, które ma pomóc mu zlikwidować ową zazdrość poprzez narzucenie swojej moralności wyżej wymienionym.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Pamiętam rozprawkę lesbijki i feministki Susan Sontag (...) „po co nam stare reguły, tońmy choćby jutro, ale dziś niech coś z tego mam, a niemożni  hipokryci, niech trzymają w sobie żal dupy o moją rozkosz.”

Jednostka zawsze będzie dbała przede wszystkim o swoje dobro i ewentualnie o swoje dobro i o dobro małej grupki ludzi ze swojego otoczenia. Następnie dane jednostki lub grupy jednostek będą łączyć się w większe kolektywy, którym głównym spoiwem będzie taka sama moralność, czego wynikiem będzie "manicheistyczna walka" - dlategóż w cudzysłowie, bowiem tutaj nie ma walki dobra ze złem, gdyż to, co jest dobre dla grupy A, jest złe dla grupy B i na odwrót - jednych z drugimi.

 

Zwycięsko z tego pojedynku wyjdzie ten kolektyw, który ma za sobą większe wpływy w postaci wysokich stanowisk władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej, influencerów i pieniędzy, co z kolei pozwoli mu na manipulowanie tendencją rozwoju lub regresu świata wg jego widzimisię i na narzucenie swojej moralności i wizji rzeczywistości innym.

 

Należy w tym wątku również przywołać definicję wolności [definicja wg słownika języka polskiego PWN]: 

Cytat

1. niezależność jednego państwa od innych państw w sprawach wewnętrznych i stosunkach zewnętrznych

2. możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą

3. życie poza więzieniem, zamknięciem

4. prawa obywateli wyznaczone przez dobro powszechne, interes narodowy i porządek prawny

Najbardziej będą nas tu interesowały punkty 2. i 4.

 

Naszym najcenniejszym prawem jest prawo do wolności (to, czy faktycznie ją mamy, to już temat na inną dyskusję. Na potrzeby tej dyskusji załóżmy, że ją mamy), a to z kolei oznacza - zgodnie z definicją - że możemy robić wszystko zgodnie z własną wolą. Jeśli naszą wolą jest mordowanie ludzi, to mamy wolność do robienia tego, ale musimy pamiętać o punkcie 4. i o wspominanym porządku prawnym, który naruszymy, mordując drugiego człowieka, za co będą nam grozić konsekwencje w postaci pozbawienia wolności w przypadku zostania złapanymi.

 

Sytuacja ma się natomiast inaczej w przypadku, gdy naszą wolą jest na przykład uprawianie seksu z osobami tej samej płci, co nikogo nie krzywdzi i nie narusza porządku prawnego, ale w długofalowej perspektywie narusza dobro powszechne i interes narodowy, tyle że owy występek już nie jest penalizowany prawnie, a jedynie moralnie i to przez określone kolektywy, które na dany moment mogą być zdominowane przez inne, silniejsze kolektywy, więc ich moralizatorstwo pozostanie bez echa do momentu, aż dobro powszechne i interes narodowy zostaną zagrożone, co spowoduje rzeź, gdy kolektyw zdominowany zdecyduje się na ostateczny krok w postaci użycia siły, jaką będą na dany moment dysponowali, przeciwko kolektywowi dominującemu.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Kto ma rację? Czy naprawdę indywidualista, hedonista i menefregista (osoba o postawie „nic mnie to to nie obchodzi”) góruje w tym względzie nad zjawiskiem małości, zawiści i resentymentu? A może moralista to taki świadomym smutny błazen na radosnym balu zagłady?

Ani jeden, ani drugi nie ma racji.

 

Pierwszy jest zaślepiony w swoim pędzie za "tu i teraz", nie zważając na następstwa, jakie jego zachowanie przyniesie jemu samemu i przyszłym pokoleniem, a drugiemu ucieka życie nad kreowaniem utopijnej wizji świata, która nie ma prawa zaistnieć przy ponad 7,5 mld-owym zróżnicowaniu osobowości i charakterów, z których każdy ma swój światopogląd na sposób przeżywania życia. Jedynym wyjściem byłoby naruszenie wolności jednego albo drugiego i pozwolenie na rozwój wydarzeń, co nie zaistnieje z racji jazgotu, jaki podniósłby się, gdyby dopuszczono się ograniczenia wolności wyboru komukolwiek.

 

Nawinął o tym Eldo w tym kawałku:

1 godzinę temu, Anna napisał:

Zastanawiają mnie też ludzie o wysokich kwalifikacjach osobowościowych i fizycznych (inteligencja, uroda, charyzma), to jak bardzo mogą być niebezpieczni dla przeciętnego człowieka, jeśli swoją przewagę wykorzystają bezwzględnie w sposób krzywdzący dla ogółu. Niejeden w zderzeniu z pewną postawą takiej osoby może odczuwać zwykłą ludzką niemoc.

Zazwyczaj takie osoby są marionetkami ludzi, którzy sterują nimi zza kurtyny, wykorzystując do wcielania w życie swojej agendy.

 

Biorąc pod uwagę efekt aureoli, jaki towarzyszy wielu ludziom przy poznawaniu osób z cechami z cytatu - tak, tacy ludzie mogą być niebezpieczni dla szarych obywateli, którzy będą dopatrywać się w nich tego, kim sami nie są, a chcieliby być. Jedni będą patrzeć na nich z podziwem, inni będą im zazdrościć i się ich bać, ale ci super-ludzie ze względu na bycie wyżej w hierarchii ewolucyjnej zawsze będą mieli nad nimi przewagę, co w połączeniu ze złymi intencjami może skutkować katastrofą dla tych, których ścieżki się z nimi przetną.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Na pewno nie ma co zaprzeczać, że na naszych oczach dokonuje się transgresja mieszczańskiego porządku gdzie np. dewianci czy przestępcy stają się ofiarami społeczeństwa i tradycyjnej rodziny. Łamanie zbiorczej psychiki wyrywa ich z kajdanów stereotypu i obłudy.

True that. Nawet bym powiedział, że często stają się nie tylko ofiarami, ale i wynosi się ich na piedestał i stawia za wzór.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Mimo to uznaję, że jeśli sama z jakiś przyczyn ulegam pokusom, i nazywam to dobrem, to robię podobnie jak ktoś gruby, kiedy w swej słabości zajada się słodyczami, twierdząc zarazem, że otyłość to tylko inna forma piękna.

Uleganie pokusom może być dobre, jeśli jest świadome. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ulegamy tej pokusie nieświadomie, a potem próbujemy racjonalizować jej skutki. Ta gruba osoba była kiedyś chuda i musiała ulec pokusie, np. czekolady, po raz pierwszy, tyle że mogła nie zdawać sobie sprawy, że jej uległa, więc kontynuowała ten proceder, który w efekcie doprowadził ją do otyłości i którego nadal nie dostrzega, wnioskując na podstawie racjonalizowania swojej nadwagi, mówiąc, że grube jest piękne. 

 

Kłamstwo powtórzone sto razy stanie się prawdą. Ci ludzie wierzą w to, co mówią. Tak samo, jak Ty mi wierzysz, gdy mówię Ci, że dwa plus dwa to cztery. 

1 godzinę temu, Anna napisał:

Te dywagacje, to raczej próba zrozumienia na poziomie ogólnym nowoczesnego dyskursu i form argumentowania na takim poziomie by zdyskredytować pewne podwaliny społeczeństwa. Młotem arogancji, aluzjami, wciąganiem w rozważania na przykładzie casusów zmienia się uniwersalną świadomość ( mnie np. interesuje zagadnienie masowego kina i wpływ nowoczesnych kreacji na pojmowanie rzeczywistości przez jednostki, lubię ten zakres analizy). Promowana idea bazując na ogólnej słabości (tj. my wszyscy) szybko przyjmowana jest przez jednostki za pomocą chwytliwych haseł i tak się rozpowszechnia. Sama jestem w tym zagubiona.

True that 2.

1 godzinę temu, Anna napisał:

Wracając do moralistów i ich opozycjonistów wszelkiej maści, danym czasom można się poddać bez reszty, lub przyjąć postawę oporu w końcu świat od zawsze mocuje się w swym dualizmie.  Różne też wichry targają jednostkami. Kiedy niemal ćwierć ludności Europy w XIV w padła z powodu czarnej zarazy, pojawiły się dwie skrajne grupy, biczownicy i rozpustnicy. Każdy widział już kosę nad sobą, więc jedni sądzili, że należy pokutować, przebłagać za winy Absolut, inni, że skoro jutro mogą umrzeć to jeszcze dziś, trzeba jak najwięcej skorzystać oddając się rozpuście. Próbę odpowiedzi kto ocaleje z zagłady podjął kiedyś Bergman, polecam „Siódmą pieczęć”  (tam jest sporo symbolicznych, uniwersalnych analogii), w jego wizji nie był to jednak ani rozpustnik ani samotny rycerz kurcjaty, który grając ze śmiercią w szachy, próbował odwlec swój koniec. Oby nam wszystkim coś nie umknęło.

Tak było jest i będzie, droga Anno, o ile wyżej wspomniałaś o dualizmie, o tyle dzisiejszy świat to już dualizm+1, a nawet +2 i +3 (nie ma słów na kolejne -izmy po dwa :P).

 

Wielu ludziom nic nie umyka, ale w starciu z Wujkiem Samem są bezradni, a do tego żyją w strachu, który jest umyślnie generowany, aby służył jako narzędzie kontroli, które ma trzymać owieczki w zagrodzie.

 

Z wyrazami szacunku,

Ważniak

Edytowane przez Ważniak
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że moralista to osoba, która nie relatywizuje. Wartości wyznawane przez taką osobę mają w jej przekonaniu określone granice. Dlatego wartości te nie dopasowują się do danej chwili, bieżących potrzeb, przyszłych nagród. Dodatkowo taka osoba czuje potrzebę głoszenia tych wartości na zewnątrz. Pozornie są to dobre cechy. Jednakże kryje się w tym także niebezpieczeństwo, ponieważ taka osoba może w określonych sytuacjach krzywdzić innych ludzi. Poniżej napiszę dlaczego.

 

Moraliści są potrzebni, bo czasy bez moralistów to złe czasy. Chociaż co do tego, też nie jestem taki pewien (o czym na końcu).

 

Należy jednak odróżnić moralistę od bigota.

 

Na przykład, kiedy pisarz pisze listy do cara z apelem o darowanie kary stryczka dla schwytanych rewolucjonistów, uzasadniając to potrzebą przerwania spirali zbrodni, jest moralistą. Podobnie, kiedy filozof udziela wywiadu, w którym przestrzega przed zgubnym wpływem na ludzkie życie pozornej popularności osiągalnej w social mediach.

 

Natomiast kiedy ortodoksyjny wyznawca religii narzuca się sąsiadom, nieprzestrzegającym np. szabatu, to jest bigotem.

 

Problem z rozróżnieniem jednego od drugiego zaczyna się, kiedy ktoś pozuje na moralistę głosząc na przykład potrzebę całkowitej wolności. To znaczy takiej wolności, w której człowieka nie wiążą żadne ograniczenia za wyjątkiem zakazu szkodzenia innym. Bo czy taka osoba może komuś coś narzucać, jeśli właśnie całkowity brak ograniczeń głosi? Przypadek wcale częsty podczas rewolucji majowej na ulicach Paryża, Frankfurtu czy Mediolanu w ‘68 roku. Niezorientowanym stwarzał miraż nowego lepszego porządku, a właściwie nieporządku. Jednak zazwyczaj okazywało się, że jedynym wynikiem takiego przesłania jest burzenie. Wezwany do odpowiedzi jeden czy drugi moralista wypierał się, że do niczego nie wzywał, właśnie totalną wolność głosił.

 

Dlatego moralista – jeśli znajdzie się w odpowiednim miejscu i w odpowiedniej chwili – może dotrzeć do dużej grupy ludzi ze swym produktem. A wtedy biada wszystkim, którzy znajdą się na drodze nowej moralności.

 

Z biegiem czasu zmieniło się też wyobrażenie o roli moralisty.

 

Dawniej mianem moralisty określało się kogoś, kto głosił potrzebę moralności postępowej. Na przykład pisarza austriackiego, który piętnował karę dybów, jako okrutną i przy okazji przestarzałą. Albo pisarza egipskiego, który przekonywał, że pora skończyć z obrzezaniem dziewczynek, tyleż okrutnym co przestarzałym.

 

Dzisiaj moralistą łatwiej nazwać kogoś, o kim dawniej powiedzielibyśmy, że jest hamulcowym. Im szybciej świat zachodu pędzi ku postępowi (jak uznają jedni, chociaż drudzy powiedzą, błazenadzie), tym trudniej moraliście coś wymyślić. Wkrótce zaczną się dylematy dotyczące bioinżynierii, długowieczności, poprawiania ciała człowieka przed jego narodzeniem. Przypomina to trochę sytuację opisaną w podróży dwudziestej pierwszej Ijona Tichego S. Lema. W takich sytuacjach moraliście będzie trudno wykonać rachunek moralny i zaproponować, które zachowanie jest właściwsze. Stąd tylko krok do tego, żeby moraliści odwodzili od wszelkich nowinek. Dlatego nie jest pewne, kim w dzisiejszych czasach przełomu jest moralista.

Edytowane przez Oktabryski
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moralista kojarzy mi się z hipokrytą. Kimś kto nakazuje jak należy postępować, wytyka błędy, a sam postępuje nie lepiej. Człowiek moralny - człowiek mający zasady, swój wewnętrzny kodeks, w przeciwieństwie do moralisty człowiek moralny kieruje się tymi zasadami w życiu, nie narzuca swoich zasad innym. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według słownika moralista to człowiek pouczający innych, nawet mentor. Np. wspomniany przeze mnie Bergman w swoim dziele wskazuje, że tylko prosta rodzina, która jest przekaźnikiem idei i trwałości społeczeństwa może przetrwać zagładę. Co ciekawe jego prywatne życie było dość skomplikowane i odbiegało od takiej normy, uznawał jednak zasadę, że są takie wartości, które powinny być chronione. A więc nie był ideałem, ale był poniekąd filozofem, który po przez swoje filmy pouczał innych jak mają żyć. Czyli moralista to nie koniecznie taka dziewica bez skazy. Za to człowiek moralny żyje zgodnie ze swym ideałem i chyba tu bym upatrywała różnicę. Tutaj faktycznie jak pisze @Towarzysz_Winnicki może zakrawać to na hipokryzję, ale ma pewno nie kiedy moralista jest zarazem człowiekiem moralnym.

 

Zauważam tylko, że z termin moralista źle się kojarzyć, kiedy jak się wydaje nie chodzi w nim zaraz o to by wszyscy byli Kierkegardami, ale czy nadawanie temu słowu z góry pejoratywnego znaczenia i łączenie go z nitschowskim resentymentem nie przyjęło się tak bardzo, że  teraz używa się go do złośliwego kłucia przeciwnika doszukując się pod jego przykrywką zawsze drugiego dna? Nie mówię, że go nie ma, ale często wybrzmiewa to jak zasada.  Na moralności w stylu sokratejskim bazuje społeczeństwo patriarchalne tj jedność słów i czynów. To ideał, który do końca nie może być wyegzekwowany ale w myśli konserwatywnej jest słuszny dla ogółu.

Godzinę temu, Oktabryski napisał:

Problem z rozróżnieniem jednego od drugiego zaczyna się, kiedy ktoś pozuje na moralistę głosząc na przykład potrzebę całkowitej wolności. To znaczy takiej wolności, w której człowieka nie wiążą żadne ograniczenia za wyjątkiem zakazu szkodzenia innym. Bo czy taka osoba może komuś coś narzucać, jeśli właśnie całkowity brak ograniczeń głosi? Przypadek wcale częsty podczas rewolucji majowej na ulicach Paryża, Frankfurtu czy Mediolanu w ‘68 roku. Niezorientowanym stwarzał miraż nowego lepszego porządku, a właściwie nieporządku. Jednak zazwyczaj okazywało się, że jedynym wynikiem takiego przesłania jest burzenie. Wezwany do odpowiedzi jeden czy drugi moralista wypierał się, że do niczego nie wzywał, właśnie totalną wolność głosił.

No i własnie w odbiciu do patriarchatu, który nakłada pewną moralność (czyli rygor) pajdokracja i matriarchat (potrzeba całkowitej wolności bez ograniczeń (jako moralność utopijna)  to licentia poetica, zza pleców takich grup zawsze będą rządzić stada cynicznych i amoralnych politykierów. Usuwamy z dziejowej sceny represyjne przesady zamknięte w kategorii tradycji, prawdy i dobra zastępując je pozorami nieograniczonej wolności jednostek i mamy podział na żyjących w ułudzie wolności i ich władców sprawnie manipulujących marionetkami. Dla mas wszystko co zapragną: nieograniczona konsumpcja, aborcja,  porno, wyzwolona nauka produkującą organizmy ludzko zwierzęce, ludzi roboty, ludzi bez duszy, niech jednostki wybierają co chcą i jak chcą  a w formie jaka znamy przestaniemy istnieć.

 

21 godzin temu, Ważniak napisał:

Uleganie pokusom może być dobre, jeśli jest świadome.

 Wydaje mi się, że uleganie pokusom jest zawsze efektem słabości do której zresztą wszyscy mamy tendencje. Kreowanie wewnętrznej postawy (nawyku), może pomóc nam unikać słabości i to jest właśnie świadomość. 

 

Parę innych kwestii muszę sobie przemyśleć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Anna napisał:

 Wydaje mi się, że uleganie pokusom jest zawsze efektem słabości do której zresztą wszyscy mamy tendencje. Kreowanie wewnętrznej postawy (nawyku), może pomóc nam unikać słabości i to jest właśnie świadomość. 

Tak na szybko tylko, słabość nie jest wcale zła.

 

Słabość jest naszym przywilejem i powinniśmy sobie pozwolić na bycie słabymi.

 

Pozwól, że opiszę swoją słabość.

 

Aktualnie jestem na redukcji, na której muszę trzymać określoną kalorykę. Trzeba napomknąć, że dosyć niską. Ale mam też słabość do słodkości lub - jeśli wolisz - odczuwam pokusę, aby zjeść coś słodkiego.

 

I teraz tak, mam dwie opcje: 

 

1. odrzucić swoją słabość i walczyć z nią;

2. okiełznać ją i pozwolić jej na koegzystowanie z moją siłą.

 

Wybieram opcję nr dwa, a robię to, wyznaczając sobie codziennie 500 kcal z mojej dobowej kaloryki na coś słodkiego - może być to cokolwiek - Mars, Snickers, jakieś ciastko, pizza, whateva - ponieważ wiem, że w przypadku redukcji fundamentalnym czynnikiem palącym fat jest ilość energii, jakiej dostarczę z pożywieniem, a jakość tego pożywienia jest mniej ważna. W ten sposób zaspokajam pokusę (słabość) i nie schodzę z obranej ścieżki (siła).

 

Co by się natomiast wydarzyło, gdybym wybrał opcję nr jeden? Wytrzymałbym określoną ilość dni, aż pokusa byłaby za wielka, aby się jej oprzeć, co w przypadku ograniczenia jedzenia skończyłoby się kompulsywnym obżeraniem się (binge-eating disorder).

 

Konkludując, słabość pozwala mi na siłę.

 

Z wyrazami szacunku,

Ważniak

Edytowane przez Ważniak
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Ważniak napisał:

Naszym najcenniejszym prawem jest prawo do wolności

Kto je nadał i kto może odebrać?

 

W dniu 27.05.2018 o 23:01, Anna napisał:

Dalej wiadomo, o co chodzi

Kobiety zapewnią nam totalitarne państwo o ile wcześniej nie zapanuje islam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, rycerz76 napisał:

Kto je nadał i kto może odebrać?

Szeroko pojęty rozwój nam owe prawo nadał i szeroko pojęty rozwój może nam to prawo odebrać.

 

Wraz z kształtowaniem się cywilizacji pojawiły się różne abstrakcyjne pojęcia; "wolność" jest właśnie jednym z takich pojęć.

 

Do momentu ukończenia 18. roku życia jesteś własnością państwa, w którym się urodziłeś lub do którego wraz z rodzicami wyemigrowałeś, a Twoi rodzice są pracownikami na usługach systemu, na których spoczywa "obowiązek" (z którego nota bene mogą zrezygnować, dlategóż cudzysłów) wychowania Ciebie na jednostkę, która będzie umiała współistnieć z innymi jednostkami na danej szerokości geograficznej i która po procesie socjalizacji będzie w stanie oddać systemowi w wypracowanych podatkach to, co od niego dostała.

 

To tak pokrótce, bo można na ten temat książkę napisać.

 

Co więcej, nasza wolność od zawsze jest iluzoryczna, ponieważ do śmierci jesteśmy niewolnikami życia.

 

Ale tak, jak wspominałem w pierwszym moim poście w tym temacie, to jest temat na zupełnie inną dyskusję.

 

Z wyrazami szacunku,

Ważniak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.