Skocz do zawartości

Coś za coś


Rekomendowane odpowiedzi

Najlepsza specjalizacja medyczna - psychiatria. Póki społeczeństwo jest na tyle nieświadome, że łapią ten cały bełkot o nierównowadze biochemicznej w mózgu, to można niezłą kaskę trzepać. "Chorych" psychicznie nigdy nie zabraknie, a żyjąc w tak stresogennych czasach jakich obecnie żyjemy, nie trudno "zwariować". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minutes ago, Towarzysz_Winnicki said:

Najlepsza specjalizacja medyczna - psychiatria. Póki społeczeństwo jest na tyle nieświadome, że łapią ten cały bełkot o nierównowadze biochemicznej w mózgu, to można niezłą kaskę trzepać. "Chorych" psychicznie nigdy nie zabraknie, a żyjąc w tak stresogennych czasach jakich obecnie żyjemy, nie trudno "zwariować". 

Nie daleko szukajac. Siostra skonczyla psychiatrie. Robila 1 rok stazu na zielonej linii czy jak to sie tam zwie.

Dzwonili do niej o  2 w nocy ludzie pod wpywem roznych srodkow, ktozy mowili ze maja petle na szyji i co ona moze im poradzic. Zrezygnowala. Pozniej staz w wiezieniu z czubkami, po 3 tyg. zrezygnowala. Aktualnie studiuje polonistyke. A te madre cytaty powiedzenia i przyslowia to bym sobie darowal. ,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Towarzysz_Winnicki

 

Z tymi psychicznymi to różnie bywa. Do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem, ale też nie demonizować zjawisk, których jeszcze nie poznaliśmy na własnej skórze. Owszem, wielu ludziom wygodniej jest być słabym, ale ludzka psychika jest cholernie skomplikowana i delikatna wbrew pozorom. Nie ma rzeczy, która nie złamie największego twardziela.

 

I tak, to potrafi odbić się na zdrowiu psychicznym. Wyobraź sobie sytuację, która nawarstwia zaniedbania: kiepskie odżywianie, zbyt mało snu, brak wsparcia innych osób, ogrom stresu. Po jakimś czasie pojawia się nerwica, która jest de facto wynikiem pewnego zaburzenia równowagi biochemicznej mózgu. Mówiąc krótko? Długotrwale zaniżony poziom serotoniny, bo właśnie między innymi serotoniną żonglują psychiatrzy.

 

Dobrze wiemy, że stres negatywnie wpływa na regenerację organizmu i budowanie masy mięśniowej, co z psychiką w takim razie?

 

Oczywiście człowiek, który chce sobie pomóc będzie szukał wsparcia psychologicznego (nie mam na myśli wizyt u psychologa) - chociażby kanały motywacyjne, mgtow itd. na youtube. Ale faktem jest, że tak samo jak ciało, tak i dusza, czy umysł może chorować. I nie zawsze kończy się to wariactwem - są depresje, nerwice itd.

 

Jeszcze inna sprawa to brak świadomości jak rzeczywiście działają takie leki. Można wyczytać różne ciekawe historie, a każdy organizm jest inny. Znam natomiast przypadki, że leki te rzeczywiście pomogły wrócić do równowagi. W trakcie brania tych leków osoby nie miały ani zaburzonych emocji, ani trwałego pogorszenia, ani skutków ubocznych innych, niż kilkudniowe wysuszanie się jamy ustnej. I mówię o kilkumiesięcznych (6msc. +) kuracjach. Nie demonizujmy :)

 

I tak - czasy są chore, a tym bardziej ludzie.

Edytowane przez majkgodlajk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Maarcin_05 napisał:

Typowy ból d. Trzeba było iść na medycyne czy co tam innego i teraz kosić kokosy. 

Bólu dupy nikt nie ma, jedynie dyskusja. 

6 godzin temu, mac napisał:

Takiego strzała w świadomości dostałem, że pierdolę robotę. Chcę pożyć trochę, mieć w chuj wolnego i robić to co chcę, a nie muszę. Męczyć się? Po chuj, w imię czego? Statusu społecznego? :D 

Wydaje mi się, że wielu lekarzy ma fioła na punkcie statusu społecznego ? Niektórych to może kusić, że potem będzie "Panie Doktorze panie doktorze..", ale to trzeba mieć już coś z ego.

6 godzin temu, SławomirP napisał:

Otwarcie gabinetu dentystycznego to ogromny koszt, przeciętny absolwent stomatologii po 5 latach studiów i 3 lat w zawodzie zarabia 3k brutto. Wszędzie otwierają się centra stomatologii, prywatne gabinety dogorywają, mimo że biorą te stówki od każdego. Ktoś kto potrafi jedynie robić w zębach znajduje się w pułapce. Wszyscy znajomi stomatolodzy mojego znajomego, który wysoko stoi w świecie medycznym poszli w firmy, nikt nie robi w gabinetach. U mnie w małym mieście wieloletni stomatolodzy jadą na tym samym sprzęcie i żadnego rozwoju i bogactwa tam nie widać, mimo że klientów 

Odnosząc się do źródła którym jest Internet, koszt gabinetu dentystycznego to nawet ponad 150 tyś. zł, przy nowym sprzęcie. Dochody dentystów, również odnosząc się tylko i wyłącznie do Internetu, to od 5 tyś. do nawet ponad 20 tyś. Uśredniając, 12,5 tyś. zł miesięcznie, taki gabinet można spłacić w ciągu roku. Oczywiście teoretyzując, bo początkowy lekarz nie zarobi tyle, a są i tacy co po latach pracy nie będą tyle dostawać. Jak tutaj napisałeś, im nowszy sprzęt dentysta posiada, uczy się nowych metod leczenia i ciągle dokształca - tym lepiej wykonuje swoją prace i przyciąga klientów. Mogą też dochodzić wydatki, o których nie mam pojęcia. Nie wiem, czemu akurat dentyści mnie zainteresowali..ale tą doktor to ja miałem ochotę leczyć kanałowo, a nie ona mnie...ale to chyba bez znaczenia ? 

6 godzin temu, Rnext napisał:

Kuzyn lekarz z wyrobioną marką, pochorował się - na prawie dwa lata wycięty zawodowo. Zębów w ścianę rodzina wbijać nie musiała, ale oszczędności zjedzone przy obniżeniu standardu życia.

 

Znajoma ginekolożka, wciąż w rozkroku między szpitalem a swoim gabinetem. Co z tego że nowy Mercedesik co dwa lata, chata lux, jak nie ma czasu w niej pomieszkać. Żywi się w cateringu dowożonym raz tu a raz tu. Żyje na urlopie, dwa tygodnie w roku. W dekadę optycznie postarzałą się o 20 lat, a pamiętam ją jako świeżutką i bardzo sexi laskę. 

 

Tak że wszystko ma swoje "zady i walety".

Faktycznie, takie życie to masakra. Chyba już lepiej nie mieć i nie myśleć o czymś, niż mieć coś i to za dużo, ale nie móc korzystać.

5 godzin temu, bezprym napisał:

Btw. Ja na dzień dzisiejszy kasuję 150 PLN/ netto na godzinę. Jestem inżynierem.

Ładne pieniądze, co studiowałeś? Gdzie pracujesz? Oczywiście jeżeli nie chcesz, nie pisz. 

5 godzin temu, Krugerrand napisał:

Nie stawiajmy znaku równości pomiędzy skończonymi studiami a dalszą ścieżką zawodową. To mogą być zupełnie inne kwestie. Taki Bill Gates dla przykładu studiów nie skończył a hajs ma i to całkiem sporo. Moja mama, która jest już na emeryturze, całe swoje życie zawodowe spędzila w branży zupelnie innej niż jej wykształcenie. Najważniejsze to robić to co się lubi, czerpać z pracy zawodowej same przyjemności, kasa nie jest najważniejsza, lecz jednak potrzebna, ale pewnie w którymś momencie przyjdzie, jeśli ma się pomysł i odpowiedni

o się go sprzeda. Możliwości jest przecież bardzo wiele.

Ja sam wiem po sobie, że nie należy poświecać wszystkiego pracy, trzeba mieć też czas dla siebie i zregenerować się, odpocząć, zrobić coś dla siebie. Im starszy jestem tym bardziej cenie sobie swój czss wolny i mam wrażenie, że coraz lepije potrafię go wykorzystać.

Kasę mam, zarabiam, ale zarabiam po to, aby po pracy móc ją między innymi wydać:)

Zgadzam się, jednak szanse że się bedzie takim Billem Gatesem są równe przekroczeniu przez korwina 3% w wyborach ?

4 godziny temu, majkgodlajk napisał:

Zawód lekarza jest bardzo niewdzięczny. Jeden z niewielu zawodów, gdzie odpowiadasz prawnie za życie drugiego człowieka. Kasa jest śmieszna jak na zakres obowiązków i decyzje, które musisz podejmować. Owszem, są specjalizacje względnie lekkie, a przy tym nudne. Mój brat jest lekarzem - chirurgia ogólna. Odcinał nogi, wycinał jelita, części żołądka, różne ciekawe rzeczy. Zawód ryje psychikę, szczególnie, że:

 

- brak młodości, którą mają rówieśnicy,

- nie masz świąt z rodziną,

- kiedy inni się bawią (sylwester, weekendy, święta) to Ty zajmujesz się najebanym / naćpanym (przepraszam za określenie, ale ludzie robią to z własnej woli) ścierem, które rzuca się na Ciebie z łapami i mordą,

- raz pracujesz w dzień, raz w nocy, często zarówno w dzień jak i w nocy - totalne rozregulowanie organizmu,

- kasa w Polsce raczej mała (co to jest 3k, które ma na rękę rezydent w wieku ok. 30 lat???),

- społeczeństwo jest do Ciebie nastawione roszczeniowo, wrogo, rzadko okazuje wdzięczność,

- bardzo ciężki rozwój zawodowy - "młodym" rzuca się ochłapy, starzy biorą sobie roboty lekkie, przyjemne,

- mentalność instytucji państwowej (człowiek człowiekowi wilkiem - współpracownicy).

 

Naprawdę za taką robotę dostaje 3k? To w publicznym szpitalu chyba pracuje..za taką robotę to są ochłapy. 

Edytowane przez Rexer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studia trwają 6 lat. Po studiach musisz zrobić rok stażu. Po stażu robisz specjalizację 5 lat. Nie musisz jej robić, ale wtedy Twoja wartość jako lekarza jest bardzo wątpliwa. To jest 12 lat. Człowiek na studia idzie w wieku 19 lat. Tak więc po 31 roku dopiero możesz sobie iść gdzie chcesz. 

 

W trakcie specjalizacji masz obowiązek wyrobić to, to i to. Nie ma wybierania. Tak samo z dyżurami - ileś tam w miesiącu masz obowiązek wziąć i kropka.

 

Inna sprawa - przypuszczam, że prywatne szpitale to nie zatrudniają byle kogo, tylko utytułowanych gości, na których dorobku można zarobić ;) Oczywiście mogę sie mylić.

Dopóki nie zrobisz specjalizacji, jesteś nikim. Nie bardzo masz możliwość negocjowania, chyba, że po godzinach - aka po wymaganym 48h tygodniowo. Jak chcesz robić 60h, to proszę bardzo. Tylko czy warto zostawiać zdrowie w tym bajzlu za trochę więcej kasy?

 

Tu można poczytać więcej :D

Oczywiście lekarze są nakłaniani przez kierownictwo do opt-out, w przeciwnym razie traci się bardzo w oczach starszych kolegów, a Ci lubią podkładać świnie.

 

https://neurologia-praktyczna.pl/a3765/Regulacje-prawne-dotyczace-czasu-pracy-lekarza.html

Edytowane przez majkgodlajk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Abteilungsleiter napisał:

Nie daleko szukajac. Siostra skonczyla psychiatrie. Robila 1 rok stazu na zielonej linii czy jak to sie tam zwie.

Dzwonili do niej o  2 w nocy ludzie pod wpywem roznych srodkow, ktozy mowili ze maja petle na szyji i co ona moze im poradzic. Zrezygnowala. Pozniej staz w wiezieniu z czubkami, po 3 tyg. zrezygnowala. Aktualnie studiuje polonistyke. A te madre cytaty powiedzenia i przyslowia to bym sobie darowal. ,

Mądre cytaty? Ty wiesz ile psychiatria mi złego zrobiła? Po lekach SSRI do dziś nie odczuwam emocji, poza tym jestem uzależniony od benzodiazepin chyba już do końca życia, bo próba odstawienia spowodowała u mnie wznowienie padaczki, a jedynie klonazepam pomaga na napady oraz na fobię społeczną. Przeklinam moment w którym poszedłem do psychiatry z fobią, bo przez tych konowałów jestem lekomanem. Nie tylko ci którzy doprowadzili mnie do fobii społecznej zniszczyli mi życie, ale pseudo lekarze, doskonale wiedząc co mi serwowali. Dlaczego lekarz wiedząc na co chorowałem kiedyś, zamiast typowych leków przeciwpadaczkowych zapisał mi sertralinę (przeciwwskazany w epilepsji) oraz klonazepam (benzo) zamist np. kwasu walproinowego, karbamazepiny, lamotryginy czy innego leku normotymicznego o działaniu przeciwdrgawkowym? Nieprofesjonalizm ze strony lekarza pomimo dokładnie przeprowadzonego wywiadu z pacjentem, czy celowe wpędzenie go w uzależnienie? Nie ukrywam, że to także moja wina, bo zamiast pójść na psychoterapię wybrałem gabinet lekarski, ale... studiowałem i potrzebowałem ulgi natychmiast alby ukończyć kierunek, a nie czekać 2 lata na wizytę do psychologa na NFZ.

Ale... nie demonizuję roli psychiatrii do końca, ani nie naśmiewam się z chorych, bo to tak jakbym sam śmiał się z siebie. Z resztą pisałem o tym kiedyś w temacie pewnego użytkownika forum o depresji.   

@majkgodlajk Psychiatria to taki jakby odłam neurologi. Mózg steruje zachowaniami człowieka, Tam gdzie kończy się rola neurologa, tam przystępuje psychiatra, ale bardzo, bardzo często jest tak, że to leczenie jest zbędne i pacjentowi wystarczyłaby psychoterapia a nie faszerowanie prochami. Fakt, masz rację, są przypadki, że farmakoterapia jest potrzebna, np. gdy mamy pacjenta w ostrej psychozie z którym nie ma logicznego kontaktu i wtedy trzeba go jakoś ściągnąć na ziemię. 
 
Wiem, że mój wpis może wydawać się logicznie sprzeczny, ale mając zmiany charakteropatyczne związane z chorobą + branie latami klonów, zrobiły swoje. Ten kto choć raz miał ten lek w ustach, ten wie co mam na myśli. 
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Towarzysz_Winnicki napisał:

Mądre cytaty? Ty wiesz ile psychiatria mi złego zrobiła? Po lekach SSRI do dziś nie odczuwam emocji,

 

Heh, jest druga w nocy, ale trochę mnie to ruszyło.

Pamiętam ten stan, niestety, chociaż u mnie inne przyczyny go wywołały.

 

Przez jakieś 3 lata (2013-2016), na skutek długoletniego, ciągłego bólu nieodstępującego mnie nawet na chwilę, będącego skutkiem urazu, w pewnym momencie mój mózg przykręcił mi układ nagrody do tego stopnia, że 

wszedłem w stan całkowitej anhedonii, dużej derealizacji i depersonalizacji. Czułem się jak robot, wszystko co wcześniej sprawiało mi radość, zobojętniało.

Muzyka to był tylko hałas, inni ludzie mogli być, mogło ich nie być, wszelkie relacje były pozbawione wyrazu, sympatie i antypatie przestały istnieć.

Plus masa innych abberacji. Gdyby ktoś mi powiedział wcześniej, że coś takiego jest możliwe, nie uwierzyłbym.

 

Czasem pojawiały się jedynie krótkie okienka, gdzie wszystko było normalnie przez parę sekund lub minut i to dawało mi podstawy sądzić, że jeszcze da się coś z tym zrobić.

Szczęśliwie metodą prób i błędów pozbyłem się obu tych dolegliwości zdrowotnych po paru latach, pewnie też czas zrobił swoje.

 

Chociaż mój przypadek jest jedynie anegdotyczny i niczego nie udowadnia, to pokazuje, że mózg jest dosyć plastycznym narządem

i zdarza się wrócić po dłuższym czasie do żywych. 

 

Od dwóch miesięcy mam znowu trochę spłycony afekt, ale mieszczący się "w normie", bo spowodowany innymi czynnikami, typowo życiowymi heh.

A żeby był zabawniej, jeszcze wcześniej miałem długookresowe skutki uboczne po izoteku, niezły niefart. :blink:

 

Życie to powieść idioty. 

???

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy to nie jest tak, że "elitarne" kierunki studiów jak medycyna, prawo czy inżynieria są uznawana za takie, dlatego że zarobki są po nich wysokie (wynika to z dużej potrzeby posiadania przez społeczeństwo takowych zawodów)? Bo przecież, gdyby lekarzy było, przykładowo, 10 razy więcej, to zgodnie z prawem popytu i podaży, ceny za ich usługi by zmalały (ceteris paribus). A wtedy, moglibyśmy "traktować" ich jak (nie obrażając) szeregowych robotników budowlanych za minimalną, wybierać wśród ich ofert i szukając tej dla nas najdogodniejszej. Chociaż, może tutaj dochodzi również aspekt obawy o zdrowie i przy niskich cenach usług, człowiek by inaczej na to patrzył...

Co ciekawe, tak klasyfikując "elitarne" zawody, można podać za przykład biegłego rewidenta, który zarobi ~15 tyś zł miesięcznie, a myślę, że duża część społeczeństwa nie wie nawet, kto to taki. Można tutaj oczywiście podać więcej przykładów.

Przecież np. studia historyczne na dobrym uniwerku niekoniecznie muszą być mniej trudne od tych "elitarnych", biorąc pod uwagę np. ilość materiału, który w przypadku tego kierunku mógłby być niemalże nieskończony. A płaca po nim jest śmieszna. Pomijając trudność egzaminów, bo to wszystko zależy od wykładowców a gdyby się uprzeć, można z dosłownie byle czego zrobić coś bardzo trudnego. Pewnie tutaj dochodzi czysty aspekt przydatności - historyka opowiadającego o dziejach świata nie potrzebujemy tak bardzo, jak lekarza gdy coś się nam stanie czy prawnika obok nas w sądzie.

 

 

Edytowane przez Rexer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dworzanin_Herzoga Izotek? Współczuję. Wyobrażam sobie, że to była jedyna deska ratunku w walce z trądzikiem. Wiem z czym to się wiąże. Pewna znana mi osoba to brała i prawie popełnia przez ten ten lek samobójstwo. 
Jeżeli ten stan otępienia emocjonalnego skończył się po ustąpieniu dolegliwości bólowych to znaczy, że psychika wytworzyła mechanizm obronny żeby nie zwiariować z bólu. Działa to na tej zasadzie, że nie zwracasz uwagi na ból tyko na ten stan otępienia. Podobnie działają benzodiazepiny, nie zwracam uwagi na ludzi, nie boję się ich bo jestem tak naćpany klonazepamem, że zwracam uwagę na ten stan upojenia a nie zawracam sobie głowy lękiem. 

Co do autora tematu. Przepraszam, za ten wylanie moich osobistych żali. Jeżeli chodzi o studia to jak najbardziej jestem za tym, żeby pójść na studia wyłącznie dla zdobycia wiedzy i dyplomu, który da dam możliwość dobrego ustawienia się w życiu. Jednak faktycznie coś kosztem czegoś. Ja nie napiszę co skończyłem, ale powiem, że nieźle się bawiłem i nie było trudno zaliczać egzaminy, bo wystarczyło jechać na ściągach. Dziś, gdy sobie przypomnę jak zakończyły się znajomości z niektórymi ludźmi ze studiów, to żałuję straconego czasu z nimi. Żałuję, że wybrałem ten kierunek a nie inny, może moje życie potoczyłoby się inaczej. Prawdopodobnie poszedłbym na realizację dźwięku, choć to bardzo ciężki i szansa na robotę mała, ale jakbym skończył i znalazł pracę w tym zawodzie to robiłbym to co lubiłem.
A tak to ani znajomości nie przetrwały ani wiedza nie została, w trzech słowach JEDNA WIELKA DUPA. 

Edytowane przez Towarzysz_Winnicki
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.