Skocz do zawartości

Powrót do życia po epizodzie depresji


damyrade

Rekomendowane odpowiedzi

Bracia,

 

Piszę, bo chcę sobie sam poukładać w głowie ostatnie wydarzenia, a poza tym bardzo doceniam historie i rady, które tu dajecie.

Historia ostatnich lat:

Zacznę od tego, że ok. 5 lat temu miałem pierwszy epizod depresji. Wtedy wyrwałem się z małej mieściny na studia, miałem stały związek (w którym się nie układało).

Czułem, że nie pasuje do środowiska i w związku z tym pojawiło się dużo stresu, presji. Zaczęło się tak, że zapaliłem ziółko i przez dłuższy czas miałem derealizacje.

Później przekształciło się to w przygnębienie, negatywne myśli, aż w końcu nie mogłem wstać z łóżka. Wtedy poszedłem do lekarza i zacząłem psychoterapię.

Pomogły SSRI, książki samorozwojowe, terapia i po kilku miesiącach wyszedłem z najgorszego dołka, a później powoli zacząłem ogarniać życie.

Znalazłem pracę w gastro, co mnie trochę rozkręciło i otworzyło na ludzi.

 

Drugi epizod:

Później ukończyłem studia, poszedłem do korpo, ale powróciły "czarne chmury". W związku nie czułem się szczęśliwy, przez co doszło do rozstania (a później powrotu), w pracy też się wypaliłem. Był to też okres covida, gdzie izolacja i ogólny lęk nie poprawiały humorku.

Z dnia na dzień, co raz gorszy nastrój, odpuściłem sport, wróciły złe myśli łącznie z samobójczymi i stwierdziłem, że muszę wrócić do leczenia.

Od tego czasu brałem leki i po kilku próbach trafiłem do (wydaje mi się) dobrego terapeuty.

Tabletki pomogły wybić się z najgorszego doła i dały trochę napędu do zmian.

Wróciłem do treningów triathlonowych i zaliczyłem kilka startów. Udało mi się też zmienić pracę, ale niestety na zdalną.

 

Trudne rozstanie:

Cały czas byłem w związku ze swoją pierwszą dziewczyną, ale uczucie się już wypaliło i pojawiła się niechęć. Przez moją niską samoocenę i depresję, nie chciałem kończyć związku od razu, bo dziewczyna była dużym wsparciem dla mnie w najgorszych okresach. Z drugiej strony, miałem poczucie, że ten związek to droga donikąd. W pewnym momencie zaczęło mnie irytować już praktycznie wszystko, co ona robiła i nie dało się nie zauważyć, że coś jest nie tak. Ja wiem, że redpillowe towarzystwo mi zaraz napisze, że nie warto się dzielić emocjami z kobietami, ale w związku rozmawialiśmy o wszystkim, oboje nie byliśmy doświadczeni i byliśmy też do siebie cholernie przywiązani. Dlatego próbowaliśmy to ratować, wylądowaliśmy nawet na terapii. Ale wtedy sobie zdałem sprawę, że nie ma już między nami nic oprócz wspomnień.

Ostatecznie, niechęć do związku okazała się silniejsza niż strach przed samotnością (której tak naprawdę nie znałem).

Rozstaliśmy się po 9 latach bez kłótni i dram, obiecując, że pozostaniemy w dobrych stosunkach (co oczywiście się nie udało).

Mieliśmy jedynie wspólnego pieska, którym postanowiliśmy się wymieniać, przynjamniej na początku.

Krótko po rozstaniu, gdy spotykaliśmy się przy okazji wymiany psem lub w celu odebrania rzeczy, rozmawialiśmy jeszcze o pracy i pierdołach.

Ciężko mi było od razu myśleć o randkowaniu, czy nowym związku, więc jak dowiedziałem się, że ex się z kimś zaczęła spotykać po ok. miesięcu od zerwania, trudno mi było to zaakceptować.

Pochwaliła się tym, że odpaliła Tinderka i spotyka się z fajnymi ludźmi. Ja w tym czasie zaliczyłem jakiegoś ONS-a, ale po tylu latach, ciężko mi było odnaleźć się jako singiel.

Wtedy byłem jeszcze cholernie przywiązany i zazdrosny o byłą. Także info o tym, że się spotyka z innymi było dla mnie dużym ciosem.

Z drugiej strony cieszę się, że tak szybko zaczęła nowe życie, bo przynajmniej zabiło to we mnie jakąkolwiek nadzieję, że może kiedyś wrócimy do siebie.

Już wcześniej przestałem ją obserwować na socialach (za co jestem sobie wdzięczny), dzięki czemu jak mi nikt nie powiedział, to nie wiedziałem, co u niej.

Kontakt ograniczyłem do rozmów o psie, ale niestety musieliśmy się czasem widywać.

 

Czas po rozstaniu:

Pierwsze dwa miesiące po rozstaniu były bardzo trudne i ledwo je pamiętam. Później zacząłem odreagowywać emocje i zacząłem ostro balować.

Co tydzień chodziłem z ziomeczkiem do klubu, zaliczyłem fajne wakacje. Jeśli chodzi o dziewczyny, to nie miałem większych sukcesów, ale udało się trochę pobajerować.

Mocno rozkręciłem się towarzysko, odezwałem się do starych znajomych i co chwilę z kimś innym na piwko sobie chodziłem.

Przez imprezki i używki (alko, fajki, czasem dragi) zaniedbałem sport i jakikolwiek rozwój. Żyłem z dnia na dzień.

 

Nowy związek:

Po pewnym czasie, napisałem do dawnej koleżanki ze studiów. Była moim "crush'em", ale ja byłem w związku i w sumie kilka razy tylko gadaliśmy na uczelni.

Ona mieszka w innym mieście, więc początkowo pisaliśmy na insta, później zaczęliśmy sobie wysyłać głosówki, zaczęliśmy do siebie dzwonić i w końcu się umówiliśmy, że do Niej przyjadę.

Wszystko gładko szło jak w Disneyu. Na żywo, też było super, najpierw buzi, na kolejnym spotkaniu keksy. Później dużo muzyki, hormonów, feromonów i zabawy.

Ja w międzyczasie odstawiłem antydepresanty (miałem już to zrobić przed rozstaniem, ale nie był to najlepszy moment, dlatego odstawiłem dopiero kilka miesięcy po).

Po kilku miesiącach weekendowych spotkań, czując się przy sobie dobrze, zostaliśmy parą.

 

Nawrót depresji:

Wszystko było w miarę ok (chociaż dalej nie wróciłem do dobrych nawyków i nie rozwiązałem problemów w pracy), aż w końcu zacząłem się gorzej czuć.

Z dnia na dzień, świat stracił kolory, a ja musiałem się mocno siłować, żeby pójść na trening, czy z kimś się ustawić na spotkanie.

Co raz więcej negatywnych myśli (do tego zobaczyłem swoją EX na siłowni z super CHADem) i co raz mniej mogłem zrobić.

Miałem problem, żeby skupić się na czymkolwiek w pracy i mogłem spać cały dzień. Mimo wszystko nie chciałem wracać na leki, bo już ponad 2 lata chodziłem na terapię i wydawało mi się, że to ogarnę.

Ale po 2 tygodniach było co raz gorzej i zacząłem mieć obawy, że stracę związek z fajną dziewczyną, a do tego bałem się, że ktoś zauważy, że niewiele robię w pracy.

Miałem jeszcze pomysł, żeby zamiast leków, mikrodozować grzybki, ale zanim ogarnąłem temat, to już nie mogłem wyjść z wyra.

Na szczęście dziewczyna była wtedy na urlopie, więc nie kontaktowaliśmy się zbyt często, więc nie musiałem za bardzo ukrywać swojego nastroju.

Poszedłem do nowej psychiatry, która zdiagnozowała u mnie depresję endogenną (ale nie mam zaufania do tej diagnozy, bo zrobiła 3 minutowy wywiad).

Dostałem lek, który brałem wcześniej (bupoprion).

 

Ostatnie tygodnie:

Akurat początek leczenia przypadł na tydzień, kiedy przyjechała do mnie dziewczyna.

Sprzątniecie chaty przed jej przyjazdem to było dla mnie mission impossible, ale udało się. Na forum są posty o tym, jak panny reagują na facetów z depresją/nerwicą, więc postanowiłem, że oszczędzę pannie swoich cierpień. W okresie jak brałem leki/przed depresją, nie czułem się jakimś przegrywem i jestem całkiem normalnym gościem.

Jednak udawanie, że wszystko u mnie ok, na początku było bardzo trudne. Leki działają po 1-2 tyg., więc byłem wtedy w najgorszym stanie. Nie potrafiłem skupić się na filmie, zrozumieć żartu, czy też ugotować czegoś z przepisu. Był to chyba najtrudniejszy tydzień w życiu, ale obiecałem sobie, że wytrzymam..

Po kilku dniach zacząłem mieć ostre derealizację i czułem się jak w "szklanej kuli"..Wyobraźcie sobie, że uprawiacie seks z piękną dziewczyną i to nie wywołuje w Was żadnych emocji.. Myślałem, że oszaleję...

 

Powrót do lepszego samopoczucia:

Na szczęście po około tygodniu mój stan zaczął się trochę poprawiać. Najgorsze objawy związane z natłkokiem negatywnych myśli i brakiem możliwości skupienia się na czymkolwiek oraz silne derealizacje, ustąpiły.

Mogę już zrobić coś w kuchni, skupić się na jakimś zadaniu w pracy, co jest dla mnie jak nowe życie.

 

Po półtora tygodnia, dziewczyna zawinęła się do domu, a ja dostałem od losu kolejną szansę na powrót do zdrowia.

Nie jest to stan, w którym cokolwiek mnie cieszy, ale przynajmniej mogę działać.

 

I tutaj prośba do Was o jakieś porady, od czego byście zaczęli układać nowe życie, które dostałem.

Co zrobić w związku z chorobą?

Leki będę brał na pewno przez min. 2-3 lata. Do tego planuję kontynuować psychoterapię.

Za miesiąc mam w planach wyjazd na dłuższy czas do dziewczyny, a może później wspólne zamieszkanie.

Zastanawiam się, czy mówić jej o swoich problemach lub jak ukryć to, że chodzę na terapię i co jakiś czas do lekarza na kontrolę?

Co jeszcze mogę zrobić, żeby wyleczyć się i nie mieć nawrotów? (o tym też jeszcze niżej).

 

Finanse i praca - chciałbym na pewno zaoszczędzić trochę kapitału. Zawodowo czuję, że stoję w miejscu, ale nie mam pomysłu, gdzie iść dalej.

 

Nawyki - na pewno chcę wrócić do sportu (ułożyć jakiś plan), rzucić fajki (bo nie pomagają w sporcie), wrócić do praktyk mindfullness (ciekawe, jak panna na to zareaguje), regularnej nauki i czytania, ułożyć rytm snu, ograniczyć alko.

 

Wszystkie z powyższych realizowałem po trochę, a mimo tego depresja wróciła, dlatego zwątpiłem w skuteczność "higienicznego" trybu życia.

Czuję, że mam dużo do zrobienia i nie wiem od czego zacząć.

Macie jakieś rady?

 

Jeśli ktoś dobrnął do końca, to dziękuję za przeczytanie.

Życzę Wam dużo zdrowia i siły!

 

 

 

 

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej @damyrade!

 

Nie jestem specjalistą, ale ogarnianie życia gdzieś tam ostatnio ćwiczę, co prawda osobiście bez panny w obrazie ;)

 

 

Wszystko co napisałeś w planach to bardzo dobry początek!

 

36 minut temu, damyrade napisał(a):

Leki będę brał na pewno przez min. 2-3 lata. Do tego planuję kontynuować psychoterapię.

Nie uwierzyłeś ostatniej lekarce, znajdź jeszcze jedną, myślę, że musisz wierzyć i zgadzać się ze swoim rozpoznaniem, żeby brać te leki "świadomie" i "podświadomie" i żeby nie było po drodze myśli "one mi nie pomagają". To samo z terapią.

 

40 minut temu, damyrade napisał(a):

 

38 minut temu, damyrade napisał(a):

Co zrobić w związku z chorobą?

Zaakceptować, że choroba to nie cały Ty. Że to choroba, utrudnienie w grze bycia zajebistym.

 

39 minut temu, damyrade napisał(a):

Zastanawiam się, czy mówić jej o swoich problemach

Tu bardzo indywidualnie - Ty z nią gadasz, może gdzieś wyczuwasz jak się odnosi do takich tematów. Myślę, że warto to dobrze rozegrać z radą wyżej.

 

41 minut temu, damyrade napisał(a):

chciałbym na pewno zaoszczędzić trochę kapitał

Podstawa, łatwiej się śpi.

 

42 minuty temu, damyrade napisał(a):

chcę wrócić do sportu

rzucić fajki

praktyk mindfullness

42 minuty temu, damyrade napisał(a):

ułożyć rytm snu

ograniczyć alko

 

Tak tak tak i tak, i w sumie tak. Znowu z osobistej perspektywy, powroty do sportu są boleśnie rozczarowujące. Zacznij od regularności, choćby czegoś małego, nie wrócisz od razu do poziomu jako reprezentowałeś kiedyś (a to boli). Gdzieś po drodze napisałeś "że nie wróciłeś do dobrych nawyków". To będzie dużo zmian na raz, myślę, że wszystkie potrzebne, może nie wszystkie od razu na 100%.

 

Jedzenie - trening - sen = nowa święta trójca.

 

45 minut temu, damyrade napisał(a):

depresja wróciła

I będzie wracać, bo brzmi to jak prawdziwa rzecz. Ale patrz punkt drugi. Wiesz już, że ją masz, wiesz jak działać. 

 

I przy zmianach sam zadaje sobie ostatnio pytanie "co mnie tak naprawdę powstrzymuje przed tą zmianą i wytrwaniem w niej" - często się okazuje, że nic. ;)

 

Trzymaj się, pisz, pytaj!

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, damyrade napisał(a):

Bracia,

 

Piszę, bo chcę sobie sam poukładać w głowie ostatnie wydarzenia, a poza tym bardzo doceniam historie i rady, które tu dajecie.

Historia ostatnich lat:

Zacznę od tego, że ok. 5 lat temu miałem pierwszy epizod depresji. Wtedy wyrwałem się z małej mieściny na studia, miałem stały związek (w którym się nie układało).

Czułem, że nie pasuje do środowiska i w związku z tym pojawiło się dużo stresu, presji. Zaczęło się tak, że zapaliłem ziółko i przez dłuższy czas miałem derealizacje.

Później przekształciło się to w przygnębienie, negatywne myśli, aż w końcu nie mogłem wstać z łóżka. Wtedy poszedłem do lekarza i zacząłem psychoterapię.

Pomogły SSRI, książki samorozwojowe, terapia i po kilku miesiącach wyszedłem z najgorszego dołka, a później powoli zacząłem ogarniać życie.

Znalazłem pracę w gastro, co mnie trochę rozkręciło i otworzyło na ludzi.

 

Drugi epizod:

Później ukończyłem studia, poszedłem do korpo, ale powróciły "czarne chmury". W związku nie czułem się szczęśliwy, przez co doszło do rozstania (a później powrotu), w pracy też się wypaliłem. Był to też okres covida, gdzie izolacja i ogólny lęk nie poprawiały humorku.

Z dnia na dzień, co raz gorszy nastrój, odpuściłem sport, wróciły złe myśli łącznie z samobójczymi i stwierdziłem, że muszę wrócić do leczenia.

Od tego czasu brałem leki i po kilku próbach trafiłem do (wydaje mi się) dobrego terapeuty.

Tabletki pomogły wybić się z najgorszego doła i dały trochę napędu do zmian.

Wróciłem do treningów triathlonowych i zaliczyłem kilka startów. Udało mi się też zmienić pracę, ale niestety na zdalną.

 

Trudne rozstanie:

Cały czas byłem w związku ze swoją pierwszą dziewczyną, ale uczucie się już wypaliło i pojawiła się niechęć. Przez moją niską samoocenę i depresję, nie chciałem kończyć związku od razu, bo dziewczyna była dużym wsparciem dla mnie w najgorszych okresach. Z drugiej strony, miałem poczucie, że ten związek to droga donikąd. W pewnym momencie zaczęło mnie irytować już praktycznie wszystko, co ona robiła i nie dało się nie zauważyć, że coś jest nie tak. Ja wiem, że redpillowe towarzystwo mi zaraz napisze, że nie warto się dzielić emocjami z kobietami, ale w związku rozmawialiśmy o wszystkim, oboje nie byliśmy doświadczeni i byliśmy też do siebie cholernie przywiązani. Dlatego próbowaliśmy to ratować, wylądowaliśmy nawet na terapii. Ale wtedy sobie zdałem sprawę, że nie ma już między nami nic oprócz wspomnień.

Ostatecznie, niechęć do związku okazała się silniejsza niż strach przed samotnością (której tak naprawdę nie znałem).

Rozstaliśmy się po 9 latach bez kłótni i dram, obiecując, że pozostaniemy w dobrych stosunkach (co oczywiście się nie udało).

Mieliśmy jedynie wspólnego pieska, którym postanowiliśmy się wymieniać, przynjamniej na początku.

Krótko po rozstaniu, gdy spotykaliśmy się przy okazji wymiany psem lub w celu odebrania rzeczy, rozmawialiśmy jeszcze o pracy i pierdołach.

Ciężko mi było od razu myśleć o randkowaniu, czy nowym związku, więc jak dowiedziałem się, że ex się z kimś zaczęła spotykać po ok. miesięcu od zerwania, trudno mi było to zaakceptować.

Pochwaliła się tym, że odpaliła Tinderka i spotyka się z fajnymi ludźmi. Ja w tym czasie zaliczyłem jakiegoś ONS-a, ale po tylu latach, ciężko mi było odnaleźć się jako singiel.

Wtedy byłem jeszcze cholernie przywiązany i zazdrosny o byłą. Także info o tym, że się spotyka z innymi było dla mnie dużym ciosem.

Z drugiej strony cieszę się, że tak szybko zaczęła nowe życie, bo przynajmniej zabiło to we mnie jakąkolwiek nadzieję, że może kiedyś wrócimy do siebie.

Już wcześniej przestałem ją obserwować na socialach (za co jestem sobie wdzięczny), dzięki czemu jak mi nikt nie powiedział, to nie wiedziałem, co u niej.

Kontakt ograniczyłem do rozmów o psie, ale niestety musieliśmy się czasem widywać.

 

Czas po rozstaniu:

Pierwsze dwa miesiące po rozstaniu były bardzo trudne i ledwo je pamiętam. Później zacząłem odreagowywać emocje i zacząłem ostro balować.

Co tydzień chodziłem z ziomeczkiem do klubu, zaliczyłem fajne wakacje. Jeśli chodzi o dziewczyny, to nie miałem większych sukcesów, ale udało się trochę pobajerować.

Mocno rozkręciłem się towarzysko, odezwałem się do starych znajomych i co chwilę z kimś innym na piwko sobie chodziłem.

Przez imprezki i używki (alko, fajki, czasem dragi) zaniedbałem sport i jakikolwiek rozwój. Żyłem z dnia na dzień.

 

Nowy związek:

Po pewnym czasie, napisałem do dawnej koleżanki ze studiów. Była moim "crush'em", ale ja byłem w związku i w sumie kilka razy tylko gadaliśmy na uczelni.

Ona mieszka w innym mieście, więc początkowo pisaliśmy na insta, później zaczęliśmy sobie wysyłać głosówki, zaczęliśmy do siebie dzwonić i w końcu się umówiliśmy, że do Niej przyjadę.

Wszystko gładko szło jak w Disneyu. Na żywo, też było super, najpierw buzi, na kolejnym spotkaniu keksy. Później dużo muzyki, hormonów, feromonów i zabawy.

Ja w międzyczasie odstawiłem antydepresanty (miałem już to zrobić przed rozstaniem, ale nie był to najlepszy moment, dlatego odstawiłem dopiero kilka miesięcy po).

Po kilku miesiącach weekendowych spotkań, czując się przy sobie dobrze, zostaliśmy parą.

 

Nawrót depresji:

Wszystko było w miarę ok (chociaż dalej nie wróciłem do dobrych nawyków i nie rozwiązałem problemów w pracy), aż w końcu zacząłem się gorzej czuć.

Z dnia na dzień, świat stracił kolory, a ja musiałem się mocno siłować, żeby pójść na trening, czy z kimś się ustawić na spotkanie.

Co raz więcej negatywnych myśli (do tego zobaczyłem swoją EX na siłowni z super CHADem) i co raz mniej mogłem zrobić.

Miałem problem, żeby skupić się na czymkolwiek w pracy i mogłem spać cały dzień. Mimo wszystko nie chciałem wracać na leki, bo już ponad 2 lata chodziłem na terapię i wydawało mi się, że to ogarnę.

Ale po 2 tygodniach było co raz gorzej i zacząłem mieć obawy, że stracę związek z fajną dziewczyną, a do tego bałem się, że ktoś zauważy, że niewiele robię w pracy.

Miałem jeszcze pomysł, żeby zamiast leków, mikrodozować grzybki, ale zanim ogarnąłem temat, to już nie mogłem wyjść z wyra.

Na szczęście dziewczyna była wtedy na urlopie, więc nie kontaktowaliśmy się zbyt często, więc nie musiałem za bardzo ukrywać swojego nastroju.

Poszedłem do nowej psychiatry, która zdiagnozowała u mnie depresję endogenną (ale nie mam zaufania do tej diagnozy, bo zrobiła 3 minutowy wywiad).

Dostałem lek, który brałem wcześniej (bupoprion).

 

Ostatnie tygodnie:

Akurat początek leczenia przypadł na tydzień, kiedy przyjechała do mnie dziewczyna.

Sprzątniecie chaty przed jej przyjazdem to było dla mnie mission impossible, ale udało się. Na forum są posty o tym, jak panny reagują na facetów z depresją/nerwicą, więc postanowiłem, że oszczędzę pannie swoich cierpień. W okresie jak brałem leki/przed depresją, nie czułem się jakimś przegrywem i jestem całkiem normalnym gościem.

Jednak udawanie, że wszystko u mnie ok, na początku było bardzo trudne. Leki działają po 1-2 tyg., więc byłem wtedy w najgorszym stanie. Nie potrafiłem skupić się na filmie, zrozumieć żartu, czy też ugotować czegoś z przepisu. Był to chyba najtrudniejszy tydzień w życiu, ale obiecałem sobie, że wytrzymam..

Po kilku dniach zacząłem mieć ostre derealizację i czułem się jak w "szklanej kuli"..Wyobraźcie sobie, że uprawiacie seks z piękną dziewczyną i to nie wywołuje w Was żadnych emocji.. Myślałem, że oszaleję...

 

Powrót do lepszego samopoczucia:

Na szczęście po około tygodniu mój stan zaczął się trochę poprawiać. Najgorsze objawy związane z natłkokiem negatywnych myśli i brakiem możliwości skupienia się na czymkolwiek oraz silne derealizacje, ustąpiły.

Mogę już zrobić coś w kuchni, skupić się na jakimś zadaniu w pracy, co jest dla mnie jak nowe życie.

 

Po półtora tygodnia, dziewczyna zawinęła się do domu, a ja dostałem od losu kolejną szansę na powrót do zdrowia.

Nie jest to stan, w którym cokolwiek mnie cieszy, ale przynajmniej mogę działać.

 

I tutaj prośba do Was o jakieś porady, od czego byście zaczęli układać nowe życie, które dostałem.

Co zrobić w związku z chorobą?

Leki będę brał na pewno przez min. 2-3 lata. Do tego planuję kontynuować psychoterapię.

Za miesiąc mam w planach wyjazd na dłuższy czas do dziewczyny, a może później wspólne zamieszkanie.

Zastanawiam się, czy mówić jej o swoich problemach lub jak ukryć to, że chodzę na terapię i co jakiś czas do lekarza na kontrolę?

Co jeszcze mogę zrobić, żeby wyleczyć się i nie mieć nawrotów? (o tym też jeszcze niżej).

 

Finanse i praca - chciałbym na pewno zaoszczędzić trochę kapitału. Zawodowo czuję, że stoję w miejscu, ale nie mam pomysłu, gdzie iść dalej.

 

Nawyki - na pewno chcę wrócić do sportu (ułożyć jakiś plan), rzucić fajki (bo nie pomagają w sporcie), wrócić do praktyk mindfullness (ciekawe, jak panna na to zareaguje), regularnej nauki i czytania, ułożyć rytm snu, ograniczyć alko.

 

Wszystkie z powyższych realizowałem po trochę, a mimo tego depresja wróciła, dlatego zwątpiłem w skuteczność "higienicznego" trybu życia.

Czuję, że mam dużo do zrobienia i nie wiem od czego zacząć.

Macie jakieś rady?

 

Jeśli ktoś dobrnął do końca, to dziękuję za przeczytanie.

Życzę Wam dużo zdrowia i siły!

 

 

 

 

 

Trzymaj się chłopie, zdrowie najważniejsze!

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

58 minut temu, damyrade napisał(a):

problemach lub jak ukryć to, że chodzę na terapię i co jakiś czas do lekarza na kontrolę?

Moim zdaniem lepiej to podać na starcie. Mówisz co masz plus dajesz coś pozytywnego związanego z Nią. Powinno to Ci odfiltrować mniej dojrzałe panny. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Zastrzegam że nie jestem lekarzem i to NIE JEST porada tylko opinia! Ja odzyskując powoli zdrowie czytałem że takie problemy z depresją mogą wynikać z zatrucia rtęcią i innymi metalami, oczywiście nie muszą, ale warto zbadać temat. Zerknij sobie na mój wątek tam Profesor Cutler na okładce książki zapisał różne choroby spowodowane przez metale, chodzi o zaburzanie wielu procesów w ciele i mogą być różne objawy:

 

Zaznaczam że nie wiem czy to jest w Twoim przypadku, podpowiadam tylko że może to jest jakiś kierunek wart zbadania.

Zresztą jak poszukasz sobie w gg: "lacet mercury depression" to wyrzuca prace naukowe na ten temat:

https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0147651322008168#!

https://academic.oup.com/toxsci/article/81/2/354/1656157

To że nie pracujesz w fabryce nie ma znaczenia, ludzie często są obarczeni rtęcią z ryb, amalgamatwó własnych czy od matki w czasie ciąży itd.

 

Pamiętaj by nie wierzyć randomom z neta :) sam zbadaj temat

 

Zdrówka!

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Aedan napisał(a):

Hej @damyrade!

 

Nie jestem specjalistą, ale ogarnianie życia gdzieś tam ostatnio ćwiczę, co prawda osobiście bez panny w obrazie ;)

 

 

Wszystko co napisałeś w planach to bardzo dobry początek!

 

Nie uwierzyłeś ostatniej lekarce, znajdź jeszcze jedną, myślę, że musisz wierzyć i zgadzać się ze swoim rozpoznaniem, żeby brać te leki "świadomie" i "podświadomie" i żeby nie było po drodze myśli "one mi nie pomagają". To samo z terapią.

 

Zaakceptować, że choroba to nie cały Ty. Że to choroba, utrudnienie w grze bycia zajebistym.

 

Tu bardzo indywidualnie - Ty z nią gadasz, może gdzieś wyczuwasz jak się odnosi do takich tematów. Myślę, że warto to dobrze rozegrać z radą wyżej.

 

Podstawa, łatwiej się śpi.

 

Tak tak tak i tak, i w sumie tak. Znowu z osobistej perspektywy, powroty do sportu są boleśnie rozczarowujące. Zacznij od regularności, choćby czegoś małego, nie wrócisz od razu do poziomu jako reprezentowałeś kiedyś (a to boli). Gdzieś po drodze napisałeś "że nie wróciłeś do dobrych nawyków". To będzie dużo zmian na raz, myślę, że wszystkie potrzebne, może nie wszystkie od razu na 100%.

 

Jedzenie - trening - sen = nowa święta trójca.

 

I będzie wracać, bo brzmi to jak prawdziwa rzecz. Ale patrz punkt drugi. Wiesz już, że ją masz, wiesz jak działać. 

 

I przy zmianach sam zadaje sobie ostatnio pytanie "co mnie tak naprawdę powstrzymuje przed tą zmianą i wytrwaniem w niej" - często się okazuje, że nic. ;)

 

Trzymaj się, pisz, pytaj!

Dzięki za wszystkie rady!

Czytałem też Twój wpis i wiem, że każdy ma krzyż do dźwigania..

Trzymam kciuki za utrzymanie pozytywnych zmian!

29 minut temu, spacemarine napisał(a):

 

Zastrzegam że nie jestem lekarzem i to NIE JEST porada tylko opinia! Ja odzyskując powoli zdrowie czytałem że takie problemy z depresją mogą wynikać z zatrucia rtęcią i innymi metalami, oczywiście nie muszą, ale warto zbadać temat. Zerknij sobie na mój wątek tam Profesor Cutler na okładce książki zapisał różne choroby spowodowane przez metale, chodzi o zaburzanie wielu procesów w ciele i mogą być różne objawy:

 

Zaznaczam że nie wiem czy to jest w Twoim przypadku, podpowiadam tylko że może to jest jakiś kierunek wart zbadania.

Zresztą jak poszukasz sobie w gg: "lacet mercury depression" to wyrzuca prace naukowe na ten temat:

https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0147651322008168#!

https://academic.oup.com/toxsci/article/81/2/354/1656157

To że nie pracujesz w fabryce nie ma znaczenia, ludzie często są obarczeni rtęcią z ryb, amalgamatwó własnych czy od matki w czasie ciąży itd.

 

Pamiętaj by nie wierzyć randomom z neta :) sam zbadaj temat

 

Zdrówka!

 

Dzięki za tę poradę, ale mimo wszystko zacznę od tradycyjnych metod.. jakoś nie czuję, żeby moja depresja wynikała z zatrucia, bardziej z negatywnych schematów myślowych.

31 minut temu, Akadyjczyk napisał(a):

Musisz zaakceptować że już nigdy nie będziesz w pełni zdrowy. Będą okresy lepsze i gorsze. Twoja depresja będzie nawracać cały czas

Z jednej strony zgadzam się z Tobą, że warto to zaakceptować, a z drugiej wierzę, że to nie jest ostateczna sytuacja.

Czytałem statystyki i faktycznie po kilku epizodach, ryzyko nawrotu jest bardzo duże.

Ale nie miałem jeszcze (odpukać) nawrotu na lekach, więc w ostateczności, będę je przyjmować bezterminowo.

Poza tym nie wiadomo skąd ta choroba się bierze, tak samo zdarzają się przypadki, gdzie nie wiadomo dlaczego ustępuje.

Jest też szansa, że pojawią się bardziej skuteczne metody terapii. Szczególnie pokładam nadzieję w psychodelikach.

Także mam wiarę w powrót do pełnego zdrowia i nie chciałbym traktować choroby jako sytuacji ostatecznej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, damyrade napisał(a):

Ale nie miałem jeszcze (odpukać) nawrotu na lekach, więc w ostateczności, będę je przyjmować bezterminowo.

Przypuszczam, że przestały by działać jak byś zaczął brać bezterminowo. 

 

16 minut temu, damyrade napisał(a):

Poza tym nie wiadomo skąd ta choroba się bierze, tak samo zdarzają się przypadki, gdzie nie wiadomo dlaczego ustępuje.

Są ludzi którzy o depresji nawet nie słyszeli. Popatrz jacy są ludzie. Jedni chodzą z wywalonymi brzuchami po plaży, pierdzą, bekają, mlaskają jak świnie przy korycie, nie czując przy tym zażenowania. Inni są cisi, zahukani, wrażliwi. Nie mamy na to wpływu... ja sam jestem osobą spokojną, cichą, lękową. Myślę, że do depresji przyczynia się predyspozycja (np WWO) i środowisko. Albo Cię w to wepchnie albo będzie bronić, wspierać. Zależy w jakie środowisko trafisz.

 

Szacuję że tych pierwszych, "pewnych siebie cwaniaków" jest jakieś 50%, 30% to neutralni pomiędzy wrażliwością a grubiaństwem i te 20% ludzi bardzo wrażliwych, którzy wszystko analizują, starają się, myślą co z nimi nie tak i jaki świat jest okrutny. To ta ostatnia grupa może mierzyć się z epizodami depresji, jedni mają kliniczną depresję inni taką przejściową.

 

Chyba najlepsze co można zrobić, to nie przejmować się sobą, nie analizować siebie (ograniczyć) żyć i spełniać się, to co dusza podpowiada. Ciągłe analizowanie siebie jest gonieniem swojego ogona, cały czas będziesz dostrzegał, że coś jest z Tobą nie tak. Jesteś jaki jesteś i masz takie samo prawo do bycia zdrowym jak inni którzy tej choroby nigdy nie dostaną bo urodzili się z takimi predyspozycjami

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RealLife choćby nadmiarem stymulacji dopaminą, przeglądasz social media, oglądasz pornosy, palisz fajki, przeglądasz wiadomości i cały czas dopamina dopamina dopamina... cały czas się nagradzasz, a im bardziej się nagradzasz i czujesz przyjemność, tym bardziej wahadełko przyjemność-ból jest zdysbalansowane, co prędzej czy później odbije się tym, że pojawi się ból dla wyrównania tego wahadła, bo dążymy do homeostazy... wiem, bo sam na to cierpie ;]

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Ceranthir said:

@RealLife choćby nadmiarem stymulacji dopaminą, przeglądasz social media, oglądasz pornosy, palisz fajki, przeglądasz wiadomości i cały czas dopamina dopamina dopamina... cały czas się nagradzasz, a im bardziej się nagradzasz i czujesz przyjemność, tym bardziej wahadełko przyjemność-ból jest zdysbalansowane, co prędzej czy później odbije się tym, że pojawi się ból dla wyrównania tego wahadła, bo dążymy do homeostazy... wiem, bo sam na to cierpie ;]

 

W takim razie ten wywiad jest dla ciebie:

 

 

 

Zdaje się, że dr. Tomasz Mazur mówił właśnie o uzależnieniu od emocji i dokładnie sprecyzował właśnie to o czym napisałeś, co było powodem jego zainteresowania stoicyzmem.  W wolnej chwili polecam posłuchać. Dr. Mazur, który jest nielicznym neostoikiem w Polsce a chyba jedynym zajmującym się tym na poziomie akademickim i praktycznym. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.08.2023 o 20:44, damyrade napisał(a):

Wszystkie z powyższych realizowałem po trochę, a mimo tego depresja wróciła, dlatego zwątpiłem w skuteczność "higienicznego" trybu życia.

Czuję, że mam dużo do zrobienia i nie wiem od czego zacząć.

Macie jakieś rady?

Skuteczność czy też celowość to często ten punkt, który tworzy problem.

Z Twojego opisu, higieniczność życia ma być po coś bo jest poświęceniem i tu tworzy się opór.

Ten w/w tryb życia jest sam w sobie wartością ale zrozumieć to za mało, trzeba doświadczyć braku chęci zmiany rzeczywistości bo i tak nie ma do niej alternatywy (chyba, że ją stworzymy w głowie jako pewną ideę).

 

Zacznij od komfortu.

Edytowane przez icman
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze swojej strony mogę polecić: zdecydowanie nie dziel się z kobietą swoimi problemami dotyczącymi zdrowia. Co da się ukryć to ukrywaj.

Ja takich problemów ze zdrowiem psychicznym jak Ty nigdy nie miałem.

Ale jeden przykład z mojego życia dotyczący zdrowia fizycznego:

Byłem chory i w przychodni, w obecności (teraz już byłej) żony byłem bliski omdlenia - bladość, ogólna słabość, ciężki oddech, mroczki przed oczami. Co prawda nie zemdlałem ale już taki objaw słabości wystarczył żeby szacunek ze strony małżonki spadł i później był wykorzystywany wielokrotnie na przykład w czasie kłótni.

Ja tylko jeślibym MUSIAŁ to bym POINFORMOWAŁ  swoją aktualną kobietę że jestem chory. Coś w stylu: Mam depresje, leczę się, jak na razie nie najgorzej mi to idzie. 

Zdecydowanie żadnego opowiadania jej jak się na prawdę czujesz, że Ci źle itp. Od tego masz psychoterapeutę i przyjaciół (mężczyzn)

Uwierz że z twojej ewentualnej szczerości i otwartości wobec niej nic dobrego nie wyniknie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, damyrade napisał(a):

Co rozumiesz przez komfort?

Działanie mające tylko jeden cel: poprawa dobrostanu ciała i świadomości.

 

W zależności od sytuacji może to być: wyłączenie telefonu, relaksująca kąpiel z książką i herbatą, spacer, wyjście na saunę, lot balonem etc.

 

Powtarzasz to możliwie najczęściej by stworzyć przestrzeń na zauważenie wyboru we wszystkich sytuacjach.

 

Jednym ze skutków depresji jest cholerne zawężenie perspektywy, praktycznie jedyne wyjście jakie widzimy to nie czuć.
 

Małe kroczki, „plankton decyzyjny” może to rozluźnić.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.