Skocz do zawartości

Normik'78

Starszy Użytkownik
  • Postów

    252
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Normik'78

  1. Ale co to jest fajne życie? Latanie z ziomeczkami po barach i uganianie się za dupami? No OK, jak masz 20-25 lat, urwałeś się z paska rodziców i wreszcie masz jakiś grosz albo jesteś wyposzczonym 40 latkiem , który nigdy nie zażył chwili wolności i jara się na myśl o tym, że może pójść do lokalu z głośną muzą, mniej lub bardziej urodziwymi Julkami i zapić ryja. No ale jak to wszystko naturalnie przeszedłeś, to pewne etapy po prostu przemijają, to co 20 lat temu budziło moją ekscytację, dziś wydaje mi się nudne i puste. Ileż można za babami łazić i po lokalach się szwendać? Mnie po kilku latach takiego życia te atrakcje zbrzydły. Zacząłem cenić spokój i stabilność. Dziś jak chcę się zrelaksować biorę młodego i idziemy pokopać piłkę albo biorę tarpa, rower i jadę na wyciszająca nockę albo nalewam wieczorem szklaneczkę czegoś mocniejszego i otwieram książkę. Chodzi o to że "fajne życie" to niekoniecznie musi być gonitwa za Julką po nocnym klubie albo picie w barze. Każdy ma tu swoją indywidualną optykę. I gdy piszę o tym że do pewnych decyzji trzeba dojrzeć, co wykpił tu jeden z użytkowników, którego ksywki nie pamiętam, a który nie zakumal zbytnio o co mi chodzi, to mam na myśli odczuwanie pewnej potrzeby, a nie sensu stricte dojrzewanie emocjonalne. Serio, nie jestem 16 latkiem który na to forum przyszedł bo kopnęła go w dupę jakaś tam dziewczyna i który z zachwytem łyka uproszczoną wizję świata, wyświechtane hasła i dwuzdaniowe prawdy jakie zdają się dominować na tym forum i wiem że nie wszyscy będą chcieli i ba, nie wszyscy POWINNI mieć dzieci. Jeśli ktoś jest na etapie "masowania osiemnastek", spędzania wieczorow w barze, grania w grę (Tomb Rider) po całych nocach, to ja to szanuję ale faktycznie to nie moment na dziecko. Może zresztą dla części on nigdy nie nadejdzie i tak bywa, to też normalne
  2. Oczywiście jako domator chodzę na basen pod łóżkiem, niezwykle celne spostrzeżenie. Nie pisałem, że życie się nie zmienia po urodzeniu dziecka tylko, że pojawienie się dziecka nie kończy twojego życia, wręcz przeciwnie pojawia się w nim więcej barw i kształtów tylko to wymaga od ciebie lepszej organizacji czasu, przewartościowania pewnych prawd i wartości... Jasne jeśli w wieku 30 czy 40 lat chcesz przepędzać noce na grach komputerowych to może być pewien problem ale wtedy to faktycznie lepiej sobie kupić nową konsolę a nie robić dziecko. Do pewnych decyzji trzeba dojrzeć i tyle
  3. Acha i jeszcze- nie wiem skąd popularny na tym forum pogląd, że posiadanie dziecka równa się brakowi czasu na swoje pasje, na spotkania ze znajomymi itd Może tak jest w przypadku gdy zarabiasz najniższą krajową i musisz zapierdalać na dwa etaty żeby kupić "te lepsze parówki z Biedry", no ale umówmy się takie życie jest chujowe i bez dziecka. Krótko po urodzeniu dziecka są oczywiście pewne ograniczenia,to naturalne ale później? Mój dziedzic ma 5 lat i bez problemu byłem dziś na basenie, a jutro z małżą idziemy na proszony obiad. Kurde- mam czas na czytanie książek, na basen, na jakieś tam wyjścia (okazjonalne fakt ale to nie ze względu na dziecko tylko na poluźnienie relacji ze starymi znajomymi i mój raczej "domatorski" charakter) Serio, nie wiem jakim trzeba być nieogarem żeby przy względnych zarobkach i normalnej relacji w związku, z powodu dziecka nie mieć już czasu na samego siebie. Owszem trzeba sobie lepiej organizować czas niż za kawalerskich czasów ale to akurat u dojrzałego faceta zwyczajna norma, a nie jakieś ekstremum
  4. Z żoną dziecka doczekaliśmy się późno, miałem wtedy prawie 40 lat i to był dla nas ostatni dzwonek. Nie żałuję tej decyzji, choć wtedy różne emocje mną targały, nie można było jednak tej decyzji już odwlekać, a byłem pewny, że za kilka lat, gdy byłoby już za późno bardzo bym żałował. Wśród moich kumpli większość ma 1 lub 2 dzieci, różnie im się układa z partnerkami ale od żadnego nigdy nie usłyszałem, że gdyby jeszcze raz mógł wybierać to by się na dziecko nie zdecydował.
  5. Pewnie jest tego procentowo tyle ilu szczęśliwych jest samotnych, starych kawalerów, ups przepraszam teraz się mówi -singli. Zresztą tak jak już tu kiedyś pisałem - ustalmy co to jest to szczęście? Czy szczęśliwy jest młody mąż który zapierdala w pracy, a w domu nie może się wyspać bo mu małe dziecko za ścianą płacze? Ma jednak np syna o którym zawsze marzył. No to jest szczęśliwy czy nie? Czy szczęśliwy jest może samotny 40 letni gość, który ma stabilną sytuację finansową, nie wydaje pieniędzy na wyjątkową myszkę i kaszojada ale wieczory spędza samotnie i po porcji ćwiczeń, medytacji i samorozwoju gada do gekona w terrarium, którego kupił żeby mieć do kogo gębę otworzyć? Co my właściwie wiemy o życiu innych ludzi? Tyle ile nasłuchamy się plotek, na czytamy w Pomponiku? Zamiast trzymać się jakichś dziwnych teorii z forum, to warto po prostu spojrzeć w głąb siebie, odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań, a później działać- no i ponosić tego konsekwencje. Bo gwarancji na szczęśliwe życie nikt Ci nie da.
  6. W chuju mam lambo, sztuczne cycate dupy, związki chemiczne z grupy ogłupiaczy i resztę tego gówna. Jeśli za 10 lat będę mógł dalej zajmować się ogrodem, jeść jabłka z tego własnego ogrodu, chodzić na spacery z psem, grać z dzieciakiem w nogę, brać od czasu do czasu plecak, tarpa i ruszać w las to będę najszczęśliwszym gościem pod słońcem. Skąd pomysł, że każdy ma marzenia wyposzczonego 16 latka, któremu śni się goła baba i auto z obrazka gumy "Turbo"? Tak wiem, hiperbola itd Ale tak naprawdę każdy jest inny i nie każdy chce gonić do zajebania żeby mieć więcej, żeby żyć szybciej itd.
  7. Ruchanie sztucznych bab, ruchanie plastykowych cip, ruchanie bab z chujami, ruchanie facetów z cipami... Chyba mi się fora popierdoliły...
  8. Podobnie było w PRLu, sporą część kobiet zajmowała się dziećmi i choć socjalistyczna ideologia propagowała hasło: "kobiety na traktory", to często panie pracowały tylko do momentu urodzenia dziecka. Dziś w PL mamy raczej model w którym pracują 2 osoby, inaczej trudno utrzymać rodzinę na więcej niż miernym poziomie.
  9. Wszystko jest kwestią smaku i umiaru. Na ładnej dziewczynie, młodej i szczupłej przemyślany, estetyczny tatuaż w mojej optyce może być OK. Na grubej, takie bylejakie malowidło wygląda koszmarnie ale to wiadomo. Jednak źle to wszystko się starzeje. Dwójka moich znajomych z lat mlodzieńczych- pan rocznik 76 i pani rocznik 77 dość konkretnie wydziarani byli już w końcu lat 90'tych ale wtedy mieli po 20-25 lat i to wyglądało dobrze na młodych ciałach, komponowało się z takim imidżem w stylu grunge. Z tym że teraz pani ma lat 45 i nie przypomina już filigranowej rusałki ze splecionymi blond włosami, a pan wychudły po różnych perypetiach zdrowotnych z tymi poblaklymi tatuażami przypomina raczej ex ćpuna, a nie Withfielda Crane z Ugly Kid Joe z czasów świetności. Niestety "wszystko płynie"
  10. 1-2 dyskretne względnie tatuaże, to ujdzie ale takie już hurtowe ilości oczojebnych tatuaży to raczej słaba opcja Zresztą i u kobiety i u faceta z upływem czasu zaczyna to wyglądać coraz gorzej.
  11. To prawda. Ludzie dziś próbują za wszelką cenę zatrzymać młodość. Gdy już ta młodość ostatecznie ucieknie, to współcześni te młodość udają 75 letnia Glenn Close, która "twerkowała" (chyba tak się nazywa to potrząsanie dupskiem) ku uciesze o 40 lat młodszych murzynów podczas jednej z gal filmowych, to chyba najbardziej żałosny widok ostatnich lat i kwintesencja tego całego chłamowatego świata, ze starymi raszplami udającymi młódki, dziadami którzy w późnej jesieni życia udają kulturystów ubrani jak ich wnuki. 50 lat temu człowiek potrafił godzić się z przemijaniem, z tym że się zmienia, że pewnych rzeczy w pewnym wieku po prostu nie wypada. Dziś wszystko wolno i wygłupić się wolno, więc hulaj dusza, piekła nie ma ...
  12. Ten facet ośmiesza się za każdym razem gdy otwiera gębę.
  13. Przede wszystkim gościu musi sam z sobą zrobić porządek, bo "toksyk", który "nie potrafi rozmawiać jak człowiek" to żadnej panny na dłuższą metę nie utrzyma. Między bajki włóżcie te historie, że takie skrajne emocje cementują związek, bo kobiecie robi się od tego mokro Prawda jest taka, że wariowanie w związku, zrywanie, awanturowanie, fochy ogolna niestabilność, to autostrada do rozpadu. Oczywiście dla niego to, że pani po zerwaniu (którym? bo podobno gościu zrywał kilka razy) poszła do byłego musi oznaczać flagę ostrzegawczą na dalsze życie. Tu chyba obie strony mają trochę za uszami i wszystko zależy od tego jak mocna więź ich łączy. Nie takie historie odpierdalaly się 10- 20 lat temu u moich znajomych, którzy do teraz są razem. Gościu sam najlepiej wie co czuje do tej pani, ile w tej całej dramie jest jego wkładu a na ile ta pani już wcześniej dawała sygnały, że nie do końca można jej ufać. Nikt za niego nie zdecyduje, my tu znamy tylko strzępy całej historii.
  14. Ciekawe, w moim przypadku panie nigdy nie starały się wzbudzać mojej zazdrości. Było odwrotnie, raczej klasyka typu - nie masz o kogo być zazdrosny, to tylko kolega 🤡
  15. Ja po czterdziestce finansowo czuję się w końcu OK, zdrowotnie to już jednak widoczna różnica na niekorzyść w stosunku do lat studiów. Mentalnie za to lepiej - dużo większy dystans, do siebie, do świata... Po czterdziestce zyje się całkiem OK, tylko muszę pamiętać, że i używki dużo bardziej odbijają się na samopoczuciu i trzeba kontrolować co i ile się je, bo i metabolizm słabszy i bebechy już nie takie odporne. A co do Twoich planów @Pocztowy to fajnie, że masz rozmach tylko bierz pod uwagę, że życie jest tak nieprzewidywalne, że hej... Ja też w wieku 20 lat marzyłem o mieszkaniu w NY, o życiu na pełnej kurtyzanie, bajecznych zarobkach. A w wieku 44 lat, dochody mam faktycznie może nie bajeczne ale bardziej niż satysfakcjonujące ale co do reszty, to rzeczy, które 25 lat temu wydawały mi się niezwykle ekscytujące dziś nie budzą we mnie żadnych emocji- blichtr, szmal, rwetes.... Najszczesliwszy jestem w domu, z rodziną, wieczorem przy kominku albo przy koszeniu trawy w ogrodzie albo jak z plecakiem idę w góry- cisza, spokój, przyroda... Człowiek z upływem czasu zmienia się, zmieniają się też priorytety, cele, hierarchia wartości....
  16. Jak to nazwać? Problemy pierwszego świata...
  17. Ale w tym przypadku to facet zrywał, "co 2- 3 tygodnie" Gościu ogólnie musi być niestabilny, nikt względnie normalny emocjonalnie nie zrywa związku co kilkanaście dni, to absurdalne zachowania. Niestabilna jednostka ogólnie słabo rokuje w związku, więc ja tu raczej się dziwię, że po kolejnym kopie w dupę ta laska do niego wraca. To jest najdziwniejsze
  18. Jesli nie byli wówczas ze sobą, a poza tym dobrze się dogadują, to nie powinien zrywać. Dziewczyna dodatkowo powiedziała mu o zagadnieniu, a mogła siedzieć cicho i nic by chłop nie wiedział. Zresztą jeśli on sam takie dramy w postaci "zerwań" lubi organizować, to w sumie sam jest trochę sobie winien
  19. Przecież to byłaby aberracja gdybyś każdego dnia rozmyślał nad tym, że panna może Cię kopnąć w dupę. Nikt zdrowy na umyśle tak nie robi, bo w najlepszym razie by się nabawił nerwicy. To kompletnie autodestrukcyuna postawa. To tak jakbyś zamiast cieszyć się jazdą samochodem każdego ranka drżał że zginiesz w wypadku albo zostaniesz kaleką albo przed każdym wyjściem na spacer pocił się ze strachu, że ktoś ci napieprzy po ryjcu albo zginiesz pod kołami samochodu. Nie wiem czy istnieje balans o którym pisałeś - związki ludzkie to bardzo płynne i trudne do uchwycenia w ramy zagadnienie. Warto mieć gdzieś tam z tyłu głowy, że różnie może być - być naturalnie przygotowanym na to by nie zostać na lodzie w kontekście materialnym Natomiast w kwestii uczyć, jest to dużo trudniej opanować. Mój znajomy, który niby tam trzymał ramę, niby "się nie przywiązywał", niby miał inne możliwości, w sytuacji gdy dostał od pani kopa w tyłek (przyznaję że pani mocno atrakcyjnej) to się zbierał kilka miesięcy. Tak że jestem mocno sceptyczny jeśli chodzi o wzór czy przepis na ten balans o którym pisałeś. Owszem, kobieta ma być tylko dodatkiem do życia, nie jego filarem ale ja szczerze mówiąc mocno średnio wierzę w te wszystkie zapewnienia twardzieli mówiących/ piszących o tym że oni zdradę/ opuszczenie przez partnerkę z dłuższego związku wzięli na klatę z uśmiechem i mężnym sercem. Najczęściej to tylko poza, maska na użytek zewnętrzny. I nie piszę tu oczywiście o tygodniowych związkach z dyskotekowymi lachociągami tylko o poważnych związkach poważnych ludzi. Z drugiej strony chowanie się w piwnicy to też niezbyt dobre wyjście Życie jest trudne, życie to wybory i ich konsekwencje. Na to nie ma wzoru i gwarancji 😎
  20. Jak gadałem z Węgrami w Budapeszcie i w sąsiednich miejscowościach to jednak percepcja była inna- większość neutralna albo postawa: jest tak sobie ale i tak lepiej niż było. Tylko jedna para- rurkowiec + alternatywka jechali po Orbanie. Zresztą Węgrzy wydają się inni na tle Zachodu, nawet na tle Czechów, Polaków. Jacyś tacy bardziej na odporni na zalew lumpenliberalizmu. Niedaleko Budapesztu jest nawet pomnik/ obelisk dotyczący katastrofy w Smoleńsku, a sami Węgrzy z dużo większą estymą podchodzą do tego wydarzenia niż Polacy. Dlatego mnie seryjne wygrane wyborcze Orbana nie kojarzą się tylko z zawłaszczeniem mediów przez ekipę rządząca tylko raczej z trafieniem w zbiorowe emocje Węgrów przez Orbana i jego akolitów
  21. Jestem z obecną żona π razy drzwi 20 lat, małżeństwem jesteśmy krócej i ogólnie naszą relację uznać mogę za satysfakcjonującą. Owszem na przestrzeni tylu lat nie mogło się obejść bez zgrzytów, to chyba w realnym życiu niemożliwe ale ogólnie jest OK Ważne że mamy od lat równowagę w związku albo się uzupełniamy. Zarabiamy podobnie, mamy podobne zainteresowania, te same cele które osiągnęliśmy albo dopiero mamy zamiar osiągnąć. Z drugiej strony ja jestem introwertykiem, żona znów dużo łatwiej odnajduje się w różnych zbiorowościach, ja jestem nerwusem,a żona to oaza spokoju więc ma dar "gaszenia we mnie wojny", bo jak to śpiewa klasyk "ja na to (wszystko) szczekam, ja na to warczę" i ktoś tu musi mnie tonować w reakcjach... Jestem raczej pesymistą, żona jest niepoprawną optymistką... Te wszystkie przeciwności dobrze się przez te wszystkie lata nam uzupełniają... Oczywiście zawsze mógłbym się doszukiwać jakichś mankamentów ale po tym co tu czasem czytam, po tych wszystkich dramach i horrorach, to stwierdzam, że nie warto... Jest dobrze. Starczy 😉
  22. U mnie pierwszy, drugi dzień były OK. W trzecim dniu samotnych "hotelowo- kurortowych" wypadów zaczynały się takie krzywe sytuacje i mimowolnie rozkminki, jakieś strumienie czarnych myśli, czasami uczucie jakby mi ktoś na klatce piersiowej butem stanął. A to jest tym bardziej dziwne, że jestem introwertykiem i generalnie sam ze sobą nie czuję się źle. Ogólnie warto jest się czymś zająć, np podczas wypadów na jakieś biwaki i marsze takich smętnych klimatów nie miewałem, ale tam człowiek skupiał się na tempie marszu,trzymaniu się szlaku, organizowaniu obozu, przygotowaniu jedzenia itd. Na koniec człowiek był na tyle zmęczony, że mu jakieś ponure głupoty po głowie nie chodziły.
  23. Mnie takie zjazdy dopadały w okresach, kiedy byłem singlem. Zwyczajnie miałem (za?) dużo wolnego czasu i kiedy powoli wykruszali się znajomi (zakładanie rodzin, wyjazdy itd.) to bywały całe tygodnie kiedy po pracy byłem sam ze sobą i pomimo tego, że organizowałem sobie jakoś w miarę sensownie ten wolny czas, to przychodziły zjazdy i taka jakaś dołująca melancholia. A najgorsze były takie "samotne" wypady- ciche poranki w hotelowym pokoju, które zamieniały się w serie rozkminek na temat ex pań, flasbacki z minionych dram, w kaskady ciemnych myśli... To wszystko jakoś samo mijało, usmierzalem te depresyjne stany ruchem na świeżym powietrzu, wychodzeniem między ludzi, muzyką itd. Szczerze mówiąc to wszystko znikało gdy byłem z kimś, a za młodych lat gdy "do sączenia chętny każdy był", to w ogóle nie miałem takich jazd. Więc w moim przypadku była to immanentna część samotności i pustki wokół mnie.
  24. Abstrahując od rzekomego zamordyzmu na Węgrzech, to bezrobocie mają niskie, a wzrost gospodarczy wysoki, inflacja jak prawie wszędzie tam też daje się we znaki. Przed pandemią spędziłem w Budapeszcie parę tygodni i w rozmowach z Węgrami (tymi którzy znali angielski, bo na ich języku da się nomen omen połamać język) dało się wysnuć wnioski, że poziom życia podniósł im się od czasów rządów socjalistów. Jestem ostatnim, który będzie narodom układał organizację państwa Węgry takie zamordystyczne ale to podczas pobytu w DE zwrócono mi uwagę żebym tak nie podkreślał, że sąsiadującą z dzielnicą "mojej rodziny" niebezpieczna ulica jest zamieszkiwana głównie przez kolorowych- bo nie wypada, bo nie można, bo co to ma zaznaczenie, bo sobie kłopotów narobisz itd. Wielkie zachodnie demokracje z ich genami pełnymi frazesów....
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.