Skocz do zawartości

Waginator

Użytkownik
  • Postów

    234
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Waginator

  1. Ja myślę, że to jest przyczyną nieporozumień w tym temacie. Po prostu jedni tych sygnałów dostają dużo, inni czasem, a jeszcze inni prawie wcale. Jest grupa facetów, którzy uśmiechną się, zagadają i wywiąże się fajna rozmowa, a może i znajomość, a są tacy faceci, którzy zrobią to samo i nic z tego nie będzie. I to jest spór pomiędzy jednymi, a drugimi i rady tych pierwszych się w ogóle nie sprawdzą. Gadka, pewność siebie i uśmiech? Takie porady to mi koledzy w liceum sprzedawali i o ironio sami takich cech nie wykazywali, a laska to ich sama wyrwała, a nie odwrotnie. Nie powiem, że jest to bez znaczenia, ale to forum między innymi odsłania, że dla kobiet liczy się coś więcej - wygląd i status. I te chociaż faktycznie są udowodnione, że mają znaczenie. Jak się ma sygnały zainteresowania to faktycznie interakcja z kobietą jest miła i przyjemna. Ja takie zgarniam może raz na rok (takie nawiązanie do @PatZz, że uśmiechów od kobiet wcale można nie zgarniać). Gdyby było chociaż raz na miesiąc to byłbym zadowolony i bym nie narzekał. To i tak nie jest tragedia, bo chociaż średnio raz do roku sobie coś podziałam, jednak znam ludzi, którzy są na tyle szpetni, że zamiast obojętności spotykają się z obrzydzeniem ze strony kobiet. I jak słyszę jak kobiety cisną sobie z nich bekę i jak się negatywnie o nich wyrażają to naprawdę mi ich szkoda, bo niedługo stuknie im 3 z przodu, a nagą kobietę to widzieli pewnie tylko na pornolu. I dla takich ludzi zasoby i status to często jedyna nadzieja. Bo skoro przez ostatnie 10 lat było chujowo to dlaczego mają myśleć, że coś się magicznie zmieni? Bo polepszą gadkę i zaczną zagadywać na przystanku? Ja nie ukrywam, sam będę liczył na zasoby, kobiet nie było w liceum, nie było ich na pierwszych latach studiów i nie ma ich na ostatnich. I gdybym siedział na dupie i grał w gry to jeszcze mógłbym stwierdzić - sam jesteś sobie winny. Jednak tak nie było. Ktoś pisał, że te ładne dziewczyny są z przeciętnymi chłopakami. A ja powiem, że nie wiadomo tak naprawdę jaki jest między nimi układ. Mnie też można było spotkać przez jakiś czas z dziewczyną pod rękę. Tylko co z tego, skoro nie byłem ani trochę zadowolony z jakości tych relacji i za długo one nie potrwały. Odkąd mieszkam w akademiku zobaczyłem dużo nt. jakości związków. Wielu facetów ma bzykanie może raz w miesiącu. Wielu z nich chętnie, by zmieniło dziewczynę, ale nie ma innych chętnych. Więc sądzą, że lepiej siedzieć w takim związku niż być samemu. Jeden kolega rozstał się z dziewczyną, bo myślał, że sobie znajdzie inną. Po kilku miesiącach intensywnego imprezowania i szukania w końcu... wrócił do tamtej, bo widział, że rynek wcale łatwy nie jest. Inny jak go panna rzuciła to potrzebował 1,5 roku naprawdę intensywnego szukania zanim znalazł kolejną. Czasem ktoś ma po prostu szczęście, że kogoś znalazł, a jak się rozstaną to nagle się okazuje, że tak samemu to ciężko coś ogarnąć. Dodatkowym problemem jest nierówność potrzeb seksualnych. Jak patrzę po facetach to większość odczuwa potrzebę seksu oraz związku i gdyby się nadarzyła okazja to chętnie by skorzystali. Natomiast jest sporo kobiet, które mają jakichś orbiterów, ale w żadnej relacji (jawnej) nie były od lat. Mają po prostu tak niskie potrzeby w tym zakresie albo tak wysokie wymagania, że wolą pozostawać same. I niby jest stosunek 50/50 (chociaż tak naprawdę facetów jest nieco więcej), ale jest zaburzony przez fakt, że więcej facetów chciałoby wejść w relację z kobietą niż odwrotnie. Jest to jeden z powodów dlaczego kobiety mają tyle atencji i orbiterów, a faceci są coraz bardziej sfrustrowani. Ten problem jest dodatkowo pogłębiony przez to co napisałem akapit wyżej (faceci zajmujący kobiety pomimo, że związek kuleje) oraz że przystojniacy przerabiają kobiety w większych ilościach. Jakby się przyjrzeć to w dużej mierze facetów można podzielić na: 1. Faceci, którzy nigdy nie mieli kobiety 2. Faceci, którzy mieli 1-3 kobiety, bo akurat im się trafiło (większość) 3. Faceci, którzy mieli kobiety w ilościach dwucyfrowych i tylko wymieniają je w związkach albo mają ONSy Tak naprawdę większość facetów walczy o tę 2. kategorię, żeby trafić na jakąś w miarę normalną kobietę do związku i później małżeństwa. Większość nigdy nie będzie ruchaczami i nie będzie miała przebiegu dwucyfrowego, choćby nie wiem jak się starała. Co więcej, większość wcale nie znajdzie tej kobiety, tylko to ona ich znajdzie.
  2. O to to. Podpisuję się pod tym całkowicie. U mnie też są takie konkretne dziewczyny tylko, że jest ich bardzo mało. A druga sprawa to faceci do takich kobiet lgną jak muchy do gówna. Naprawdę, gdy kobieta jest chociaż odrobinę ładna, uśmiecha się i aktywnie, przyjaźnie prowadzi rozmowę to faceci walą drzwiami i oknami. Tak obliczam, że połowa mojego piętra (50 osób) przez cały rok akademicki pewnie nie rozmawiała ani razu z osobami spoza swojego pokoju, a konkretnych kobiet się trafia 1-2 sztuki. Przez długi czas myślałem, że to specyfika ludzi na mojej uczelni, ale coraz bardziej się utwierdzam, że to rzeczywistość ludzi w moim wieku. Zawsze uważałem, że akademik jest przede wszystkim miejscem do poznawania ludzi i zawierania znajomości w swoim zawodzie na przyszłość, a nie żeby siedzieć i się izolować. Cóż, ja wycisnąłem ile się dało z ostatnich 5 lat życia, a reszta myślę, że będzie prędzej czy później żałować swojej bierności.
  3. Ja akurat autora rozumiem w kwestii podejścia, bo sam mam podobne doświadczenia, może nie z randek, gdzie akurat kobiety dosyć się starały w rozmowie, ale już w miejscu gdzie żyję to i owszem. Każdego roku, gdy wprowadzam się w październiku do akademika czekam z niecierpliwością, żeby poznać nowe osoby, które się wprowadzą. I co roku w przeciągu miesiąca przeżywam rozczarowanie odnośnie tego kogo spotykam. Kobiety (90% mieszkańców) są po prostu niekomunikatywne. I nie jest to tylko mój przypadek, ale też obserwacje innych i relacje innych facetów, którzy również już sobie dali z tym spokój. Ja to nazywam autyzmem, kolega (swoją drogą z niezłą gadką i wysoką motywacją do poznawania ludzi) betonem. Gdy o czymś opowiadasz, z drugiej strony jest kompletna cisza, ewentualnie jakieś "haha", "aha", "fajnie" itp. Żadnego pytania, żadnych własnych refleksji, nic. Jak sam zadajesz pytanie to dostajesz jakąś krótką odpowiedź na odpierdol. O jakiejś inicjacji i zmianie tematu nawet nie ma co wspominać. I mowa ciała sugerująca kompletne wyjebanie. Coś w stylu "nie mam odwagi, żeby ci powiedzieć spierdalaj, ale nie mam też chęci podtrzymywać tej rozmowy". Jak skończysz mówić to będzie cisza, ona nic nie powie, więc w zasadzie rozmowa przypomina monolog. Ile można tak mówić samemu do siebie? 5-10 minut? Nie dość, że tematy zaczynają się kończyć to najzwyczajniej w świecie człowiek czuje się głupio przy takim zerowym feedbacku, jak jakiś sprzedawca, który usiłuje coś sprzedać i wie, że druga osoba jest wkurwiona tą rozmową, ale jest zbyt uprzejma, żeby to powiedzieć. To analogiczna sytuacja jak na komunikatorze, gdy ty się produkujesz, a laska odpisuje "super", "fajnie" albo sama emotikona. Przecież tego nawet na siłę nie da się ciągnąć. Pewnie przyczyną tego jest po części wygląd jak pisał @Słowianin, ale myślę, że zdecydowanie bardziej jest to nadmiar atencji. Miewałem kobiety wyraźnie zainteresowane z takim samym poziomem wysławiania się i tylko pozytywne sygnały niewerbalne zachęcały mnie do dalszej komunikacji. Z drugiej strony brzydkie kobiety często są zdecydowanie bardziej chętne do rozmowy. Muszę jednak przyznać, że miałeś dużego pecha, że 3 pod rząd tak nie podpasowały, bo z reguły sytuacja jeden na jeden je nieco stresuje i się w miarę starają. Być może to były mocniejsze zawodniczki z dużym stażem w randkowaniu i nie czuły potrzeby się zbytnio wysilać. Tak więc @PatZz polecam się przyzwyczajać, bo większość kobiet tak się zachowuje i nie Ty jeden masz z tym problem. Możesz próbować je "przełamać" dłuższym monologiem lub szukać tych bardziej rozmownych, bo takie też się zdarzają. Aczkolwiek tutaj bym uważał, bo często takie kobiety mają ogromne rzesze adoratorów i wcale nie muszą być szczególnie ładne, żeby to osiągnąć.
  4. Powiedziałbym, że to zależy - ile grasz, w co grasz, jak wpływa to na inne aspekty życia i jakie masz podejście do życia. Wszystko co jest dla nas nowe jest w jakimś stopniu rozwijające, bo mózg musi przystosować się do danych warunków. Grając np. w FPS przyspieszamy czas reakcji, polepszamy orientację przestrzenną, opanowanie, współpracę, taktykę, przewidywanie. Przy czym warto zauważyć, że szybkość rozwoju jest największa na początku, a potem wyraźnie zwalnia. Dotyczy to wszystkiego, nie tylko gier. Największe korzyści odniesiemy, powiedzmy umownie, w ciągu pierwszych 100 godzin wykonywania danej czynności. Później oczywiście też polepsza nam się czas reakcji itd., ale w sposób nieadekwatny do poświęconego czasu. Wtedy kończy się rozwój jako taki, a zaczyna się specjalizacja w danej dziedzinie, żeby wyłuskać te dodatkowe milisekundy reakcji. Wniosek z tego taki, że największą korzyść w rozwoju odniesiemy z grania w różne gatunki gier nie poświęcając jednemu typowi zbyt dużej ilości czasu (co nie zawsze jest proste, gdy gra jest wciągająca), a im więcej czasu poświęcimy na daną grę tym bardziej wyspecjalizujemy się w niej bez dodatkowych korzyści. W innych dziedzinach podobnie, pomijając aspekt finansowy i przyjemności, największe korzyści uzyskamy z uprawiania kilku dziedzin aniżeli jednej np. lepsze dla rozwoju będzie 1x w tygodniu siłownia, basen, bieganie niż 3x bieganie albo 3x siłownia. Aczkolwiek ten drugi sposób umożliwi nam uzyskanie lepszych wyników w danej dziedzinie. W kwestii marnowania czasu to można o tym mówić tylko wtedy, gdy mamy jakiś nadrzędny cel życiowy od którego inne rzeczy odwracają uwagę. Jeśli celem życiowym jest posiadanie gromadki dzieci i zapewnienie im dobrej przyszłości albo rozwój duchowy albo jakieś kwestie ideologiczne to wtedy można mówić o marnowaniu czasu. Jeśli takowego celu nie posiadamy to czas nie odgrywa większej wartości. A celu życiowego wcale nie musimy posiadać, nie jest on niezbędnym warunkiem do spełnienia w życiu. A rozwój wszechstronny nie jest w dzisiejszych czasach szczególnie potrzebny do codziennego funkcjonowania. Z dowolnego miejsca możemy w minutę uzyskać informację na dowolny temat, a w 5 minut znaleźć poradnik jak coś zrobić i równie szybko znaleźć osobę, która się zna na tym czego potrzebujemy. W dzisiejszych czasach potrzebne jest wyspecjalizowanie się w danej dziedzinie, żeby móc zarabiać w godziwych warunkach. Cała reszta to już wolna wola, ludzie mają w dupie twój rozwój, oni chcą tylko, żebyś dobrze wykonał swoją pracę. No i niezależnie od powyższego, granie jest z pewnością szkodliwe, gdy staje się nałogiem, czyli wpływa na inne dziedziny życia. Jeśli zarywamy noce na grach, opuszczamy trening, zaniedbujemy obowiązki to zdecydowanie lepiej sobie gry odpuścić. Tak podsumowując nie można powiedzieć czy coś jest pozytywne czy negatywne, bo to zależy od naszych wartości i tego czego oczekujemy. Myślę, że w odpowiedniej ilości gry mogą przynieść korzyści zwolennikom rozwoju. Nie widzę też sensu krytyki osób, które grają dla czystego hedonizmu, nie uważam gier za gorsze od np. oglądania telewizji, łowienia ryb czy rozwiązywania krzyżówek. Jeśli ktoś zarabia i czuje się spełniony w innych dziedzinach życia to nie widzę powodu, żeby nie grał nawet wielu godzin. Życie mamy jedno, więc spędzajmy je na tym co lubimy (byle bez zależności od innych), a nie na tym co społeczeństwo uważa, co powinniśmy robić.
  5. W sektorze publicznym faktycznie tak to wygląda, ale już w przychodniach specjalistycznych stres jest mniejszy, a i pieniądze większe. Nie mówiąc już o tym, że zawsze jest perspektywa pracy np. w Niemczech, gdzie w tej chwili wystarczy znajomość języka i już po stażu można pracować w lepszych warunkach i za konkretne pieniądze. Niestety tak, studia to krótko mówiąc kpina i jak ktoś się na nie dostał to je skończy, ewentualnie dopłacając za poprawki pojedynczych przedmiotów. Nie cieszyłbym się także napływem lekarzy imigrantów z Ukrainy - ich poziom wiedzy jest zdecydowanie niższy niż Polaków.
  6. Dziewictwo nie uważam, żeby było jakimś problemem, ale już powyższy cytat owszem. Kiedyś sam latałem miesiącami za pannami, by usłyszeć, że jestem świetnym przyjacielem, ale teraz już mnie takie rzeczy nie bawią i jak sprawy się za wolno rozwijają to daję sobie spokój. Myślę, że wielu facetów ma takie podejście, a im starszy i bardziej doświadczony tym większa na to szansa.
  7. Kobiety generalnie lubią widzieć efekty, a nie drogę do ich osiągnięcia. Fajnie jak facet dużo zarabia, ale niefajnie, że przez to dużo pracuje i nie ma czasu. Ekstra jak jest dobry w łóżku, ale już źle, że miał wcześniej wiele partnerek. Super jak ma wyrzeźbione ciało, ale niedobrze, że ciągle chodzi na tę siłownię i prowadzi dietę (gdzieś kiedyś przeczytałem komentarz, że panna spławiła gościa, bo na randce wziął tylko czarną kawę bez cukru, bo trzymał dietę). Chyba nigdy nie spotkałem się z podziwem czy aprobatą, że facet chodzi na siłownię albo biega. Za to spotykałem się z krytyką, że to marnowanie czasu i że niepotrzebne wyrzeczenia. Ale jak taki gość pokaże kaloryfer to już same zachwyty.
  8. Szczerze powiedziawszy to ja nie zauważyłem wśród rówieśniczek jakiegoś zainteresowania arabami. W akademiku, w którym mieszkam jest sporo arabów, a także innych erasmusów różnych nacji - Niemców, Hiszpanów, Włochów i jakichś murzynów niewiadomo skąd. Nie ma jednak żadnej interakcji pomiędzy nimi, a Polkami (Polakami zresztą też). Znam raptem jedną dziewczynę z całych studiów, co się buja z arabem. Reszta nawet z nimi nie rozmawia. Podobnie, ku mojemu zdziwieniu nie widzę żadnego zainteresowania Polakami przez Ukrainki i również nie znam żadnej takiej pary. Raczej wygląda to tak, że Ukraińcy trzymają się ze sobą, Polacy ze sobą, a erasmusy ze sobą i wszelkie mieszania są wyjątkowo rzadkie. EDIT: Aczkolwiek przypomniała mi się jedna rzecz. Kiedyś mieszkał w akademiku gość z Ameryki Południowej. I w akademiku raczej kobiety miały na niego wyjebane. Z drugiej strony kolega, który z nim mieszkał i chodził z nim na kluby mówił, że ma tam wyjątkowe branie. Ciekawi mnie czy to specyficzny typ kobiet leci na taką egzotykę czy może te dziewczyny z akademika mają opory związane z opinią społeczną i dlatego się izolują od obcokrajowców.
  9. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/53111/psychologia-ewolucyjna Napisana w akademickim stylu, ale w bardzo przystępnym języku. Bardzo dużo przytaczanych badań, w zasadzie prawie każda teza jest jakimś poparta. Opisuje nie tylko aspekty relacji płciowych, ale także innych aspektów psychicznych człowieka niezwiązanych z seksualnością. Problemem jest tylko to, że od dawna nie jest wydawana i można ją nabyć tylko od kogoś, często po wysokiej cenie.
  10. Pamiętam, że zanim zacząłem studia, a już było jawne z kim się będzie studiować zagadał do mnie jakiś gość z roku. Tak, żeby nawiązać kontakt przed studiami. Jakaś tam zwyczajna gadka szmatka przez fejsa i po kilku tygodniach było spotkanie integracyjne. Jak do mnie zagadał i na niego spojrzałem to pierwsza reakcja w stylu "o kurwa", a później rozmyślanie jak tu spierdolić. Po prostu tak niesamowicie źle wyglądał z twarzy, że kompletnie nie miałem ochoty wciągać go do towarzystwa. Trochę na innej zasadzie odpycha mnie wielu Ukraińców. Mogą wyglądać normalnie, ale kompletnie nie sprawiają przyjaznego wrażenia ani jakiejś chęci rozmowy. Faktycznie rzuca się tutaj w oczy brak uśmiechu, ale też coś co bym nazwał "napiętą twarzą bez emocji". @tips6 Dobrze mówisz, ja bym do tego dodał styl mówienia. Jak ktoś się nas pyta np. "jak spędziłeś sylwestra?", a to był nasz piąty sylwester z polsatem z rzędu i niewiele się różnił od codziennego wieczoru to możemy powiedzieć zgodnie z prawdą "nic szczególnego" czy "a jakoś tam minął", co ani nie zrobi dobrego wrażenia, ani nie wzbudzi w drugiej osobie pozytywnych emocji ani co najważniejsze nie wzbudzi w nas pozytywnych emocji. Bo opowiadamy o czymś nijakim w nijaki sposób. Ale jeśli zamiast tego powiemy z zapałem jaki to był zajebisty sylwester, jakie świetne jedzenie sobie zrobiliśmy, a te fajerwerki zrobiły na nas niesamowite wrażenie to odbiór naszej osoby będzie dużo lepszy pomimo, że nadal nie mówimy o niczym szczególnym, ale w bardziej pozytywny sposób i z dozą emocji. A jak będziemy przekonujący to może jeszcze ta osoba uwierzy, że to rzeczywiście było takie niesamowite przeżycie :D Aczkolwiek nie ma to większego znaczenia, bo tę drugą osobę z reguły gówno obchodzi jak tego sylwestra spędziliśmy, co u nas słychać itd. Ona chce zakończyć tę rozmowę w lepszym humorze niż ją zaczęła i to również powinno być naszym celem. Do tego myślę, że przy tym bardziej pozytywnym opowiadaniu również nasza mowa ciała naturalnie się dostosuje do tego co chcemy wyrazić słowami.
  11. Najłatwiej by było, gdyby ktoś z Twojego otoczenia powiedział Ci co sprawia, że tak Cię ludzie odbierają. Wydaje mi się, że taka łatka jest głównie przypinana osobom biernym, mocno introwertycznym, mówiąc bardziej obrazowo, odbierającym energię z otoczenia, a nie przekazującym. Sprawdź czy może nie prezentujesz jakiejś z poniższych postaw: - małomówność - bierność w rozmowie, przerzucanie ciężaru rozmowy na drugą osobę - mała ilość uśmiechu - zamknięta postawa ciała, mała ilość gestykulacji - ogólne napięcie, stres - brak modulacji głosu, monotonny głos - brak spontaniczności - krytycyzm, pesymizm, negatywizm - pycha, duma, przesadne przekonanie o swojej wartości Tak dla przykładu, że sama mowa ciała może bardzo dużo zmienić w odbiorze osoby dam przykład mojego kolegi, który prezentuje różne prace na konferencjach studenckich. Prace jak prace, niewiele się różnią pod względem jakości od prac innych ludzi. Jednak róznią się sposobem prezentowania. Większość ludzi stoi na środku z mikrofonem i opowiada o tej pracy tym samym głosem nie ruszając się z miejsca przez cały czas. Po 3 takiej prezentacji widz odpływa intelektualnie. Kolega natomiast zachowuje się jak showmen albo wręcz cyrkowiec. Macha rękami, rusza całym ciałem, buja się jak gibon po tej scenie, ekscytując się tym co mówi jakby był na speedzie. Jego cała mowa ciała jest zdecydowanie przesadzona, wręcz groteskowa, ale... działa. Co chwilę wygrywa jakieś nagrody, wyróżnienia. Można mieć tytuły profesorskie, ale mentalnie i tak zostaje się w jaskini i ocenia się takiego człowieka wyżej niż osobę, która prezentuje pracę poważnie (bądź co bądź w końcu na konferencji naukowej). I jakoś tak doświadczenie pokazuje, że ekstrawersja, nadekspresja emocjonalna przyciąga ludzi, a powaga i powściągliwość przypinają raczej człowiekowi łatkę gbura i sztywniaka. Nie bez powodu na imprezach spożywa się alkohol lub mocniejsze środki - żeby być mniej poważnym, a nie bardziej.
  12. Dorzucę swoje 3 grosze jak to u mnie wygląda. Przez lata uważałem siebie za atrakcyjną osobę i myślałem, że mam po prostu pecha do kobiet. Później myślałem, że może moja gadka jest zła i straciłem wiele miesięcy na analizę, co można zmienić, żeby ją poprawić. Ostatecznie wszelkie sposoby ulepszenia rozmowy nie zmieniły absolutnie nic. Potem zainspirowany forum zacząłem się rozwijać - bieganie, siłownia, gotowanie, prace naukowe, hobby. Nic się nie zmieniło, chociaż osiągnąłem więcej niż większość moich rówieśników. I gdzieś niedawno zacząłem dostrzegać relacje atrakcyjnych osób jak reagują na nich kobiety. I porównałem to z reakcjami na moją osobę. Wnioski z już wielomiesięcznych obserwacji i retrospekcji: - na ulicy kobiety praktycznie się na mnie nie patrzą, uśmiech zgarnę może raz na pół roku, nigdy żadna do mnie nie zagadała w terenie - na imprezach podobnie, kiedyś spotkałem się z określeniem na forum "niewidzialny dla kobiet" - uważam, że doskonale mnie opisuje - jak zagadam na imprezie czy w neutralnych warunkach bardzo często obserwuję po 1-2 minutach rozmowy "chęć ucieczki" - kobieta przestaje się na mnie patrzeć, rozgląda się naokoło i szuka wymówki, żeby ode mnie odejść, czasami po prostu się odwraca w połowie tego co mówię - na fejsie zagadanie przez jakąś koleżankę to niczym święto, jak ja pisałem i zagadywałem to czułem absolutną bierność w rozmowie, zdawkowe odpowiedzi, czasami w postaci kciuka albo pojedynczej emotki, często po prostu "wyświetlone, nigdy nie odpowiedziane" - na żywo też często bierność w rozmowie, ciągnięcie rozmowy na siłę przeze mnie, kompletny brak zainteresowania moją osobą - czasami miny kobiet, kiedy je zagaduję są w stylu "czego on ode mnie chce?" - ogólnie mam poczucie nielubienia mnie przez większość kobiet, faceci reagują wobec mnie zdecydowanie bardziej pozytywnie Żeby nie było tak całkiem negatywnie to czasem trafiam na zainteresowane kobiety. Oceniam to na średnio 1-2 razy do roku, może z 1 na 100 poznanych kobiet (nie robię pua podejść na ulicy, to szacunkowe liczby). Zainteresowanych, a nie że zaraz napalonych (to ze 3 w całym życiu). Wtedy widzę, że kontakt z kobietą naprawdę potrafi być przyjemny, że może być inaczej. Widać zainteresowanie, kobieta jest miła, gadka się klei, do jakichś pocałunków może dojść szybko (aczkolwiek żadnej z nich zaliczyć mi się nie udało, choć jedną sytuację ewidentnie spieprzyłem). Szkoda tylko, że jest to tak kurewsko rzadko, że muszę się przekopywać przez dziesiątki kompletnie zlewających kobiet, żeby trafić na jedną, która traktuje mnie jak człowieka.
  13. No z tej ankietówki wyszło, że medycy ruchają więcej od studentów z politechniki. Szkoda, że nie mam dostępu do wyników tych badań to bym przytoczył dokładniejsze dane. Z kolei z moich doświadczeń to raczej środowisko jest aseksualne. A przynajmniej w akademiku. Może to kwestia absolutnego braku prywatności w akademiku, a może specyfika kierunku. Nie wiem co się wyrabia w innych akademikach i na mieszkaniach, nie miałem zbyt wielu okazji. W każdym razie chociaż zdecydowana większość moich znajomych to przyszłe lekarki to akurat z nimi miałem najmniej kontaktów intymnych i najwięcej niepowodzeń.
  14. @Ksanti Jak szukasz dziewicy to zapraszam na Uniwersytet Medyczny. Na ostatnim badaniu ankietowym wśród studentów wyszło jak dobrze pamiętam, że 20% studentów medyka nie miało inicjacji seksualnej. To 2 razy więcej niż na politechnice. Jest jednak ciemna strona tej informacji. Studentki, które podejrzewam o brak aktywności są... po prostu brzydkie. Sporo takich tutaj na wydziale. Drugą grupą są ultra-katoliczki, co seks tylko po ślubie. Zwykle też są brzydkie. Natomiast te ładne zwykle mają/miały facetów albo stado adoratorów i większości o dziewictwo nie podejrzewam. Te badania z filmiku można w różny sposób wytłumaczyć, jeśli chodzi o przyczynę, ale tak z codziennych obserwacji to wygląd kobiety gra tutaj istotną rolę. Te, które są brzydkie nie miały partnerów albo miały mało, bo po prostu nie miały okazji. Mało kto je chce. Wraz z wiekiem raczej się to nie zmieni, więc również ilość partnerów będzie mniejsza, a także szansa na zdrady w związku. Z kolei te ładne mają stado adoratorów, z czego wynika większa szansa na znaczną ilość partnerów, zdradę w związku, a także wcześniejszy wiek inicjacji. Te badania coś tam pokazują, ale bez poznania przyczyn nie wyciągałbym pochopnych wniosków. Sam fakt wcześniejszej inicjacji nie wyjaśnia zwiększonej liczby partnerów i rozpadów związków. Szukałbym raczej przyczyny, co stoi za wcześniejszą inicjacją albo dlaczego inicjacja była późno lub jeszcze jej nie było - osobiście uważam, że zwykle są to braki w urodzie z małą ilością adoratorów lub skrajna religijność (często też związana z brakami w urodzie).
  15. Jako, że mój kierunek przedstawia się podobnie, czyli teraz jest zapierdol, a w przyszłości będą potencjalne zyski to też się zastanawiałem czy warto zapieprzać. I tutaj dochodzi kwestia jakie ma się alternatywy zamiast tego. Doszedłem do wniosku, że jedyne co tracę teraz, a co ciężej będzie nadrobić w przyszłości to imprezy i ruchanie. Wszystko inne spokojnie można przełożyć na wiek 30+, a często w tym wieku ma się lepsze możliwości ku temu. W kwestii tych imprez i ruchania trzeba sobie odpowiedzieć samodzielnie czego się oczekuje i jakie ma się możliwości. Po kilku latach studiowania stwierdzam, że zdecydowana większość imprez jest taka sama i niewiele wnosi do życia. Trochę gadania, zachlanie pały, później zamuła i śpiewanie piosenek, a na następny dzień zjebane samopoczucie. Osobiście mnie to nie rajcuje i teraz imprez nie traktuję jako cel, a raczej dodatek raz na jakiś dla odstresowania się i podtrzymania znajomości. Co do ruchania to zalecam szczerą ocenę samego siebie pod względem możliwości. W przeciwieństwie do reszty wypowiadających się osób w tym wątku mam bardzo sceptyczne zdanie nt. ruchania na studiach. Wiele lat spędziłem w akademiku, z różnymi ekipami się trzymałem i w różnych miejscach imprezowałem, ale ani ja ani też większość znajomych nie mieliśmy okazji do ruchania. Może zły akademik, może zły kierunek studiów, a może chujowi z nas faceci. W każdym razie to czego żałuję to zbyt dużo zmarnowanego czasu na rozmyślanie nad tym jak zaruchać/znaleźć pannę i nad tym co tracę jak tego nie mam. Oczywiście od tych wszystkich rozmyślań gówno się zmieniło, a straty nastroju, koncentracji i czasu są bezsprzeczne. Ujmując krótko, moim zdaniem, jeśli do 30 intensywną pracą możesz znacząco zmienić swoje perspektywy to warto to zrobić. Impreza raz na kilka tygodni też nie zaszkodzi, a pozwoli zachować czysty umysł i zadowolenie z życia w cięższym okresie. Jeśli zdarzyłaby się gdziekolwiek okazja na seks to jak najbardziej warto korzystać, ale raczej nie polecam specjalnego angażowania się w jakiekolwiek czynności, które mają do niego doprowadzić, zwłaszcza jeśli nie widać z początku ich efektów, bo później one też nie przyjdą. A stracisz czas i nerwy. Co do dziewczyny, to jeśli bez niej masz napięty grafik to z nią bądź pewien, że ten grafik się spierdoli i będziesz robił sobie zaległości. Związek bardzo angażuje czasowo i trzeba mieć mocną ramę, żeby pogodzić pracę z dziewczyną. Większość facetów w związkach odpływa i nie ma czasu na własny rozwój.
  16. Zgadzam się połowicznie. To działa w stosunku do kobiet, które już są wstępnie zainteresowane. Te, które nie są będą miały Cię w dupie i nawet nie zwrócą uwagi na Twoje zachowanie. Przecież wiele jest przypadków, gdy facet ma koleżanki, jest niezainteresowany albo traktuje kobietę formalnie i nie sprawia to, że chcą one wskoczyć na jego bolca. @darktemplar To możliwe, póki co dzielę się obserwacjami z tego co przeżyłem i zobaczyłem. Pewnie za ileś lat wyciągnę nowe wnioski w oparciu o nowe doświadczenia. Zgadzam się co do tego, że prestiż niektórych zawodów maleje, tego również, z różnych powodów. Niemniej nadal pokutuje w społeczeństwie wizja, że lekarz jest ustawiony i ma pełno kasy i dalej ten zawód cieszy się dość dużą popularnością. Choćby dla przykładu mogę podać, że prawie zawsze gdy odpowiadam na pytanie co studiuję widzę na twarzy rozmówcy wyraz zaskoczenia, dodatkowo znacznie większy w mieście rodzinnym niż tutaj gdzie studiuję. Tak jeszcze dla poparcia tezy o wyglądzie przytoczę, że nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby jakieś panny zachwycały się osiągnięciami faceta albo osobą o wysokim statusie zawodowym np. profesorem. Za to stosunkowo często zachwycały się dwoma typami osób. Facetami o sławie ogólnopolskiej, najczęściej jutuberzy albo osoby występujące w telewizji, piosenkarze, aktorzy (choćby wyglądali jak pół dupy zza krzaka) oraz ciachami. Tymi drugimi zachwycały się w sposób wręcz niesmaczny - potrafiły przez godzinę pierdolić jaki ten facet jest piękny, zajebisty, jej typ itd. Co ciekawe, często było tak, że takim facetem nie zachwycała się tylko jedna kobieta, ale większość, a nawet wszystkie z danej grupy.
  17. Aktualnie jestem na 5. roku studiów lekarskich, tak więc w najbliższych kilku latach wstąpię do grupy zawodowej, którą uznaje się za zarabiającą dużo i o wysokim statusie. Czy w związku z tym mam dużo adoratorek, chętnych lasek na seks czy do związku? Absolutnie nie. Z obserwacji poczynionych na kolegach z roku i z akademika stwierdzam, że również oni nie radzą sobie pod tym względem najlepiej, o czym zresztą niedawno pisałem w którymś temacie. Nie ma też żadnych polowań na medyków przez studentki innych kierunków (farmacja, pielęgniarstwo etc.) jak niegdyś czytałem w jakimś artykule. Generalnie oceniłbym, że ten fakt nie wywiera żadnego istotniejszego wpływu na relacje z kobietami w wieku do 24 lat. Również żadne inne czynności pozazawodowe nie wydają się mieć jakiegokolwiek wpływu na powodzenie z kobietami - sport, prace naukowe, wszelakiej maści hobby i umiejętności. Mało tego, osoby studiujące na roku na studiach niestacjonarnych (tzn., że płacą 40 tysięcy rocznie za przyjemność studiowania i często pochodzą z bogatych i ustawionych rodzin lekarskich) wcale nie radzą sobie lepiej pod tym względem. A co do wyglądu to mam mieszane odczucia. Jest bardzo duża selekcja odnośnie tego kryterium. W moim otoczeniu zdecydowana większość facetów radzi sobie z kobietami słabo, bądź wcale. Natomiast 10% radzi sobie ponadprzeciętnie dobrze, albo mieli co najmniej kilka ONSów albo bardzo szybko przechodzili z jednego związku do drugiego z atrakcyjną kobietą. Czy to dzięki wyglądowi czy osobowości to już trudno mi ocenić, z reguły ich status jest przeciętny, nie wyróżniają się na tle innych pod tym względem.
  18. Na podstawie obserwacji z moich 4 lat studiów i 4 lat mieszkania w akademika uważam, że beznadziejne życie seksualne mają zarówno single jak i pary, a przynajmniej te z otoczenia. Przede wszystkim coś takiego jak przygodni seks praktycznie nie istnieje - na palcach jednej ręki mogę policzyć facetów, którzy takowy mieli. Ze wszystkich imprez raz tylko byłem świadkiem, że jakaś dwójka poszła się bzykać. Prawie wszyscy faceci do 25 rż. mieli co najwyżej seks z 1-2 dziewczynami, z którymi byli w związku. Wielu facetów w ogóle nie uprawiało seksu. Są tacy, którzy usilnie próbują to zmienić masowo chodząc na imprezy, randki itp., ale z marnym skutkiem. Kobiety w akademiku, pomimo, że stosunek kobiet do facetów jest 5:1 mają generalnie facetów w dupie. Większość traktuje nas jak powietrze albo z dystansem. Pary wcale lepiej się nie prezentują. Akademik co prawda nie sprzyja prywatności, ale częstotliwość seksu przeciętnej pary w akademiku oceniam na raz w miesiącu. Nikt się praktycznie nie bzyka pod prysznicem. Nawet jak jest jakaś para to i tak nic tam nie robią. W pokojach zwykle jest jakiś inny lokator, więc tam nie ma możliwości. W mojej opinii życie seksualne facetów w moim otoczeniu to tragedia.
  19. Jak rzadko tutaj piszę tak teraz nie mogłem się powstrzymać, bo cytując: Tak, facet jest opoką rodziny. Od dawien dawna kobieta zajmowała się dzieckiem jak było małe, a mężczyzna jak nieco dorosło. Zabierał na polowania, uczył rzemiosła itd. Teraz, przyjmując umownie moment rozpoczęcia szkoły, facet nie zabiera już dziecka na polowania, ale spełnia bardzo ważną rolę. Wychowuje dziecko. Wpaja mu wszystkie wartości, przekazuje wiedzę, swoje umiejętności. Pilnuje, żeby się nie stoczył, motywuje do nauki, angażuje go do drobnych prac i aktywności. A także opierdoli wtedy, kiedy trzeba. Krótko ujmując tworzy z niego człowieka ogarniętego, potrafiącego funkcjonować w społeczeństwie. Kobiety tego nie potrafią. Rola kobiet kończy się gdzieś na 7 roku życia dziecka. W moim życiu żadna kobieta nie przekazała mi większych wartości. Ani mama, ani babcia, ani ciocia, chociaż miałem z nimi długi kontakt w moim życiu. Zrobił to właśnie ojciec. To dzięki niemu (i w pewnej części forum :) ) coś w życiu osiągnąłem i za to jestem mu do końca życia wdzięczny. Gdyby go zabrakło na wczesnym okresie mojego życia to byłbym kompletnym przegrywem, sfrustrowanym, w gównianej pracy i bez perspektyw. Może forum by mnie uratowało, gdybym na nie odpowiednio wcześnie trafił. Dlatego o ile kobieta wypełnia swoją rolę wobec kilkuletniego dziecka tak potem jej rola staje się trzeciorzędowa, podczas gdy ojciec stara się naprostować to dziecko na człowieka. A gdy tego "bezużytecznego (cytując niżej)" ojca nie ma? Na forum dużo pojawiło się linków do badań, gdzie samotne matki częściej wychowują patologię, samobójców itp. Taki już ten ojciec jest bezużyteczny. Już nie mówię nawet, że to ten bezużyteczny facet wykonuje najczęściej te najbardziej gówniane obowiązki domowe, na które zwykle nalegają kobiety - remont, naprawy, jazda w podróży, a także różne papierologie podatkowe i firmowe. W pospolitej rodzinie kobieta przeżera prawie wszystkie pieniądze z budżetu domowego, więc tak, facet zapierdala na rodzinę, a dokładniej rzecz ujmując na swoją kobietę. Często zapierdala w zamian za kłótnie, zdrady, emocjonalne jazdy i celibat. To co robicie takiego w rodzinie poza tymi pierwszymi latami wychowania dziecka, skoro pieniążki przez was zarobione i tak inkasujecie w siebie? Czytajcie i uczcie się. Jesteście kompletnie bezużyteczni. Nawet jak przynosicie ciężko zarobiony pieniądz na kobiece kosmetyki i ciuszki. Kobieta tego nie doceni, bo to się jej przecież z góry należy. Ale jak do tego będziecie gotować, pomyjecie podłogi, nakarmicie dziecko, przebierzecie go i zabawicie to może staniecie się nieco użyteczni. Ale i tak was nie doceni, bo jak widać to się jej też z góry należy.
  20. Prosty sposób, żeby ograniczyć aktywność przy komputerze jest ustawienie blokady. Ustawiasz np. że możesz korzystać wyłącznie w godzinach od 22 do 23, a jeśli chcesz więcej musisz wprowadzić hasło. Hasła nie zapamiętujesz tylko dajesz zaufanej osobie, żeby w razie potrzeby od niej wziąć. Jak nie będziesz miał potrzeby to będzie Ci wstyd się do niej odezwać, że się złamałeś. Jeśli potrzebujesz komputera w większej ilości to możesz ustawić podobną blokadę, że np. od 24 nie możesz już korzystać to tym bardziej Ci będzie głupio się odezwać o tej godzinie.
  21. A najlepsze jest to, że to wszystko jest w sferze psychicznej faceta. Facet przyjmuje winę i odpowiedzialność na siebie - za brzydki, za biedny, za mało zaangażowany. Kobieta z kolei wychodzi tutaj na pozycję zwycięską, bo ona zawsze zarzuci winę komuś innemu - on za mało zarabia, on za mało się stara, ja jestem nieskazitelna. Te wszystkie rozterki facetów wynikają z tego, że sami nie stawiają żadnych wymagań, a tylko spełniają oczekiwania drugiej strony.
  22. Dodam tylko wynik jednego badania w tym temacie. Studentki miały oceniać w 7-stopniowej skali poziom oburzenia w przypadku, gdy bliżej nieznany im mężczyzna chciał się z nimi ciągle umawiać, choć one ciągle odmawiały. Gdy taką propozycję składał pracownik o niższym statusie (sprzątacz, śmieciarz itd.) to ocena oscylowała około 4,3. Gdy składała taką propozycję osoba o wyższym statusie (lekarz, doktorant, znany piosenkarz) to ocena wahała się około 2,7. W podobny sposób układały się oceny, gdy kobiety oceniały jak bardzo schlebiałaby im propozycja seksualna składana przez osobników różnych zawodów. Im lepszy zawód tym wyżej byli oceniani. Btw. poziom oburzenia w przypadku złapania za krocze został oceniony na 6,8. Tak więc osoba o odpowiednio wyższym statusie może sobie pozwolić na dużo więcej.
  23. Ja zwiększyłem poziom testosteronu z 6,8 do 9,4 (górna granica normy to 10) zmianą samego stylu życia. Chętnie bym zwiększył ilość badań, żeby mieć jakiś bardziej długotrwały wgląd i wpływ różnych czynników, ale jednak cena badania mnie trochę odstrasza.
  24. @koksownik Po prostu wielu facetów podchodzi do kobiet jak pies do jeża. Niby chcą zaliczyć, ale nie podejmują żadnego ryzyka, nie inicjują żadnego kontekstu seksualnego tylko czekają na jakieś oznaki zainteresowania i przyzwolenie od kobiety. Dla przykładu mój znajomy chciał zaliczyć jedną dziewczynę, zapraszał ją na różne imprezy, wyjścia, pisał ciągle na fejsie, ale de facto nie podjął żadnego ryzyka, żeby pociągnąć tę relację głębiej (no i nie zaliczył). Niekoniecznie musiał zaraz wkładać jej rękę do majtek, ale choćby zrobić cokolwiek z tego co pisałem wyżej. W najgorszym razie gdyby nie była zainteresowana to by się na niego obraziła i zerwała kontakt, przynajmniej by nie tracił dalej na nią czasu (a miał chłopak spore parcie).
  25. Czemu podchodzicie do tego tak zero-jedynkowo? Czy jedyną opcją jest wsadzenie kobiecie ręki do gaci albo w alternatywie siedzenie ze związanymi rękoma? Powinno się do tego podchodzić stopniowo, w zależności od naszego poziomu. Najpierw w rozmowach z kobietami łapiesz je za rękę. Bez kontekstu, bez tłumaczenia. Robisz tak z kilkunastoma kobietami, jeśli widzisz, że reagują pozytywnie albo przynajmniej nie reagują negatywnie to podnosisz sobie poprzeczkę i całujesz z partyzanta. Znowu mija kilkanaście kobiet, jak reagują pozytywnie to powtarzasz operację z łapaniem za cycki, jak dostaniesz w mordę to wiesz, że lepiej kolejnych etapów nie sprawdzać. Przynajmniej o ten gwałt posądzony nie zostaniesz. A jak reakcje są pozytywne to możesz i tę rękę w majtki zacząć wsadzać. Ale nie ma sensu od tego zaczynać, jeszcze się człowiek zrazi po pierwszej (i zapewne nieudanej) próbie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.