Skocz do zawartości

Stary_Niedzwiedz

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2070
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    11
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Stary_Niedzwiedz

  1. Dziś, to juleczka & oskarek na hasło "kaszanka" dostają torsji, na nabiał to mają alergię i zastępują go "mlekiem" sojowym (!), a jajka to są niegodne prawdziwego weganina. Stety-niestety - ludzie jako społeczeństwo mają pamięć rozwielitki i nie mają pojęcia, w jakim raju (dosłownie i bez ironii) obecnie żyjemy. Nie miała i nie ma. Tak było i zawsze będzie. Zmienić tego się po prostu nie da, bez względu na system. Istotą sankcji jest zawsze uderzenie w tzw "szarych ludzi". Bo TYLKO oni mają możliwość zmiany swoich władz. Sankcje dojebywują ludziom -> rząd się nie zmienia -> sankcje trwają -> naród się podkurwia -> łapie za widły -> zmienia rząd -> sankcje (prawdopodobnie) są zdejmowane. Taki ciąg myślowy. Rząd wszelkie sankcje ma w piździe, bo dzięki efektowi skali nie musi dokręcać w jakikolwiek odczuwalny sposób śruby aby (dalej) mieć jak pączek w maśle.
  2. ...ale tak, żeby nic nie musieć robić. Zwłaszcza nic, co by wymagało jakichkolwiek poświęceń, czy pracy nad sobą. Staranne wieloletnie wychowanie mężczyzn na woły robocze. "Rób to, co należy" vs "Rób to, co dobre dla ciebie" u pań. Nie powiem, wieeeeele lat zajęło mi dojście do punktu "jebać innych, pilnuj własnego interesu". Mam wrażenie, że jakby jednoręcy mieli większe powodzenie, to co drugi by sobie rękę ujebał... Jako przedstawiciel nie-sexy w oczach myszek zawodu stwierdzam, że... Jakoś w celibacie nie żyję 🙂 Dziwne...
  3. Wypowiedzenie składa się PRACODAWCY. Nie "panu kerownikowi, złociutkiemu". Liczy się data, z którą pracodawca mógł zapoznać się z oświadczeniem woli pracobiorcy dot rozwiązania stosunku pracy. Tyle i tylko tyle. Jeśli masz datę wpłynięcia kwitu na swojej kopii (a masz, prawda?), no to... Psy szczekają, karawana jedzie dalej. No co Ci zrobią? Zwolnią Cię? 😄 Dokładnie tak.
  4. Złe nastawienie. Idziesz nie po to, żeby bawić się w odwety. Ani w "przelecania i kopania". Po co to komu? Idziesz de facto zobaczyć dowód empiryczny swojego rozwoju i ogarnięcia własnego dupska. Nie namawiam. Pokazuję inny pkt widzenia. Decyzja - wiadomix - Twoja. Ja bym w to szedł dla zimnej satysfakcji. Z założeniem, że pani nie dostanie dostępu do mojego krocza, bo... BO NIE. Tylko (i aż) tyle.
  5. Tak. Inwestycja z mojej strony - 2 godziny? Plus koszta operacyjne - z 50 PLN? Bonus - ZAWSZE będziesz miał ciekawą rozrywkę. Albo pani będzie się do Ciebie ślinić i miętowe oczka robić, albo będzie się wić i usiłować odwrócić skrypt. Albo zaproponuje Ci BIZNES amway 🙂 Dla samego fanu poszedłbym tą drogą. Zakładam, że jako człowiek uświadomiony będziesz miał wyjebkę + możliwość pobawienia się schematem, a nie idziesz tam zapoznać swoją przyszłą żonę. Dla mnie? 100% gwarancja wygranej. Wielokrotnie tak robiłem i - poza przypadkami "byzmesu emłej" zawsze wychodziłem na tym na plus. Po prostu - miałem ubaw. Zresztą z "byzmesmenkami" też - to urocze, jak ktoś nisko upada, żeby do MLM-ów naganiać... Ustaw się na kawę, to się dowiesz. Koszta zerowe. Jak się boisz, że odjebie dramę, albo Cię zgwałci, to ustaw się w publicznym miejscu. Kurwa, czytam wypowiedzi niektórych i mam wrażenie, że dla wielu wymiana dyskusji z jakąś laską to już co najmniej deklaracja małżeńska i wjebanie się w zobowiązania po same jajca. Ludzie, serio aż taki kij w dupie macie? JPRDL...
  6. I jeszcze jedna ważna sprawa: Szukaj nowej roboty. STALE!!! Od niechcenia, bez ciśnienia w dupie. Chodź na rozmowy rekrutacyjne. Trzymaj rękę na pulsie. Traktuj to jak proces, nie jak jednorazowy strzał. Z robotą jak z kobitą - kręć talerzami. Dlaczego? Bo: - będziesz mieć własne rozeznanie w rynku. To BARDZO cenna wiedza. - możesz się grubo zdziwić (ja na miękkiej dupie robiłem takie zarzutki, aż zupełnie z dupy zażarło powyżej najśmielszych oczekiwań. No to fru - tam pa, tu heloł i jedziemy) - będziesz w pewnym momencie maestro rozmów kwalifikacyjnych. To - wbrew pozorom - ważniejsze, niż wiedza merytoryczna. Koszty? Przelecenie powiadomień z "pracuja", puknięcie aplikacji, poświęcony czas na rozmowę. Traktuj to jako szkolenie z kompetencji miękkich. Masz rację, przy czym - częściowo. Jeżeli "czynnik decyzyjny" jest też właścicielem, lub ma poukładane pod garem, to owszem - nie będzie szedł na totalną eksploatację ludzi do spodu. Tu pełna zgoda. Tylko że mi o coś innego chodzi -> ludzie są ZASTĘPOWALNI. I na koniec dnia nikt nie będzie się z danym człowiekiem pieścił (chyba, że "zawód-syn"), tylko nara. Jeśli człowiek stanie się "zbędnym assetem" to wyląduje za burtą, bo firma ma wyższe cele, niż myślenie o tym, co Malinowski ma do gara włożyć. Po czym jak wyjdzie na prostą, to będzie mieć tyle bezczelności, że zadzwoni do Malinowskiego i zapyta "ej, chcesz coś z Ejwonu??" Been there, done that. Rynek siadł => zamówień brak => produkcja stoi => zwolnienia grupowe => setki ludzi na pysk => "dzięki odważnym, chociaż bolesnym decyzjom wykazaliśmy nawet w tym jakże trudnym roku zysk netto, którym po raz kolejny podzielimy się z akcjonariuszami poprzez dywidendę!"=> rok z grubym plusem mija, rynek odbił, nie ma kim robić => ej, chcecie wrócić? Kurwa, szczyt bezczelności, bo de facto 'program naprawczy' został zrealizowany z kieszeni zwolnionych pracowników. Dodam - branża specyficzna, a ludzie głównie "z okolicy" (środek wypizdowa, przecież fabryk nie stawia się w centrum miast), więc "wiodący pracodawca" w okolicy i dla zwolnionych ludzi to serio tragedia. I - serio - wielu wróciło po telefonie z pytaniem czy chcą coś z Ejwonu 😞 To był kolejny z wielu momentów w mojej karierze, który otworzył mi oczy i odarł mnie ze złudzeń.
  7. Jeszcze tak aby podsumować - właśnie mi wjechało na fejsika, idealnie pod temat: 🙂
  8. To znaczyło, że zapaliło im się pod dupą i to tak na grubo. Patrz wyżej - to zarządzenie kryzysem. Zgaszenie pożaru. Rzucają parobkowi ochłap, a w międzyczasie mielą rozwiązanie. Konkret (już kiedyś podawałem). Koleś trząsł sprzedażą w 1/4 Polski. Generalnie było tak, że jakby odszedł, to te 1/4 Polski wraz z nim. Specyficzna branża. A i klimat był trudny delikatnie ujmując, więc taki ruch pokazałby się duuuużo wyżej w statystykach. Koleś dostał WSZYSTKO co chciał, chodził dumny & blady i co to nie on. A firma 2-3 lata budowała armię ludzi, którzy rozdrapali ten teren. I na koniec "wierzgającego" kopnięto w dupę. #takahistoria. I prawidłowo.
  9. Mądrze. I ostrożnie. Pierwsze i najważniejsze. Zapamiętaj to sobie: FIRMA MA CIĘ W DUPIE. Każda. Jesteś pionkiem. Trybikiem. Zastępowalnym zasobem. Przyjmij to, zaakceptuj, ZROZUM i nie walcz z tym. I nie daj się zwieść, że jest inaczej. Drugie - w pracy NIE MA PRZYJACIÓŁ. Są tylko znajome twarze. A już zwłaszcza nie jest Twoim przyjacielem Twój zwierzchnik. On/a może być świetnym człowiekiem, znakomitym przełożonym, a po lekcjach pleść grzywy konikom, ale na koniec dnia jak przyjdzie co do czego, to wręczy Ci kwit i pożegna ozięble. Też - zaakceptuj to i nie walcz z tym. Ten mindset pozwoli Ci patrzeć trzeźwo na matrix pracowy. Absolutnie nie!!!! Morda w kubeł. Nie wykładasz takich kart na stół! Na tym etapie masz w ręku blotkę, a nie mocną rękę (jak już zostajemy w karcianych porównaniach) Otwarte poszukiwanie (zwłaszcza aktywne) pracy to potencjalne pole minowe. Jasne określenie się ze stwierdzeniem "a bo ja chcę odejść" może się skończyć źle. Po prostu - mogą zadziałać szybciej niż Ty i wyjebać Cię i zostaniesz z własnym chujem w garści. Karty na stół wykładasz DOPIERO JAK ZŁAPIESZ SIĘ NOWEJ GAŁĘZI. Jest to minimum list intencyjny, a optimum - podpisana umowa o pracę (ale wtedy to już nie masz pola do negocjacji na ewentualne zostanie. Tzn masz, ale bardzo wąskie). Kwit kładziesz jak: 1. Masz w ręku kwit od nowego pracodawcy. Minimum - list intencyjny (patrz wyżej) 2. Kwit kładziesz z założeniem, że ODCHODZISZ. Nie z podstawową intencją, że będzie to Twój lewar do negocjacji płacowej. Intencją jest ZMIANA i taki musisz mieć mindset. Inaczej - będziesz żałował. Bo co zrobisz, jak sprytny plan spali na panewce i zamiast mięknąć w negocjacjach powiedzą Ci "ok, to spierdalaj"? 3. Miej świadomość, że negocjacja płacowa po położeniu kwitu jest potencjalnym polem minowym. Dlaczego? No bo tak: - wcześniej ruchali Cię na kasę, płacąc mniej niż rynek (czego będziesz miał dowód mając ofertę konkurencji w ręku). - jeżeli mimo to zdecydują się na ustępstwa, to może być to ruch taktyczny. Będą zaskoczeni, że wierzgasz, nie mają planu B na taki scenariusz, więc rzucą Ci ochłap, w międzyczasie znajdą kogoś tańszego i/lub przegrupują wewnętrznie i pożegnają Cię ozięble. Statystyka mówi, że ok 80% ludzi, którzy rzucili kwit i zostali przekonani przez aktualnego pracodawcę do zostania - po roku NIE PRACUJE w tej firmie. To potężna statystyka. Trust me bro, wielokrotnie taki schemat widziałem i - niestety - potwierdzam to z własnych obserwacji. Nie. ALE - mając ofertę masz swój dowód, że rynek wycenia Cię wyżej niż obecny pracodawca. 30% w górę to POTĘŻNA różnica. Zwłaszcza w niżej płatnych zawodach (poniżej/w okolicach średniej). I negocjować WIEDZĄ, że "rynek na analogicznych stanowiskach płaci x PLN". To już możesz. Na pytanie skąd masz tą wiedzę odpowiadasz, że przecież są dostępne raporty płacowe, a i od czasu do czasu wpadają oferty z podanymi widełkami - "sami sprawdźcie, zresztą jako profesjonaliści przecież to robicie, więc wiecie". I nie daj się zwieść, że "to pokaż". Ty pokazać to im możesz... Dżordża co najwyżej 🙂 1500 x 12 = 18 000. Za 18 koła to ja mam urlop na poziomie UPIERDALAJĄCYM ŁEB. Gdzie chcę i jak chcę. No gościu, zderzanie tego z delegacją? Litości. W delegacjach rozmaitych bywałem setki razy. Max co udawało się "wyrwać" dla siebie to wieczorowy browarek na mieście i to o ile były takie warunki, bo zdarzało się, że hotel był w dupie na słupie, albo miejscowość z gatunku "cztery kopalnie-jeden wieżowiec". To przede wszystkim zasygnalizowanie, że będziesz się zwijał. A to - potencjalnie - może wystawić firmę na ryzyko, jak się pracownik zwinie na szybko. W sensie nie będzie kim robić i może to wygenerować straty. Więc skoro ma głupie pomysły, to trzeba zorganizować innego, mniej labilnego. Chuja będzie negocjował. Dopóki nie będzie ostrego bata pod pizdą, to nie ruszy NIC. Bat = ciśnienie płacowe z rynku. Jeżeli nie będzie nowych wyrobników w Twojej stawce, wtedy dopiero będzie ruch. Istotą każdego biznesu jest wydoić z pracownika jak najwięcej za jak najmniej. Proste. Patrz wyżej - jesteś trybikiem. I to nie jest nic osobistego. Po prostu tak jest. To nie Twój problem. Nie jesteś właścicielem biznesu. Chuja konia obchodzi, że się wóz przewraca. Otóż przyjmij do wiadomości, że jak coś się w tej łódeczce spierdoli, to wyjebią Cię na ryj. I nie będzie żadnej humanitarki. Nawet niech to będzie dzień przed świętami B.N. Zero sentymentu. Biznes jest biznes, a Ty jesteś kosztem. Jeśli sam widzisz, że tam jest pojęcie "zostanę wrogiem", to należy stamtąd - po prostu - SPIERDALAĆ. To się nigdy nie zmieni. Będzie tylko gorzej, bo skoro przywykłeś i nie wierzgasz, to można Cię dowolnie poniewierać. To NIE jest Twój problem. Płacą poniżej rynku, więc ponoszą też ryzyka z tym związane (dobrzy pracownicy odejdą, zostaną tylko chujowi lub żadni). Aha. Wiesz co? Ja też kiedyś miałem fajnego kierownika. I miałem z nim rewelacyjny kontakt. Rękę bym sobie za niego dał upierdolić. I wiesz co? I dupę łokciem teraz wycieram. A rzeczony kierownik 3 lata pode mną dołki kopał i robił grunt pod wyjebanie mnie. Taki, kurwa, ślepy chuj od tej fajności byłem. Inny kierownik z kolei też "moim przyjacielem był". I walczył o premię dla mnie tak zażarcie, że ojezuuuuu (dowiozłem temat na którym firma mogła na kwoty rzędu ~1mPLN popłyną). Po czym jak mu prezes kazał, to mi ją przystrzygł o 300 PLN (słownie: trzysta złotych polskich). Dla zasady. Bo tak. Żeby się Staremu Niedźwiedziowi w piździe przypadkiem nie przewróciło. Po zakończeniu rozmowy podsumowującej wyszedłem "na fajka", wyjąłem telefon, potwierdziłem ofertę, 5 dni potem (ostatniego dnia miesiąca, 2 godziny przed fajrantem) poprosiłem o spotkanie, wyjąłem wypisany kwit, położyłem na stole i stwierdziłem (cytuję): STARCZY TEJ MĘKI. Dodałem do tego, że mam zaległe 27 dni urlopowych, więc zasadniczo jutro przychodzę z bukietem róż na pożegnanie i "nara", chyba, że załatwi DZIŚ z haerami potwierdzenie na kwicie z podpisami zgodnymi z KRS, że wypłacą mi ekwiwalent urlopowy (i tak by musieli, ale chuj - mogłem się zawsze rozchorować przecież z tej zgryzoty). Otóż dało się. W 20 minut. I jeszcze prezes zaprosił na rozmowę obiecując złote góry i piękne wizje kariery i wspaniałe pożegnanie Tak więc - można. Tylko że dojście do tego poziomu zajęło mi dobrych kilka lat pozbywania się złudzeń i intensywne leczenie odbytu w który mnie wcześniej wyruchano bez mydła (na własne moje życzenie). Także... Myśl o sobie. To nie jest Twój biznes, to NIE jest Twój problem, Ty masz swoją wiedzę, umiejętności i sprzedajesz je w funkcji czasu, oni to kupują, albo nie i wtedy nara. Czysta transakcyjność, zero osobistych wycieczek i sentymentów. Powodzonka!
  10. Po pierwsze - sam wygląd to nie wszystko. Po drugie - jeżeli za sprawą tego progresu wyjdzie ze strefy "nie zauważam go" do strefy "jest zauważalny, potencjalnie ruchalny" to tak. Ale warunek brzegowy - wcześniej nie istniał. Dosłownie - nie został dostrzeżony. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Jeżeli chcesz skonwertować się z przegrywu/friendzonu, to z tego szamba nie ma drogi do bycia alfa male. Dla tej laski będziesz zawsze drugiego sortu. A już jeśli progres zrobisz "dla tej jednej jedynej"... Łojezu... Tylko pytanie - po co się szarpać, skoro jest guzik "NEXT"?
  11. Podałem pełny opis. NIESTETY dlatego, że przykład, który Ty podajesz oznacza, że jesteś kandydatem drugiego wyboru. Gorszego sortu. Pani "odmienia się", bo okazuje się, że jeden/drugi/siódmy koleś spuścił ją na bambus. To oznacza, że - niestety - owo autentyczne pożądanie p.t. "Japierdolę, ruchałabym" nie było skierowane do Ciebie. Dla Ciebie jest "no trudno, niech już będzie". Nie wiem jak Ty, ale ja to tak średnio chcę robić za wyjście awaryjne. Tak. Inny koszt. Dziś max co może się stać to obolałe krocze. Komuna miała - wbrew pozorom - cichy sojusz z czarnymi. Z zasady większość bardziej sformalizowanych społeczeństw ma na sobie kołderkę fałszywej pruderii. Stany np są OFICJALNIE szalenie pruderyjne. To, że na koniec dnia jest jak jest to inna sprawa. Oficjalnie "my TAKICH rzeczy nie robimy". ?. Już_objaśniam: Mamusia dyplomatycznie przyznała, że ona ma takie doświadczenia za sobą 🙂 To właśnie dałem do zrozumienia 🙂 Natomiast - podobnie jak i kwestia antykoncepcji, również aborcja była z medycznego pktu widzenia trudnym tematem. Dziś aborcja to w rzeczywistości farmakologicznie indukowane poronienie. Jest to - z pktu widzenia medycyny - dość bezpieczna opcja. Całość procesu odbywa się +/- tak, jak przewidziała to natura, zasadniczo bezinwazyjnie. W latach wcześniejszych była to ingerencja chirurgiczna - łyżeczkowanie jamy macicy. Stąd zresztą pojawiło się pojęcie "skrobanka". Był to zabieg z natury rzeczy ryzykujący potencjalnymi problemami medycznymi, które z kolei mogły skutkować późniejszymi problemami z zajściem/utrzymaniem ciąży. Znów - to był raptem szczebel wyżej, niż "wiejskie baby spędzające płody". Stąd też wzięły się julkosymbole pod postacią wieszaków, którymi to dokonywano quasi łyżeczkowania jamy macicy. ACZKOLWIEK - i tutaj były przypadki zielarek, które wiedziały, jaka kombinacja może wywołać poronienie (też ryzykowne, bo było to nic innego jak próba "spędzenia płodu" poprzez wpierdalanie trucizny, aby organizm zareagował poronieniem celem ratowania samego siebie). Była to zatem funkcjonalnie aborcja farmakologiczna. Konkludując kwestię PRLu i aborcji: Z uwagi na potencjalne wysokie ryzyka, skrobanka była RACZEJ zastrzeżona dla kolejnych ciąż. Pierwsza ciąża zwykle kończyła się porodem, "bo potem mogłyby być problemy". Także owszem, aborcja mogła być traktowana jako potencjalna metoda antykoncepcyjna, ale w końcowym rozrachunku szalenie ryzykowna. Było to zatem rozwiązanie raczej ostateczne, a nie podstawowa i najpopularniejsza metoda regulacyjna (wbrew temu, co się obecnie lansuje).
  12. Wprawdzie w PRL się urodziłem, ale nie współżyłem, tym niemniej z racji hobbystycznych zainteresowań szeroko pojmowanymi tematami społecznymi (schyłku) PRL trochę pozgłębiałam. Więc "nie znam się, ale się wypowiem" 🙂 Na początku krótko i tematycznie: Dokładnie tak samo jak i teraz. Takie "cuda" jak oral/alnal/grupa/przebieranki etc NIE MYŚMY WYMYŚLILI. Nawet w czasach rzymskich były (udokumentowane i przetrwałe do naszych czasów) przypadki wszelakich "bezeceństw". Otóż przyjmij bracie do wiadomości, że... Ludzie pierdolili się od zarania ludzkości i będą to robić do samego jej końca. I takoż robili za PRL. Odpowiadając zatem na Twoje pytania - tak, były takie rzeczy. I jak dziś - jedni to robili, inni nie. Wtedy były ostre petardy, które ojebały kabanosa aż furczało i kłody. Dziś też są. Ten sam gatunek. Ten sam soft. Czego oczekujesz? A czy "za PRL to było lepiej/gorzej/więcej/mniej"? Na pewno problemem była skuteczna antykoncepcja. I to - wbrew pozorom - sporo determinowało. W porównaniu z dzisiejszymi czasami (powszechna dostępność bezpiecznej i SKUTECZNEJ antykoncepcji) - było to tylko krok wyżej niż średniowiecze. Zatem - każdy seks mógł potencjalnie zakończyć się ciążą. To powodowało większe oddziaływanie naturalnych hamulców u pań - rozwiązłość nie była AŻ TAK powszechna, bo potencjalne koszty byłyby wysokie. Vide: I tylko małe ad vocem @horseman - dziś wciąż przyczyną ponad 50% małżeństw jest ciąża. Informacja o antykoncepcji to jedno. Drugie to to, JAKIE BYŁY DOSTĘPNE ŚRODKI ANTYKONCEPCYJNE - vide komentarz wyżej. I nie chodzi (tylko) o to, że pewne środki (czytaj - skuteczna i bezpieczna antykoncepcja hormonalna) nie docierały do Polski/były blokowane, tylko... Jeszcze ich nie wymyślono i nie upowszechniono. Ad dystrybucji informacji - proszę. Masz film z epoki. Drugie i trzecie zdanie b. istotne. To_zależy co masz na myśli. To co dziś jest "normalne", wtedy niekoniecznie takie było. Przykład: "Krzaki" spod pachy, "krzak" w kroku, nogi kudłate, wąs pod nosem - to było odwrotnie powszechne do tego, co dziś, gdzie julki w ramach afirmacji robią "czelendż nie golenia nóg przez 2 lata, patrzcie na mnie, jaka jestem krejzolka". To nie jest kwestia "zadbania", tylko zmian kulturowych. Podobnie masz dziś z tatuażami - kiedyś był to znak odsiadki i/lub przejścia przez trudne jednostki wojskowe w ramach zasadniczej służby wojskowej. Dziś - "pszeciesz muszem mieć tatuuuuu". Pierwszą kobietę z widocznym tatuażem ozdobnym spotkałem w 2001 roku. I byłem w szoku (serio!). Ale patrząc przez pryzmat "normików" - czy kobiety wtedy perfumowały się/myły/malowały szpony/chodziły w szpilach? Oczywiście. Czy było to normalne? Oczywiście. Czy miały - tak jak teraz - miliony wzorów do wyboru? A skąd. Szczytem awangardy dla szarych wpierdalaczy papieru toaletowego była kolekcja Barbary Hoff pod marką Hoffland, dostępna w pedecie (dla niezorientowanych - obecnie tzw "domy towarowe centrum - ściana wschodnia".) Albo tzw "zachodni szyk" dostępny w Peweksie i/lub komisach, gdzie sprzedawano towar zwieziony z (nielicznych) wojaży zagranicznych. Na dzisiejsze standardy jeśli patrzymy przez pryzmat dostępności finansowej - Luj Witą albo inne Koko Szanel i to NIE z bazarku w Słubicach, tylko z Witkaca. Hint - tam się płaciło twardą walutą. Ewentualnie bazarek "na ciuchach" w Rembertowie, tudzież inny Różyc (ale to już bardziej dla normików). Czy Polki były sobie w stanie poradzić w tych chujowych warunkach? Tak, bo jakie miały inne wyjście? 🙂 Soft od milionów lat był, jest i będzie ten sam. Nie można uciec od układu odniesienia. To, co nakazywał Bratni Związek Sowiecki było obowiązkowe. Formalna pruderia istniała - vide to, że Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk (czytaj: Cenzura) prędzej puściłby dowcip polityczny, niż gołą dupę. Poszukiwanie "świerszczyków" wśród "elementu wywrotowego" było równie istotne jak poszukiwanie prasy podziemnej. Socjalistyczny naród sprawami seksualnymi miał interesować się w kontekście wyłącznie prokreacyjnym, wszystko inne było krytykowane i oficjalnie zwalczane. Poza wolnym dostępem do aborcji mentalność była jak w kościele - "po bożemu, grzecznie i głównie w celach rozpłodowych". To, że nie było to w żaden sposób EGZEKWOWANE i - poza oficjalnymi fasadami - nikt nikomu pod kołderkę nie zaglądał, a co Ty mylisz z "promowaniem rozwiązłości" to insza inszość. Wyjątkiem była Rumunia i - w drugą stronę - Chiny. Rumunia DRASTYCZNIE ograniczyła antykoncepcję, gdyż pani Elena Chaucescu wraz z mężem wymyśliła sobie, że każda kobieta ma urodzić minimum 5 dzieci. To, co dziś julki nazywają piekłem kobiet w porównaniu z akcjami z Rumunii to jakiś jebany ośrodek wczasowy. Obowiązkowe (przymusowe!!!!) comiesięczne badania ginekologiczne w zakładach pracy, pierdel za usunięcie ciąży dla lekarza ORAZ PACJENTKI, dochodzenie prokuratorskie przy KAŻDYM poronieniu, prawnie zakazana wszelka antykoncepcja - takie tam "pieszczoty". Tu trochę info (od 11:39) Nic nowego. Znowu wyjmę ten argument - TEN SAM SOFT. Jak słusznie zauważyłeś - na Polskie warunki to byli dzisiejsi szejkowie. Wtedy za proste 100 USD można było żyć przez 3 miesiące na poziomie królewskim, nie przejmując się żadnymi ograniczeniami gospodarczymi. Nie chcę Cię zmartwić, ale... Nie zdziw się, jak to wcale nie była taka "dalsza rodzina z Łodzi"... Serio - nasi rodzice TEŻ byli/są perwersami 🙂 Sprawa jest prosta: Jeżeli z ust kobiety wydobywa się nacechowany oburzeniem komunikat: "Ja nie robię TAKICH rzeczy!", to... To wiadomość brzmi niestety: "Ja nie robię TAKICH rzeczy... z TOBĄ". Jeżeli jesteś dla kobiety samcem alfa, to nie będzie mieć absolutnie ŻADNYCH zahamowań. I będzie nagrzana 24/7. A jeśli nie spełnisz jej alfakryteriów, to będzie KŁODĄ. Ta sama kobieta, inny "klucz", inne zachowanie. Sprawdzone w boju. Jest to NORMALNE. Pożądanie NIE jest przedmiotem negocjacji. Podobnie jak z erekcją - nie wmówisz chujowi, że chujowa, spasiona baba to "spoko dupa, wstawaj samuraju, mamy towar do wydupczenia". Zaakceptuj to - życie stanie się prostsze 🙂
  13. Od momentu gdy już jesteśmy po imieniu to de facto jesteśmy w (jakimś) związku, więc... Co to znaczy "w związku"? To zależy w której lidze grasz. Na przykład w 1. i 2. lidze na wyższy poziom bezpośrednio przechodzą 2 pierwsze zespoły, natomiast 3, 4, 5 i 6 rozgrywają baraże. Zwycięzca baraży przechodzi na wyższy poziom rozgrywkowy. W niższych ligach jest różnie. Po spełnieniu wymogów sportowych, oficjalną zgodę wydaje pzpn/regionalny zpn po spełnieniu kryteriów formalnych wymaganych dla wyższego poziomu rozgrywkowego. Szczegóły w podręcznikach rozgrywek odpowiednich lig. Mam nadzieję, że pomogłem 🙂 Najpierw przypomnijmy żelazną zasadę każdej relacji. A ta jest prosta: w relacji - jak w biznesie* - rządzi ten, komu MNIEJ zależy. Jak domniemuję chodzi Ci o rozmowę p.t. "czy my już jesteśmy razem" i/lub zwerbalizowanie oczekiwania wyłączności uczuciowo-seksualnej. To - jak mniemam masz na myśli przez "formalizację" związku. Można do tego dorzucić aktualizację statusu na fejsie czy tam co kto lubi. No to już objaśniam: Gra jest prosta - ta strona, która podejmie jako pierwsza temat "legalizacji", czy może raczej "formalizacji" związku, ta pokazuje słabość. A u faceta słabość - wbrew julkopierdoleniu - NIE JEST SEXY! Masz więc prostą odpowiedź na swoje pytanie - to nie Ty masz wyjść z taką propozycją. Bo postawmy sobie zasadnicze z męskiej perspektywy pytanie: CO CI TA ROZMOWA I SAMO "FORMALIZOWANIE" DAJE? Siądź, skup się i realnie wynotuj na karteczce, plusy, jakie taka rozmowa wniesie. Serio. Bo zakładam, że skoro kręci się jakaś kicia, to: - masz +/- stały dostęp do groty rozkoszy** - masz +/- miło spędzony czas z rzeczoną - masz +/- tzw ognisko domowe (w sensie że czasem coś ugotuje, czasem uprasuje Ci koszulę przed wyjściem itp drobiazgi - wykazuje się KOBIECOŚCIĄ i uczynnością, a nie księżniczką p.t. "dej mię". toooo... No to chuja Ci da taka formalizacja 🙂 Więc po co spalić sobie dobrą pozycję startową? Jeśli pani będzie POWAŻNIE zainteresowana - przyjdzie sama. I będzie dupę suszyć baaaaaaaaaardzo regularnie i upierdliwie. A Ty odpowiadasz na takie pytania powoli, rozważnie, z namysłem, a nie z entuzjazmem wygłodniałego psa, któremu rzucono ochłap. Serio-serio. Jeżeli pani natomiast: Nie jest chętna i wilgotna Ma fochy Rzuca aluzje itp. i w gruncie rzeczy OCZEKUJE, żebyś się "domyślił" i "był mężczyzną", a Ty - jako ten Szerlok Holms - wpadłeś na genialny, a tak naprawdę "kurwa, sprytny" plan p.t. "to ja powiem jej, że chcę, żeby była moją dziewczyną/narzeczoną/konkubiną/chujwico, to jej się Niagara w kroczu zrobi i od razu spokornieje", to wiedz z doświadczenia starszych, że... ŻE CHUJA TO DA. Taką relację od razu spisz w straty i szukaj kolejnej wielbicielki. Pożądania się nie da negocjować. Pani co najwyżej robi z Ciebie tresowanego psa, oszczędnie dawkując Ci to, na czym Ci zależy. Patrz wyżej - ten trzyma lejce, komu MNIEJ zależy... Także... Nie idziemy drogą "wrażliwego, domyślnego misia, który swej Myszce cały świat do stópek rzuci". Nnnnope. A jeśli wszystko gra, a pani nie przyjdzie z taką propozycją, no to jasne - jesteście friends with benefits, nie macie żadnych zobowiązań ani wyłączności. Proste. Można ruchać na boku poszukując ciekawszej opcji. Ona to też robi. Trust me, bro. Tyle, że Ty dowiesz się ostatni. * pamiętamy, że - jakkolwiek nieprzyjemnie to dla wielu osób zabrzmi - WSZELKIE (!) relacje mają charakter TRANSAKCYJNY. Ty mi coś <-> ja Ci coś. Inaczej mówimy o niewolnictwie. A i niewolnik też w zamian za pracę dostawał dach nad głową i miskę żarcia. ** nie dotyczy, jeśli jesteś małolatem 🙂
  14. Kolega to analogowo "strzela". Bardziej patrzę na takie grupy jako na kopalnię lolkontentu/zoo do obserwacji dynamik socjalnych.
  15. ...które przede wszystkim budują swój wizerunek. A tu nagle wizerunek robi BRZDĘK, bo okazuje się, że jednak panie lubią klasycznie, na mocno, a nie żadne "waniliowe motylki". O, to, to, to! To już w ogóle rozwalające 🙂 i jako "biedne, nieświadome dziecko" klepało materiały pod dramę ujawnioną 4-5 lat później? Kurde, strasznie niestabilne i dziecinne... Mhm... Ilekroć widzę rozmaitych umoralniaczy - czy to w jutjubach, czy to w TV, czy to w polityce (a zwłaszcza w polityce) - to zastanawiam się, co tam pod tą skorupką siedzi... Coś jak rozmaite antytęczowe marsze chłopców spod znaku falangi, gdzie co drugi jest kryptogejem. Jest nawet jakieś oficjalne nazewnictwo takiego mechanizmu... Uważam, że nic się nie zmieni. Jedni "zastąpią" drugich, ci pierwsi znowu wyprodukują płaczliwe "przeprosiny", biznes będzie się kręcił.
  16. Bo wtedy to były "interesujące wiadomości od słynnego Goncia, kto wie, co z tego wyjdzie". Doookładnie tak. > Gonciu czeka na lotnisku z tabliczką "pojemnik na spermę". > "Hór-dór-ale-bydlę". A może kontekst był taki, że panna błagała go wcześniej "zrób ze mnie swój worek na spermę"? Szczerze mówiąc - nie raz zdarza się na warsztacie panna, która ŻYCZY sobie być kulturalnie opierdolona, nazwana suką, czy inną taką_tam. Część gry łóżkowej. Za obopólną (!) zgodą. No ale zawsze można pokazać wycinek wyrwany z kontekstu i już wyje publika... To akurat ogólny trend wyjących z rozpaczy starych bab, których faceci w ich wieku NIE CHCĄ. Oczywiście gdy one miały -naście/-dzieścia lat i waliły się z kolesiami starszymi o 20/30/40 lat, wtedy akurat były "świadome, wyzwolone, poszukujące". Gdy dziewczyny w ich wieku takoż robią ("podbierając im towar") -> hóórrrr-dórrrr-GRUMING-biedne-nieświadome-dzieci. 25-letnie dzieci. Rozumiszpan. Mhm. Pani szlocha do kamery, jaka to była biedna-uciśniona-olaboga, a na końcu tablica "(wbijajcie na) moje soszjalki". Iks-kurwa-de. Oczywiście u innego jutjubera ta sama pani mówi coś innego, co nichuja nie klei się ze szlochami sprzed paru dni. Zaiste. Rzetelne, milordzie. No tego to akurat nie wiemy. Pani TWIERDZI, że dochodziło do rękoczynów. Na dowód podaje jakieś nagrania ROZMÓW, na których TWIERDZI, że ją opluł, czy że ją szarpał. Pamiętajmy, że tu mowa o 16-letnim "dziecku", które prokuruje produkuje materiały dowodowe z zimną krwią baby prącej do rozwodu "z winy tego chuja". Te same scenariusze, o których można poczytać i których doświadczył na własnej dupie niejeden z nas. A ciemny lud łyka to jak pelikany, że "ojej, jakie biedne, naiwne dzieciątko zmanipulowane przez starego dziada". Mhm. To ją W PEŁNI rozgrzesza. W odróżnieniu od drugiej strony, która miała/ma analogiczne problemy. Problem w tym, że rzeczona druga strona nie ma pochwy, co - jak wiemy - w sposób oczywisty determinuje prawdomówność i niewinność. Czyli że ON KŁAMIE. Ona nie. Nigdy. We wszystkich przypadkach tak jest. Mamy mnóstwo wygodnych niedopowiedzeń. Albo jakieś nagrania zbierane i chomikowane latami i ujawnione dopiero teraz bo "wyjechałam już z Polski, więc się nie boję" (jprdl), albo jakieś zblurowane screeny, albo zdjęcia bez kontekstu. Ot, takie "mitu na miarę naszych możliwości". I żeby jasno wybrzmiało: mnie to co do zasady obrzydza. W obie strony. A w przypadku działań z osobami poniżej wieku przyzwolenia zasługuje na odpowiednią karę zgodną z kk. Tym niemniej nie zaślepia mnie to na zauważenie pewnych mechanizmów typowo kobiecego myślenia, jakie widzimy w tej całej dramie.
  17. Takie ryzyko we współczesnym, spierdolonym świecie istnieje ZAWSZE. Nawet szanowna małżonka od lat 20 w związku z Tobą będąc może "zmienić zdanie". Rozwiązania "ostateczne" widzę dwa: 1. Przemieścić się gdzieś na pustynię (aczkolwiek i tu gwarancji nie ma) 2. Targnąć się na linie. Post mortem nie skazują 🙂 Serio. Luźniejsza gumka.
  18. Trochę poczytałem i zastanawiam się, czy coponiektórym "sufit się był na łeb nie spadł?". Panowie... Zakładanie, że panna "na pewno ojebie chatę", "złapie na ciążę", a jak nie to "zostanie dzikim lokatorem", to jakaś - z przeproszeniem - kurwa, abstrakcja. Jasne, pewne BHP musi być. Nie walimy bez gumy. Nie zostawiamy pani gumy po użyciu "weź no niunia wywal" - wystarczy zawiązać, zawinąć w chusteczkę wsadzić do kieszeni i wyjebać po drodze do przygodnego śmietnika (a najlepiej - spuścić w kiblu). Jasne, nie zaciągamy na chatę jednorazowych pań będących pod wpływem (w ogóle nie walimy pań pod wpływem, to już inna sprawa) Jasne, nie odpierdalamy koślawych akcji (przynajmniej na początku 😉 ) Ale na boga... Zakładanie, że z automatu będzie siedem plag egipskich? Serio, panowie, większość lasek jest - relatywnie - normalna 🙂 Opory przed ściąganiem panny na chatę widzę tylko w jednym przypadku: Jeżeli mamy założenie jednorazowego numerku dwojga anonimowych ludzi. Wtedy to albo plener, albo fura, albo hotel. Tyle. Pochuj ponosić jakiekolwiek ryzyka, skoro to impreza jednorazowa? Żadne szlajanie się po domach, bo tu z definicji panny nie znamy. Jedyne co wiemy to to, że ma skłonność do zachowań - relatywnie - ryzykownych. Panie... luźne obyczajowo 🙂 mają niestety często bałagan na strychu i chujwie, czy zaraz nie będzie jakichś nocnych wizyt po pijaku i dobijania się do drzwi. Krótko mówiąc - nie wiemy, czy pani - przede wszystkim - nie odjebie dramy. Przy jednorazowym tournee bezpieczniejsze jest wpadnięcie z wizytą do pani. Zawsze możemy sobie taktycznie przypomnieć, że zostawiliśmy żelazko na gazie. Jedyny potencjalny minus - pani na swoim terenie może odjebać koślawą akcję typu "witamy w ukrytej kamerze" i później próbować wykorzystywać zgromadzone "kompromaty". Chyba jedyne ryzyko. Natomiast jeżeli "mamy poważne zamiary" (czytaj - pani na bardziej stały układ, choćby i FWB, występujemy pod prawdziwą tożsamością, nic nie mamy do ukrycia w sensie żony/dzieci), to moim zdaniem zaproszenie na chatę jest jak najbardziej OK. W założeniu jest to któryś_tam etap i już troszeczkę obwąchania nastąpiło, więc prawdopodobieństwo dramy jest relatywnie niewielkie. Mniej czarnowidztwa. Panowie...
  19. Raczej skoro wiadomo, o co w tym chodzi, to wiadomo, że nie ma sensu w jakikolwiek sposób się angażować. To czysta strata zasobów. Krew w piach. Obawiam się, że żeby stworzyć "koalicję ponad podziałami", to trzebaby trafić na WYJĄTKOWO kumatych gości, którzy trzymają swoje myszki krótko przy ryju. Inaczej - "nie pójdę z wami na piwo. To była nasza wspólna decyzja!" Najgorzej to pracować w sfeminizowanej firmie. A już takiej zarządzanej przez baby... Ojezu... Przekształcenie fajnej, sprawnie działającej firmy o wysokiej kulturze w jebany januszeks to +/- 2 lata. ALE - jeżeli "góra" ma mózg a sami stoimy trochę z boku, to jest to nieskończone pole do obserwacji tego, co baby potrafią odpierdalać puszczone samopas
  20. Otóż nie. To nie są kłótnie, tylko zwalczanie konkurencji. Jakiej konkurencji? - zapytasz zapewne. Ano takiej: Skoro są na zbliżonym poziomie wiekowym, statusowym itd, to jedyne co pozostaje by ustalić "hierarchię dziobania" to wziąć się za łby. I dokładnie to robią.
  21. Nnnno cóż... To bardzo filozoficzna kwestia. W pewnym wieku (a tak naprawdę - już od 35+ r.ż.) zaczynasz chodzić na pogrzeby nie tylko starych ciotek, ale i ludzi w Twoim wieku i młodszych. I niekoniecznie umierających w wyniku wypadku i/lub podjęcia permanentnych rozwiązań przejściowych problemów. Ludzi, których widziałeś miesiąc-dwa temu w pełni zdrowia, niemal niezniszczalnych. Z którymi śmiałeś się, piłeś wódkę, rozmawiałeś na poważne tematy i to nie tylko filozoficzne. Ludzi, z którymi łączyła Cię wspólna przeszłość i - czasem też - pogniecione prześcieradło. Był człowiek - nie ma człowieka. A życie toczy się dalej walcem*. I to ten walec mnie najbardziej... Hmm... Przytłacza? Przeraża? * walec w kontekście tego, że czyjeś życie się - w sensie dosłownym - skończyło. A praktycznie cała ludzkość nawet tego nie zauważyła. Ludzie jak co dnia pójdą do roboty/biedronki/sracza/wyjdą ze śmieciami. Będą dalej toczyć swoją codzienność. Także ci, których ten przedmiotowy koniec życia rzeczonego człowieka dotknął. Też pójdą do domu, zrobią kupę jak co dnia. Umyją zęby i pójdą spać...
  22. Powtarzam i powtarzał będę: Obcowanie z moim potomstwem to jedna z NAJBARDZIEJ ZAJEBISTYCH RZECZY, jaką przyszło mi doświadczać w życiu. Kurwajapierdolę. Przecież to jest tak cudowne... Od zera. Od pierwszych kąpieli (sam to robiłem, małża nie ogarniała), przewijania, karmienia, odbekiwania, bycia obejszczanym/obrzyganym/obesranym w każdym możliwym punkcie i układzie. Przez takie cudowne akcje jak to, że coś dziergam półleżąco na kompie a dzieciak śpi na mnie i chrapie jak stary cap wtulony. Przez te wszystkie urocze dramy p.t. żłobek/przedszkole/szkoła. Rozbite głowy, podrapane kolana, obsmarkane nosy. Nożeszjapierdolę, jaka to jest satysfakcja. Jak najpierw są gównotematy o bajkach, a teraz rozmawiamy już jak dorośli ludzie o dorosłych sprawach. I widzę swoje odbicie. Swój "obraz i podobieństwo". I kładę w ten łeb zakuty 🙂 BĄDŹ SZCZĘŚLIWYM CZŁOWIEKIEM. I - kurwa - jest. Choć marudzi jak stara baba 🙂 KURWAMAĆ, jak ja słyszę, że to "łopanie, jaki ja to KRZYŻ MACIERZYŃSTWA NIESĘ!", jaki to "TRUD, AŻ PLECY PĘKAJĄ!" Nokurwa... To może weź ty, niunia, spierdalaj na drzewo i zostaw mi te trudy. Wycieliłaś się, robota wykonana, możesz iść. Nara. Ja mam z tego OD CHUJA satysfakcji. I ta satysfakcja wynagradza mi 100% kosztów. Z gigantyczną (!!!) górką. Najlepsza inwestycja w życiu. A nie żadne "krzyże/trudy/pękające plecy". True. Propsuję. Wyhaftować na makatce, oprawić, na ścianie powiesić. Taki "kołczing naścienny". Nie wolno tak mówić! To niedobła jest!!! No, to z praniem jest najlepsze 🙂 Otóż - drogie dzieci - Stary Niedźwiedź jest tak stary, że pamięta czasy, gdy do prania była używana pralka WIRNIKOWA (tzw "Frania"). I w takiej pralce pranie, to było pierdolenie porównywalne do napierdalania bielizny kijankami w potoku. A i owa Franka to już był przejaw techniki. I to FAKTYCZNIE była robota. I takowe pranie to były 2+ godziny ZAPIERDALANIA. A jak ktoś miał dzieciaka, to pieluchy TETROWE (bo innych nie było, a za komuny to i takie nie były dostępne) trzeba było jeszcze "na deser".... GOTOWAĆ. W wielkim garze. Na tą okoliczność w bloku w którym się wychowałem było pomieszczenie p.t. PRALNIA (i suszarnia), gdzie można było rzeczone szmaty gotować, bo stał tam tzw "taboret gazowy". Z opowieści mojego ojca wynika, że rzeczone pranie, gotowanie, suszenie, a na koniec PRASOWANIE tych jebanych pieluch traktował jako najbardziej przejebany element mojego wczesnego dzieciństwa. Gorszy od mieszkania pod jednym dachem z teściową. Pralki automatyczne kosztowały podówczas +/- roczną pensję i były fchuj niedostępne, oraz fchuj zawodne. Zderzanie powyższego z dzieiejszym "praniem" p.t. "upchnąć szmelc do pralki*, wlać detergent, wcisnąć przycisk" to plucie w twarz ludziom, którzy faktycznie ujebywali się po łokcie jak psy przy tej robocie. * kosztującej +/- 50% pensji minimalnej! Aha, aktualna LAT-ka też parę razy użyła argumentu "łolaboga, PRANIE robiłam". No to co ja się będę rozdrabniał: "Nie mam dziś czasu dla Ciebie, bejbe, PRANIE ROBIĘ". Ożeszty, jak się zagotowało pod kopułą 🙂 Co innego prasowanie. Tu - niestety - postępu nie ma i trzeba toto jebać ręcznie. NIENAWIDZĘ, ale robię. Plus - zajebiście się przy tym nadrabia zaległości podkastowe/filmowe. Trochę oddech dla głowy. Spośród kobiet, z którymi się zadawałem 1 (słownie: JEDNA) umiała faktycznie gotować. W kontekście takim, że miała do tego naturalny dryg i traktowała to jako hobby/przyjemność. Pozostałe - albo kuchnia na zasadzie "byle kichę zapchać" albo moje działania wychowawcze pozwalające wyjść nad tą przeciętność. Ale to też na zasadzie że gdybym za uzdę nie trzymał, to chuj by z tego był i nie żeby to Makłowicz był jakiś. Póki co - z żarciem jak z seksem: Chcesz, żeby było naprawdę dobrze - musisz wziąć sprawy w swoje ręce 🙂 . "Mieszkasz tu. Nie pobieram za to opłat. A skoro mieszkasz, to też syfisz. I to co ugotujesz też wpierdalasz (a nawet zabierasz na wynocha). Więc jeśli tak Ci z tym źle - tam są drzwi. Proszę nie trzaskać, bo się sąsiedzi wkurwiają." Zdarza mi się robić 'generalkę' będąc na homeoffice. Bynajmniej nie powoduje to u mnie zaległości w pracy.
  23. Widzę tu kilka wątków. Z jednej strony - bardzo merytorycznie zrobiony research. Nie żeby wymagało to szczególnie głębokiego norania. Ale - naklepać 3h materiału BEZ ciągnięcia tematu za ogon na siłę, to trochę respect. Z drugiej - mamy totalny diss na tzw dziennikarzy. Którzy dali się przyłapać ze spuszczonymi gaciami na tym, że - poniekąd - sami zrobili z p. Janoszek gwiazdę. Poprzez brak jakiegokolwiek background check. I faktycznie - okazuje się, że trochę sami "podjanoszkowali" - są de facto samobieżnym statywem do mikrofonu, a nie dziennikarzami. Poszli w tzw "upnaming": nie "sprzątaczka", tylko "menedżerka powierzchni płaskich". Nie "śmieciarz", tylko "pracownik branży usług środowiskowych" itd. Żeby nie było - ja ich (tych tzw dziennikarzy) rozumiem. Tzw, bo to dziennikarze wyłącznie z nazwy. Tak naprawdę - mediaworkerzy. Niestety - upowszechnienie się, pluralizacja i komercjalizacja., a przede wszystkim - mordercze tempo obrotu informacją w mediach (wszelkich!) - zabiły merytorykę. Liczy się tempo i koszty. Więc mamy artykuły wyciągnięte z dupy, tworzone taśmowo pod algorytm i pod zarobek. 2-3 strony tekstu są streszczalne merytorycznie w 5 linijkach (!). I tworzone przez mediaworkera wynagradzanego w okolicach minimalki. To jak to ma się trzymać kupy? Kogo dziś stać na wyprodukowanie tekstu, do którego research zajmie miesiące? I za który - realnie - trzebaby zapłacić autorowi kilkanaście+ kPLN (np 2-3 miesiące pracy człowieka + jego koszty)? A na koniec odbiorca stwierdzi, że "eee, tl-dr"? Wystarczy popatrzeć na różnice w wyświetleniach na YT materiałów wymagających zgoła kosmicznych nakładów vs gównokontent. Nawet nie mówię tu o wypinaniu dupy przed kamerą. Ot - tematy rozbierające grube afery gospodarcze/polityczne mają wyświetlenia na poziomie 100k. A tu proszę - pani Janoszek; parę milionów wyświetleń. Jakieś "mmmm-puuu" - też. Nojajebię... Research? Dobre poguglanie, obejrzenie (ha)TFUrczości pani i mamy komplet. A żeby zrobić hajp, to do tego "wycieczka do Mumbaju", "cziken-kary-low" i nara. Uważam, że marża na tym materiale była rzędu minimum kilkuset procent (w sensie że zarobiło to na poziomie koszta x10+) To też pokazuje, że tempo i marże na kontencie są nie do utrzymania w funkcji rzetelności. Albo tworzysz gównokontent przy minimalnych kosztach, albo zginiesz. Daleko mi do twierdzeń, że Stanowski chce zbawiać świat. To cyniczny gracz, który monetyzuje nośne tematy poprzez sygnalizację cnoty. Słynny jest jego beef z Mają Staśko. Tylko że on sam jest Mają Staśko a contrario + większe możliwości finansowe/organizacyjne (za to brak pochwy i cycków, bez których Maja Staśko NIGDY by nie zaistniała). Mechanizmy działania mają DOKŁADNIE te same. Jest to wysoce prawdopodobne. Chociaż może to nie choroba, tylko baaardzo cyniczna gra. Czas pokaże. Tu nie chodzi o rzetelne dziennikarstwo, tylko o show. Akurat ciśnięcie z Life Balance Congress uważam za spoko - to nic innego jak targi scamu. Odszedłbym od podawania nazw. KAŻDE medium komercyjne takie jest. Jeżeli żyje z reklam - musi napierdalać gównokontent, aby ktoś wykupił powierzchnię reklamową. I nie narazić się reklamodawcom. Jeśli żyje z dotacji (państwowych, czy obojętnie jakich) - musi pisać to, co sobie "sponsor" zażyczył. Czyli jak wyżej. BYĆ MOŻE jedną z nielicznych ostoi sensownego dziennikarstwa są media działające "misyjnie" typu BBC, ale tu też raczej to moja prywatna ułuda. Przecież nie da się (na dłuższą metę) ugryźć ręki co jeść daje, więc też mają kaganiec. A mediów niekomercyjnych to dziś już... nie ma... Chyba, że mówimy o jakimś niszowej prywatnej stronce (a i taka jak nie ma wsparcia możnych to chwila-moment może spaść z rowerka...). Jaką "dobrą robotę"? Obejrzyj to DOKŁADNIE jeszcze raz, bo "widzisz przedstawienie, a nie wiesz, jak ono się ma do samej rzeczy" To jest diss na Agorę i przyległości POD PŁASZCZYKIEM "walki z promowaniem prostytucji". Tego typu narracja pojawia się w bardzo wielu punktach i bardzo wielu mediach. Ale w tym materiale pod lupkę wzięta jest TYLKO Agora. Przypadek? To samo było z beefem z Jakubem Czarodziejem (czy innym tam Dzikim Trenerem) gdy tamten wypuścił jakiś kontent o Ukraińcach. Temat został niby rozebrany do spodu, materiał na +/- godzinę. Tylko że w tym samym czasie niejaki Hadaj, wafel i pracownik Stanowskiego, wysrywał się na należącym do Stanowskiego kanale Weszło analogiczny sposób Ukraińcom na łeb. No ale to już swojak, więc cssssssssssiiiiiiiiiiiiii. Ciemny lud nie zauważył. Zaczątek kariery politycznej? 🙂 Konkludując: Stanowskiego (momentami) dobrze się ogląda. Nie sposób odmówić mu inteligencji i lotności umysłu (w przeciwieństwie np do Mazurka, którego już wielokrotnie rozmówcy gasili, aż się chłopina zapluwał). Jego materiałom nie sposób zarzucić braku lekkości i dobrego faktora oglądalności. Kamera go lubi, ma dobrą narrację. Rzeczone 2:45 h da się obejrzeć bez przesytu, a to już WIELKA sztuka. Na tej umiejętności buduje sporo szumu i ukierunkowuje pewne potoki myślenia tłumów. I ewidentnie tematy robi pod (quasi) polityczne zamówienia. Coś jak TVP ale dla nieco bardziej wyrobionego intelektualnie widza. Tak powiedzmy od IQ 85+ 🙂 Zatem: Twórczość - tak. Przesłanie - nie. Ostrożność wobec całokształtu - MOCNO zalecana.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.