Skocz do zawartości

Mr.Meursault

Użytkownik
  • Postów

    228
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Mr.Meursault

  1. Przemiany społeczne. Konsumpcjonizm, indywidualizm, brak spoiwa społecznego, struktur umożliwiających poczucie identyfikacji z innymi i stopniowego wzrostu jako człowiek i obywatel. Dołóż do tego wszystkie usiłowania zmiany, które kończą się porażką i zobaczysz skąd cynizm. A cynizm jest teraz powszechny, już nastolatkowie są cynikami. A jak wybierać dobrze? Ludzie mają problem z wyborem spodni gdy wchodzą do sklepu i widzą 50 par jeansów o różnym kroju, długości, fakturze materiału. Głupie spodnie to wyzwanie, a co dopiero powiedzieć o drugim człowieku, który nosi w sobie osobny wszechświat i którego tak do końca nigdy nie uda nam się poznać. Każda relacja z drugim człowiekiem to nieprzewidywalny, podlegający zmianom eksperyment. Nie podoba mi się twoje określenie: gówno. Przebrzmiewa w nim nie tylko pogarda, ale i pycha. Częścią problemu ze społeczeństwem są właśnie ludzie patrzący na innych jak na gówno. Tymczasem ci "gówniani" to też ludzie zmagający się z życiem, popełniający błędy i mający szansę na poprawienie swojego losu. Zresztą kto ma ustalać kryteria gównianości drugiego człowieka i jak to świadczy o arbitrze? A co jeśli arbiter zostanie w pewnym momencie uznany za gównianego, bo w tej czy innej dziedzinie życia powinie mu się noga? Naprawdę chcemy szufladkować innych takimi pogardliwymi kryteriami, a chwilę później wznosić oczy ku niebu i zawodzić, gdzie się podziały wartości: wartości jak grzeczność czy wzajemny szacunek? Każdy kto głosi, że mu nie grozi zły wybór jest albo Bogiem albo nie wybiera wcale. Ale może potrzebuje takiego naiwnego przeświadczenia o pełnej kontroli nad wszechświatem, by czuć się bezpiecznym we własnym życiu.
  2. Mityczna doktryna samowystarczalności. Jak ktoś nie potrafi być szczęśliwy będąc bezdomnym, to nigdy nie będzie szczęśliwy we własnym mieszkaniu; jak nie potrafi pracować za darmo, to nigdy nie będzie wydajny na etacie. Związki nie pojawiły się znikąd, to jedna z naturalnych potrzeb człowieka. Człowiek ma od cholery naturalnych potrzeb, które może, ale których nie musi zaspokajać, ale wyrzeczenie zawsze ma swoją cenę i konsekwencje. Są na świecie psychopaci, którym nie potrzeba seksu, przyjaciół, elektryczności, ciepłej wody i papieru toaletowego. Ale to margines.
  3. Niektóre dzieci nie mają też matek. Czy z tego samego powodu w tym samym przedszkolu nie obchodzi się dnia matki? Można też wyliczać dalej: dziadka, babci. Czy ta logika powstrzymała również przed obchodami pozostałych dni, czy tylko ten ojca jest tak "uprzywilejowany"? Niby cię rozumiem, ale z drugiej strony to właśnie dzięki takiemu tłamszeniu w sobie prawdziwych opinii przepychane są najgłupsze pomysły. Dzięki milczącej większości. A zapytać o brak konsekwencji w postępowaniu zawsze można. Po takich pytaniach wręcz wstyd się mścić, bo ciężar winy instynktownie spoczywa na tym, komu się ją zarzuca, a kto się nie wybronił.
  4. Ależ ja nie twierdzę, że osoby o których mówi założyciel wątku nie istnieją. Zdarzają się najróżniejsze postawy i przypadłości, zwłaszcza jeśli mówimy o ekstremach. Tym niemniej za każdym razem gdy słyszę, że oto odkryto nową epidemię zaburzeń emocjonalnych, zastanawiam się komu te definicje mają naprawdę służyć i na ile oddają rzeczywistość, a na ile mówią tylko o jakimś drobnym marginesie. Naprawdę zgodzisz się z tym, że: 13 procent Finów i 5 milionów Polaków powinno ruszyć do gabinetów psychologicznych i przez kilka lat łożyć prywatne pieniądze na sesje kontaktowania z własnymi emocjami; dobre kilkanaście tysięcy złotych? A może leczenie należy sfinansować z NFZ i obciążyć kosztami wszystkich obywateli? Bo przecież to wygląda na kolosalnych rozmiarów epidemię. Dodaj wszystkich, którzy cierpią na rozmaite nerwice natręctw, zaburzenia nastroju, depresje, a nagle okaże się, że wieloletniemu leczeniu należy poddać przynajmniej połowę społeczeństwa, a zawód psychologa jest ważniejszy niż policjant, strażak, ratownik medyczny czy onkolog, bo połowa społeczeństwa musi się u niego przewlekle leczyć. Za każdym razem gdy czytam o jakimś nowym zaburzeniu zastanawiam się, kiedy ten termin zostanie rozciągnięty niczym guma od majtek, a utożsamianie się z nim stanie się modne i powszechne. Przecież nikt zatroskanego klienta - który odkrył u siebie potencjalne objawy - z gabinetu nie wyrzuci, zawsze można nad sobą popracować. W ten sposób ludzie którzy nie wiedzą co czują dołączą do długiego łańcuszka depresyjnych, zagubionych, niezrównoważonych i całej reszty osób, które wymagają fachowej opieki, oczywiście nie za darmo. Na naszych oczach pojęcie normy kurczy się coraz bardziej i bardziej, kosztem zaburzeń. I ktoś robi na tej nowej rzeczywistości duże pieniądze. Bo teraz jest w społeczeństwie moda na bycie zaburzonym i doszukiwanie się w osobistym zaburzeniu przyczyn wszelkich własnych trudności i niepowodzeń. Wszystkie te rozwlekłe definicje zaburzeń kojarzą mi się z efektem Barnuma: https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_horoskopowy Jak to, przecież cały patent miał polegać właśnie na braku emocji. A od kiedy to podstawą w związku z kobietą jest zrozumienie jej uczuć, a nie własna atrakcyjność fizyczna, zapewnienie stabilizacji finansowej oraz silny charakter? Powyższe brzmi jak coś, co powiedziałaby stereotypowa romantyczka. A czy kobiety naprawdę sypiają z mężczyznami o cechach, które są wedle ich wersji atrakcyjne? Z miłymi, wrażliwymi, uczynnymi oraz potrafiącymi słuchać kulturalnymi myślicielami, którzy stronią od agresji i wulgarności? Wszyscy wiemy, że taki zestaw cech to najlepsza recepta na prawiczka, a w praktyce promuje się cechy odwrotne.
  5. To jest podobne zaburzenie jak to, gdzie facet widzi na planszy kolor fioletowy, a kobieta: lawendowy, pudrowy, wrzosowy, ametystowy i tak dalej; i teraz trzeba go leczyć, bo jest upośledzony i dostrzega za mało? Może i coś takiego jest, ale pokaż mi społeczeństwa w historii ludzkości, gdzie mężczyźni byli zafiksowani na rozumieniu emocji? Kobiety były istotami społecznymi, socjalizowały się, plotkowały i szukały oparcia w grupie. Facet miał być twardy, zagryźć zęby i robić swoje. O tym co czuje wiedzieć tyle, by dawać sobie radę w życiu, bo od niego zależało przetrwanie reszty. Brak słów dla emocji to problem? Od kiedy to wyznacznikiem męskości jest to jak bardzo bogate masz słownictwo? Dla poety z pewnością, ale od żołnierza, myśliwego czy żeglarza nikt nie wymagał typowo kobiecych cech charakteru. Przesadne mędrkowanie i wątpliwości natomiast zawsze były przeszkodą w trudnych, niebezpiecznych zawodach, wymagających determinacji i szybkiego podejmowania decyzji. No właśnie, za jaką, powiedz mi? Że są mniej kobiecy? Że mają więcej typowo męskich cech, że zdobywają dobrą pracę i pieniądze, nieodłączne atrybuty sukcesu i siły charakteru? I wiesz co się dzieje na końcu? Taka typowo kobieca, emocjonalna ciepła klucha zafiksowana na tym co czuje nie znajduje sobie nigdy baby, bo budzi najwyżej politowanie i pogardę, natomiast facet którego opisujesz nie ma z tym najmniejszego problemu, bo wpisuje się w kultywowany od wieków ideał męskości. Facet nie umie rozmawiać o uczuciach - aleksytymia. Kobieta nie potrafi wnieść lodówki na 5 piętro - kobiecość.
  6. Myślę, że to rozszerzanie definicji choroby na zjawiska towarzyszące człowiekowi od początku ludzkości: żałoba, samotność, złamane serce. Dowodzi medykalizacji życia i na pewno jest korzystna z punktu widzenia firm farmaceutycznych i prywatnych gabinetów lekarskich. Jak jesteś chory, to musisz się leczyć, nie ma innego wyjścia. To co innego niż problem społeczny, osobisty, moralny czy filozoficzny; jesteś sprowadzony do roli pacjenta wykonującego jedyne słuszne zalecenia. A przy tym twój problem jest skrajnie osobisty. Czyli jest problemem społecznym. Może więc pora porozmawiać o nim z perspektywy socjologii i polityki niż medycyny? O tym jakie nastąpiły przemiany w stylu życia i mentalności społeczeństwa, zanim ktoś wpadnie na pomysł, by zacząć sprzedawać kolejne pigułki?
  7. Nie znoszę tej współczesnej nowomowy jak jasna cholera. Każdy myśli o sobie jakby był zestawem parametrów do skonfigurowania, a później dziwi się, że życie nagle stało się udręką. Nikt nie wie, bo to nie jest wiedza podręcznikowa, to wiedza praktyczna. "Nie wiem jak jeść sztućcami, bo nie przeczytałem instrukcji obsługi i nie obejrzałem instruktażu na necie". Znajomości to w ogromnej mierze pokłosie stylu życia. Twojego, ale też stylu życia rodziny i społeczeństwa. Żyjesz w społeczeństwie, które jest komunikatywne, kolektywne, w którym wszyscy się znają albo istnieje tradycja rodzin wielopokoleniowych/wielodzietnych, zagadywania do obcych, spotkań na szczeblu lokalnym, sjesta, tańce na ulicach i karnawał? Wysunę hipotezę, że nie. Anonimowe miasto, praca od godziny do godziny w towarzystwie obcych ludzi i wieczorny powrót do mieszkania. I czytanie psychoporad o tym, że wyjście do klubu by zagrać z kimś w bierki odmieni twoje życie osobiste. Z podrywaniem tak samo. Podryw nie jest dla każdego, bo niektórzy są: za brzydcy, zbyt biedni lub niedostatecznie przebojowi by coś na tym polu ugrać. Mogą zbudować mniej lub bardziej trwałą relację romantyczną z kimś na własnym poziomie, ale to wymaga wysiłku włożonego we wspólne spędzanie czasu, a i tak nie ma pewności, że ostatecznie wypali. Opublikowano ostatnio wyniki badań, że będziemy mieli w społeczeństwie nadwyżkę kawalerów, bo zaczyna brakować kobiet. Niektórzy nie będą mieli powodzenia nawet nie tyle, że nie ma dobrej roboty i grubego portfela, ale przez matmę. Znam ten sposób myślenia i nie jestem pewien, czy da się na niego coś poradzić rozmową i głoszeniem truizmów - tu potrzeba wewnętrznej przemiany - W każdym razie: większość obcych ludzi ma cię w dupie. Ma cię w dupie gdy nie rzucasz się w oczy, śmieje się gdy coś nie wychodzi, ale przeważnie ich nie obchodzisz. A jeśli oni przestaną cię obchodzić, będziesz wolny. Ale tego się nie da zrobić gadaniem. Albo stopniowe przemiany na skutek oswajaniem się z lękiem, albo gwałtowna, dramatyczna przemiana na skutek jakiejś traumy albo wewnętrznej niezgody na ciągnięcie życia jak dotychczas. A co by się stało złego, jakbyś upadł? Na kursie by cię wyśmiali, firma splajtowała, a dziewczyna oceniła negatywnie? Przeżyłbyś. Na początku byłoby fatalnie, ale zahartowałbyś się, a życie ruszyłoby dalej. Ludzie wychodzili z obozów zagłady i nie bali się już niczego. Wiem, że teraz najpopularniejsza metoda pracy nad życiem to psychoterapie, podnoszenie pozytywnego myślenia, sukcesy, ale ja uważam, że część osób powinna doświadczyć wszystkiego czego się boi, aby doznać wyzwolenia. Cała reszta to lukrowanie problemu. Ale to moja wizja człowieka i jego losu, nie biorę odpowiedzialności za każdego, kto wypróbowałby ją na sobie i nie wierzę, aby znalazło się wielu chętnych. W każdym razie świadomość, że po każdej klęsce życie toczy się dalej jest wyzwalająca.
  8. A pewnego dnia pozostawiony na drzwiach lodówki list głosi: Powinniśmy się rozejść, czuję się przez ciebie pochłonięta, zabierasz mi przestrzeń, przytłaczasz pozytywnymi emocjami. A życie to też trudne tematy, trudne emocje; czego w swoim naiwnym, niedojrzałym optymizmie wydajesz się nie dostrzegać. Związek to zrozumienie, ale też pozostawienie miejsca na intymną, prywatną przestrzeń dla każdej ze stron. Póki co wszystko rozbijało się o ciebie, czas abym to zmieniła. Muszę odnaleźć samą siebie póki nie jest za późno. Jesteś wspaniałym facetem, pewnego dnia z pewnością ktoś cię pokocha tak, jak na to zasługujesz. Żegnaj.
  9. A w jaki sposób obsługa kiosku zweryfikuje tożsamość płciową klienta? Pogrubione najważniejsze. Magazyn toczy walkę o pozostanie na rynku, podobnie jak cała reszta prasy. Akcja zapewne ma narobić wokół niego nieco szumu i reklamy. I na tym można zakończyć cały wywód. Ale żeby jeszcze odrobinkę pospekulować, to nie sądzę by ten ruch miał jakikolwiek potencjał komercyjny oprócz wspomnianego reklamowego. Ci którzy są ideologicznie po stronie równouprawnienia i chcą to zamanifestować, pewnie kupią z radością, ale nie sądzę by było ich wielu, bo mało lubi manifestować swoje przekonania pieniędzmi. Inni z kolei jak zobaczą, że cena skoczyła o prawie 2 dolary, to kiwną ręką i nie kupią. Jeszcze inni postawią ultimatum pt. "Poproszę egzemplarz dla kobiet albo wcale" i podejrzewam, że kioskarz bez problemu sprzeda byle tylko mieć utarg, bo w tych czasach to czytelnik robi łaskę prasie swoim zainteresowaniem.
  10. Mnie przekonuje, nie widzę w tej logice jakichś drastycznych luk. Tak samo jak przekonuje mnie ktoś, kto nie chce kupować kradzionego/szabrowanego, bo tym samym skorzystałby na cierpieniu kogoś innego; albo rezygnuje ze wspierania przemysłu opartego na wyzysku, pracy niewolniczej. Inna sprawa, że gdyby ludzie jedli więcej warzyw i owoców, zamiast najgorszej jakości taniego mięsa, poziom zdrowia też by się podniósł. Jeśli dietetycy o coś apelują, to zwłaszcza o zwiększenie ilości spożywanej zieleniny i zmniejszenie ilości spożywanego spożycia mięsa, nie na odwrót.
  11. Nie jestem w stanie ręczyć za wszystkich autorów na rynku, ale idę o zakład, że w większości przypadków kobiety zostają w literaturze sensacyjnej ofiarami przemocy z tego samego powodu co dzieci oraz ludzie starsi: autor chce czytelnika zszokować i wywołać reakcję emocjonalną. Śmierć mężczyzny: żołnierza, policjanta, agenta takiego wrażenia nie sprawia, jesteśmy do niej przyzwyczajeni. Natomiast przemoc wobec bezbronnych wywołuje poczucie oporu, włącza w odbiorcy instynkt obronny i potępienie wobec sprawcy. Bo jeśli chcesz stworzyć postać złoczyńcy, który będzie budził grozę, obrzydzenie, którego schwytaniu będziesz kibicował, to jakie nadasz mu cechy? Rabuś banków? Przestępca gospodarczy? Nie, zrobisz psychopatę, który za ofiary obiera osoby słabsze, niewinne. W ten sposób akcja nabierze dramaturgii, a czytelnik kibicować będzie detektywowi. A mnie się zdawało, że książek afirmujących przemoc zawsze było relatywnie niewiele, a większość czytelników tak czy siak potrafiła odróżnić fikcję od rzeczywistości. Przecież ofiara ma to do siebie, że w sposób instynktowny budzi współczucie. Natomiast oprawca ma to do siebie, że budzi niechęć. Więc jeśli komuś przesycone przemocą wobec kobiet książki miałyby zaszkodzić, to najprędzej facetom, prezentując ich jako zwyrodnialców i sadystów. Nie ma problemu z napisaniem takiej książki. Najmniejszego. Klasyczne kryminały angielskie takie były. Literatura militarna taka jest, marynistyczna również. Stare amerykańskie kryminały zawierały popularny motyw Femme Fatal, która nie dość, że sterowała całą intrygą, to jeszcze manipulowała głównym bohaterem,detektywem. Rzadko co prawda wygrywała, ale w bilansie szeroko pojętej zastosowanej przemocy górowała nad nim. Tylko czy o promocję takich postaw chodzi? Jeśli ta inicjatywa ma się przeciwstawiać przemocy wobec kobiet, to czy nie powinna raczej polegać na wyrazistym przedstawieniu tejże przemocy jako zła, które należy potępić i z którym należy walczyć, niżeli na przemilczeniu go? Walka ze zjawiskiem poprzez jego pominięcie? To tak, jakby ogłosić konkurs na powieść przeciw rasizmowi w której miałoby w ogóle nie być kolorowych bohaterów.
  12. To co przynosi nam satysfakcję, to ostatecznie taki sam wzorzec jak wszystko pozostałe, tyle że skomplikowany i trudniejszy do przestudiowania niż konwenanse codziennego życia. Przykład: po długich poszukiwaniach odnajduję swoją pasję w grze w szachy. Dlaczego? Raz dlatego, że mam logiczny umysł, który domaga się tego typu stymulacji, dwa dlatego, że szachy to rozpowszechniona i ciesząca się uznaniem gra logiczna. Gdybym urodził się z tym samym umysłem w innych czasach i innej rodzinie, być może po długich poszukiwaniach zostałbym strategiem militarnym i realizował się planując ruchy wojsk na sztabówkach. Przypadek. A przecież nie mam wpływu nawet na najbardziej podstawową kwestię, czyli jak jest zbudowany mój mózg i czego się domaga, podążam tylko za intuicją.
  13. Tyle że problem w tym, że to "twoje, którego chcesz dopiąć", to też w ogromnej mierze dzieło przypadku. Zainteresowań, sympatii i antypatii nabytych w domu rodzinnym. Przekonań o tym co wartościowe, a co nie przekazanych ci w danej epoce przez otaczającą kulturę, uwarunkowanych poprzez pozytywne/negatywne doświadczenia. Marzenia i cele to pokłosie otaczającego cię świata, bez niego nie miałyby szans zaistnieć. Chcesz zostać oficerem, bo twój ojciec był wojskowym i przysposobił cię do takiego a nie innego powołania. Poczucie sukcesu i spełnienia też zostało ci sprzedane wraz z całą resztą innych przekonań i później tylko dążysz do ich realizacji z przeświadczeniem, że to istotne i twoje własne, bo bez tego przeświadczenia wszystko się zawali i zatriumfuje nihilizm. Od determinizmu nie ma ucieczki, dobrze natomiast gdy czujesz się dobrze z tym losem, jaki ci akurat przypadł w udziale.
  14. Trzeba obejrzeć ten dokument. I posłuchać, co mają do powiedzenia o tamtejszych kobietach i tamtejszym feminizmie izraelscy mężczyźni. A mają wiele, choćby to, że zazdroszczą Palestyńczykom manifestowania własnej męskości...
  15. Uważam, że człowiek z odpowiednimi genami/odziedziczonym majątkiem/środowiskiem zawsze będzie miał przewagę nad kimś startującym w życie ze społecznych nizin, obciążonym negatywnymi wzorcami, długiem i chorobami. Wszyscy uwielbiamy historie w których dotknięty traumami biedak dorabia się majątku, wpływów i kaloryfera na brzuchu dzięki sile woli i kultywowaniu pozytywnego myślenia, ale ze statystycznego punktu widzenia takie historie to marginalne przypadki. Z jednej strony inspirujące, z drugiej zaś służące do wywoływania poczucia winy. Bo jeśli nie jesteś innowatorem pokroju Billa Gatesa, to wina leży po twojej stronie. Jakbyś się przyłożył, to byś został, bo mamy kapitalizm, a kapitalizm to fabryka milionerów, geniuszy i innowatorów. Tymczasem korporacje rozrastają się po całym świecie jak tkanka rakowa, monopolizując wszystko na swojej drodze i bezwzględnie wygryzając mniejszą konkurencję. Życzę powodzenia w rywalizowaniu z nimi. A potomstwu tuz wielkiego biznesu i finansjery gratuluję gładkiego startu w życie i dobrych perspektyw na przyszłość. Ideologia indywidualizmu i rzekomych równych szans to idealne narzędzie do dzielenia ludzi, bo ludźmi podzielonymi, pozbawionymi poczucia wspólnej tożsamości i interesów łatwiej się steruje. A przypadek? Przypadek ma w tym wszystkim ogromną rolę. Jedno co możemy, to próbować jakoś nawigować jego rolą w naszym życiu, tak jak żeglarz usiłuje wykorzystywać wiatr do żeglugi.
  16. Oczywiście, że lepiej. Dlatego: Dlatego to niebezpieczny grunt, który potrafi zweryfikować ile warta jest dana relacja. Zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Pożyczenie więcej niż raz osobie, która nie zwróciła dotychczasowego długu mija się z celem. Natomiast ktoś, kto w sposób zdyscyplinowany zwraca długi, zasługuje na szacunek i zaufanie. Tak twierdzą nawet banki. Z drugiej strony, jeśli kogoś nie lubisz, często dobrą metodą pozbycia się tej osoby może być pożyczenie mu drobnej kwoty. Odtąd będzie cię unikał Zresztą każda relacja międzyludzka jest transakcyjna, a im głębsze zaangażowanie, na tym większe straty może cię potencjalnie narazić. Niespełniona miłość zniszczyła więcej osób niż pożyczki. To też zmienia postać rzeczy. Nie wyobrażam sobie pożyczania dużych kwot poza rodziną albo naprawdę, naprawdę sprawdzonymi przyjaźniami, w dodatku na cele inne niż naprawdę istotne, typu leczenie. Całą resztę równie dobrze można załatwić w banku.
  17. Dlaczego więc autor tych słów nie osiągnął najwyższej męskiej doskonałości, którą postulował, a popełnił samobójstwo w wieku 23 lat? Nie mam zaufania do ludzi, którzy głoszą afirmacyjne filozofie chwilę przed założeniem sobie stryczka na szyję. Historia medycyny to w ogromnej mierze historia mężczyzn. Dobry lekarz natomiast musi wyrobić w sobie do pewnego stopnia odporność psychiczną na to co się dzieje z pacjentami, bo inaczej nie byłby profesjonalistą. A to akurat prawda.
  18. Ze względu na pogorszenie ekonomiczne czy społeczne?
  19. Uważam, że grubo przeceniasz wpływ emigrantów muzułmańskich na kulturę Europy, nie mówiąc już o świecie. W krajach islamu demografia też zwalnia. To prawda, póki co rosną w stosunku do populacji światowej, ale wkrótce też wyhamują. Nigdy w historii ludzkości nie zdarzyło się tak, aby jakaś grupa społeczna/religijna/etniczna zdominowała cały świat. Muzułmanie będą w przyszłości liczącą się globalną grupą wpływu, ale chrześcijaństwu też słupki rosną. Dlatego nie wierzę w islamizację Europy, nie mówiąc już o całej kuli ziemskiej. Najwyżej niektóre regiony się zbałkanizują, czyli staną tyglem różnych kultur. Na to aby islamizować całe kraje muzułmanie nie mają i nie będą mieli ani siły demograficznej ani wpływów politycznych. Nikt też nie bierze pod uwagę czynnika jakim jest sekularyzacja, każdy pokazuje tylko palcem grupki tych najbardziej fanatycznych i rozciąga wniosek na całą populację. Czy znaczący napływ Polaków do UK i ich niezła dzietność tam wiąże się z jakimiś istotnymi procesami chrystianizacyjnymi dla tego regionu, zwiększył w znaczący sposób wpływy kościoła, zagroził dziedzictwu anglikanizmu?
  20. Prawdziwy mężczyzna robi co uważa za słuszne, polega zwłaszcza na własnych doświadczeniach i instynktach oraz nie ogląda się specjalnie na regułki innych. Ważne tylko, aby brał odpowiedzialność za konsekwencje własnych czynów. Z pożyczaniem pieniędzy jest jak z każdym innym rodzajem grzeczności jaki możesz wyświadczyć bliźniemu. Nie każdy na to zasługuje, na niektórych można się przejechać, ale to jeszcze żaden argument by potępiać samo pożyczanie. Jak w każdej innej dziedzinie życia potrzebne jest rozeznanie. Czym innym jest postawienie koleżance drinka z intencją że kiedyś zrewanżuje się tym samym, a czym innym pożyczka siostrze na leki ratujące życie. Czym innym datek dla kogoś kogo słabo znasz, a czym innym dla wieloletniego przyjaciela w potrzebie. Równie dobrze można powiedzieć, że swoim samochodem nikogo nie podwiozę, bo raz autostopowicz mi się w nim zrzygał. I nie ma znaczenia czy teraz matka chce żebym ją podwiózł do kościoła, ojciec do przychodni czy brat do dziewczyny. Nie podwożę nikogo, bo prawdziwy samiec nie podwozi, zrównując tym samym wszystkich wedle najgorszego wzorca.
  21. Przecież sprowadzanie imigrantów to reakcja na upadek o charakterze nieuchronnym. Albo przemiana demograficzna albo upadek gospodarczy. Niemcy nie otwierają się na Afrykę bo chcą upaść, robią to aby się ratować. Można tego nie pochwalać, ale najwidoczniej alternatywa by zostawić to wszystko jak jest wydała się komuś w Berlinie jeszcze gorsza. Scenariusz pt. "A jakoś to będzie" przerobimy my. Za kilka dekad okaże się kto miał rację, póki co możemy tylko gdybać. Można emigrować. I z upływem czasu coraz więcej osób wybierze tę możliwość. Walczyć? A o co chciałbyś walczyć? O kolejki w służbie zdrowia, o sądownictwo z którym zawsze przegrasz sprawę rozwodową i opiekę nad dzieckiem; o pensję za najniższą krajową z nadgodzinami, o rozrastającą się biurokrację, o względy Polek? Teraz jeszcze jest znośnie, a i tak przedstawiciele zawodów o których mówisz emigrują na potęgę i nikt nie ma o to pretensji. A gdy sytuacja naraz dojrzeje do konfliktu zbrojnego, myślisz, że oni wszyscy wiedzeni nagłym impulsem patriotycznym względem kraju, który obciążył ich przenoszonym z pokolenia na pokolenie długiem zostaną na miejscu? Jak ktoś jest świadomy, to nie wiąże swojej przyszłości z tym krajem. Nie zacznie się ogromna panika, ponieważ proces starzenia się/wymierania społeczeństwa będzie stopniowy. Dla następnego pokolenia życie w społeczeństwie staruszków i wszystkie związane z tym konsekwencje będą normą, codziennością. By zaczęła się panika taka sytuacja musiałaby mieć miejsce nagle. Nie wierzę w islamizację Polski. Żeby to nastąpiło musielibyśmy być atrakcyjnym kierunkiem emigracyjnym, a z wielu względów nie jesteśmy. Bardziej doniosłym procesem będzie wymieranie całych miast i wiosek, niż to że paru Arabów pozakłada tu sobie rodziny albo zamieszka we własnych dzielnicach.
  22. Akurat filozof na ogół ma poważniejsze argumenty by twierdzić, że świat zmierza ku upadkowi, niż to, że nie ma panienki Platon żonę miał, ale wolał wypić cykutę i przejść do historii jako męczennik, niż pójść na wygnanie. Z kolei Kant żony nie miał, ale żył sobie całkiem stabilnie, dostatnio, a nawet opracował własny idealizm. Natomiast taki de Sade uchodzi za myśliciela nihilistycznego, ale na brak seksu nigdy nie narzekał, a wręcz jego nadmiar popychał go do tworzenia kolejnych dzieł. Ilu ludzi, tyle historii.
  23. Póki twój nihilizm ograniczony jest tylko do związków, to i tak szczęśliwy z ciebie człowiek. Po studiach filozoficznych można równie dobrze dojść do wniosku, że życie jako takie nie ma sensu...i wtedy zaczyna się problem poważniejszy. Nie wiem w jakiej jesteś sytuacji matrymonialnej, czy kogoś masz, czy z kimś się spotykasz, czy z kimś się rozstałeś...ale z upływem czasu powinno być lepiej. Póki horyzonty są wąskie, a człowiek zafiksowany jest na związku jak na zbawieniu które nie nadchodzi albo odeszło, cierpienie jest zrozumiałe. Ale z czasem przychodzi zobojętnienie, po nim spokój i zaczyna się wreszcie postrzegać życie w szerszej perspektywie. Perspektywie, która powinna być z nami od początku, ale jakoś się ostatnio zagubiła i wielu nie widzi życia poza schematem: kobieta, dom, pieniądze. Mówisz, że lubisz filozofię. A ile spośród filozofów było zafiksowanych na kobietach, jako na głównym źródle poczucia sensu? Nie przychodzą mi tacy do głowy, no może Camus i Sartre w jakimś stopniu A tak, to wszyscy szukali piękna, prawdy, ideałów, Boga, równowagi, siły woli, sensu, utopii politycznej. Ilu z nich było samotnikami, a pomimo tego wiodło satysfakcjonujące życie, przeszło do historii i wniosło coś do skarbca myśli ludzkości? Wielu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.