Skocz do zawartości

imprudent_before_the_event

Starszy Użytkownik
  • Postów

    801
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez imprudent_before_the_event

  1. Samo się nie zrobiło że trzeba dopłacać. To polityka do tego doprowadziła. Wiele osobnych gospodarstw (ale większych niż te znane z Polskich wsi) ma zalety nad ogromnymi. Mniejszy monopol na rynku i trudniejsze sterowanie przez niepowołane osoby.
  2. No ale one nie są tego świadome, i dlatego ciągle szukają i szukają tego szejka. Właśnie w tej nieświadomości problem. Bo że ja i Ty wiem że ona lepszego nie znajdzie, to wiemy my. Ale kobieta nie wie i nie przetłumaczysz jej. Więc będzie szukała i szukała. Jest różnica czy facet będzie się rozwijał w gronie 100 facetów, i takich grup będzie powiedzmy 10 000 w Polsce. Bo wtedy rozwinie się i będzie na lokalnym szczycie 10 000 facetów. Kolejnych 20 000...30 000 będzie na 2, 3, 4 miejscu. A co innego jak grupa to prawie cała Polska (bo jest Tinder, itp). Wtedy facet rywalizuje ze wszystkimi. Nie można już więc być lokalnie na szczycie. Bo nie ma lokalności. Choćbyś był najlepszy w całym mieście 10 000 mieszkańców, to takie miasto to zadupie i będziesz porównywany do Warszawiaków. Ciągle może być wielu na raz na szczycie, ale tylko dlatego że są różne dziedziny życia (sport, bankowość, biznes, koncerty, polityka, itp). Na pewno jednak spadła liczba osób mogących się wybić, bo rozwój nic nie daje gdy rozwijają się wszyscy równolegle. Rozwijając się rozwijasz dziedzinę, np. sport. Ale żaden to profit w dostępie do kobiet gdy się rozwijają wszyscy. Nie mówię żeby się nie rozwijać. Mówię tylko że rozwój dzisiaj daje inne efekty niż kiedyś. Bo kiedyś dawał bycie lokalnym guru, i takich guru mogło być wielu. A teraz można być guru tylko ogólnokrajowo, a wtedy takich guru musi być mniej. Tak to wygląda już od wielu lat. Nawet w większych miastach (ponad 10 000 mieszkańców) kobiety nie chcą się wiązać z lokalnymi facetami bo ich uważają za wieśniaków. I sobie pojadą do Warszawy szukać Warszawiaka (inna sprawa że nie znajdą). Przecież to musi upaść. Nie ma fizycznej możliwości żeby każdy się rozwijał i był bankowcem. Ktoś musi być kucharzem, kierowcą PKSu, sprzedawcą w kiosku, czy kimkolwiek ale mieszkać na zadupiu. Nie ma możliwości rozwinąć wszystkich i przenieść do Warszawy. Nawet gdyby się dało to i tak nic to nie da bo wtedy kobiety zmienią kryteria. Każdy będzie dobrym bankowcem, to będą oceniały po długości czy grubości, czy czymś tam innym. Wszyscy by byli Greckimi bogami, to tez by wybrzydzały, Jedyny sposób na zwiększenie ilości związków to ograniczenie puli z jakiej każda kobieta może wybierać.
  3. Należy sprecyzować, że zdecydowaną większość procederu obżerania kobiet wykonują barbarzynki a nie barbarzyńcy. To one "pielęgnują" tą tradycję wykonując ją na własnych córkach.
  4. Raczej do tyłu, bo to sprzeczne z założeniami hipergamii. Założenie było takie żeby szukać najlepszego z małej ilości dostępnych. Dlaczego? Bo to wymusza zaprzestanie szukania po tych stu facetach. I w końcu rozmnożenie się. Hipergamia nie spełni swojej roli (zapewnienia dobrego potomstwa) gdy proces szukania nigdy nie zostanie zakończony. A nie zostanie zakończony jak kobieta będzie miała 10 000 facetów do wyboru, a do tego będzie miała ze 100 których nie może wybrać, ale widzi jacy oni są (albo na jakich ich się przedstawia) (mowa o celebrytach, aktorach, itp.). Dlatego hipergamia wcale nie jest takim ważnym elementem przetrwania gatunku. Ważniejszym jest popęd sam w sobie. Bo pozwalał przeciwdziałać hipergamii w dawnych czasach (gdy kobieta za długo wybrzydzała). Albo mężczyzna sam brał, albo kobieta społecznie była przekonywana do wzięcia faceta. Dzisiaj tępi się popęd u mężczyzn, a rozwija hipergamię u kobiet. Efekt jest właśnie taki że kobiety wybrzydzają w nieskończoność (przecież nawet samców alfa nie chcą na stałe) a do tego brakuje presji na zakończenie wybrzydzania po jakimś czasie. Facet tak nie znajduje. Owszem znajdzie ale nic z tego nie będzie. To kobieta musi wybrać faceta żeby coś z tego było.
  5. Jedna fabryka to jeden krwiopijca. Poza tym nie ma zakazu budowania kolejnych fabryk. Dlaczego Ci pracownicy sami nie zbudują kolejnej? Ja jakoś tego nie wiem. Ulgi to kolejna dodatkowa biurokracja. Jest masę ulg dla rodzin;. Ulga za internet, ulga za przybory szkolne, ulga za coś tam. Koszt wypełniania PITu z tymi ulgami pewnie kosztuje więcej niż te ulgi. Nie trzeba żadnych ulg, tylko po prostu niższe podatki dla wszystkich. Nie napisałem że powinny być zniesione. Jedynie że nie powinno ich być aż tyle. Na oko z 99% można znieść. Inflacja sama nie powstaje, tylko państwo ją generuje. Więc określenie "państwowe mechanizmy przeciwdziałania inflacji" to jakiś absurd słowny. Gwarancja prawa własności nie działa gdy jest tyle przepisów za których złamanie grozi odebranie własności. Terminy to dowołania się to nie żadne prawo, ale ograniczenie prawa. W nieregulowanych państwowo sprawach nie ma terminów odwoławczych, co nie znaczy że nie można się odwoływać. Wręcz przeciwnie, można się odwoływać do woli. Np. mogę się odwoływać do kolegi o jakąś przyjacielską przysługę. Termin odwoławczy ogranicza prawo do odwoływania, a nie nadaje je. Darmowe chodniki czy parki czy reszta infrastruktury to może max 10% budżetu państwa (może nawet mniej, gdzieś mi przemknęło że to 1%). Reszta idzie na zasiłki socjalne. Więc to żaden argument za podatkami bo nie na to one w większości idą. Te inne zagrożenia o jakich nie mamy niby pojęcia to niby jakie? Bo ja póki co największe zagrożenie mam ze strony państwa. Co bym nie chciał zrobić to mi państwo stoi na drodze. Nie przestępca, pracodawca czy konkurencja. Nie nazwał bym tego tak. To raczej państwo staje się korporacjami. Przynajmniej w PL, największe spółki są państwowe czyli można powiedzieć że są państwem. Jakby nie było, problemem jest coś dużego co narzuca swoje pomysły oraz jakieś obowiązki innym. Dlatego ja jestem za eliminacją tego czegoś dużego. I jestem za państwem minimum. Ale znasz szczegóły? Że firma prawie za to nie oberwała? A jakbym ja założył małą firmę produkującą samochody, i coś by mi nie poszło to co by było? Kaplica. Zatem tam nie ma problemu z egzekwowaniem. To nie problem lecz celowy zabieg. Wiele jest inicjatyw prywatnych, często przeciw państwu, żeby chronić przyrodę. Albo żeby zadbać o jakieś inne sprawy. Zdziwił byś się. Poczytaj o Fordzie. Jak wynagradzał pracowników.
  6. Możesz czytać, ale do Ciebie pasuje tylko ta jedna cecha która odróżnia solopreneur-a od freelancera. Przy braku pozostałych cech freelancera nie zobaczysz podobieństwa do siebie. No właśnie, w PL. A w USA jakoś się udało. Zmniejszenie podatków zwiększyło wynagrodzenia pracowników. Jakoś pracodawcy nie wzięli tych zaoszczędzonych pieniędzy dla siebie. Bo to nie kwestia wiary, bo to nie działa zawsze tak samo. Raz działa tak a raz tak. Tak jak w tym korpo. Jedni mają luz a inni zapierniczają. Bo to zależy od korpo. Tak samo z podatkami i pracodawcami. Nie każdy kapitalista to krwiopijca. Zresztą kapitalistą może być i pracownik. To nie jest zarezerwowane dla pracodawców. Ty chyba zrównujesz kapitalistę z krwiopijcą. A tak nie jest. Wcale nie. Regulacje państwowe bardziej uderzają w małe firmy niż w duże. Obowiązek posiadania pracownika od jakichś tam spraw biurowych, to konieczność zatrudnienia tego pracownika. Nawet dużej firmie może do tego wystarczyć 1 pracownik. Ale mała też potrzebuje jednego. Dla małej firmy jeden pracownik to spory koszt. Dodatkowo duże firmy lobbują ustawodawstwo tak żeby tylko one mogły łatwo spełnić wymagania prawne. Np. lobbują za różnymi obowiązkowymi certyfikatami. Zobacz sprawy Volkswagena czy innych firm. Same lobbowały za normami spalin a ich nie spełniają. Inne mniejsze firmy nie wchodziły na rynki bo nie były w stanie spełnić norm. Nawet nie pomyślały że można po prostu oszukać. To ma być ten argument że regulacje państwowe utrudniają monopolizację rynku? Przecież jest dokładnie odwrotnie. Regulacje doprowadziły do większej monopolizacji, a do tego monopolista jeszcze oszukiwał w normach które sam wprowadził. Widać że nigdy nie próbowałeś nic samemu wprowadzić na runek (i konkurować z większymi firmami) skoro uważasz że państwo tutaj pomaga a nie utrudnia. PS. Dlaczego piszesz "Awięc" a nie "A więc"?
  7. @Ksanti: Twoje podejście pasuje do osoby wykonującej pracę jako "solopreneur". Tzn. ta część podejścia w której mówisz że lepiej mniej pracować, nawet kosztem mniejszych zarobków. Natomiast drugą stronę podejścia masz niepasującą. Bo taki solopreneur sam decyduje czy i kiedy i za ile dla kogoś będzie pracował. Może więc czasami zdecydować że będzie pracował sporo. A Ty chyba to całkowicie odrzucasz. Masz też niewłaściwe wnioski co do kapitalistów i państwa.. Winę widzisz w kapitalistach a wybawców w państwie. A jest odwrotnie. Pewnie dlatego że możliwość pracy widzisz tylko u kogoś. Zacznijmy od go że Ci wszyscy którzy byli krwiożerczymi kapitalistami, w socjalizmie pchają się do wysokich stanowisk partyjnych. Gdy upada socjalizm, to ci ze stanowisk partyjnych tworzą prywatne firmy i stają się krwiożerczymi kapitalistami. Bo to nie wina kapitalizmu, tylko człowieka. Jak chce ruchać kogoś bez mydła to będzie ruchał. Czy to w kapitalizmie czy socjalizmie. A jak ktoś ma jakieś wartości i szanuje innych, to będzie żył uczciwie. Od starszej osoby pracującej zawodowo w PRLu usłyszałem że należy pracować na siebie. Mimo że socjalizm wyrównywał każdemu, czyli każdy pracował na wszystkich a wszyscy na każdego. A ta osoba jednak wiedziała że nie należy wykorzystywać innych i samemu robić na siebie. Druga sprawa to ten rybak co pracuje tylko do 12. Zapominasz o państwie. Nie trzeba kapitalisty żeby ktoś się zapracowywał do wieczora. Dzisiejszy system podatkowy (stworzony przecież przez państwo, a nie przez wolnościowców) nakłada tak wysokie podatki że się nie da pracować do 12. Podatki zawsze są tak wysokie żeby maksymalnie wykorzystywać ludzi. Czyli żeby zawsze pracowali jak najdłużej, czyli od rana do wieczora. Jak jest z rybakiem nie wiem, ale rolnik ma tak: 1. Ma obowiązek ubezpieczania budynków rolniczych. 2. Ma obowiązek płacenia podatków nawet jakby żył w swoim zamkniętym ekosystemie (był samowystarczalny). 3. Ma obowiązek dostosowywać się do coraz to nowszych dyrektyw, co wymaga inwestowania w nowe budynki, maszyny. Nie da się więc nawet być samowystarczalnym. 4. Nie może sobie sam zrobić sprzętu. Wszystko musi mieć jakieś tam atesty. Nawet na polu sprawdzają (czyli poza grogami publicznymi). To wszystko sprawia że nie da się wyżyć z rolnictwa, mimo że rozwój techniki teoretycznie na to pozwala. Kiedyś rolnik był w stanie wyżyć. Dzisiaj przy użyciu efektywniejszych maszyn, prognoz pogody, możliwości samodzielnej naprawy za pomocą spawarki, kątówki, czy komputera pozwalającego wyliczać wymagane ilości nawozów czy czegoś tam, nie jest. Dlaczego? No właśnie przez podatki i odgórne państwowe sterowanie gospodarką. Gdyby nie to mógł by sobie świetnie poradzić. nawet przy całkowitym braku zbytu mógł by żyć bo by sam na siebie produkował. Ja też mam cechy osoby "solopreneur". Tyle że wroga widzę gdzie indziej. Nie chcę się zapracowywać i napychać kieszenie poborcom podatkowym, bo to w nich widzę wroga. Ale dużo pracować dla siebie i dla mojego zleceniodawcy, to dlaczego by nie? Ustalam z nim zasady jakie chcę. Nie narzuca mi on zasad tak jak narzuca mi je państwo. Skoro brak narzucania to mogę wybrać lepsze warunki, ale też mogę wybrać gorsze ze świadomością że sam je wybieram a nie że ktoś mnie do nich zmusza. To spora różnica. Bo jak się ma świadomość że coś się robi z własnego wyboru to się ma więcej motywacji. Oraz się ma argumenty w negocjacjach. Można powiedzieć "ja tu się poświęcam dla Ciebie". Wtedy zleceniodawca coś zmieni. Albo jak nie to potem się można rozstać. A państwu co powiesz? "ja tu się poświęcam i płacę wysoki ZUS". I co? I nic. Państwo nic z tym nie zrobi. A Ty nie będziesz miał możłiwości zrezygnować. Dziwię się że nie widzisz tu różnicy, a nawet widzisz profity w tej drugiej niewolniczej wersji. gdy państwo narzuca swoje regulacje do rynku pracy.
  8. Eloszka to taka elektroniczna loszka?
  9. Nie uzasadnia, bo osoby pracujące płacą ZUS. Emerytury też nie dostają osoby randomowe, ale tylko te które wcześniej płaciły ZUS. To że dzisiejsze osoby młode płacą na emerytury osób starszych (zamiast wypłacania emerytur ze składek zgromadzonych wcześniej) nie ma nic do rzeczy.
  10. Niestety nie upadnie w taki sposób w jaki byśmy chcieli. Nie upadnie w znaczeniu upadku doktryny politycznej. Upadnie gospodarka UE, ale doktryna będzie trwała. USA też upada gospodarczo. A co robią tam 20-latkowie? Domagają się wprowadzenia komunizmu. Chiny się rozwijają, ale coraz bardziej rząd Chin pokazuje że jego przyzwolenie na kapitalizm to tylko dobry gest. Tak dla rozwinięcia gospodarki. I że potem chcą wprowadzić komunizm. Będzie więc raczej tak że cały świat przyjmie komunizm. Gospodarki zaczną upadać ale nie spowoduje to upadku doktryny. Bo nie będzie konkurenta ZSRR upadło bo miało kapitalistycznego konkurenta w postaci USA. I upadło w sensie przegrania wyścigu zbrojeń a nie gospodarczo. Gospodarczo byli słabi ale nie na tyle żeby nie przetrwać (i potem dalej trwać) w takim stanie. Upadek nastąpił z decyzji. Podjęto decyzję że "upadamy". W Korei Północnej jest o wiele gorzej i jakoś nie upadają. Bo to kwestia decyzji. UE może więc nie upaść wcale, bo całą reszta świata też może będzie socjalistyczna i przestanie być konkurentem dla UE. Ale może też upaść, tyle że wtedy poszczególne państwa będą sobie same wprowadzały swoje lokalne socjalizmy.
  11. Niestety nie tak szybko to upada. Z tych czterech tylko ZSRR upadło. Wenezuela nie upadła. Kryzys jest, ale dawny układ polityczny w niej (socjalizm) też jest. Zatem upadł przemysł Wenezueli, a nie nie komunizm Wenezueli. Tak samo w dwóch pozostałych. Dlatego też myślę że UE może nie upaść. Może być mega kryzys ale debilne regulacje rynkowe pozostaną. Choćby ludzie umierali na ulicach przez te regulacje. W Unii jesteśmy 15 lat, a dostosowywanie się do wejścia do Unii (które pewnie wliczasz w twe 30 lat) spowalniało nasz rozwój. Więc odpowiadając na Twoje pytanie: Stało by się to i tak, i do tego szybciej, ale pod warunkiem że Polską by rządzili wolnorynkowcy. Bo nie wystarczy nie być niewolnikiem jakiegoś debilnego systemu politycznego. Trzeba też zadbać żeby własny rząd też nie robił takich debilizmów. To strefa Shengen, nie UE. A ja mam taką. Idzie pojedynczy gość przez niebezpieczną dzielnicę miasta. Jest szansa że dostanie wpierdol. A teraz ten sam gość otrzymuje propozycję "ochrony" od tychże gości. Przypomina Ci coś taka propozycja? Takie agencje ochrony działają np. w Rosji czy na Ukrainie. W Turcji chyba też. "Chronią" dochodowe biznesy na swoim terenie. Przed samymi sobą No i teraz taki "chroniony" gość dostanie od nich wpierdol? Nie. A czy dostanie od kogoś z zewnątrz? Trochę lipna ta ochrona, bo owszem dostanie. Tak działa UE. Wcale nas nie chroni przez zewnętrznymi zagrożeniami (kradzież wraku tupolewa, roszczenia Żydowskie, itp). A wewnętrznie naz "chroni" w taki sposób że płacimy za tą ochronę a potem mamy problem sprzedać ciągniki we Francji mimo posiadania wszelkich certyfikatów. Albo problem ze sprawiedliwym przydzielaniem limitów produkcji na cukier (co wyniszczyło większość cukrowni). Innych już nie chcę wymieniać. Taka to ochrona. Ale jak Korwinsta chce dla równowagi nawiązać jakąś współpracę z Rosją (co nie jest równe sojuszowi czy wejściu pod but) to źle. Z Niemcami dobrze, ale z Rosją źle. Bo przecież Korwinista zawsze chce źle. Dodam też że prawie od początku UE działałem już w biznesie, mimo że jeszcze byłem w liceum. I przez te wszystkie lata widziałem jak się system szkolnictwa i biznes psuł. Wprowadzenie dotacji spowodowało powstawanie biznesów jedynie dla brania kasy do kieszeni. Sam padłem tego ofiarą bo wszedłem w taki biznes tworząc produkt, który potem został wyrzucony do kosza mimo że był całkiem dobry i sprzedawał się. Zaprzepaścić sprzedający się produkt to czysta głupota (dla normalnego człowieka). Ale osoby decyzyjne tak to poprowadziły, bo widziały większą kasę w kolejnej dotacji niż w sprzedawaniu produktu. Ja w tym biznesie byłem tylko pracownikiem a nie członkiem biznesu, więc nie miałem nic do gadania. Na uczelni to samo. Zamiast robić ciekawe badania czy projekty, to się bierze projekt który daje granty (cokolwiek to znaczy). Liczą się granty i publikacje. Nie ważne czy sensowne. Był taki jeden projekt gdzie profesor robił pod siebie gdy się okazało że firma która z nim współpracowała naprawdę chciała od niego rzetelnej pracy a nie tylko wyprodukowania bezsensownych publikacji. On myślał że ma być tak jak zawsze czyli fuszerka. I naściemniał coś w tych dokumentach. A samej firmie nakłamał, twierdząc ze to jest prawda i to może działać. Jak się okazało że firma ciśnie na działający prototyp (zamiast zamknąć projekt po minięciu terminu wymaganej przez UE trwałości projektu) to wyszła trochę afera. Ja sam jako student przez niektórych profesorów byłem traktowany jak perła, bo jako nieliczny miałem jakąś wiedzę i chęć nauki. Bo pozostali woleli tylko przebrnąć i dostać papier, a potem jechać do Niemiec zrywać truskawki. Profesorowie więc obniżyli poziom. Tym bardziej ich dziwiło że ktoś sam sobie narzuca wyższy poziom zamiar równać w dół. Po studiach dalsza części pseudo biznesów. Ciężko znaleźć projekt gdzie nie ma finansowania z UE. A wtedy (gdy jest coś innowacyjnego) to jest obowiązek korzystania z jednostek naukowych. Czyli mimo że robię ja, to na papierze ma być że to robi uczelnia. Że mi pomagają. Zamiast normalnie robić, to jeszcze muszę tracić czas na jakichś profesorów co tylko by chcieli granty jakieś ugrać. I jeszcze mi przeszkadzają bo nie znają się na dziedzinie w jakiej niby mieli mi pomagać. Czyli muszę jechać, zadać pytania, a potem żeby być fer wobec firmy to muszę powiedzieć: "profesorze, dziękuję ale robię po swojemu". Bo inaczej było by nie fer wobec firmy gdybym posłuchał profesora (wtedy projekt by nie działał technicznie). To wiem z pierwszej ręki. Jak ktoś powie że to Korwinizmy to znaczy że mi zarzuca kłamstwo. To jest ten wspaniały rozwój Polski z UE?
  12. A dlaczego miało by iść na zawsze? W przypadku ojców nie chodzi przecież o zabranie ich na zawsze. Tylko o opiekę naprzemienną. To dlaczego tutaj mamy brać pod uwagę przypadek pójścia za Mikołajem na zawsze? Trzeba wziąć przypadek pójścia na trochę.
  13. Ale macie rozkminy. A tu po prostu chodzi o to że czarne ptaki odlatują do ciepłych krajów. Zostają tylko białe ptaki. Więc to że się nagle kobieta do Was przyczepia, to nie zwiększone zainteresowanie, lecz przekierowanie zainteresowania na kogoś innego (bo poprzedni odlatuje).
  14. Przecież wyjaśniłem wyżej że to taki idiom. Chodzi o pracę jako całość, a nie o samą robotę. Całość to robota + odbieranie efektów tej roboty. W obozach była tylko robota bez możliwości odbierania efektów. Robiło się na kogoś a nie na siebie. Można powiedzieć tak: Praca na kogoś nie uszlachetnia. Praca na siebie uszlachetnia. To co jest w filmie wyżej to co innego. Tam klasa próżniacza ma pod sobą pracowników którzy na nich robią. Najczęściej też Ci ludzie mają kontakt z władzą lub są władzą, więc utrzymują się też z podatków. Potwierdza to zresztą to co pisałem, czyli że mimo rozwoju techniki pozostała część ludzi pracuje ciągle po 8 godzin bo musi pracować na tych co są wyżej. Obecne podejście młodych ludzi to co innego. Oni nie są na szczycie. To są Ci na dole. Nie mają nikogo pod sobą kto by na nich robił. To więc coś innego niż klasa próżniacza z filmu.
  15. Błędny wniosek. Już bracia wyjaśniali ale ja podam jeszcze przykład. Dzieci na Świętego Mikołaja zawsze czekają i pewnie chciały by z im iść jak by im to zaproponować. A przecież mają z nim kontakt tylko raz do roku przez max 0.5h. Dlaczego? Bo się go przestawia jako kogoś dobrego. Jak by matka przedstawiała ojca jako kogoś dobrego to dziecko by chciało z nim iść.
  16. Praca jak najbardziej uszlachetnia, ale to stwierdzenie zawiera idiom który dzisiaj powoduje problem w zrozumieniu tego stwierdzenia. Chodzi o pracę. Tu nie chodzi o samą pracę, ale o całość. Czyli pracę + zarobek (lub pracę + wypracowanie sobie dóbr). Wtedy uszlachetnia. Bo człowiek widzi że jak pracuje to wypracowuje sobie dobra potrzebne do życia. Widzi więc wartość w pracy. praca jest więc środkiem do celu a nie celem samym w sobie. Dzisiaj jednak pod określeniem "praca" rozumie się coś innego. Praca określa stosunek pracy. Jak ktoś pyta czy mam pracę to chodzi mu o to czy mam pracę zarobkową, a nie o to czy mam pracę do wykonania w ogródku. I nie było by tu jeszcze nieporozumienia bo niby jest zarobek. A więc praca ciągle daje zarobek. A praca w ogródku daje jakieś warzywa (czyli dobra). Problem się pojawia w dzisiejszym systemie politycznym, gdzie zarobki nie odzwierciedlają wkładu w pracę. W takim wypadku dla wielu osób "praca" (praca zarobkowa) staje się przede wszystkim pracą jako wykonywaniem roboty, a nie jako zarobkiem (zarobek jest ale niewielki). Stąd dzisiejsza niechęć do pracy. Bo praca przestałą dawać wymierne zarobki. I nie jest to wina pracodawców, czy niskiej płacy minimalnej. Dokładnie odwrotnie. Problemem jest w ogóle obecność tej płacy minimalnej oraz złe prawo. Bo bez prawa nikt by nie narzekał na pracodawców tylko sam sobie założył firmę (gdyby nie było utrudnień prawnych). Płaca minimalna by nie przeszkadzała bo nikt by się nie godził na niskie zarobki widząc alternatywy (nie blokowane prawem). To też wyjaśnia dlaczego mimo postępu technologii ludzie ciągle muszą dużo pracować. Wcale nie ma tu jakiegoś powodu społecznego czy technicznego. Powód jest polityczny. Łatwo to zrozumieć biorąc pod uwagę stan techniki oraz podatków np. w średniowieczu. Ludzie płacili jakieś tam małe podatki (duże w kontekście ówczesnych możliwości zarobkowych). Oraz chcieli mieć jakieś nowoczesne maszyny (nawet sobie nie mogli wyobrazić jakie) do pomocy w pracy. Król chciał zebrać np. równowartość 1 tony złota w podatkach. Żeby sobie wybudować jakiś tam pałac czy coś tam innego robić. Ludzie chcieli mieć dom z drewna, o określonych wymiarach. I załóżmy że nagle pojawia się dzisiejsza technologia, ale król zostaje ten sam. Ludzie mogą wybudować dom taniej i szybciej. Mogą szybciej zarobić na zapłatę podatku (1 tona złota). Mają więc więcej wolnego. Zapewniam że tak by było, że robili by mniej a i tak wypracowywali więcej. Co się jednak zmieniło że tak nie jest? A no system prawny. Królowi już nie wystarcza zamek skoro ludzie mogą zarobić na podatek w 1 godzinę. Skoro zostaje im więcej czasu to dlaczego ma się ograniczać? Pozostałe 7 godzin też im skaże pracować na jego podatki. W dodatku sam też chce mieć lepszy technologicznie pałać. Podnosi więc podatki żeby ludzie nadal musieli pracować te 8..12 godzin dziennie. Po prostu podatki zawsze są tak wysokie żeby ludzie pracowali tyle ile mogą. Podatki są złodziejstwem, i ich celem jest tylko ograbianie społeczeństwa. Nic więc dziwnego że zawsze pracuje się po 8 godzin. Bo system dba o to żeby produkować jak najwięcej, czyli tyle ile może człowiek produkować. Czyli żeby produkował przez te 8...12 godzin, a nie przez 1 godzinę. To samo dotyczy innych dziedzin prawa/podatków, niż te od pracy. Prawo budowlane jest takie samo. Przy dzisiejszej technice można by wybudować średniowieczny dom w cenie pewnie około 20 tyś zł. Ale prawo zabrania. Bo każe mieć ocieplenie, przyłącze elektryczne, gazowe, wodne, itp. A to podraża koszt a potem każe płacić rachunki. Ludzie też chcą mieć więcej. Czasami ktoś narzeka że ma rodzinę i go nie stać na opłacenie rachunków (gdy kiedyś ojciec sam pracował na całą rodzinę i dawał radę). No ale za co te rachunki? Przecież jakby nie miał prądu, gazu, internetu to by ich w ogóle nie musiał płacić. Więc niskie zarobki i niski poziom życia to trochę mit. Poziom jest wyższy niż w średniowieczu. Rzeczywiście zarobki są niskie jak na ilość pracy (ze względu na podatki), ale i tak są wyższe niż kiedyś. Wydają się niskie bo wzrosła jakość życia, czyli wzrosła ilość dóbr jakie człowiek by chciał kupić. Na rachunki nie wystarcza więc, bo ludzie sami się pchają do posiadania pewnych dóbr. Czyli trochę ludzie sami tego wszystkiego chcą, ale też trochę prawo do tego zmusza. Dzisiejsza młodzież widzi to wszystko (choć nie bezpośrednio) i stąd stają się pragmatyczni. Nie widzą tego bezpośrednio tak jak ja, czyli że można by żyć taniej. Gorzej niż średnia ale ciągle o wiele lepiej niż w średniowieczu. A ograniczeniem jest tylko prawo. Lecz są przyzwyczajeni do dzisiejszego wygodnego życia. I nie widzą tego jako ograniczenie prawne do prostszego życia (bo wcale nie chcą żyć prościej), lecz widzą to jako przymus do pracy z której nic nie wynika. Efekt końcowy jest taki sam. Ja nie widzę sensu w pracy gdy moja praca dawała by jedynie opłacanie podatków a żadnych profitów dla mnie. Młodzi nie widzą sensu w pracy gdy nie daje ona się wybić, a bez pracy można żyć pobierając zasiłki. Zupełnie inne podejście, a efekt ten sam. Brak chęci do pracy. A wszystkiemu winne lewactwo nie pozwalające odbierać całości efektów własnej pracy.
  17. No chyba nie, bo alf zawsze jest mniej. Nawet jak weźmiemy grono alf do jednego pomieszczenia, to wśród nich ktoś (większość) zostanie betami. Każdy ma coś z alfy i bety. Obecne problemy to wynik zwiększenia grona spośród którego się wybiera alfy i bety. Jak było 100 grup po 3 facetów, to było 100 alf. Jak jest 10 grup po 30 facetów, to jest 10 alf.
  18. Czasy się zmieniły. Stare mądrości dzisiaj się nie sprawdzają. Stare mądrości mówią że małżeństwo to coś trwałego. Że gwarantuje brak skoków na bok. Itp. A jak to wygląda dzisiaj?
  19. Niestety to też problem, bo z tego powodu mogą zasądzić wysokie alimenty na jego przyszłą byłą żonę. Dlatego: Nie wiem jak to wygląda, ale tak bym właśnie zrobił. To chyba jedyna metoda żeby uwiarygodnić rozwód z winy żony. Bo skoro niby ona jest winna a Ty nie wniesiesz pozwu tylko ona, to dziwnie to będzie wyglądało dla sądu. Można też zastosować takie rozwiązanie, choć jest trudne do przeprowadzenia. Trzeba by zorganizować żonie jakąś dobrze płatną pracę. Albo chociaż jakąkolwiek pracę. Żeby potem mieć w sądzie dowody że jej możliwości zarobkowe są wysokie (wyższe niż teraz).
  20. Film o młodej kobiecie która podziwia lokalnego chada. Robi różne głupoty żeby go widzieć w akcji. Sama się pcha na jego bolca, ale na koniec odwala mu oczywiście krzywą akcję (zedytowałem posta żeby za bardzo nie spoilerować). Dobry film, ale chyba bardzo mało znany. Trafiłem na niego ze 3 lata temu jeszcze zanim poznałem matrixa. Miał jakąś nikłą ilość wyświetleń.
  21. To działa. Po prostu  Przemycasz tu błędne założenie że jak coś działa to jest dobre. A tak nie jest. Karabin maszynowy też działa. Jak się wyceluje w ludzi i naciśnie na spust to ich pozabija. Ale czy to znaczy że to działanie jest dobre? No nie bardzo. Tak samo z wysoką inflacją czy wysokimi innymi podatkami. One działają tylko sensie działania zgodnie założeniami, czyli że zachowują swoją wysoką procentową wartość. Jak podatek miał być wysoki i wynosić 30%, to wynosi 30%. I tyle z jego działania. Nijak to nie świadczy o tym że taki podatek jest dobry. Takie podatki są stosowane bo się sprawdzają jako narzędzie kradzieży. Tak jak stosowanie łomu sprawdza się przy kradnięciu radii z samochodów. Nijak to jednak nie dowodzi że kradnięcie jest dobre. Przed drugim utworzeniu po II W.Ś. miał kto. Według Twojej kategorii uznawania za naród. Według innej nazwie. Takie kryterium jakie stosujesz pojawiło się jako uznawane gdzieś w XVIII czy XIX wieku. I jak sama nazwa wskazuje, to było tylko uznawanie. Nie jest arbitralnie powiedziane że to jest jedyne poprawne kryterium. Zresztą mamy państwa złożone z wielu narodów. Oraz osobne państwa złożone z jednego narodu (tzn. gdy jeden naród dzieli się i tworzy osobne państwa). Są też państwa sztuczne gdzie nie ma żadnego związku państwa z narodem, jak Belgia. Nijak narodu nie można więc wiązać z dążeniem czy z posiadaniem państwa. O zwykły samochód prowadzony przez kierowce.  Ale po co miałbym odpowiadać? Przecież Ty zakładasz że państwo to naród, a pytanie jakie zadajesz jest pytaniem z założeniem że jest inaczej. A w wypadku gdy samochód to bezwolne narzędzie w rękach kierowcy? Jak wyżej. Pytanie jest o kierowcę sterującego samochodem jako niezależnym bytem. A Ty przecież zakładasz że naród to państwo, a więc jeden byt. Który sam się steruje. Pytanie miało by więc sens tylko w przypadku samochodu autonomicznego, czyli takiego który sam się steruje. No chyba że dostosujesz się do mojej wersji, czyli że państwo to osobny byt względem narodu. Wtedy mogę odpowiedzieć. Przegapił termin zgłaszania się.
  22. Przecież podczas trwania obecnego systemu ilość rozwodów się nie zmniejszyła tylko zwiększyła. Czy na wskutek tego systemu to inna sprawa. Ty jednak zdajesz się uważać że obecny system polepszył rzeczywistość, bo został wprowadzony żeby naprawiać jakieś błędy w poprzednim systemie (więc odgórnie zakładasz że mu się udało). Skoro uważasz że to sprawka systemu, no to widzisz, jest odwrotnie niż myślisz: system nie polepszył a pogorszył sprawę. Pytanie co teraz zrobisz. 1. Uznasz że dane są błędne (że wcale nie ma teraz więcej rozwodów). 2. Uznasz że to nie system doprowadził do zwiększenia ilości rozwodów. 3. Uznasz że jednak źle myślałeś o systemie, czyli że on jednak nie polepsza a pogarsza. Skąd założenie że żyją tak z powodu prawa? Coś innego może ich pchać do życia zgodnie z zasadami etyki czy zgodnie z zasadami życia (prawdziwymi, czyli niematrixowymi).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.