Skocz do zawartości

Rnext

Starszy Moderator
  • Postów

    10424
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105
  • Donations

    30.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rnext

  1. W miarę postępów socjalizmu walka klasowa zaostrza się Bez wątpienia będzie się toczyć również na tym froncie. Ale o czym ja mówię? To przecież już ma miejsce na poziomie odgórnych, nieoficjalnych wytycznych. https://bezprawnik.pl/badania-profilakyczne-dla-seniorow/
  2. Mam wrażenie że to wszystko jest sygnałem „bańki”, przesilenia (tulipomania/przyrostomania). Całe otoczenie społeczne jest programowane na gloryfikowanie rozmnażania, ze względu na walącą się w ruiny euro-demografię i związany z nią lęk rządzących przed zawaleniem się przeróżnych piramid finansowych (systemów emerytalnych, funduszy inwestycyjnych itp). Jeśli to jest „bańka rozpłodowa” to niebawem sytuacja może się odwrócić i rozmnażających się, będzie się obwiniać za kryzys klimatyczny, ocieplenie klimatu i zanieczyszczenie wyeksploatowanego środowiska a rodzice będą chyłkiem przemykać, zawstydzeni, bocznymi ulicami miast i miasteczek, kryjąc się przed pełnymi dezaprobaty spojrzeniami przechodniów.
  3. Bardzo dobre portrety! Świetnie narysowane (albo niekiedy zagrane?) charaktery, stan ducha, żywość. Nie widzę tu depresyjności, raczej tu i ówdzie refleksyjność a na przekór anturażowi, często jednak widać w oczach radość. Ciekawe zestawienie bytów ożywionych i tych nie. Świat reklamy stara się nas przekonać, że życie to krzykliwy, barwny billboard w ładnym otoczeniu, przy tym lekkim, łatwym i przyjemnym na tyle, żeby od tego życia odizolować i ułatwić folgowanie instynktom i do nich nas sprowadzić. W kwestii klimatu, zawsze przy oglądaniu jakichś fotografii przypominają mi się słowa Tomasza Tomaszewskiego (uwielbiam jego reportaże https://academy.tomasztomaszewski.com/kolekcje/) skierowane do biorących udział w pewnym konkursie fotograficznym: „fotografia znacznie więcej mówi o autorze niż opowiada o tym, co sobą przedstawia”. Dlatego ciekaw byłbym jak pokazał by „ludzi zachodniego dobrobytu” poprzez swój „filtr rzeczywistości”. Czy mają jeszcze jakąkolwiek iskrę, czy raczej jako pusto dzwoniących widowiskową wegetacją, obijając się z piskiem opon, bez celu, byle naprzód, wśród kolorowych papierków po cukierkach i kartonów po płaskich telewizorach. Bo kolorowa baśń to jest na Insta.
  4. Przypomniały mi się czasy, kiedy zaprzestałem oglądania TV czy słuchania radia jakieś naście lat temu. Żadna ideologia, po prostu brakowało czasu na inne zajęcia. Wówczas zszokowało mnie, że wszyscy mówią to samo, tak samo i o tym samym. Jak bym się znalazł wśród zarażonych tym samym wirusem, repeaterów. Tu podrzucę pewien zasłyszany od pewnego nauczyciela fakt - otóż na sprawdzianie zarzucił jedno pytanie „testowe”: co zawiera jogurt. Prawie wszyscy przepisali z pamięci hasło reklamowe: „żywe kultury bakterii”. Ktoś tam pojedynczy błysnął jedynie nazwami szczepów bakterii. Nie czytam ani nie oglądam wiadomości, nie słucham radia, jeśli jakiś serwis nie jest AdBlock friendly to nie moja strata, że go nie przeczytam, powiadomienia w większości komunikatorów mam wyłączone, skrzynkę pocztową sprawdzam raz na jakiś czas i nie wyobrażam sobie, mieć ją wciąż otwartą a już w ogóle - reagować natychmiast na maile. Wyjątkowo cenię sobie tryb „reader” w iPadzie. Hierarchia komunikacji ze mną jest taka - sprawy ultra pilne: telefon, mniej istotne, takie, które mogą poczekać: SMS/mail/komunikator. Do furii mnie doprowadza styl działania niektórych ludzi, którzy wyślą maila i natychmiast dzwonią, żeby poinformować, że wysłali maila. Albo oczekują natychmiastowej reakcji na SMS. Obłęd. Mało mnie interesuje czy ktoś gdzieś kogoś zbombardował i kogo akurat dzisiaj, zwłaszcza, że dzisiejsze nagłówki wyścielą jutrzejsze śmietniki. Seriali praktycznie nie oglądam, przede wszystkim dlatego, że nie przepadam za przywiązywaniem się do ekranu a w ten sposób zwykle są realizowane - ma się coś toczyć, nie wiedzieć po co a fabuła zmierzać do nikąd i wnieść dokładnie „nic” dając iluzję rozrywki a de facto tylko pożerając ogrom czasu. Trzeba się odcinać, od czego się da. Nie da rady chodzić po mieście z nosem w chodniku, zawsze będziemy bombardowani „błyskadełkami”. Ale ciąć, gdzie się da.
  5. Tu jest kilka aspektów. Pierwszy - nie da się ciągnąć tej piramidy Ponziego w nieskończoność i rozmnażać/przyrastać logarytmicznie (każde z wielu dzieci ma wiele dzieci, które będą miały wiele dzieci). Drugi - traktowanie potomstwa jako polisolokaty jest kiepskie tak dla potomstwa jak i rodzica. W zasadzie nie odróżnia podejściem od „alimenciar” i też czyni z dziecka kogoś na kształt prywatnego niewolnika. Chciałeś dziecko - Twój wybór, Twoja odpowiedzialność. Mimo, że może pomóc, nie jest Ci nic winne (dłużne). Tak, bo my faceci, jesteśmy z drewna. Ja pierdziu, ale kiszonka. Całkiem możliwe że w tym co wypisujesz w tym temacie, kryje się odpowiedź na Twoje wątpliwości w kwestii wspólnego zamieszkania przez „narzeczonego”. Potwierdzasz, że o mężczyznach nie wiesz nic, a do tego mam niestety wrażenie, że reprezentujesz jakąś formę „hienizmu” i nawet mężczyzn nie lubisz.
  6. W końcu to jednak Sandra przełożyła prawo B-M na ludzki język, słowami: „hulaj dusza, piekła nie ma”
  7. Wczoraj, podczas przemiłej kolacji, przypomniała mi się w kontekście rozmowy, pewna anegdota, którą nie omieszkałem się podzielić. Podzielę się więc i z Wami a może i z tego będzie przyczynek do podjęcia nieco lżejszego tematu. Podejście proponuję dowolne - nie ukrywam, że liczę na ten kpiarski sposób. Otóż (ponoć) na jednym egzaminie z chemii na pewnym uniwersytecie, profesor zadał pytanie „czy piekło jest egzo- czy endotermiczne”? (W uproszczeniu, oddaje czy absorbuje ciepło). Większość studentów wychwyciła, że chodzi o zastosowanie prawa Boyle’a-Mariotte’a, jednak jeden z nich wykazał się dodatkowo imponującą błyskotliwością i dowcipem, odpowiadając w ten sposób: Najpierw musimy stwierdzić, jak zmienia się masa piekła w czasie. Do tego potrzebna jest ocena liczby dusz, które idą do piekła i liczba dusz, która piekło opuszcza. Moim zdaniem można ze sporym prawdopodobieństwem przyjąć, ze dusze, które raz trafiły do piekła, nigdy go nie opuszczają. Na pytanie, ile dusz idzie do piekła, można spojrzeć z punktu widzenia wielu istniejących dzisiaj religii. Większość z nich zakłada, ze do piekła idzie się wtedy, gdy nie wyznaje się tej właściwej wiary. Ponieważ religii jest więcej niż jedna i nie można wyznawać kilku religii jednocześnie, to można założyć, ze wszystkie dusze idą do piekła. Patrząc na częstotliwość narodzin i śmierci można założyć, ze liczba dusz w piekle wzrastać będzie logarytmicznie. Rozważmy, wiec pytanie o zmieniającej się objętości piekła. Ponieważ wg prawa Boylesa wraz ze wzrostem liczby dusz rozszerzać musi się powierzchnia piekła tak, aby temperatura i ciśnienie w piekle pozostały stale, to istnieją dwie możliwości: Jeśli piekło rozszerza się wolniej niż liczba przychodzących do niego dusz, to temperatura i ciśnienie w piekle będą tak długo rosły aż piekło się rozpadnie. Jeśli piekło rozszerza się szybciej niż liczba przychodzących tam dusz, to temperatura i ciśnienie w piekle będą spadać tak długo, aż piekło zamarznie. Która z tych możliwości jest bardziej realna? Jeśli weźmiemy pod uwagę przepowiednie Sandry, która powiedziała do mnie: "prędzej piekło zamarznie niż się z tobą prześpię", jak również to, ze wczoraj z nią spałem, to możliwa jest tylko ta druga opcja. Dlatego tez jestem przekonany, ze piekło jest entodermalne i musi być juz zamarznięte. Z uwagi na to, ze piekło zamarzło, można wnioskować, ze żadna kolejna dusza nie może trafić do piekła, a ponieważ pozostaje jeszcze tylko niebo, to dowodzi też istnienie Osoby Boskiej, co z kolei tłumaczy, dlaczego Sandra cały wczorajszy wieczór krzyczała "O, Boże!!".
  8. Feminizm musi poważnie zakasać rękawy i w końcu na serio zabrać się za równouprawnienie
  9. Tak sobie zerknąłem na byle co w Yesie (naprawdę byle co, ludzie fajniejsze pierścienie ze starych monet robią), mały pierścionek - samo złoto 585 o wadze 1.3g. Przy cenie uncji 999 na poziomie 6k w takim pierścionku uncja kosztuje circa 18k. Ale tylko dlatego że była jakaś promocja i wisiał za połowę ceny. Więc zapłacić pod 40k za uncję w cenie regularnej, półkowej? Kwintesencja szaleństwa. Z ciekawości zerknąłem na zaręczynowe, zakładając, że dochodzi tutaj aspekt bezlitosnego strzyżenia beciaków. No i nie pomyliłem się. Badziewny pierścionek z całkiem przeciętnym brylantem klasy SI2 (0.2 ct) kosztuje 3.2k. Taki brylancik to się kupi za max 800 PLN (a jak przyciśnie na sprzedaż to wątpię czy 500 PLN się za to weźmie na wtórnym). Reszta, czyli jakieś 0.7g czystego złota ponad 2k co daje jakoś pod 100k za uncję Jak pisze @Kapitan Horyzont - uderzał bym do artysty-rzemieślnika. Jak miałbym tyle zapłacić, to wolę coś unikalnego niż maszynowego. Podrzucę jeszcze gościa, jak z uncjowego Krugerranda robi pierścień. Hipnoza
  10. Że lobby restauratorskie posmarowało komu trzeba No i właściwie dyskonty też są w tych godzinach zamknięte a po co ludzie mają kupować gdzie indziej?
  11. "Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził". Zerknę czasem i posłucham pana Rafała, robi dobrą robotę i nie ma się o co do niego przypierniczać. Jeszcze brakuje, żeby jakąś jedynie słuszną linię partii lansował, no panowie, bez żartów. W świecie jest tak czerń jak biel i cała skala pomiędzy. Z dedykacją dla p. Olszaka (i nie tylko) https://youtu.be/RAWJHpP3sog
  12. Ja tam bez zarostu wyglądam jak księgowy gangu, z zarostem - jak agent Mosadu, a idźcie w pip z tym wszystkim. Czekam na modę chodzenia w kominiarce po ulicach. Mam od lat, dość archaiczną trymer/maszynkę fryzjerską Rowenty. Niezniszczalna.
  13. Oj, ja mam uraz... z przedszkola Zwykle był jakiś chiński, rozgotowany na pulpę. Najgorszy był i tak drugiego dnia w zupie "pomidorowej". Czyli panie "kucharki" wlewały pewnie do wody koncentrat pomidorowy żeby ją zafarbować i dorzucały chochlę galaretowatej masy ryżowej na talerz. Koszmar. Trochę trwało zanim się do ryżu w ogóle przekonałem. Chociaż do dziś jak widzę/próbuję niektóre gatunki i wykony to mam drgawki i odruch wymiotny. Jeszcze w kwestii azjatyckiego pełnoziarnistego - ponoć od cholery arsenu zawierają. Jednak najbardziej lubię włoskie, albo użyte do risotto grzybowego z wykończeniem z ricotty i aksamitnego masła, albo wersja "bianco", gotowanego na mleku z musem jabłkowym i z cynamonem Koniecznie o stopniu ugotowania "lekko na ząb". Ja właśnie odwrotnie, w żadnym razie krojone. Najlepiej w całości. Jakoś "bilans wodny" w krojonych mi nie leży i mają do tego jakiś taki "sprany" smak. A takiego całego z puchy to jak ostrygę chętnie połknę No i rozgniecenie takich w palcach to poezja Mi akurat pewne połączenia smakowe nie leżą. Jakaś cecha osobnicza pewnie. Tylko półgębkiem wspomnę, że w ogólności, np. marketowe kury mi zwykle cuchną mokrym, zaparzonym pierzem. Zresztą wołowina też jest generalnie taka sobie. Ogólnie - kiedyś to kurła było
  14. @a.jolie im mniej kruszcu tym większe premium i odwrotnie (bo i dostępność dla portfela). Klasyka. Wyposaż się też np. w linijkę Fischa i ew. wagę jubilerską (mi się przydaje do odważania 0.65g drożdźy na przykład ;)) No i na początek trzymaj się powszechnych bulionówek (eagle i krugery). A gdzie kupisz - to już Twój wybór. GLD to GLD, byle dealer był wiarygodny i z rekomendacjami.
  15. Ja mam tylko do tego parę osobistych preferencji - ryż absolutnie nie pełnoziarnisty, brać zwykły, drobny, krąglutki, byle był hiszpański. Cudo - pomidory w puszce - jak masz możliwość, ekstra są San Marzano. Za ich "mineralność" po prostu je uwielbiam! Żadne surowe. Tylko pucha! Fenomenalne czasy, bo bez trudu można kupić. - nie mieszam mięs z kurczakiem, kompletnie mi to nie podchodzi. Jak już, to wyłącznie owoce morza. W zasadzie ośmiorniczki i małże by mi stykły. Ale ja mam korbę smakową na tle morszczyzny. - spróbuj dorzucić odrobinę papryki wędzonej w proszku A tak to walczyć! Ile się da. I rozkoszować podniebienie
  16. Nie jest śmieszne. No co Ty? Nikt nie wie wszystkiego (oprócz Yody ;)) Wyślę Ci PW.
  17. Kurde, na moje ucho to mega plagiat Vaya con Dios "What's a Woman" Zresztą posłuchaj: A ja sobie mam fazę na Maleńczuka
  18. No jeszcze może dojść do tego "cypryzacja" oszczędności/lokat, o czym zdaje się wszyscy juz niemal zapomnieli. A euro-prawo wyraźnie od jakiegoś czasu stanowi, że w razie "W" pieniądze zdeponowane w banku nie należą do posiadacza konta, tylko mogą zostać... "ubankowione" (dyrektywa BRRD). Całkowicie legalnie mogą zostać skonfiskowane.
  19. Szkoda że polski rynek wydawniczy jest taki kijowy i nie ma oficjalnego ebooka. Lipa.
  20. Książka czeka w (długiej) kolejce. Hasła hasłami, ale ciekawi mnie ich "pitersonowskie" rozwinięcie, zwykle w nim jest najwięcej smaku.
  21. Jeszcze do tego się odniosę, bo umknęła mi Twoja uwaga o rozjechaniu się realnej inflacji z GUSowską. Rzecz jasna mówiąc "inflacja" mamy na myśli CPI a nie agregaty pieniężne, które aktualnie są w stratosferze. Od przyszłego roku w związku ze znaczącymi podwyżkami cen energii (szacuje się nawet o 40%, ale kto to wie?), moim zdaniem GUS nie da rady wówczas dłużej żonglować koszykiem zakupów, żeby schować inflację. Jak w końcu wyjdzie we wskaźnikach, sektor bankowy da sobie zielone światło na urealnienie - o ile nie oprocentowania kredytów (bo stopy % będą i tak leżały w gestii NBP), to w innych sposobach podniesienia ceny kredytu. Ilość samych kredytów hipotecznych-mieszkaniowych szacuje się obecnie na 2.5 mln sztuk. Zakładając, że wzięły je rodziny trzyosobowe (trochę singli, trochę małżeństw z dziećmi) może się pojawić problem dla 7 mln ludzi. A samych pracujących jest w Polsce tylko jakieś 16 mln. Znaczący wzrost kosztów obsługi kredytu ograniczy rodzinom możliwości konsumpcyjne, więc po pierwsze - spadnie siła napędowa gospodarki nakręcana popytem wewnętrznym i po drugie, więcej pieniędzy "zniknie" (spłacony kredyt to anihilacja pieniądza, stworzonego kredytem). Więc widmo "zimy Kondratiewa" w postaci deflacji i delewarowania gospodarki, wydaje się bardzo realne. Czyli w konsekwencji - pęknięcie bańki nieruchomości (tu jeszcze kataster i kiepska demografia będą grały pierwsze skrzypce wkrótce) i prawdopodobna bessa na giełdzie. Przecież WIG jest wciąż blisko historycznych maksimów. Ponadto zdaje się, że zapadła klamka w kwestii tzw. "mienia bezspadkowego" i będzie trzeba nas odcedzić z circa 300 mld $ czyli połowy całkowitego, rocznego PKB Polski.
  22. Wszystko jest takie samo i nic nie jest takie samo. Patrząc przez pryzmat wieloletnich cykli Kondratiewa, moim zdaniem mamy obecnie głównie "jesień" z sygnałami "zimy". Teoretycznie każda z fal powinna trwać 1-2 dekady. Tyle, że dochodzą czynniki wydłużające te cykle oraz to, że jednak różne regiony świata są w różnych fazach cyklu, więc interferują ze sobą. Z tegoż samego bloga: To raczej skutek (i metoda) a nie przyczyna. Zresztą, systemowe ignorowanie znacznie ważniejszych problemów zemści się prędzej niż później. Na chwilę obecną pompuje się w gospodarki ogrom "pieniędzy" co o dziwno nie pociąga za sobą jakiejś znaczącej inflacji ulicznej. Najprawdopodobniej więc, służy jedynie ukryciu/powstrzymaniu krachu. Więc w zasadzie to co robi FED, EBC czy BOJ (a nawet PiS) to kupowanie czasu. Milczenie jest złotem I złota zasada - zasady ustala ten, kto ma złoto
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.