Skocz do zawartości

deleteduser129

Starszy Użytkownik
  • Postów

    671
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser129

  1. Serio ci to przeszkadza? To jest fenomenalny barometr zainteresowana babki. Jeśli uważa cię za istotę zajebistą i fascynującą, to będzie uważała za zajebiste i fascynujące wszystko, co ma z tobą związek. I będzie - czasami okropnie nieporadnie - próbowała się zainteresować tym samym, co ty. Jeśli ją do ciebie mocno ciągnie (a nie tylko odstawia rytuał podrywu, bo jakiegoś chłopa trzeba mieć, żeby się koleżanki nie śmiały), to będzie chciała z tobą spędzać jak najwięcej czasu przy twoich ulubionych aktywnościach, nawet jeśli oznacza to wykonywanie aktywności dla niej nieprzyjemnej albo przerażającej. Ja bym się martwił, jakby takich rzeczy nie robiła, bo to by znaczyło, że jej zainteresowanie jest mocno "letnie". BTW, z zainteresowaniami u lasek to jest przepocieszna sprawa, bo w przeciwieństwie do mężczyzn one bardzo często skrzętnie ukrywają takie zainteresowania, które choć trochę wyłamują się z sztampy przyjętej w ich środowisku. Bo baby histerycznie boją się źle wypaść i być "inne", bo im się wydaje, że to zmniejsza ich atrakcyjność, że okażą się śmieszne, niekobiece albo że je otoczenie uzna za nerda. Często jest tak, że baba na torturach ci się nie przyzna, co ją faktycznie pasjonuje, jeśli wydaje jej się, że jej zainteresowania są "za kobiece" (i będą cię nudzić) albo nie daj Boże "za męskie" (i uznasz ją za babochłopa). Na przykład, mam znajomą, która hobbystycznie zajmuje się renowacją starych motorów. Jak jeszcze była w obiegu "randkowym", to nie mówiła o tym facetom, bo albo uważali, że jest jakaś dziwna albo usiłowali ją pouczać i robili z siebie debili. Inna laska: dopiero po latach pracowania z nią przypadkiem dowiedziałem się, że jeździ konno, uprawia amatorsko dresaż i jest na naprawdę zajebiście dobrym poziomie. Laski, z którymi się spotykałem, też gadały jakieś kocopały, że się interesują "filmem, podróżami i sportem", a potem okazywało się przypadkiem, że np. w rzeczywistości ich pasje to średniowieczna sztuka sakralna, gra na perkusji, odnawianie starych mebli albo hodowla pająków. Mężczyzna na ich miejscu przechwalałby się do oporu, oczywiście przesadzając, żeby wypaść jak najlepiej. A laski - buzie na kłódkę, żeby nie zepsuć sobie wizerunku i nie odstraszyć potencjalnych ofiar. Próżność taka sama, ale jak inaczej w praktyce się wyraża...
  2. Nie, ale na tyle, na ile znam kobiece teksty, oznacza on: "mam cię dosyć, ale chętnie cię powykorzystuję, póki nie znajdę kogoś ciekawszego".
  3. Moim zdaniem sam już wiesz, co chcesz zrobić, tylko szukasz kogoś, żeby ci powiedział, że masz rację. Jeśli faktycznie jest tak, jak piszesz, to wasz "związek" będzie coraz gorszy. IMHO ciągnięcie go dalej nie ma wielkiego sensu - chyba, że chcesz "tradycyjną" żonę (w złym tego słowa znaczeniu), czyli babę, która urodzi i odchowa dzieci, ugotuje obiad i będzie uprzykrzać ci życie na wszelkie możliwe sposoby. Plus puści się z sąsiadem w ramach gratisu. Nie ma "niskiego libida", tylko po prostu jej za grosz nie podniecasz. Albo to twoje próbowanie "na różne sposoby" nie było takie mistrzowskie, jak ci się wydawało, albo po prostu jesteś dla niej kompletnie nieatrakcyjny seksualnie. Swoją drogą, co się jej dziwisz, że nie chce się z tobą gzić, skoro przez 4 lata nie miała z tego żadnej przyjemności? Teoretycznie możecie pójść do seksuologa, ale jak dotąd nie ziskrzyło, to raczej już pozamiatane. Oczywiście, jak jej zależy na małżeństwie, to możesz ją postraszyć, że znajdziesz sobie inną - wtedy przez pewien czas może się i zmusi do tego, żeby udawać, że ją kręcisz, ale wątpię, żeby to było cokolwiek poza udawaniem i to krótkoterminowym. I gwarantuję ci, że jak trafi na właściwego typa, to będzie miała orgazm raz za razem. Tak to niestety działa. Czemu ma ci sprawiać uciechę i cię podniecać, skoro to się może skończyć seksem, na który nie ma ochoty i który jej nie sprawia przyjemności? Ponownie: jak zacznie się jej palić pod tyłkiem i przestraszy się, że nici z małżeństwa, to może przez jakiś czas z przymusu i z urazą się ogarnie. Ale na długotrwałą poprawę bym nie liczył. Znaleźć dla niej taką aktywność, która sprawia przyjemność jej, a nie tylko tobie. Na przykład kurs tańca albo jazdy konnej z przystojnym instruktorem. Być może przy okazji nauczy ją seksów. Tylko jeśli oczekujesz od partnerki, że będzie rozpłodową krową skrzyżowaną z kucharką. Jak chcesz czegokolwiek ponad to, związek z twoja myszką nie ma najmniejszego sensu. I w tej chwili raczej nic się nie da zrobić, żeby twój problem rozwiązać. Bo z jednej strony ty jej nie uważasz za partnera do rozmowy, a z drugiej strony ona to najwyraźniej zauważyła i zamiast zacząć cię uważać za zajebistą istotę i wcielenie wyższego intelektu, uznała cię za przemądrzałego idiotę. Tak to czasami jest z prostaczkami, mądrzejszych od siebie uważają za kretynów. Problem z tym, że jeśli ona już teraz nie jest zainteresowana tym, co masz do powiedzenia, to raczej już nigdy nie będzie, chyba że zdarzy się cud i ty zaczniesz w niej widzieć partnerkę do rozmowy, a ona w tobie ciekawego rozmówcę. Z twojej wypowiedzi wynika, że nic takiego na horyzoncie nie widać. Ja bym machnął ręką, nie kręcą mnie kobiety z którymi można pogadać tylko o zupie pomidorowej, ale może tobie bardziej zależy i odkryjesz coś, co intresuje was oboje. Cuda się podobno zdarzają. Oczywiście że miał, większość kobiet jest pozytywnie nastawiona do życia, jak są na haju emocjonalnym Są dwie opcje: albo twoja laska jest marudną jędzowatą typiarą, albo jest cholernie niezadowolona z waszego związku i ma w twojej obecności permanentny niskopoziomowy wkurw/depresję, które sie tak przejawiają. Niedbanie o siebie, marazm, brak radości z życia i niechęć do aktywności może wskazywać na to drugie. Znasz ją od początku, było kiedykolwiek inaczej? Jeśli było kiedyś ok, to ona po prostu jest tobą znudzona, zmęczona lub/i rozczarowana (a trzyma się ciebie, bo jesteś niezłym providerem), jeśli było tak cały czas, to ten typ tak ma i już tego nie zmienisz. Plusy, które wymieniłeś, są kompletnie nieprzekonujące. Chyba sam widzisz, że jeśli jest tak, jak piszesz, to jesteście w ślepiej uliczce? Oczywiście, możesz próbować ją na nowo "zachęcić" do starania się (grożąc zabraniem "marchewki", czyli zakończeniem związku), ale to będzie ciągła orka na ugorze i podejrzewam, że efekty będą tylko doraźne.
  4. I to jest chyba najlepszy punkt wyjścia. Musisz sobie najpierw szczerze i bezlitośnie odpowiedzieć, czego właściwie chcesz. A dopiero potem zastanawiać się jak rozwiazać problem. Szukanie rozwiązań kiedy sam nie wiesz, co chcesz osiągnąć, to jest stawianie wozu przed koniem.
  5. Historyjka ma o dziwo post scriptum czy też epilog, dosyć dziwaczny jak na moje kontakty z babami, i trochę kompromitujący. Ale tak po prawdzie nie narzekam. Wpadłem na damę z warkoczem jakiś miesiąc później. Dziewucha, z którą byłem umówiony na kino, dosłownie w ostatniej minucie mnie wystawiła do wiatru, za to w kinie wpadłem przypadkiem na tę, co mi dała kosza. Okazało się, że jako pełnokrwista introwertyczka do kina chodzi sama. Skoro ona sama i ja sam, to zaprosiłem na kawę, opornie się zgodziła, przy kawie bardzo fajnie mi się z nią gadało. Rozmowę zakończyliśmy wspólną konkluzją, że absolutnie nie jesteśmy w swoim typie i oficjalnie się nawzajem umieściliśmy głęboko w friendzone A że dawno mi się tak zajebiście z nikim nie gadało, to znajomość podtrzymuję i od czasu do czasu razem jemy lunch i gadamy o najdziwaczniejszych pierdołach, od Florbeli Espancy przez renowację obrazów i najseksowniejsze żaglowce po zaburzenia psychiczne u małp. Zamiast fetyszu w łóżku mam coś w rodzaju aseksualnego kumpla w kiecce, LOL. Chyba zaczynam dziadzieć, bo nawet mi to nie przeszkadza za bardzo. Czas chyba szukać miejsca w domu starców. ?
  6. Nie, po prostu babka cierpliwie obserwowała trend, trend był niepokojący, więc żeby sobie te wątpliwości wyjaśnić, podświadomie zrobiła prosty, elegancki, niekłopotliwy test na podobieństwo charakterów. No i wyszło jak wyszło. To nie jest tak, że takie decyzje są podejmowane pod wpływem impulsu. To jest masa kumulujących się drobiazgów, których kobiety nawet nie dostrzegają świadomie, ale podświadomie mają wszystkie dokładnie w główkach zapisane i zinterpretowane. Zwykle na twoją niekorzyść. A jeśli dla ciebie jej pies to była "mała kwestia" i że "za wcześnie" było na to, żeby z nim przyszła, to.... no cóż, jak mi laska coś takiego mówi, to uprzejmie jej mówię, że nie mam czasu na spokania z nią i raczej nie będę go miał w przyszłości. A, dodam, ja nie szukam żony czy partnerki na stałe, tylko po prostu panienek w których towarzystwie się dobrze czuję. Jakbym szukał żony albo kobiety do LTR, to "test na psa" byłby pierwszy, jeszcze przed testem "na rodzinę","na znajomych", "na pieniądze" i "na kłótnię o pierdoły". Zjebałeś podstawową sprawę - orientację w charakterze i hierarchii ważności potrzeb myszki. I przez to nie potraktowałeś jako poważnej rzeczy czegoś, co dla niej było bardzo poważnym testem tego, czy do siebie w ogóle pasujecie. Uświadom sobie, że dla niektórych ludzi pies (albo inny zwierzak, ale zwykle dotyczy to psów, u bezdzietnych kobiet czasami też kotów) to członek rodziny. Przyjaciel. Najbliższa istota. Coś jak dziecko, ale nie awantującące się, niesrające w pieluchy i bardziej sympatyczne i oddane od prawdziwego. Ja na przykład taką osobą jestem i bezwzględnie oceniam ludzi przez pryzmat mojego psa. Zwłaszcza kobiety, bo od kobiet oczekuję kobiecości, a więc opiekuńczości i empatii, a nie bycie egoistycznymi c***i. Nie potrafi okazać empatii wobec zwierzaka? Into the trash it goes. Niesprawiedliwie? A jakże! Życie jest niesprawiedliwie. Edit: I jeszcze jedno: bez sensu w takiej sytuacji jest mieć focha, że zrobiła to metodą shit-testu, a nie "poważnej rozmowy". O takich podstawowych rzeczach żadna normalna kobieta nie będzie z tobą miała "poważnych wychowawczych rozmów", bo to jest kontrproduktywne. Bo taka rozmowa z reguły nie daje im informacji zwrotnej o tym, co sobie ich misio naprawdę myśli, czuje i zamierza, tylko daje im komunikat, jakie jego zdaniem wygodne kłamstwo trzeba jej sprzedać (co też jest informacją zwrotną, ale mniej przydatną). Niestety baby zamiast słuchać naszych dopracowanych sloganów reklamowych ("pani, to super samochód, Niemiec płakał jak sprzedawał!!!") wolą od razu wziąć na jazdę próbną i zobaczyć, czy model faktycznie jest taki dobry, jak zapewnia sprzedawca.
  7. No to teraz wypowie się psiarz, bo wyraźnie koledzy tutaj nie do końca czują klimaty.? To nie był "szantaż", tylko prosta informacja o tym, że nie zdałeś egzaminu. Oblałeś test. I to z hukiem. Dostałeś najniższą możliwą ocenę. Wylądowałeś w przegródce "coś z nim jest nie tak, lepiej unikać" Też taki test wobec babek non stop stosuję (świadomie i nieświadomie), więc więm, o co biega. Jak mi jakiś babsztyl (tak, takie osoby to babsztyle, nawet jak mają 20 lat i wygląd 10/10) usiłuje "logicznie" "argumentować", że życzy sobie tylko mnie, a nie życzy sobie w pobliżu mojego psa, to od razu trafia na czarną listę. Od siebie dodam trochę protipów z punktu widzenia osoby w średnim wieku i z pewnym doświadczeniem z kobietami (i psami): Primo, to nie był pierwszy test, który oblałeś. Oblałeś test "na znajomych", oblałeś test "na rodzinę", teraz oblałeś test ostatniej szansy "na zwierzaka". Dałeś jej do zrozumienia, że nie interesuje cię żadna więź społeczna z nią, chcesz tylko podupczyć i się zabawić. Najwyraźniej panna miała wobec ciebie poważniejsze plany niż tylko zabawa, więc stwierdziła, że nie warto dalej inwestować w kogoś, kto nie jest nią zainteresowany "na poważnie" (protip: kobiety z reguły nie traktują seksu jako "poważnego zainteresowania" i najważniejszej części związku, chyba że mają poniżej 20 lat albo powyżej 45). Secundo, piszesz, że laska była czuła, fajna, spokojna, oddana i tworzyła dobrą relację. Mam dla ciebie cholernie złą wiadomość: to nie ma żadnego związku z tym, że dobrze do siebie pasowaliście, tylko z jej charakterem. Kobiety z takim charakterem są dobre, czułe, oddane i empatyczne nie tylko wobec swojego ruchacza, ale także wobec większości swojego otoczenia. Rodziny, znajomych, zwierzaków, koleżanek, sąsiadów. Jeśli partner daje im do zrozumienia, że nie rozumie i nie akceptuje tego, że dla nich rodzina, znajomi, zwierzak i co tam jeszcze jest w jej życiu, są ważni, to one zwykle potulnie wycofują się i szukają dalej, aż znajdą takiego chłopa, który albo umie udawać, że je za to ceni i że jest do nich podobny charakterologicznie, albo po prostu takiego chłopa, który lubi ludzi, dzieci i zwierzaki. Tertio, ładny, przyjazny, średniej wielkości pies z ekstrawertycznym charakterem jest zajebistym wabikiem na fajne, ciepłe, otwarte, oddane babki. Edit: @Proffesor - No właśnie. Jedyna osoba, która rozumie, o co chodzi.
  8. Jak przyrost naturalny będzie dalej wyglądał tak, jak wygląda, to obawiam sie, że nie tylko im się tak będzie wydawało, ale i faktycznie będą tak traktowane, jakby niewiadomo co zrobiły. Kto wie, może nawet im zaczną płacić za rodzenie dzieci. Na przykład: po 500 zł miesięcznie... Ups.
  9. Dawno temu, jak jeszcze mi się wydawało, że kobieta na stałe to jest dobry pomysł, to kończyło się z wieeeelkim hukiem i dramą. Pierwszy LTR zakończyłem ja, bo to zła kobieta była. I łatwa. Niestety, łatwa nie tylko dla mnie. Poza tym miała jeszcze parę innych "zalet". Ja wtedy byłem młody i głupi, więc zwykłe pokazanie lasce drzwi nie spełniało moich potrzeb i koniecznie musiałem zrobić karczemną awanturę i szopkę pod tytułem "Czemu z ciebie taka zła kobieta i jaki to ja byłem dla ciebie świetny, a teraz cierp i żałuj, głupia ****". Wyszło żałośnie. Głównie dlatego, że zła kobieta była za durna, żeby zrozumieć, że powinna się przejąć tym, że ją rzucam. W poczekalni miała tak na oko z pięciu równie napalonych typów, więc się nie dziwię, że jej nie ruszło sumienie. Drugi LTR z kolei zakończyła moja babeczka. Tym razem na swoje nieszczęście trafiłem na dobrą kobietę, która oczekiwała, że będę dobrym facetem. Ja w tym czasie po swojej pierwszej myszce miałem fazę "wszystkie kobiety to szmaty i tak je będę traktował". Dobra kobieta przez pewien czas była cierpliwa, ale potem okazało się, że badboye i samce alfa jej nie kręcą. I po tym, jak zabadboyowałem z jej koleżanką, pokazała mi uprzejmie drzwi. Panna zerwała ze mną na chłodno, ja próbowałem najpierw kozaczyć, a potem robić dramę. Straszną dramę, bo panna była naprawdę grzechu warta. Drama nie pomogła, oczywiście. Cóż, przynajmniej ktoś inny ma teraz dobrą żonę. Od tego czasu robię raczej w krótkoterminowych znajomościach i z biegiem czasu starałem się jak najbardziej eliminować emocjonalne cyrki z rozstawania się. W tej chwili z reguły udaje mi się rozstawać na spokojnie i bez złej krwi, ale to głównie zasługa dobrego pozycjonowania związku na początku i w trakcie (zawsze pilnuję, żeby kobietka wiedziała, że w planach jest krótki, namiętny romans, a nie długi, stateczny związek, i jak tylko widzę, że zaczyna się za bardzo wkręcać i przestaje rozumieć zasady, to ucinam relację). W żadne "blokowanie", "ciche dni" i inne tego typu dzieciniady się nie bawię, uważam, że w wieku 40+ lat człowiek powinien mieć już wyhodowane jaja i nie musi się chować przed babą, którą wyobracał. Dorośli ludzie powinni rozstawać się dorośle. Uprzejmy, spokojny komunikat twarzą w twarz o tym, że relacja nie ma przyszłości, sformułowany z szacunkiem, ale stanowczo. Jesli laska robi dramę - nie dyskutuję, nie nakręcam jej jeszcze bardziej, tylko uprzejmie się żegnam i wychodzę. Wszystkie dalsze kontakty: przyjaźnie, ale na dystans. Im więcej wkurwu z jej strony, tym chłodniej z mojej strony.
  10. Wszyscy skupiają się na bzdetach takich jak to czy Karyny po turystyce, socjologii albo innej szkole dla przygłupów zarabiaja dosyć, żeby się lansować na poziomie odpowiednim dla ich z dupy wziętych oczekiwań życiowych. Zamiast skupić się na tym, co jest ważne, niepokojące i naprawdę świadczy o destrukcji naszego społeczeństwa. Otóż w kluczowych dla społeczeństwa, fundamentalnie ważnych zawodach jest coraz mniej mężczyzn. Bo wychowaliśmy sobie pokolenie chłopaków, którzy myślą tylko o jednym: kasie. I nie wybierają zawodów ważnych dla społeczeństwa, tylko zawody, w których - jak się im wydaje - będą tłukli pieniądze. Przykładowo: lekarze, prawnicy, nauczyciele - kiedyś to były typowo męskie zawody, a teraz? Kto wychowuje nasze dzieci? Kobiety. Kto wydaje wyroki w sądach? Kobiety. Kto podejmuje decyzje o tym, jak i na co nas leczyć? Kobiety. Jak ma się ostać społeczeństwo, w którym meżczyźni SAMI rezygnują z odpowiedzialności i pracy na rzecz społeczeństwa??? Sorry za offtop, ale służbowo ostatnio łażę po sądach i mnie telepie, jak widzę, że młodsze pokolenie sędziów, prokuratorów i adwokatów to w praktyce babski kurnik.
  11. A po co jakieś strony? Nie wystarczy obejść okolicznych Żabek, Biedronek i tym podobnych? Wszędzie teraz panie z Ukrainy, niektóre nawet miłe dla oka. I o wiele milsze dla klientów, aniżeli nasze.
  12. "Awans społeczny"? Awans społeczny by był, jakby Musk był z biednej patologicznej rodziny, ale wybił się dzięki swojej ciężkiej pracy, charakterowi i intelektowi, przezwyciężając trudności wyłącznie swoim sprytem, pomysłowością, umiejętnościami organizacyjnymi i darem przekonywania innych do swoich pomysłów. Ale tak nie było. Musk pochodzi z bardzo zamożnej rodziny (jego ojciec "przypadkiem" jest multimilionerem, przedsiębiorcą, inwestorem i o ile pamiętam współwłaścicielem kopalni szmaragdów i typowym samcem alfa epoki globalnego kapitalizmu). Rodziców Muska stać było na zapewnienie mu bardzo dobrej prywatnej edukacji, od małego miał dostęp do najnowszych technologii, w sieć kontaktów biznesowych się "wrodził", inwestowania i zarządzania ojciec uczył go od małego. O jakim awansie społecznym mówimy w przypadku chłopaka, który jako anegdotę z dzieciństwa opowiada historyjkę o sprzedaniu szmaragdu w Tiffany's za kilka tysięcy dolarów żeby potem przekonać się, że został następnie odprzedany za wielokrotnie wyższą cenę? Ha ha, wszyscy takie przygody w dzieciństwie mieliśmy, każdemu z nas zdarzało się podkraść ojcu z biurka takie "drobiazgi" i sprzedać je za grosze żeby mieć na komiksy, nie? Z tego co pamiętam z wywiadów, jego ojciec był bardzo despotyczny i wymagający, i stąd też Muska sam od siebie nauczył się wymagać dużo. Bo od małego od niego tego wymagano. Zresztą jego rodzeństwo ojciec poddał dokładnie takiej samej tresurze, z bardzo zbliżonym efektem. O to to.
  13. "Wyższa niższa – uprzywilejowana" Debilny ten test, wedle wszelkich sensownych kryteriów socjoekonomicznych jestem typową klasą średnią, w realiach polskiej bieda-gospodarki średnią wyższą, w normalnym zachodnim kraju byłaby tylko typowa średnia, albo nawet średnia niższa. No właśnie. Punkty są za rzeczy, które w rzeczywistości nijak się mają do tego, w jakiej kto jest klasie społecznej.
  14. Zawsze możesz poszukać szczęścia wśród koleżanek. Podobno związki lesbijskie są bardzo trwałe, w seksie też podobno jest zwykle bardziej niż ok. Poza tym żaden facet nie da ci takich emocji i telenoweli, jak inna baba. Jakby co, to pamiętaj o zrobieniu seks-taśmy i wysłaniu jej koledze, który dał ci taką dobrą radę.?
  15. Przypominam, bo wyraźnie mylisz dwie rzeczy: tam nie wychodzi się za dziewczynę, która ci się podoba i która jest bombą w łóżku. To nie tak działa. Tam wychodzi się za dziewczynę, którą ci wybrali rodzice. Konkretniej, wybiera głównie matka. Nie kierując się urodą ani twoim libido, tylko tym, czy jej zdaniem będzie dobrą matką. A czy uda jej się wynegocjować dla ciebie ponętną i miłą żonę, to zależy nie od niej i nie od ciebie, tylko od pozycji majątkowej twojego ojca i pozycji majątkowej rodziców wybranki oraz jej urody. Po ludzku: jak nie jesteś starszym synem z zamożnej i poważanej rodziny, to możesz liczyć albo na małżeństwo ze swoją rąsią (bo nikt nie odda córki przegrywowi za żonę), albo na paszteta z lokalnej biedoty. Bo ślicznotki z lokalnej biedoty da się opchnąć do lepiej sytuowanych. Albo sprzedać do burdelu (Uzbekistan ma spory problem z handlem kobietami na potrzeby seks-biznesu). I nie chodzi też o to, że żona ci "odmówi seksu", Tylko o to, że być może trafi ci się taka "piękna" i "miła" żona, wybrana ci przez rodziców, że będziesz - jak to zresztą czynili przez wieki mężczyźni w Europie - preferował seks z dziwkami. Myślisz, że czemu np. w wiktoriańskiej Anglii mężczyźni znali seks głównie z kontaktów z profesjonalistkami? I to nie tylko kawalerowie, ale także żonaci? Bo żony były takie wyzwolone, że im odmawiały? Wolne żarty. Po prostu większość normalnych facetów woli ognisty seks z wyboru z ładną i chętną dziewczyną, aniżeli rutynowy seks z przymusu z niezbyt ładną kłodą, która gapi się w sufit i pyta ze zniecierpliwieniem, kiedy wreszcie skończysz, bo musi zrobić pranie. A może to ja jestem jakiś dziwny, że wolę seks z kobietą, która mi się podoba, aniżeli z kobietą, która mi się nie podoba... Przypomnę, że Badoo to portal randkowy. Ja tam bym w fotki na takich portalach nie wierzył. Zresztą nawet jakby się kierować podrasowanymi fotkami z portali randkowych, to Polki są albo ładniejsze od Uzbeczek, albo lepiej się znają na fotoszopie. Albo może ja preferuję słowiański typ urody, zamiast kałmucko-środkowoazjatyckiego. Ale co kto woli, jedni lubią płaskie buzie z tendencją do otyłości, inni wolą bardziej przaśną urodę. Serio, tak jak rozumiem fascynację Japonkami - które do późnych lat zachowują dziewczęcą urodę i taki fajny, delikatny, kobiecy urok, tak nie pojmuję zachwytów nad półMongołkami, które urodą cieszą się krótko, a poza tym mają tendencję do błyskawicznego tycia po ślubie (z przyczyn chyba dosyć oczywistych dla każdego, kto zna kobiecą naturę...). EDIT: Nie zrozum mnie źle, nie krytykuję samej koncepcji małżeństwa z rozsądku, swatanego przez rodzinę i motywowanego chęcią założenia tradycyjnej rodziny. Taki model jest poniekąd bardziej sensowny i stabilny, aniżeli model który funkcjonuje teraz i który jest w przeważającej części po prostu fikcją. Nie podoba mi się natomiast mieszanie dwóch rzeczy: małżeństwa jako sposobu na założenie rodziny (model tradycyjny) i małżeństwa jako metodę na zdobycie fajnego seksu z ładną kobietą (model hollywoodzki). To nie tak działało w Starych Dobrych Czasach i nie będzie tak działało również teraz. Tylko wtedy ludzie nie oszukiwali się, że małżeństwo i przyjemność fizyczna idą w parze i po prostu oddzielali te sfery jako kompletnie ze sobą niezwiązane: z żoną się miało seks po to, żeby były dzieci, z kochanką albo dziwką - żeby mieć przyjemność.
  16. Wymień dziewczynę na cichszy model. Albo zaknebluj. Serio, chciałbym mieć w życiu tylko takie bezsensowne problemy.
  17. Jakbym już musiał mieć żonę, to wolę taką, która jednak odkryła, że dla swojego pana i władcy warto chodzić na siłkę, basen i fitness. A nie taką z kraju, w którym jak się żonę zaślubi, to natychmiast kończą się jej starania o to, żeby jakoś wyglądać. Poza tym myśl, że moja matka miałaby mi wybierać żonę, budzi u mnie lekką grozę. Kocham moją matkę nad życie, ale ... no nie. Po prostu NIE. Mamy, że tak powiem, inny gust. ?
  18. Moim zdaniem lepiej iść samemu aniżeli z bandą "kolegów", którzy rzekomo mają powodować, że będzie ci "raźniej" i "pewniej", a w rzeczywistości będą torpedowali twoje plany towarzyskie. Nie wiem, może masz kolegów bardziej wyrobionych w gadkach z kobietami niż moi - moi kumple potrafią odstraszyć najbardziej napaloną kobietę.
  19. Zmotywuję kolegów: pamiętajcie, że kobiety po trzydziestce zaczynają powoli wyglądać jak swoje matki. ? A matki w Uzbekistanie wyglądają ... tak: Dbanie o swoją urodę dla męża nie jest tam jak widać w modzie. Natomiast styl rosyjskiej babuszki jak najbardziej.
  20. A po co seks w małżeństwie, jak nie po to, żeby były dzieci? Przecież nie mówimy o małżeństwie z miłości ani o małżeństwie z kobietą, która ci się faktycznie podoba. Tylko o małżeństwie z kobietą, która została wybrana przez twoją rodzinę, żeby być matką twoich dzieci.
  21. A to jest dosyć proste do wyjaśnienia. Małżeństwo "wyswatane" za zgodą narzeczonych to małżeństwo, w którym oboje małżonkowie akceptują to, że nie zawierają związku małżeńskiego z miłości, tylko po to, żeby założyć rodzinę. Nie oczekują od drugiej strony ani miłości, ani namiętności, tylko szacunku i przestrzegania norm obyczajowych przyjętych w danej społeczności. I spełniania "obowiązków małżeńskich" dopóki się nie urodzi odpowiednia liczba dzieci. Spółka cywilna, a nie romans. Jak się małżonkowie pokochają po ślubie, to będą mieli miłą niespodziankę, ale raczej nie ma założenia, że tak będzie. A to, że małżonka wybiera rodzina przy pomocy swatów, daje pewną gwarancję równej pozycji społecznej, podobnych charakterów i zbliżonych przekonań. Poza tym, jeśli mamusia z tatusiem, wujami, babcią i dziadkiem ci wybrali żonę, umawiając się w tym celu z jej rodziną (z reguły sąsiadami z okolicy), to trzy razy się zastanowisz, zanim ją rzucisz dla innej. Bo mamusia z tatusiem będą mocno obrażeni. A w tradycyjnej rodzinie to nie jest optymalna sytuacja. Małżeństwo z miłości to małżeństwo, w którym priorytetem są egoistyczne potrzeby małżonków - seks, emocje, poczucie bliskości wynikające z fascynacji seksualnej. Takie rzeczy z reguły są nietrwałe - a skoro małżonkowie chcieli małżeństwa z miłości, to oczywiste, że jak miłości po pewnym czasie zabraknie, będą rozczarowani i będą szukać nowego partnera. Małżeństwa z rozsądku z reguły sa trwalsze od małżeństw z miłości, bo oparte są na zupełnie innych przesłankach i inny jest proces decyzyjny prowadzący do zawarcia związku małżeńskiego, i tym samym inne priorytety w czasie trwania małżeństwa. Jak kiedyś facet szukał kobiety, to nie szukał ładnej, seksownej i chętnej, tylko skromnej, pobożnej i pracowitej. Człowiek zamożny i dobrze urodzony szukał posażnej i z odpowiednim pochodzeniem. Chłop albo rzemieślnik szukał silnej i robotnej. Nie szukał młodej dziewicy, tylko płodnej i dobrej matki - dlatego wzięcie miały np. młode wdowy z dziećmi, bo wiadomo było, że taka przeżyje poród i wykarmi dziecko, a jak miała odchowanego dzieciaka, to nawet był bonus - bo szybciej były dodatkowe ręce do roboty. Dzisiejsze kręcenie nosem na kobiety po 30-tce? Zapomnij! Majętna starsza wdowa to była gratka na rynku matrymonialnym, zwłaszcza jak pan młody wraz z jej ręką dostawał sklep albo warsztat po zmarłym mężu. Miłość w ogóle się w to równanie nie wpisywała. Od miłości się miało - dyskretnie - kochanki i kochanków.
  22. Właśnie. Nie wiem, skad się wziął ten mit, że kobiety cokolwiek wiedzą o męskiej modzie. Przyznam się, że czasami fantazjuję na temat kupienia sobie butów marki Edward Green.
  23. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ilu ludzi się żeni z ludźmi, którzy są ich przyjaciółmi - a ilu wybiera osobę, która jest dla nich atrakcyjna fizycznie i osobowościowo, nie zwracając uwagi na to, czy w ogóle potrafiliby się z nią zaprzyjaźnić? Teraz panuje wszędzie hollywoodzki mit "miłości" i seksu, ludzie rzadko sobie zawracają dupę czymś takim, jak przyjaźń przy wyborze partnera. Co gorsza, nie zadają sobie też trudu, żeby się z partnerem zaprzyjaźnić nawet po tym, jak już są razem. Podejrzewam, że dlatego teraz związki są takie niestabilne. Bo ludzie żenią się z "miłości" i myślą, że to, że się zakochali i pobrali, rozwiązuje wszystkie problemy na przyszłość. Mam trzech starszych braci, każdy jest w związku małżeńskim bardzo długo, najstarszy grubo ponad 20 lat, układa się im z żonami dobrze (najstarszemu nawet bardzo dobrze), choć oczywiście przez tyle czasu zawsze są dołki i górki, ale z tego co widzę, są zadowoleni ze swoich myszek. Moi rodzice są małżeństwem jakieś 50 lat, i to dobrym małżeństwem. Nie raz i nie dwa razy rozmowa zeszła na to, jak to się dzieje, że im się układa, a wszystkim dookoła małżeństwa się rozlatują. No i tak ojciec, jak i bracia mówią mniej więcej coś takiego - dobrego małżeństwa nie buduje się wyłącznie na zakochaniu się w kobiecie, małżeństwo buduje się na zaprzyjaźnieniu się z człowiekiem. I na ciągłym pielęgnowaniu właśnie tej przyjaźni, a nie miłości. Bo na samych hormonach nie da się niczego długofalowo zbudować. I tu jest chyba problem - miłość to rzecz tania, łatwa, pospolita i nie wymagająca zachodu, a przyjaźń to rzecz trudna, rzadka i wymagająca pracy. Inna sprawa, że tak moja matka, jak i moje bratowe to kobiety o silnych charakterach, robotne, zaradne i mądre, więc łatwiej się z nimi zaprzyjaźnić, niż z taką miękką amebą, która tylko woła "dej, dej!"
  24. A to nie była kastracja/sterylizacja? Bo jeśli tak, to darmowy zabieg (na bony z miasta, na fundację albo szkoleniowo) o 20:00 w piątek jest jak najbardziej prawdopodobny. Edit: A jeśli faktycznie załapała się na darmówkę, to nie dziwię się, że wybrała weta od ciebie, sterylka dużej suki to jest konkretna kasa, kastracja może mniej, ale też trochę kosztuje.... Kobiety wbrew pozorom szanują kasę. Swoją.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.