Skocz do zawartości

Feniks77

Starszy Użytkownik
  • Postów

    358
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Feniks77

  1. @Cellardoor Kawa podnosi kortyzol, hormon stresu, wiec to nic dziwnego. Ja kiedys dawno potrafiłem przyjąc tak mocną ze mi ręce latały i też mialem stany lękowe. A potem i tak żona okazała sie w tym lepsza ? Dziś szczęśliwie ex.
  2. @18TillIDie Jakbys mogł to wrzuc te notatki jeszcze rqz, tez bym chętnie zerknął. Mam podobne dzialania w toku, ale co dwie głowy to nie jedna ?
  3. U mnie jest tak: rozwód 13 miesięcy temu, corka 9 lat obecnie. Kontakty przed pandemią: Każdy wtorek popołudnie Oraz Albo czwartek popołudnie (nieparzysty tydzień miesiąca) albo weekend (parzysty t. m.). I caly sierpień, i drugie dni świąt. 650 ali. W praktyce mam dostęp do Młodej jakieś 1/3 jej wolnego czasu. W kwarantannie dzielilismy się trochę improwizując. Mam swoją bazę jej ubrań, dostała wiosną ode mnie rower, mieszka blisko (kwadrans jazdy). Z exż dogaduję się lepiej niż za malżeństwa, a zwlaszcza od czasu kiedy odzyskałem swe zapomniane jaja i postawiłem parę spraw stanowczo z konkretnymi propozycjami (dla mnie stawianie warunków to prawie terra incognita, miałem straszną spierdolinę w głowie). Odkąd operują stanowczo i konkretnie (i wreszcie bez lęku), komunikacja układa się bdb.
  4. @Hubertius Ok. Na moje doswiadczenie powinieneś na pewno: - wyprowadzić się z domu, wynająć jakiś kąt i opuścić toksyczne środowisko, odważ się na to, a od razu poczujesz się lepiej. - psycholog - masz nerwicowe objawy nie od dziś, on ci powie czy terapia czy kilka spotkań, zobaczysz. Bogate podłoże do analizy. - psychiatra - masz obciążenie rodzinne, a także objawy, ktore bez leków może być ciężko zatrzymać. Twoje życie zależy od tego jak nim pokierujesz. Zajmij się zdrowiem psychicznym jak najszybciej bo szkoda Twojego czasu. Im głębiej się zapadniesz, tym dlużej będziesz wychodził. Zdaj się na specjalistów - znajdziesz pomoc. Wroć tez do czytania i wysilku fizycznego. I spróbuj codziennej krótkiej medytacji skupionej na oddechu (nie na myślach i emocjach - te akceptujesz że są ale nie koncentrujesz się na nich, nie są tobą, ty śledzisz oddech, zwłaszcza wydech uwalniający napięcie, ja powtarzam przy tym prosty przekaz, np. "To minie" albo "Akceptuję i uwalniam" - w moim przypadku przeszłość i tęsknotę), tak 20-30 min. Wyciszysz emocje. Nie czekaj z tym wszystkim, nie dryfuj z prądem, bo nigdy nie wiesz jak daleko masz do wodospadu.
  5. Przeczytalem od początku caly wątek, @raven, i moim zdaniem nie powinieneś wracać. Ja jestem, inaczej niz bracia piszący wyżej, miękki w retoryce, ale mają rację - w najlepszym wypadku wylądujesz w punkcie wyjścia, a w najpewniejszym na pozycji bardzo marnej. To tylko kwestia czasu. Niekompatybilność potrzeb w tej skomplikowanej patchworkowej sytuacji po prostu jest zbyt duża. Takie rzeczy się, owszem, udają (mój ojciec), ale w Waszym przypadku czarno do widzę. Będziesz miał słabsze karty, mniejszą wolę postawienia na swoim i finalnie replay z tego co opisales w pierwszym poście. Przeczytaj go sobie jeszcze raz na głos.
  6. Opowiedz coś o sobie, ile masz lat, jak mieszkasz, jak żyjesz na co dzień, co ze szkołą/pracą, z kim, jak ci się układa z laskami i z ludźmi w ogóle, jak sobie radzisz z życiem. Trudno powiedzieć tak w ciemno. Może masz niską samoocenę a może to jakaś forma nerwicy, hgw.
  7. Mężczyźni są romantykami udającymi pragmatyków, kobiety są pragmatyczkami udającymi romantyczne (nie moje stwierdzenie). I to chyba nie jest tak że obe "nie czują". One W TYM MOMENCIE może nawet tak czują (choć ch... wie), ale zmiana warunków (niedobór atrakcji), konstelacji (lepszy bolec na horyzoncie) powodują, że przestają czuć. Te uczucia są, tylko nietrwałe jk bańka mydlana. Moja exgf jeszcze miesiąc przed rozstaniem jęczała na pieska "O Jezu, uwielbiam Cię Misiu, nikt mnie tak nie rżnął". I co? I chuj. Zresztą rżnęło ją wielu przede mną, bo libido miała wysokie jak Palac Kultury i od 15 r.ż. dawała mu upust. Nie wspominam że po alko była pełna wyznań, a potem na trzeźwo były to "bzdury pisane po pijaku".
  8. Mnie to ratuje medytacja, 20-30 min. dziennie czyszczenie głowy, koncentracja na oddechu, akceptacji "teraz" i puszczeniu przeszłości. Nie zatrzymywanie myśli (jest ich pełno, ale nie "idę" za nimi, slucham oddechu). Łatwo nie mam bo exgf niedaleko mieszka. Mam za sobą listę negatywów, list na do widzenia, praktykę wdzięczności, w toku sport, autoterapia, cuda wianki. Lekko nie jest. Myślałem że w pół roku się poskładam, ale widzę rok minimum zanim minie (bo pracy nad sobą to na lata).
  9. Jak się poczyta o DDRR to można sporo wyczytac mniej lub bardziej wprost podane, choć książek to jest dosłownie 2-3 na krzyż. Problem nie dotyczy zresztą tylko kobiet - mężczyz tak samo. Ja z perspektywy czasu i patrząc na siebie z boku stwierdzam, że na miejscu kobiety nie wybrałbym siebie na partnera.
  10. U mojej było to "taka jestem i choćby skały srały nie będę się zmieniać". Na wszystkich frontach.
  11. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Copywriter - w praktyce co się da i co komu potrzebne. Wierzysz, że matki z dziećmi studiujące zaocznie wszystkie same piszą magisterki? ?
  12. U mnie bardzo silna potrzeba bycia z kims wynika z tego co pisze @Messer, jestem rasowym DDRR. I z kobiecej emocjonalności (nad "męską nogą" dopiero pracuję). Samotność to jeden z moich najgorszych demonów, który od nastolectwa pchał mnie w wieczne bycie z kimkolwiek (inny demon, nieśmiałość, spalał na panewce większość działań). Ostatnie moje 7 miesiecy to oswajanie tej samotności i związanego z nią lęku, i jest naprawdę dobrze. Kiedyś panicznie balem się byc sam (przekaz matki: samotne życie nie ma sensu), ale jest naprawdę nieźle, pomijając nawroty tęsknoty za ex. Wypelniam czas, pracuję nad sobą i nad samopoczuciem. A tęsknoty przejdą kiedyś. "Wszystko ma swój kres, nawet najdłuższy smutek" (J. Brodski).
  13. Od dziś mam Młodą na pełne 4 tygodnie, a to oznacza: - dużo dziecięcej miłości - rejs na Mazurach i wypad na Roztocze - głowę intensywnie zajetą teraźniejszością (redukcja myśli o exgf) - odwyk od fajek przez 4 tygodnie (i może juz na stałe, bo czas najwyższy)
  14. Ooo wdzięczny temat, dlaczego dopiero go odkryłem? ? U mnie praca nad nawykami to jedno z głównych narzędzi "odrodzenia Feniksa". Bazuję na ksiązce M. Michalskiego (konkretniejsza niż klasyk-Duhigg) i programie "30 Challenges to Enlightment" (tylko plansza, do znalezienia w necie, nie kupowałem calości). Polecam oba te źródła. W sumie moje obecne nawyki poranne to: - pobudka 5.30 (weekendy 7.00), śpię 7,5 godz. - wdzięczność: drapiąc się na balkonie po jajkach znajduję 3 powody do radości (czasem banalne, czasem na siłę, ale zawsze jakieś są). - gimnastyka (matę rozkładam wieczorem zeby nie opuszczać tego pkt.) - 10 min. na Brandena (program budowy pewności siebie metodą dokańczania zdań). - po kawie myję zęby stojac na jednej nodze (nie śmiejcie się, swietne ćwiczenie). - spacer do pracy 30 min. (kiedy tylko mogę). Po pracy: - zimny prysznic (nie zawsze) - 20 min. drzemki - 1,5 h pisanie na zlecenie - 1 h aktywnosci fiz. (trening FBW albo rower albo spacer jesli nie było rano) - przy pracach kuchennych zwykle cos psychologicznego z YT - Ocal Siebie, Selfmastery albo Paweł Rawski Wieczorem: -20-30 min. medytacji (codziennie, swietnie mi robi) - zawsze czytam przed spaniem (w 2020 nie beletrystykę jak wczesniej tylko psychologia męska, porozwodowa i związków, DDRR, buddyzm, samorozwój) - Rozkładam matę na jutro - zasypiam ok. 22, a w pt. i sob. ok. 23.30. I powiem Wam, że gdyby nie ten reżim i jego poszczegolne klocki to nigdy bym się nie pozbierał. Owszem, tęsknota za exgf nadal ściska gardło jak cholera, ale ten reżim utrzymuje mnie w "tu i teraz", a elementy buddyzmu pomagają w akceptacji emocji i myśli. Do tego "przez rozum" możliwie często uśmiecham się chocby do siebie, do tych myśli i emocji. Dzięki temu nabieram do nich odrobinę dystansu. A i jeszcze - codziennie szukam okazji pogadac z nieznaną dziewczyną/kobietą, czasem komplement, czasem droczenie, zależy od sytuacji. Nie szukam intencjonalnie podrywu tylko oswajam mojego największego demona - nieśmiałość. Czasem wychodzi z tego dłuzsza gadka, czasem nie - wisi mi, na razie boję się związku czy nawet ONS bo samoocenę mam mocno niestabilną. Gadka poprawia humor i mnie i tej osobie. I tak Feniks z popiołów, jeden pyłek po drugim, powolutku się odradza...
  15. Noo ten związek nie ma ŻADNEJ przyszłości "choćby skały srały", jak mawiała moja exgf.
  16. 1. Terapii ani exżona ani expartnerka nie chciały. Ta druga ma psycholog zakładową i ona jej podpowiadała konsultację pod kątem border, ale exgf nie chce o tym slyszeć, w d... ma psychologów. A exżona szkoda gadać, agresywne reakcje na samą wzmiankę, kilka lat próbowałem. 2. Exżona miała 9 i pół roku na to żeby się zastanowić z czym sobie nie radzi. Byłem otwarty na wszelkie pomysły od wyjazdu we dwoje począwszy na terapii skończywszy. Zamiast tego wolała wyzywać mnie od gowna, dna i wodorostów. 3. Stres pourazowy - nie wiem. Ten drugi związek mnie trochę zamortyzował, skóczyło się tak jak musiało ale dostałem furę oczyszczających rozmów (exgf też wychodziła z toksycznego małżeństwa - podobno, bo znam tylko jej wersję) i najlepszy seks jaki miałem w życiu. Trochę boję się głębiej wiązać, te lęki wrociły teraz kiedy mam na oku taką jedną kobietę, ale ogarniam je w sumie. 4. Po małżeństwie byłem tylko z tą borderką i diagnoza/hipoteza nie pochodzi ode mnie (patrz wyzej), chociaz pasuje do tego co widziałem i słyszałem. Mój radar działał juz grubo przed malżeństwem. U mojej licealnej dziewczyny stwiwrdzono border i dwubiegunówkę 10 lat po naszym rozstaniu, na tle molestowania z wczesnego dzieciństwa. Jak bylem z nią nikt nie miał pojecia że cos jest z nią nie tak (miala 15 lat, ja 19), a jednak coś mnie do niej przyciągnęło. Potem tez trzy kolejne moje partnerki zdradzały objawy border. To nie wszystkie, ale wlaśnie te do których szybciej biło mi serce dzwonu (między nogami?). Ja tego wtedy nie wiedziałem, ale po rozwodzie doczytałem to i owo i okazalo się że to typowy pociąg dla DDRR, a zwłaszcza "parentified child", a jestem i tym i tym. Zaznaczam, że moje obserwacje to nie medyczne diagnozy.
  17. @Ragnar1777 "takie kobiety mają zryty beret o czym same mówią i potrzebują "czasu"." Toż to jej slowa, identico. @Trevor Ja stawałem na rzęsach zeby jej stworzyć warunki do wyjścia zza tych zasieków, i ona wyszła na kilka miesięcy. Ale uciekła kiedy musialem kiedyś wybrać między czasem z nią a potrzebą mojej córki (9 lat). Poczula się na bocznym torze, zabawką itp. i za 2 miechy bylo po związku. Ja mam takie warunki jakie mam (córka), ale ona tego nie rozumie, choć też ma corkę tylko 17-letnią, samodzielną. Życzę jej dobrze, niech trafi na swoją "opokę" jeśli jej potrzebuje naprawdę (bo może woli tango, jest atrakcyjna, wygląda na 27 przy 37-miu latach, córkę ma na wylocie, wolny ptak). Ja na każde jej pstryknięcie nie będę i ten rozdział kompletnie już zamknięty. Przerabialiśmy też te motywy z delikatnym postępowaniem, przestrzenią jej wolności itp., była strasznie egocentryczna, robila push & pull na calego tylko w zgodzie ze swoimi fazami, nigdy moimi potrzebami/propozycjami. To jest - przy calym jej ogromnym uroku - toxic, na bazie ucieczki ojca, podbity dwoma dekadami ostrego imprezowania i ostrego seksu z wieloma partnerami (w małżeństwie!), podlany alkoholizmem. Ja mam na glowie dziecko, spokojniejszą naturę, też swoje za sobą, nie dałbym rady tak żyć - znowu na polu minowym (ta celna metafora dobrze oddaje i tą relację i moje 10-letnie byłe małżeństwo). To ona odeszła, ale dobrze się stało. Inne światy. Jak mowię, życze jej jak najlepiej, choć wydaje mi się, że nie jest możliwe żeby ktoś spełnił tak postawione warunki. Zawsze się noga powinie i sayonara, bo juz czeka następny samiec, tym razem taki ktory na pewno nie zawiedzie. Albo zostaniesz uległym na każdym kroku betą i ona w końcu zje twoją wątrobę na śniadanie. I poszuka nowego samca od mocnych wrażeń, bo takie lubiła. I tak w kółko. Miałem swoją kolej, nauczylem się sporo, wdzięczny jestem losowi i jej, bo na swoj posrany sposób mądra z niej była babka.
  18. Dokładnie to samo mówiła. Ja miałem dla niej dużo zrozumienia, bo znam podłoże, ale ona wyparła z wiebie zupelnie tą wrażliwszą część, a ponadto najdrobniejsze urażenie powodowało jej natychmiastową ucieczkę za zasieki, bez negocjacji, rozmowy. A ja też jestem czlowiekiem, więc błędy popelniam jak każdy. A przy takim maksymalistycznym podejściu to każdy facet ją zawiedzie prędzej czy później, nie tylko ja. Bez akceptacji niedoskonałości ludzi nie da się z zyć (nie mowię o ludzkiej zlej woli).
  19. Moja exgf miała nastawienie do świata wojenne. Nie ma lekkiego życia, pracuje jako jedyna laska w srodowisku mechaników samochodowych, w dodatku diablo atrakcyjna, jakies molestowania byly na pewno w tle, w każdym razie postrzega świat jako pole bitwy, nikomu nie ufa, a jak już kogoś wpuści za swoje zasieki to szybko się rozczarowuje, bo szuka tak naprawdę substytutu ojca. Stąd wieloletnia karuzela facetów w jej życiu, z których każdy okazał się zły z takich czy innych powodów. Ta jej nieufność i jad którym czasem tryskała bardzo stalo w sprzeczności z moim podejsciem - u mnie kazdy ma pewien kredyt zaufania na dzień dobry. Uwazała to za straszną naiwność, no bo ludzie są generalnie źli i każdy chce cię wykorzystać. Trochę ją rozumiem, bo bagaż doświadczeń ma nielekki. Przykrywała to zatracaniem się w zabawie, alkoholu i seksie, ale na mnie to źle działało, taka trochę trucizna.
  20. 30 lat zajęło mi zrozumienie tego. Ale lepiej późno niż wcale.
  21. @SzatanKrieger Jesteśmy na tej samej ścieżce ? @ViolentDesires Jesteś modelowym przykładem mojego dotychczasowego Nemesis, gdybyśmy poznali się w realu jeszcze rok temu, pierwszego poranka zaserwowałbym na śniadanie jajecznicę z własnych jaj ? - taka metafora dobrze obrazuje jak uzależniająco działa(ły) na mnie takie kobiety (a co potem z tego często wynikało to łatwo można sobie dośpiewać).
  22. Wrąbałem się w prawie 10 lat (bez 10 dni) w małżeństwo z toksyczną choleryczką, DDA, pół sierotą (jej matka zmarła jak przyszła exż miała 16 lat, ojciec pił, młoda została z domem na głowie i zero autorytetów, stąd turbo samodzielność do granic patologii i zaufanie wyłącznie we własną opinię i np. wyłączność na zrobienie czegokolwiek we właściwy sposób). Była od 7 lat z jakimś oschłym typem, a mnie oczywiście ciągnie do dominujących i turboasertywnych kobiet. No i cóż, I did my best , odbiłem ją, a że chciałem mieć rodzinę (ona tez - dobijała trzydziestki), to ślub, potem corka (jedyne co z tego dobre to ona). Z czasem, jako uległy DDRR wychowany przez matkę (niska samoocena, zero granic, wszystko dla ukochanej) dałem się zdominować i zeszmacić, niedocenianie moich prac domowych, a robilem większośc poza sprzątaniem, potem wyzwiska (już 3 lata po slubie, córka miala wtedy roczek). Na nic namawianie na terapię, moja samoocena w Rowie Mariańskim, odcinka od przyjaciół, z czasem tez izolacja od mojej rodziny (exż jej nie znosiła, każda nawet telefoniczna interakcja kończyła się wkurwem/fochem). 2017-18 ataki paniki, mdlości przed powrotem do domu, regularne myśli samobójcze bo zmarnowałem życie żonie którą kocham itp. Ciągłe awantury, 3-4 w tygodniu, o wszystko co zrobiłem bądź nie zrobiłem. Wielodniowe ciągi milczenia bądź odpowiedzi wyłącznie "Spier... na drzewo". Od 2016 zyłem tylko po to żeby chronić córkę przed awanturami (kochała matkę ale sie jej bała jednocześnie). Ostatecznie żona jesienią 2018 zamarkowała wyprowadzkę, spakowala się, pożegnala mlodą (mamusi juz nie masz, wyprowadza się) i zostawiła mnie z corką i kotem. Wrocila po 10 godzinach, skruszona, ale na zrozumialem w tym czasie że mam dość. W toku 2-3 miesięcznej batalii ustąpiłem w kwestii opieki nad córką (było to cholernie ryzykowne, ale alternatywą było piekło dziecka na 2-3 lata, a ja wiedziałem, że to co dostaje się młodej w awanturach to głównie rykoszety wycelowane we mnie, zresztą jak pisałem - kochały się mimo wszystko). Ostatecznie wywalczylem niemal nieograniczone kontakty. Obecnie od ponad roku od rozwodu już się mniej więcej ułożyły nasze relacje (exż znormalniała bez "płachty na byka" w mojej osobie więc nawet Mloda uważa że dobrze się stalo), traktujemy się chłodno ale rzeczowo. Wokół młodej nie ma większych spięć, jesteśmy razem średnio ze 3 doby w tygodniu. Ja przeżylem jeszcze potem krótki ale intensywny związek ktory zagłaskalem na śmierć ku wlasnej rozpaczy (na tej akurat niebywale mi zależało, ale też porypana bo borderline i gdyby nie poszla na inną gałąź, miałbym to samo co w malżeństwie - tyle ze to moja miłość z młodości, a ja powieliłem życiorys matki oglądając się za siebie cale dekady, więc full sentymentu mam do niej). Obecnie pracuję na wielu frontach nad autoterapią, samooceną, asertywnością, nawykami, dynamiką relacji d-m, no nad wszystkim. Np. wdrażam "autoterapię ustawień" w głębokiej medytacji i w interakcjach z wewnętrznym dzieckiem, chyba pioniersko bo sam na to wpadłem, w ten sposób koryguję imprinty z dzieciństwa. I to pomaga, kroczek po kroczku się klaruje ten burdel ktory mam w głowie. Plus oczywiście kondycja fizyczna, pierwszy raz od 15 lat wziąłem się konsekwentnie za temat. Za nic w świecie nie chcę powtorzyć błędów, zarowno w doborze partnerki (mam cholerny radar na borderki i dwubiegunówki, w sekundę rozpoznam i mi wpadnie w oko, jak magnes, masakra) jak i w prowadzeniu relacji. Never again. Dodam tylko że z exż pracujemy w jednej instytucji. I mam 43 lata. Jak o tym piszę to mam dreszcze, nie wracam do tamtego czasu. Wybaczcie chaos tej relacji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.