Skocz do zawartości

Małżeństwo, już nie dla mnie (moja historia)


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich.

Jestem nowy na forum, ale chciałem dołączyć do Waszej loży ;)

 

W kilku słowach postaram opisać się moją sytuację, w której obecnie się znajduję.

 

Obecnie jak mój dowód mówi, posiadam za sobą 36 wiosen i jestem zrytym przez moją (prawie) byłą żonę facetem.

Wszystko zaczęło się jakieś 8 lat temu, jak poznałem ją na wakacjach. Inna strona Europy, wyjazd z ekipą na wakacje i ona. Akurat wtedy byłem na etapie takim, iż nie szukałem kobiety na stałe, ale jakoś coś zaiskrzyło na dłużej. Spotykaliśmy się przez jakiś czas, Ja pracowałem w innym mieście, ona studiowała we Wro. Z powodu mojego zadurzenia zacząłem spędzać dni od czwartku do poniedziałku z nią. Praca moja mi akurat na to pozwalała. I tak żyliśmy przez 3 lata, świetny seks, wyjścia na imprezy, zabawy, wyjazdy na wspólne weekendy czy też wakacje.

Później dziewczyna skończyła studia (młodsza ode mnie o 6 lat), tak więc zaproponowałem jej powrót do rodzinnego miasta, gdzie oczywiście ja mieszkam, mam działalność, radze sobie i żyję.

Tak więc były oświadczyny, impreza u jednych rodziców, drugich no i zamieszkanie razem. Tak więc po przeprowadzce, załatwiłem mojej NARZECZONEJ fajną pracę w biurze. A że ona po ekonomii, to jak znalazł. I to był mój błąd. Dziewcze było przeszczęśliwe (ja również), kupiliśmy mieszkanie (tzn. ja kupiłem - i to mnie uratowało po części), żyliśmy jak u boga za piecykiem. Kasa była, wakacje były, pełno znajomych więc się nie nudziliśmy. Mieliśmy wspólne hobby, uwielbialiśmy razem gotować - a przyznać muszę że gotowała lepiej niż w niejednych najlepszych restauracjach (powaga). No ale coś się zaczęło przysłowiowo pieprzyć. Nagle mojej lubej już nie było tak chętnie do częstych imprezek łóżkowych ze mną. No ale dni leciały, miesiące , przyszedł czas obgadywania ślubu. Oczywiście wszyscy szczęśliwi byli na tak. 

Tak więc zorganizowałem z narzeczoną przepiękny ślub w prawdziwym pałacu, wszystko z najwyższej półki, impreza na 3 dni. Oczywiście sponsorem byłem ja. Po weselu jedne wakacje, później drugie a później dupa. Nagle moja ŻONA nie była już zainteresowana bzykaniem się ze mną, zaczęły się ciągle jakieś żale, marudzenie, itp. 

Pomyślałem sobie, przemęczona, w pracy problemy to może coś nie tak. Nic do mnie jeszcze nie docierało. Ale czas mijał, jakoś żyliśmy. Planowaliśmy kolejne wakacje. Postanowiliśmy, iż tym razem kupimy bilety lotnicze i co kilka dni będziemy spali w różnych miastach. Plan super, bilety kupione, część hoteli zarezerwowana, żona jedzie na kolejna delegację.

Ja ostatnie przygotowania przed wyjazdem, patrzę ale ludzie z którymi pojechała na delegację wrócili. Dzwonie się zapytać gdzie ona??? A ona że w delegacji, mają grilla i żebym nie przeszkadzał.

Ok, dzwonie do znajomych z firmy. Żona wyjechała wczoraj, bo na wakacje lecicie.

Mnie zamurowało. Dzwonie do piczy, nic. Zero odzewu. Po dwóch godzinach, odbiera i mówi, że jest u koleżanki. Bo ma problemy i chciała z nią pogadać. Oczywiście dzwonię do koleżanki i jej tam nie ma. Tak więc się wkurwiłem, napiłem się i wysłałem jej smsa, żeby się pierdoli..a ze swoim kochankiem.

Na drugi dzień wraca i gada, że chce rozwodu. Oczywiście wakacje całe idą w p...u, tak jak i całe moje życie. Żona mi komunikuje, że mamy inne charaktery i że ona wyjeżdża na kilka dni przemyśleć co robić z życiem. Ok, daje jej czas, sam wyjeżdżam w inne miejsce. Później próbujemy się dogadać, lecz ta cipka, jest wkurwiona na mnie, bo się zapytałem jej najlepszych znajomych, czy wiedzą coś o tym facecie (bo oczywiście plotka poszła). W ogóle wychodzi, że jestem be i mnie nie kocha. Mówi żebyśmy złożyli papiery o rozwód za porozumieniem. I w tym czasie sobie wyjeżdża "do koleżanek" co każdy weekend. Pojawił się kod w telefonie no i liczne rozmowy przez telefon, spotkania służbowe, pisanie na mesengerze.

Tak mnie to ruszyło, że napisałem pozew o rozwód z orzeczeniem o jej winie i złożyłem do sądu. Ona się zdenerwowała na maksa, jak nigdy, aż mi przywaliła (na prawdę). No i oczywiście cały ten czas, to kłótnie, dogadywanie sobie, itp, itd. 

Po czasie oczywiście się wyprowadziła, bo będzie mieszkała i pracowała w innym mieście. W tym czasie udobruchała mnie aby zmienić pozew, na "bez orzekania o winie". Oczywiście ja zakochany w niej zgodziłem się. Na szczęście przed rozprawą, zadzwoniła do mnie żona faceta, z którym okazało się, moja poleciała na wakacje i się z nim spotykała. Dostałem kilka fajnych wiadomości i dowodów. Jakież było zdziwienie, gdy na rozprawie pokazałem się z adwokatem i dowodami ;)

Dziś już minął rok po tych wydarzeniach i dopiero dochodzę do spokoju psychicznego. Jestem po wygranym wyroku pierwszej instancji. Niestety, żona się odwołała bo uważa, iż cały rozwód był ustawiony. Ona przecież nie miała romansu, tylko wyjeżdżała sobie z tym facetem, a zdjęcia to są nic nie warte, bo każdy może się pocałować w hotelu ;)

Najgorsze, że nadal kocham tą bladź (tak, to była prawdziwa miłość), chociaż już tylko czasami mam zawiechę. 

Tak więc z miłego, kulturalnego faceta, który zawsze szanował kobiety, przeobraziłem się w sukinsyna z problemami natury psychicznej. Teraz jeżdżę i oczywiście korzystam z życia (bo co mi innego pozostało). Kobietami się bawię, bo nie jestem w stanie żadnej zaufać. 

 

A moja rada dla Was, to nie puszczajcie kobiet w delegacje. Bo zawsze znajdzie się jakiś inny fagas, który ją prędzej czy później zbałamuci. A najlepiej to nie chajtać się (jeśli tak to tylko z intercyzą). Teraz to ja wyznaczam kiedy i z kim chcę się spotkać. W koło pełno samotnych kobiet, które potrzebują choć na chwilę ciepła, wysłuchania no i oczywiście ..... ;)

Ale nie mówię, że do końca życia będę żył sam, może kiedyś znajdę jakąś fajną kobitę i znów dam się zrobić w balona.

 

Pozdrawiam

:)

 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Najgorsze, że nadal kocham tą bladź (tak, to była prawdziwa miłość), chociaż już tylko czasami mam zawiechę."

 

No, to kawał syfu jeśli wiesz co i jak a "miłość" nie wywietrzała jeszcze całkiem.

Ale to stopniowo przechodzi, coś jak dziura po wyrwanym zębie.

I tak jak w przypadku ubytku coś się zmieniło.

W "gryzieniu" ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się odniosę do tej Twojej " miłości" i tym że jak powiadasz nadal ja kochasz. Sądzę że tak jak wielokrotnie pisał MArek, tęsknisz do tego stanu przyjemności jaki ona Ci dawała. Opisujesz wycieczki, fajme życie z kobietą u boku i nagle tej kobiety zabrakło czyli skończyła się jakaś tam przyjemność. Ale nie martw sie przejdzie Ci, daj sobie czas i zdystansuj sie do wszystkiego. Nie wykorzystuj kobiet, to nic nie da . Też myślałem w ten sposób, ale postępując tak sam przyciągniesz do siebie jeszcze wielkie bagno. Moja rada taka, gdyż sam mam podobną sytuację przed rozwodem: Zdystansuj się od wszystkiego i wsłuchaj się sam w siebie. Naucz się tego że najlepszym partnerem dla siebie ejsteś ty. Oczywiscie nie unikaj ludzi, wręcz przeciwnie, ale skup się na sobie. Moze odpocznij chwile od kobiet ( nie za długą :D) Trzymaj się, będzie dobrze :)

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

A moja rada dla Was, to nie puszczajcie kobiet w delegacje. Bo zawsze znajdzie się jakiś inny fagas, który ją prędzej czy później zbałamuci.

 

Nie patrz tak na to. Nie można nikogo pilnować całe życie. Nie da się. Jak ktoś chce się puścić, to się puści i tyle.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niefajna historia. Trzymaj gardę do końca w apelacyjnym. I nawet palca nie popuść.

Zabalowała Twoim kosztem - niech teraz pocierpi.

A jak się uprawomocni orzeczenie z jej winą - zasugeruj, że rozważasz pozwanie jej o alimenty i o odszkodowania

za szkody na zdrowiu. Niech się postresuje i włos jej posiwieje a na czole aż bruzdy wyskoczą. Takie, których nawet

krem za trzy stówy nie ruszy ;)

Co do schematu Twojej opowieści to jest ona, że tak powiem, klasyką. Do ślubu i małżeńtwa - sielanka, bo panna

napędzana strachem przed staropanieństwem po prostu się stara. Po ślubie - starać się już nie musi i hamulce też

puszczają...

One tak mają. Wszystkie. Nie masz przewagi nad nimi (znajomość gry, zasoby, uzależnienie od siebie) - jesteś ugotowany

jak rak w garnku.

 

Swoją drogą pomyśl co by było, gdybyście mieli dzieci ... Pogrywała by nimi przeciwko Tobie że hej!

 

A to, że piszesz żeś 'zakochany' to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że tak w pełni kochają właśnie mężczyźni. No i może

bardzo młode kobiety-siksy, które się zauraczają po uszy. Większość dorosłych kobiet nie 'kocha' jak my. One kalkulują, czy warto im

być z kimś czy nie. Jak warto - zostają i grają swoją rolę. Jak tylko widzą gdzieś indziej lepszą opcję (inny samiec) - nie liczą

się z nikim i niczym. Ot taka jest ich 'miłość'. Ich miłość to nic innego jak rodzaj interesowności.

 

Ciesz sie! Wolnyś! Bez zobowiazań! Pozbieraj się do końca do kupy i CIESZ SIĘ ŻYCIEM :) Masz głowę na karku, masz zasoby!

Jutra nie ma! Dolce vita !

 

Powodzenia, S.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze, że nadal kocham tą bladź (tak, to była prawdziwa miłość), chociaż już tylko czasami mam zawiechę. 

 

Pamiętaj, w miłości też trzeba mieć honor, a jeżeli duga połówka wbija Ci nóż w plecy to staje się Twoim wrogiem. Powiedzmy sobie szczerze to nie była prawdziwa miłość jak w "przeminęło z wiatrem", czas będzie dalej leczył pozostałe zadrapania, a Ty już najgorsze masz za sobą  ;)​ 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wsparcie. Co do tematu to nie popuszczę jej. Za dużo zdrowia mnie to kosztowało. Życie leci dalej lecz naprawdę nie daje tyle szczęścia już. Nawet mam teraz dwie koleżanki, staram się jeździć, korzystać, ale to nie to. Teraz bzykanko jest mistrzostwem świata, ale po... chce wrócić jak najszybciej do siebie lub wygonić pannę z mieszkania. Wyjazdy, tylko na chwile pomagają. Trzyma mnie to ze mam paru dobrych znajomych, z którymi czasami mogę wyjść na przysłowiowe piwo. Chociaż imprezy staram się omijać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Teraz bzykanko jest mistrzostwem świata, ale po... chce wrócić jak najszybciej do siebie lub wygonić pannę z mieszkania..

 

Tak, kilka osób opowiadało mi w rozmowach, że mają identycznie. Seks a zaraz po seksie - najlepiej jak

panna zabierze swoje rzeczy i wyjdzie z mieszkania. Bez ceregieli w gadki-szmatki, przytulanki, szeptanie

do uszka i robienie śniadania ze świeżych bułek...

 

Masz sporo czasu. Wykorzystaj go KREATYWNIE. I wielotorowe. Rozwijaj zarówno siebie wewnętrznie

(podejście do życia, samoocena, filozofia etc) jak i zewnętrznie - tak jak radzili Kootas i Saint. Biegaj,

ćwicz, targaj żeliwo. Po roku będziesz całkiem innym człowiekiem.

 

Masz jakieś fajne pozadomowe hobby i jakąś pasję? Paralotniarstwo, wyścigi, elementy survivalu, nawet moczenie kija w wodzie?

Oddaj się temu. Z każdym kolejnym dniem i miesiącem będzie lepiej.

Generalnie nie polecam próby zagłuszenia bólu po zdradzie kobiety inną kobietą - to jak być alkoholikiem i leczyć zatrucie

od wódki piciem whisky. Owszem, panny się przydają - to zalecane do zdrowia by raz na jakiś czas korzystać z ich wdzięków.A

Ale czynienie z nich remedium na zło całego świata, bezpiecznej przystani itd itp - to strategiczny błąd życiowy.

 

S.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Tak więc zorganizowałem z narzeczoną przepiękny ślub w prawdziwym pałacu, wszystko z najwyższej półki, impreza na 3 dni. Oczywiście sponsorem byłem ja. Po weselu jedne wakacje, później drugie a później dupa. Nagle moja ŻONA nie była już zainteresowana bzykaniem się ze mną, zaczęły się ciągle jakieś żale, marudzenie, itp. 

Pomyślałem sobie, przemęczona, w pracy problemy to może coś nie tak. Nic do mnie jeszcze nie docierało. Ale czas mijał, jakoś żyliśmy. Planowaliśmy kolejne wakacje. Postanowiliśmy, iż tym razem kupimy bilety lotnicze i co kilka dni będziemy spali w różnych miastach. Plan super, bilety kupione, część hoteli zarezerwowana, żona jedzie na kolejna delegację.

 

I to był ten przełomowy moment, gdzie zamiast pchnąć wahadło w stronę bólu, pchnąłeś w stronę przyjemności, co opisałem w jednym z ostatnich tekstów. Dlatego właśnie bez tej wiedzy, ludzie często przegrywają coś, co można było utrzymać, albo chociaż przedłużyć.

 

Ja w ogóle uważam, że takie doświadczenie chociaż bolesne, buduje siłę i mądrość. Teraz już wiesz jak to mniej więcej działa, wiesz że piszący o tym (np. ja) nie są oszołomami, a opisują powszechny mechanizm działania kobiet. Możesz się rozwijać, iść do przodu - a nie zostać w miejscu. Przyjdzie kiedyś chwila, że będziesz wdzięczny za te zdarzenie, podobnie jak ja jestem wdzięczny wszystkim tym laskom, co mnie zdradzały, upadlały i rolowały. Gdyby mi to opowiadano, nie zrozumiałbym. A tak WIEM.

 

Przyjemność którą nazywasz miłością, będzie kiedyś znacznie większa. Rozwój to pójście do coraz większej przyjemności, zrozumieniu i spokojowi ducha. A żeby porzucić starą przystań, musiałeś ją stracić. Przegrałeś bitwę, ale zbliżyłeś się do wygrania wojny.

 

Chyba o tym napiszę dziś tekst, podnieciłem się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I to był ten przełomowy moment, gdzie zamiast pchnąć wahadło w stronę bólu, pchnąłeś w stronę przyjemności, co opisałem w jednym z ostatnich tekstów. Dlatego właśnie bez tej wiedzy, ludzie często przegrywają coś, co można było utrzymać, albo chociaż przedłużyć.

 

Ja w ogóle uważam, że takie doświadczenie chociaż bolesne, buduje siłę i mądrość. Teraz już wiesz jak to mniej więcej działa, wiesz że piszący o tym (np. ja) nie są oszołomami, a opisują powszechny mechanizm działania kobiet. Możesz się rozwijać, iść do przodu - a nie zostać w miejscu. Przyjdzie kiedyś chwila, że będziesz wdzięczny za te zdarzenie, podobnie jak ja jestem wdzięczny wszystkim tym laskom, co mnie zdradzały, upadlały i rolowały. Gdyby mi to opowiadano, nie zrozumiałbym. A tak WIEM.

 

Przyjemność którą nazywasz miłością, będzie kiedyś znacznie większa. Rozwój to pójście do coraz większej przyjemności, zrozumieniu i spokojowi ducha. A żeby porzucić starą przystań, musiałeś ją stracić. Przegrałeś bitwę, ale zbliżyłeś się do wygrania wojny.

 

Chyba o tym napiszę dziś tekst, podnieciłem się.

 

Co masz na myśli mówiąc "pchnąć wahadło w stronę bólu, a nie przyjemności"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I to był ten przełomowy moment, gdzie zamiast pchnąć wahadło w stronę bólu, pchnąłeś w stronę przyjemności, co opisałem w jednym z ostatnich tekstów. Dlatego właśnie bez tej wiedzy, ludzie często przegrywają coś, co można było utrzymać, albo chociaż przedłużyć.

 

Ja w ogóle uważam, że takie doświadczenie chociaż bolesne, buduje siłę i mądrość. Teraz już wiesz jak to mniej więcej działa, wiesz że piszący o tym (np. ja) nie są oszołomami, a opisują powszechny mechanizm działania kobiet. Możesz się rozwijać, iść do przodu - a nie zostać w miejscu. Przyjdzie kiedyś chwila, że będziesz wdzięczny za te zdarzenie, podobnie jak ja jestem wdzięczny wszystkim tym laskom, co mnie zdradzały, upadlały i rolowały. Gdyby mi to opowiadano, nie zrozumiałbym. A tak WIEM.

 

Przyjemność którą nazywasz miłością, będzie kiedyś znacznie większa. Rozwój to pójście do coraz większej przyjemności, zrozumieniu i spokojowi ducha. A żeby porzucić starą przystań, musiałeś ją stracić. Przegrałeś bitwę, ale zbliżyłeś się do wygrania wojny.

 

Chyba o tym napiszę dziś tekst, podnieciłem się.

a jak bys przechylil to wahadlo? pojechal samemu na wakacje okazujac w ten sposob brak emocjonalnego zaangazowania? samemu zrobil jakas scene ze juz Cie nie kocha :)? czy np. jako zadowolony mlody czlowiek, zaczac rozmawiac z atrakcyjnymi kolezankami w pracy?

 

Co masz na myśli mówiąc "pchnąć wahadło w stronę bólu, a nie przyjemności"?

kolega chcial poprawic nastroj zonie, wyleczyc ja ze zmeczenia, fochow i nastrojow poprzez mile spedzanie wolnego czasu, wspolny wyjazd, SPA itp.

podczas gdy nalezalo zrobic cos przeciwnego, zostac emocjonalnym psychopata. Skoro boli to trzeba sadystycznie naciskac dalej az sie przyzwyczai do bolu, a nie podawac tabletki przeciwbolowe.

Chcialbym wiedziec, na co byscie naciskali?

Co masz na myśli mówiąc "pchnąć wahadło w stronę bólu, a nie przyjemności"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 .. No ale coś się zaczęło przysłowiowo pieprzyć. Nagle mojej lubej już nie było tak chętnie do częstych imprezek łóżkowych ze mną. No ale dni leciały, miesiące , przyszedł czas obgadywania ślubu. Oczywiście wszyscy szczęśliwi byli na tak. 

Tak więc zorganizowałem z narzeczoną przepiękny ślub w prawdziwym pałacu, wszystko z najwyższej półki, impreza na 3 dni.

Co masz na myśli mówiąc "pchnąć wahadło w stronę bólu, a nie przyjemności"?

Co masz na myśli mówiąc "pchnąć wahadło w stronę bólu, a nie przyjemności"?

 

 

Podkreśliłem i pogrubiłem w cytacie. W tym momencie powinien był powiedzieć kobiecie "rozstajemy się", a nie brnąć w ślub. To było by pchnięcie wahadła w ból, bo to trudna decyzja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podkreśliłem i pogrubiłem w cytacie. W tym momencie powinien był powiedzieć kobiecie "rozstajemy się", a nie brnąć w ślub. To było by pchnięcie wahadła w ból, bo to trudna decyzja.

 

Hmmm. Ciężko powiedzieć czy wtedy powinienem się rozstać. Patrząc z perspektywy czasu może i tak. Nie przeżyłbym tego, co się działo przez ostatnie miesiące. Ale należy zauważyć, iż przed wydarzeniami "tymi" były w większości piękne dni. Myślę, że nie ma czego żałować. Gdybym wtedy zrezygnował, mógłbym się zastanawiać, co i jak by wyszło. Jakby wyglądała moja przyszłość. W życiu zawsze są lepsze jak i gorsze dni, szczególnie w związku. Mógłbym denerwować się na siebie, iż zrezygnowałem z czegoś co mogło być piękne i okazać się prawdzie. Mimo wszystko przeżyłem kilka fajnych lat, nauczyłem się wielu rzeczy i dziś jestem taką osobą jaką jestem. Mam dobre wspomnienia, jak i te gorsze. Naprawdę wielkim plusem tej sytuacji, jest to że nie dorobiliśmy się dzieciaka. Pieniądze, rzecz nabyta. Jak będzie zdrowie, zawszę można zarobić ;)

No ale gdybym wcześniej posiadał taką wiedzę, może w kilku momentach postąpiłbym inaczej. 

 

Miłego popołudnia panowie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

qwerty79 (szybko się pisze tego nicka :P)

 

Tu wcale nie musi być zrealizowanie tego rozstania. Po prostu "wytworzyłbyś zagrożenie" u tej kobiety i tym samym "zabił" jej nudę i zmobilizował do "działań ratowniczych". Coś by się działo :)

 

Ja Markowe "pchnięcie wahadłem w kierunku bólu czy przyjemności" rozumiem jako utrzymywanie kobiety w takich stanach :) Jest za dobrze i nudno? Pokaże ze może być gorzej :P

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W życiu zawsze są lepsze jak i gorsze dni, szczególnie w związku. 

 

Zawsze się zastanawiam, czy takie pierdolenie to nie jest po prostu usprawiedliwianie się, że ma się hujowe życie/związek, jak to moja mama mówi docieranie się, a jak dalej będę wybredny to zostanę sam i co ja wtedy pocznę, taki biedny bez kobiety :D

 

Ostatni rok to zero związków i muszę powiedzieć, że to mój najlepszy okres w życiu, tyle rzeczy to nigdy nie robiłem, a i tak jeszcze za dużo przy kompie siedzę. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.