Skocz do zawartości

Rnext

Starszy Moderator
  • Postów

    10424
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105
  • Donations

    30.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rnext

  1. Podobnie z kurczętami. Wyklutym kogucikom sexerki ukręcają łebki i ciałka wrzucają do pojemników na karmę dla kotów weganek. Pytanie - czy weganka SS ma kota? Ale chodzi mi o takiego czworonoga a nie o tego pierwotnego
  2. Podejdźmy do forum, trochę jak do "Księgi Przemian I Ching". Fajnie opisuje ją jeden z cytatów: "Stworzona jest dla ludzi stojących w obliczu wyboru, na życiowym rozdrożu - ludzi, którzy nie są pewni informacji płynących ze zmysłów, intelektu i emocji. I Ching to metoda odsłaniania przyszłości poprzez ukazanie fazy rytmu, w jakim znajduje się człowiek na rozdrożu."
  3. @Doggie S.S. mówi o celach jakie politycy powinni przyjąć, aby bronić zwierząt. Są to między innymi: wprowadzenie zakazu chowu klatkowego, zakazanie hodowli zwierząt na futra i wykorzystywania zwierząt w cyrku. W kwestii tego ostatniego - czy ona właśnie postuluje likwidację europarlamentu?
  4. @Helena K. zetknąłem się tylko z jej "365 obiadów". Acha, ciekawostka: "Ćwierczakiewicz-ówna" (w mediach właśnie z takim przyrostkiem najczęściej o niej mówią) to ówczesna wymowa nazwisk panien (kobiet niezamężnych) a akurat Lucy była jak na tamte czasy niezłą "aparatką" będąc zamężną dwukrotnie, co wówczas trąciło lekkim skandalem. Nie przeszkodziło jej w wydaniu książek pozakulinarnych, za które feministki by ją chętnie ukrzyżowały, np. „Kurs gospodarstwa dla kobiet” czy „Poradnik porządku”. Więc uwspółcześniając i urealniając - Lucyna Ćwierczakiewicz, lub -owa. OKej? Co do samych "365 przepisów" (nota bene współcześnie pani Marecka prowadzi program pod tytułem "365 obiadów Mariety Mareckiej" - takie ciekawe nawiązanie), to pierwsze co mi się rzuciło w oczy - tradycja (postna), nacisk na sezonowość dostępności produktów i ich jakość. Pojawia się sporo przepisów na dziczyznę, jak na czasy ziemiańsko-myśliwskie przystało, więc dzik, sarnina, zające, bażanty, kuropatwy. W książce oprócz przepisów jest sporo wskazówek typu: "Oznaki dobroci drobiu. Młody drób ma zawsze grube łapy i kolana, ta charakteryzująca je odmiana ginie z wiekiem. Stara kura ma łapy cienkie i szyję chudą a skóra na udzie jest koloru fioletowego. Należy przyjąć za zasadę, nigdy nie używać starego drobiu w jakikolwiek bowiem sposób się go przygotuje, nigdy nic dobrego z niego zrobić nie można". Na potrzeby inspiracji i edukacji, pozycja jak najbardziej ciekawa i trochę też jako "ciekawostka", również językowa Współcześnie jednak wydaje mi się jako całość, nieco anachroniczna.
  5. Jak się w nią wkopię głębiej, na co dzisiaj się jednak może nie zanosić. Ale mignęły mi wzmianki o nożach tak kuchennych, taktycznych jak i myśliwskich, broni palnej w kontekście obrony i myślistwa, budowie szałasu, pozyskiwaniu i oczyszczaniu wody w dziczy czy też rozbieraniu mięsa albo o pieczeniu wiewiórki. Ale główna idea krąży wokół metodologii nabywania umiejętności w różnych dziedzinach na przykładzie pichcenia przeplatanego dla rozluźnienia różnymi motywami rozrywkowymi co mi się rzuciło w oczy (przypowiastki, anegdoty). Zresztą T.F. sam proponuje, żeby do książki podejść nieco "przygodowo".
  6. Rano kurier zadzwonił do drzwi i przekazał pakunek. Ciężka cegiełka. Wyciągam z koperty pełen emocji podładowany osobistym, kulinarnym bzikiem. Rozszarpana koperta ląduje na podłodze, książka na stół i kartkowanie. Dotarła bezstratnie, twarda oprawa w ogóle nie ucierpiała. Robota w międzyczasie stygnie, no ale przecież się nie rozdwoję. Chociaż przejrzę. Buuum, pierwszy dział - "metanauka". No dobrze, będziemy się uczyli o uczeniu się. Pasuje mi, zwłaszcza, że spodziewam się "ferrissowego podejścia" - dostrzeżenia w rzeczach, o których coś tam się wie, zupełnie innej optyki ich "rozumienia". Wygląda na to, że znajdę. Założenie jest takie, że będziemy prowadzeni po kuchni za rączkę, ścieżką od amatora, poprzez odkrywcę i eksperymentatora do profesjonalisty. Przybliżenie podstaw tak w kwestii osprzętu, noży, naczyń, poprzez tematy survivalowo-myśliwskie aż do ciekłego azotu i sous-vide. Mnóstwo przepisów i inspiracji. Przy okazji - książka świetnie wydana jak na mój gust. Zachęcam do wstępnego przekartkowania w jakichś "empikach", myślę że pozycja dla tych, którzy kochają jak i nienawidzą gotować. Parę innych rzeczy mam jeszcze do dokończenia, więc nie mogę się zabrać na poważnie za czytanie i pewnie dzisiaj uda mi się tylko zacząć. Więc merytorycznie coś więcej napiszę ewentualnie za czas jakiś. Ale sięgnijcie po tą książkę, choćby z ciekawości.
  7. Ona ma plan mieć, on ma plan nie mieć, ale plan (sprowadzenia na świat kolejnej istoty, która, najprawdopodobniej w cierpieniach, umrze) kobiety ważniejszy. Jeśli nie realizujesz jej planu to znaczy że nie rokujesz. Następny śrubokręt proszę.
  8. Skądże. Naprawdę bliżej mi do stwierdzenia, że to głównie wina mężczyzn (wyborców), którzy w przeważającej masie są tak słabymi, bezmózgimi cipeuszami, żeby nie "walnąć pięścią w stół". Ich perspektywa ogranicza się do "byle do weekendu przy piwku", przy zerowej świadomości obywatelskiej (a na straży nieświadomości stoi bardzo mocno okopany system - media, tragiczny w skutkach system edukacji, sposób prowadzenia polityki itd). Problem z męską uległością jest taki, że o ile ma ona zawsze początek, to zwykle nie ma końca. Co najwyżej w jakichś gettach (bezsilności) skupiają się garstki buntowników. Mam na to nieco inny pogląd. Otóż zasiłki są niczym napiwki dla kelnerek - zwalniają pracodawcę z należytego wynagradzania pracownika, bo przecież dorzuci się w tym przypadku "państwo". Praca powinna nie być opodatkowana wprost, bo wówczas jest to mechanizm karania ludzi za trud i wysiłek. Technikalia w postaci sposobów i skali finansowania potrzeb wspólnych państwa byłyby do ustalenia, zwłaszcza, że wymusiłoby to racjonalizację i optymalizację struktury zatrudnienia w budżetówce (sam ZUS to 50k ludzi wykonujących pracę jednego komputera). Ale "tanie państwo" to już miało kiedyś ponoć być. Nie wolno jednocześnie wynagradzać za nieróbstwo, pompując socjal. Obserwacje wskazują na to, że zwykle potomstwo rodzin żyjących na socjalu, kontynuuje tradycje rodzinne i ciągnie socjal (pasożytnictwo) w następnych generacjach. Generalnie chodzi mi o to, żeby nie tyle nie rozdawać, co tyle nie zabierać na "przemiał" i wały a przede wszystkim mieć obywatelskie narzędzia do rozliczania zarządzających. Jeszcze na koniec @Czerwona666 - jesteś chyba w jakimś stanie zaćpywania się negatywnymi emocjami (czujesz wtedy, że żyjesz czy co?), gdzie do głosu nie dojdzie rozsądek i merytoryczne porady. Facet na Twoim miejscu najczęściej usiadł by, podrapał się po głowie, pomyślał że skoro woła o pomoc, to jest w dupie ale chce z niej wyjść. A Ty, mam wrażenie, chcesz sobie potrwać w takim "weltschmerzu". Tu nie ma wielkiej filozofii - albo coś robisz (działasz) albo nie. Teraz to powinnaś w tym wątku się "spowiadać" z tego, co postanowiłaś i jakie kroki już poczyniłaś, zamiast jęczeć.
  9. No tak, bo rozrost biurokracji jest sposobem na maskowanie bezrobocia wśród kobiet. Chyba ze dwa lata temu o tym też pisaliśmy na forum w kontekście kontrproduktywnego dla gospodarki przymusu organizowania fake-etatów (parytety, polityka "społeczna") dla kobiet. Racjonalne ekonomicznie byłoby wypłacanie im zasiłku, co te ambitniejsze mogłoby pchnąć do realnej gospodarki i wspomóc budowę dobrobytu. Wiele już razy pisałem, że obie płcie zostały zrobione w wała. Każda ma pod górkę, tyle że każda pod inną. Sytuację pogarsza postępująca demoralizacja medialna i kulturowa neoproletariatu (kobiet), pogłębiając przepaść między płciami.
  10. Z punktu widzenia biologii i ewolucji, to pozytywne dla gatunku zjawisko. Samice może bez trudu zapładniać wąska grupa top genomu a reszta będzie utrzymywała ich potomstwo przymusem podatkowym. Taka trochę eugenika tylnymi drzwiami. Geniuszy może z tego za wielu nie będzie, ale będą silni żołnierze i mamusie jako fanatyczne wyznawczynie zakonserwowanej władzy. Jaki dyktator nie kocha uwielbienia kobiet i całowania go po rękach?
  11. Stwierdzenie - pułapka. Aktywnych zawodowo jest w PL niemal 80% mężczyzn a 63% kobiet. Jak widać, prawie połowa kobiet "utrzymuje się" z nieaktywności zawodowej. Dodatkowo, przyjmując, że kobiety statystycznie mniej zarabiają, pracując w gorzej płatnych zawodach - w sposób oczywisty, statystycznie płacą mniejsze podatki. To oczywiście pewne uproszczenie, nie biorące pod uwagę choćby struktury zakupów konsumpcyjnych o których w przeważającej mierze decydują kobiety (VAT - 180 mld, PIT tylko 37 mld). Tylko ostatnie programy socjalne, szacowane na 40 mld idą w praktyce na rzecz kobiet, i samego PITu na nie nie starcza.
  12. Bo tak to chyba działa. Trochę jak czytanie dobrej książki, gdy niekoniecznie realnie zamieniasz się miejscami z bohaterem a chcesz przetestować czy doznać przebywania w innej rzeczywistości. Właściwie, wymyślona przygoda niewiele się (przynajmniej dla mnie) różni od faktycznie doznanej, bo zostaje bardzo szybko "tylko" (czasami koszmarnym) wspomnieniem. Doznane w jej trakcie stany i odczucia równie dobrze mogą być "wymyślone", skoro nas mimowolnie budują, rozszerzając poznanie i rzeczywistość. Również o quasi-wspomnienia. Osobiście akurat lubię fantazje, najczęściej surrealistyczne, absurdalno-abstrakcyjne. W twardej rzeczywistości o takie trudno Naturalnie nie mam na myśli uproszczeń typu - jesteś głodny, wymyśl sobie że jesz albo że jesteś bogaty. A wyobrażenia i fantazje są bezcenne, nie mielibyśmy tylu wynalazków ile mamy, gdybyśmy mieli tylko cele w postaci sięgania wyłącznie po rzeczy, które już istnieją. Czasem twarde stąpanie po ziemi oznacza zaledwie przyziemność. Nic w tym złego, to nieuchronne i konieczne, niczym defekacja. Ale wyobraźnia się przydaje, można pełniej czerpać z życia. Dlaczego nie korzystać z umysłowości? To trochę tak, jak by mieć nogi i też z ich posiadania nie korzystać. No i mam parę marzeń (fantazji też), ale jestem przesądny i się z nimi nie zdradzam. Zresztą na dłuższą metę i tak wszyscy wszystkich mają mniej-więcej w dupie.
  13. Siemaszko. Swoją drogą, niefajny nick.
  14. Ha! Rano zgłosił się kupiec na fortepian! Wszystko wstępnie dogadane, ma odebrać jak najszybciej. Nareszcie uwolnimy salon od wielkiego klamota! Zaplanowany w tym miejscu kącik kawowo-czytelniczy z małym stoliczkiem, lampą stojącą i secesyjnymi fotelami. Jaram się rearanżem przestrzeni.
  15. Pani SS ma strategię oswajania świata z przesuwaniem granic dla kobiecego przeginania pały poza obszary absurdu. Za chwilę największa głupota w wykonaniu pań będzie akceptowalną normą. Wyobraźcie sobie, że tego rodzaju nienawistne androny z jakimi mieliśmy do czynienia w jej wykonaniu do tej pory, wyplatał by jakiś polityk płci męskiej. Polityczny samobój albo obserwacja psychiatryczna a nie nagroda w postaci stolca europarlamentarzysty. A kobiecie "wolno", bo okazujemy im coraz większą pobłażliwość, spychani do mentalnego poddaństwa. O to przede wszystkim toczy się walka na froncie feminazizmu. Prowadzi to do tego, że hieny doskonalą grę w "biedne stworzonka" ze zwierzyną, której nie zamierzają nawet połknąć. Killing just for fun. Ona nie wnosi żadnej politycznej ani społecznej wartości, zajmuje się wyłącznie lansowaniem swojej osoby w ramach ekonomicznego tropizmu. Głosować na nią mogą chyba tylko skończone tumany (szczęśliwie było ich ledwie 55k ale wystarczyło żeby ją przepchnąć dzięki przekrętowi ordynacyjnemu), które nie "łączą kropek". Odbieram ją jako pozerkę, pod której powierzchowną elokwencją i pozorami kompetencji, kryje się wulgarność, bezwzględność i pogarda dla wszystkich. Śniącą przy tym o tyranicznym narzucaniu swej woli, jakkolwiek obiektywnie durna by nie była, byle dawała upust jej własnej mizoandrii. Pewnie dlatego jest ulubienicą "naszej" @Fit Daria
  16. Wege nie jestem, ale tak na pierwszy rzut oka przyjrzał bym się "Jadłonomii" Marty Dymek plus jej blog: http://www.jadlonomia.com Jak nie musi być wege, to osobiście uwielbiam "Włoską wyprawę Jamiego" i "Superfood na codzień" J. Olivera. Przymierzam się do "4 godzinny mistrz kuchni" Tima Ferrissa. Tak z ciekawości po prostu, bo na przykładzie algorytmów kuchennych (przepisów) jest niby o osiąganiu mistrzostwa w dowolnej dziedzinie.
  17. Rnext

    Noże kuchenne

    Przewinęło się tego trochę przez moje ręce. Od noname'ów, Tescomy, Fiskarsów i innych. Osobiście nie cierpię Fiskarsów. Fakt, że mieliśmy jakiejś raczej bardziej budżetowej serii, ale w porównaniu do obecnie posiadanych - były straszne. Miałem wrażenie że są ze zwykłej blachy. Tępe jak córki młynarza. Dawały się "naostrzyć" tylko prętem (czyli przerobić na brzeszczot piłki). Zachęcam zerknąć na "japońce", mam kilka sztuk Chromy. Pierwsze, które bezwarunkowo nam przypasowały. Kute, stal 58 HRC z drewnianymi rączkami. Ale kamień do ostrzenia to mus, pręt odpada (zresztą jak dla mnie w ogóle odpada do moich noży). Trochę ciężko na początku ogarnąć ostrzenie, ale po paru próbach i tutkach z YT można dzielić nimi włos na czworo Do tego mamy uzupełniające 4 sztuki właśnie Victorinoxa. Serii nie pamiętam, też kute, takie z nitowanymi rączkami z tworzywa. Również świetne, cięższe, masywniejsze i grubsze od Chromy. Ciekawostka - Blondi preferuje nóż kucharza Chromy, dla mnie jest za lekki i wolę Victa. Weź po prostu do ręki różne i sprawdź jak Ci leży/wyważa.
  18. Przetłumacz to sobie na polski. Strata czasu i prądu. A życie stygnie (zwłaszcza to bez kobiety u boku). Chyba że lubisz robić za zabawkę (ale tak naprawdę myślisz że jesteś "toy" a jesteś "toi toi").
  19. Ochrzcij samodzielnie w wolnej chwili a żonie zakomunikuj, że nie ma się o co spierać, bo dzieci już ochrzczone. O ile dobrze pamiętam, nawet rodzic może ochrzcić dziecko wypowiadając spec-formułkę w przypadku zagrożenia życia ale również wskutek niezgody między rodzicami. W razie gdyby żona uznała, że się pierwszy chrzest jak szczepionka - nie przyjął, to może powtórzyć oficjalnie-ceremonialnie, finansując co trzeba.
  20. Taaaa. To spójrz na Mathieu Amalric'a. Tak wygląda "przyłapany" z fleszem prosto w ryj: A tak w rękach fotografa:
  21. Jakaż to różnica? Przecież "wszystkie dzieci są nasze" Co się przekłada na polski - solidarnie musimy na nie płacić.
  22. Dziwny wpis. Tytuł mówi o spotykaniu się a w podtekście autorce chodzi o związek a nie spotykanie. Ale "polska jENzykA - trudnA jENzykA a myślenie jeszcze trudniejsze od krętactwa. Sama siebie przekonuje, że jest "silna i niezależna" (pisząc choćby "Związek z tak silną kobietą nie jest dla Ciebie") bo co? Bo urodziła? Są jakieś inne atrybuty siły i niezależności tam? Choćby od socjalu i alimentów? Ona sobie "radzi w sprawach łóżkowych ("a nawet w sprawach łóżkowych świat poszedł tak do przodu, by można samej sobie poradzić") ale męskie potrzeby określa mianem "pojebanych żądzy" ("Jeśli masz ochotę tylko na chwilę "pobyć" z taką kobietą, by tylko zapełnić swoje pojebane żądze"). Hipokrytka. Autorka pisze: "Kiedy zatem związek z samotną matką jest dla Ciebie? Kiedy jesteś gotowy na związek, o który należy dbać, w którym należy wspólnie starać się" a sama deklaruje, że ona się o związek starać nie będzie, bo dziecko najważniejsze. Ciężar starań kto poniesie? Jak myślicie? No bo przecież ona się stara bardziej. Tyle że o dziecko. A to już jest ciężka aberracja, rodem z brazylijskich seriali, którymi przecież w kontekście facetów, nieco wcześniej głęboko pogardza: "Możesz śmiało umówić się z samotną matką jeśli dziecko nie stanowi dla Ciebie problemu, a jedynie o czym myślisz, to pokochać je tak samo, jak jego matkę." No serio? Zajebisty związek, spółka założona w celu pokochania jej dzieci i łożenia na cudzy materiał genetyczny. No bez jaj kobieto.
  23. @Perun mam znajomą logopedkę. Mówiła, że praktycznie każdy spiker czy lektor pracował bądź pracuje z logopedą. Myślę, że jeśli Ci bardzo zależy, to choćby testowo uderz do kogoś takiego. Sam mam za krótkie wędzidełko podjęzykowe, co skutkuje koniecznością nagimnastykowania się językiem przy wymawianiu "r". Ona to wychwyciła po pierwszym moim zdaniu jak się poznaliśmy (zboczenie zawodowe). Przy czym była w szoku, że bez pomocy logopedy, co praktycznie się nie udaje, wykształciłem jak to określiła - ruchy kompensacyjne, świetnie maskujące wadę. Nie mam pojęcia jaki ruchy miała na myśli
  24. Wolał bym już konia bić, ach konia bić, ach konia bić, niźli z zołzą w jednym domu choć przez chwilę żyć. (mod refrenu piosenki Rodowicz, "Damą być" ;))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.