Skocz do zawartości

Zdzichu_Wawa

Starszy Użytkownik
  • Postów

    747
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Zdzichu_Wawa

  1. Dlatego ja jestem trochę rozdarty, Z jednej strony mając obecny bagaż doświadczeń zgadzam się w pełni z podejściem @niemlodyjoda Z drugiej jednak strony mam także świadomość, że są to rady w stylu Marii Antoniny, że jak młodzi gostkowie nie mają chleba, to niech jedzą ciastka. Żeby to bardziej obrazowo przedstawić proponuję taką analogię: Masz 20 lat i z trudem uzbierałeś swoje pierwsze 5-tysi oszczędności i chcesz kupić swój pierwszy samochód. Spotykasz takiego "Zdzicha" albo NiemłodegoJodę i oni Ci tłumaczą, że: - auto to najlepsze jest z salonu, bo wiadomo że to nie szrot, dobrze żeby nie było starsze niż 5 max 8 lat (bo potem się będzie sypać). Poza tym to pełną przyjemność to się czuje w aucie sportowym takim co ma z min 300 koni pod maską itp. Niby wszystko fajnie, w pełni się z tym zgadzasz, ale ty masz te swoje 5 tyś PLN w kieszeni i w sumie to albo możesz przyjąć to co oni mówią i kolejnej 10 lat jeździć autobusem (aż uzbierasz na to auto z salonu), albo jednak zrobić to na co cię DZISIAJ stać i kupić jakiegoś gruza, który owszem będzie się psuł, będzie skarbonką bez dna....ale będzie Twój i da Ci jakąś tam frajdę z jazdy pierwszym WŁASNYM samochodem. Trochę na to pytanie odpowiedziałem wyżej (pisałem pewnie równolegle z Tobą). Myślę, że będąc "średniakiem" który ma 20 lat, lepiej starać się jakoś zainteresować sobą płeć przeciwną niż zejść do piwnicy, zamknąć się w świecie MGTOW i zgorzknieć, bo dla wielu to jednak działanie wbrew naturze. To zainteresowanie może mieć różną formę, jeden będzie "chłopcem z gitarą", drugi pójdzie w sztuki walki czy siłkę, trzeci wymyśli coś innego itp. Samo zabieganie nie jest takie złe. Uważam że dużo gorsza jest coś innego, coś co wg mnie często występuje w takich przypadkach. Gość już się nastarał, zabiegał i w końcu dopiął swego. Ma związek, ma seks, ale szybko fajerwerki (jeśli było) się wypalają i zaczyna się szarzyzna. Gdyby on miał łatwiej o ew nowy kontakt, to by się rozstał, sprawdził moze będzie lepiej. Gdy jednak włożyło się dużo wysiłku, (nie daj Boże upolowało tą "wymarzoną") to mamy świadomość, że jak się rozstaniemy czeka nas taki samy wysyłek, a efekt może być taki sam....albo i gorszy. Więc często wielu godzi się na marazm niż na ponowną "walkę". Nie mam nic przeciw korzystaniu z profesjonalistek. Jednak przerzucenie się w 100% na ten sposób zaspokajania odcina nas od nauki relacji społecznych D/M. Młody gość nie nauczy się w ten sposób flirtować, testować różnych strategii podrywu itp. Ja tego nie rozumiem. Sam nie jestem dzieciaty i nie zamierzam tego zmieniać. Widzę jednak że na forum często jest prezentowany pogląd że żony to nie chcę, ale dziecko jak najbardziej. Gdzie tak na prawdę to samo małżeństwo (z intercyzą i bez dzieci) to mały pikuś w porównaniu z problemami jakie pojawiają się gdy na świat przychodzą dzieci. Chodzi mi zarówno o zupełnie inną "dźwignię" którą nagle ma kobieta (już tak łatwo się nie rozstaniecie nawet jak się coś psuje, bo często rozstanie oznacza brak kontaktu z dziećmi). Jak i zmiany które zachodzą w związku (mniej czasu dla "Was", większe zmęczenie, mniej seksu itp).
  2. Zgadzam się z tym co napisałeś tutaj w wątku @maroon. Rozpoznanie "choroby" jest celne, ale samo "leczenie" jest bardziej skomplikowane. Tutaj nie wystarczą forumowe rady* w stylu "olewamy te które nie wykazują nami zainteresowania"...bo często mogą prowadzić do lat spędzonych samotnie w przysłowiowej piwnicy. Jak ktoś za młodu nie poznał "klęski urodzaju" w formie dużego zainteresowania kobiet swoją osobą, to jest przyzwyczajony że o to trzeba zabiegać. Trochę jak z pokoleniem naszych (pra)dziadków którzy wychowali się w czasach II Wojny Światowej i zaznali takiego prawdziwego głodu. Oni potem nawet gdy mieli jedzenia pod dostatkiem zawsze chowali sobie coś "na zapas". Z tym staraniem się jest podobnie, jak się nie przeżyło sytuacji gdzie laski same zabiegają i można wybierać jak w ulęgałkach, to ciężko sobie to wyobrazić/uzmysłowić. Myślę, że z tym "szybkim seksem" (czyli wcześniej niż "standardowe" po 3 randce) może być podobnie. Gdy nie robimy na lasce aż takiego wrażenia, że sama jest chętna na tu i teraz jakby jutra miało nie być, to łatwiej na teoretyzowanie ile czasu powinno upłynąć żeby nie była "łatwa". Tu na forum jest jakiś kult tego żeby laska była odpowiednio "trudna" do zdobycia. Myślę że wynika to z błędnego założenia wyznawców tej teorii, że jak ja się musiałem namęczyć żeby ją zdobyć, to inny (w znaczeniu konkurent) też nie będzie miał za łatwo i ta dziewczyna nie walnie mnie w poroże jak zniknę na chwilę (np. na weekend w delegację). Jest to niestety BŁĘDNE założenie, bo to że MY się musieliśmy namęczyć, nie znaczy że inny kolo nie wywoła w niej efektu Erasmusa i będzie miał bzykanie na pierwszej randce. Za to na bank fundujemy sobie jedno - szukając tych "trudnych" potem mamy taki sobie seks. Bo zamiast z super poziomu pożądania, startujemy z takiego "wysokiego stanu średniego" a jak wiadomo potem jest tylko zjazd z czasem bo habituacja itp. * mimo że same rady są celne. (już gdzieś pisałem że większość ostatnich postów @niemlodyjoda jest bardzo celna w tym temacie....z tym że kierowanie się takimi radami łatwiej gdy ma się już te 30+ lat i testosteron pozwala nam na myślenie tą dużą głową).
  3. @Adrianos @niemlodyjoda i inni (z podstron 1-4) którzy pokazują że się jednak da. To co robicie w wątku założonym w Rezerwacie można najlepiej opisać jednym zdjeciem: Wszystko pięknie fajnie, ale co będzie następne, wątek w rezerwacie dlaczego kobiety kończą się po 65 kg? Nasze koleżanki (Polki ogólnie) przyzwyczajone są do dużej atencji, a nie do kłucia w oczy drażliwymi tematami jak wiek czy waga kobiety.
  4. Miałem dokładnie tak samo. Wytrzymałem do sceny gdzie podrabiany Morfeusz zaczął jakieś ganianki z alternatywką i wymiękłem. Początek wygląda jak bieda kopia oryginału. Może kiedyś w przypływie desperacji wrócę i obejrzę do końca. Na razie dałem sobie na wstrzymanie. Jeszcze lepsze podsumowanie które znalazłem w necie to: "Matrix got Netflixed" "...all our male action heroes are being replaced with gender/racially ambiguous blue-haired women. I mean, the original movie had literally every race on the ship's crew, and a woman and a black guy in major leading roles... But even that won't cut the mustard in 2021/22, apparently" Poza tym w skrócie (z tego co czytałem) to film trochę pod prąd forumowym zasadom....bo jest o gościu który bardzo chciał pójść w tango z mężatką.
  5. Nadal -czym to się różni od sytuacji w nocy w Wawie? W jednym miejscu przejeżdżają w nocy na czerwonym (taki pewnie lokalny zwyczaj), w drugim po prostu sygnalizacja się wyłącza na noc (migające żółte). Obstawiam że środek nocy to pewnie jakieś pojedyncze procenty jeśli chodzi o wypadki. Pytanie czy w ciągu dnia Dunczycy też jeżdżą nonszalancko na czerwonym?
  6. Porównujesz sytuację gdzieś na pipidówce w nocy do jazdy w dzień gdzie są inni uczestnicy ruchu drogowego? Masz tutaj drugi koniec skali z tej samej Danii: https://moto.rp.pl/tu-i-teraz/art19000051-najwyzszy-mandat-swiata-irakijczyk-w-lamborghini-pojechal-za-szybko Wiem. Dlatego teraz staram się maksymalnie uważać jeżdżąc po mieście. Jeśli auto "nie zahamuje" to zazwyczaj jest oznaka że jedzie za szybko na dane warunki (czyli bliskość pasów i pieszych). Podam Ci inny przykład. Jeździłem kiedyś autem po miasteczkach Holenderskich. Tak jest nasrane dróg rowerowych, czasami są one tylko odgrodzone linią namalowaną na jezdni. Jako "obcy" nie znający miasta, dwoiłem się i troiłem żeby nie wpierdzielić się na ścieżkę rowerową. Nie przyszło mi jednak do głowy narzekanie że to rowerzystów wina. Druga kwestia co do tych przejść dla pieszych. Statystyki które sam podęłaś a ja zalinkowałem, dotyczą 2020 - czyli sytuacji jeszcze SPRZED zmiany przepisów. Więc skoro już wtedy 51% wypadków z udziałem pieszych było na pasach, to może jednak to nie pieszych wina, tylko kierowców którzy nie patrzą i zawsze "mają pierwszeństwo" bo za nimi idzie masa auta.
  7. i jeszcze (strona 48): "Na przejściach dla pieszych odnotowano 2 678 wypadków drogowych. Stanowi to 51,2% wszystkich wypadków z udziałem pieszych. Śmierć poniosło 197 osób (31,2% ogółu zabitych pieszych), rannych zostało 2 581 osób (54,9% ogółu rannych pieszych)." str 49: "W 2020 roku rowerzyści uczestniczyli w 3 768 wypadkach drogowych, w których zginęło 249 rowerzystów, a rany odniosły 3 403 osoby" Więc teoria @Orybazy "nie miej samochodu będziesz bezpieczny" jednak jest wyssana z palca. O ile nie mieszkasz na pustelni i wychodzisz do sklepu po przysłowiowe bułki możesz zginąć na przejściu dla pieszych.
  8. ....dobrze że poruszyłeś ten temat. Jakoś tak się "magicznie" dzieje, że większość tych "Mistrzów Kierownicy" co w Polsce popierdalają ile fabryka dała po drogach jednopasmowych (do dwupasmówek mamy tyle co kot napłakał) nagle po przekroczeniu granicy odzyskują umiejętności jazdy w zabudowanym zgodnie z przepisami. W Niemczech jeśli będziesz popierdalał ponad prędkość na znakach po lokalnych drogach to Cię Hans z automatu zadenuncjuje na 112 i Cię namierzy kolejny patrol. Zobacz że jakoś nasi potrafią jeździć przepisowo w Dani, Norwegii, Szwecji. Myślisz że tam jest więcej autostrad? Czy może to wizja płacenia głupiego mandatu który nawet w dolnych widełkach jest nominowany w EURO więc od razu boli 4 razy bardziej niż ten w PLN. przykład Polaków jeżdżących zgodnie z przepisami gdy są za granicą pokazuje że jednorazowe 1000 PLN jakoś bardziej dyscyplinuje. Bo przecież to nie jest tak że raz zapłacisz i na dany dzień zyskujesz immunitet. Za kolejnym zakrętem może być kolejny patrol i kolejne 1000 PLN (np. w Chorwacji potrafią tak robić). Tak z ciekawości, pytanie do tych co psioczą, że to "zamordyzm", "zły system" itp. Czy sądzicie że 500 PLN (max do niedawna) to wystarczająca kara dla oddalających coś takiego? https://joemonster.org/filmy/114914/Wyprzedzali_na_czolowke_uratowal_ich_pas_awaryjny Jasne że mamy w Polsce bez sensu oznakowane odcinki, jasne że drogi mogłyby być lepsze. Prawda jest jednak taka, że drogi przez ostatnie 30 lat moooocno się poprawiły*, a kultura jazdy jaka była taka jest. Więc to pokazuje iż to nie jest powiązane ze sobą. To raczej kwestia leczenia kompleksów. Czytałem kiedyś fajny artykuł o tym że co by nie mówic w ponad 80% pochodzimy od chłopów (w prostej linii kilka pokoleń temu). Inteligencję i magnaterię nam wybiły wojny i powstania. Więc teza była taka, że kiedyś to Pan miał konia, a chłop był pieszo. Więc to chłop musiał przepuszczać Pana na drodze. Tak nam się to zakodowało że ten co ma lepszą maszynę to Pan, a ten w gorszej to plebs iż obecnie przekłada się to na pęd do lepszych bryk na zasadzie - mam lepszy/droższy/większy samochód więc to ja mam pierwszeństwo. Coś jak tutaj: https://joemonster.org/filmy/113106 Sorry, ale nic głupszego dzisiaj nie przeczytałem. Jeśli sam podlinkowałeś statystyki polici, to zerknij sobie np na ten wykres...podpowiem druga pozycja: Jak widzisz można nie mieć samochody, a masz pecha że trafisz na "Mistrza Kierownicy" co jeździ szybko ale bezpiecznie (w swoim mniemaniu) i masz problem. Strona 35 tego samego raportu: "Najczęściej uczestnicy ruchu drogowego ginęli w wypadkach drogowych, które wydarzyły się poza obszarem zabudowanym. Prawie w co piątym takim zdarzeniu zginął człowiek, podczas gdy na obszarze zabudowanym w co piętnastym. W 2020 roku w globalnej liczbie poszkodowanych w wypadkach największy odsetek stanowili kierujący samochodami osobowymi i ich pasażerowie (50,6%). Piesi stanowili 18,4% wszystkich poszkodowanych, co wynika z dużego udziału potrąceń w ogólnej liczbie wypadków (21,5% ogółu wypadków) oraz z prawidłowości, iż na styku pojazd–pieszy ten ostatni jest narażony na znacznie większe niż kierujący niebezpieczeństwo"
  9. Nie ma to jak selekcja negatywna. Na tej samej zasadzie Wujkowie Mądra Rada głoszą iż kobieta nie powinna być za bardzo ładna, bo ładną to nie upilnujesz. Jak sobie weźmiesz jakiegoś kocmołucha, to wtedy możesz być spokojniejszy. Ja wiem że jest takie powiedzenie, że jak ma się małe oczekiwania (od życia) to ciężko się rozczarować....ale żeby samemu się tak kastrować to ja nie rozumie. Jest też druga strona medalu o której jakoś zapominają Ci, co radzą że 3-ka dzieci da zajęcie kobiecie....otóż istnieje korelacja, że im więcej dzieci tym pary się rzadziej rozwodzą i wcale nie dla tego że się jakoś bardziej kochają. Po prostu najzwyczajniej w świecie ich nie stać! Więc nie ma to jak sobie (w obecnych czasach) samemu założyć kamień na szyję
  10. Brzmisz trochę jak ten dowcip - "Czemu Czesi nie mieli ruchu oporu? ...... bo Niemcy nie pozwolili" Jest dużo płaczu na "szklany sufit", że kobiety mają pod górkę i pod wiatr, a tak na prawdę kwestia jest prosta- kwestia wrodzonych predyspozycji. Łatwiej jednak winić mężczyzn, że system zły. Widzisz w dobie Internetu, łatwo sprawdzić takie dane. Wrzucamy sobie listę Top 10 mężczyzn (analogiczną do tej listy kobiet) i co mamy. CAŁA 10-tka SAMA zarobiła swoje pieniądze! Więc jak widzisz nie możesz się tutaj mylić bardziej (mamy 0/10 i 10/10) źródło: https://www.investopedia.com/articles/investing/012715/5-richest-people-world.asp Za to odpowiada składowa STATUS w trójcy Money, Status, Look. Możesz być biednym artystą -ale musisz mieć popularność, być rozpoznawanym. Jakoś nie znam żadnego przypadku gdzie laski leciałyby na biednego gościa który w wieku 40 lat sprzedaje bilety w kinie i to jego szczyt ambicji. No popatrz. Jakoś typowy 40-to latek ma raczej postawę "tatuśka" a nie modela z wybiegu. Ponieważ u facetów na rynku pracy liczy się jednak bardziej jakimi sa specjalistami, a nie jaki rozmiar ubrania noszą. Za to łatwo zobaczyć jak to działa, bo jest grupa "kontrolna" - geje. To są faceci, którzy podlegają podobnym kryterium wyboru jakimi normalnie podlegają kobiety. Jak widać w tej grupie jest dużo większa dbałość o wygląd (niż w grupie heteryków w podobnym wieku). .... zapomniałeś o Koperniku i innych? zerknij: https://brainboss.pl/ludzie-nauki/wybitni-polscy-naukowcy-ktorych-trzeba-znac/
  11. @Libertyn ja rozumiem że można analizować historię i każda ze stron dyskusji będzie pokazywała swoje racje (jedni że się da, drudzy że się nie da). Proponuje zostawić na chwilę dawne dzieje i skupić się na najnowszych. Myślę że zgodzisz się z tezą iż po II Wojnie Światowej, kobiety w Europie i USA mają wystarczająco dużo swobody, żeby studiować (jest ich więcej na uczelniach niż mężczyzn), zakładać firmy i rozwijać swoje biznesy. Teoretycznie więc powinniśmy mieć podobną ilość firm jak Google, Microsoft czy Apple, tylko że założonych i kierowanych przez kobiety, a.... ja nie znam ani jednej (tej skali). Jak sądzisz czemu tak jest? Wg mnie odpowiedź jest prosta -bo one mają prostszą drogę do wygodnego życia niż zasuwać przez pierwsze lata w przysłowiowym "garażu" rozwijając firmę od zera. Dowód: Zobacz na listę 10 najbogatszych kobiet świata -ŻADNA (!!!) z nich nie osiągnęła tego pracą swoich rąk. Są albo dziedziczkami (czyli ojciec lub dziadek pracowali), albo wdowami po gościach którzy prowadzili interesy, albo (obecnie rosnąca grupa) rozwódkami. (lista nie uwzględnia jeszcze Pani Gates). 1. Francoise Bettencourt Meyers - dziedziczka właściciela L'Oréal 2. Alice Walton - córka założyciela sieci Walmart 3. Julia Flesher Koch - wdowa po magnacie Davidzie Kochu 4. MacKenzie Scott (Bezos) - ex żona Jeffa Bezosa (Amazon) 5. Jacqueline Mars - córka założyciela firmy Mars 6. Abigail Johnson - wnuczka – jest CEO w firmie którą założył jej dziadek 7. Miriam Adelson - wdowa po miliarderze Sheldonie Adelsonie 8. Yang Huiyan -córka założyciela Country Garden Holdings 9. Laurene Powell Jobs - wdowa po Stevie Jobsie (Apple) 10. Susanne Klatten - Córka która odziedziczyła po ojcu udziały w BMW i innych korporacjach. Na atrakcyjność faceta składają się: Money, Status, Look. Czyli nawet nie mają wyglądu (vide Bezos), albo statusu rozumianego jako znajomości, bycie sławnym, to facet nadal może swoją pracą zdobyć Money i podnieść swoją atrakcyjność w ten sposób. U kobiet działa to inaczej. Ważniejszy jest wygląd i inteligencja. Money są pomijalne (jeśli pominiemy typowych żigolaków). Kobiety nawet częściej inwestują spore pieniądze właśnie w swój wygląd (poprzez chirurgię plastyczną), bo wiedzą, że to jest coś co mocno wpłynie na ich postrzeganie. Edit: Dodam jeszcze źródło: https://www.cbsnews.com/pictures/richest-women-in-the-world/34/ tutaj troszkę inna lista - też same córki/dziedziczki, wdowy lub ex żony: https://www.forbes.com/sites/denizcam/2021/04/06/the-top-richest-women-in-the-world-in-2021/?sh=65d84ec54598
  12. Zgadzam się z tym co pisze @niemlodyjoda praktycznie w całości. Ja bym niejako dodał jedną zmienną do tego co tutaj pisałeś: otóż zachodzi jeszcze jedna bardzo ważna zmiana z wiekiem u facetów. Spada ciśnienie na sex. Co także niejako pozwala na "chłodniejsze" spojrzenie. Jak się ma lat 18-cie i erekcję co 2-3 godziny, to ciężko o dystans. Gdy ma się lat 30+ i więcej i poziom testosteronu jest optymalny (nie jesteśmy już niewolnikami pożądania), to łatwiej pisać o "dystansie", "ramie" i innych takich kwestiach. Łatwo zrobić eksperyment żeby sprawdzić na ile to jest istotne: 1. Umawiamy się ze swoją rówieśniczką z Polski (przy założeniu że mamy min 30+ lat a optymalnie gdy mamy 40+). Obserwujemy swoje reakcje. Na ile potrafimy to rozgrywać na chłodno, a na ile jesteśmy napaleni i myślimy tylko o tym żeby ją zaciągnąć do łóżka. 2. Umawiamy się z laską mającą lat 18 max 20+. Do realizacji tego punktu najlepiej wyjechać za granicę, wtedy jest łatwiej i to my korzystamy z "efektu Alejandro z Erazmusa"*. Żeby było jasne - chodzi o jakąś laskę typu Ana de Armas czy Margot Robbie (zależy kto woli brunetki, kto blondynki) - w każdym razie ma to być laska przez nas oceniana na 10/10. Porównujemy wtedy swoje reakcje, czy nadal jesteśmy tacy wyluzowani, czy widząc, że laska jest nami zainteresowana zaczynamy się czuć jak nastolatek. Zobaczcie, że jest wiele przykładów facetów którzy "stracili głowę" dla dużo młodszej laski i bardzo mało takich gdzie gościa uwiodła "ponętna 50-tka" jego rówieśniczka. * o tym było już w osobnych watkach.
  13. Owszem. Wielu moich znajomych było zachwyconych, że rząd im dał kasę. Jak próbowałem przekonywać że to się odbije czkawką, to przez pierwsze 2 -3 lata mi się w twarz śmieli, że gdzie niby te moje czarne wizje. Rząd kasą sypie, na dzieciaczki dają, gra muzyka. Wg nich poprzednia władza chapała dla siebie a Ci z PiS-u to nawet jak kradną, to się dzielą. Ja teraz mam schadenfreude bo niektórzy w końcu zobaczą jak kończy się rozdawnictwo i populizm. O ile kiedyś było mi żal emerytów i rencistów którzy klepali biedę, to teraz mam to w 4 literach. Skoro ludzie sa krótkowzroczni i ciągną tylko do siebie (na zasadzie żeby mi było dobrze), to zaczynam wychodzić z takiego samego poglądu. Ja sobie poradzę, w najgorszym razie wyemigruje. Ciekawy jestem jak inni sobie poradzą gdy przyjdzie robić zakupy przy inflacji AD 2022.
  14. Zanim przejdzie się do analizy ekonomicznej to warto zwrócić uwagę na kilka głównych kwestii, które są kluczowe przy inwestycji w fotowoltaikę w Polsce. 1. Taki mamy klimat. To na co niektórzy zwrócili uwagę iż nie jesteśmy krajem śródziemnomorskim i "uzysk" z instalacji jest sensowny przez kilka miesięcy w roku. @Kespert dobrze to podsumował: @maroon chyba wspomniał o jachtach, tylko tutaj też jest kwestia szerokości geograficznej, bo to nie są zazwyczaj jachty które pływają po Bałtyku. Raczej Śródziemnomorskie i Karaiby wchodzą w grę, a tam owszem opłacalność instalacji jest inna bo ona pracuje efektywnie przez cały rok. 2. Limit napięcia w sieci. O tym nie piszą w ofertach firm montujących fotowoltaikę, ale dużo zależy od lokalizacji w której się mieszka. Jeśli np. mieszkasz na "zadupiu" i jest mało sąsiadów podpiętych pod dany transformator, to spoko - nie masz niejako "konkurencji" w oddawaniu prądu do sieci przesyłowej. Jeśli jednak (co częstsze) mieszkasz na osiedlu domków jednorodzinnych i dookoła ciebie już kilka osób na instalację to "konkurujecie" ze sobą o oddanie energii do sieci. Rośnie wtedy napięcie w instalacji, aż do momentu takiego że dochodzimy do limitu (obecnie to chyba 247 V) -wtedy falownik się wyłączy i ze "sprzedaży" prądu nici. Podwyższanie napięcia w sieci domowej ma też tą złą stronę iż zmniejsza żywotność sprzętu RTV/AGD. 3. No to może choć do "tankowania" samochodu elektrycznego się nada. Tutaj zaś pojawia się ten problem który ktoś już wskazał - jak się pracuje 9-17, to nie za bardzo jest kiedy naładować tego elektryka "swoim" prądem. Ładowanie go w nocy prądem z sieci zależy już od "przeliczników" które będą się pewnie zmieniały w kolejnych latach. Tak przy okazji, czy ktoś kto ma już instalację może napisać jak kształtuje się koszt przyłącza na fakturze za prąd? Chodzi mi o te opłaty dystrybucyjne i wszystkie inne. Obecnie bowiem u mnie przy zwykłej fakturze za prąd te wszystkie opłaty "dodatkowe" to ok 40-45% wartości faktury. Ciekawy jestem jak to jest przy instalacji. Czy płaci się tak jak kiedyś z Neostradą -że za sam fakt korzystania z "kabla" nawet gdy nie było telefonu była stała opłata?
  15. Odniosę się wprost do tego wpisu, ale tak na prawdę chodzi mi o wszystkie podobne wpisy które się w tym wątku pojawiły. Pisałem już wcześniej że większość tutaj podchodzi do tematu mocno stereotypowo. np. dla @Terve jest tylko biel i czerń. Czyli albo romantyczne ranki i motylki w brzuchu, albo seks z Divą za kasę...ale (co ważne) odbierany niczym burdel w Bangladeszu, gdzie laska przyjmuje 15-20 facetów dziennie i akcja jest "taśmowa". Od razu widać kto zna temat z gazet, a kto faktycznie coś przeżył i poznał niuanse. Zaprezentuje Wam dwa przypadki, ciekawy jestem do której grupy je przypiszecie. Przypadek A. Gość jest w związku z fajną laską. Trzyma ramę, wszystko wydaje się być pod kontrolą. Z czasem gość zauważa, że laska ma duże ciągoty do "chodzenia bokiem" (niczym tyłnapęd na śniegu). Po rozstaniu i przeanalizowaniu faktów, gość zauważa że w sumie to był wygodną opcją dla laski. Miała wygodne mieszkanie, atrakcje itp. wszystko pod pozorem "lofciania". W sumie taki sponsoring, tylko że on o tym nie wiedział. Przypadek B. Gość zabiera znajomą na wspólny wypad/urlop. Gdyby jechał sam to kosztowałoby go to niewiele więcej. W zamian ma wspólne podróże (zwiedzanie danego miejsca), romantyczne poranki itp. Po urlopie gość siada i analizuje, że w sumie to kosztowało go to mniej niż wcześniej gdy był w związku i chcąc gdzieś polecieć w egzotyczne kraje jakoś wspierał swoją wybrankę (żeby mogli oboje sobie na taki wyjazd pozwolić). Co więcej gdy był w związku to na urlopie miał dużo więcej marudzenia, stękania, fochów itp. Tutaj za daleko i nogi bolą, tutaj hotel zły itp. Gdy zaś wyjechał ze wspomnianą znajomą nie było marudzenia, sam uśmiech i super spędzony czas. Teraz zatem pytanie -jak to ocenić? Takich historii znam jeszcze kilka - może to pokaże młodym Padawanom że temat nie jest taki czarno/biały jak się niektórym teoretykom zdaje. Sytuacje ze Świeżakowni także dobrze pokazują że "nie zawsze złoto co się świeci".
  16. To kwestia stereotypów, trochę jak ze słowem "konkubent" który kojarzy się bardziej z wódą i "żonobijką" niż z normalnymi facetami którzy po prostu mieszkają bez ślubu ze swymi wybrankami, a przecież obecnie takich związków jest mnóstwo. Gdy się rzuca w dyskusji "płacenie za seks" to (jak z tym konkubentem) staje przed oczami gość który nie jest w stanie pobzykać W INNY SPOSÓB niż płacąc pieniądzem. Na zasadzie -albo tak, albo wcale (w domyślę bo inne laski go nie chcą, bo nie jest dla nich atrakcyjny). Dlatego frajer. Wystarczy inaczej zadać pytanie w towarzystwie. Co dana grupa kobiet sądzi o Waszym znajomym który zafundował nieznajomej wyjazd na Maladiwy i oboje mieli najlepsze wakacje ever. Ciekawe czy wtedy też będą docinki że frajer, czy raczej delikatne podpytywanie o szczegóły. Druga kwestia to fakt, że faceci dali sobie narzucić narracje kobiet. Są dwa tematy które powodują niezły wkó**w kobiet: porno (szczególnie to amatorskie) i właśnie prostytutki. Oba te tematy mają wspólny mianownik -łamanie monopolu na seks i obniżanie jego ceny. Zacznę od porno. Facet mający porno, nie jest zdany tylko na łaskę swej partnerki. Zaś porno amatorskie rozbija tezę która była popularna np. w latach 90-tych, że "tak to tylko dziwki na filmach robią". Nagle się okazuje że "zwykli" ludzie mają całkiem ciekawe pomysły, znacznie wykraczające poza "po ciemku pod kołdrą" które oferuje żona i do faceta zaczyna docierać że jest robiony w konia. Zaczyna mieć wymagania. Z prostytucją jest podobnie. Łamie monopol na seks. Większość facetów popełnia ten błąd że na początku związku zaklinają się na wszystkie świętości, że oni to zawsze będą wierni, nigdy nie zdradzą, a na prostytutki to wręcz nie spojrzą bo takie ich obrzydzenie bierze. W efekcie żona jest pewna, że ma monopol na lata i niezależnie co odwali to ma faceta na krótkiej smyczy. Ja np. robię zupełnie odwrotnie, komunikuje że w związku jestem wierny tak długo, jak długo druga strona nie zaczyna traktować seksu jako karty przetargowej. W chwili gdy kobieta zaczyna traktować sex jak towar (na który facet musi zasłużyć najpierw realizując jej pomysły), w tym momencie ja mam prawo poszukać tego towaru na rynku w cenie która bardziej będzie mi odpowiadała. Bo skoro nie nie traktujemy sexu jako bycia razem - coś oczywistego w związku -tylko jako towar, to zmieniamy zasady gry.
  17. Skaczesz po skrajnościach. Z jednej strony masz "....100 Ukraińców czeka na Twoje miejsce", z drugiej zaś strony skali masz programistów z doświadczeniem za którymi biegają laski z HR-u i błagają o krótką rozmowę. Po środku zaś masz firmę która oferuje dobre warunki dla pracowników, ale jednocześnie ma jakieś wymagania (nie można się opieprzać w robocie). Zobacz, że najgorsze co może być dla związku, to gdy widzę czasami pary gdzie kobieta mówi do koleżanek ".....mój Zenon, a która by go chciała". Jak sądzisz jaką to namiętność buduje w sypialni? Czy można mówić o jakimś podstawowym poszanowaniu drugiej osoby którą tak postrzegamy? Czy raczej to takie "zło konieczne" bo na czynsz się dołoży?
  18. @Amperka Widzę, że bardzo emocjonalny post, ale pozwól, że pochylę się nad tezami trochę dokładniej. Może warto zerknąć jak same kobiety oceniają atrakcyjność takiego 40-to latka, bez dzieci i w stanie "wolnym". Uważasz że on będzie bardziej "rozchwytywany", czy może taki co ma żonę, albo ew jest po rozwodzie, ale ma alimenty i 2-kę dzieci z poprzedniego związku. Jak sądzisz co same kobiety wybiorą? Przecież każdy z nich także może być singlem. Także do spełniania się w pracy nie jest wymagane posiadanie żony. Czasami wręcz to przeszkadza (np. w pracy która zajmuje więcej niż 8 godz /dziennie). Widzisz właśnie dlatego że obraca, to niejako musi mieć coś co przyciąga te laski chętne na to obracanie. Lepiej to wyjaśnia ta ilustracja: (niestety po angielsku) Zbyt duże uproszczenie. Atrakcyjny facet (w rozumieniu składowych: Money, Status, Look) NIE MUSI sobie podbijać ego codziennym spaniem z inna laską. Może, ale nie musi. Chodzi o to, że jeśli jest nawet w związku, to (zazwyczaj) jego kobieta dostrzega to że on jest także atrakcyjny dla INNYCH kobiet. Wtedy niejako podświadomie stara się bardziej. Wie że jeśli przegnie/ odpuści sobie to w pewnym monecie zejdzie z boiska, bo gość ma długą ławkę rezerwowych. Trochę jak ze sportowym samochodem którym jeździsz na co dzień. Mając 300+ koni pod maską (i duży moment obrotowy) nie znaczy, że musisz się z każdym ścigać na każdych światłach. Możesz jechać spokojnie 50 km/h w zabudowanym i olewać napinki Januszy w Pasacie w TDI-ku. Gdy jednak trzeba szybko wyprzedzić TIR-a, wtedy możesz tej mocy łatwo użyć.
  19. Nawet nie to, często "związek/małżeństwo" to taki "as w rękawie" gościa, który poza tym ma parę dwójek. Gdzieś tam podświadomie podbija tym swoją "ofertę" na rynku. Na zasadzie, może nie jakiś super przystojny, może nie super bogaty, ale choć otoczy opieką, zrealizuje wspólnie projekt rodzina. Dla takiego gościa związek jest niejako "kosztem" pozyskania stałego dostępu do tzipki. Bo gdyby np. oferował opcje Friends with benefits, to pewnie chętnych by nie znalazł. Musi więc niejako "podpić" swoją ofertę.
  20. Zgadzam się z tym co napisałaś w poprzednim poście. Tutaj zaś bym doprecyzował o co (w większości) chodziło męskim dyskutantom. Gdzieś w domyśle było założenie, że singielka to ta co nie ma rodziny (czyli de facto dzieci, bo do tego się to w Polsce sprowadza, bo mąż to często "rzecz nabyta"). Bardzo często bowiem w PL kobieta ma "projekt dom" i realizuje na zasadzie ona+dziecko i ten trzeci ułatwiający logistykę i finanse. Rzuć pytanie na jakiekolwiek "babskie" forum o to jaki układ zalecają psychologowie*: czy ten gdzie najważniejsze jest dziecko, a para jest niejako zapleczem do jego odchowania, czy taki gdzie najważniejsza jest para jako on i ona, a dziecko jest ich uzupełnieniem (ale to oni i ich szczęście jest najistotniejsze). Obstawiam że w Polsce ponad 90% wskaże że najważniejszy (dla nich) jest dzieciak. To ma odzwierciedlenie w życiu codziennym, w tym co widać na ulicach (jak pary z dzieckiem odnoszą się do siebie), w wyborze partnerów (na zasadzie: najlepszy z dostępnych, a nie ten którego faktycznie kocham) * w zalecanym modelu: najpierw para dbająca o swoje szczęście a dopiero potem dbamy o szczęście dziecka, chodzi o to że tylko dziecko dorastając w szczęśliwej rodzinie pozna na co dzień dobre wzorce typu: uczucie, dotyk, serdeczność, bliskość itp. Para koncentrująca się na dziecku prędzej czy później straci więź bliskości, czułości itp. W Twoim przykładzie laska jest szczęśliwa, bo ONA zrealizowała swój cel. Miała rodzinę i dziecko, a teraz gdy "Murzyn swoje zrobił, Murzyn może odejść" jej do niczego nie jest potrzebny gość który się już zdążył mocno opatrzeć i nie generuje żadnych emocji. Nawet gdy go nie ma, to i tak nadal pomaga prowadzić projekt "dziecko/rodzina" poprzez cykliczne przelewy w formie alimentów.
  21. Przecież to jest takie oczywiste. Na tym etapie to jej bardziej zależy. Tobie wystarczy trochę czasu spędzonego wspólnie + sex. Dla niej celem jest związek i potem płynne przejście do tematu założenia rodziny i ślubu. Laska ma już ponad 30 lat, więc czuje już presje czasu. Niezależnie od tego co zrobisz ona nie odpuści. Zaczniecie się częściej spotykać, to będzie cisnęła na zamieszkanie razem. Zamieszkacie razem to będzie (otwarcie lub nie) cisnęła na dziecko itp. Kwestia jest tylko czy Ty w porę się zorientujesz co jest grane, czy dasz się ugotować jak przysłowiowa żaba i ze zdziwieniem się ockniesz jak laska Ci pokaże małe buciki z pytaniem czy się cieszysz że będziecie mieli dzidziusia? Moja szklana kula pokazuje przyszłość w której laska zacznie Cię mocno namawiać na zabawę bez -bo przecież i tak ona się zabezpiecza. Będzie kolejny nowy "front wojenny" pt, "czy Ty mi nie ufasz"? Jeśli nie zaryzykujesz i nie postawisz granic, chcąc nadal mieć dostęp do jej groty rozkoszy polegniesz w tej batalii. Jeśli jesteś "wyposzczony" po małżeństwie, to jedyne co może Cię uratować, to poznać jedną/dwie kolejne laski. Dopiero wtedy nie będziesz miał ciśnienia (że jak udzielisz błędnej odpowiedzi to laska zamknie dostęp do groty rozkoszy). Mając zabezpieczone inne "źródła" będziesz mógł sobie pozwolić na większą swobodę.
  22. Tutaj wg mnie sprawdza się teoria baniek informacyjnych w których tkwimy. Ja nie przeczę, że jest sporo kobiet dla których wakacje = hotel min 4 gwiazdki i All Inclusive. Tylko że to samo można powiedzieć o wielu facetach dla których rytm wyjazdu wyznaczają pory posiłków i ochlaj pod korek "bo wyjazd musi się zwrócić". Te dwa typy osobowości to tak na prawdę swoje odbicie lustrzane. Często żadna z tych grup nie wyścibi nosa poza hotelowy basen na więcej niż jakąś jedną wycieczkę -koniecznie zorganizowaną, gdzie wszystko będzie skompresowane głównie pod kątem "odhaczenia" i zrobienia fotek. Sami nie jeżdżą nigdzie dalej, bo to kosztuje dodatkowo i w sumie po co. Wracając do baniek informacyjnych - obserwuje kilka grup podróżniczych na FB, gdzie ludzie szukają kompanów. Pomysły jakie tak się przewijają sprawiają że ja mówiąc szczerze zazdroszczę tym ludziom samozaparcia, pomysłu, odwagi. Pomijam jakieś akcje w stylu stopem do Barcelony przez Europę bo to mały pikuś. Za to jak widzę pomysły w stylu "rowerem przez pół Afryki", albo wyprawa do Patagonii (na własna rękę, jedynie z biletem lotniczym w kieszeni), to robi to na mnie wrażenie. Sam lubię w ten sposób podróżować (choć podobnie jak Ty @Januszek852, dla mnie wymogiem minimum jest dostęp do łazienki i prysznica- reszta pokoju hotelowego może być norą). Często będąc gdzieś "w trasie" natykałem się własnie na osoby (obu płci) które realizowały takie pomysły, ze ja przy nich wydawałem się na maksa wygodnicki. Dlatego ja dostrzegam znacznie więcej takich pozytywnie nakręconych dookoła niż tych od all inclusive (od których trzymam się z dala). Kilka lat temu podróżowałem ze swoją siostrą samodzielnie przez Birmę (czy jak to się obecnie nazywa). Mnóstwo ciekawych miejsc, przygód, organizowania samemu kolejnego dnia itp. Ona opowiadała mi potem, że czasami gdy na randce wychodził temat podróżowania ze strony facetów, to w większości gdy zaczynała drążyć z ciekawości okazywało się że dla nich maks "podróży" to albo polski Bałtyk, albo jakieś all inclusive z biura podróży. Więc myślę że nie ma co tutaj narzekać na jedną czy drugą płeć i doszukiwać się "mentalnej pustki" bo co by nie mówić to statystyczna większość jednak wpisuje się w tą grupę.
  23. Dobrze że zwróciłeś na to uwagę. Już w pokoleniu obecnych ludzi podchodzących pod 60-tkę widać jak wielu z nich ma dzieci rozrzucone po całej Europie. Pojechali tam za chlebem i poszło na tyle dobrze że większość już zapuściła korzenie. Pojawiły się jakieś bombelki które widzą się z dziadkami na święta. Co ciekawe fakt że dzieci są gdzieś "w świecie dalekim" nagle wyszedł niejako na dobre ich rodzicom. Z przymusu otworzyli się na nowe technologie (jakieś smartfony z WhatsAppem do rozmów i przesyłania fotek, wcześniej obsługa kompa ze Skypem itp). Mimo że wiele osób z ich pokolenia nie latała samolotem, chcąc odwiedzić nowy dom syna czy córki nagle się przemogli i latają. Owszem często (w tym wieku) dużą barierą jest kwestia braku języka obcego, to na pewno stresuje. Gdyby nie to to nawet to pokolenie byłoby pewnie jeszcze bardziej światowe. Gdy zaś słyszę, że ktoś w wieku 30 lat myśli że dzieci będą z nim do starości w Polsce, to mam wrażenie, że żyje oderwany od rzeczywistości. To jest dobra odpowiedź na pytanie które ostatnio było wałkowane na forum "ale o co chodzi z tymi podróżami -czemu ludzie je lubią". Oczywiście dyskusja poszła w stronę jak zwykle "bo to złe kobiety są". Jakoś ciężko przebijał się argument że podróże sporo wnoszą do naszego życia. Takie prawdziwe gdzie poznaje się lokalne zwyczaje, a nie obsługę kolejnego hotelu 5-cio gwiazdkowego, bo hotele i baseny hotelowe są wszędzie podobne. Czytałem kiedyś bardzo fajny artykuł o tym, jak nasz umysł postrzega czas. W skrócie chodziło o to, że postrzegamy go nie liniowo (narastająco równomiernie), ale logarytmicznie. Przykład: dla 4-ro latka dwa lata to jest POŁOWA jego życia i doświadczeń. Dla 10-cio latka dwa lata to nadal ogrom czasu bo 1/5 jego życia. Dla 60-cio latka dwa lata to chwila. Poza tym bardzo ważne są "kamienie milowe" które kotwiczą nasz system percepcji. Chodzi o to, że jeśli będziemy 10 lat z rzędu jeździli w to samo miejsce, to dużo ciężej będzie odpowiedzieć nam na pytanie o konkretne zdarzenie z wyjazdu. Te lata niejako się nam "zleją". Jeśli jednak raz zwiedzamy jeepem Chille, a innym razem płyniemy jachtem po wyspach Greckich, to na 100% będziemy w stanie zapamiętać te zdarzenia jako osobne byty i umiejscowić ja na osi czasu. EDIT: żeby nie było że podałem przykłady drogich wyjazdów, to równie dobrze może być w jednym roku pętla rowerem (z namiotem) dookoła Tatr, innym zaś leżenie plackiem w Sopocie a w kolejnym spływ kajakowy Brdą. Chodzi o różne odczucia a nie ich "koszt". EDIT2: odszukałem na kompie bardzo fajny tekst o podróżach:
  24. Zacznę od tego, że dobrze Cię @maroon rozumiem w tym wątku. Myślę, że tutaj jest pies pogrzebany. Walka "o ogień" zajmuje nam tyle czasu iż nie starcza na oderwanie się od tematu "kredyt na mieszkanie", bombelek i żona po 30-tce i innych wtłoczonych przez społeczeństwo jako jedyną słuszną drogę. Z drugiej strony mam wrażenie, że na forum jakiś taki marazm panuje. Najpopularniejsze jest podejście "nie da się" i szukanie usprawiedliwień dla własnego nic nie robienia w temacie. No bo skoro by się okazało że się jednak da, to byłby problem czemu ja sam 4 liter nie ruszę, nie zrobię coś podobnego. Tak zaś zawyrokowane stadnie, że to ściema i fotomontaż (na pewno za kasę innych) i po kłopocie. Nie wiem czy ktoś czytał wspomnienia Tonego Halika jak z pierwszą żoną przejechali Jeepem przez całą Amerykę Południową i potem przez USA, a po drodze im się dziecko urodziło. Oni nie przerwali podróży (bo byli wtedy gdzieś w dżungli, tylko dalej z niemowlakiem (!!!) jechali! Tutaj nie można powiedzieć, że sponsorzy, że YT czy inny patronite kase dawał. @maroon wspominałeś o żeglarstwie. Sam się kiedyś interesowałem tematem takich wojaży, ale policzyłem, że na razie "za krótki" jestem pod kątem kosztów utrzymania łodzi. Gdy jednak zgłębiałem temat poznałem kilka bardzo ciekawych osób. Jedna para opłynęła już dookoła świat, teraz zwiedzali północne regiony (Grenlandia, Alaska) i ruszają robić kolejne kółko - widziałem że kolejny "odcinek" w którym można do nich dołączyć jako załogant to Polinezja. ( www.skiff.pl ) Inna przygoda którą pamiętam, to miałem krótki rejs przy wybrzeżu Hiszpanii małym jachtem (38 stóp chyba). Był wtedy jakiś problem z WC na jachcie (zostawała akcja w stylu wiaderko itp). Dla mnie to było zbyt hardcorowe....po czym po jakiś 3 latach natknąłem się na artykuł o tym jak ten sam kapitan wraz ze swoją kobietą i ....małym dzieckiem wybrali się tym samym jachtem w podróż po świecie (nie pamiętam już czy robili całą pętle czy jakiś spory jej kawałek). Jak dla mnie czapki z głów. Prawda leży gdzieś po środku, są ludzie którzy tłuką niezłą kasę na YT itp kanałach, są tacy którzy mieli jakieś oszczędności. Są także tacy którzy po prostu zamiast w auto czy chatę poszli w realizacje marzeń. Z jednej strony są ludzie jak Ci: https://www.youtube.com/c/SailingUma/videos którzy kupili stary jacht, sami wymienili silnik diesla na elektryczny (potem go zmodernizowali na lepszy) i opłynęli kawał świata! Z drugiej strony wystarczy w YT wpisać samo "sailing" i ....wyskakuje sporo filmów na górze gdzie w miniaturkach są panny toples, (w różnych pozach żeby cenzura YT nie wycieła) albo mocno roznegliżowane "szczujące cycem". Więc owszem takich przypadków też jest sporo. Z drugiej strony, skoro miliony spermiarzy oglądają laski udające grę na kompie W BASENACH dmuchanych i bikini, to z dwojga złego już chyba ten skąpy strój na jachcie jest bardziej na miejscu (moim zdaniem).
  25. Sorry @maroon, ale wg mnie zaprezentowałeś dziwny punkt widzenia (ciężki do obrony) i zamiast przyznać że trochę się zapędziłeś w tym jednym punkcie to brniesz teraz na siłę w to dalej. Nawet u szlachty zagrodowej nie dochodziło zbyt często do mezaliansów. Popatrz tutaj: Przed zawarciem małżeństwa podpisywano zwykle intercyzę majątkową, czyli umowę, w której określano przede wszystkim wysokość posagu, termin i sposób jego wypłacenia, termin i miejsce ślubu oraz sposoby zabezpieczenia majątkowej i prawnej sytuacji żony. Stronami byli zwykle rodzice młodych, choć zdarzało się, że kontrakt podpisywał czasem też pan młody. Umowę podpisywali niekiedy sami oblubieńcy, szczególnie gdy byli nie pierwszej już młodości, a zwłaszcza w wypadku, gdy panna młoda była wdową. Podstawowym ustaleniem zawartym w intercyzie była wysokość posagu. W sensie ścisłym posag (łac. dos) oznaczał część majątku, która przypadała córce z dóbr rodzinnych. Ojciec lub brat wyznaczali go córce lub siostrze najczęściej w postaci określonej sumy pieniężnej zapisywanej jako dług na dobrach ziemskich. Po wyznaczeniu i zapisaniu posagu kobieta dokonywała aktu wyrzeczenia się praw do majątku rodzinnego (łac. abrenuntiatio). Posag wniesiony przez żonę do małżeństwa musiał być zapisany na dobrach męża, który do sumy wyznaczonej przez rodziców czy opiekunów żony powinien dopisać jeszcze odpowiadającą jej kwotę wiana (łac. dotalitium, często przywianek). https://www.wilanow-palac.pl/polskie_prawo_ziemskie_zawarcie_malzenstwa.html Teraz idziesz w ryzykowną teorię, że szlachta miała inne geny (zaczyna się robić blisko do teorii czystości ras) niż chłopstwo. Gdyby tylko istniało jakieś inne wytłumaczenie czemu szlachcianki były bardziej wątłej budowy....np. takie że nie musiały pracować od rana do wieczora przy zagrodzie i roli. Znów błąd. Jeśli nie współżył, małżeństwo nie było skonsumowane, więc owszem musiał. Poza tym brak potomków powodował komplikacje majątkowe (poczytaj wcześniejszy link) - taka żona bezdzietna mogła wrócić do swej rodziny (i zabierała to co wniosła). Zobacz że tam dostajesz zonę z przydziału tak dobrą jaka jest Twoja własna pozycja (lub kasty w której się urodziłeś). Druga strona medalu tych kultur (np. Indie które przodują w małżeństwach aranżowanych) to stada wyposzczonych młodych mężczyzn których "nie stać" na żonę i molestowanie kobiet. Nie wiem czy byłeś kiedyś w pociągu w Indiach i widziałeś jak się zachowują faceci? Widzisz różnice w poziomie bezpieczeństwa gdy z partnerką/żoną jedziesz pociągiem w Polsce lub w Europie, a gdy jedziesz w Indiach? Kolejny kraj na liście małżeństw aranżowanych to Pakistan, tam także występuje problem napalonych młodych samców bez żon. Dawa kolejne kraje na liście to Chiny i Japonia- tutaj się nie wypowiem bo nie znam tematu. Lubię obiektywizm. Małżeństwa aranżowane to ciekawy temat, ale on ma swoje dobre ale i złe strony. Coś za coś. Nie można tego sprzedawać jako "stare dobre czasy" bez wspominania że obecnie w dobie pogoni za indywidualnym szczęściem (w Europie i USA) słabo się to sprawdza. Dobrze zaś działa w tych społeczeństwach (głównie Azji), gdzie jest większy nacisk na dobro wspólnoty niż na dobro jednostki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.