Skocz do zawartości

Relacje z rodzicami partnera/partnerki


Rekomendowane odpowiedzi

Jakiś czas temu urodziła mi się w głowie chęć poznania Waszych opinii o relacjach z rodzicami Waszych drugich połówek.

Czy żyjecie z teściami w zgodzie czy drzecie koty? Czy ich obecność w Waszym codziennym życiu ma duże znaczenie? Jak według Was powinny wyglądać zdrowe relacje na tej płaszczyźnie? 

 

Interesuję się tematem, gdyż jestem w stałym związku i choć nie mam co skarżyć się na teściową (teść jest mega w porządku) to ma pewne zachowania, których rozrostu obawiam się w przyszłości. Wiadomo, nie ma co martwić na zapas, ale czasem jednak żyłka mi pulsuje, kiedy ta zaczyna się lekko wtrącać (pod pretekstem troski) w wystrój naszego mieszkania (że za mało roślin, że nie ma popielniczki w domu - w środku nie pozwalamy na papierosy, nawet mój palący partner twierdzi, że mu to przeszkadza i szkoda mu ścian). Teściowa jest byłą nauczycielką przyzwyczajoną prawdopodobnie do tego, że inni jej słuchają, więc sam jej lekko rozkazujący ton głosu mnie wkurza. 

Partner mój nie jest szczególnie związany z mamusią, nie uważam go za maminsynka, choć mama ewidentnie chciałaby, by nim był - za każdym razem jak przyjeżdża, musi wytarmosić go po policzkach a'la puci puci i wyprzytulać. Szczerze mówiąc, wygląda to mega żenująco jak patrzy się na to z boku. Ale nie komentuje, bo nie widzę potrzeby wpierdzialania się w ich relację. 

 

Teraz w okresie kwarantanny kontakt rodziców z ich synkiem ogranicza się do telefonów, więc jest okej. Partner sam twierdzi, że mu tak dobrze i nie tęskni za odwiedzinami, które (przed kwarantanną) potrafiły być dwa-trzy razy w miesiącu. Dla mnie to za dużo i zanim na dobre rozszalał się wirus planowałam przeprowadzić rozmowę z partnerem i poprosić go, by to on odwiedzał rodziców, a nie oni nas, bo częstotliwość ich wizyt mi przeszkadza. Boję się tego, jak wszystko wróci do normy i pani mama będzie chciała narobić czas tęsknoty ?

Cholernie obawiam się też, że jeśli doczekamy się dzieci to, że mamusia będzie mi je próbowała wychowywać i będą rodzinne dramaty. Naprawdę mam nadzieję, że martwię się tylko na zapas i niepotrzebnie ?

 

Z moich rozmów z koleżankami wynika, że i tak mi się "trafiło", bo teściowe ich lub ich znajomych to te typowe baby z dowcipów, a niekiedy wręcz jak z horrorów - czasem te zachowania stają się wręcz patologiczne. 

 

Jak jest u Was, jakie macie zdanie? Może ktoś zarzuci pomysłem jak bronić się przed manipulacją uprzejmych "mamuś" lub opisze swoje przejścia? ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Elfii napisał:

Jak jest u Was, jakie macie zdanie?

Mogę co nieco napisać w temacie, bo swego czasu całkiem perspektywiczny związek zakończył mi się w dużej mierze przez teściową (nie, nie dlatego że wolałem ją od panny :D ). Ale dzięki temu życie nauczyło, że ważną cechą potencjalnej partnerki są jej stosunki z rodzicami właśnie i sami rodzice. Jaka to nauka?

 

Otóż najważniejsze w całym zagadnieniu o którym piszesz jest stosunek i relacja na płaszczyźnie partnerka/partner - rodzice partnerki/partnera. To one definiują wszelkie stosunki na linii ja - rodzice partnerki. Cała reszta w tym nasze zachowanie, postępowanie itd. jest wtórna. Dlatego:

 

15 minut temu, Elfii napisał:

Może ktoś zarzuci pomysłem jak bronić się przed manipulacją uprzejmych "mamuś" lub opisze swoje przejścia?

Jeżeli wszystko w relacji partnerka - rodzice jest w porządku, to nie ma czegoś takiego jak manipulacja uprzejmej mamusi bo normalna pod tym względem partnerka nie dozwala na takie manipulacje sama z siebie. Niestety jeśli jest inaczej, to nasza postawa jest tu drugorzędna, bo musimy walczyć i z mamusią/tatusiem i jednocześnie z partnerką, która jest wtedy między młotem a kowadłem. Na dłuższą metę nie wyjdzie z tego raczej nic dobrego. 

 

Dlatego na podstawie moich doświadczeń dla mnie jeśli relacja partnerki z rodzicami jest nie tyle zażyła, co nosi cechy silnego zatrzymania się w wieku dziecięcym, czyli silnego uzależnienia od zdania rodziców, zasobów rodziców (zwłaszcza), to jest to dyskwalifikujące dla partnerki, ponieważ później odbija się silną czkawką i tak naprawdę uważam, że nie ma na coś takiego lekarstwa a nawet jeśli jest, to nie my powinniśmy się bawić w lekarza. Zyski żadne, koszty gigantyczne.

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, tytuschrypus napisał:

Mogę co nieco napisać w temacie, bo swego czasu całkiem perspektywiczny związek zakończył mi się w dużej mierze przez teściową (nie, nie dlatego że wolałem ją od panny :D ). Ale dzięki temu życie nauczyło, że ważną cechą potencjalnej partnerki są jej stosunki z rodzicami właśnie i sami rodzice. Jaka to nauka?

 

Otóż najważniejsze w całym zagadnieniu o którym piszesz jest stosunek i relacja na płaszczyźnie partnerka/partner - rodzice partnerki/partnera. To one definiują wszelkie stosunki na linii ja - rodzice partnerki. Cała reszta w tym nasze zachowanie, postępowanie itd. jest wtórna. Dlatego:

 

Jeżeli wszystko w relacji partnerka - rodzice jest w porządku, to nie ma czegoś takiego jak manipulacja uprzejmej mamusi bo normalna pod tym względem partnerka nie dozwala na takie manipulacje sama z siebie. Niestety jeśli jest inaczej, to nasza postawa jest tu drugorzędna, bo musimy walczyć i z mamusią/tatusiem i jednocześnie z partnerką, która jest wtedy między młotem a kowadłem. Na dłuższą metę nie wyjdzie z tego raczej nic dobrego. 

 

Dlatego na podstawie moich doświadczeń dla mnie jeśli relacja partnerki z rodzicami jest nie tyle zażyła, co nosi cechy silnego zatrzymania się w wieku dziecięcym, czyli silnego uzależnienia od zdania rodziców, zasobów rodziców (zwłaszcza), to jest to dyskwalifikujące dla partnerki, ponieważ później odbija się silną czkawką i tak naprawdę uważam, że nie ma na coś takiego lekarstwa a nawet jeśli jest, to nie my powinniśmy się bawić w lekarza. Zyski żadne, koszty gigantyczne.

 

Wiesz, uważam podobnie, zgadzam się z Tobą. 

 

Ja poznając rodzinę mojego narzeczonego i wcześniej, kiedy rozmawialiśmy o niej tylko byłam zdziwiona, że utrzymuje z rodzicami tak zażyły kontakt - to samo w sobie oczywiście nie jest niczym złym, jednak on sam nie ma za bardzo o czym z nimi rozmawiać, wszystko na zasadzie "byle odbębnić" i mieć spokój na tydzień czy dwa. Natomiast jego rodzice wpraszają się co najmniej kilka razy w tygodniu do nas na obiadki, które oczywiście ja muszę przygotować, bo partner ma dwie lewe ręce do gotowania i to jakby naturalne według wszystkich, że to ja stoję w garach dla zadowolenia jego mamy. Męczy mnie to, bo naprawdę nie uważam się za osobę szczególnie rodzinną - odcięłam pępowinę bardzo dawno temu, do własnej matki dzwonię z życzeniami na święta/urodziny i na tym kontakt się kończy, mama czasem do mnie zadzwoni jak np. coś się stanie i chce coś ważnego powiedzieć, ale to żadne "co porabiasz" czy inne bzdety, w mojej rodzinie takie rozmowy po prostu nie istnieją i tak właśnie jest, każdy żyje swoim życiem i nikt się nikomu nie wtrąca. A tu nagle dostaję mamusię i odwiedziny co kilka dni w pakiecie do partnera i przyznaje, że jestem tym zmęczona. 

Raz w kłótni wypomniałam mojemu tę częstotliwość. Przyznał mi rację i podkreślił zgodnie z prawdą, że ich nie zaprasza, ale oni nie potrzebują zaproszenia - uważają, że mogą do syna przyjeżdżać kiedy dusza zapragnie. Nie chcę być kością niezgody, ale prawdopodobnie po jednym, góra dwóch obiadkach po zakończeniu kwarantanny zacznę tupać nóżką ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, Elfii napisał:

odwiedzinami, które (przed kwarantanną) potrafiły być dwa-trzy razy w miesiącu

Vs.

13 minut temu, Elfii napisał:

Natomiast jego rodzice wpraszają się co najmniej kilka razy w tygodniu do nas na obiadki

To ile w końcu?

 

2-3 na miesiąc to nie ma tragedii, raz ale na tydzień to chore. 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Elfii napisał:

uważają, że mogą do syna przyjeżdżać kiedy dusza zapragnie.

Dla mnie to jest pewna forma patologii. Gdy niektórzy rodzice utożsamiają rodzicielstwo z bezwarunkową dożywotnią własnością, a to jednak trochę inne rzeczy. Kiedy dzieci stają się dorosłe, to jednak są (a przynajmniej dla mnie powinny być) odrębnym bytem, który też staje się dorosły i nie można im się wbijać na chatę jak do siebie, podobnie jak nie powinno się wbijać do pokoju nastolatka bez pukania czy grzebać w jego rzeczach. 

 

12 minut temu, Elfii napisał:

Przyznał mi rację i podkreślił zgodnie z prawdą, że ich nie zaprasza,

To widać za mało. Ale to jest niestety ciężki problem - bo teraz Ty musisz z nim dyskutować na temat tego, żeby on zmienił swoje stosunki z rodzicami, które on uznaje za naturalne. Teoretycznie powinien teraz zrobić tak, że pogada ze swoimi rodzicami. Ale oni zareagują zdziwieniem, oburzeniem i niezrozumieniem - no bo jak to tak, to my się naszemu synusiowi mamy zapowiadać? Co to ma być? No, to na pewno ta Elfii go napuściła. Ja zawsze czułam że z nią jest coś nie tak.

 

I tak dalej i tak dalej. Z tej sytuacji niestety nie ma dobrego wyjścia, to jest często chyba bagatelizowany aspekt tzw. "niezgodności charakterów". Niezgodność co do wizji i zakresu roli rodziców w naszym życiu. 

 

Ja akurat cenię sobie swoich rodziców, bo oni nigdy w dorosłym życiu mi niczego nie narzucali, nie komentowali, nie oceniali, szanowali moją odrębność i prywatność - rady dostawałem, gdy chciałem. Jedna z moich partnerek miała podobną sytuację do Ciebie plus jeszcze X innych manier - jej rodzice po prostu uważali, że niezależnie od wieku to jest ich dziecko i to oznacza, że mogą decydować co będzie robić, co będzie jeść, z kim się zadawać, gdzie mieszkać, gdzie pracować, co studiować itd. To było dla nich naturalne, nie byli w stanie zrozumieć, że ona ma inne zdanie a ona jednocześnie była bezradna, bo stosowany był wobec niej szantaż emocjonalny. Ja jako młody chłopak też jeszcze gówno wiedziałem i rozumiałem z życia, bo próbowałem jej pomóc postawić się rodzicom, zamiast po prostu tę niezgodność zaakceptować i odejść, gdy zrobiła się nieznośna i zaczęła wpływać na mnie.

 

Z kolei moja obecna partnerka, dobrana już "z klucza" też ma matkę, która chciałaby decydować o wszystkim, ale trafia na twardy opór ku jej wielkiemu niezadowoleniu. Próbuje cały czas, ale ta akurat kobieta jest w stanie odpowiedzieć swojej matce "ok, dzięki za radę, zrobię po swojemu/ nie zrobię tak/ mamo, nie wtrącaj się". Stawia granice. I to jest dla mnie akceptowalna droga. Rodziców się nie wybiera, ale nasz stosunek do nich już tak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz już musisz reagować delikatnie u swojego partnera. Może jemu też przeszkadzają te wizyty rodziców tylko boi się napomknąć Tobie. Zapytaj. Nie może być, że teść wpieprza się w kolor tapety. Niedopuszczalne. Albo insynuuje, że w domu jest brudno. To samo tyczy się Twoich rodziców. Chyba, że rodzice dają wam kasę na utrzymanie domu. To zmienia postać rzeczy. Nie czekaj aż pojawią się dzieci. Bo teściowie na głowę wam wejdą. 

 

Nie dotyczałem ile macie lat w sumie bo to też trochę wpływa na "opiekuńczość" rodziców.

 

Czestotliwość wizyt optymalna dla mnie by była to raz w miesiącu. U nich albo u was. Żadnych obiadków, kawków w ciągu tygodnia. Pogoń to za przeproszeniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, tytuschrypus napisał:

Mogę co nieco napisać w temacie, bo swego czasu całkiem perspektywiczny związek zakończył mi się w dużej mierze przez teściową (nie, nie dlatego że wolałem ją od panny :D ).

 

Potwierdzam z własnego doświadczenia  - jak się podpadnie przyszywanej mamusi, to nie ma zmiłuj, będzie wszelkimi środkami zmierzać do tego, żeby związek swojej córki rozpierdolić doszczętnie. W sumie na dobre wyszło, że matka mojej byłej znienawidziła mnie od samego początku, bo jestem pewien, że z mojej myszki wyszłoby takie samo ziółko.

 

Z kolei moja obecna teściowa to złota kobieta, bardzo się lubimy i nieoficjalnie wiem, że mam u niej ,,poparcie". Od dwóch lat jak jestem w związku ze swoją obecną partnerką, to nie miałem większego zgrzytu i podejrzewam, że duża też jej w tym zasługa.

Edytowane przez Throgg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Imbryk napisał:

Vs.

To ile w końcu?

 

2-3 na miesiąc to nie ma tragedii, raz ale na tydzień to chore. 

2-3 razy na miesiąc (zawsze w weekendy, kiedy marzę tylko o odpoczynku) się zapowiadają na obiad. Do tego wszystkie spotkania "byliśmy w okolicy i postanowiliśmy zajrzeć", których raz jest więcej, raz mniej, ale są jednak bardzo częste.

 

Fakt, nieprecyzyjnie się wyraziłam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Baros napisał:

Chyba, że rodzice dają wam kasę na utrzymanie domu. To zmienia postać rzeczy.

To prawda. Powinienem to dodać do swojej wypowiedzi.

 

9 minut temu, Baros napisał:

Nie dotyczałem ile macie lat w sumie bo to też trochę wpływa na "opiekuńczość" rodziców.

Tu mam trochę inne zdanie - niestety znam trochę przypadków, gdzie dla rodziców nie ma to znaczenia bo jak ktoś ma 25 lat i nadopiekuńczych rodziców, to potem też ma takich rodziców bo w zasadzie co za różnica? Która cezura jest dobra, by przestać być "opiekuńczym"? I potem taka nadopiekuńczość zbiera straszliwe żniwo, bo te osoby teraz po trzydziestce żałują wielu swoich życiowych wyborów, bo zrobili tak jak mówiła mama - wybór studiów, kariery zawodowej, partnera itd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy partner wobec Twojej osoby też jest taki uległy jak wobec rodziców - nie stawia granic? Jeśli jemu nie sprawia przyjemności przebywanie z rodzicami i ich wizyty, i nie potrafi im tego zakomunikować, to jak reaguje na sytuacje związane z Twoją osobą - też nie komunikuje Ci, że coś mu nie odpowiada? Czy wobec Ciebie zachowuje się w inny sposób? 

Osobiście wydaje mi się, że jeśli jest uległy wobec rodziców, to wobec Ciebie też taki jest, pytanie tylko, czy to zauważasz? Czy wobec innych osób też brakuje mu takiej asertywności?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Elfii napisał:

2-3 razy na miesiąc (zawsze w weekendy, kiedy marzę tylko o odpoczynku) się zapowiadają na obiad.

Dla mnie nie istnieje kategoria, że ktoś się "zapowiada". I przychodzi. A jak macie plany, gdzieś chcecie wyjść itd.? Niedopuszczalne. Ale ja może za mało rodzinny jestem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Elfii napisał:

2-3 razy na miesiąc (zawsze w weekendy, kiedy marzę tylko o odpoczynku) się zapowiadają na obiad.

Ja bym powiedział a to w takim razie zapraszają nas państwo do restauracji :D ?

A tak poważnie, wystarczy żeby twój partner powiedział proste nie. Generalnie takie wpraszanie się jest dość, ekhem bezczelne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, tytuschrypus napisał:

Dla mnie nie istnieje kategoria, że ktoś się "zapowiada". I przychodzi. A jak macie plany, gdzieś chcecie wyjść itd.? Niedopuszczalne. Ale ja może za mało rodzinny jestem. 

Też Jestem zupełnie nierodzinna! Dla mnie rodzinę powinno się widywać na ślubach i potrzebach, chyba, że z kimś np. z kuzynostwa wyjątkowo się lubię i utrzymujemy serdeczniejsze relacje. Jestem kompletnie nieprzyzwyczajona do odwiedzin i chyba nigdy ich nie polubię. 

 

Zobaczę jak sytuacja rozwinie się, kiedy skończy się szał na siedzenie w domu, ale na pewno będę chciała ustalić inne granice, niż były wcześniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Elfii napisał:

Jestem kompletnie nieprzyzwyczajona do odwiedzin i chyba nigdy ich nie polubię. 

Bardziej miałem na myśli nieustalone odwiedziny. Jestem konserwatywny i zachowawczy pod tym względem. Zawsze ja zapraszam, inaczej nie uznaję, że ktoś mi się "zapowiada że wpadnie". 

 

Dla mnie akceptowanie tego jest niecodzienne. Z tego co piszesz dla Ciebie też więc sprowadza się to do tego, że macie inne preferencje, oczekiwania i granice w tym aspekcie z partnerem, co przydałoby się chociaż spróbować jakoś ujednolicić. Czego Ci życzę, choć jak pisałem z moich doświadczeń wynika że jest to w większości przypadków niemożliwe i prawdziwa niezgodność i awanturki zaczną się właśnie wtedy, kiedy ruszysz jakkolwiek ten temat. Co nie zmienia faktu, że w tej sytuacji powinnaś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze byłem neutralny wobec nich. Pamiętam raz, że teściowa próbowała wtrącić swoje parę groszy w moje małżeństwo. Zadzwonilem, powiedziałem co o tym sądzę grubymi słowami, nie przyjeżdżałem przez dwa miesiące i zmiękła. Do czasu.... A nim okazał się rozwód. Mimo tego, że udowodniłem iż córka lata na lewo i prawo, stałem się największym wrogiem i po dziś mam zakaz wstępu za ich bramę domu.

Co ciekawe, spędziłem tam całe lato, aby pomagać im wyremontować chałupę od podstaw. Nigdy nie odmawiałem im pomocy. Ba nawet dalem im pożyczkę, jak się okazało potem, na wieczne oddanie.

 

Suma sumarum, jak by mogli, spalili by mnie na stosie :)

Wychodzę na założenia, że człowieka ze wsi wyrwiesz, wsi z człowieka, niekoniecznie.

 

I tak dla uzupełnienia. Teściowie to nie rodzina, to rodzice żony czy tam dziewczyny.

 

 

Edytowane przez Still
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z rodzicami moich partnerek jest na takiej zasadzie - wszystko czym nasiaknęło dziecko wychodzi podczas poznawania się, za wyjątkiem dawno odciętych pępowin (mówię to z perspektywy 24 latka, no offence). 

 

Z jednymi miałem dobry kontakt, bo nie przyjeżdżali absolutnie w ogóle - to raczej my patrząc na fakt, że mieszkali 30 km od nas zostawalismy na weekend. Mama typowy milczek i bardzo zdystansowana. Okazało sie, ze mnie lubiła dość mocno, jednak nie bawiła się w przyjaciółkę - była typowym rodzicem. Gorszy był ojciec, prywaciarz, który ma powiedzmy dobrze prosperujący biznes i opowiada tajniki ekonomii. Jedyny sprzyjający fakt był taki, że chłop lubił whisky - bo na trzeźwo słuchać się tego nie dało. Moja ex jest raczej indywidualistka, więc mimo wartości rodzinnych, wyznaczyła granice, rodzice zresztą nawet nie chcieli jej przekraczać. Bardzo dobra sprawa, chcieli np. Żebym przyjechał na świeta czy jakieś inne okazję ale szanowali to, że nie jesteśmy bezpośrednia rodzina i mogę nie mieć ochoty/czasu. 

 

Moja druga kobieta i jej rodzice to przeciwieństwa pierwszej. Panna miała świetny kontakt z rodzicielka, opowiadała jej o wszystkim. Zresztą nadal nie odcięła pępowiny i zdanie matki ma bardzo duży wpływ na jej życie. Przykładowo zerwała ze mną, bo się kłóciliśmy - dość często, jednak kluczem było "moja mama stwierdziła, że jeśli ciągle się kłócimy to może powinniśmy się rozstać". Wtedy zrozumiałem, że po pierwsze opowiada o naszym życiu i to dość otwarcie, a po drugie zdanie jej matki będzie miał duży wpływ w nasze wspólne życie. 

 

W chwili obecnej jestem na etapie nowej znajomości z Panną. Próbuję uniknąć przeświadczeń i skupić się na niej, jednak gdzieś tam na Facebooku znalazłem zdjęcia jej rodziców, czyt. Typoyw Janusz i Grażyna (może nie ze wsi ale są z dziury, 5 dzieciaków, on białe skarpetki do garnituru, klapki sandały, papieros i piwko. Ona też wygląda jak typowa kobieta przy garach). Nie zjeżdża tam w ogóle ale wciąż jestem między młotek i kowadłem bo obawiam się, że mój scenariusz co do przyszłości się sprawdzi. 

 

Ogólnie ogarnięty partner z odciętą pępowiną musi ustalić granice, jednak to nie jest takie proste i podam mój przykład. Ja, jedynak i oczko w głowie. Mama pobożny katolik, podchodzący już prawie pod mohera mimo strasznie młodego wieku. Rodzice kilka miesięcy po rozwodzie. Z ojcem kontaktu nie utrzymuje a przez rozwód stałem się oczkiem w głowie matki. Nieogarnietej  urwanej z choinki - która chciałaby żebym był jej przyjacielem. Telefony codziennie, jej przyjazdy do mnie, chodzenie do opery, na wspólne obiadki. Jak jeździłem do rodziców partnerki wyrzuty dlaczego do nich, "pewnie ich wolę". 

 

Pomijam, że razem z ojcem zjebali mi okres dorastania, dojrzewania i losowi dziękuję, że w okresie buntu już odcinałem się od nich, co doprowadziło, że jestem inny od nich, nie mniej jednak matka jest dużym utrapieniem mimo wyjaśnienia jej, że przyjaciółmi nie będziemy i nie ma co liczyć na taki obrót wydarzeń. 

 

Kiedyś zaoferowała się, że kupi mi mieszkanie - ewentualnie da kredyt, który będę sam spłacał skoro życiowo się statkuje a ona ma wyższą a wartość kredytową. Z góry podziękowałem, bo zdawalem sobie, że chce mnie kupić i moje towarzystwo ("co, nie masz czasu dla kobiety, która dla Ciebie kredyt wzięła?"). Totalny kataklizm. 

Edytowane przez Zgredek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Eywa napisał:

Herbatka, ewentualnie ciasteczka. a jak już wiesz, że mają przyjechać na obiad - to tylko zupka, lub obiadek na mieście.

 

Ciasteczka z ciasteczkiem to jak najbardziej. Zupa to także dobry pomysł. Tylko zastanawia mnie obiad na mieście kto wtedy miałby płacić? Bo tutaj też wystąpić może problematyczna sytuacja przy rozliczaniu się :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@nowy00 Tu już liczę, że @Elfii odpowiednim żartem przekieruje płatność na "wpraszających się": O jak miło, że  "byliście w okolicy i postanowiliście zajrzeć", właśnie chciałam namówić mojego ..., aby zabrał mnie do tej fajnej restauracji tuż obok, podobno mają nowe świetne menu, ale skoro jesteście, to możecie Wy nam to zasponsorować, bo chyba Wasza kolej wypada na zaproszenie nas na obiad":)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To był tylko jeden z przykładów "dania do zrozumienia", jak brakuje umiejętności komunikacyjnych między parą, to poszukuje się różnych wybiegów. Oczywiście, że najlepszym sposobem rozwiązania, głównego problemu - czyli niechcianych wizyt rodziców partnera, jest rozmowa przede wszystkim najpierw z partnerem, ale najwidoczniej, brak tam szczerych rozmów. A także partner nie potrafi być wystarczająco asertywny w stosunku do swoich rodziców, skoro temat się pojawił, ale nic nie zostało w tym kierunku zrobione, aby to rozwiązać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Eywa napisał:

To był tylko jeden z przykładów "dania do zrozumienia", jak brakuje umiejętności komunikacyjnych między parą, to poszukuje się różnych wybiegów. Oczywiście, że najlepszym sposobem rozwiązania, głównego problemu - czyli niechcianych wizyt rodziców partnera, jest rozmowa przede wszystkim najpierw z partnerem, ale najwidoczniej, brak tam szczerych rozmów. A także partner nie potrafi być wystarczająco asertywny w stosunku do swoich rodziców, skoro temat się pojawił, ale nic nie zostało w tym kierunku zrobione, aby to rozwiązać.

To nie jest takie proste. Tak jak tłumaczyłem na przykładzie swoje matki. 

 

Podam przykład. Moja partnerkę wprowadziłem w to jaka jest moja mama. Kiedy przyjechała na 1 dzień świąteczny do mojej rodziny, moja rodzicielka koniecznie chciała żeby śniadanie zjeść jeszcze wtedy w naszym domu. Mówię, że bez sensu ale się upierała na swoim. Specjalna zastawą, ą ę. Tak bardzo chciała ją poznać a bidulek tak się zestresował, że jedyne pytania to były ile dyżurów ma jej mama i czy robiła jakieś dodatkowe kursy (ten sam zawód). 

 

Po tej wtopie powiedziałem jej, że bez sensu żeby się widziały, przyjaciółkami nie będą itd.. 

 

No ale zaczęły się przykłady sąsiadek "jak to synowe ryby przywożą", jak to, jak tamto. Moja matka cierpi na dwubiegunowość, więc potrafi mnie jednego dnia zwyzywać a drugiego napisać jak gdyby nigdy nic. 

 

Do tego naopowiadała rodzinie jaki ja straszny syn, jak po rozwodzie została całkiem sama, jak ją zostawiłem na pastwę losu, jak się jej wstydzę, że tylko 1 dziewczynę przyprowadziłem do domu. Oczywiście rodzinkę naprostowalem jak to wygląda i teraz już patrzą na to inaczej aczkolwiek scen dużo. Dlatego niektórzy dla świętego spokoju godzą się na odwiedziny. Wiadomo, mój przypadek to hardkor na kółkach, jednak ogólnie są tacy rodzice, którym czasami lepiej pójść na rękę niż na wojne. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłego Teścia traktowałam jak ojca. Super człowiek. Jaki człowiek nie miałby problem, to zawsze od serca i konkretnie poradził.

Z kolei była teściowa to mocno dominująca osoba. Sympatyczna, do wódeczki, ale nie do życia na co dzień. Po prostu - nie rozumiała, że jej zachowanie było niańczeniem mojego byłego, choć domyślam się, że chciała dobrze. Lubiła wszystko mieć pod kontrolą. Taki typ człowieka.

Zadbana kobita, chłopy się za nią oglądają.

Do nich nic nie mam, nie powinnam być z ich synem, i tyle.

 

Mój Teściu to alkoholik niepijący od 5 lat. Janusz do potęgi 10. Czasem mam wrażenie, że memy o Januszu wzorowano na jego postaci. ??

Przechlał całe życie, teraz siedzi w zagrzybiałym mieszkaniu. W sumie nie ma o czym z nim gadać,bo mentalnie został w latach 80-tych. Mówi w dialekcie wschodnim, ma proteze zębową, łapie zadyszki, ni chuja można go zrozumieć. Podziwiam mojego męża, że chce utrzymywać z ojcem kontakt. Teściu swoim dzieciakom zgotował piekło na ziemi. Nie rozumiem.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Eywa napisał:

@nowy00 Tu już liczę, że @Elfii odpowiednim żartem przekieruje płatność na "wpraszających się": O jak miło, że  "byliście w okolicy i postanowiliście zajrzeć", właśnie chciałam namówić mojego ..., aby zabrał mnie do tej fajnej restauracji tuż obok, podobno mają nowe świetne menu, ale skoro jesteście, to możecie Wy nam to zasponsorować, bo chyba Wasza kolej wypada na zaproszenie nas na obiad":)

Nie bardzo podoba mi się, że rozmowy tutaj i argumenty schodzą głównie na finanse. Mam pieniądze, mój partner również nieźle zarabia. Teściowie nie narzekają, mają 2 firmy i jakbym tylko pisnęła, że chce to czy tamto to po 5 minutach mogę zamawiać najdroższe dania z karty - i nie ma dla mnie znaczenia, czy na swój czy na ich koszt, naprawdę. 

 

Bardziej chodziło mi o to, że obiadek dla teścioow, który dotychczas zawsze robiłam był pracochłonny, a mnie po prostu chciało się wyłożyć na kanapie i zamówić maka, bo na nic więcej nie mam zazwyczaj ochoty i siły po 10h w biurze. I to mnie wkurza, bo z jednej strony mi się nie chce i psioczę pod nosem, a z drugiej strony tak mnie wychowano, że jestem kobietą i stanie w garach nie powinno być mi straszne. W zasadzie nie jest, lubię pichcić dla siebie i mojego partnera. Ale nie lubię robić wystawnych obiadów dla 4 osób, na których gadka średnio się klei, a ja marzę tylko o wygodnej wannie z hydromasażem, która Woła mnie z łazienki.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.