Skocz do zawartości

Lata doświadczeń, czyli moja historia


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. O istnieniu forum dowiedziałem się dość dawno temu. Ale dopiero teraz nabrałem odwagi żeby opisać swoją historię - może nie jest ona najciekawsza, ale dosyć burzliwa. Na pewno potwierdza masę teorii odnośnie relacji z płcią piękną. 

 

 

Początek

 

Tytułem wstępu: mam 33 lata, mieszkam w dużym polskim mieście, chociaż pochodzę z mniejszej, prowincjonalnej miejscowości. Mam wyższe wykształcenie i coś co można by nazwać przeciętnym sukcesem zawodowym. Jestem singlem, zero dzieci (przynajmniej takich o których bym wiedział) i nigdy nie zawarłem wiadomej umowy prawnej. Jestem dość wysoki, ale raczej jednak nie jestem typowym czadem z wyglądu. Jak trochę przypakuję to nie jest źle. Sport uprawiam dość regularnie od 5 lat. Jestem jednak też dość emocjonalnym gościem, i praktycznie w 90% przypadków to ja byłem porzucany przez kobiety, i ciężko to znosiłem.

 

A poniżej moja droga do punktu w którym się znalazłem, zapewne taka jakich wiele, ale może ktoś wyciągnie jakieś wnioski dla siebie, pod kątem tego czego unikać, a i ja się czegoś nauczę. Mam obecnie wrażenie, że doszedłem jakby do ściany i, że odtwarzam schemat, który prowadzi zawsze do tego samego rezultatu, sprowadzającego się oczywiście do słów: “nic do ciebie nie czuję”. Jeżeli  ktoś będzie miał siły to przeczytać i nie zasnąć to gratuluję! 

 

 

Prehistoria

 

Co ciekawe byłem nieświadomie częściowo zredpillowany w czasach licealnych. Po sparzeniu się na pierwszej dziewczynie w ostatniej klasie gimnazjum, uznałem że trzeba sobie dać spokój i skupić się na nauce. Prawdę mówiąc miałem wtedy bekę z kolegów, którzy przeżywali rozstania z jakimiś laseczkami. Wiedziałem, że największe czady zgarniają śmietankę i wszedłem w tryb “mam na to wszystko wywalone, robię swoje”. Trochę jednak przespałem ten okres i nie zebrałem doświadczeń.  

 

 

Epoka studencka (poważny związek nr 1)

 

Okres początku studiów to czas w którym zacząłem działać z dziewczynami nieco bardziej poważnie. Ale niestety, zamiast zbierać różne doświadczenia, byłem przez dłuższy czas, bo przez 2 lata, zafiksowany na jednej rówieśniczce. Skakałem wokół niej jak pajac (kwiatki itd.), a ona finalnie mnie olała. Doszło do podkopania mojej samooceny. I ten syndrom seryjnej “tej jedynej” właściwie prześladuje mnie po dziś dzień. 

 

I tutaj gwóźdź programu. Kiedy miałem 23 lata, poznałem 4 lata starszą od siebie dziewczynę: Izę, taką trochę wieczną studentkę z dość dzianej rodziny. Dużo wspólnych tematów do rozmów na długie godziny. Wpadłem jak śliwka w kompot: związek trwał 5 lat, z czego ostatnie 2 mieszkaliśmy razem. To była “ta jedyna”. Pierwsze 3 miesiące były praktycznie bez wychodzenia z łóżka, chyba że po gumki na stację benzynową obok. Miała mnie. Ten związek był rollercoasterem. Od naprawdę kapitalnych chwil do totalnych kłótni na krawędzi rozstania. Dawałem się trochę manipulować starszej i bardziej doświadczonej. Nakłoniła mnie, żebym się do niej przeprowadził z akademika, i tak też zrobiłem. To był fatalny błąd. Od momentu zamieszkania razem zapuściłem się z lekka i to była już jazda z górki w stronę rozstania. Otóż skończyłem studia i szukałem swojej drogi. Nie było lekko, miałem same słabiutko płatne zajęcia. Przyszedł mi do głowy pomysł wstąpienia do pewnej formacji mundurowej, głównie żeby się sprawdzić i przeżyć coś nowego (trochę wbrew sobie, bo jestem raczej spokojnym człowiekiem nie szukającym na siłę adrenaliny). Zakładałem, że jak to się uda to się później oświadczę, założymy w końcu rodzinę i wszystko będzie dobrze. Tak się nie stało. Na tydzień przed wyjazdem na szkolenie partnerka oznajmiła, że to koniec. Stwierdziła, że nic do mnie nie czuje. Musiałem się wynosić z mieszkania, nie miałem do niego powrotu. Dziewczyna oczywiście powiedziała mi, że potrzebowała przestrzeni, którą ja ograniczam. Jak się okazało, przestrzeń miała oczywiście standardowo imię. Tutaj jakby świat mi się zawalił. Byłem totalnie wytrącony z jakiejkolwiek równowagi psychicznej. Ale pojechałem na szkolenie, które z trudem, bo miałem mętlik w głowie, ale ukończyłem. 

 

Przy okazji - na szkoleniu poznałem trochę gości na naturalnym red pillu, którzy obracali laskami jak w młynie. Dało mi to trochę do myślenia w kwestii podejścia do kobiet. 

 

Po tych zdarzeniach miałem rok przerwy w temacie pań. Byłem strasznie podłamany ostatnim rozstaniem. Przeżywałem to straszliwie. Były łzy, myśli że już nie znajdę takiej drugiej, samoocena spadła bardzo nisko. Próbowałem nakłonić ją do powrotu, było kilka spotkań - oczywiście nic z tego nie wyszło. Z pomocą rodziny i przyjaciół próbowałem jednak zbudować na nowo siebie, zdobyłem nową pracę w branży o której myślałem od dłuższego czasu. I kiedy chwyciłem grunt pod nogami wróciłem do podrywu. 

 

 

Epoka tindera i pracy (poważny związek nr 2)

 

Wtedy odkryłem apke randkową, i muszę przyznać, że tu zaczęła się moja główna część przygody i poznawania kobiecej natury. Miałem kilkanaście randek z apki na żywo, z w miarę atrakcyjnymi dziewczynami w zakresie 6+/10 - 8/10. Ale czymś bardziej poważnym to się skończyło jedynie w trzech przypadkach. Na randkach przeważnie trafiałem na wytatuowane imprezowiczki, albo na typowe rozmowy kwalifikacyjne, gdzie byłem przepytywany pod kątem wzięcia kredytu na mieszkanie. 

 

W jednym przypadku skończyło się to jednak 2-letnim związkiem z pewną panią - Martą, dość typową pracowniczką korpo, o 2 lata młodszą ode mnie (27 lat wtedy miała). Zaczęło się ciekawie, były wspólne wyjazdy za granicę na weekend, ale potem pojawiły się oczywiście rozbieżności i problemy. Po 7 mies. związku padł temat mieszkania. Nie chciałem z nią wynająć i się przeprowadzić, ona na to naciskała, a ja wolałem się wstrzymać z decyzją. Po tym fakcie przestała okazywać mi szacunek, i okazywać mi coś w rodzaju pogardy - np. wyśmiała mnie, że leżę na L4 z gorączką w domu, kiedy mieliśmy zaplanowane jakieś tam spotkanie z jej znajomymi w tym czasie.

 

Postanowiłem zerwać - pierwszy raz w życiu. I tu popełniłem błąd - ok. 2 tyg. po zerwaniu zacząłem ją przepraszać i prosić o powrót. Wróciła, ale nie trwało to długo. Cały czas w tym związku miałem podskórne wrażenie, że mam być dla niej przyszłym tzw. starter mężem, który zrobi dziecko i może sobie potem pójść w cholerę.

 

 W końcu w mojej rodzinie doszło do pewnego naprawdę tragicznego wydarzenia, i nie mogłem tej dziewczynie poświęcić tyle uwagi, bo była katastrofa do ogarnięcia. Ona miała na to lekko wywalone. Skończyło się to tak, że kopnęła mnie w cztery litery, i to się rozpadło. Odpalił się jednak mój schemat: próbowałem jak kretyn przekonywać ją do powrotu, kwiatki, sms-ki itd. - silniejsze ode mnie. Bez skutku co jasne. 

 

W pracy też byłem podrywany przez kobiety, i starsze i młodsze. Te historie to właściwie temat na odrębny wątek, bo widziałem sporo, naprawdę sporo. Oj naprawdę biedni ci mężowie i nieświadomi mężczyźni, którzy nie wiedzą co wyrabiają ich partnerki w robocie i co o nich mówią. Byłem jednak ostrożny: gdzie się mieszka i pracuje tam wiadomo czego się nie robi. 

 

 

Początek oświecenia

 

To właśnie w trakcie tego 2-letniego związku trafiłem na kanał Marka, przeczytałem też “Mężczyznę Racjonalnego”, pewne rzeczy nt. hipergamicznej natury kobiet zaczęły docierać do mojej głowy. Zacząłem przyswajać te treści w szybkim tempie, szukać jakichś zagranicznych kanałów na yt, bo na polskim to praktycznie jeszcze wtedy nic nie było. Łączyłem kropki. Ale jednak jest tak, że wiedza to jedno, a zastosowanie tej wiedzy w praktyce to drugie, co pokazuje kolejna historia. 

 

 

Ostatnie tango, ale nie w Paryżu (poważny / niepoważny związek nr 3)

 

I teraz ostatnia historia, która zakończyła się dość niedawno. Znajomość trwała 2 lata. To też była dziewczyna z tindera - Dorota. Dwa lata młodsza ode mnie, 29 lat kiedy ją poznawałem. Menadżerka w korpo, pochodząca z maleńkiej miejscowości. Zakończyła kilkuletni związek z jakimś zagranicznym typem pół roku wcześniej. Zaczęliśmy randkować i jakoś to poszło. Z wyglądu mój ideał: dość wysoka blondynka hojnie obdarzona przez naturę. Były wspólne wyjazdy, urozmaicony seks. Ale…

 

Jeszcze przed związkiem zgłosiłem się na szkolenie do pewnej ochotniczej formacji mundurowej, dla lekkiej odskoczni od zwykłego życia zawodowego. Pomysł ten pojawił się przed związkiem, i zaznaczyłem to od pierwszej randki. Na początku nie stanowiło to problemu. Nawet bardzo mocno mnie wspierała w tym pomyśle. Ale dużo czasu poświęcałem jeszcze na pracę, sport i samorozwój. I faktycznie, patrząc na to z perspektywy czasu zaniedbywałem ją nieco i nie dawałem tyle czasu co powinienem. I potem zaczęły się jazdy w stylu:

 

“Ty tylko myślisz o swoich pasjach!”

“Nie jestem dla ciebie priorytetem w życiu!”

“Skupiasz się tylko na swoim własnym rozwoju!”

i tekst który przykuł moją uwagę, i padał coraz częściej:

“Nie dostałam od ciebie na początku związku takiej bomby emocjonalej jak od moich byłych”

 

W ogóle dużo było krytykowania byłych w rozmowach z nią, co mnie irytowało i jasno to komunikowałem. Dużo było też u niej zmian zdania np. odnośnie tego czy chce dzieci. Z góry krytykowała mnie, że jak mam te pasje to na pewno obowiązek zajmowania się dziećmi spadnie na nią itd. 

 

Było sporo kłótni i jej humorów, zachowywałem jednak zimną krew. W międzyczasie poznałem jej rodzinę. Dość typową, konserwatywną - ale ojciec dużo pracował od dawna za granicą i trochę też popijał + typowa matka-polka. Miałem wrażenie, że zostałem zaakceptowany. Chociaż pojawił się red flag: zauważyłem, że ona strasznie drze się na ojca, właściwie to był jej standardowy sposób komunikacji ze starszym. Miała też dwie starsze siostry - obie dawno już po ślubach, z dziećmi.

 

Któregoś razu, po ok. 6 miesiącach związku doszło do awantury nr 150 pt. “stawiasz pasje ponad mną!”, “nie widzę w tobie człowieka, który chce być mężem i ojcem”, zachowywałem spokój, tłumaczyłem, że pasje przecież niczego nie wykluczają, i spytałem wprost czy chce się spotykać z pi*dą czy z mężczyzną. Ale skończyło się tak, że ona wygoniła mnie z jej mieszkania, przeklinając (najczęściej u niej się spotykaliśmy). 

 

Zadziałałem na red pillu: zero reakcji z mojej strony. I co? Zatrybiło, bo po paru tygodniach dostałem wiadomości od niej, że żałuje, że przeprasza, że nie chciała itd. Ale ja stwierdziłem: “wiesz co, zostańmy przyjaciółmi”. Znajomość była podtrzymana ale właśnie w takiej nie wiadomo jakiej formie. Zeszło to wszystko w stronę friends with benefits i trwało tak ok. 1,5 roku. Chodziłem z nią do łóżka od czasu do czasu, pomagaliśmy sobie w różnych sprawach, ale bez większego zaangażowania. Niedawno, bo w tym roku, próbowaliśmy to jakoś reanimować, zaprosiłem ją na solidną randkę. Spędzałem więcej czasu z nią. Ale nie udało się - cały czas wysłuchiwałem litanii czego to ja źle nie zrobiłem na początku związku, i że nie jestem jej priorytetem, i że tego już nie naprawię itd. Zacząłem odpuszczać. Wyjechaliśmy jeszcze na wakacje za granicę (płaciliśmy za siebie osobno), ale panowała na nich nie najlepsza atmosfera, czuć było, że coś umiera. 

 

I ostatecznie rozbiło się o mieszkanie. Ja mieszkam w wynajmowanym, a ona postanowiła niedawno kupić swoje. I padła sakramentalna propozycja żebym się do niej wprowadził i żebyśmy jednak spróbowali zbudować wszystko od nowa. Zadziałałem na autopilocie i kierowany złym doświadczeniem z mieszkaniem u kobiety - odmówiłem. To była ciężka rozmowa i praktycznie zakończyła naszą relację. 

 

Jednak znowu włączyło się u mnie paniczne stare myślenie. Zaczałęm mieć wyrzuty sumienia wyobrażając sobie jaką cudowną przyszłość z nią sobie skasowałem. Ostra tęsknota za tą kobietą, pokaz slajdów z dobrymi wspomnieniami. I silne kretyńskie postanowienie - jednak spróbować ją odzyskać. Podjąłem standardową akcję kwiatkowo-pajacową. Prosiłem, przekonywałem, że się zmienię, że pokażę jej się ze strony jakiej nie widziała wcześniej, i że powinniśmy jednak razem zamieszkać i spróbować. Jaki skutek przyniosły moje działania to chyba już wszyscy się domyślają: “Nic już do ciebie nie czuję. To wszystko takie na siłe. Nie przekonasz mnie niczym. Za dużo szans ci dawałam. Za późno się obudziłeś. Nie wierzę w twoje zaangażowanie. Działasz tylko pod wpływem hormonów.” Teraz już chyba ma nowego typa, więc pozamiatane. 

 

Po tej ostatniej relacji popadłem w coś w rodzaju deprechy. Tyle lat, tyle w sumie porażek. Mam wrażenie, że ten ostatni związek mógł się udać, bo wykazywałem się siłą na jego początku. Ale nie potrafiłem tego ogarnąć, i wyrzuty sumienia były i są w sumie jeszcze. Mam do siebie pretensje, że mój brak zdecydowania i zmienność decyzji to zabiły, a był w tej relacji jakiś potencjał. 

 

 

Ściana?

 

Pewnie to głupie, ale mam teraz poczucie, że ciąży nade mną jakaś lekka klątwa. I, że zredpillowanie sprawiło, że teraz nigdy nie będę mógł się w 100% zaangażować w relację z jakąś kobietą. Zawsze teraz dostrzegam czerwone flagi - prawdziwe albo lekko wydumane, i to może mnie zblokować przed zaangażowaniem. Mam też wrażenie, że kiedy sytuacja z kobietą osiąga punkt wrzenia, wracam do dawnych schematów zachowania, całą wiedzę redpillową chowając gdzieś głęboko. Zawsze wychodzi na to, że to ja jej bardziej potrzebuję niż ona mnie. Mam też problem ze zdefiniowaniem celu relacji - zazwyczaj docierają one do jakiegoś martwego punktu w którym nie wiadomo co dalej, a ja rozważam czy to ma sens czy nie, a kobieta w tym czasie znika z radaru. 

 

Pozytywny wniosek jest taki, że jakoś podświadomie unikałem ślubu i dzieci jak do tej pory, czyli nie wsadziłem się na potencjalną minę. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym założyć rodzinę. 

 

Mam jeszcze takie swoje przemyślenia, zapewne pojawiały się tutaj wcześniej, ale potwierdzam, że tak jest na bazie doświadczenia:

- nie ma co brać się na poważnie za starsze doświadczone dziewczyny kiedy jesteście młodzi - zrobią wam pranie mózgu

- wspólne mieszkanie - tylko kiedy ty jesteś właścicielem lokum

- nigdy nie prosisz kobiety o powrót, tylko zagryzasz zęby i idziesz dalej

- powroty po zerwaniu jako takie nie mają sensu

- friends with benefits działa na krótką metę i generalnie psuje to relację bo tkwicie w takim niewiadomo czym, i przyjdzie jakiś konkretny gość to zabierze wam taką kobietę w 5 minut zostawiając was z ręką w nocniku

- friends with benefits to tak naprawdę shit test ze strony kobiety - jesteś na przedłużonym okresie próbnym

- patrzcie na to w jaki sposób kobieta zwraca się do ojca - z szacunkiem czy bez, to dostaniecie odpowiedź jak was będzie traktować

- jak się człowiek nie zapuści to faktycznie kobiety są jak autobusy - jeden odjeżdża, a za chwilę na przystanek podjeżdża kolejny

- jak wchodzicie w relacje z paniami 30+ to musicie mieć jasny plan i świadomość, że tu jest zero-jedynkowo i nie ma czasu na zabawę - jej się spieszy

- korpo kobiety są trudne - władcze, pewne siebie, mają tendencję do zarządzania mężczyznami

 

Wielkie dzięki dla tych co dobrnęli do końca! Jestem otwarty na osądy, wnioski, porady, ostrą krytykę, pochwałę i wszystko inne. Imiona i niektóre drobne szczegóły oczywiście zmieniłem celem anonimizacji. 

 

Edytowane przez Orkan1990
  • Like 19
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Orkan1990 zmienił(a) tytuł na Lata doświadczeń, czyli moja historia
Godzinę temu, Orkan1990 napisał(a):

- nigdy nie prosisz kobiety o powrót, tylko zagryzasz zęby i idziesz dalej

Powstała nawet o tym dobra audycja.

 

 

Godzinę temu, Orkan1990 napisał(a):

jej się spieszy

Racja, tylko jest pytanie, co robiła do 30 roku życia ? Dlaczego w tym czasie nie założyła rodziny i nie ma dzieci ?

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Druid napisał(a):

Racja, tylko jest pytanie, co robiła do 30 roku życia ? Dlaczego w tym czasie nie założyła rodziny i nie ma dzieci ?

Dokładnie tak. Uzyskanie precyzyjnej odpowiedzi na takie pytanie nie jest proste. Szczególnie jak poznajesz online kobietę totalnie nie ze swojego środowiska. Jej rodzina i przyjaciele słowa nie pisną nt. jej przeszłości i co tam się dokładnie wydarzyło. Można jedynie składać pewne elementy puzzli: a to ona coś niechcący powie, a to w rozmowie ze znajomymi padnie przez przypadek fragment informacji - można sie pobawić w detektywa i podrążyć. Kobieta po 30-stce to jest podwyższone ryzyko, ale zakładam, że kiedy zajdzie wspólnota celów, to w miarę udany związek jest możliwy. Tylko raczej trzeba się nastawić, że to nie będzie długi związek. Nie jest się nigdy pierwszym wyborem takiej kobiety i ona zawsze w ten czy inny sposób da o tym znać.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

W pracy też byłem podrywany przez kobiety, i starsze i młodsze. Te historie to właściwie temat na odrębny wątek, bo widziałem sporo, naprawdę sporo. Oj naprawdę biedni ci mężowie i nieświadomi mężczyźni, którzy nie wiedzą co wyrabiają ich partnerki w robocie i co o nich mówią. Byłem jednak ostrożny: gdzie się mieszka i pracuje tam wiadomo czego się nie robi. 

 

Bardzo ciekawa twoja historia.

 

Rozwiniesz ten wątek?

 

Z góry dziękuję. Czytałem z wypiekami na policzkach. Historie z życia są świetne...

 

 

Wiesz co się wyłania z twojej historii?

 

 

Czy znasz jakiegoś incela? Czy kiedyś mu tłumaczyłeś aby coś zrobił, a on tego nie robi choć to jest dobre dla niego i nie szkodzi mu? Czy widziałeś, że on robi rzeczy, które mu szkodzą, ale uważa, że postępuje właściwie?

 

W twoim życiu też podobne rzeczy dostrzegam. Pewnie się z tym nie zgodzisz, ale do wspólnego życia z kobietą, do założenia rodziny musisz iść na kompromis. Trochę hobby ograniczyć, zaangażować się z kobietą. bo potem ktoś z dzieckiem musi siedzieć, czyli ona.

 

Czasem zachowywałeś się jak mężczyzna, nie dałeś sobie w kaszę dmuchać. Niejeden guru Cię pochwali. Ale robiłeś źle. Zastanów się nad tym:

 

Mistrz mówił:      Na grobach widuję sprzeczne epitafia: u jednych "był bezkompromisowy" a u innych "był człowiekiem kompromisu".

 

Bywałeś bezkompromisowy, działałeś na emocjach, szkodziłeś sobie, chciałeś naprawiać.

 

Chcesz, aby kobieta mieszkała w twoim mieszkaniu, a sam nie chcesz mieszkać w jej mieszkaniu.

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, kenobi napisał(a):

rochę hobby ograniczyć, zaangażować się z kobietą. bo potem ktoś z dzieckiem musi siedzieć, czyli ona.

Założenie rodziny wymaga poświęcenia niestety, jak nie ma się zasobów, ani rozumie tego tematu, więc lepiej nie zakładać.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, kenobi napisał(a):

Rozwiniesz ten wątek?

Historia pierwsza z brzegu:

 

Pracowałem w firmie w której średnia wieku była dosyć niska i było naprawdę sporo kobiet 20-30 lat. Historia dotyczy koleżanki, 26 lat, całkiem atrakcyjna brunetka. Zacząłem dopiero co pracę i widać było od razu, że krąży wokół mnie - wpadała “niechcący” w kuchni na mnie, podchodziła do biurka, sama inicjowała rozmowy. Generalnie flirt kręcił się w najlepsze, a ja nie będę ukrywał - podjąłem trochę tę grę. Umówiłem się z nią. Rozmowa się kręciła. Ale zaczęła w pewnym momencie narzekać na “byłego” chłopaka. Że był kontrolujący, nerwowy, słaby w łóżku - po prostu najgorszy. 

 

Nie wiedziałem w tym momencie, że “były” chłopak ma pełen dostęp do jej fb i kontroluje wszystkie jej konwersacje, więc widział, że ona ze mną pisze. Ona też sobie z tego zdawała sprawę. Dodajmy w tym miejscu, że jak się później dowiedziałem “były” chłopak mieszkał nadal ze swoją “byłą” dziewczyną. I oni jednego dnia byli ze sobą, a drugiego nie. I tak na zmianę. Akurat moja wspólna kawa z nią wypadła na dzień kiedy chyba nie byli ze sobą (przynajmniej wg niej). 

 

Na tej jednej kawie się skończyło, nic nie działałem dalej. Ale i tak jej chłopak wyskoczył do mnie z łapami pewnego pięknego dnia. Udało się to jednak załagodzić jakoś metodami dyplomatycznymi. 

 

Dziewczyna straciła zainteresowanie i przerzuciła się na kolejnych gości. Tzw. karuzela kutangów zaczęła się kręcić w najlepsze i to było po prostu widać. Śniady książę też się trafił u jej boku na jakiś czas. Podobno zerwała z “byłym” chłopakiem i nawet się od niego wyprowadziła na jakiś czas. Niekiedy jeszcze mnie sprawdzała jak reaguję na jej zaczepki. 

 

Ale uwaga uwaga - atencja panów czadów chyba się wyczerpała, dziewczyna więc uznała, że czas na powrót do bezpiecznej opcji: swojego “byłego” chłopaka - jedynej wielkiej, prawdziwej miłości. Wybłagał to u niej. 

 

Dziś są już dawno po ślubie. I od jednej z jej koleżanek dowiedziałem się, że narzeka na męża iż ten w ogóle jej nie podnieca. To mi dało do zrozumienia kogo i dlaczego kobiety wybierają niekiedy na mężów. 

 

Inne historie raczej dochodziły do mnie z drugiej ręki albo widziałem niejednoznacze sytuacje:

- zaręczona dziewczyna oddająca się koledze z zespołu na imprezie firmowej

- ta sama dziewczyna już po ślubie oddająca się koledze z zespołu

- w ogóle imprezy firmowe na których teoretycznie zajęte dziewczyny nie miały problemu np. z przelizaniem się z kolegą, niespecjalnie się z tym kryjąc to zupełna norma

 

I wiele wiele innych 

Godzinę temu, kenobi napisał(a):

Czasem zachowywałeś się jak mężczyzna, nie dałeś sobie w kaszę dmuchać.

Ciężko jest znaleźć właśnie tę równowagę pomiędzy twardszą postawą a tym kiedy być bardziej miękkim. To nie jest takie proste wbrew pozorom. 

 

Godzinę temu, kenobi napisał(a):

Bywałeś bezkompromisowy, działałeś na emocjach, szkodziłeś sobie, chciałeś naprawiać.

 

Chcesz, aby kobieta mieszkała w twoim mieszkaniu, a sam nie chcesz mieszkać w jej mieszkaniu.

Tak jest, tutaj emocje brały górę nad trzeźwym myśleniem. Niestety nie odwrócę już biegu zdarzeń. Najgorzej, że kiedy jesteśmy w tej sytuacji to nie widać aż tak wyraźnie popełnianych błędów. Z tą kobietą bardzo żałuję, że nie wyszło - nie wykorzystałem okazji, żeby właśnie trochę popracować nad sobą w tej relacji, tak żeby zejść z egoistycznych pozycji. Nie miała najłatwiejszego charakteru, ale ja swoim zachowaniem trochę ją też prowokowałem. Nie wiem o co chodzi, czy to jakieś wypalenie, które nie pozwala mi się zaangażować bardziej. Naprawdę musiałem ją stracić w 100% żeby docenić co mnie spotkało, i zrozumieć swoje błędne postępowanie. Bardzo to boli, bo mega duże przywiązanie do niej wytworzyłem. Trzeba było działać odważniej. Mnie blokowało jeszcze wiele rzeczy - fakt, że nie wiedziałem dokładnie jak wyglądały jej poprzednie związki i kilka innych rzeczy - starałem się sam przed sobą znaleźć wymówki żeby się nie angażować, i że to przecież i tak się nie uda. 

Edytowane przez Orkan1990
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

jak się człowiek nie zapuści to faktycznie kobiety są jak autobusy - jeden odjeżdża, a za chwilę na przystanek podjeżdża kolejny

Na medal! 

8 minut temu, El Indio napisał(a):

oficjalna przyczyna. 

😎

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):
3 godziny temu, kenobi napisał(a):

Rozwiniesz ten wątek?

Historia pierwsza z brzegu:

 

Pracowałem w firmie w której średnia wieku była dosyć niska i było naprawdę sporo kobiet 20-30 lat. Historia dotyczy koleżanki, 26 lat, całkiem atrakcyjna brunetka. Zacząłem dopiero co pracę i widać było od razu, że krąży wokół mnie - wpadała “niechcący” w kuchni na mnie, podchodziła do biurka, sama inicjowała rozmowy. Generalnie flirt kręcił się w najlepsze, a ja nie będę ukrywał - podjąłem trochę tę grę. Umówiłem się z nią. Rozmowa się kręciła. Ale zaczęła w pewnym momencie narzekać na “byłego” chłopaka. Że był kontrolujący, nerwowy, słaby w łóżku - po prostu najgorszy. 

 

Nie wiedziałem w tym momencie, że “były” chłopak ma pełen dostęp do jej fb i kontroluje wszystkie jej konwersacje, więc widział, że ona ze mną pisze. Ona też sobie z tego zdawała sprawę. Dodajmy w tym miejscu, że jak się później dowiedziałem “były” chłopak mieszkał nadal ze swoją “byłą” dziewczyną. I oni jednego dnia byli ze sobą, a drugiego nie. I tak na zmianę. Akurat moja wspólna kawa z nią wypadła na dzień kiedy chyba nie byli ze sobą (przynajmniej wg niej). 

 

Na tej jednej kawie się skończyło, nic nie działałem dalej. Ale i tak jej chłopak wyskoczył do mnie z łapami pewnego pięknego dnia. Udało się to jednak załagodzić jakoś metodami dyplomatycznymi. 

 

Bardzo dobrze, że załagodziłeś.

 

Gościowi się wydawało, że jest twardy, ale nie jestem pewien czy kobietom tacy goście imponują, bo pięści mogą nie wystarczyć. Przydałby się pistolet. Ten może nie wystarczyć. Więc może czołg, wiele czołgów, samoloty, bomba atomowa. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy.

 

Zatem chyba lepiej niż pięści używać mózgu.

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Dziewczyna straciła zainteresowanie i przerzuciła się na kolejnych gości. Tzw. karuzela kutangów zaczęła się kręcić w najlepsze i to było po prostu widać. Śniady książę też się trafił u jej boku na jakiś czas. Podobno zerwała z “byłym” chłopakiem i nawet się od niego wyprowadziła na jakiś czas. Niekiedy jeszcze mnie sprawdzała jak reaguję na jej zaczepki. 

 

:) :)

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Ale uwaga uwaga - atencja panów czadów chyba się wyczerpała, dziewczyna więc uznała, że czas na powrót do bezpiecznej opcji: swojego “byłego” chłopaka - jedynej wielkiej, prawdziwej miłości. Wybłagał to u niej. 

 

Dziś są już dawno po ślubie. I od jednej z jej koleżanek dowiedziałem się, że narzeka na męża iż ten w ogóle jej nie podnieca. To mi dało do zrozumienia kogo i dlaczego kobiety wybierają niekiedy na mężów. 

 

Ojej... nie podnieca? Przecież taki ostry bokser...

 

 

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

 

Inne historie raczej dochodziły do mnie z drugiej ręki albo widziałem niejednoznacze sytuacje:

- zaręczona dziewczyna oddająca się koledze z zespołu na imprezie firmowej

 

:) :) Tak to bywa.

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

- ta sama dziewczyna już po ślubie oddająca się koledze z zespołu

 

Temu samemu koledze, czy innemu?

Pewnie lubi seks... heheeh... No cóż.

 

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):
3 godziny temu, kenobi napisał(a):

Czasem zachowywałeś się jak mężczyzna, nie dałeś sobie w kaszę dmuchać.

Ciężko jest znaleźć właśnie tę równowagę pomiędzy twardszą postawą a tym kiedy być bardziej miękkim. To nie jest takie proste wbrew pozorom. 

 

Bo tu nie chodzi aby być twardym czy miękkim, tylko aby iść właściwą drogą.

 

Bieganie za kobietą, kwiaty, zauroczenie, szaleństwo — to są dobre rzeczy, jeśli za nią biegasz.

Bieganie za kobietą, kwiaty, zauroczenie, szaleństwo — to są złe rzeczy, jak coś od niej chcesz, np. przepraszasz.

 

To samo a takie różne.

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

 

3 godziny temu, kenobi napisał(a):

Bywałeś bezkompromisowy, działałeś na emocjach, szkodziłeś sobie, chciałeś naprawiać.

 

Chcesz, aby kobieta mieszkała w twoim mieszkaniu, a sam nie chcesz mieszkać w jej mieszkaniu.

Tak jest, tutaj emocje brały górę nad trzeźwym myśleniem. Niestety nie odwrócę już biegu zdarzeń. Najgorzej, że kiedy jesteśmy w tej sytuacji to nie widać aż tak wyraźnie popełnianych błędów.

 

Tak. Nie tylko nie widać popełnianych błędów, ale nawet gdyby ktoś przyszedł i Ci wskazał inną drogę, tę odpowiednią to byś go zbeształ.

 

Przypuszczalnie kobieta/y z którymi byłeś wskazywały tę drogę.

Rodzina to kompromis.

Wierność to kompromis.

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Z tą kobietą bardzo żałuję, że nie wyszło - nie wykorzystałem okazji, żeby właśnie trochę popracować nad sobą w tej relacji, tak żeby zejść z egoistycznych pozycji. Nie miała najłatwiejszego charakteru, ale ja swoim zachowaniem trochę ją też prowokowałem.

 

Mhm... masz rację. :)

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Nie wiem o co chodzi, czy to jakieś wypalenie, które nie pozwala mi się zaangażować bardziej.

 

Moim zdaniem obrona, aby nie być zdominowanym.

 

Mistrz mówił:       Są mężczyźni upadli, są mężczyźni, co muszą się bronić i są tacy co nie muszą się bronić.

 

Czyli

 

1. pantofel

2. nie pantofel

3. taki, którego pantoflarstwo nie dotyczy

 

Pewnie chciałeś wskoczyć na punkt 3 z punktu 2. Teoretycznie miałeś rację, bo nie oddałeś swojego hobby. Byłeś twardy i bezkompromisowy. Czyli chciałeś mieć za darmo coś za co płacisz swoją wolnośćią.

 

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Naprawdę musiałem ją stracić w 100% żeby docenić co mnie spotkało, i zrozumieć swoje błędne postępowanie. Bardzo to boli, bo mega duże przywiązanie do niej wytworzyłem.

 

Wiem. Smutna historia z życia.

 

 

 

 

2 godziny temu, Orkan1990 napisał(a):

Trzeba było działać odważniej. Mnie blokowało jeszcze wiele rzeczy - fakt, że nie wiedziałem dokładnie jak wyglądały jej poprzednie związki i kilka innych rzeczy - starałem się sam przed sobą znaleźć wymówki żeby się nie angażować, i że to przecież i tak się nie uda. 

 

Błędy incelskie:

 

1. ilu ona miała partnerów?

2. w ilu związkach była?

3. czy ma chłopaka?

 

Lepiej poznawać ją taką jaka ona jest. Najświętsza dziewczyna może nie nadawać się do życia.

 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, kenobi napisał(a):

Błędy incelskie:

 

1. ilu ona miała partnerów?

2. w ilu związkach była?

3. czy ma chłopaka?

 

Lepiej poznawać ją taką jaka ona jest. Najświętsza dziewczyna może nie nadawać się do życia.

Niestety, muszę spojrzeć prawdzie w oczy i wyeliminować takie tchórzliwe podejście do tematu w przyszłości. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za ten bardzo wartościowy post!
 

 

16 godzin temu, Orkan1990 napisał(a):

Pewnie to głupie, ale mam teraz poczucie, że ciąży nade mną jakaś lekka klątwa. I, że zredpillowanie sprawiło, że teraz nigdy nie będę mógł się w 100% zaangażować w relację z jakąś kobietą. Zawsze teraz dostrzegam czerwone flagi - prawdziwe albo lekko wydumane, i to może mnie zblokować przed zaangażowaniem. Mam też wrażenie, że kiedy sytuacja z kobietą osiąga punkt wrzenia, wracam do dawnych schematów zachowania, całą wiedzę redpillową chowając gdzieś głęboko. Zawsze wychodzi na to, że to ja jej bardziej potrzebuję niż ona mnie. Mam też problem ze zdefiniowaniem celu relacji - zazwyczaj docierają one do jakiegoś martwego punktu w którym nie wiadomo co dalej, a ja rozważam czy to ma sens czy nie, a kobieta w tym czasie znika z radaru. 

 

Pozytywny wniosek jest taki, że jakoś podświadomie unikałem ślubu i dzieci jak do tej pory, czyli nie wsadziłem się na potencjalną minę. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym założyć rodzinę. 

 

 


Słusznie zauważyłeś, że wiedza redpill utrudnia zaangażowanie w relacje. Zwróć jednak uwagę jakie to byłyby relacje i do czego by to prowadziło. Wiedza pozwala dostrzegać i omijać potencjalne miny, nie dać się wmanewrować w bagno. Doceń to, co jest. Żyjesz swoim życiem, masz nad nim kontrolę, pasje, robisz to co chcesz. Miałeś do czynienia z toksycznymi kobietami, które manipulowały Tobą abyś im to wszystko oddał. Co byś otrzymał w zamian, popatrz po znajomych bluepillowcach jacy są szcześliwi w związkach ze swoimi myszkami.

 

 

Morpheus powiedział do Neo:

 

This your last chance. After this there is no turning back. You take the blue pill, the story ends. You wake up in your bed and believe whatever you want to. You take the red pill, you stay in Wonderland, and I show you how deep the rabbit hole goes. Remember, all I'm offering is the truth. Nothing more.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 hours ago, Orkan1990 said:

Historia pierwsza z brzegu:

 

Pracowałem w firmie w której średnia wieku była dosyć niska i było naprawdę sporo kobiet 20-30 lat. Historia dotyczy koleżanki, 26 lat, całkiem atrakcyjna brunetka. Zacząłem dopiero co pracę i widać było od razu, że krąży wokół mnie - wpadała “niechcący” w kuchni na mnie, podchodziła do biurka, sama inicjowała rozmowy. Generalnie flirt kręcił się w najlepsze, a ja nie będę ukrywał - podjąłem trochę tę grę. Umówiłem się z nią. Rozmowa się kręciła. Ale zaczęła w pewnym momencie narzekać na “byłego” chłopaka. Że był kontrolujący, nerwowy, słaby w łóżku - po prostu najgorszy. 

 

Nie wiedziałem w tym momencie, że “były” chłopak ma pełen dostęp do jej fb i kontroluje wszystkie jej konwersacje, więc widział, że ona ze mną pisze. Ona też sobie z tego zdawała sprawę. Dodajmy w tym miejscu, że jak się później dowiedziałem “były” chłopak mieszkał nadal ze swoją “byłą” dziewczyną. I oni jednego dnia byli ze sobą, a drugiego nie. I tak na zmianę. Akurat moja wspólna kawa z nią wypadła na dzień kiedy chyba nie byli ze sobą (przynajmniej wg niej). 

 

Na tej jednej kawie się skończyło, nic nie działałem dalej. Ale i tak jej chłopak wyskoczył do mnie z łapami pewnego pięknego dnia. Udało się to jednak załagodzić jakoś metodami dyplomatycznymi. 

 

Dziewczyna straciła zainteresowanie i przerzuciła się na kolejnych gości. Tzw. karuzela kutangów zaczęła się kręcić w najlepsze i to było po prostu widać. Śniady książę też się trafił u jej boku na jakiś czas. Podobno zerwała z “byłym” chłopakiem i nawet się od niego wyprowadziła na jakiś czas. Niekiedy jeszcze mnie sprawdzała jak reaguję na jej zaczepki. 

 

Ale uwaga uwaga - atencja panów czadów chyba się wyczerpała, dziewczyna więc uznała, że czas na powrót do bezpiecznej opcji: swojego “byłego” chłopaka - jedynej wielkiej, prawdziwej miłości. Wybłagał to u niej. 

 

Dziś są już dawno po ślubie. I od jednej z jej koleżanek dowiedziałem się, że narzeka na męża iż ten w ogóle jej nie podnieca. To mi dało do zrozumienia kogo i dlaczego kobiety wybierają niekiedy na mężów. 

 

Inne historie raczej dochodziły do mnie z drugiej ręki albo widziałem niejednoznacze sytuacje:

- zaręczona dziewczyna oddająca się koledze z zespołu na imprezie firmowej

- ta sama dziewczyna już po ślubie oddająca się koledze z zespołu

- w ogóle imprezy firmowe na których teoretycznie zajęte dziewczyny nie miały problemu np. z przelizaniem się z kolegą, niespecjalnie się z tym kryjąc to zupełna norma

 

I wiele wiele innych 

Ciężko jest znaleźć właśnie tę równowagę pomiędzy twardszą postawą a tym kiedy być bardziej miękkim. To nie jest takie proste wbrew pozorom. 

 

Tak jest, tutaj emocje brały górę nad trzeźwym myśleniem. Niestety nie odwrócę już biegu zdarzeń. Najgorzej, że kiedy jesteśmy w tej sytuacji to nie widać aż tak wyraźnie popełnianych błędów. Z tą kobietą bardzo żałuję, że nie wyszło - nie wykorzystałem okazji, żeby właśnie trochę popracować nad sobą w tej relacji, tak żeby zejść z egoistycznych pozycji. Nie miała najłatwiejszego charakteru, ale ja swoim zachowaniem trochę ją też prowokowałem. Nie wiem o co chodzi, czy to jakieś wypalenie, które nie pozwala mi się zaangażować bardziej. Naprawdę musiałem ją stracić w 100% żeby docenić co mnie spotkało, i zrozumieć swoje błędne postępowanie. Bardzo to boli, bo mega duże przywiązanie do niej wytworzyłem. Trzeba było działać odważniej. Mnie blokowało jeszcze wiele rzeczy - fakt, że nie wiedziałem dokładnie jak wyglądały jej poprzednie związki i kilka innych rzeczy - starałem się sam przed sobą znaleźć wymówki żeby się nie angażować, i że to przecież i tak się nie uda. 

 

Interesuje mnie szczególnie jedna kwestia. Jaka to branża jeśli chodzi o wspomniane korpo i jakie widełki wynagrodzenia miały opisywane przypadki? 

Jestem człowiekiem z korpo i widzę mocny dysonans w poziomie jaki reprezentują ludzie w zależności od branży i pełnionej funkcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Anabol napisał(a):

Interesuje mnie szczególnie jedna kwestia. Jaka to branża jeśli chodzi o wspomniane korpo i jakie widełki wynagrodzenia miały opisywane przypadki? 

Nie chcę zdradzać szczegółów, ale chodzi o szeroko pojmowane finanse. Widełki w omawianym okresie (okolice 2017-2019) to było 3000 - 6000 na rękę, na stanowisku nie-menadżerskim.

Edytowane przez Orkan1990
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.09.2023 o 15:18, Orkan1990 napisał(a):

korpo kobiety są trudne - władcze, pewne siebie, mają tendencję do zarządzania mężczyznami

Jasne. Poczekaj tylko tylko jak pozna Przemka. Ex żołnierz. Teraz majster budowlany. 1,90. Hektar zarostu. Jak nie wszedłeś na Świnice w zimę. W nocy. Z 20 kg ziemniaków w plecaku. Na czworaka. Z zamkniętymi oczami. To jego zdaniem nie możesz powiedzieć że byłeś w Tatrach. Albo Andrzeja. Szefa z pracy. Starszy. Żonaty. Dzieciaty. Znaki szczególne. Wydymał wspólnika z firmy. Mandaty za jazdę służbowym Audi rozlicza w kosztach firmy.

 

Zobaczysz taki festiwal spermienia i poniżania się siebie że nie jedną szmatę podłogową mogłaby zadziwić.

  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu tego posta jestem szczerze zdumiony - bo wciąż widzę, że przyjęcie czerwonej piguły nie leczy ludzi ze związkowej melancholii, tęsknoty do cipuni etc. Mając taką widzę, a przede wszystkim - doświadczenie związkowe, powinienieś być wdzięczny, że w końcu jesteś wolnym człowiekiem. Manipulacje, rozstroje emocjonalne, brak czasu dla siebie... - przecież jedna z twoich byłych wyraźnie powiedziała, że powinieneś traktować ją priorytetowo. Czy nie szkoda życia? Po co trwonić czas i siły na coś tak miałkiego i źle rokującego?

 

Ten świat i tak diabli wezmą. Jeżeli kobiety chcą się do szczętu zeszmacić, to nie wchodźmy im w drogę. Nie pchajcie się w interes, w którym na starcie jesteście przegrani. Współczesna kobieta to istota autodestrukcyjna, ale jeżeli będziecie w pobliżu, to i wy oberwiecie.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, zychu napisał(a):

Jeżeli kobiety chcą się do szczętu zeszmacić, to nie wchodźmy im w drogę

Racja, ale pod jednym warunkiem, że niech to jedna z drugą robi za swoje pieniądze, a nie z moich podatków utrzymywać jakieś tam badania mammograficzne , pięćset plus etc...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.10.2023 o 10:38, zychu napisał(a):

Po przeczytaniu tego posta jestem szczerze zdumiony - bo wciąż widzę, że przyjęcie czerwonej piguły nie leczy ludzi ze związkowej melancholii, tęsknoty do cipuni etc.

Niestety, pozbycie sie tego nawyku to coś co nie wszystkim przychodzi łatwo, nawet już po przełknięciu pigułki wiedzy. W moim wypadku jak komputer pokładowy zaprogramuje się na cel "utrzymaj kobietę za wszelką cenę, nie dopuść do niej innych samców, nie zważając na wszystko inne" to niestety ale dochodzi do błazenady, i to raz na zawsze muszę wyeliminować bo już jestem na to za stary. I problem polega na tym, że ten program włącza się zazwyczaj jak jest już za późno, a wcześniej działam w trybie "nie ta to inna". Eh... 

 

 

W dniu 3.10.2023 o 10:38, zychu napisał(a):

Manipulacje, rozstroje emocjonalne, brak czasu dla siebie... - przecież jedna z twoich byłych wyraźnie powiedziała, że powinieneś traktować ją priorytetowo. Czy nie szkoda życia? Po co trwonić czas i siły na coś tak miałkiego i źle rokującego?

W moim wypadku było tak, że myślałem (choć to jest dość dużo powiedziane), że jakoś ominę system. Zignoruję te jej narzekania, będę działał dalej na swoich zasadach. Nie wszytko w tej relacji było złe. Miała swoje jasne strony, a one potrafią zaburzyć obraz całej sytuacji - tak jakbym stał w ciemnym tunelu pełnym wilków, i ktoś świecił mi latarką prosto w oczy. Muszę się też poważnie zastanowić, czy fakt, że trafiam na niestabilne emocjonalnie kobiety nie jest kwestią tego, że przyciągam je na podświadomym poziomie, powtarzając schemat. 

 

 

W dniu 3.10.2023 o 10:38, zychu napisał(a):

Nie pchajcie się w interes, w którym na starcie jesteście przegrani. Współczesna kobieta to istota autodestrukcyjna, ale jeżeli będziecie w pobliżu, to i wy oberwiecie.

Niestety, faktycznie tak jest. Ja osobiście robię sobie teraz przerwę od tej całej zabawy. A potem to chyba co najwyżej wykorzystywanie 3-miesięcznego okresu demo i obserwacja, czy trafi się jakiś "unicorn" nieco lepiej rokujący i lepiej dopasowany od reszty. Ale prawdę mówiąc nie mam na to zbyt dużej nadziei. Więc pozostanie robienie kasy i pójście w pasje na 150% co w sumie jest chyba lepszą perspektywą niż chocholi taniec wokół współczesnej kobiety. 

Edytowane przez Orkan1990
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Orkan1990 napisał(a):
W dniu 3.10.2023 o 10:38, zychu napisał(a):

Po przeczytaniu tego posta jestem szczerze zdumiony - bo wciąż widzę, że przyjęcie czerwonej piguły nie leczy ludzi ze związkowej melancholii, tęsknoty do cipuni etc.

Niestety, pozbycie sie tego nawyku to coś co nie wszystkim przychodzi łatwo, nawet już po przełknięciu pigułki wiedzy. W moim wypadku jak komputer pokładowy zaprogramuje się na cel "utrzymaj kobietę za wszelką cenę, nie dopuść do niej innych samców, nie zważając na wszystko inne" to niestety ale dochodzi do błazenady, i to raz na zawsze muszę wyeliminować bo już jestem na to za stary.  

 

 

Związki są ważne.

 

 

 

Artysta ujął to tak (Perfekt, Autobiografia):

 

Mieć u stóp cały świat
Wszystkiego w brud
Alpagi łyk
I dyskusje po świt
Niecierpliwy w nas ciskał się duch
Ktoś dostał w nos
To popłakał się ktoś
Coś działo się
...
Znów jak pies, byłem sam
Stu różnych ról
Czym ugasić mój ból
Nauczyło mnie życie jak nikt
W wyrku na wznak
Przechlapałem swój czas

Najlepszy czas

...
Otwieram drzwi
I nie mówię już nic
Do czterech ścian

 

 

Red pill jest dobry, aby zrozumieć relacje damsko-męskie.

Ale nikt nie chce żyć sam.

 

 

 

 

Edytowane przez kenobi
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.