Skocz do zawartości

Sugar Johnson

Użytkownik
  • Postów

    176
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Sugar Johnson

  1. Delikatny offtop - z tego co piszesz wynika, że Twoje partnerki były o te kilka lat młodsze. Myślisz, że dziewczyny w wieku 20 i mniej lat to najlepsza opcja dla gościa przed 25 rokiem życia? Ja jako 23 latek celuję w przedział 20-22, ale zastanawiam się czasami czy nie rozejrzeć się wśród młodszych. Jedyne czego się obawiam to większego współczynnika spie***lenia
  2. Może być jeszcze inaczej. Np masz koleżankę która chce cię puknąć i ty ją w sumie też; koniec końców robicie to i dochodzicie do wniosku że to nie to. Zostajecie przyjaciółmi, tak zupełnie zdrowo. Mi się zdarzyło. Pytanie czy to jakaś anomalia?
  3. Dlatego moim zdaniem za aplikacje randkowe nie powinien się brać nikt kto nie ma wyrobionego chociażby minimalnego poczucia własnej wartości. To bardzo łatwa droga do pogłębienia kompleksów, często zupełnie nieuzasadnionych. Może zadziałać tylko jako zabawa, coś na co masz w zasadzie wyjebane, poboczny umilacz życia.
  4. Często jest tak, że lepszym szprychom się nawet nie wyświetlasz (i to nawet z niezłym profilem), konkurencja jest ogromna. W ogóle ten algorytm to jest jakaś tajemnica dla mnie. Raz totalna posucha i brak fajnych propozycji ani matchy, a innego dnia mam matche z paniami w przedziale 7-9/10. Te drugie zaczęły wpadać po restarcie konta, czyli paradoksalnie wtedy, kiedy algorytm powinien mnie potraktować gorzej. Nie ogarniam.
  5. Czas, czas i jeszcze raz czas. Też byłem z zaburzoną dziewczyną i jakiś rok zajęło mi dochodzenie do siebie po wszystkim. Niestety czasu nie da się oszukać. Wmawiałem sobie na 2-3 miesiące po, że już mi przeszło i jestem czysty psychicznie. Ta, jasne... po 3 miesiącach wróciłem do niej jak debil, na chwilę ale jednak. Dalej byłem zaślepiony. Także trzeba umieć odpuścić sobie na chwilę i po prostu odetchnąć. Zawsze można też walnąć klina uderzając od razu do innych panien, ale to chyba też nie zadziała w każdym przypadku.
  6. Wiosną ogólnie świat do życia budzi się. Z kobietami jest podobnie, tylko szkoda że poza tinderem to na ten moment nie ma za bardzo gdzie ich poznawać. Chętnie potestowałbym jakieś nowe metody w terenie, np. dawanie swoich wizytówek. Ktoś kiedyś (daawno temu) opisywał tu tą metodę i zainteresowało mnie to, choć jeszcze nie próbowałem.
  7. Zarejestrowałem się w końcu na tinderze po długiej przerwie. Kilka obserwacji: - niestety w dalszym ciągu po 3-4 dniach bycia w miarę na fali nasz profil przestaje się pokazywać dziewczynom. Na szczęście zdołałem przez ten czas umówić sobie 3-4 spotkania :D - dotychczasowe sposoby na tinderowe algorytmy zdają się nie działać - co mnie ciekawi najbardziej - nie ma w ogóle matchy zwrotnych (tzn. jakiś czas po moim przesunięciu w prawo), ZERO. Match jest tylko wtedy kiedy ja przesunę w prawo a panna zrobiła to już wcześniej. Wie ktoś o co chodzi, czemu tak jest?
  8. Tak jak bracia wyżej piszą. Od siebie dodam, że miałem historię z (prawdopodobnie) podobnym backgroundem. Koleżanka 9/10 (oceniam obiektywnie; nie mój typ urody więc nie działałem za bardzo, just friends) miała jakieś dramaty ze swoim chłopakiem i przypuściła frontalny atak na moją skromną osobę. Spotkanie u niej bo "muszę się wygadać i nie chcę siedzieć sama", no i najlepiej z winkiem bo "muszę się zrelaksować". Nie minęły 2 godziny a już zaczęła się do mnie kleić. Zachowałem zimną krew i nie ulegałem pokusie co wprawiło ją w mały szok (panna przyzwyczajona do sporych dawek atencji a tu niespodzianka) i zaczęła być nachalna ale to tak w opór. No dosłownie musiałem ją z siebie zrzucać, nie polecam. Mógłbym na tym zakończyć, no ale niestety nie byłem taki mocny. Jakiś czas później spotkaliśmy się ponownie i doszło do pewnego epizodu, ale na szczęście skończyło się na jednym razie i podziękowałem. Co ciekawe kolegujemy się do dziś.
  9. Same here, no i to jest absolutnie niezależne ode mnie. Mam wręcz czasami wyrzuty sumienia, że potencjalnie ciekawy człowiek może stracić w moich oczach przez coś takiego.
  10. To prawda. W przeszłości bywając na Tinderze opisu nie dodawałem w ogóle (no dobra, może tylko napisałem wzrost, żeby zniechęcić niższe panie bo wolę wysokie xd) i nie wpływało to za bardzo na wyniki, te były zupełnie przyzwoite. Natomiast znam wiele przypadków gdy gościu napisał mini-esej, nawet ciekawy w sumie i lipa mimo wszystko.
  11. Sugar Johnson

    Energia, aura

    Czym konkretnie? Jeśli to nie tajemnica oczywiście.
  12. No właśnie podejrzewałem że może dokładnie tak być ale zamiast działać to zajmowałem się innymi sprawami i od ponad pół roku na randce nie byłem. Cóż, czas wrócić do gry
  13. Powoli przebija się wiosna, więc spacer to najlepsza opcja na początek. Spacer + ciepły napój na wynos. Chyba że to już któreś z kolei spotkanie? Jeśli nie auto i nie kwadrat to możesz zawsze zainteresować się podziemiem (otwarte bary, knajpy), chyba że się cykasz to wtedy może kina? Kilka jest jeszcze otwartych podobno.
  14. Sugar Johnson

    Kobietki

    O to to. Podłączam się do życzeń
  15. Oj tam od razu hejt. @Wolverine1993 baw się sytuacją i wyciągnij z niej co najlepsze (z sytuacji w sensie, chociaż z kobiety może też?) mając wszystkie przestrogi gdzieś tam z tyłu głowy
  16. Gdyby ktoś zadał pytanie "Dlaczego kobiety wolą głosować na lewicę?" to byłaby to pewnie jedyna słuszna odpowiedź. Natomiast czy należy winić za to same kobiety? Moim zdaniem nie, to raczej po prostu przedłużenie tendencji o pochodzeniu czysto biologicznym. Przeraża natomiast skala wykorzystywania tego przez władze - tak naprawdę przez obie strony, jedni nie lepsi od drugich.
  17. Nieśmiałość sama w sobie to nic złego, trzeba po prostu nad nią panować (i najlepiej w dalszej kolejności przezwyciężyć). Nie może być tak, że przez to unika się kobiet i ich towarzystwa. Przez lata miałem z nią spory problem i czasami jeszcze to widać, ale myślę że najważniejszą część walki mam już za sobą. Jest jeden niezawodny magiczny sposób - wychodzić z własnej strefy komfortu. Strefy wymówek i wiecznego narzekania. Been there, done that. Chwilę mi to zajęło ale uświadomiłem sobie, że dziewczyny naprawdę nie gryzą. No, najwyżej czasami złamią ci serce Daleko mi jeszcze do takiej śmiałości i pewności siebie jaką chciałbym mieć ale pracuję nad tym i nie poddam się. SJ
  18. Dokładnie taki jest plan. Teoria teorią, praktyka praktyką; tą wiedzę trzeba sprawdzić w terenie możliwie jak najszybciej. Jestem nastawiony na zdobywanie doświadczeń. W przeszłości niestety też zdarzało mi się uzależniać swoje szczęście od kobiety (i bycia z nią). Żałuję tego. O książce chyba gdzieś słyszałem, nie czytałem natomiast. Sam tytuł już mi się podoba, obczaję wkrótce. Podziwiam. Keep it up!
  19. Wielkich problemów nie ma, są tylko te o których napisałem ale mam świadomość ich istnienia nie od dziś i staram się je stopniowo likwidować. Bardziej chciałem się podzielić swoją historią jako że niedawno dołączyłem do grona forumowiczów. To w sumie całkiem podobnie, chociaż u mnie nawet przed tym 13 rokiem życia ojciec odgrywał niewielką rolę. Miałeś kiedyś podobne problemy do tych które wymieniłem? Tzn np. nieumiejętność dostosowania się do otoczenia, mocną nieśmiałość albo zaniżoną samoocenę? Super, im szybciej każdy to sobie uświadomi tym lepiej dla niego. Dzięki za komentarz.
  20. Punkt startu bardziej. Wnioski do których doszedłem dały mi pewną siłę żeby pchnąć to życie dalej. W ciągu ostatniego roku przepracowałem serio sporo, przynajmniej jak na mnie. Głównie mentalnie. Na chwilę obecną zafiksowałem się na punkcie fizyczności, coraz ciężej trenuję i planuje zapisać się na sztuki walki. Podoba mi się oddziaływanie aktywności fizycznej na samopoczucie. Nie wiedzieć czemu, wcześniej podchodzenie do tego tematu to była ciągła prokrastynacja. No dobra wiem czemu. Jestem j***nym leniem. W planach mam skończenie studiów (bardzo je lubię), znalezienie bardziej perspektywicznej roboty no i jakąś realizację planów artystycznych - chociaż to poczeka chyba dłużej, ostatnio mam jakieś ubytki kreatywności. I tak właśnie jest, primo rozwój. Co do kobiet to zrewidowałem nieco swoje podejście, aczkolwiek wciąż uważam, że monk mode w moim przypadku zda egzamin tylko na jakiś czas, rok max. Chciałbym poznać jakieś nowe kobiety ale raczej bez nastawiania się na LTR. Zobaczymy. Po prostu lubię ich towarzystwo i nie chcę z niego rezygnować. Racja. Gdzie spać mam, dużo miejsca mam. Jestem zadowolony. Co do shit testów - zdaje się, że odbijam je cały czas. Teraz mniej niż dawniej. Moja matka jest bardzo spoko, trzeba tylko wiedzieć jak z nią gadać.
  21. Mój proces jest na bardzo wczesnym etapie ale dorzucę coś od siebie. Mi najwięcej dało odstawienie (całkowite lub częściowe) social mediów. To akurat praktykuję od dawna i naprawdę robi się lżej na głowie, odzyskujesz pewną kontrolę nad całym tym dopaminowym burdelem. Fb tylko do spraw pilnych, usunięcie messengerów, instagramów (tam raz na tydzień-dwa wejdę z kompa) i innych twitterów z telefonu w trybie now. Oczywiście czasami ze względu na szkołę czy pracę jest trudno, ale warto spróbować na tyle na ile masz możliwość. Mi było o tyle łatwiej, że zawsze podejrzanie patrzyłem na wszystkie te wynalazki przenoszące życie coraz bardziej i bardziej w wymiar cyfrowy. Tak jak pisano wyżej - ćwiczenia. Ja dopiero zaczynam (3 tydzień domowych treningów z wykorzystaniem hantli i ciężaru własnego ciała) a już odczuwam znaczącą różnicę. Jakby jakiś ciężar ze mnie schodził. Zbierałem się do tego wiele miesięcy ale ostatnio w końcu poczułem mocna motywację. Może to przez przesilenie wiosenne? Wkrótce planuję tez zapisać się na sztuki walki. Mam w sobie trochę naturalnej agresji dla której muszę znaleźć rozsądne ujście. Padło na boks. Książki. O tym, co Cię interesuje najbardziej. Jak najwięcej. Oczywiście tylko jeśli lubisz. U mnie działa bo zawsze byłem molem. Książka + kawka = idealne popołudnie. Duchowo w sumie dalej szukam dalej swojej ścieżki, z zainteresowaniem czytam o Waszych metodach, niewykluczone, że z czegoś skorzystam. SJ
  22. Po dłuższej przerwie od Tindera mam zamiar wrócić i się trochę rozejrzeć. Jak wygląda sytuacja ze spotkaniami teraz? Umawiacie się normalnie na randki czy dziewczyny boją się potężnego wirusa? Ciekawi mnie jaka jest tendencja w czasach terroru medialnego. Imo może to iść w dwie strony - albo się faktycznie boją albo (jak większość z nas) mają dość i chcą kogoś poznać i spędzić (w miarę możliwości) miło czas. SJ
  23. Będzie to kolejna z wielu historii o tym, jak ogromny wpływ na nasze dorosłe życie ma dzieciństwo i nieobecność któregoś z rodziców. Niby zawsze byłem świadomy tych procesów, ale dopiero jakiś czas temu poukładałem puzzle w bardziej sensowną całość. Fakty: 1. W moim życiu w zasadzie nigdy nie było ojca – rodzice rozwiedli się jak miałem kilka miesięcy, prawdopodobnie mój stary zdradzał matkę od dłuższego czasu. Byłem ich jedynym dzieckiem, po rozwodzie mama postanowiła skupić się na wychowywaniu mnie i (nieco mniej) na karierze zawodowej, olewając równo sprawy damsko-męskie. Całkowicie z wyboru, gdyż była jeszcze przed <ścianą>, mogłaby spokojnie ogarnąć życie na nowo. 2. Tak więc chcąc nie chcąc stałem się typowym maminsynkiem, a na poziomie materialnym nigdy niczego mi nie brakowało, nawet w trudniejszych okresach (czasami się nie przelewało, delikatnie mówiąc). Do pewnego momentu ojciec spotykał się ze mną raz w tygodniu, lecz traktował to bardzo zadaniowo. Kino/basen/park rozrywki, mcdonald/pizza i elo. Jako małemu gówniakowi pasowało mi bardzo to bo była jakaś tam rozrywka no i kupował mi czasem zabawki. Jak trochę dorosłem i przewartościowały mi się trochę potrzeby to kontakty stały się coraz bardziej epizodyczne, nie byliśmy w stanie się dogadać. Często wyglądało to tak że zostawiał mnie pod opieką kogoś innego a sam zajmował się czymś innym – mniejsza o to czym, po prostu nie poświęcał mi uwagi która była potrzebna z uwagi na wkroczenie w wiek nastoletni. Ostatni raz widziałem ojca w wieku 13 lat. 3. Najbliższymi mi osobami byli: mama, babcia i dziadek – to właśnie od niego odebrałem jakąś namiastkę męskiego, mocno staroświeckiego wychowania, aczkolwiek za wiele to nie dało. Dziadek niestety trochę pasował do popularnego archetypu providera. Ciężko pracujący człowiek z wartościami, całkowicie oddany swojej żonie. Problem w tym, że babcia jest osobą zupełnie toksyczną, wykończyła go nerwowo przez te wszystkie lata. Z dziadkami od strony ojca kontaktu nie utrzymuję – nie znoszę ich. Wiem tylko tyle, że tam z kolei babcia zdradzała dziadka, on ją też przez jakiś czas ale potem pogodził się z byciem rogaczem i providerem. Generalnie rodzina bez jakiejś ostrej patologii, ale jak się człowiek zastanowi głębiej to nie było przesadnie kolorowo. 4. W tamtym czasie byłem jedynym dzieckiem w kręgu najbliższej rodziny, nie miałem rodzeństwa ani kuzynostwa do zabawy – byłem więc trochę taką maskotką rodziny, otaczali mnie praktycznie sami dorośli. Byłem dzieckiem uznawanym za tyleż zdolne, co dziwne. Nie kumałem rówieśników przez bardzo długi czas, ale o tym za chwilę. Po faktach (starałem się streszczać jak mogłem) czas na konsekwencje – z czym musiałem/muszę się zmagać? Wnioski te są owocami przemyśleń z ostatniego roku (lub nieco dalej). Kropki łączyłem już wcześniej, lecz dopiero niedawno zrozumiałem jakby więcej. Przechodząc do rzeczy: 1. Zaburzenia samooceny/problemy z samooceną – część z Was na pewno wie jakie potrafią być nadopiekuńcze matki. Od małego było mi wpajane jaki to nie jestem zajebisty, czy to z wyglądu czy z charakteru. Nigdy tego do końca nie kupowałem, coś mi nie pasowało. Mocno zweryfikowały to wczesne doświadczenia z rówieśnikami, o czym napiszę w punkcie poniżej. Co do samooceny – do dziś są tu wahania. Czasami czuję, że mógłbym góry przenosić, a czasami pogrążam się w beznadziei. Czasami też coś pomiędzy. Moja samoocena ma tendencję wzrostową, jednak wciąż bywa niska. Jak na faceta mam też bardzo zmienne nastroje. 2. Nieśmiałość i (dawniej) brak umiejętności dostosowania się do rówieśników – wspominałem o braku innych dzieciaków w rodzinie i wychowywaniu się z dorosłymi – mogło to być pośrednią przyczyną braku porozumienia z rówieśnikami. Nie kumałem ich i uchodziłem za dziwaka. W szkole podstawowej bywałem obiektem drwin. Niestety nie potrafiłem się bronić, nikt mnie tego nie nauczył. Od gimnazjum miałem spokój, pewnie dlatego że podrosłem. Mniej więcej do połowy/końca liceum miałem poważne problemy z nieśmiałością – odczuwałem silną blokadę w kontaktach z otoczeniem, nie potrafiłem się za bardzo przełamać. Były to męki ponieważ nie jestem typowym introwertykiem, czułem się jak uwięziony w klatce. Mimo to miałem zawsze te 3-4 osoby, które wzbudzały zaufanie na tyle że otwierałem się przed nimi. Czasami byli to outsiderzy i inni dziwacy a czasami nawet ci bardziej otwarci i lubiani. Pod koniec liceum i na studiach sytuacja zaczęła się szybko zmieniać. W dobrą stronę. 3. Kontakty i relacje z kobietami – noo, temat rzeka. Spróbuję jakoś podzielić spacjami żeby nie było ciągłej ściany tekstu i wygodniej się czytało. Przez długi czas kompletnie nie uważałem się za osobę atrakcyjną. W dzieciństwie i wczesnej młodości miałem problemy z nadwagą. Nie wyglądałem może jak ludzik Michelin ale problem był (przynajmniej dla mnie) spory, nabawiłem się wielu kompleksów które miały kluczowy wpływ na moją późniejszą wybrakowaną samoocenę. Dopiero w liceum coś się ruszyło, wyrosłem, schudłem (nadwaga została ale lekka) i zorientowałem się że mogę się podobać dziewczynom. Sam interesowałem się nimi wcześniej, lecz nieśmiałość i kompleksy na punkcie wyglądu rujnowały wszystko jak leci. Zaliczyłem kilka białorycerskich prób, lecz o wszystkich chciałbym zapomnieć i czuję wstyd na samą myśl. Kompletnie nie umiałem w kobiety i nie miałem się na kim wzorować. Przed pierwszym związkiem zostałem odrzucony około 4-5 razy (wliczam tylko te kiedy cokolwiek tam próbowałem działać). W liceum zaangażowałem się w pierwszą relację – byłem zachwycony że ktoś zwrócił na mnie uwagę i że wgl mogę się komuś podobać i ktoś bardzo chcę ze mną być (inicjatywa wyszła od niej). Dziś, znając jako tako teorię smv dałbym jej 5/10. Niezbyt urodziwa, zupełnie przeciętna, no ale i tak wtedy byłem zachwycony. Na początku było super, pierwszy związek pierwsze randki, pierwsze seksy etc. Szybko jednak zorientowałem się, że dziewczyna mnie nie jara zupełnie a na dodatek ma tendencje do bycia toksyczną i próbuje zmieniać mnie na swoją modłę. Zakończyłem to dopiero po roku tylko dlatego że byłem pizdą, to powinno się skończyć po 2 miesiącach. Nie trzymałem ramy kompletnie, dałem wjechać sobie na głowę. Zostałem zdominowany. Relacje tą zakończyłem po części też ze względu na oznaki zainteresowania ze strony z innych dziewczyn i głosy typu „chyba to ona jego poderwała”, „powinieneś być z kimś na swoim poziomie atrakcyjności”. Z początku przelatywało mi to koło ucha ale po pewnym czasie kapnąłem się że coś może być na rzeczy. Nie mam pewności co do swojego smv (dawne kompleksy jeszcze trochę we mnie żyją) ale chyba nie jest źle, jestem bardzo (może nawet trochę za bardzo) wysoki i mordę mam raczej przystępną. Problemem jest sylwetka w stylu skinny fat (chociaż szerokie bary trochę rekompensują). Pozostałość po latach bycia kluchą. Przy dobrym ubiorze niewidoczna. Ostatnio ćwiczę – problem powoli, stopniowo zanika. Koniec wspomnianej wyżej relacji stanowił punkt zwrotny – uświadomiłem sobie, że nie jestem taki zły. Problem w tym, że dalej tkwiłem po uszy w białorycerskich, kukoldzkich klimatach. Często nie miałem jaj by pchnąć relację dalej, mimo wyraźnych oznak zainteresowania ze strony kobiet. Seryjnie marnowałem okazje. Coś tam próbowałem z tym robić ale strasznie się motałem z tym, byłem niepewny. Zdarzało się że kobiety (atrakcyjne najczęściej) same wychodziły mi naprzeciw i to ja byłem podrywany – to wcale nie taki fajne, przecież jako facet to ja wolałbym być zdobywcą. Od tamtej pory szło zdecydowanie lepiej, nauczyłem się jako tako korzystać ze swojego powodzenia, a nawet nabrałem jakiejś tam ogłady. Zacząłem też wybrzydzać – od zawsze mam dość nietypowy gust. Mam wrażenie, że seryjnie przyciągam do siebie mniej lub bardziej zaburzone dziewczyny. Mnie też do takich ciągnie – lubię odczuwać silne emocje, często mnie to zastanawia czemu tak jest. Póki co nie znam bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie. Swoje robią pewnie środowiska w jakich się obracam, około-artystyczne. To właśnie związek z jedną z takich panien przetrawił mnie kompletnie. Roczny on and off, chyba najbardziej burzliwa relacja w moim życiu. Po rozstaniu zacząłem zgłębiać tematy i trafiłem w końcu na to forum, z czego się cieszę. Zrozumiałem większość popełnionych przez siebie błędów i zweryfikowałem kilka ideałów. Chwilę mi zajęło, ale to dopiero początek, bo przede mną ogrom pracy. Od końca tamtego związku minęło ok 1,5 roku, w międzyczasie coś tam się działo i zdobywałem kolejne doświadczenia, ale nie zdecydowałem się wejść w LTR. Od roku – z przerwą na wakacyjny odwilż i kilka randek – żyję trochę w monk mode (samorozwój) z którego mam zamiar wkrótce wyjść i zacząć znowu poznawać kobiety. Chyba nie wspominałem o wieku, a może to istotne – mam 23 lata, za kilka miesięcy dojdzie czwórka z tyłu. Trochę widziałem, poznałem ludzi z przeróżnych środowisk (bywam bardzo towarzyski i lubię poznawać nowych ludzi), ale dalej mi mało. Jestem głodny nowych doświadczeń. 4. Szeroko pojęte ogarnięcie życiowe, kwestie praktyczne – od kiedy pamiętam matka robiła wszystko za mnie. Świetne podstawy pod wychowanie faceta nieprzystosowanego do życia. Na szczęście zdołałem się jakoś z tego wyrwać i zawalczyć o więcej „autonomii”, uświadomić jej że to co robi jest złe. Nad swoim ogarnięciem pracuję cały czas i jest póki co dobrze. Mama zrozumiała kilka podstawowych rzeczy i zachowuje zdrowy dystans, nie wchodzi mi w drogę. Udało mi się tą relacje nieco uzdrowić, uczynić bardziej szczerą. Bo kogo jak kogo, ale rodzicielkę zdarzyło mi się wiele razy okłamać albo (delikatniejsze określenie) mówić to, co chce usłyszeć. Jest to bardzo trudna relacja z uwagi na ogromną różnicę charakterów. Myślę, że moja matka mnie do końca nie rozumie, lecz nic z tym już raczej nie zrobię, po prostu zaakceptowałem to. Zachowujemy dobre relacje i mieszkamy dalej razem, głównie z uwagi na korzystną sytuację – duży dom na obrzeżach miasta, połowa dla mnie, połowa dla mamy. Bez innych lokatorów. No i spoko okolica. Jak covidowa karuzela spierdolenia się unormuję to pomyślę na pewno o wyprowadzce. Zdarzało mi się w przeszłości pomieszkiwać u niektórych dziewczyn ale to przecież nie to samo. Małe podsumowanie: - brak męskiej ręki przy wychowaniu sprawił że przez lata czułem i czasami dalej się czuję zagubiony, zabrakło wzorców, - brak pewności siebie, nieśmiałość też z tego wynikają, - brak ręki do kobiet w związkach, zwłaszcza w dwóch dłuższych o których wspomniałem, niestety nie uniknąłem matrixowego oprogramowania a brak starego tylko mnie bardziej wypchnął w pole rażenia, - nadopiekuńczość matki w niczym tu nie pomagała, notorycznie pogarszała sytuację dopóki sam w końcu nie połączyłem kropek. - część problemów przewalczyłem, z częścią się dalej zmagam (np. nadmierna wrażliwość, zmienność nastrojów) Być może rozpisałem się za bardzo na temat, który został już dziesiątki razy przerobiony. Jeśli ktoś dotrwał do końca – dziękuję. A może są wśród Was osoby z podobnymi doświadczeniami? Dzięki za uwagę, SJ
  24. Cześć :) Forum przeglądam biernie od około roku i nie ukrywam, że treści tu przedstawione pozwoliły mi ujrzeć pewne sprawy w nowym świetle. Dzisiaj postanowiłem się przełamać i zacząć uczestniczyć w życiu forum. Całkiem możliwe, że niebawem dodam coś od siebie, po głowie chodzi mi chociażby temat o byciu wychowywanym przez samotną matkę i doświadczeniach z tym związanych, jaki wpływ to wywarło na moje dotychczasowe życie etc. Do usłyszenia niebawem, SJ
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.