Skocz do zawartości

tony86

Użytkownik
  • Postów

    261
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    50.00 PLN 

Treść opublikowana przez tony86

  1. A moim zdaniem wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku. Konfederacja się profesjonalizuje, odcina od ludzi niepoważnych, a Korwin, z całym szacunkiem, ale jako polityka nikt chyba w tym kraju nigdy nie traktował go do końca poważnie, z nim samym włącznie. Ideową prawicę wspieram już od ponad dekady, i obserwowałem jakim problemem był przez te lata Korwin. Z jednej strony bez jego betonowego elektoratu nie dało się podejść w okolicę progu, a z drugiej z nim na pokładzie ciężko było ten próg przebić. Pomysł Konfederacji od razu mi się spodobał, jako sposób na otorbienie Korwina - bierzemy jego beton, stawiamy go w szeregu innych przywódców których wypychamy przy tej okazji przed reflektor, jego wyczyny bagatelizujemy bo nie gra już pierwszych skrzypiec. Ale Korwa, jak w tym memie z mamutem, otorbić się nie dał. Na ostatniej prostej kampanii, przy bardzo dobrych sondażach, przy zakazie robienia imb ze strony sztabu wyborczego, poszedł i z uśmiechem do kamery TVN wywalił że kobiety są częścią dobytku. Media to rozdmuchały, tylko u mnie w rodzinie Konfederacja straciła 3 głosy. Zapytany o to później, dlaczego zignorował bezpośredni rozkaz ze sztabu wyborczego, odpowiedział z uśmiechem - "bo lubię być kontrowersyjny". Z takim człowiekiem po prostu się nie da. Wiedzieliśmy to od lat, ale miał zbyt mocną pozycję by coś dało się z tym zrobić. W Konfederacji, już takiej pozycji nie ma. Skoro nie był w stanie grać według zasad, to został z gry wyłączony. I tym razem zakładanie kolejnej partii nic mu nie da - Konfederacja ma już swój brand, swoich rozpoznawalnych liderów. Da sobie radę i bez. Patrząc na resztę klubu parlamentarnego, spodziewam się dla Konfederacji udanej kadencji. I wyniku w przedziale 10-20% w kolejnych wyborach. O Korwinie za 4 lata pies z kulawą nogą nie będzie już pamiętał. I bardzo dobrze. A co do Wiplera - nie jest egocentrykiem, po prostu zna swoją wartość. Jest profesjonalnym politykiem, dobrym PR-owcem i przedsiębiorcą, nie chce tracić czasu na jakieś niepoważne gierki. Rozpycha się łokciami i idzie do przodu, to w nim szanuję. Musimy mieć bardzo sfeminizowane czasy, żeby taką postawę publicznie ganić. Dodajmy że ma bardzo dochodową firmę i piątkę dzieci. To jest poważny facet, i powagi w stosunku do swojego zaangażowania wymaga.
  2. Dla mnie kluczowym motywem jaki widzę w Twojej historii jest słabość. Nie widzę tutaj żadnego celu życiowego, ambicji, tylko negatywne uczucia i ucieczkę w nihilizm. Plus sport, bo pozwala Ci jakoś utrzymać wewnętrzną ramę do codziennego egzystowania. Oczywiście, to wszystko gdzieś tam pewnie jest podszyte niską samooceną. Tutaj leżą Twoje realne problemy, obsesja na punkcie ex jest tylko ich odbiciem, i zapewne dopada Cię właśnie wtedy gdy wewnętrznie siadasz. Negatywne emocje wychodzą na wierzch, a ta jest z nich wszystkich po prostu najsilniejsza. Na Twoim miejscu, zacząłbym od budowania dyscypliny. Poczucie, że możesz na siebie liczyć, polegać na sobie, jest bardzo budujące. Wyznaczaj sobie cele, nawyki, planuj czas, i staraj się tego trzymać, to jednocześnie świetny trening opanowania emocjonalnego. Z moich doświadczeń, bardzo w tym pomocne są nawyki poranne, zimne prysznice. W tym wszystkim chodzi przede wszystkim o odzyskanie poczucia kontroli nad swoim życiem. Nie szukaj motywacji, ale właśnie staraj się budować dyscyplinę. Efekty przychodzą z czasem, to jak z treningiem siłowym. Życzę powodzenia.
  3. Przeczytałem całość. O stary, współczuję Ci. Jako 37-letni facet, wiem jak 20-paro letnia dupa w tym wieku potrafi rzucić się na mózg. Jak jedna taka tylko usiadła obok mnie w samej bieliźnie, ze szczerym uśmiechem, to miałem ciarki. Żałosne, ale tak jest. Nie wiem co tam pod spodem w maszynerii gra, czy to jakaś świadomość ulatniających się młodych lat, czy boostowanie ego, ale na płaszczyźnie psychicznej młode kobiety w tym wieku działają na faceta silniej. I tu widziałbym przede wszystkim klucz do tej zagadki. Plus, jak sam piszesz, doświadczenie głównie w krótkich relacjach, tutaj coś poważniejszego, w końcu, boisz się stracić. I w sumie dobra dziewczyna sobie myślisz. Takie widzę emocje, i nimi tłumaczę sobie Twoje irracjonalne zachowanie. Nie tylko na poziomie decyzji, ale też na poziomie oceny. Bo spójrz. 1. Przyłapanie jej wiadomości z ex w czerwcu, ona tłumaczy że nie potrafi się wprost rozstać ani tak kogoś olać. Jak Ty to oceniasz - że dobrze wyjaśniła, że to ma sens. Ma sens? No chyba dla pacjenta Tworek. Przecież, do jasnej ciasnej, Ciebie właśnie parę miesięcy wcześniej dokładnie w ten sposób olała ciepłym moczem. I jakoś nie miała wielkich problemów. 2. Czyny nie słowa, a teraz czynami niby pokazuje dobrze. To przecież ślepy z tej historii widzi - ona domaga się od Ciebie ślubu i dzieci, masz być jej providerem, więc taką Ci daje marchewkę. Dobrze to by było, gdyby swoimi czynami pokazywała że chce Ciebie, a nie zabezpieczeń. 3. Narzucone szybkie tempo, z którego nie wyciągasz żadnych sensownych wniosków. No ona tak ma bo pewnie coś tam. Otóż nie, szuka providera, i ma być na już bo latka lecą, jak nie Ty to będzie następny. Nie wspominasz o tym, ale w ciemno też obstawiam jak wygląda Wasze życie seksualne - masz kiedy chcesz jak chcesz, ale nie widzisz po jej stronie jakiejś wielkiej ekscytacji. Weź też pod uwagę, że masz do czynienia z osobą ekstremalnie nieszczerą i cyniczną. To nie jest żadna dobra dziewczyna, wybij to sobie z głowy. Jasne, laski różne rzeczy mówią, ale Twoja nie ma problemu z rzucaniem najpoważniejszych deklaracji w powietrze i z przerzuceniem się z kwiatka na kwiatek w przeciągu godzin. To nie jest zwykła małpa, to jest małpa ninja. Jaki widzę dalszy ciąg tej historii. 1. Nie zerwiesz z nią. Bracia piszą Ci jak jest, Ty niby potwierdzasz rację, ale wiesz swoje, racjonalizujesz swoje wybory byle w tej relacji trwać. No tak, trzeba było, ale teraz to wiecie. 2. Ona stopniowe pcha Cię, krok po kroku - zapoznanie z rodziną, ciągłe siedzenie u Ciebie, wymyślanie imion dla Waszych dzieci, urabia Cię jak chce, a Ty nie stawiasz oporu, nie blokujesz jej, tylko opóźniasz. 3. W pewnym momencie skumuluje się presja rodzinna i psychologiczna, ona po upewnieniu się że emocjonalnie jesteś przywiązany jak koń do pługa przekręci kluczyk i postawi Ci ultimatum, pod którym się ugniesz w emocjonalnych konwulsjach. 4. Ślub, dzieciaki, wytłumaczysz sobie że jest super. 5. Po pewnym czasie zamiera współżycie, ona przestaje się starać, bo już nie musi, a Tylko dla Ciebie to jej się nie chce. 6. Wielki powrót ex. Albo innego patusa. 7. Córeczka pyta się Ciebie co robi ten pan w ich domu, czemu już nie nocujesz, nie odpowiadasz tylko idziesz do łazienki się wyryczeć. Tutaj bracia dają Ci różne luźne rady, a to jest bardzo poważna kwestia, to są życiowe sprawy, które właśnie sobie rozpieprzasz. Daj sobie szansę. Nie mówię odejdź bo nie odejdziesz, ale powiedz że potrzebujesz przestrzeni, np. na miesiąc. Weź urlop i jedź na tydzień w góry. Przemyśl to wszystko poważnie, bo ten Titanic póki co to jest idealnie na kursie i ścieżce.
  4. Zdaję sobie z tego sprawę, to jest racjonalny argument. Gdybym pierwsze auto kupował w wieku 25 lat, jak normalny facet, to tak bym zrobił. W wieku lat 37, z takim gruzem nie czułbym się już dobrze. Także ten problem biorę na klatę, i po prostu biorę w rachunek kosztów. Między innymi to mam na myśli przez "nie czułbym się już dobrze" Tak, dupowoźność jest tutaj istotnym czynnikiem, w przeciągu paru lat mam nadzieję na jakiś sensowny LTR i w perspektywie założenie rodziny. Więc wóz ma mi SMV podnosić, a nie je zaniżać. Delikatnie ujęte Moja znajoma była fanką kompaktów, do czasu gdy stołeczną jazdę na zderzak miała okazję odczuć na własnym zderzaku. To był też jeden z argumentów dla mnie za sedanem. To bezapelacyjnie. Z pick up-em to czułbym się jak jakiś redneck A SUVy to półka hajsowo w górę, gdzie dodatkowych zalet względem moich potrzeb wiele nie widzę. Sedan it is, tyle żelastwa mi starczy.
  5. Tutaj wjeżdża kwestia "satysfakcji z posiadania i jazdy" Chciałbym by to jednak był jakiś kawał żelastwa, dlatego rozważam tylko i wyłącznie sedany. To właśnie zniechęciło mnie do używanych, gdzie normą jest przebieg od 100k w górę. Ja te 5 lat w życiu 170k nie machnę. Wyjazdy do domu na święta to jakieś 3k rocznie, jak rocznie całościowo dobiję do 10k to sam się zdziwię. "Ah, I can see you're a man of culture as well"
  6. Nie wiem co to te turbo ale generalnie obydwa silniki mają taką samą pojemność (2.0), więc trochę mi to wygląda na jakąś blokadę fabryczną, którą pewnie da się znieść. Tylko primo zapewne wraz z nią zdejmuje się gwarancję, a secundo takie gry zabawy to dopiero na koniec leasingu. Dzięki za szersze spojrzenie Tak, czytałem o tym, Audi Perfect Leasing. Idea jest taka że pokrywasz jedynie koszty utraty wartości samochodu, teoretycznie na koniec jest możliwość odkupu, ale do spłacenia pozostaje wysoka kwota. Natomiast widzę też takie problemy: 1. Kwestia rabatów. Na stronach salonów zazwyczaj o rabatach się nie wspomina, ale nie jest tajemnicą że generalnie podczas zakupu nowego auta negocjacje są normą. U pośredników, jak zauważyłem, zazwyczaj obok siebie jest cena katalogowa oraz cena sprzedaży, gdzie rabat jest naliczany automatycznie (swoją drogą, ciekawi mnie czy to już zamyka temat negocjacji, czy jeszcze jakieś pole zostaje). Gdzieś na forach wyczytałem, że przy APL w salonie rabatów nie dają. Tłumaczyłoby to też dopisek jaki widzę u pośredników, że ostateczna cena jest zależna od modelu finansowania. Więc w sumie wychodzi z tego taki najem gdzie koszty serwisowania i ubezpieczenia pokrywasz poza abonamentem, plus masz hipotetyczną opcję wykupu na upartego. A na wykupie jednak mi zależy. 2. I tutaj kwestia psychologiczna - jeśli zakładam wykup, to ten samochód jest dla mnie mój. Zakładam niskie zużycie, więc będę go mógł sensownie sprzedać. Ale niekoniecznie musiałbym się z tym od razu spieszyć - raz, że różnie się życie układa, dwa że nieraz praktycznie przy rodzinie jest mieć dwa samochody. Także patrzę na to takżę długofalowo, nie tylko przejściowo. Ważny cynk, dzięki! Napewno zwrócę na to uwagę. Swoją drogą, kwestia tych norm jest szalenie frustrująca. Po modelach używanych, z lat 2015-2017, widzę że uprzednio przy A4 wybór był między 190KM a 250KM, domyślam się że to właśnie kwestie norm spalania spowodowały ten regres. Jaja są też z oznaczeniami, kiedyś 3.5 TFSI faktycznie miało silnik 3L, a dziś nawet 4.0 TFSI to wciąż 2.0L, no beka. Wreszcie kwestia obniżenia jakości, do czego pewnie należy też dopisać temat upychania elektroniki (wszak awaryjnej) wszędzie gdzie się da. Kręcę noskiem, ale trudno, biorę to na klatę.
  7. Prawo jazdy zrobiłem bardzo późno, półtora roku temu. Z zakupem auta się nie spieszyłem, parę razy zdarzyło mi się nająć na okres kilku lub kilkunastu dni. Ale w końcu przymierzam się do zakupu. Teoretycznie kupując pierwszy samochód najrozsądniej jest wziąć jakiś niedrogi, używany, spisując go wstępnie na straty. No ale, niedawno skończyłem 37 lat, finansowo stoję dobrze, i zamierzam ten etap pominąć. Z samochodu generalnie nie będę korzystał zbyt intensywnie - pracuję zdalnie, w biurze jestem raz w tygodniu, i mam je pod nosem. Tak więc auto będzie wykorzystywane do jakichś zakupów, weekendowych wypadów za miasto, wyjazdu do rodziny w święta. Z tego też względu zdecydowałem się na nowy samochód, który będę brał w leasingu na firmę (JDG). Leasing u dealera bądź pośrednika (typu carsmile). Co mnie do tego przekonuje: 1. Leasing ogólnie jest bardzo wygodnym finansowo rozwiązaniem przy JDG. 2. Planuję komplet ubezpieczeń (z AC i GAP włącznie), przy leasingu składki naliczane są na leasingodawcę, a nie na mnie (czyli świeżego kierowcę). 3. Nie jeżdżąc przesadnie intensywnie, ograniczę zużycie pojazdu, a więc jego wykup na koniec leasingu będzie mieć sens. 4. Nowe samochody mają szereg ułatwień i systemów wspomagających (np. kamera parkowania 360 stopni), które młodemu kierowcy bardzo się przydadzą. 5. Kolejne auto będzie już pewnie kupowane pod kątem rodziny (jak ją w końcu założę), to mogę jeszcze kupić pod siebie, więc chcę też mieć z jazdy i posiadania zwykłą satysfakcję. Wstępnie zdecydowałem się na wybór Audi A4, bo mi się po prostu podoba i generalnie ma dobre opinie wśród użytkowników. Zastanawiam się nad wyborem, pomiędzy wersją 150KM (ok. 160k) oraz 200KM 4x4 (ok. 220k). Zastanawiam się, czy jest sens dopłacać całkiem sporo za dodatkową moc i napęd? Nie jestem jakimś wielkim fanem motoryzacji, nie mam jakiejś pasji do wyścigów czy potrzeby wyprzedzania każdego kogo się da cisnąc się na zderzak (co w Warszawie jest bardzo modne, a czego osobiście nie rozumiem). Więc wydawałoby się że owe 150KM wystarczy. Ale jak już dokonam zakupu, a potem okaże się że auto jest mało dynamiczne i ma problemy ze sprawnym wyprzedzaniem to mnie kij strzeli. Domyślam się że moje rozterki są naiwne łamane przez zabawne, a o wielu innych czynnikach nie pomyślałem, a powinienem. Także za wszelkie głosy krytyki będę wdzięczny, za te prześmiewcze też
  8. Hiperbolizujesz. Każdy jakieś tam wartości w życiu ma, jakąś tam rodzinę też. Wielkie gadki o wartościach uważam osobiście za świadectwo jakichś braków, bo to takie grzebanie się we wnętrzu. Strata czasu. Owszem, są rzeczy w życiu ważne i mniej ważne, ale to do człowieka dociera z czasem, bez wielkiego mędrkowania. To normalne, bo to są wyznaczniki sukcesu. Ludzie lubią ludzi odnoszących sukcesy, radzących sobie w życiu, to budzi szacunek. Po pierwsze co ma wspólnego jednego z drugim? Ktoś może mieć kupę siana i coś jednak wnosić, o czym nie wiesz bo się tym nie chwali, a ktoś inny nie ma nic i nie wnosi nic, ale tylko ten pierwszy typ Cię uwiera. A po drugie, dlaczego "wnoszenie czegoś dla innych i świata" ma być wyznacznikiem wartości? Całość tego postu napisana jest w klimacie nastolatka neofity co szuka sensu w życiu, w tle rekompensując sobie jakieś kompleksy. Bez urazy, może tak nie jest, nie wiem tego, po prostu takie mam odczucia. Bo co Cię kurde boli życie innych ludzi, niech robią jak chcą. Pojazd po ludziach za ich stosunek do religijności to jest rzecz naprawdę niskich lotów, to jest indywidualna sprawa i każdy tutaj postępuje jak czuje. To takie niskie wywyższanie się na bazie samego światopoglądu. Co do takiej pozornej religijności jeszcze, to ona jest jak najbardziej okej. Religia to nie tylko wierzenia, to także jakieś normy społeczne i obrzędy w których wszyscy uczestniczymy, nie widzę nic złego w tym że ktoś nie chce by jego dziecko było z tego wykluczane, niezależnie od jego osobistych przekonań. Oraz, z dwojga postaw, czystego ateizmu i "wierzący niepraktykujący" zdecydowanie bardziej szanuję tę drugą. Pierwsza grupa to zwykle jakieś odpały co za dużo czasu spędzili na klopie myśląc nad sensem stworzenia, druga to normalni ludzie, którzy mają swoje sprawy i swoje grzechy. Plus, jak mawiał arystoteles, hipokryzja to ukłon jaki występek składa cnocie. Lepszy taki ukłon, niż splunięcie przez ramię. W ogóle, hipokryzja jest istotnym elementem katolicyzmu w wymiarze społecznym, jest takim społecznym amortyzatorem. Postawa jaką Ty przejawiasz, żarliwe domaganie się prawdziwej wiary i pogarda wobec odstępców, jest raczej właściwe protestantom. A najlepsze - sam się tego nie trzymasz Bo w kwestii seksu jako grzechu to "procesujesz". Aha. Także, kolego, wyluzuj.
  9. To bardziej stwierdzenie faktu z mojej strony, ale jeśli już je jakoś wartościować, to tak, na plus. Takie zdystansowanie emocjonalne to złota rzecz. Niejeden na Twoim miejscu popłynąłby z emocjami w piździec. No nie dziwi mnie to, wynikało z kontekstu. Cóż z tego - niewiele, ludzie mają różne priorytety w życiu, sam akurat inicjację miałem dość wcześnie ale zdarzył mi się potem i super długi okres na sucho, były inne tematy w życiu. Nie ma co oceniać. No tyle, że po prostu będziesz potrzebował czasu by nabrać w te klocki jakiejś wprawy. A co do tego że jej nie powiedziałeś - oczywiście bardzo dobrze, tak trzeba, nie miej żadnych wątpliwości tutaj. Z przyszłymi partnerkami też skromnym expem się nie chwal. Wydaje Ci się, nie ma ludzie niezastępowalnych. A jak odpali się jej małpa z brzytwą to najpierw będzie Cię chciała wywalić, a potem będzie myśleć co dalej. Miszka dobrze to opisał od strony strategicznej, ja skupiłem się na tu i teraz. Plus ostatnia odpowiedź autora potwierdziła moje przypuszczenia.
  10. Jak na wyposzczonego faceta bez doświadczeń, to się nie dziwię że machnąłeś dzidą na czerwone flagi i się zakochałeś. Dziwię się, że tak szybko to ogarnąłeś, i że potrafiłeś robić akcje typu "nie chcę Cię takiej oglądać". Albo ją zbesztać jak burą sukę. A teraz trzymasz ją w boksach na zasadzie eksperymentu i obserwacji. Wyjaśnienie jest jedno - jesteś naturalnym psychopatą. I to pewnie jeden z powodów, dla których wciąż ją jakoś tam do Ciebie ciągnie mimo że - popełniałeś głupie błędy, typu wyjazd z deklaracjami uczuć i "stawianie kawy na ławę" - byłeś słaby w łóżku Bo jeśli relacja jest w zwyżkowej, a po seksie wpada w dołek, to ewidentnie była tą Twoją stroną zawiedziona. Zresztą nic dziwnego, gdzie i kiedy miałeś niby zdobyć doświadczenie. Normalnemu facetowi to bym radził ewakuację, bo panna ewidentnie niestabilna i może czerwonych flag. Ale Ty to raczej ogarniesz, a doświadczenie Ci się przyda, więc się baw, ona ze swoimi podejściem też szczerze powiedziawszy na nic lepszego nie zasługuje. Tylko mam nadzieję masz świadomość, że koniec tej drogi jest taki że ona już się postara żebyś robotę sam zmienił.
  11. To nie shit test, tylko takie zgrywanie porządnej. Nie znaczy absolutnie nic, ani że robi ani że nie robi. Uśmiechasz się, mówisz okej, i zmieniasz temat.
  12. Zrozumiałeś w miarę dobrze - rubasznego humoru (poza jednym wieczorem) nie było, bo czułem że nie wejdzie. I nie musisz laski puknąć, by po prostu czuć czy coś wisi w powietrzu czy nie, czy po prostu jest jakieś podstawowe zainteresowanie, które oczywiście nie musi świadczyć o niczym konkretnym. I taki poziom zainteresowania to ja mam z ekspedientką w sklepie, dziewczyną poznaną chwilę wcześniej przy barze albo koleżanką z pracy z zespołu obok którą widuję raz na tydzień przy obiedzie. To nie jest jakiś flirt, bezpośrednie dłuższe spojrzenia czy inna sygnalizująca mowa ciała, to raczej subtelny nimb dostrzegania Ciebie jako człowieka o płci przeciwnej, zdawanie sobie sprawy że nie jesteś i nie będziesz jej psiapsi. Nie każdy facet to wyczuwa, jak patrzę po swoich kumplach. Za to wielu mężczyzn wyczuwa brak tego, w starszym wieku, gdy idą ulicą i czują że są dla kobiet niewidzialni. I właśnie tego rodzaju radar pozwolił mi już zdiagnozować w życiu kilka lesbijek (mówię o trafieniach potwierdzonych), i mówię o trafieniach nieoczywistych, dziewczynach z wyglądu nie powiedziałbyś.
  13. Historia mojej instruktorki z kursu żeglarstwa - dziewczyna po studiach technicznych, dobra fucha w korpo, która wychodziła jej już bokiem. Parę lat przed 30ką stwierdziła "fuck this shit" i wyjechały na Kanary. Była tam przez kilka miesięcy, pracowała jako pomoc przy obsłudze hotelu w zamian za co miała darmowe zakwaterowanie i wyżywienie. Przy czym praca była lightowa, 4h dziennie. Taki reset. A potem wróciła, przeniosła się na Mazury, zrobiła parę kursów i została instruktorem żeglarstwa. I żeby było śmieszniej, to z ekipy szkoleniowej jak później miałem okazję poznać, jeszcze parę innych osób taki schemat właśnie przerabiało - mam dość mojej robo, fuck this shit, robię reset, co by tu wymyślić, w sumie wodę lubię.
  14. Stara ludowa mądrość głosi, że kobietom po 30ce libido idzie mocno w górę - układ hormonalny dostaje kopa na ostatniej prostej przed menopauzą. Jednocześnie, sieć pełna jest zwierzeń facetów, którzy w paroletnich związkach w tym właśnie okresie obserwują u partnerki zanik libido. Red Pill powie - no tak, spantofliłeś się, ona nie widzi już w Tobie faceta, ma ochotę na seks tylko niekoniecznie z Tobą. I w tym kontekście chciałbym podzielić się moimi ostatnimi doświadczeniami z wyjazdu na kurs żeglarski. Kurs był 2-tygodniowy, dużo czasu w wąskiej grupie na małej łajbie. Żadnych akcji nie planowałem, bo jakoś przecież w tym zespole do końca kursu trzeba pociągnąć, uciec nie ma gdzie I o tyle było mi z tym łatwiej, że kobiety w zespole i tak nie były w moim typie, ani fizycznie, ani z charakteru, nie wnikając w szczegóły. Może za wyjątkiem pani instruktor, która była w miarę, ale też była mężatką. Wszystkie już nieźle po 30ce, dwie pozostałe wolne. Gdzieś w połowie wyjazdu coś zaczęło mnie jednak swędzieć - kurde, coś tu jest nie tak. Dziewczyny były kompletnie aseksualne. Lubię lekko rubaszny humor, lubię przyflirtować czasem czy choćby się podroczyć dla samej zabawy, a tu musiałem się z tym stopować bo czułem instynktownie że nie wejdzie, zresztą później przy jakimś alkoholowym wieczorze udało mi się to nawet empirycznie potwierdzić. Jedną z dziewczyn wziąłem któregoś wieczoru do tańca, dramat, czułem się jak na zajęciach z WF. Na kursie, czy to wieczorami, atmosfera kompletnie bez napięcia, zero tematów damsko męskich. Normalnie uznałbym je po prostu za lesbijki, trafiałem na takie przypadki, tylko trochę kurde przypadkowe - trzy lesbijki w jednej ekipie, z czego jedna z mężem W drugim tygodniu tajemnica się wyjaśniła, jak któregoś wieczoru wjechał na tapetę temat problemów zdrowotnych. Otóż wszystkie trzy panie miały już od paru lat problemy z tarczycą. Nawet mogły sobie pogadać o tym które leki działają lepiej a które słabiej. Do tego jeszcze dziewczyna z od tańca rodem z WF miała chorobę Hashimoto. Później na tym wypadnie poznałem jeszcze parę innych kobiet, z którymi jakieś napięcie było co przywróciło mi wiarę w płeć piękną i jakąś tam osobistą atrakcyjność ale czegoś się na tym wyjeździe nauczyłem - tak jak faceci po 30ce mają problemy z testosteronem (nad czym sam w wieku tych 37 lat od dłuższego czasu już pracuję), tak kobiety miewają problemy z tarczycą, i nie są to niestety rzadkie przypadłości w tych czasach. Także panowie, jeśli Wasze kobiety nie bardzo teges, to jasne - siłka, rama, te sprawy, ale wysyłać dziewczyny na badania tarczycy i hormonów obowiązkowo.
  15. Są dwie opcje - albo odpierdzielasz, albo idziesz prosto. Wszystko jest dla ludzi, odpierdzielać też można, byle świadomie i rozumiejąc, ale także czując, konsekwencje. Mam wrażenie, że ich nie czujesz kompletnie. Pomyślisz, okej, pewnie się wyda, będzie płacz, może to błąd, potem gasisz fajka i robisz swoje. A konsekwencje są takie, że gdy się wyda, ten związek legnie w gruzach, i nie będzie powrotu. Wyobraź sobie, jak ona się dowiaduje, tę kłótnię, płacz, potem ciche dni, na końcu rozstanie. I zadaj sobie pytanie czy warto. Przy czym ja nie roztrzygam - może i warto. Każdy facet potrzebuje się seksualnie wyszumieć, jeśli tego nie zrobi okej można z tym żyć, ale swędzi i swędzieć będzie. Jeśli nie planujesz dzieci, a ona ich chce, to ten związek i tak się rozpadnie, wcześniej czy później. Na dłuższą metę potrzebujesz kobiety która dzieci też nie chce. Więc skoro i tak związek ma się rozpaść, a Ty chcesz poszumieć, to w zasadzie czemu nie. Tylko pozostaje pytanie, po co wówczas pozostawać w tym związku. I na to pytanie powinieneś szczerze poszukać odpowiedzi. Bo być może jest tak, że pozostajesz z nim tylko z wygody i ze strachu, a to jest chujowe, i jak na faceta, i wobec tej laski też.
  16. Ostatecznie stwierdziłem, że czarne dupy poczekają, pyknę patent żeglarski. Trochę na forum mnie nie było, bo kurs trwa dwa tygodnie, i jest to czas bardzo intensywny - manewry, rycie teorii, chlanie po portach. Wróciłem wczoraj, zmęczony jak jasna cholera, skacowany, z patentem żeglarza jachtowego oraz sternika motorowodnego w kieszeni. Dla mnie, było to totalne wyjście poza strefę komfortu. Na jachcie ciągle trzeba coś ogarniać, dostosowywać się do aktualnych warunków, ogarniać, myśleć co robisz dalej. Kilkanaście lin, każda od czegoś, różne rodzaje węzłów, procedury. Cumowanie i odbijanie to w ogóle inna bajka, wymaga i dobrego zarządzania załogą w czasie, i odpowiedniej pracy sterem i silnikiem, i jeszcze rozkminki jak to przeprowadzić żeby wiatr nie rozbił Cię o koję albo statek obok. Plus wyobraźnia przestrzenna, żeby widzieć z tyłu głowy orientacją jachtu względem wiatru i odpowiednio dostosowywać położenie żagli, napinając jeden i wydając komendy załodze do operowania drugim. Dodajmy do tego jeszcze spędzenie dwóch tygodni w gronie kilku osób na ciasnej łabie. Dla introwertyka, z umysłem raczej teoretycznym, challenge jak jasna cholera. Ale udany, i myślę przygodę z żeglarstwem kontynuować. Acz na kolejny urlop jadę ruchać czarne dupy w Afryce, potencjalnie na pokładzie jachtu też
  17. Przesadzasz, i przeceniasz tę wartość w życiu. Miałem 6-letni okres w ogóle bez kobiet, i jakoś żyłem. Czasem zakłuło, ale nie szczególnie mocno. Robisz sobie z tego w głowie wielki problem, i przeżywasz. Nie było kobiet, a potem będą, tyle. Za dużo myślisz. Jak zaczniesz się ogarniać, złapiesz wiatr w żagle, to będziesz skupiał się po prostu na następnym kroku. A co z tego będzie, się zobaczy. Życie potrafi zaskakiwać. I kij z tym. Nadrobisz całkiem szybko, jak będzie okazja. Szczerze powiedziawszy, pornografia dawała mi większego kopa. Seks z kobietą jest oczywiście lepszy, bardziej satysfakonujący, ale w sensie czystem przyjemności fizycznej to naprawdę sam potrafiłem sobie sprawić większą przyjemność. Jak miałbyś jej powiedzieć - to proste, wcale. O takich rzeczach się nie mówi, i to jest okej. Co do samego pójścia, jak najbardziej, idź. Nie wiem czego miałbyś żałować, ja widzę same plusy. Przestaniesz robić z seksu takie wielkie halo i to przeżywać to raz. Dwa, to będzie bardzo dobre wsparcie w wychodzeniu z pornografii, da Ci motywację i nagrodę. Trzy nabierzesz trochę ogłady z kobietami, bo diva to też kobieta, i jak spędzasz z nią godzinę to seksu jest 10-20 minut, reszta czasu to rozmowa i czas z nią spędzony. Są w tej branży oszustki, prostaczki, zeszmacone kobiety na dnie, owszem, ale są też i po prostu fajne dziewczyny, które wchodzą do tej branży na kilka / kilkanaście miesięcy i znikają z rynku. Oczywiście, fakt że się na to decydują wskazuje że coś tam jest z nimi nie halo (z tymi z którymi miałem jakiś lepszy kontakt - powtarzający się motyw to brak ojca w rodzinie), i nie są to kandydatki do LTR, ale do jednorazowych spotkań jak najbardziej, i może być całkiem fajnie. Jak obawiasz się o problemy z erekcją (norma jak się waliło maratony porno), to kup w aptece maxon 50mg, i walnij jednego tabsa. Także, się nie zastanawiaj, nie bunkruj, nie czekaj pół roku. Idź dziś albo jutro, jest weekend. I się niczym nie martw. Jak spieprzysz po całości, to po prostu potem pójdziesz do innej i tyle. Jak się zestresujesz i Ci nie stanie, albo za szybko dojdziesz, to dziewczyna się tylko ucieszy że ma hajs za frajer. Nie musisz być ani super sprawny, ani wygadany, ani nic, to usługa. Jak idziesz do fryzjera też chyba się nie szykujesz pół roku, nie? Ogól jaja, ubierz się względnie, załóż spoko ciuchy, psiknij się ewentualnie (to jednak spotkanie z kobietą), i idź na żywioł. Tylko z wyborem ostrożnie. Jak pisałem - dużo w tej branży oszustek i cwaniar. Załóż sobie konto na forum garsoniera, i poszukaj w dziale opinii laski w Twojej okolicy która ma uczciwe podejście do rzemiosła. Zwróć uwagę żeby oferowała GFE - czyli z całowaniem przytulaskami etc. I jedziesz.
  18. Rozmawia to się w małżeństwie z dzieciakami, jak w związku są poważne problemy to się go po prostu kończy, szkoda życia. Pisałem Ci wcześniej, panna łatwo nie odpuści. Jasne że ryje Ci to banię - z jednej strony masz potrzeby i chęci, z drugiej strony masz opory + wyrzuty + boisz się od niej odejść. Tutaj potrzebna jest męska decyzja i skok w nieznane. Zadaj sobie pytanie - czy Ty naprawdę chcesz żeby ona sobie "poradziła" z tymi problemami? Czy tylko potrzebujesz wymówki żeby nie być tym złym, żeby móc sobie powiedzieć że "próbowałem, ale nie dało się, jej wina". I głęboko w środku masz najdzeję że sobie nie poradzi. Piszę "poradzi", w cudzysłowie, bo tutaj nie ma za bardzo tak naprawdę drogi wyjścia - panna jest Ciebie niepewna, z obiektywnych względów, bo podświadomie wie że potrzebujesz czegoś innego i że jesteś w stanie to sobie znaleźć, że obiektywnie pozostanie z nią jest dla Ciebie złym interesem. Przez jakiś czas może to trzymać na wodzy, ale ostatecznie problem wróci, bo on po prostu jest realny, a nie jakiś abstrakcyjny. Ostatecznie i tak guzik z tego wyjdzie, a na koniec panna będzie miała jeszcze do Ciebie wyrzuty że ona się starała a Ty nie doceniłeś. Oczywiście, wszystkiego nie wiemy. Piszesz głównie o problemach. A z jakiegoś powodu jednak z nią te 5 lat jesteś. Więc może problemy o jakich piszesz wynagradza Ci w inny sposób, i może warto. Przede wszystkim musisz po prostu głęboko się zastanowić nad tym czego naprawdę chcesz - a nie nad tym co uważasz za słuszne, co się kalkuluje i tak dalej. I powiem jeszcze jedną rzecz - ta laska z pracy, puknij ją. Dobrze Ci to zrobi. Może dojdziesz do wniosku że fajnie spoko ale bez przesady, ogólnie wolisz jednak być z aktualną panną. A może dojdziesz do wniosków wprost przeciwnych. Tak czy siak, łatwiej Ci będzie ocenić czego chcesz. Jak dojdziesz do wniosku że jednak z tą panną wolisz zostać, to oczywiście do zdrady nigdy się nie przyznawaj, zapomnij i zamknij temat. Dodatkowy bonus - przełamie to Twoje opory moralne i przestaniesz być takim harcerzykiem.
  19. Na nofapie, po 20-30 minutach będzie możliwy, tylko czasem może być jak ze starym polonezem - bez ssania nie ruszy Alternatywa to praca nad kontrolą wytrysku. To nie jest rocket science - ćwiczenia kegla + praca z oddechem + parę sztuczek. Jest na ten temat osobny wątek na forum, umieściłem tam małe how to.
  20. Takie są konsekwencje logiki marksistowskiej. Wielu ludzi uważa, że lewacy są jebnięci - i mają rację, ale nie do końca. Wbrew pozorom współczesna neomarksistowska dialektyka jest bardzo dobrze dopracowana, siedziały nad tym srogie łby. Przykładowo, taki Herbert Marcuse wprowadził pojęcie tolerancji represywnej, zwanej też tolerancją wyzwalającą, w myśl której wszelka nietolerancja (wobec lewicowych poglądów) nie może być tolerowana. W innym eseju z kolei pisze, że pełne wyzwolenie może człowiekowi przynieść tylko wyzwolenie seksualne. A jego koledzy ze Szkoły Frankfurckiej uważali do tego, że takie seksualne wyzwolenie zniszczy podwaliny kultury zachodniej, i to bardzo dobre jest, bo to utoruje drogę dla rewolucji socjalistycznej. Te poglądy są odrealnione i szkodliwe, ale mają wewnętrzną logikę. Natomiast z uwagi na odrealnienie, podczas implementacji dochodzi do wszelkiej maści paradoksów. Te psy są dobrym przykładem. Oczywiście że są rasistowskie, skoro gryzą głównie czarnych. Jeśli wszak uznamy za niepoprawne stwierdzenie że czarni w USA są sprawcami większości przestępstw (bo przestępstw dokonuję przestępcy, a nie Murzyni!), to jedyne logicznym powodem dla którego to właśnie oni są tak często ich ofiarą będzie takie, że w jakiś sposób jest zorganizowane systemowo, a zatem najlepiej po prostu ten element z systemu usunąć. Z ciekawością natomiast przyglądam się narastającemu po lewej stronie konfliktowi pomiędzy feminizmem i genderyzmem. Tutaj paradoksy wybijają poza skalę. Sportowcy deklarujący się jako kobiety i sięgający po trofea i medale wcześniej dla nich w ich kategorii niedostępne to dopiero przedsmak tego co nas czeka.
  21. Pierwszy raz z dziewczyną jest wtedy spoko, jeśli to jest Twój pierwszy raz, jej pierwszy raz, i jesteście w sobie zakochani, najlepiej w liceum albo początek studiów*. Ten statek Ci już odpłynął. Zakładając, że znajdziesz dziewczynę, będziecie zakochani, ma być ten pierwszy raz - i zamiast się cieszyć będziesz się denerwował. Najpierw czy powiedzieć, bo co ona sobie pomyśli, zapytasz tutaj na forum, otrzymasz jedyną sensowną odpowiedź - nie mów tego za żadne skarby. A potem będziesz się denerował czy ona się nie kapnie, i jakie zrobisz na niej wrażenie. Stres podniesie Ci kortyzol, będziesz miał problemy z erekcją, a potem przedwczesny wytrysk. No zajebiste doświadczenie pierwszego razu. W ogóle skąd takie romantyzowanie tego mitycznego "pierwszego razu". Jeszcze pewnie kwiaty i wyznanie miłości przed, koniecznie na łóżku pokrytym płatkami róż? Seks to po prostu seks. Jak będziesz z tego robił wielkie halo, to tylko wpieprzasz się w problemy z banią. Szybko się zakochasz, odpali Ci się syndrom tej jedynej, panna wyczuje to w Tobie jako słabość i Cię spławi, a Ty będziesz miał ją jeszcze w bani przez pół roku i będziesz pisał smutne posty jak zapomnieć. Idź na te divy i miej to z bani chłopie. Przede wszystkim - odważ się. Bo mi się coś wydaje, że za tą logiczną argumentacją kryje się także strach. Jak jesteś prawiczkiem, to normalne. Ale musisz też to sobie uświadomić i to przełamać. Masa facetów miała pierwszy raz z divami, nie przejmuj się. Po prostu nikt się tym nie chwali. Jak chodziłem na terapię uzależnień od pornografii, to pierwszy raz z divą zaliczyła połowa grupy. Jakie są statsy w bardziej normalnych kręgach tego nie wiem, bo przecież nikt się tym nie pochwali, ale w większych miastach podejrzewam że też wcale nie małe. * - a tak naprawdę to i to nie do końca, ja miałem taki pierwszy raz, i wcale jakoś super go nie wspominam, a na widok krwi i wypławów się prawie shaftowałem. I co z tego. Panna pomyśli sobie że jesteś trochę nieśmiały i tyle. Jasne że wypala, udawanie wypala. I generalnie udawanie nie jest dobrą drogą. Poczytaj blog milroha na temat mindsetu uwodzenia. On tam mówi taką prostą prawdę - kobieta służy do ruchania, a nie do tego by się martwić jej opinią i uczuciami. Pewnie jak przeczytałeś to zdanie to pozapalały Ci się czerwone lampki. Poczytaj, przemyśl, przetraw.
  22. Ależ sobie problem wymyśliłeś. Dlaczego w ogóle miałbyś jakiejś dziewczynie opowiadać o swojej przeszłości związkowej? Mówisz że spotykałeś się z paroma dziewczynami ale na dłuższą metę nie wyszło i zmieniasz temat. Albo. Mówisz że byłeś w jakimś związku lata temu, a w międzyczasie nie kombinowałeś nic na dłużej bo musiałeś najpierw ogarnąć dobrze swoją kuwetę. Bez szczegółów. Pozostawiasz rąbek tajemnicy. I jest git. Świetna historia. Kobiety bardzo lubią takich self made man. Więc to zrób. Dobrze dobrana stylówka jest bardzo istotna. To komunikuje dziewczynie jakim jesteś facetem, buduje pierwsze wrażenie, i też podnosi pewność siebie przy podejściu. No ale tutaj jest dramat jakiś. Jak nie masz tej pewności siebie, to jasne że efekty z kobietami będą mizerne. Dlaczego tak o sobie uważasz? Plus, wyczuwam w Twoim poście jakąś desperację, i zapewne zbytnie szanowanie kobiet. Suma sumarum wychodzi obraz takiego wycofanego, miłego chłopca, a to nie jest dla kobiet atrakcyjne. Kolega ma tu rację. Częścią Twojego braku pewności siebie może być niskie doświadczenie seksualne. Znajdź jakąś fajną dziewczynę która umie w GFE, poruchasz parę razy, poczujesz się lepiej, i to ciśnienie też Ci zejdzie. I nie mówię tylko o seksualnym. To ostatnie to wręcz może podnieść, i to akurat bardzo Ci się przyda. Bo jak ma Ci wychodzić z kobietami, skoro sam piszesz że Twoje libido leży na dnie. Podchodząc do laski masz mieć chęć żeby ją wyruchać, wtedy to wszystko jakoś płynie, jest jakaś energia, werwa, kobiety szukają w mężczyznach właśnie takiej męskiej energii. Nie twierdzę że to rozwiąże wszystkie Twoje problemy, ale jakoś tam pomoże. Potraktuj to jako eksperyment, albo formę rozwoju osobistego. Albo nawet po prostu strzał w ciemno. Bo jesteś na forum od ponad 3 miesięcy, coś tam czytasz, ale postępów brak. A przecież, robiąc to samo, otrzymasz takie same efekty. Więc spróbuj out of the box, i zobacz jakie będą efekty, coś tam Ci to pod kopułką poprzestawia może trochę.
  23. Nie miałem przez to na myśli, żeby ona coś takiego rozważała. Chodziło mi to, że ma świadomość że GDYBY tylko zechciała, to mogłaby wrócić bez żadnego problemu, i to na swoich warunkach, a Ty byś ją na klęczkach witał. A przynajmniej tak uważa, z tego co opisujesz jej zachowanie. Pośrednio może to wynosić choćby z tego że dawałeś się jej tak poniewierać i przyjmowałeś tylko biernie ciosy, przeżywając, a jak dla odmiany potraktuje Cię jak człowieka to z miejsca może się elegancko dogadać. Czyli może w Ciebie walić bez żadnych konsekwencji. Czyli może robić co tylko chce, jesteś kompletnie bezbronny. W całym tym wątku nie widzę ani jednej sytuacji, w której dałbyś jej do zrozumienia, że może być inaczej. Że może po tym co odwaliła, to Ty masz na nią wywalone i nie masz ochoty jej widzieć. I to Ty nie wiesz dlaczego straciłeś tyle czasu z taką idiotką, co za młodu z Tobą nie chciała się bawić, a teraz na stare lata (bo jak na kobietę to owszem tak, jest już stara) maniany jej odwalają i nie kontroluje swoich emocji, i swojej pizdy pewnie też. Nie widzę w Tobie tej godności, którą ona mogłaby szanować, nie w kontekście jakiegoś naprawiania relacji czy coś w tym stylu, ale tylko w kontekście bieżących spraw, które w związku z córką jeszcze mieć będziecie. Bo to jest mega nienormalne, że ona najpierw tak Ci dowala, a potem po prostu się uśmiechnie zrobi obiad i wszystko jest cacy. Nie jest. I jak zaczniesz ją traktować tak jak na to zasługuje - jak starą idiotkę z którą nie chcesz już mieć do czynienia, to i z nostalgią i całym tym emocjonalnym bagażem będzie Ci łatwiej się pogodzić. Ale po co w ogóle wchodzić w jakieś dyskusje. Na Twoim miejscu dworowałbym sobie z tego po całości. Rzucał teksty typu leć stara do tego gacha co Ci mózg przeruchał i się śmiał, i w ogóle nie słuchał jej badziewnych tłumaczeń.
  24. Primo, nie powinieneś się nią tak martwić. W symetrycznej sytuacji, bądź pewny że ona by się o Ciebie nie martwiła. Zracjonalizowałaby sobie, że Ty jesteś ten zły, ograniczasz ją, nie starasz się o nią wystarczająco, nie zaspokajasz jej seksualnie a ona przecież zasługuje na więcej. Serio, nigdy jeszcze nie słyszałem żeby laska odchodząc od faceta myślała o nim. I słusznie - bo nie jest Ci nic winna. I Ty jej również. To tylko faceci mają taki odruch, instynktowna potrzeba opieki nad partnerką. A ona wcale nie jest tak krucha jak Ci się wydaje. Jak zakończysz ten związek, to ona od Ciebie szybciej dojdzie do siebie. Kobietom generalnie rozstania przychodzą łatwiej. Secundo, nie ma się co męczyć w związku w którym jesteś nieszcześliwy. A jesteś. Może nie odwala Ci numerów (i tu masz silny kontrast z poprzednią toskyczką, więc tę wartość przeceniasz), i trochę się czepiasz - np. o to że nie planuje sama czasu (większość kobiet tak ma). Ale już fakt że masz z nią problem w atrkacyjnym dla Ciebie spędzaniu czasu, to poważny problem. Kwestie seksualne również. I jej chorobliwa zazdrość oczywiście też. A weź jeszcze pod uwagę, że wszystkie te problemy po ewentualnym ślubie czy dzieciach tylko się skumulują. Bo skoro dla Ciebie ten seks to nie jest to, to dla niej pewnie też, a to znaczy że już teraz w dużej mierze seks masz od niej z poczucia obowiązku i chęci utrzymania Ciebie przy sobie. Koniec końców ten związek i tak się rozpadnie, z przyczyn obiektywnych, lepiej wcześniej niż później. Gadaj zdrów o tym samorozwoju, może nawet w to wierzysz, ale w głębi serca po prostu chcesz poskakać, poprzeżywać, poruchać tu i tam. I okej, nie ma w tym nic złego, to normalna potrzeba. Ale też nie jest to jakoś bardzo ważna rzecz w życiu. Znam bardzo udany związek rozpoczęty za młodu, kumpel koło 30ki też zaczął miewać takie refleksje po paru głębszych. Ale coś za coś - szybko zaobrączkował fajną, wartościową kobietę, jest z nią szczęśliwy, i życiowo i seksualnie. Gdybyś i Ty był w takiej sytuacji, to bym Ci powiedział że przecieniasz wartość takiego bajlando i lepiej odpuścić bo będziesz potem żałował. No ale, właśnie, nie jesteś w takiej sytuacji. Więc im szybciej ten związek zakończysz tym lepiej. Poskaczesz, poruchasz, przejdziesz przez parę letnich związków, a potem wybierzesz sobie kobietę odpowiednią, i seksualnie i życiowo. To wszystko zakładając oczywiście że jesteś ogarniętym i jakościowym facetem. Jeśli chcesz być wobec niej fair - to powinieneś to zrobić nie za pół roku, bo zobaczymy, bo pogadajmy, etc, tylko za tydzień. Ona nie młodnieje, im szybciej wróci na rynek tym dla niej lepiej. I jeszcze jedno - bądź przygotowany na gruby shitstorm w momencie rozstania. Ten okres, 27+, nie bez powodu nazywany jest sferą małżeństw. Kobieta w tym wieku już widzi że powoli jej atrakcyjność spada, a faceta zaczyna rosnąć, on dopiero wchodzi w swój prime time. I kobieta wie, że jak chce faceta zastemplować dla siebie, to teraz. A Ty chcesz jej uciec już spod noża. Odpali wszystko - poczucie winy, płacz, wyzwiska, żal, shaming, każdą sztuczkę jaką ma pod ręką żeby wzbudzić w Tobie emocje. I nie bierz wtedy tego teatru w łeb, nie ciągnij.
  25. Pytanie zatem, czego chce. Bo że na relacji z Tobą jej już nie zależy zdążyłeś się już chyba przekonać. Ano właśnie. Ewidentnie coś nie trybi w nowej sielance, kolega sportowiec mógł zacząć mieć wątpliwości, a ona poczuła się na niepewnym gruncie. Albo jakaś sprzeczka średniego kalibru. A skoro nowa gałąź trzeszczy, to trzeba stanąć pewniej na poprzedniej. Gdyby było inaczej, to nie byłoby tak, że "nie jedzie bo nie ma ochoty". Miałaby ochotę. A jak zachowuje się wobec Ciebie gdy nowej gałęzi trzyma się pewnie już miałeś okazję odczuć. Myślę że najgorsze co możesz w tej sytuacji zrobić to dać jej przyzwolenie na takie bezkarne zachowanie. Bo że chce sobie zostawić opcję awaryjną (potencjalnie tymczasowo awaryjną, spokojną przystań na międzyczas) to jedno, natomiast.... ...to że chce przy tym stawiać warunki to już jest bezczelność. Jedzie sobie do gacha poruchać, a jak coś nie trybi albo gach jej nie chce to zostanie w domu ale Ty masz mieć mordę na kubeł żeby jej humoru nie psuć. No jebłem. To ona się tutaj prosi, to Ty możesz stawiać warunki. Laska musi być mocno przyzwyczajona do tego że może z Tobą robić co chce, i zawsze potulnie do jej nóżek wrócisz, wystarczy się do Ciebie ładnie uśmiechnąć. Nie szanujesz siebie, to i ona Cię szanować nie musi. A wniosek z tego następujący - jej wydaje się, że może to wszystko robić bezkosztowo. Nowy gach fajny, to idzie do niego. Coś nie wytrybi, to sobie wróci na trochę. A jak się rozmyśli to może wrócić na stałe i luzik, i jeszcze przy tym będzie warunki stawiać, taką jest nagrodą nie z tej ziemi. Co z tym zrobić, to zależy. Jeśli nie widzisz w tym przyszłości, to kopnij ją w dupę, niech jedzie na weekend do swojego gacha, tutaj nie jest potrzebna. A jak coś chcesz jeszcze kombinować, to tymbardziej kopnij ją w dupę, niech sobie uświadomi że to wcale nie jest operacja bezkosztowa i coś na tym jednak traci. Można to oczywiście zrobić i kulturalnie - powiedzieć że miło że zaczęła się zachowywać w cywilizowany sposób, bo ze względu na córkę jakieś relacje mieć będziecie. Ale dla jasności - tylko ze względu na córkę, inaczej odciąłbyś do niej cały kontakt. Jak czasem wpadnie do córki to okej, ale to już nie jest jej dom, nie chcesz jej tutaj, więc weekend niech spędzi gdzieś indziej. Niech sobie uświadomi, że jej decyzje mają konsekwencje.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.