Skocz do zawartości

No Gods No Masters

Użytkownik
  • Postów

    116
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez No Gods No Masters

  1. Ale chujnia!!! Wspóczuję jej facetowi, zanudziłbym się na śmierć z gadającym meblem w domu, jak niby poważnie i partnersko traktować kogoś, kto sam postrzega się jako zwierzątko domowe (ew. gospodarskie). Chce wam się tracić czas na takie mrzonki? Realia "Opowieści Podręcznej" nie nastaną tu nigdy, i całe szczęście!!!
  2. Leo Moracchioli to Norweg, który ma niezwykły dar aranżacji znanych popowych kawałków na mocno ciężkie klimaty, to poniżej zrobiło na mnie całkiem niezłe wrażenie, oto link: A tu oryginał Żeby nie było, Nicki i ludzi z jej otoczenia (Lil Wayne np) też lubię słuchnąć ?
  3. Cieszę się, że autor wątku napisał coś, z czym się właściwie całkowicie zgadzam. Od siebie dodałbym jeszcze kilka przemyśleń. 1) Ważnym czynnikiem decydującym o sukcesie Izraelskiego społeczeństwa jest zdolność do błyskawicznego dostosowywania się do nowych warunków oraz do równie błyskawicznego odrzucania przestarzałych, nie pasujących do nowych realiów, przekonań i sposobów postępowania. Najwyraźniej będzie to oczywiście widać w wojsku, gdzie np w 1982 nieruchawa, potwornie zbiurokratyzowana, oparta na sowieckich wzorcach armia syryjska dostała w Libanie ciężkie baty od IDF i IAF, przy czym wtedy przepaść technologiczna między stronami nie była aż tak wielka jak obecnie, na dodatek syryjskie siły zbrojne były wspomagane przez doradców z ZSRR i dużo lepiej dofinansowane niż dzisiaj. Oprócz samej taktyki udział w sukcesie miała też organizacja, znacznie przyspieszony proces decyzyjny po Izraelskiej stronie, który pozwalał na podejmowanie ataku/akcji w czasie, gdy dowódca syryjski dopiero czekał na dyspozycje od swoich. Doskonałym tego przykładem (już abstrahując od Izraela) była Pierwsza Wojna w Zatoce w 1991, gdzie np mały oddział koalicji zajmujący się zwiadem artyleryjskim, gdy wykrył jednostki irackie, to od tego czasu do porażenia ich przez artylerię mijały jakieś dwie minuty. W odwrotnym przypadku, gdy Irakijczykom udało się zlokalizować artylerię USA/UK/Francuską, ten czas wydłużał się do 11 minut. To nie kwestia samego strzelającego żelastwa, Irak posiadał wtedy francuskie GIAT GCT (niezłe) oraz południowoafrykańskie G-5 (ówczesna absolutna światowa pierwsza liga w tej klasie broni), niewiele mu to pomogło, bowiem mentalność irackiego społeczeństwa, a co za tym idzie sposób funkcjonowania wielkich hierarchicznych organizacji, czyli tutaj armii, były same w sobie przeszkodą. W czasie tych 11 minut zapewne trzeba było kilka razy potwierdzić rozkaz, wyjaśnić kilku osobom decyzyjnym celowość zaplanowanych działań, poczekać na kilka zgód i dupochronów. W tym czasie 5 razy zachodnie siły mogły dokonać niszczącego ataku bez szans na przeciwdziałanie wroga. Inny przykład z tejże wojny to walki w powietrzu. Irackie Siły Powietrzne jako jedyne po Wojnie w Wietnamie mogą się pochwalić zestrzelonymi przez swoich pilotów maszynami USA (dwoma na pewno). Chodzi m.in. o drugi dzień wojny, gdy iracki MiG-25P zestrzelił F/A-18. Z dostępnych mi informacji wynika, że pilot mógłby jeszcze ustrzelić kolejne dwie maszyny wroga, był półmrok, był blisko ich ugrupowania i na ekranach AWACSów nie był zbyt dobrze rozróżnialny od maszyn USA, stąd też brak zgody na atak dla samolotów będących w odwodzie dalej (ryzyko porażenia własnych maszyn rakietami Sparrow), niestety dla Irakijczyka, nie otrzymał/nie doczekał się on zgody na kolejny atak i musiał wracać do bazy. Wracając do Izraela, tam, głównym sposobem wciągania pilotów za stery maszyn bojowych jest wczesna selekcja w aeroklubach, stowarzyszeniach tematycznych etc, do IAF dostają się ludzie z talentami, chcący latać, kochający to, chcący się rozwijać i zainteresowani nowoczesną technologią. W Syrii pilotami maszyn bojowych zostawali członkowie wpływowych rodów, mający wojskowe tradycje, niekoniecznie poparte faktycznym talentem i bystrością, stąd też np historie, gdy sowiecki instruktor zniecierpliwiony tępotą syryjskiego kursanta, nie mogącego opanować podstaw użytkowania MiGa, ledwo powstrzymywał się od rękoczynów i dopiero realna groźba poważnej rozmowy kursanta z syryjskim kontrwywiadem czasami, z rzadka, coś pomagała. W Izraelu pilot wojskowy to fascynujące zajęcie pozwalające rozwijać swoje marzenia w służbie dla kraju. W krajach arabskich, synekura dla zasłużonych i tych z dobrym nazwiskiem. Oczywiście elity arabskie to nie debile, z pewnością doskonale zdają sobie z tego sprawę. Ale nie zmienią tego, bo wiedzą, że to wywróciłoby do góry nogami podstawy ich społeczeństw, więc świadomie tkwią w marazmie. Utrzymanie wpływów i status quo jest dla nich znacznie cenniejsze niż potencjalne straty wojenne. Historia (szczególnie nowożytna) uczy, że rywalizację militarną, czy gospodarczą wygrywają te państwa, które są w stanie dynamicznie reagować na napotkane warunki, rozumieją, że jedyną pewną rzeczą jest ciągła zmienność i potrafią odciąć wszystko, co jest zbędnym balastem (naleciałości kulturowe, stare przyzwyczajenia, religię...). Również takie, które są świadome swoich ograniczeń i nie trwonią zasobów na realizację mrzonek, które nigdy nie miały żadnych szans się ziścić (co niestety czyniła np Serbia za Milosevica i od dawna Palestyńczycy). 2) Dokładnie tak, niech każdy sobie uświadomi, że bycie jakimś "Chrystusem Narodów", posiadanie "moralnej racji", "chwalebnej historii", czy tym podobnych w dłuższym czasie g...no kogokolwiek interesuje. Użalających się nad sobą płaczków nie szanuje nikt, a i litość też ma nierzadko wyłącznie na celu budowanie własnego PR. Wśród społeczeństw liczy się przede wszystkim innowacyjność, chęć nauki (w tym poziom uzdolnienia w naukach ścisłych), dobra logistyka i organizacja oraz ciekawość świata. Zaraz w drugim rzędzie otwartość na nowe, na zmiany, znajomość języków i dobry marketing. Część krajów to niereformowalne "doły z g...nem", którym już nic nie pomoże. Ich ciężarem jest religia, skostniała struktura społeczna, często też durnowate pojęcie "męskości" i podwórkowego "honoru", które np powoduje długoletnie krwawe konflikty między klanami, ogranicza handel i nowoczesną bankowość lub zakazuje kobietom aktywności społecznej. Społeczeństwo Syrii jest męskie z pewnością, a jacy męscy są Palestyńczycy. Izrael to przy nich zepsucie, ruja i poróbstwo, rozwody jak w Stanach, a transseksualną babkę spotkać można niemal tak łatwo jak w Tajlandii. Ale to Izrael spuszcza łomot jak chce i kiedy chce wszystkim przeciwnym stronom. A one mogą tylko gryźć wargi i jarać się jak murzyn blaszką, że raz na 20 lat trafili izraelskiego F-16. Serbowie byli także znani z kultu męskości, chyba nikt nie zaprzeczy. Przez dwa miesiące dostawali łomot od USA, rządzonego przez lewicowego Clintona, z pomocą Madeleine Albright. 3) Czy to, co zostało przeze mnie i autora wątku napisane można przełożyć na własne, osobiste podwórko? Moim zdaniem tak, oczywiście nie będziemy latali prywatnym F-15 i bombardowali willę złośliwej szefowej :-) Możemy jednak mocno zastanowić się, czy nasze wyobrażenia o sobie, osobiste przekonania, postawy, nie są czasami zbyt mocnym hamulcem. Wielokrotnie niewidzialną barierą dla dalszego rozwoju, zmian, jest nasze rozdęte ego, okopanie się w jakichś bzdurnych sądach, głupkowatym podwórkowym "honorze" etc. Znam gościa, który bardzo źle znosi, gdy jego przełożonym jest kobieta. W poprzednich pracach sabotował ich wskazówki, pozwalał sobie na niewłaściwe komentarze etc, w efekcie po kilku zwolnieniach w branży nie ma czego szukać i obrażony na cały świat w wieku ponad 40 lat sprzedaje na call-center reklamy w internecie. Znam kilka osób, które tkwią zestresowane w toksycznych pracach biurowych, ale mają na stopkach mailowych jakieś trzylinijkowe tytuły, które może imponują reszcie motłochu w korpo, ale kompletnie nic nie znaczą, nie mają żadnego przełożenia na inne firmy i w ogóle. Te tytuły są zrośnięte z nimi, nie pozwalają im wyjść z tej "strefy komfortu" i nic zmienić. Widać to też tutaj, grupa osób rozwija się, dobrze rozumie zmiany w społeczeństwie i relacjach damsko-męskich. Druga część użala się nad sobą i wiecznie jęczy, że kobiety są samodzielne, mają swoje zdanie i wybór, już nie chcą mu prasować i gotować pierożków, a przecież jego mamusia i babcia mu gotowały, jak to tak... :)))
  4. Za taki numer można by Ci bez problemu udowodnić gwałt. I ciesz się, że po pierwsze się to tak nie skończyło, a po drugie, że nie pracujemy w tej samej firmie, bo na pewno nie zeznawałbym (w razie konieczności) na twoją korzyść. Piszę to najzupełniej poważnie, ja, co MGTOW byłem zanim stało się to modne...
  5. Tak się składa, że autora tego bloga znałem osobiście, kiedyś pracowaliśmy w jednej firmie. Być może się przez ok. 10 lat coś zmieniło, ale wątpię. Absolutnie nie czyniłbym z niego, ani jego życia osobistego, wzoru, facet może nie jest pantoflem, jakąś tam ramę może i trzyma, natomiast wszystkich wokół uderzało to, że ma straszliwe ciśnienie na związek, sprawiał wrażenie uzależnionego w jakiś toksyczny sposób od bycia sparowanym, nazwałbym to wręcz obsesją. Zachowywał się tak także w miejscu i w godzinach pracy, często moim zdaniem nie wiedział, kiedy przestać. Nie trzeba tu nikomu tłumaczyć, jak można żałośnie skończyć wykazując tego typu postawę. Bloga czytałem, sporo błędów językowych, nielicujących z wizerunkiem wykształconego psychologa, za którego chciałby uchodzić. To "męskie" i "żeńskie" to taka jego dziwna autorska figura retoryczna, dla mnie trącąca wyjątkową grafomanią. Oczywiście psychologiem ani psychoanalitykiem żadnym nie jest, nie uzyskał żadnego wykształcenia na tej płaszczyźnie, a w w/w firmie zajmował się najpierw sprzedażą, a potem szkoleniami handlowców. Ogólnie ma biznes nastawiony na mamienie różnych bogatych i zagubionych durniów, że rozwiąże ich problemy z ich emocjami, niech sobie ma, skoro są klienci, zarabia na tym, to tylko pochwalić, ja ze swoją wiedzą na jego temat, nie skorzystam nigdy.
  6. Taki rosyjski demotywator mi się przypomniał, jak słyszę o tych super Azjatkach ? P.S. Jak jedyne, co ktoś ma do zaoferowania to kasa, to niech nie dziwi się, że będzie przyciągał głównie @#%(*&%%-ki szukające bezpieczeństwa w ramionach bankomatu.
  7. Nie postawiłbym na typa nawet 5 gr. Zanim trafiłem na kolej miałem do czynienia z branżą prawno-finansową, w tym z poszukiwaniem majątku, zbieraniem dowodów na oszustwa etc. Takich wiecznie pokrzywdzonych ściemniaczy poznawałem kilku miesięcznie, wszyscy wiecznie przeciw nim, spiski "wiadomych sił", "onych" etc, żeby za wszelką cenę zatrzeć wrażenie swojego szmaciarstwa. Nie ma już od dawna żadnych panów, co chcą po kryjomu przejmować biznesy większe od warzywniaka, za takie coś może być dwucyfrowa odsiadka, nikomu się nie chce ryzykować, są lepsze i przyjemniejsze sposoby na lewiznę. Jest za to pazerność, psychopatia, nieustanne szukanie głupszych od siebie celem wciśnięcia kitu o kolejnym perspektywicznym projekcie, nieustanne zwodzenie wierzycieli, że jeszcze potrzeba tylko kolejnego miesiąca... Ci wierzyciele i komornicy, którzy mogą o nim sporo opowiedzieć to pewnie też podstawieni przez "wiadome siły", co?? :-P Profil psychologiczny gościa, jaki stworzyłem sobie po dostępnych materiałach spokojnie pasuje mi do tego, co go spotkało w UAE. Może i na początku chciał dobrze, ale zabrał się na biznes, który go przerósł i bez żadnego planu B.
  8. Ja sądzę, że znacznie lepiej jest bezpośrednio zapytać tych, co namawiają, może nawet zaprosić tymczasowo na forum. Mogłoby to wyglądać np tak: "W świetle Pana aktualnej sytuacji życiowej, tj dwóch rozwodów, całkowitej rezygnacji z marzeń o kupnie np Chevroleta Camaro, miesięcznego wyjazdu do Mongolii etc, zaniku pożycia seksualnego z małżonką... pragnęlibyśmy usłyszeć od Pana kilka argumentów zachęcających autora wątku do pójścia w Pańskie ślady i wstąpienia w związek małżeński. Które z Pańskich doświadczeń w tejże kwestii mogą być szczególnie przydatne przy podjęciu właściwej decyzji? Zamieniamy się w słuch..." ?
  9. Powyższe zjawisko zostało już dawno opisane przez R. Cialdiniego w "Wywieranie Wpływu na Ludzi" pod nazwą "Forteca Głupców". Dla tych, co nie znają książki, w skrócie chodzi o to, że wiele osób, które dokonały inwestycji (znaczącej pod względem czasu i finansów) w tego typu kursy nie chce przyjąć do wiadomości, wręcz usilnie broni się przed świadomością, że była to ściema i że padli ofiarą kolejnej metody zarabiania na zagubionych głupkach (czyli właśnie na nich). Dlatego racjonalizują to, rozpowiadają wokół o swoich cudownych przemianach i poznaniu nowych horyzontów i na próby wyprowadzania ich z błędu potrafią reagować nawet agresją. Natomiast nie są w stanie nigdy przedstawić jakiegokolwiek logicznego związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy wydanymi pieniędzmi, a rzekomym efektem.
  10. Nie boję, jazda lekkim pasażerskim ezt, a jazda składem wagonowym i towarowa to kompletnie dwie różne historie. Wiem, jak działają tempomaty w ezt (Elektryczny Zespół Trakcyjny) i niektórych nowoczesnych elektrowozach, wszystkie bez wyjątku DO DUPY (chyba, że lokomotywa jedzie sama, bez wagonów), a przecież nie projektowali ich debile. Główny problem to precyzyjne hamowanie, w którym dodatkowo nie porozrywamy składu, nie zniekształcimy powierzchni tocznych kół (podkucie) i zrobimy to na tyle łagodnie, by zachować komfort pasażerów. Podstawowym typem hamulca kolejowego jest tzw hamulec zespolony, podstawą jego działania jest operowanie ciśnieniem powietrza i długi przewód główny (czerwony) ciągnący się przez długość całego składu. Każdy wagon, szynobus, ezt i lokomotywa mają jeden lub kilka zaworów rozrządczych, czyli niewielkich finezyjnych urządzeń, które w zależności od ciśnienia w przewodzie głównym (którego wartość nadaje maszynista) tak sterują przepływem powietrza, by hamować/luzować/zasilić zbiornik pomocniczy. Hamulec ten działa po pierwsze dość topornie, po drugie, z racji dużej inercji układu ciężko wprowadzać nagłe poprawki, gdy okazuje się, że np staniemy jednak zbyt daleko od celu. Im dłuższy skład, tym dłuższe tzw "luzowanie", czyli przechodzenie ze stanu zahamowanego (zaciśnięte klocki hamulcowe), do stanu, w którym koła toczą się, lub siła nacisku klocków jest mniejsza. Dodatkowo, w przypadku ciężkiego składu towarowego można rozerwać pociąg, ma to miejsce, gdy zaczynamy proces hamowania i nagle zbyt gwałtownie wyluzujemy, opóźnienie wynikające ze skończonej prędkości fali uderzeniowej (ok. 270 m/s) w przewodzie głównym powoduje, że pierwsze wagony są już odhamowane i ciągnięte do przodu przez lokomotywę uciekają tym końcowym, które mają jeszcze zaciśnięte klocki (bo ich zawory rozrządcze nie zdążyły jeszcze opróżnić powietrza z ich cylindrów hamulcowych), w konsekwencji jakby ciągną je w swoją do przodu stronę i któryś ze sprzęgów między wagonami może tego nie wytrzymać. Kolejny problem to podkucie zestawów kołowych, ma miejsce wtedy, gdy siła tarcia między klockiem, a kołem jest wyraźnie większa niż siła tarcia między kołem, a szyną. Koło wtedy blokuje się, a z racji tego, że stop stali, z którego wykonana jest szyna musi być twardszy niż stop obręczy koła, będzie to powodowało wytarcie powierzchni tocznej i zjawisko płaskiego miejsca na obręczy (tzw "bijące koło"), które dla osoby z zewnątrz jest słyszalne jako rytmiczny odgłos (swoją droga wcale nie rzadko spotykane), a dla szyny i zawieszenia wagonu oraz geometrii jego wózka będzie ogólnie mocno szkodliwe. Do tego dochodzą jeszcze warunki atmosferyczne, inaczej hamuje się w piękny suchy letni dzień, inaczej w jesienną słotę. Hamulec ten, pomimo toporności, ma jedną zasadniczą zaletę. Jest ABSOLUTNIE NIEZAWODNY, co w przypadku rozpędzonego żelastwa o masie np 3000 ton ma ogromne znaczenie. Jest niezależny od niemal żadnych zewnętrznych czynników, od prądu, od tego, czy lokomotywa ma paliwo, czy nie, nie martwimy się, czy wyciekł płyn hamulcowy, czy nie stracił właściwości (bo go po prostu nie ma) etc. Dodatkowo wagon może sobie stać na bocznicy np miesiąc (standardowa sytuacja), zahamowany hamulcem ręcznym (mechanicznym) i po miesiącu hamulec powietrzny będzie nadal pracował prawidłowo, nic przecież nie wycieknie, nie rozładuje się etc. Jeśli nawet uszkodzi się któryś z przewodów hamulcowych to co najwyżej wagon nie ruszy, natomiast nie ma zagrożenia, że rozpędzi się i nie będzie hamował. Nawiązując do Twojego pytania. Metro, tramwaje, niektóre ezt, to pojazdy lekkie, zawsze o tej samej masie i długości, poruszające się po tych samych trasach, w tych samych warunkach. Ilość zmiennych, które trzeba brać pod uwagę przy wyhamowaniu składu metra jest bez porównania mniejsza niż ilość zmiennych w sytuacji np nocnego składu IC, albo zestawu elektrowóz plus 40 węglarek, które mogą jeździć raz w trudnych warunkach np okolic Wałbrzycha, czy Nowego Sącza, raz na prostej i płaskiej magistrali. Dlatego też najłatwiej zautomatyzować linię metra, w której nic nas nie zaskoczy, bo zawsze jedzie w tym samym tunelu z tymi samymi nachyleniami, łukami i tym samym mikroklimatem (miałem przyjemność jechać linią nr 14 w Paryżu, właśnie bez maszynisty). W lekkich składach pasażerskich, aby usprawnić hamowanie, stosuje się hamulce elektropneumatyczne i elektrodynamiczne, które obchodzą powolny układ przewód główny & zawór rozrządczy i maszynista wydaje polecenie hamowania bezpośrednio na koła, hamulec zespolony zaś pełni funkcje awaryjne. Ten system jest nie do zastosowania w sytuacji, gdy mamy potrzebę zmiany zestawu wagonów, raz wieziemy węgiel, raz kontenery, raz skład mieszany, jakieś meble, cysterny, trochę zboża etc, każde innym typem wagonu o innej charakterystyce hamowania. Przy próbie automatyzacji prowadzenia pociągu problemy są zasadniczo dwa: pierwszy ma charaktery typowo informatyczny, po prostu moim (i nie tylko) zdaniem nie udaje się wciąż stworzyć algorytmu, który byłby odpowiednio niezawodny, trafnie interpretowałby warunki zewnętrzne, stan i niedoskonałości taboru i mógłby zastąpić doświadczenie i intuicję maszynisty. Pamiętaj, że z wagonów nie dociera żadna informacja zwrotna przez jakiś kabel, z którego czerpać by mógł informacje komputer. Ich zachowanie obserwują wspólnie maszynista i dyżurny. drugi problem to finanse i logistyka, aby taki algorytm mógł działać prawidłowo i niezawodnie trzeba by wykonać wręcz niewyobrażalną pracę. Polegającą na niezwykle dokładnym opisaniu każdej linii, pomiarach z dokładnością do dziesiątek cm, dotyczących każdego nachylenia, łuku, niezwykle precyzyjnie wymierzyć wzniesienia i spadki. Dodatkowo trzeba by kilkukrotnie zwiększyć ilość ASDEKów, tj urządzeń przytorowych, które kontrolują i alarmują dyżurnych ruchu, gdy zestaw kołowy wagonu nie pracuje prawidłowo (podkucie, zagrzanie maźnicy, pęknięcie), automatyzacja wcale nie wyeliminowałaby maszynisty jako takiego, część z nich byłaby potrzebna jako stacjonarni kontrolerzy, obsługujący np 10 pociągów (tak jak wojskowe drony również nie latają przecież same, są zawsze pod nadzorem z ziemi). Jak mi się jeszcze coś przypomni, to napiszę.
  11. Dobrą odpowiedzią może być "nie Ty jesteś lustrem, w którym się przeglądam", ew. uświadomienie, że takie teksty to może serwować jakiemuś napalonemu 17-latkowi, na niego na pewno podziałają.
  12. Na tej stronie PLK znajdziesz wszystkie instrukcje, w tym najważniejsze, sygnałową Ie-1 i ruchowe Ir-1 i Ir-9 (ta dotyczy manewrów). Problem z jesienią jest taki, że szyny są zanieczyszczone przez spadające liście, pył i deszcz, pociąg, mimo sporej masy, najzwyczajniej się ślizga i może nie wyhamować w zaplanowanym miejscu. Lub też niechcący pominąć semafor świecący na czerwono, co na kolei jest wręcz zbrodnią. Jest też groźba podkucia kół, tj wytarcia ich w jednym miejscu, co powoduje rytmiczne stuki i niekorzystne drgania, mogące przy dużym nacisku uszkodzić szynę. Resztę dopiszę jutro, bo właśnie jestem w pracy.
  13. Napisałem osobny temat pod Hajs i inne dobra materialne / Zarabianie hajsu, zapraszam do lektury.
  14. Wiem, że część uczestników forum BraciaSamcy.pl to osoby o naprawdę imponujących zarobkach, miejmy jednak świadomość, że są one w mniejszości. Ponad roczna lektura forum każe mi przypuszczać, że wśród piszących tutaj dominują średniacy, czasem też osoby borykające się z przeżyciem do pierwszego. Chciałbym przedstawić profesję, która co jakiś czas jest opisywana w mediach jako całkiem intratne zajęcie, w którym brakuje także nowego narybku. Chodzi oczywiście, jak widać w tytule, o zawód Maszynisty Pojazdów Trakcyjnych, którego jestem szczęśliwym uprawiaczem. Dotychczasowa kariera zawodowa upływała mi w kolejnych korpo, albo też mniejszych firmach, w których i tak robiłem mniej więcej to samo. Świadomość, że do końca życia zawodowego miałbym nieustannie użerać się z klientami, sprzedawać (co lubię robić, ale przez krótki czas, szybko się wypalam), siedzieć w openspace i oglądać codziennie te same mordy, rozwiązywać debilne problemy prawne klientów etc, przerażała mnie przeokrutnie, mimo nie najgorszych zarobków (opartych jednak w dużej mierze o premie i prowizje, w których denerwował mnie spory stopień uznaniowości i ich naturalna nieprzewidywalność). Pewnym rozwiązaniem było otwarcie niewielkiego biznesu, który uprawiam do dziś (choć obecnie bardziej hobbystycznie). Zmiana regulacji prawnych, dotyczących tytułowej profesji, zachęciła mnie do zaryzykowania i zainwestowania czasu i finansów w uprawnienia. Nie żałuję, wyrzucam sobie czasem, jak każdy, że nie wszystkie moje decyzje życiowe były mądre, przemyślane, jednak z tej jestem wyjątkowo zadowolony. A teraz konkrety - jeśli ktoś chciałby się przekwalifikować, a nie chce/nie nadaje się na bycie programistą, handlowcem, stomatologiem etc, polecam zostanie "smoluchem" (tudzież "brudasem"), droga jest następująca: zdobyć Licencję Maszynisty - najlepiej komercyjnie, bowiem odpadają różne dziwne zobowiązania i czekanie na termin, w którym robi taki kurs urząd pracy, czy przewoźnik. Koszt kursu i egzaminu to circa 5K PLNów. Kurs trwa 1,5 miesiąca lub do 4-ech (w wersji weekendowej dla pracujących). znaleźć przewoźnika, który zatrudni i wyszkoli na Świadectwo Maszynisty, jest to kolejny dokument, który wyłącznie razem z Licencją uprawnia do prowadzenia lokomotyw, szynobusów i ezt. Świadectwo wydaje właśnie przewoźnik, kurs trwa od 1,5 do 3 lat, jest to płatny staż, pensja max 2K na rękę, dlatego warto mieć oszczędności, albo móc (rozwiązanie dla młodszych forumowiczów) jeszcze mieszkać w domu rodzinnym. Po egzaminie (wcale niełatwym) robota stoi otworem, obecnie, w mojej opinii, jest to zawód, w którym pozycja pracownika względem pracodawcy jest jedną z najsilniejszych w Polsce, bez potrzeby przynależenia do Związków Zawodowych. W moim przypadku nie było żadnych CVek, rzewnych listów motywacyjnych i idiotycznych interview z paniami z HR, telefon, pytanie o zdrowie, uprawnienia i czy nie ma udokumentowanych problemów z używkami. Praca w tzw równoważnym czasie pracy, czasem 2x12 h i dwa dni wolne (plus 1-2 "wyrównania" w miesiącu), czasem dość chaotyczny grafik, np 3 dni jazdy, 3 dni wolnego, potem 2 dni jazdy i 4 wolne itp. Mi osobiście bardzo pasuje, choć trzeba zapomnieć o tym, że weekend będzie zawsze wolny. Zarobki, najsłabsze w PolRegio i IC, tam będą zadowoleni wyłącznie "MiKole" (miłośnicy kolei), nieźle jest w kolejach samorządowych (ŁKA, KD, różne opinie nt Kolei Śląskich, raczej pozytywne) - tutaj zarobki netto 5,0K-6,5K, czasem zdarza się nawet i 7K netto , u prywatnych przewoźników towarowych można zarobić ponad 10K netto, kosztem częstej jazdy w nocy i użerania się ze starym i awaryjnym taborem. Wymagania: Doskonałe zdrowie, na badaniach potrafi być spory odsiew, proszę ich nie lekceważyć MUSISZ mieć pojęcie o podstawach elektryki, jak działa tyrystor, falownik, co to jest komutator, co to znaczy "mostkowanie", "odblok", zabezpieczenia nadprądowe etc. Chęć do nauki, przepisy kolejowe są dość złożone, czasem pozornie głupie, jednak po pewnym czasie samodzielnej jazdy docenia się ich ukryty geniusz ? Dyspozycyjność, jeśli dyspozytor wiecznie ma słyszeć, że "nie możesz", "musisz się gdzieś wcześniej urwać", "przyjść trochę później", "źle się czujesz" to nie jest to zajęcie dla ciebie. Praca nie jest wyjątkowo ciężka i skomplikowana, płacą ci za to, że jakby gwarantujesz, że pociąg zawsze pojedzie. Żadnych problemów z alko i narkotykami, wyjdą z pewnością na badaniach, czasem są lotne kontrole w terenie. Odpowiedzialność, za majątek, sprzęt, ludzi. Jadąc prywatnie autem możesz sobie przejechać przez wioskę nawet 140 km/h, gdy cię nikt nie zauważy. W przypadku pociągu krzywo patrzą na przekroczenia nawet o 2 km/h. Co do techniki jazdy, to, że poruszamy się w jednym wymiarze, wcale nie czyni jej prostszą. Musisz opanować nie cztery kółka, tylko czasem nawet czterysta, dużej uwagi i umiejętności wymaga jazda w porze jesiennej, czy np hamowanie ciężkim składem towarowym. Z pewnych względów technicznych, nt których nie będę się tutaj rozwlekał, jeszcze dłuuugo dobrego maszynisty nie będzie w stanie zastąpić komputer, choć wiem, że duma forumowych programistów będzie mocno naruszona ? Ogólnie IMO relacja koszt / efekt korzystny. Robota, o której po zakończeniu zmiany można zapomnieć, ludzie cię szanują, profesja budząca ogólnie pozytywne skojarzenia. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej, chętnie odpowiem na pytania.
  15. Przekwalifikowanie się z męskiej biurwy na maszynistę kolejowego (sic !) było chyba jedną z najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała :-) Finansowo w sumie także.
  16. Moim zdaniem tutaj problem jest z Tobą, nie z nią. Babka czuła się stłamszona twoją osobą, przytłoczona, nie dałeś jej oddychać. Pewnie postrzegałeś siebie jako super Alfę, prawdziwego faceta z krwi i kości, co to jak on się gdzieś pojawi, to nie ma chuja we wsi etc. Zrób więc teraz taki mały eksperyment, mianowicie załóż przez chwilę, że zdanie powyżej to tylko i wyłącznie twoja subiektywna opinia, a w rzeczywistości byłeś dla niej despotycznym przemądrzałym czubem. Realizujesz fajne, ciekawe studia, masz potencjał na niezłą pozycję w społeczeństwie, OK, doskonale, przy okazji mogłeś wpaść w samouwielbienie. To nie jest fajne ani pociągające, to nie oznacza, że wszyscy musza automatycznie cię podziwiać, całować po dupie i schodzić z drogi. BO CO? Przypuszczalnie brakło jej odwagi, żeby z tobą skończyć wcześniej, może sądziła, że zareagujesz gwałtownie, zrobisz głośną scenę etc. Byłeś jakimś tam stałym elementem jej rzeczywistości, przyzwyczaiła się do tego, ale wcale to nie znaczy, że jej to odpowiadało. Poważnie wątpię, by miała nowego bolca, jeszcze nie na tym etapie, tow. Morizo ma rację. Wszyscy tu na forum stanowczo przeceniają skłonności kobiet to szybkich zdrad, wiele z nich powstrzymuje niechęć do wyjścia ze strefy komfortu, wiele potrafi się naprawdę dobrze kontrolować, czasem jest ryzyko, by się nie wydało, czasem nawet zwykłe lenistwo (sic !). Wasze pojedyncze odmienne historie są tzw dowodem anegdotycznym, który nie przesądza o niczym. Nie mógłbyś być z kobietą, która ci nie ulega? Dlaczego, co, zbijesz ją? Będziesz głodził? Jedyny sposób, by czuła do ciebie respekt to znaleźć zahukanego tłuka szukającego drugiego tatusia? To, że jesteś nauczony rygoru to wyłącznie twoja sprawa, dziewczyna nie ma z tego tytułu żadnych dodatkowych zobowiązań, ma swoje cele, poglądy i nie jest jakąś upośledzoną małpką, której możesz dyrygować. Rada dla niektórych, nie utwierdzajcie się w przekonaniu, że jedyna droga do sukcesu w relacjach z "różowymi" to postawa kolegi, możecie skończyć właśnie tak jak on. Albo dwóch moich dalszych znajomych, również zakochanych w sobie i takich, co uważają, że zawsze powinni "rządzić", nagle jeden ma pozew rozwodowy, drugi szuka nowego lokum, bo mu pani powiedziała, że już jej nie zależy, z powodów bardzo podobnych do opisanych powyżej. Obaj w szoku, BO PRZECIEŻ JAK TO!!!??? JA JESTEM TAKI DOSKONAŁY, NIEMAL JAK SRAM TO PACHNIE!!! , NO NIE MOGĘ UWIERZYĆ!!! A jednak, panie szczęśliwie uwolniły się od własnie takich "dyktatorów", co są dumni z wzorców wyniesionych z domu, co ciekawe, żadna na razie nie ma nikogo na oku, przez czas, jaki minął od obu wydarzeń już bym dawno coś wychwycił. To prawda, jest zdecydowanie wskazane, by kobieta czuła respekt i szanowała faceta, ale WYŁĄCZNIE SAMA Z SIEBIE, to ona ma poczuć chęć bycia częścią twojego świata. Nie dlatego, że cokolwiek musi, czy jakiś gość sobie tak "z dupy" wymyślił i tak ma być.
  17. Zalety dla wielu tutaj (i nie tylko) zapewne takie, że skoro każda ma tutaj na nich wyje...ane, to chociaż przyjezdna bida ze wschodu będzie wpatrzona (z musu) w Pana i Władce jak w obrazek.
  18. Zagadnienie było w polskiej prasie opisywane już wcześniej, m.in. w Newsweeku , Forsalu oraz w Dzienniku . Błędny tytuł, błędna terminologia, bycie samcem beta nie determinuje braku seksu, ale to dla bywalców forum jest akurat oczywiste, zaś autorka mogłaby się przed napisaniem tekstu bardziej wgłębić w temat. Po takich artykułach czuję bezsilność, problem jest nierozwiązywalny. Nie da się nikogo zmusić do pożądania, a pomysły nt zalegalizowanych gwałtów, czy jakichś państwowych "rozdzielników" kobiet dla prawiczków uważam za chore i godne potępienia. Zjawisko też nie jest wcale nowe, bunt InCeli odnosi się do społeczeństwa zachodniego, od lat zaś mamy to samo np w Indiach, gdzie hordy wyposzczonych, stosunkowo młodych kolesi nie tylko piszą na zamkniętych forach o swoich frustracjach i planach działania, lecz wprowadzają je w życie. Moim zdaniem, pierwotnym, odległym źródłem problemu może być "kult cipy", wartościowanie facetów przez motłoch poprzez bycie/niebycie w związku i powodzenie u kobiet, programowanie społeczne, wmawiające, że najważniejszym celem ma być związek, seks, dążenie do relacji z kobietami jako najbardziej pożądana aktywność mężczyzn, idealizowanie bycia z kobietą etc. Ogarnięty 30+ latek, szczególnie znający to i podobne fora, wszystko to zbywa śmiechem, zapomina o tym i robi dalej swoje. Młody chłopak, otoczony przez licealne attention whore's, klasowych ruchaczy, przebojowych imprezowiczów etc, czuje, że jest elementem niepożądanym, jak jakiś odpad. Błędnie sądzi, że wsadzenie fiutka między wargi uczyni go członkiem lepszej grupy, pełnowartościowym elementem społeczeństwa. Gdyby kilka razy było mu dane bzykać się o czwartej nad ranem po imprezie, w cudzym łóżku, gdzie senność łączy się z wizją pilota helikoptera, który już z daleka, gestem ręki wzywa do zajęcia miejsca w jego maszynie i dynamicznego przelotu , gdzie panna może "z dołu" nie odpowiadać ideałom z brzydkich filmów, także zapachowo... Może negatywna energia by osłabła.
  19. I oceniła cię w ten sposób osoba, która mieszkając w jednym z najbogatszych miast, w wieku circa 40 lat, jedyne, co była w stanie osiągnąć zawodowo to gównopraca za 1500 zł.
  20. W kwestii wielu sfrustrowanych tzw "stulejarzy" sytuacja się absolutnie nie poprawi, a wręcz może znacząco pogorszyć. Będą się najprawdopodobniej posuwać po kryjomu, tyle, że nie z koleżankami, lecz nawzajem. Homoseksualizm w krajach arabskich, ale też Pakistanie, czy Afganistanie istnieje i ma się dobrze. Jest wynikiem bardzo ograniczonego dostępu młodych mężczyzn do kobiet. Kiedyś (rok 2004) poznałem pół-Libijkę, mieszkającą z rodzicami okrakiem to w Polsce, to w Misuracie, opowiadała, że wśród przeciętnej części społeczeństwa warunkiem, by w tym niebogatym kraju dopiero cokolwiek myśleć o ożenku, było 10K USD w gotówce, średniej klasy samochód i mieszkanie. Stąd też możliwości zaspokojenia są albo poprzez korzystanie z prostytucji (na Bliskim Wschodzie zdecydowanie droższej niż u nas), albo posuwanie przylatujących na ostatnią przygodę starych europejskich hipopotamic, gdy się jest np basenowym w egipskim kurorcie turystycznym, albo właśnie szukanie możliwości tegoż z braku laku w okrężnicy kolegi. Możliwość "zaruchania" w krajach kultury muzułmańskiej jest wyraźnie mniejsza niż u nas. Pewnym wyjątkiem jest Egipt, gdzie w dużych miastach, by stało się zadość ich kulturze, w okolicach klubów muzycznych, czy hoteli istnieje coś w rodzaju dyżurnego mułły, który udziela specjalnych ślubów na jedną dobę. Wtedy parka może seksić się do woli. Kompletnie nie rozumiem do czego wy tęsknicie, możecie mi wyjaśnić, co jest tak niesamowicie atrakcyjnego w posiadaniu w domu zakompleksionego gadającego mebla, bez żadnych doświadczeń seksualnych? Podoba się wam świat przedstawiony w serialu "Opowieści Podręcznej"? Fajny, nie? Nie ma się na kim wyżyć, nie ma kim rządzić, to przynajmniej można poustawiać żonę, nałożnicę, najlepiej jedną z wielu. Bo ona nie odda, ani nie ucieknie. P.S. W kręgu kultury islamskiej większość decyzji w kwestii doboru małżonków podejmują rodzice, rozumiem, że do tego też spoglądacie tęsknym okiem?
  21. Opisani w artykule uczniowie z pewnością nie zostaną targetem rynkowym dla takich firm jak Omega, Breitling, Tag Heuer...
  22. Pierwsze Primo: plusem programu 500+ jest to, ze w dalszej perspektywie może wymusić zmianę struktury polskiej gospodarki. Chodzi o to, że założeniem wielu polskich biznesów był nieograniczony dostęp do desperatów gotowych zasuwać za półdarmo i nie upominać się o nic. Program 500+ znacząco ogranicza ich ilość, co jest dla wielu Januszy potwornym zagrożeniem. Muszą bowiem zainwestować w rozwój wydajności, rozumianej nie w prymitywny sposób, że pracownik ma zapierdalać 4x szybciej (tzn nie wiem, ma brać na TIRa 96 ton zamiast przepisowych 24, czy pracować w 32 godziny na dobę? :-) ), tylko w taki, że muszą wykonać olbrzymi wysiłek intelektualny (niemożliwie dla wielu) i zacząć działać w branży o większej marży, do tego trzeba wiedzy i ludzi, którzy mu poprzez wiedzę, wykształcenie i kontakty pomogą, problem jest taki, że ci ludzie chcą godnego wynagrodzenia i nie są na niego skazani, tak więc pan Janusz musi znacząco zmienić nastawienie wobec podwładnych, co może być dla niego sporym szokiem poznawczym. Mam nadzieję, że 500+ stanie się właśnie takim impulsem modernizacyjnym, dla biznesu, ale też dla pracowników, którzy będą musieli odzwyczaić się od dotychczasowej sytuacji pt "chujowo, ale stabilnie" i ostro wziąć się za poprawę swoich kompetencji i ogarnięcia życiowego. Niewykwalifikowana siła robocza wszędzie na świecie jest problemem, z którym nie ma za bardzo pomysłu, co zrobić, przykro mi, ale czasy prostych młotkowych minęły i jeśli mamy ambicje być "Pierwszym Światem" to ostry wysiłek muszą dokonać obie strony, tak "posiadająca" jak i "pracująca". Secundo: Mam wątpliwości, czy dofinansowanie z programu powinno funkcjonować tak bezwarunkowo jak obecnie, istnieje groźba, że zachęci ono do nieróbstwa i wydatków nie na to, co należy, choć również słyszałem, że służby socjalne całkiem sprawnie wykrywają przypadki finansowania sobie z 500+ używek. Tertio: poważnie martwi mnie fakt, że dla wielu z was wymarzonym światem jest ten z "Opowieści Podręcznej", pocieszenie jest takie, że co najwyżej możecie sobie o tym wspólnie pomarzyć na niniejszym forum, bo tak nigdy nie będzie, żadnych złudzeń. Osobiście nie wyobrażam sobie w domu trzymać "gadającego mebla" w postaci niepracującej kobiety, nie miałbym wobec niej żadnego szacunku i szybko zanudziłbym się z taką na śmierć, znam wiele takich, na szczęście nie w rodzinie i wiem, że bez aktywności zawodowo-społecznej, ciągłej nauki, doskonalenia kompetencji, gdy dzieciaki opuszczają dom, to taka pani zostaje sama, z reguły spędza czas na gapieniu się w TV i okno, a krąg znajomych ogranicza się coraz bardziej, bo i o czym gadać z głąbem, który nie ma żadnych zainteresowań i całe życie jedyne co potrafił to lepić pierogi i wycierać parapety. Jako fanatyczny MGTOW i Zeta Male :-) mam wręcz astronomicznie absolutną wyj...bkę na narzuconą mi w społeczeństwie rolę, jak również na powszechne oczekiwania wobec kobiet. Świat i społeczeństwo ewoluuje i co ma być to będzie, skoro relacje rodzinne i damsko męskie wyglądają jak wyglądają, to może warto założyć, że te tradycyjne jednak nie były doskonałe i być może któraś ze stron czuła się z tym źle. Quatro: nie należy dawać się szantażować problemami ZUSu i potencjalnym ograniczeniem liczebności narodu. Bangladesz ze swoimi 163 milionami obywateli jakoś nie stał się mocarstwem, jest tylko masą prostych biednych ludzi zajmujących się absolutnie powtarzalnymi, wtórnymi aktywnościami najtańszym kosztem, natomiast 9 milionowa Szwecja ma macki biznesu na całym świecie i liczy się w zasadzie w każdej płaszczyźnie aktywności ludzkiej, od nauki i techniki, poprzez przemysł i finanse, aż po filozofię i kulturę wysoką oraz masową, tak więc wszystkim życzę mniej czarnowidztwa :-)
  23. A ten Wujek Staszek, Mistrz Ciętej Riposty to co mawiał w takich przypadkach jak tytułowy, jak to leciało, pamięta ktoś? :-)
  24. Wprawdzie to nie moja przypałowa akcja, ale byłem jej świadkiem kilka lat temu w jednym z moich poprzednich miejsc zatrudnienia. Otóż siedzę sobie spokojnie w openspace, skoncentrowany na straszliwie ważnej tabelce w Excelu, siedzę, pisze i nagle cała sala słyszy przeciągłe niskie "PUUUUUUUUUuuuuuuuu...." Co ciekawe, źródłem odgłosu była dziewczyna, urody lekko powyżej średniej, takie w porywach 6,5/10, po akcji poryczała się i wzięła tydzień urlopu ze wstydu. O zdarzeniu z radością poinformowałem dobrą znajomą, która po wyśmianiu się dostatecznie długo stwierdziła, że właściwie o co chodzi, przecież "pierdzenie to normalna rzecz" i ważne tylko, "by nie zjebać się przy ludziach, a laska powinna się zachowywać normalnie i ogarnąć..." Z akcji wynika nauka, że jeśli ma się założone słuchawki z głośną muzyką to nigdy nie należy publicznie puszczać cichaczy. Taka ciekawostka, bez związku z czymkolwiek, przypomniało mi się.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.