Skocz do zawartości

Tajski Wojownik

Starszy Użytkownik
  • Postów

    478
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Tajski Wojownik

  1. Witam Braci.

    Niektórzy mnie chyba kojarzą, jeśli chodzi o moją sprawę z Tajką. 

    Chciałbym się poradzić was, co uczynić w pewnej intymnej sprawie. 

     

    Nie czuję swojego penisa. Coś najprawdopodobniej stało się z nerwami, gdyż odczuwam zaledwie 5-10 procent podczas dotyku. 

    Rezultatem tego jest zanik erekcji, podniecenia czy pozytywnych emocji podczas orgazmu(w trakcie seksu również). Aby dojść do "chwilowej" erekcji muszę się nieźle napracować ręką(masturbacja). Lodzik, czy handjob od mojej dziewczyny nie działa - po prostu nie czuję tego jak ssie czy robi ręką.

    Do wieku 23 lat nie masturbowałem się ani razu - rodzina plus strach przed złamaniem zasad. Po tym jak się wyprowadziłem od rodziców(23,5 roku) zacząłem powoli wchodzić w życie seksualne, pierwsza masturbacja, pierwszy wytrysk. Wówczas było to satysfakcjonujące, lecz po krótkim czasie efekt haju minął(moja masturbacja działała następująco - jako, że penis nie reagował na bodźce to musiałem się wspomagać stymulacją analną, nie pomagały wtedy filmy porno).

     

    Moja podświadomość wykorzeniła popęd seksualny ze względu na strach, podejście matki itp. Wmawiałem sobie, że seks nie jest dla mnie, że jestem nie godzien. Widziałem kobiety, ale mnie nie pociągały. Pewnie gej? Skądże znowu, prędzej określiłbym siebie jako aseksualny. 

    Raz byłem w łóżku z jedną dziewczyną, to nie czułem penisa, nie było seksu. Laska wkurwiona, a ja byłem rozczarowany.

    Potem znalazłem Tajkę, przeprowadziłem się. Ale z nią to samo... brak czucia penisa albo erekcja tylko w pozycji misjonarskiej przez załóżmy minutę lub dwie góra. Podczas stosunku muszę przynajmniej z 2-4 razy się stymulować(bo ciągle opada) by znów w nią wejść. Rzadko kiedy doprowadzam ją do orgazmu penisem, zazwyczaj robię minetkę, bo penisem potrafię to zrobić raz na 2 miesiące (może). 

     

    Kiedy się masturbuję też jest ciężko go postawić. Masakra!

    Jest jednak coś, co mnie podnieca ponad miary. Masochizm. Nie potrafię tego wytłumaczyć.

    Kiedy przytulamy się, całujemy i mówię jej, żeby sprawiła, bym się źle poczuł to wówczas jestem cały gorący, podniecony, penis aż wrze(nadal z czuciem 5-10 procent, ale wewnątrz aż mnie rozpiera z podniecenia). 

    Ostatnio jej mówię, żeby mi opowiadała historie jak uprawiała seks z innymi facetami lub też pokazała mi jak to robiła to wówczas potrafię osiągnąć orgazm - bez tego ani rusz. Bez tego bodźca nie jestem w stanie skończyć. Ona zaczęła grać rolę naprawdę przekonywająco, za każdym razem udając pozycje w łóżku, mówiąc mi sprośne rzeczy i tworząc jakby obraz tego, że ja leżę obok, a ona się z kimś pieprzy. I to mnie, kur.wa jakoś podnieca, a zwykły seks lub doggy style jakoś nie. A ona właśnie to uwielbia...

     

    Próbowaliśmy viagrę, ale ta nie działa. Może seks był dłuższy o 5 minut, ale potem znowu opadł i nic nie dało się wskórać. Viagra mnie trochę otumaniła, seks uprawiałem tak jakbym tego penisa w ogóle nie miał i tylko dotykał swoimi udami jej uda. Ostatecznie skończyłem pod wpływem ogromnych emocji, kiedy udawała, że robi loda jakiemuś reżyserowi.

     

    Ona wie, że ja to lubię. Zaakceptowała to i robi wszystko, by mi pomóc i poczuć się lepiej. Nie narzeka, nie zniechęca, a wręcz przeciwnie. 

    Problem jest, że penisa nie czuję, viagra nie działa, dieta czy siłka też. Nic a nic... jest mi z tym źle, czuję pociąg do tej kobiety na jakiś taki specjalny dziwny sposób i nie mogę rozwiązać tego problemu.

     

    Jakieś sugestie?

    Dzięki wielkie

     

    PS: nie oglądam porno, ani nie masturbuję się za często. Może raz na tydzień, dwa.

  2. Jestem z powrotem. Trochę czasu minęło, musiałem odpocząć od emocji jakie mnie ogarnęły i poukładać sobie wiele spraw w głowie.

    Postaram się ustosunkować do wszystkich komentarzy.

     

    Na początku chciałbym powiedzieć, że jako, iż jestem tutaj sam, wszystko wydaje się podwójnie albo i nawet potrójnie trudne. 

    Ona - moja pierwsza w życiu dziewczyna, pierwsze doświadczenie, pierwsze pocałunki, pierwsze pieszczoty. To właściwie dzięki niej nauczyłem się wielu niezbędnych w moim życiu rzeczy: obeznania z kobietami, rozmowy, gry, seks.

    Do tej pory nie interesowało mnie to w ogóle. W większości wypadków kończyłem w friendzone, albo po prostu nie angażowałem się w ogóle. Nie całowałem się, nie podrywałem, w ogóle zajęty byłem wyłącznie sobą i swoją samodoskonaleniem(dlatego teraz jestem autorytetem dla wielu ludzi z Tajlandii).

    No i jak miałem się czegokolwiek nauczyć? Jak człowiek w dupie miał baby, a jedynie po głowie chodziły mi dodatkowe kursy, lekcje, wolność. Taki byłem, dopóki nie poznałem swojej Tajki. 

    W Polsce napotykałem laski, skupiające swą uwagę na moich pieniądzach. Jestem człowiekiem obrotnym i wytrwałym, wiem jak zarobić pieniądze i to w łatwy sposób.

    Imponowała im moja niezależność oraz to, że potrafię sam się utrzymać, być silnym.

    Ale cóż z tego, jak prezentowałem rażące w oczy białorycerstwo. I tak minął 24 rok życia, zero kobiet, zero związków, zero seksu, nawet się nie masturbowałem przez te 24 lata, bo rodzinka wmówiła, że nie wolno, że to grzech itd. Podświadomość usunęła uczucie pożądania, seksu, przyjemności. Nie patrzyłem na kobiety seksualnie, nie potrafiłem się podniecić, gdyż było to tłumione przez lata(karane w domu). Był raz moment, że wypiłem raz z koleżanką - według innych super dupa - i wylądowaliśmy w łóżku(jej aranżacja). Nic nie wyszło, nie poczułem nic(zero pożądania), a próbowała i próbowała. Nie załamałem się tym, bo nie było czym. Miałem to w czterech literach. Ona zaskoczona, bo jak to na mnie nie działa, skoro reszta kolesi z imprezy się na jej widok śliniła(ja wówczas miałem na nią wyjebane i jakoś jej to zaimponowało).

    Tak więc stając się starszy czułem coraz mniej i mniej. Taki aseksualny jakiś: zero masturbacji, zero chęci, zero czegokolwiek a jedynie... samodoskonalenie, samodoskonalenie. Jak chciałem, potrafiłem ogarnąć język japoński do zaawansowanego poziomu w 3-4 miesiące. Byłem "wodzem" na studiach, poważany przez ludzi, uczniów, silny na treningu karate. Taka skorupa przeciwko uczuciom. 

    No i dlaczego rzuciłem rodzinę, studia, pracę, szacunek tych wszystkich ludzi? Bo wreszcie kur.wa coś poczułem przy tej Tajce. Nie potrafię tego wyjaśnić, po prostu miałem dość walki samemu, bycia samemu, ciągle tego samodoskonalenia. No bo ile można? Więc poświęciłem wszystko i poleciałem. Czy się zawiodłem? Oczywiście, że nie. Wreszcie byłem szczęśliwy.

    Razem pracowaliśmy nad moimi problemami. Doskonale wiedziała w co się pakuje, jaki mam bagaż życiowy. Nieraz ją tym gnębiłem, a jednak mnie nie zostawiła. Były momenty, że mogła trzasnąć drzwiami i pójść w pizdu. Nie jestem super bogaty, przyleciałem z dwoma kredytami na głowie, problemami. Na dodatek problem z erekcją, który utrzymuje się do dzisiaj. Chłopaki, prawda jest taka, że nie dawałem i nie daję jej dobrego seksu. Przez 24 lata nie robiłem nic, by wzbudzić w sobie jakiegokolwiek uczucia.

    Teraz mamy tylko pozycję misjonarską i czasami na jeźdźca i tak przez cały rok. Mam jakiś uraz fizyczny, nie czuje w 100% swojego penisa, kiedy w nią wchodzę. Podczas masturbacji czy seksu oralnego też nie za bardzo czuję. Orgazm nie przynosi ulgi, jest... "normalny". Nie czuję się podekscytowany orgazmem (anorgazmia?). Kiedy mam problem ze wzwodem, ona przytuli, pocieszy, poprawi samopoczucie. Jest jakoś tak magicznie...bezpiecznie (inna kobieta już by dawno mnie rzuciła, gdyby zobaczyła, że na przykład mi przy niej nie staje lub nie potrafię jej porządnie wyruchać).

    Czy mnie podnieca? Tak, bo mam zupełnie inne zrozumienie poczucia ekscytacji. Gdy czuję bliskość, ciepło zrozumienie, wówczas w mojej głowie uruchamia się podniecenie (nigdy tego nie miałem w życiu). Dlatego nie potrafię zdradzić, muszę być z kimś długo i dosyć blisko, by coś poczuć (jest grupa ludzi na świecie, którzy za nic w świecie się nie podniecą, jeśli nie zrobią to z osobą, którą znają bardzo długo). 

     

    Ona powinna zostawić mnie już dawno temu z czystych powódek:

    - brak normalnego seksu (ma fantazje i pozycje, które chce wypróbować, a ja po prostu nie mogę)

    - wiele problemów, które sam tworzyłem

    - brak wielkiej kasy

    - białorycerstwo, czyli brak bycia silnym seksownym samcem

     

    Można by przypuszczać, że zostaje ze mną z powodu brak alternatywy. Jeśli przez cały rok, gdy zmagaliśmy z tymi wszystkimi trudnościami, nie potrafiła nikogo znaleźć i odstawić mnie jako arbitra to chyba coś jest na rzeczy. Na co jej pozycja, pieniądze jak zachowywałem się jak ciota, nie dając jej dobrego seksu. 

    No to mi odpowiadała, że dla niej seks nie jest aż tak ważny. Nigdy ponad uczucie jakim mnie darzy. Ostatecznie się pogubiłem. 

     

    Reasumując powyższy tekst, nie potrafię jej zostawić, gdyż nauczyła mnie miłości, bliskości, pokazała na czym to wszystko polega. To jest jak narkotyk, którego nie możesz odstawić. Wypowiedzi chłopaków, którzy natychmiast proponują zerwanie są śmiałe, aż nazbyt. Większość z nich wiele przeszła, miała wiele kobiet.

    Łatwo powiedzieć, idź i rzuć.

    Nie mogę tak, nie po tym co od niej otrzymałem. To jest moja pierwsza miłość, dopiero uczę się życia. Powoli rozumiem swoje emocje, które siedziały głęboko w podświadomości przez całe życie. Gdybym teraz zerwał, z pewnością bym się nie pozbierał(to nie jest tak, że uzależniam od niej swojej szczęście). Sam to czuję, nie przepracowałem jeszcze swych emocji i ewentualnych rezultatów. Potrzebuję pomocy, czasu i kogoś postronnego, by mieć nad "sobą" władzę. Jestem tu sam...jak palec.

    Na razie zerwanie z nią nie wchodzi w grę bo i dlaczego, skoro jestem na etapie programowania jej i wychodzi nadzwyczaj sukcesywnie. I czuję się z tym szczęśliwy.

     

    Po tym jak ją wyjebałem z domu i musiała spać całą noc na klatce, to ją ruszyło. Powiedziała mi, że oczekiwała, że po nią wyjdę,zatrzymam. Nie zrobiłem tego, więc dużo rozmyślała i doszła do wniosku, że pewnych rzeczy po prostu nie może robić, bo zrozumiała jakie kroki mogę podjąć. Mówiąc to była przestraszona, twierdząc, że swym zachowanie może mnie stracić. Tego nie chce. Utrwaliłem ją w tym fakcie i oznajmiłem na koniec, iż ponowne jej "wyskoki" będą z miejsca karane i jak przesadzi to będzie "wyjazd" do mamy. Następnego dnia dostałem wypłatę i jak co miesiąc przez prawie pół roku dawałem jej całość, nagle oświadczyłem (bez ogródek), że swoją kasę zatrzymuję i jej wygospodaruję na kieszonkowe, a reszta (w tym jej wypłata) idzie na rachunki plus konto oszczędnościowe. Przejąłem całkowitą władzę nad finansami, dając jej może odrobinkę praw do jakichkolwiek zmian. Był foch, cichy dzień, ale z drugiej strony przełom. Następnego dnia zaczęły się schematyczne do bólu umizgi, całusy, przytulanki i seks. Wtedy po raz pierwszy spróbowaliśmy czegoś nowego, zajebiście jej się podobało(ja niestety wciąż się zmagałem z brakiem czucia penisa, choć jakiś tam mały procent czułem). Mentalnie mi to odpowiadało. 

    Teraz zdaje sobie sprawę co się stanie, gdy przesadzi, nie posłucha albo będzie próbować podnosić na mnie głos. Momentalnie jest kara, bez reakcji na jej fochy czy płacze.

    Stałem się nieco apodyktyczny, władczy, czasem egoistyczny skurwysyn. Robię to co chcę, kiedy chcę - nie tak jak wcześniej, gdy musiałem pytać itp. Boże...

    Jak była brudasem, to teraz chodzi jak w zegarku. Nie usiądzie dopóki nie posprząta - nawet o 1 w nocy. 

    Jak coś chce to mogę zrobić, ale w większości przypadków pytam: "Jak chcesz bym to posprzątał, to wisisz mi solidny masaż". Zawsze coś za coś. Nie pozwolę się wykorzystywać. 

    Tak samo z sexem, jeśli chcę to po prostu biorę. Oznajmiłem jej, że pomimo problemów ze wzwodem nadal mam potrzeby i po prostu czuję "to" w środku. 

     

    Ta zmiana jej imponuje, moja nieugiętość i stanowczość oraz gonitwa za mną. Trzymam ramę bez puszenia się. Po prostu robię to co do tej pory nie robiłem. Wiele przemyślałem, wiele już w życie wprowadziłem. 

     

    W dniu 30.11.2017 o 01:50, Stary_Niedzwiedz napisał:
    W dniu 28.11.2017 o 11:59, Tajski Wojownik napisał:

    Tłumaczyła to takimi tekstami jak:

    - Nie chcę korzystać z twoich pieniędzy

    - Chcesz pokazać, że zarabiasz ode mnie o wiele więcej (obiecywałem pomoc, by miała na jedzenie i zakupy jak wcześniej - bez skutku)

    - Powinno być jak dawniej, czyli dzielimy wspólnie pieniądze

    Aaaahahhahaha, serio?!

    Ale jak to?

    Przecież moja myszka jest inna niż wszystkie!!!

     

    "Miś, pieniądze nie są ważne! Miś, liczy się tylko nasza miłość!"

    Spleśniałem wewnętrznie...

     

    Po tym jak ją wyjebałem, mogła pójść do matki i tam zamieszkać, ale gdy zrobiła shit test i za nią nie poszedłem, to mi powiedziała, że by do swej rodzicielki ostatcznie nie poszła. Nie miała na to odwagi. Więc to jej straszenie to o kant dupy rozbić. 

    W dniu 30.11.2017 o 01:50, Stary_Niedzwiedz napisał:

    No to weź Jasiu ołóweczek, kajecik i licz.

    Będzie lekcja praktyczna pod tytułem "Ile korzyści wnosi do związku kobieta".
    I przygotuj się, że osiwiejesz z wrażenia ile za to płacisz. Pieniądzem.

     

    Okej, więc liczmy (od momentu jak przejąłem finanse):

    - ja płacę za mieszkanie

    - opłacam swoje kredyty

    - pokrywam koszty za jedzenie dla nas

    - kasa na moje hobby itp

    - 5000 Baht na konto oszczędnościowe

     

    Ona:

    - pokrywa koszta WSZYSTKICH MEDIÓW (gas, prąd, internet)

    - pokrywa koszta ratalne za dwa telefony (jej i mój)

    - pokrywa koszty za swoje jedzenie do pracy

    - kasa na jej hobby (dostaje ode mnie)

    - 5000 Baht na konto oszczędniościowe

     

    Co prawda zarabia mniej ode mnie, dlatego musiałem tak rozgospodarować, by było bez spin. Nie ma władzy nad swoimi pieniędzmi, gdyż oddała mi swoją wypłatę. Kolejną też musi itd. Powiedziałem, że robimy tak jak mówię, albo niech siedzi sfochana i traci czas. Przedstawiłem plan i byłem uparty. Nie zmieniłem zdania. Zatem, jeśli ja trzymam pieczę nad wszystkim to nie przepłacam, oszczędzam tak jak nigdy(dzięki niej). Jest na plus. 

    W dniu 30.11.2017 o 01:50, Stary_Niedzwiedz napisał:

    Z drugiej strony - utrzymanie baby = przynajmniej wydatki na żarcie x2 (a jak tyje 20 kilo to x3 :-) ). Więc przy dobrym ogarnięciu to można i na dietę pudełkową przejść...

     

    Już nie żre, bo trzymam pieczę nad pieniędzmi. Nie ma, że chce. Od razu wali jakimś argumentem co jej odbiera apetyt.

    W dniu 30.11.2017 o 01:50, Stary_Niedzwiedz napisał:

    Więc ja się pytam - znajdziesz gdzieś pasożyta, do którego dołożysz mniej, niż kafla???

     

    Jak trzymasz pasożyta za mordę, to się będzie Ciebie słuchał. A jak nie, to wypierdol. 

    W dniu 30.11.2017 o 04:18, CalvinCandie napisał:

    Kobiety lecą na kasę, na wygodne życie. Mało która jest zaradna sama z siebie. Mam na mysli takie co same sie utrzymają i serio kochają facetów za ich charakter. Takich jest tyle co kot napłakał. Większość woli się dobrze ustawić kosztem faceta. O tym musisz ZAWSZE pamiętać. Dlatego nie dziw się reakcji Twojej połowicy. Od początku zależy jej na Twojej kasie. To, że na początku pomagała, to nie znaczy, że bezinteresownie to robiła, to była długofalowa inwestycja w to co potem może zyskać na Tobie ona i jej rodzina *posag za nią*. 

    Dlatego jej powiedziałem, jeszcze jedna akcja o pieniądze i wyprowadzka. Nie będę z kimś, kto jest ze mną dla pieniędzy. Powiedziałem szczerze i poważnie. Raz ją wygoniłem, to zrobię to kolejny raz. Teraz się boi. 

     

    W dniu 2.12.2017 o 12:26, Kurt_Rolson napisał:

    A tak: wchodze w temat i widze dobry wzór na to jak się 'nie zachowywać'. Swoją drogą nigdy nie słyszałem o 'pyskującej' Azjatce w kontekście relacji "AZJATKA + KOLO Z INNEGO KONTYNENTU". Udało Ci się mistrzu! 

    Pizdeusz ze mnie wylazł, to objadłem się konsekwencjami w postaci pyskówek.

     

    W dniu 6.12.2017 o 09:43, Red_Pill napisał:

    Tak , trafiłeś na zepsuty model , zmień go.

    Co mnie ujęło w mojej azjatce to właśnie że nie podnosi głosu .

    Co nie znaczy że nie ma własnego zdania lub boi się powiedzieć co myśli . Wręcz przeciwnie ! 


    Czemu od razu zmieniać? Z tego co czytałem, to kobietę można odpowiednio zaprogramować. Nie zmienić, broń boże, ale nastawić na odpowiednie tory. Jestem z nią dopiero rok, a nie dekadę, więc pozostaje w niej jeszcze haj hormonalny, który odpowiednio wykorzystany może naprawić to co zostało lekko naruszone. Gdy programowanie okaże się zbędne, to wówczas dam sobie siana. Skupię się bardziej na sobie, bym robił to co kocham.  

  3. Sprawa się nieco wyklarowała. 

    Mieliście wszyscy rację i teraz to widzę. 

    Wczoraj miałem z nią poważną rozmowę na temat naszego związku, mojej zmiany (tj. siłka, hobby, pasja) oraz kwestii pieniężnych. Według audycji Marka, facet nie powinien oddawać całej wypłaty swojej żonie. Powinienem zrobić intercyzę i to właśnie zamierzałem z nią wczoraj zrobić.

    Niestety, wszystko co dotyczyło moich zmian, tj. wprowadzenie nowych obowiązków domowych oraz nowych ustaleń dotyczących siłki itp. były zaakceptowane, lecz kwestia pieniędzy nie została zaakceptowana. Pokazałem jej, że chcę odseparować pieniądze i żebyśmy podzielili to po połowie (tak jak tłumaczył Marek). Zaznaczyłem, że mam do tego prawo z tego względu, że to są moje pieniądze. Krótko mówiąc, miałbym nad swoimi pieniędzmi całkowitą pieczę. Ona traciłaby kontrolę nad tym.

     

    Spotkałem się z gównoburzą, natychmiastowym płaczem i tym, że jej się to nie podobało. W sekundzie, wręcz błyskawicznie skoczyła do szafy i zaczęła pakować rzeczy. Nie było nawet wyjaśnień, próby rozmowy czy zrozumienia. Po prostu skok i pakowanie wszystkich rzeczy. Nie spodziewałem się tego.

    Zszokowała mnie. Chciała zabrać połowę pieniędzy i motor, co postawiłoby w naprawdę okropnej sytuacji. Brak pieniędzy plus brak transportu(ale żem się z nią załatwił,jenak wypłata za dwa dni).

    Próbowałem ją zatrzymać i porozmawiać, bo nie wiedziałem co się dzieje. To była sekunda, jak skoczyła do pakowania, więc jeszcze nie docierała do mnie tamta rzeczywistość.

    Przestraszyłem się nie na żarty, gdyż nowy motor opcjonalnie mogę sobie załatwić, jak będę miał więcej pieniędzy(czyli jak dostanę wypłatę).

    Ja przedstawiłem jedynie pomysł, a ta w ryk i wyprowadzka. Pięć minut temu było spokojnie, szczęśliwie... Szok, przestraszyłem się, naprawdę.

    Tłumaczyła to takimi tekstami jak:

    - Nie chcę korzystać z twoich pieniędzy

    - Chcesz pokazać, że zarabiasz ode mnie o wiele więcej (obiecywałem pomoc, by miała na jedzenie i zakupy jak wcześniej - bez skutku)

    - Powinno być jak dawniej, czyli dzielimy wspólnie pieniądze

     

    Ad.1

    Nie chcę korzystać z Twoich pieniędzy - tekst tak głupi, że aż się komentować nie chce. Przez cały rok korzystała z moich pieniędzy, dopóki miała pełną kontrolę nad nimi to był spokój. Straciła kontrolę, zacząłem być niezależny i się nie dawać to od razu źle i wyprowadzka. Doprowadziło mnie to do szału. Zdałem sobie sprawę, że była ze mną dla pieniędzy, zasobów itp. Nikt nie wyprowadzałby się, groził rozstaniem z powodu takiej błahostki, a tym bardziej ewentualnych planów. Oznajmiłem jej, że jestem gotowy na zmiany, że chce ją wysłuchać, może coś zrobimy z tym wspólnie. Nie słuchała, musiałoby być tak jak ona chce. Nie złamałem się.

     

    Ad.2

    Tutaj wyjaśniłem, że nigdy tak nie pomyślałem.

     

    Ad. 3

    Jak dzieliliśmy pieniądze to było okej. Jak przestaliśmy to mi wytłumaczyła, że dla niej jest za drogo na tym mieszkaniu i jej nie stać (pokrywałem 75% kosztów - ona tylko 25%). Chciała wrócić do mamy, bo przy niej nie musi za nic płacić. Darmowe mieszkanie, darmowe jedzenie. Ze mną ona "traci", bo nie ma na zakupy, jedzenie itp. Więc wychodziło na to, że to kolejny argument potwierdzający jej chciwość. Moja wypłata była po to, by sobie mogła na wszystko pozwolić.

     

    Jaki był finał tej sytuacji. 

    Kiedy się uspokoiła, bo jak zacząłem tłumaczyć jej głupotę i ją zatrzymałem (gdybym był po wypłacie, miałbym pieniądze i motor - dałbym jej pójść w pizdu kurwa. Wybrałem naprawdę zły moment, nie spodziewałem się takiej reakcji), to w końcu jej łepetyna zaczęła coś pojmować. Potem mizianie, całowanie mnie, przytulanie.

    Ale nie dałem się na to złapać.

    Powiedziałem, że tak być nie może i kazałem jej opuścić mieszkanie. Powiedziałem, że potrzebuję czasu. Na razie jeden dzień, potem pomyślę co zrobić. Po tym stwierdzeniu, zaczęła pakować rzeczy (godzina 12 w nocy) i wyszła. Powiedziała, że pójdzie do mamy.

     

    Po godzinie do mnie tekst:

    "w porządku tam?"

    "Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy beze mnie"

     

    Nie odpisałem. Odpisałem nad ranem, bo nie mogłem spać i okazało się, że nie pojechała do mamy.

    Pytałem się, gdzie jest, z kim, co?

     

    "Niedaleko ciebie"

    "nie chcę denerwować mamy w nocy"

     

    I potem niby padła jej komórka, więc się nie dowiedziałem gdzie była, co i jak. Przez 5h.

    Godzina 6:45 rano, wychodzę do pracy - patrzę, ona siedzi pod drzwiami. Oczy zmęczone, ciało się chwiało.

    Wziąłem ją do mieszkania, bo normalnie siedziała jak menel i mi mówi, że spędziła całe 5h na podłodze pod drzwiami. 

    Aż ciężko było w to uwierzyć. Widziałem wrak człowieka, położyłem na łóżku, bo inaczej by na podłodze leżało.

     

    Z jednej strony jest to prawdopodobne, że mogła tak siedzieć, bo raz ją w przeszłości pogoniłem to siedziała pod drzwiami pół godziny. 

    Teraz jak wyszła, zamknąłem drzwi, zamki, wszystko. 

    Oznajmiła:

     

    "Nie miałam gdzie pójść"

     

    Ale z drugiej strony mogła u kogoś przesiedzieć 5h, by potem wrócić nad ranem, kiedy ja wychodziłem do pracy.

    Dzisiaj załatwię tą sprawę do końca.

    Musiałem dostać naprawdę szoku, by zrozumieć z kim byłem.

  4. Okej, postaram się odpowiedzieć na wszystkie wypowiedzi i odpowiednio do nich odnieść. 

     

    @ReddAnthony Nie generalizujmy. Tak jak napisał @gotz nie wszystkie laski są gotowe na seks analny i to zależy od charakteru. Wiadome, że jak jednemu facetowi podoba się lizanie lasce tyłka to innego to będzie obrzydzało. W tym wypadku chyba chodzi o obopólna przyjemność, bo co to za przyjemność jak laska ci się wypina, ale gardzi taką formą seksualną. Nie wiem, ja bym nie mógł uprawiać seksu z kimś, kogo by obrzydzała pewna pozycja/penetracja itp. Kwestia gustu.

     

    16 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

    Powiem Ci z doświadczenia - mówi Ci to, co chcesz usłyszeć, bo pali się Jej grunt pod nogami.

    Nikt nie da Ci tyle, ile OBIECA Ci kobieta z ogniem pod dupą. Nawet polityk przy ciśnieniowej babie to "pikuś blady".

     

    A potem kobieta i tak zrobi swoje.
    To kobieta. Ma swój tok myślenia i swoje cele. Ty jesteś (tylko) środkiem do celu. Kropka.

     

    Możesz mi wytłumaczyć jaśniej na czym polega to twoje stwierdzenie "środkiem do celu"?

    Z tej wypowiedzi wynika, że kobieta ma najwyraźniej jakiś cel i i biznes ze związku. A co jeśli kobieta jest pod kontrolą i zna swoje miejsce w związku i nie może osiągnąć danego celu? Na przykład, nie zapewniamy tak żwawo o przyszłości, pozostawiając ją lekkiej niepewności. Do tego nie jesteśmy bankomatem, tzn. ona wie, że jeśli sobie nie zapracuje to nie będzie miała.

    Wówczas przestajemy być środkiem do "celu" (jakiego?). Czyli jej biologiczna natura rozkaże jej rozstać się z takim samcem i szukać innego, np. białego rycerza, który jej to zapewni?

    16 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

    SORY, WINNETOU.

     

    Liczysz, że kobietę zmienisz rozmową?
    Jedną??

    Stary, Ty wiesz, ile ja "poważnych rozmów" odbyłem z moją byłą żoną?
    Ile łez* przelanych zostało?

    Ile solennych obietnic poprawy?
    Ile "planów naprawczych"?
    Ile razy "została nimfomanką" (a potem usłyszałem, że "miś, mam poczucie, że ty mnie gwałcisz")?

     

    Dlatego mam zamiar się powtarzać i powtarzać, aż zadziała. Też przelałem wiele łez, też usłyszałem wiele planów naprawczych. Nie wiem jak było z Twoją byłą żoną. Fajnie, by było jakbyś o tym co nieco opowiedział, by rzucić jakieś światło na Twoją wypowiedź. Kwestii zrozumienia.

     

    Nie chcę ucierać Ci nosa, jednak szansę należy dać. Odkąd trzymam ją bardziej na "uwięzi" to się słucha. Jak nie sprzątała, teraz zaczęła robić to codziennie. Jak nie myślała o dbaniu o siebie - teraz chce ćwiczyć jogę. Dzisiaj zaczynamy. Wcześniej nie miałem nawet czego oczekiwać - prosta śpiewka, że "jutro, w następnym tygodniu itd". 

    Sama widzi, że mam w dupie jej fochy i płacze, więc nie ma zamiaru tego ciągnąć lub wymuszać manipulacjami. Nieraz widziałem jak chciała coś wymuszać, teraz stałem się bardziej asertywny wobec niej i póki co jest dobrze. 

    16 godzin temu, MoszeKortuxy napisał:
    W dniu 15.11.2017 o 14:26, Tajski Wojownik napisał:

    Wierzę, że będzie dobrze, jedynie muszę być z kimś w stałym kontakcie jak na przykład z wami i mam nadzieję, że wkrótce będę silnym i zniewolonym samcem.

    Chcesz być silnym i zniewolonym samcem?!

     

    Haha racja, no walnąłem byka, że aż wstyd. Chodziło mi o niezależnym.

     

    @wrotycz Masz rację, ale sam wiesz, że nie jest to łatwe. Wkładasz w coś wiele wysiłku, krwi i potu. Przywiązujesz się na pewien sposób (inaczej byłoby to jedynie czyste skurwysyństwo i chciwość). Potem przechodzimy na chłodną kalkulację i wyciągamy wnioski. Więc według chłodnej kalkulacji powinienem ją wypieprzyć z życia, bo nie zgadza mi się z to moimi obliczeniami. Należy sobie wtedy zadać pytanie, czy jestem z nią dla jakiegoś zysku czy z miłości? Czy nie powinienem dać jej i samemu sobie szansy, by się zmienić? Być może to ja zawiniłem, a jeśli podejmę odpowiednie kroki to zakończy się to niespodziewanym sukcesem.

    Ile przecież par chodzi na terapie małżeńskie. Przecież, gdyby wyciągali wnioski i robili kalkulacje to nie byłoby długoletnich małżeństw na świecie.

    10 godzin temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

    Inna sprawa, że czasem to "odcięcie strat" nie jest proste i wymaga dodatkowych inwestycji na wielu polach, bo pierwotna inwestycja ssie zasoby jak odkurzacz...

     

    Tym niemniej jak mówisz - warto sobie od czasu do czasu zrobić rachunek sumienia i bilans zysków i strat.
    W każdej dziedzinie. Począwszy od utrzymania gadżetu, a na relacjach międzyludzkich kończąc...

     

    Ten bilans można robić wyłącznie po wyczerpaniu wszystkich opcji, kół ratunkowych i jeśli czujesz się naprawdę wyczerpany i bezsilny. W przypadku, jeśli już nie działa. Ten tok myślenia to naprawdę radykalne podejście. Nie jestem jeszcze na tym etapie. Jestem na poziomie zrozumienia tej sytuacji, próby naprawy i dopiero wtedy zobaczenia jak to wyjdzie. Jak nie wyjdzie, nie będą zmuszał się na siłę.

     

    @Elijah

    Ona jest również po uniwerku, tyle, że nie mogła znaleźć pracy. Wylądowała więc w sklepie odzieżowym.

    Odniosę się wiec do punktu 3:

    Wpojone mi było białorycerstwo, gdzie facet stawia kobietę na piedestale i robi dla niej naprawdę bardzo dużo. Nabawiłem się jak to ująłeś "pizdusia", gdyż nie dostrzegałem negatywnego wpływu swojego zachowania. Głęboko wierzyłem, że kobietę trzeba często dopieszczać, skakać wokół niej, by była szczęśliwa. Najwidoczniej nie byłem jeszcze gotowy na związek, gdyż od samego początku niszczyłem jej szacunek do mnie. I muszę się ponownie zgodzić, że dałem się zjeść, gdyż chciałem dogodzić, sprawić by była szczęśliwa, a rezultat był zupełnie inny.

    Pojąłem to, kiedy wkroczyłem w świat Marka, jego audycji i felietonów. To forum też mnie odmieniło. 

    Punkt 4: widzisz, ja w ogóle nie rozumiałem jej manipulacji i shit testów. To jak chodzenie po cienkim lodzie. Ona zapłakała to ja już się godziłem, byle tylko przestała (często chciała płakać publicznie). Jak się z nią nie zgadzałem, to chodziła smutna i się nie odzywała przez resztę dnia. Wtedy też ulegałem i robiłem to co chciała. Wyglądało na to, że to ja jestem strona uległą. 

    Punkt 7: ustaliłem już pewne zasady. W większości spraw przejmuję inicjatywę, mówię jak ma być i co robimy. Ona słucha i się dostosowuje. Najpierw są moje sprawy, potem jej. Ewentualnie, jeśli ona chce robić coś wspólnie to wtedy jak skończę swoje "biznesy" to mam dla niej czas. Ona to widzi i czuje, że mam dużo spraw na głowie, że mam jakieś inne życie. Ona chce oglądać seriale, seriale i seriale. Jak pokazuje, że robię coś dla siebie(nie zajmuję się nią i zostawiam samą na dłuższy czas) to ją coś ściska i się łasi. Lub też robi to co ja. Im mniej mi zależy tym jest lepiej. Jest reformowalna, tyle, że ja muszę pokazywać siłę i władzę. 

    Punkt 8: Dlatego teraz lekko jej jadę po ambicji, żeby w końcu się ruszyła i coś zrobiła. Dałem jej powody do zazdrości. Od czasu do czas widzi, że się oglądam. Nie robię tego nagminnie, żeby nie było kłótni, ale widzi to i się wkurwia nieźle. Potem mówi, że czas schudnąć. Więc jakaś nadzieja jest.

  5. Hej. Jestem z powrotem. Od ostatniego bardzo dużo się zmieniło. Jest...lepiej.

     

    Przed rozpoczęciem, chciałbym podziękować chłopakom za konstruktywne i dające do myślenia wypowiedzi. Muszę jednak napisać coś, czego nie wyjaśniłem wcześniej i pewnie rzuci inne światło na tę sprawę. 

     

    Mieszkałem w bardzo małej mieścinie i nagle przeprowadziłem się do metropolii BKK. Ta przeprowadzka miała na mnie ogromny wpływ, otóż zacząłem się dziwnie zachowywać, gdyż wszystko mnie przerastało. Różnice kulturowe, ludzie, ich podejście i zasady. 

    Wówczas chodziłem bardzo poddenerwowany, zestresowany i taki nieswój. Od swojej kobiety wymagałem niestworzonych rzeczy, żeby chodziła jak w zegarku, żeby robiła to co chce. I zamiast z nią rozmawiać to ja w większości przypadków krzyczałem, chodziłem naburmuszony. Za dużo myślałem. Nie potrafiłem sobie sam z sobą poradzić, a co dopiero żyć z dziewczyną. Moje humorki, zagrania i pyskówki zraziły ją do mnie.

    Jak nie posprzątała to zazwyczaj rzucałem jakieś kąśliwe uwagi, jak nic nie mówiła chodziłem zły(no i się dowiedziałem, że nie rozmawiała, bo się bała, że się znowu wkurwię - taki choleryk ze mnie, perfekcjonista).

    Ona siedziała przy mnie wtedy, próbowała pomóc, ale to ja byłem zamknięty. Naprawdę odstawiałem sceny.

     

    Przez te zachowania sprawiłem, że mniej zależało, miała częściej wyjebane i bała się zaangażować, bo zaraz rzucałem się jak głupi.

    Trwało to miesiącami i w ogóle nie rozumiałem o co chodzi. Myślałem, że ona jest jakaś nienormalna, że nie da się tak żyć, lecz nie potrafiłem spojrzeć na siebie(charakter typu - jeśli nie robisz tego co ja, to jesteś zły). Na początku związku było wyśmienicie, dużo energii, zaangażowania i miłości/pożądania. Trwało to dopóki mi nie odpierdoliło. Sam zauważyłem, że moja wewnętrzna siła gdzieś umknęła. 

    Gdy zachowywałem się normalnie, chodziłem szczęśliwy, uprawiałem sport i miałem jakieś hobby - ona chodzi zadbana, sprząta, dba o posiłki, ma ochotę na seks i w ogóle ma ten power.

    Jednak ja wracałem z pracy do domu i czepiałem się szczegółów, robiłem z igły widły. Nie zajmowałem się niczym tylko siedzeniem na komputerze, robieniem planów lekcji i ewentualnego oglądania z nią serialów. I tak dzień w dzień. Jak coś mi nie spasowało to od razu robiłem wojnę. Sam ten związek niszczyłem, sam ją niszczyłem. 

     

    Przedwczoraj mieliśmy 100% szczerą rozmowę. Doszliśmy do wniosku, że coś nam się nie układa.  Stwierdziła, że sama nie wie jak to naprawić. Potrzebuje czasu, wrócić do mamy, bo powiedziałem, coś co ugodziło ją w czułe punkty (jestem bardzo, baaaardzo bezpośredni i czasami nieświadomie urażam ludzi). 

     

    Zapytałem się czy chce na serio to zrobić, czy chce to naprawić? No to chce naprawić.

    Oznajmiłem, że nie będę jej zatrzymywał(poprawiłem to co mi wytknęliście @Adams @Stary_Niedzwiedz), lecz mam pewne rozwiązanie i to od niej zależy czy chce usłyszeć i spróbować.

    Spojrzała na mnie inaczej. Widziała, że teraz byłem gotów... pozwolić jej odejść. Na serio i wtedy bym jej nie zatrzymywał.

    Odważyłem się użyć tej broni i efekt był niebywały, gdyż wcześniej była naprawdę gotowa wstać i wracać. Gdy konsekwentnie jej powiedziałem, że jak wyjdzie i wróci do mamy już nas z pewnością nie będzie (rozmowa w płaczu, na łóżku i po tym tekście odwróciłem się dając jej szansę na ruch).

    Zgodziła się na rozwiązanie.

     

    No to przedstawiłem jej wszystko to co wam tutaj, że miałem zjebane podejście i zachowania. Niszczyłem związek przez bardzo długi czas i nie potrafiłem się ogarnąć, wpływając tym samym na jej zachowanie. Tworząc twór, który zacząłem obrażać, poniewierać i narzekać.

     

    Odpowiedziała mi, że ma problem z okazywaniem uczuć i mówieniu o nich, gdyż została skrzywdzona w młodości. Najlepsza przyjaciółka odeszła od niej zostawiając ją samą. Bardzo bolesne dla niej przeżycie. Przez 7 długich lat nie nawiązała z nikim przyjacielskiej relacji, wmawiając sobie, że da rady ponownie zaufać. Nie otwierała się na ludzi, żyjąc w przekonaniu, że tamci ją skrzywdzą, zdradzą. Była w jednym związku z dziewczyną, lecz tamta zniszczyła jej życie i psychikę grożąc samobójstwem, jeśli ta ją zostawi. Trwało to dwa lata. Zakończyła tą paranoję 3-4 miesiące przed naszym kontaktem na facebooku. 

    Tłumaczyła mi, że starała się znaleźć kogoś normalnego. Poznała kilku chłopaków, z dobrych rodzin, z pieniędzmi, lecz czuła, że to nie to. Dopóki nie poznała mnie. Cały jej świat się zmienił. Pamiętam, że na początku jej dobitnie uświadomiłem, że nie jestem bogaty, że jak przylecę z pewnością będziemy mieć problemy. Szczerze mówiąc, przyleciałem do niej z dwoma kredytami na głowie, 25.000 Baht (2500 złoty) w portfelu, i bagażem. W pierwszy dzień prawie przejebałem całą kasę, bo zapomniałem wziąć portfel z kantoru. Nie wpadła w panikę, lecz mi pomogła. Nie zmieniła w ten pierwszy dzień swojego nastawienia. Wszystko było dobrze.

     

    Jeśli chodzi o kasę @Brat Jan @Stary_Niedzwiedz.

    Od samego początku pomagaliśmy sobie nawzajem. Czasem ciężko było od pierwszego do pierwszego. Nie mogła sobie wielu rzeczy kupić, wyglądałem lekko na gołodupca. Musieliśmy od jej matki pożyczać pieniądze(nie raz). Nic mi nie mówiła, nie robiła fochów czy żali, że nie zarabiam więcej lub coś.

     

    Wszystkie opłaty z oszczędzaniem na hobby, zaręczyny, ślub czy dziecko są wspólne. Nie jest tak, że ja daję więcej czy jestem dwunożnym bankomatem.

    Jeśli ja wykładam załóżmy 5000 Baht, to ona też. Ona jest tak wyczulona na punkcie oszczędzania, że woli oszczędzić to 5000 niż pójść sobie coś kupić(powstrzyma się cały miesiąc, jeśli chce). Jeśli daje jej całą wypłatę to pierw jest oszczędzanie, potem mieszkanie, jedzenie - na końcu nasze potrzeby. Wszystko jest po równo, czasem się zdarza, że coś więcej sobie kupi, bo promocja. Sprzedaje rzeczy w sklepie internetowym, jak zarobi to idzie na oszczędzanie.

    Zdaje sobie sprawę, że zarabiam od niej więcej, ale...

    1) mam dwa kredyty na głowie - schodzi na to przeszło 20% naszych wypłat - zero podtekstów, żali czy cokolwiek. Pełne zrozumienie i pomoc.

    2) nie przewala na lewo i prawo swoich i moich pieniędzy, robiąc mi wyrzuty potem dlaczego nie zarabiam więcej.

    3) wie, że bez mojej zgody nie może nic kupić i jeśli się nie zgodzę to nie kupi. Mamy odłożone dla siebie pewne pieniądze co miesiąc, jeśli je straci i chce coś kupić dodatkowego to zawsze musi być moja zgoda

    4) oszczędza, oszczędza i oszczędza. Jest to dla mnie lekko denerwujące haha

     

    Ps: dziecka nie chcemy dopóki oboje nie będziemy zarabiać więcej. Był płacz z tego powodu, lecz doszliśmy do konsensusu. 

     

    Na początku związku było naprawdę ciężko i musieliśmy prosić jej matkę o pomoc. Kręciło się wokół niej wielu z większym portfelem, ale dla niej kasa się nie liczyła - byłem jej pierwszym (która kobieta rzuciłaby się na faceta z długami i niepewnym tego, czy znajdzie pracę po przylocie?). 

    Przez pierwsze pół roku zarządzałem pieniędzmi i żyłem z dnia na dzień, nie potrafiłem oszczędzić ani grosza. Od momentu, kiedy ona przejęła kontrolę nad finansami, mamy  pieniądze i nie musimy się o nic martwić. Nawaliłem wtedy i to solidnie, żyłem nieodpowiedzialnie. Muszę jej dać za to ogromnego plusa. Sam nie wiem, co bym zrobił. Obudziłbym się chyba z ręką w nocniku.

    Odkąd się tym zajmuje to wszystko jest pod kontrolą. Kiedy ja zarządzałem to lubiłem wydawać. Na pierdoły... jak dzieciak.

     

    @jaro670 motocykl jest jej.

     

    Wracając do sedna sprawy... postanowiliśmy wyrzucić z siebie wszystko co niszczyło ten związek i zacząć od nowa. Ona się postara i ja się postaram.

     

    Tak więc, zmieniłem swoje nastawienie: z buraka rzucającego przekleństwami postanowiłem się zmienić w optymistę. Uprawiam sport i mam hobby, którym się zajmuje. Czytam książki, trenuję spokój ducha, mniej jestem wybuchowy(sic!), uśmiecham się więcej. Efekt niesamowity. 

    Jak nigdy, posprzątała całe mieszkanie, zadbała o obiad, spakowała śmieci, łóżko wyścielone, zmienione i pachnące. No kurwa, nie ta sama kobieta. Wcześniej ciężko było u niej z zainteresowaniem seksem, a teraz łazi, łasi się jak głupia, szalona.

    Ja też co nieco zmieniłem. Nie latam za nią cały czas (wcześniej latałem, dogadzałem - zrobiłem z niej lenia, a potem się darłem czego tak się zachowuje), zajmuje się swoimi sprawami i robię co lubię, uzależniając swoje szczęście od niej, by nie stawiać jej na piedestale. Odsunąłem się znacznie, lecz pokazuję, że mi zależy i jestem szczęśliwy z tym co robię. Podczas przedwczorajszej rozmowy powiedziała, że nie widziała mnie wcześniej szczęśliwego, no to się jej żyć odechciewało. Dotknęła mojego ego dotkliwie wiele razy, co zmusiło mnie do refleksji.

    Teraz jest inaczej, lubi mnie pełnego pozytywnej energii i szczęścia. To ją motywuję do działania, przez pół roku nie zabrała się do nauki angielskiego, teraz poprosiła o pomoc w nauce. Dawno nie widziałem takiej werwy i zaangażowania. I co więcej, chce jak najszybciej zrzucić kilogramy. Teraz, gdy widzi, że nie robię akcji, np. żałośnie o ciuchy jak to przedstawił @Komti, to szlag ją trafia, że ja chodzę szczęśliwy i robię to co kocham, a ona nie.

     

    Co więcej, gdy strzela jakiś foch lub przegina z czymś pałę to jestem cichy, poważny i oschły (ona tego bardzo nie lubi i czasem wystarczy, by zaraz się zaczęła łasić). Nie podskakuję wokół niej jak dawniej, prosząc by się nie gniewała. Jestem stanowczy i mówię jakie mam na ten temat zdanie, po czym odchodzę i robię swoje. Próbuje mnie złamać emocjonalnie, lecz stoję jak skała. Dzisiaj chciała przegiąć z jedzeniem i kupić swoje ulubione jedzenie. 

     

    Zrobiła mi shit test. Jesteśmy w sklepie, godzina 21:30:

     

    Ona: Muszę coś kupić na noc.

    Ja: Ale masz już jedzenie w ręce (duża paka jedzenia).

    Ona: Nie wystarczająco dla mnie. Nie zasnę jak nie zjem więcej. Nie dbasz o mnie?

    Ja: "Nie podoba mi się to, rozmawialiśmy, że wracasz do swej figury".

     

    Chłód, cisza, widziała, że mi to nie pasuje. Odwróciłem się i poczekałem na nią na zewnątrz (idąc po motocykl).

    Wyszła po pięciu minutach z tym jedzeniem, ale powiedziała, że nic więcej dzisiaj nie tknie. Zadziałało? Zadziałało. Po powrocie do domu schowała dodatek do lodówki.

     

    Reasumując, jak to wielu braci stwierdziło z kobietą to jak z dzieckiem. Trzeba krótko i stanowczo. Bez zbędnych ceregieli. Nie zmieniać zdania. Odkąd stosuję tą taktykę, mam mniej fochów, mniej jej odpierdalania i chodzi jak w zegarku. Sprząta, robi to co do niej należy i nawet ma większą ochotę na seks. 

    Jest mi ciężko czasami, bo chcę zrobić coś typu a'la biały rycerz, jak na przykład:

     

    a) robić to co ona chce, gdy nie mam na to ochoty

    B) usługiwać jej

    c) kupić jej coś co chce (gdy na przykład wydała już swoją działkę pieniędzy)

     

    Ale w zamian dostaje:

     

    a) Sorry, jestem zajęty, właśnie robię to czy to

    B) Mogłabyś sama to zrobić, przesadzasz wiesz... nie jestem lokajem (dostaje teksty, że nie można na mnie polegać, to mówię, że pomogę, ale większość rzeczy może zrobić sama - foch na piętnaście minut jak się nie odzywam, po czym przychodzi się przytulić lol)

    c) wydałaś już swoje pieniądze, oszczędzaj na przyszłość to sobie kupisz, teraz musisz czekać do końca miesiąca (po czym kończę temat i robię swoje itp., nie przejmuję się jej fochem czy jakimś przytupem).

     

    Gdy okazuję siłę i stanowczość, mam swoje życie i czuję się z tym wspaniale to jest dobrze. Jest kochana, robi to wszystko o co się darłem przez cały rok. Żyje się lepiej, nie mam powodów do nerwów. Gdy sam okazuję słabość przez dłuższy czas to wówczas wyjebka. Bracia tłumaczyli tutaj, że kobiety mają to w swojej naturze, że po dłuższym braku siły, kobietom odwala i to ostro.

    Nie chcę powtarzać tego samego błędu... białorycerstwa. Nadal we mnie tkwi i z tym walczę, ale dzięki wam wiele się nauczyłem. 

     

    Na kobiety działa siła, stanowczość, zdecydowanie i pasja. Jak tego nie ma, to będą odpierdalać. 

    Zdaje sobie sprawę, że jeszcze popełnię dużo błędów. Zrobię z siebie frajera, obleję shit testy. Muszę się uczyć.

     

    Mam tylko nadzieję, że będzie lepiej i lepiej @nieidealny świat. I nie na 30 dni, a na dłużej.

    Ona widzi zmianę, podoba jej się to i mi również. 

    Ukłucie w ego naprawdę zapodało nieziemski efekt.

     

    Zobaczymy co będzie. Dzięki za wstawki, zmieniliście moje życie.

     

     

     

     

     

     

  6. @Komti jak to mówią: Polak mądry po szkodzie. Im więcej czytam to forum, to zdaję sobie sprawę ile tych testów przerżnąłem i jakim kretynem byłem. 

     

    Czytam te swoje wypociny i aż się tego wstydzę co zrobię. Serio.

     

    Nie wyobrażam sobie teraz jej nie puścić, gdy będzie chciała wyjść lub też powtórzyć akcję z motocyklem. Ciuchy też porażka... mi trzeba nieźle napierdolić, żebym się 100% obudził. 

    Podejmuję małe kroczki, nie jest łatwo.

  7. Wybaczcie, że nie odpisałem wczoraj, ale byłem zajęty.

     

    Ale do rzeczy. Miałem z nią przedwczoraj poważną rozmowę.

    Zaczęło się kłótnią, gdyż od tak/nagle zaczęła ubierać się naprawdę wyzywająco, tłumacząc, że taka jest moda. Pewne ciuchy, które powinny zostać wyłącznie w garderobie/sypialni(dla chłopaka/męża) zaczęła ubierać do pracy. Oświadczyłem jej, że wygląda to nazbyt dwuznacznie. Wcześniej prosiłem o to, by się tak nie ubierała, lecz pomimo tego złamała zasadę. Naprawdę zacząłem myśleć, że przebiera się tam dla kogoś. Wymówka taka, że w Tajlandii taka panuje moda, tyle, że jej znajomi z pracy nie ubierają się w aż tak wyzywające ciuchy. "I tak jestem gruba, kto by mnie chciał" - zapaliła mi się czerwona lampka. 

    Finalnie zakończyło się to kolejnym fochem, tekstami, że ją ograniczam, że nie chcę, by była piękna, a ja tłumaczyłem jak dziecku, że pewne ubrania chciałbym widzieć tylko ja, nikt inny.

    Wówczas ten jej foch tak mnie wkurwił, że użyłem NAJPIĘKNIEJSZEJ broni samców jak to @Stary_Niedzwiedz przedstawił: palca wskazującego (to był pierwszy raz) i oznajmiłem, że jak zamierza tak się zachowywać(tłumaczyłem, że to co robi krzywdzi moje uczucia - oczywiście totalna wyjebka) to tam są drzwi. O dziwo, wstała bez mrugnięcia okiem i podążyła w kierunku drzwi. Tak mnie zaskoczyła, że aż byłem oszołomiony. Zatrzymałem ją i krzyknąłem, że gdzie się wybiera o 12 w nocy w Bangkoku, kiedy na zewnątrz tyle gburów i pijanych kretynów.

    Mówi, że nie może ze mną siedzieć, bo usłyszała za dużo złych na swój temat słów. W dupie jednak miała to, że czułem się urażony złamaniem obietnicy.

    Chciała wyjść za wszelką cenę, ale jej nie puściłem: po pierwsze, gdzie by sama poszła w środku nocy w Bangkoku a po drugie, gdyby się jej coś stało to zaraz by mi jej rodzina na głowę siadła i Bóg wie, co by mi zrobili. 

    Pytam się jej, gdzie chce iść a tu tekst, że nie mój interes. Ta wiadomość obniżyła moje uzależnienie emocjonalne o prawie 50%. 

    Pchnąłem ją siłą na łóżko i przeszedłem do sedna sprawy. 

    Głos miałem wyraźnie podniesiony, czułem, że się lekko bała, ale starałem się z całych sił być spokojny. Mówię, że nie pozwolę jej grać na moich uczuciach, że nie pozwolę na fochy, wzięte z kosmosu oczekiwania i inne pierdoły. Jeśli dalej będzie tak kontynuować to po prostu zostanie sama. 

    No to ona w płacz, próbowała uciec z mieszkania, ale ją nie puściłem(no jakoś kurwa nie mogłem).  Krzyknąłem na nią i coś zaczęło docierać. Już nie byłem spokojny, wręcz krzyczałem. Jechałem już grubo, że buduje na mnie swoją samoocenę, że jest leniem, że wciąż jakieś fochy. Przedstawiłem jej fakt, ile ja dla niej zrobiłem, że przeleciałem prawie 8000 km, znalazłem pracę, haruję jak wół, po to by widzieć moją dziewczynę z telefonem i serialami cały dzień w łóżku. 

    No to jak ona, ani słowa, oczy pełne łez i chyba nawet nienawiści, myśli, że nigdy nie będzie dla mnie wystarczająco dobra. Że ja tylko oczekuję więcej i więcej. No kurwa!

    Potem już nawet nic nie mówiła, odwracała wzrok lub odwracała się na drugą stronę, byle tylko nie rozmawiać. 

    Boże, a ja głupi starałem się nawiązywać kontakt i próbować rozmawiać, rozwiązać tą sytuację, ale to jak grochem o ścianę. Bez rezultatu, ja jestem tym złym, bo się zmieniłem i grożę jej odejściem, jeśli się nie zmieni. Że jestem kłamcą, bo obiecywałem "na zawsze", że nie wie już czy ją kocham, czy chce mieć ze mną rodzinę, że pewnie chcę ją zostawić. Stałem się bardziej niezależny, postawiłem się i przedstawiłem konsekwencje pewnych zachowań to zapaliła się jej lampka, że pewnie chcę ją zostawić.

    A mój tekst był prosty: "jeśli przestaniesz o siebie i o mnie dbać, lub nie będzie to wystarczające bądź odpowiednie lub tez zaczniesz mnie obrażać i wyzywać to nie widzę nas w przyszłości". A tu szloch, że chcę ją zostawić.

     

    Jak się to skończyło: nie mogę zaprzeczyć, że zaśmierdziało tu moim białorycerstwem. O 2 w nocy poszła do sklepu "7/11", oddalonego może z 2 minuty drogi motocyklem. Zabrała motocykl(mój jedyny środek dojazdu do pracy) i przestała się odzywać przez przeszło 20 minut. Ja wkurwiony, bo trzeba wstać za 5 godzin i muszę dojechać motocyklem, a tej nie ma. Bóg wie, gdzie jest i czy wróci. Wyszedłem z domu i lecę na rozbicie łba do tego sklepu, no to wyjeżdża mi zza rogu. Każę jej zejść z motocykla i siadam za kierownicę. Dojechaliśmy do domu i KURWA za to się przeklinam, zamiast ją opierdolić, to ją przytuliłem jeszcze. Wydygany byłem jak diabli, bo jakby coś się jej stało to by mi ta patologiczna rodzina na dupę siadła. Powoli do mnie dochodzi w jakie bagno się wpierdoliłem. 

     

    W domu już kazałem jej iść spać, ja zrobiłem to samo.

     

    Po tym co się odpierdoliło w nocy, nie potrafię już na nią patrzeć tak jak wcześniej. Zniszczyła mnie próbą ucieczki z domu i totalną wyjebką na problemy.

    Zauważyłem, że wciąż zachowuję się jak biały rycerz. Ano z tego powodu, że jestem wrażliwy i sam jak palec. Zacząłem więc nad tym pracować @Komti. Mam jednego francuza kolegę tutaj plus zalogowałem się na fajnej stronce jak Tinder i od czasu do czasu wymienię się wiadomością z jakąś laską(moją o tym praktycznie nie wie i nigdy się nie dowie).

    @jaro670 zacząłem bardziej o siebie dbać: siłka, hobby, nauka Tajskiego, wszystko by podnieść swoją samoocenę i być gotowy na tajską dżunglę.

     

    @nieidealny świat nie wrobi mnie w dziecko, o to się postaram. Dziecka, ślubów, zaręczyn nie będzie.

     

    Jaki jest mój podstawowy problem? - BIAŁORYCERSTWO I SAMOOCENA

     

    Nad białorycerstwem muszę popracować(wtłaczane, kreowane całe życie). Ciężko z tym u mnie, łatwo mnie nagiąć pod tym względem. Moja samoocena natomiast kwiczy i moja wie, jak ją wykorzystać do własnych celów lub też, żeby mieć pod kontrolą. Nie chcę czuć się jak gnojek, tak mnie ona urabia, że właśnie czuję się jak zły i zaczynam w to wierzyć. Przez te jej manipulacje nie potrafię być skurwysynem.

    Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, z jednej strony chciałbym ją wyjebać z domu, z życia, a z drugiej jakoś nie mogę, bo jak stwierdził @Stary_Niedzwiedz wciąż po głowie chodzi mi myśl o "utopionych kosztach". A wynika to z zostawienia dla niej mojego hobby, przyjaciół, rodziny, pracy i uniwerka. Naprawdę ciężka sprawa. I przez to zachowuję się jak pizdeczka i biały rycerz, bo myślę o ratowaniu tego. Dlatego ulegam, jednak, gdy dłużej z wami rozmawiam (a więc pozostaje w kontakcie z kimś inteligentniejszym, z doświadczeniem) to moje białorycerstwo znika, bardziej i szybciej przekonuję się do podjęcia odpowiednich kroków. Bez was nie wiem, czy bym to zrobił. 

     

    Potrzebuję czasu, wiem, że będę popełniał kategoryczne błędy(za które pewnie dalibyście mi w mordę), ale stopniowo się ich pozbędę. Już i tak na chwilę obecną wiele zmieniłem, choćby to, że poświęcam więcej czasu na karierze zawodowej i hobby zamiast siedzenie z nią. Mniej rozmawiam, stałem się oschły, nie ubiegam się o seks(w ogóle) i przez to jej czerep wariuje. Zaczyna biegać wokół mnie jak oszalała, miziać, pytać czy ją kocham itp. Lodzik też był znienacka... 

     

    Wierzę, że będzie dobrze, jedynie muszę być z kimś w stałym kontakcie jak na przykład z wami i mam nadzieję, że wkrótce będę silnym i zniewolonym samcem.

    Póki co nie wylewajcie na mnie dużo wody za moje pojebane zachowanie 

     

    Dzięki, że jesteście

    • Like 1
  8. @jaro670 schemat ten sam, żadnych różnic. Wszystko to co opisał Marek ma odzwierciedlenie również w innej kulturze. Psychika kobiet wschodu nijak się różni od tych z zachodu. No chyba, że zwyczaje panujące w danej kulturze.

    2 godziny temu, nieidealny świat napisał:

    Kochasz to jak sprawiła, że się poczułeś.. Nagle ktoś dał Ci coś czego w życiu nie zaznałeś. Okazał troskę i zainteresowanie. Wpadasz w ten sposób w pułapkę swoich wcześniejszych doznań rodzinnych oraz izolacji od kobiet kiedy hormony powinny były Ci buzować. Idealizujesz to jaka ona jest bo znasz tylko toksyczne relacje rodzinne więc wszystko co było po drugiej stronie jest dla Ciebie niemal rajem.

    W dniu 12.11.2017 o 20:38, Tajski Wojownik napisał:

     

    Tutaj strzeliłeś jak ulał. Żyłem w pewnego rodzaju wymiarze cierpień i trosk, aż nagle otworzyły się przede mną wrota pełne zrozumienia, przyjemności i zakochania. Wkroczyłem tam bez mrugnięcia okiem i teraz degrengolada zjada mnie żywcem. Dzięki za zrozumienie.

     

    2 godziny temu, nieidealny świat napisał:

    Jeśli ona trzyma kasę to kto kogo trzyma w ryzach? To że przestałeś dawać sobie włazić na głowę nie oznacza od razu, że masz już kontrolę w rękach.

     

    Pogadam z nią jutro na temat podzielenia kasy. Nie pozwolę na trzymanie mnie w ryzach. Słuszna uwaga.

     

    2 godziny temu, nieidealny świat napisał:
    W dniu 12.11.2017 o 20:38, Tajski Wojownik napisał:

    - kocha tylko mnie i wciąż to powtarza (mieliśmy naprawdę dużo kłótni, mogła mnie zostawić, ale tego nie zrobiła).

    No nie, dla Taja Cię nie zostawi, ale gdyby w grę wchodził bogaty anglik..... Ja bym taki pewny nie był.

     

    Ciężko tutaj określić, czy by tak zrobiła. Ona nie ma łba do podrywania chłopaków. Przytyła aż do 75kg i jest mała. Dlatego spadła na atrakcyjności. Jak o tym pomyślę, to chłopaki macie rację z tym jej lenistwem, że masakra. Przytyć przeszło 20kg, nic nie robić cały czas, kontrolować. Budzę się powoli.

     

    2 godziny temu, nieidealny świat napisał:
    W dniu 12.11.2017 o 20:38, Tajski Wojownik napisał:

    - kocha mnie pomimo tego, że mam znaczne problemy ze wzwodem(z nerwów) i że w większości przypadków nie może dostać dobrego seksu

    To jest dla mnie co najmniej kilka czerwonych flag. Masz problemy bo wmawiano Ci że masturbacja to zło, sex to zło itp itd. Krótkoterminowo zakup cialis daily (mała dawka do zażywania codziennie) i mozg się ustawi jak tryśniesz parę razy solidnie ;) Natomiast fakt że kobieta nie może dostać dobrego seksu natychmiast prowadzi do pytania o wierność. Tajowie nie są wierni, ale przecież sami siebie nie ruchają, Tajki muszą im dawać :) Nie jeden myślał że "jego myszka taka nie jest". Poczytaj sobie moje wpisy na tym forum, kilka razy tego dowiodłem...

     

    @nieidealny świat Dzięki, skorzystam. Rozpocznę lekturę. Czyli twierdzisz, że Tajka taka typowa "myszka" może skoczyć na bok i może się jakoś ustawiać na boku? Za moimi plecami?

     

    2 godziny temu, nieidealny świat napisał:

    Biały mąż to dla niej kolejny awans. Białe dziecko to i awans i zabezpieczenie żebyś nie spierdolił. Sam napisałeś że jest leniem. O tyle dobrze że coś tam pracuje ale skoro ona trzyma kasę to stary, masz jaja w imadle i uporczywie przekonujesz sam siebie że ona Cię kocha

     

    Z Twojego wpisu wynika, że jest opcja iż nie jest ze mną z miłości tylko z wyrachowania, bo zapewniam jej bardzo dobry dobrobyt. Wszystko co napisałeś jest aż tak prawdopodobne, że razi w oczy. Ja pierdolę, ale bagno, a mam dopiero 25 lat.

    Zapytałeś co chcę od życia?

    Dobrej pracy, dobrych zarobków a przede wszystkim kobiety, która jest dla mnie wyzwaniem, dzięki której muszę ruszać dupę, by być coraz lepszym i lepszym. 

    Widzisz, tkwię w tym związku bo jestem JEDYNIE emocjonalnie uzależniony i nie mogę sobie poradzić z tym problemem. Też taki mój charakter, że wrażliwy, że też przysięgam i pakuję się w gówno. Mi ktoś musi napierdolić nieźle, bym dostał moralniaka. Póki co @nieidealny świat odwaliłeś kawał roboty, pomagając mi. Naprawdę wielkie dzięki. Wierzę, że z waszą pomocą wskrzesi się we mnie przyzwoity samiec.

     

    5 godzin temu, Gaunter o Dimm napisał:

    Poza tym w krajach azjatyckich nasze małe pałki są wysoko ponad średnią, więc prawdopodobieństwo zdrady jest statystycznie mniejsze. Jak dla mnie same plusy. 

     

    @Gaunter o Dimm co to, to prawda :D Tajki zdecydowanie wolą Europejczyków, jeśli chodzi o seks.

     

    @IgorWilk Dzięki za słowa otuchy. Naprawdę pomagają wiele sobie uświadomić; na pewno nie tyle co poprawić samopoczucie, a zrozumieć jakie są moje mocne strony. Widzisz, to ja ją zbudowałem: cały jej wizerunek, reputację, sytuację finansową i resztę. Beze mnie na pewno będzie szarakiem, a teraz jest gwiazdą. Jak jej to odbiorę to jakbym ją dosłownie zabijał. Strasznie ona jest wrażliwa, o matko jak bardzo. Do niej też nie dociera, że jest u siebie a ja jestem sam. Taka jej przewaga. Fajnie, że to podkreśliłeś.

     

    Reasumując, muszę jakieś kroki podjąć. Pierwszy to: nie ma co kombinować, żeby wracać do Polski, bo na chwilę obecną mogę tu zrobić karierę. Już i tak po roku moje zarobki podskoczyły o prawie 300%, a jeśli dostanę się tutaj do International School to wówczas mogę zarabiać i 12k złotych na łebka. I to za nie ciężką pracę, naprawdę.

     

    Drugi krok to wstrzymać się z tymi całymi zaręczynami, ślubami i po prostu przedstawić jej sprawę jasno. Dać jej solidne ultimatum, że jeśli nadal będzie kontynuować swoje zachowanie i dalej brnąć w swym lenistwie to 30 listopada jak dostanę wypłatę, to każę się jej wynieść do matki.

     

    Trzeci krok to podział kasy, ona trzyma swoją kasę, ja swoją. Opłaty podzielimy między siebie, tyle, że nie będzie mnie już trzymać w ryzach.

    Z pewnością spotka się to z fochem, zgrzytami i Bóg wie co jeszcze, bo straci nade mną kontrolę.

     

    Sprawa nie jest łatwa, nie mogę się od tak zwinąć i wszystko zakończyć. To Azja, muszę wszystko rozplanować, kasę, mieszkanie, dojazd do pracy. Jak popełnię chociaż jeden błąd to jestem w czarnej dupie. Jeszcze dużo drogi przede mną, muszę się odciąć emocjonalnie i patrzeć na tą sprawę chłodno i mam nadzieję chłopaki, że jakoś wesprzecie. Liczę też na wpierdol emocjonalny haha :D

    • Like 2
  9. @Red_PillNie patrzyłem na to w ten sposób.

    Jeśli chce kitrać kasę to równie dobrze mogę jej powiedzieć, żeby się wyprowadziła, bo wówczas uzna, że nie chce się z nią dzielić. Ona uważa, że pieniądze powinny być wspólne i że powinniśmy odkładać na zaręczyny i ślub. Jak jej powiem, że robimy tzw. "intercyzę", to nie będzie jej stać na dzielenie się opłatami i się najzwyczajniej w świecie wyprowadzi do matki, bo tam nic nie będzie płacić, albo zapłaci góra 10, 20%. 

     

    Jeśli chodzi o mieszkanie to nie jestem uzależniony, mogę jej powiedzieć, żeby się wynosiła i mieszkanie utrzymam. Finansami się nie przejmuje, dobrze zarabiam. Przeżyję...

    Pozostaje jedynie emocjonalne uzależnienie. Wszystko przez to, że to pierwsza kobita w moim życiu, pierwszy związek. Za dużo dla niej poświęciłem i przez to moja zbroi tak lśni...

    Szlag mnie trafia przez to.

     

    Teraz mi napisała, że ma sny o tym, że ją zdradzam. Nie jest to jej pierwszy.

    Moje zachowanie wobec niej bardzo się zmieniło i ona to widzi. Nie jestem już chłopcem na posyłki, nie pokazuję tego po sobie, ale wciąż mam to myślenie i ciężko się z tym czuję. Powoli je zwalczam, stały się oschły i to ją denerwuje, bo nie ma mnie pod kontrolą. Też stopniowo wychodzę ze zbroi i buduje się we mnie przeczucie, że mogę żyć bez niej. Zobaczę co się stanie...

  10. Postaram się odnieść do każdej wypowiedzi.

    @Wstydliwy Ja doskonale sobie zdaję z tego sprawę, że podnoszę jej status społeczny. Widzicie, ona mieszkała na tzw. zadupiu. Byłem w jej rodzinnym mieszkaniu, to pokoje pokryte są pleśnią, brak remontu i w ogóle bardzo, bardzo nieprzyjemnie. Dzięki mnie i moim zarobkom mieszka w bardzo ładnym, porządnym mieszkaniu plus ma pieniądze na zakupy, kosmetyki i inne pierdoły. 

    Status społeczny ze zwykłej Tajki przerodził się w bardzo dobrze znaną i rozpoznawalną osobę. Każdy się zastanawia jak wyrwała kogoś z Europy. Jak ją teraz widzą znajomi to od razu inaczej na nią patrzą. 

    Ma naprawdę bardzo dużo do stracenia. Jeśli bym ją zostawił, straciłaby wszystkie przywileje: to jest, wróciłaby do "rodzinnego domu", nikt by o nią nie dbał, nie sprzątał, nie dawał pieniędzy na kosmetyki, zakupy (zarabiałaby wyłącznie 1/4 mojej pensji, więc w Tajlandii dosłownie gówno), nie przytulał(bo dla niej to zbawienne), ani nie podwyższał samooceny. Matka nie dostałaby posagu: ja wiem, że oni już na tą liczą. Pytają się mojej, kiedy w końcu zaręczyny(kasa, kasa, kasa). Gadałem o tym ze swoją matką, to mi powiedziała, że na głowę upadłem. 

    Dosłownie bym ją chyba zabił rozstaniem, a co najwyżej doprowadził do depresji.

     

    @Kaktus wiem, że moje podejście mogło ją doprowadzić do tego, że mnie nie szanuję. Staram się więc to nastawić na odpowiedni tor. Jednak stwierdzenie, że lubią czuć się jak kobieta to temat wrażliwy, gdyż właśnie nasze zachodnie podejście typu: mówić jej co ma robić i nie być "partnerem", kończy się zazwyczaj kłótniami, cichymi dniami i prawdopodobnie rozstaniem. Kobiety wierzą tutaj, że partnerstwo jest na pierwszym miejscu. Inaczej rodzina nie zaakceptuje, a jak rodzina nie zaakceptuje to nie ma związku ani ślubu. Takie to posrane.

    Starałem się stosować Twoją metodę, ale zazwyczaj kończyło się awanturą, że jestem egoistą i że jej nie kocham, że jestem taki jak inni (kolejna manipulacja).

     

    @Quo Vadis?

    Postawię jej te warunki. Zobaczę jakie odniosą skutek. Dzięki wielkie za pomoc i zrozumienie. Nawet nie wiesz, jak nienawidzę w sobie tego białego rycerza.

     

    Reasumując, jestem człowiekiem inteligentnym i wyciągam wnioski z każdej udzielonej pomocy. Dbam o siebie, trenuję, uczę się i szlifuję swoje umiejętności. Powolutku uniezależniam swoje szczęście od niej. Inne kobiety się za mną oglądają, więc nie miałbym problemu znaleźć innej. Taka prawda jest, że na chwilę obecną moja partnerka nie jest za bardzo zainteresowana co ja robię, gdy ona jest w pracy, więc mógłbym mieć spokojnie drugą dupę na boku i moja by się nigdy o tym nie dowiedziała. Ale ja nie z takich.

    Myślałem o zerwaniu, uwierzcie mi, bardzo często. Jednak w mojej głowie siedzą pewne schematy:

    1) Jest pierwszą partnerką, przy której na początku czułem, że w końcu żyję

    2) Pomogła mi poprawieniem swojego statusu (mieszkanie, pieniądze na początku związku, gdy przyleciałem do Tajlandii)

    3) Pomaga mi w wielu sprawach urzędowych, bez niej byłoby naprawdę ciężko, naprawdę

    4) Nie wyobrażam sobie i ten podpunkt mnie naprawdę dręczy, że gdybym z nią zerwał to ona by innemu ciągnęła czy dawała dupy. Jezu jak mnie to prześladuje. Gdyby nie ten punkt to wszystko by się inaczej potoczyło.

     

    Przywiązuję się bardzo szybko, wzbudziła za dużo pozytywnych emocji. No i ją kocham pomimo tego wszystkiego. 

    Ona jest reformowalna, jeśli bym chciał miałbym wszystko pod kontrolą: jej zachcianki, fochy, plany plus matkę i ten posag. Gdy okazuje siłę i dominację, to ona stoi w szeregu jak żołnierz. Sprawa się rypie, bo jest we mnie dużo białorycerstwa i na własne życzenie wszystko psuje.

  11. Hej, na jakiej podstawie twierdzisz, że pasożyta i lenia? I do tego nieodwzajemnioną miłością? Możesz to jaśniej wytłumaczyć? Chyba jeszcze blask zbroi mnie oślepia i głupawy jestem.

    Btw. Wiem, że nie zrzuciłem jeszcze białej zbroi. To proste, gdyż forum i Marka poznałem około tydzień temu. Ciężko mi zrzucić ten balast, ale go zrzucam. 

    Coraz bardziej dochodzę do wielu konstruktywnych wniosków, które budują moją samoocenę. Zbroję muszę zrzucać powoli, ale konsekwentnie.

    Z tą właśnie konsekwencją miałem zawsze problem, ale rzeczy się zmieniają. 

  12. Moja historia zaczyna się dosyć nietypowo.

     

    Poznałem ją przez internet jakieś 3 lata temu. Studiowałem wtedy anglistykę, rozmawialiśmy by podszlifować angielski. Nie było żadnych kontekstów ani miłosnych, ani seksualnych. Zwyczajna gadka szmatka. Ja wówczas wychowywałem się w rodzinie dosyć "patologicznej". Ojciec pijak zostawił nas przeszło 10 lat temu. Matka spotkała ojczyma, też pijak i awanturnik. W końcu z przepicia i przepracowania w wieku 35 lat dostał udaru mózgu. Musieliśmy (ja, matka i siostra) się nim zajmować od stanu wegetatywnego aż do pierwszych słów. Moja siostra (4 lata młodsza ode mnie) stała się narkomanką, ćpała jak popadnie, nikt w domu nie pracował, ja przynosiłem stypendium(naukowe i socjalne) co dwa, trzy miesiące(było to jak 3 wypłaty - czasem i nawet 3,500 zł wzwyż). Warto się było uczyć. W tym czasie z nikim się nie spotykałem, nie chodziłem na randki czy podryw. Jak już coś było to zaraz telefon, że ojczym dostaje zapaści itp. Trzeba wracać. Matka nabawiła się nerwicy, więc miałem na głowie utrzymywanie domu, chorego ojczyma, matkę nerwusa i narkomankę. Chujnia na maksa. Ale nie wolno by się poddawać. Do tego w rodzinie typowe podejście, że seks to zło. Więc też się nie masturbowałem, tak mi głęboko to wpoili (matka z babcią).

     

    Kontakt ze swoją Tajką kontynuowałem przez dwa lata. Była fajną odskocznią, można było o wszystkim porozmawiać. Ona szybko się uczyła, była ładna, czasem nawet wyobrażałem sobie co z nią w łóżku robię hue hue :) 

    Po dwóch latach, moja babcia zachorowała na raka kości. Nikt z rodziny nie chciał się nią zająć oprócz mojej mamy (3 córki, tylko jedna wie, że trzeba pomóc swej rodzicielce). Więc przyjęliśmy ją do siebie. Nie dość, że ojczym, narkomanka, matka to jeszcze babcia. Nie powiem, wymiękałem powoli słysząc codzienne jęki bólu, fochy i dogryzania. Pozostałem bez wyjścia, charakter nie pozwalał mi ich tak zostawić. Trwałem w tym "bagnie" przez kolejny rok, aż dowiedziałem się, że mój ojciec zmarł w Niemczech. Rok żałoby, potem po 6 miesiącach zmarła babcia. Kolejny rok żałoby. Byłem wrakiem człowieka. Swojej Tajce o niczym nie powiedziałem, nie wiązały nas aż tak bliskie relacje.

    Moja siostra, narkomanka, której wiele razy ratowaliśmy życie nie przyłożyła się, by nam pomóc. Zresztą i tak z nami nie mieszkała. Mieszkała po ludziach, nie wiadomo co z nimi robiąc.

    Rodzina miała za przeproszeniem wyjebane, jedynie pomogli pokryć część kosztów.

    Minął rok i postanowiłem się wyprowadzić. Wówczas matka rozstała się z ojczymem i wyjechała do Anglii.

    Ja w tym czasie zamieszkałem na wynajmowanym mieszkaniu z najlepszym przyjacielem. Udało mi się sukcesywnie przetrwać tą gehennę, pracować na połowę etatu w prestiżowej prywatnej szkole, wynajmować mieszkanie, spłacać kredyt i jeszcze chodzić na studia niestacjonarne. Sam się sobie dziwię, że potrafiłem to ogarnąć. Wierzyłem głęboko, że jak się chce to się da. Trzeba mieć w końcu jaja.

     

    Zakończyłem znajomość z najlepszym przyjacielem po 6 miesiącach - leń śmierdzący i pasożyt.

    Od czasu, gdy zmarła moja babcia nie utrzymywałem kontaktu z moją Tajką. Tamta chciała się do mnie dobić(ja bez odzewu), już prawie kasując konto na portalu społecznościowym(chwałą Bogu że tego nie zrobiła). W momencie, gdy znalazłem kolejne mieszkanie, mój kontakt z nią się odnowił. Zaprosiła mnie na facebooku. Przyjąłem i wkrótce przeszliśmy na Skype. Jak ją pierwszy zobaczyłem to aż mało co się nie spuściłem (haha typowy prawiczek). Tak cudownej i pięknej istoty nigdy w życiu nie widziałem. Była perfekcyjna pod każdym względem, urody, hobby, komunikacji i wspólnych planów. 

    Nigdy przed nią nie byłem w związku. Owszem, zdarzały się okazje, że chciałem kogoś wyrwać, ale moja białorycerstwo wszystko przesłoniło. Jezu jaki ja byłem głupi, ale też mądry by nie wchodzić z nikim z Polski w związek. Przeklinałbym się chyba całe życie.

    Więc po dwóch tygodniach rozmowy przez Skype, śmiechów, żartów, poważnych rozmów poczułem, że to coś więcej. Byłem samotny, nigdy z nikim się tak nie porozumiewałem. Każda dziewczyna mnie odrzucała, a ta poświęcała mi całość uwagi. Było to na swój sposób magiczne. Zakochaliśmy się w sobie. Nie była brzydka, wręcz przeciwnie atrakcyjna, mogła mieć chłopaka, lecz ona chciała znaleźć tego jedynego i przysiąc mu wierność do końca życia. I jak twierdzi do teraz, znalazła.

     

    Upewniając mnie w swym uczuciu i tym, że nic nie oczekuje ani nie chce(pieniędzy, mieszkania itp.), postanowiłem zostawić to co miałem w Polsce. Ani nie sprawiało mi to przyjemności, ani nie cieszyło. Marna praca, marna przyszłość. Zaryzykowałem wszystko i poleciałem do Tajlandii - lot w jedną stronę. Kurwa, jak ja mam siłę woli, żeby wręcz na krzywy ryj robić takie rzeczy haha

    Zamieszkaliśmy razem. Co było zadziwiające, nie leciała na moją kasę ani pozycję społeczną, tylko to jaki jestem. Nie obchodziło ją czy zarabiam dużo czy nie. Zaoferowała mi mieszkanie, wsparcie pieniężne i emocjonalne. Jak twierdziła w Tajlandii, faceci to zdradzacze do potęgi n-tej. Zaufanie równa się zeru. Występują przypadki, że facet czy kobieta sprawdzają sobie telefony, kontrolują partnerów z kim idą i co robią. Zero wolności, a moja Tajka nie chciała takiego życia. Dlatego, gdy przez Skype przedstawiłem jej nasze zachodnie podejście do związków to ona była wręcz wniebowzięta. Wciąż pamiętam jej ogromną radość jak wspomniałem, że może zatrzymać Instagram. WTF z tą Tajlandią?

     

    Przez pierwsze miesiące była sielanka, życie jak w niebie. Czułem się naprawdę szczęśliwy. Nie było momentu, kiedy rozpływałem się jak lód z tej miłości. Znalazłem pracę po dwóch tygodniach. Zarobki 4x większe niż to co miałem w Polsce. 20h tygodniowo, z czego większość to praca z fajnymi uczniami.

     

    Powiem jednak szczerze, że kosztowało mnie to naprawdę wiele nerwów.

    Inna kultura, inne jedzenie. Codziennie po 45-50 stopnie Celsjusza. Nikt nie mówi po angielsku, zero przyjaciół, zero znajomych. Ciężka sprawa. I tu zaczynały się schodki i na światło dzienne wychodziły pierwsze nieprawidłowości mojej Tajki. Otóż tajska kultura nigdy, przenigdy nie uczy jak postępować, gdy ktoś ma problem. Trzymają to w sobie, zamiatając problem pod dywan, wierząc, że sam się rozwiąże. Tak, tak...  właśnie tak sobie uprzykrzają życie. "Mai pben rai", słyszę, gdy coś trzeba zrobić.

     

    Moja Tajka niestety wzięła sobie to bardzo do serca. Różnice kulturowe sprawiły, że nie rozumiałem wielu rzeczy i miałem sporo problemów. Zamiast mnie wesprzeć, porozmawiać, to moja Tajka miała na to wyjebane: "Mai pben rai", albo że przesadzam czy za dużo myślę.

    Kolorowy świat stawał się szarawy. Odezwać się nie miałem do nikogo, bo z Tajami trudno nawiązać kontakt(jak nie mówią po angielsku), a z innymi obcokrajowcami nie było jak. Przecież nie będę na kilku pierwszych spotkaniach walił o prywatnych sprawach.

     

    Nabawiłem się solidnej nerwicy i lekkiej depresji. Z moją dziewczyną nie dało się porozmawiać na temat problemów. W ogóle...

    Dopiero po 5-6 miesiącach wyszło szydło z worka, którego nie widziałem na Skype.

     

    Otóż moja Tajka ma kilka wyraźnych wad.

    - Jest solidnym leniem, wciąż mówi dziecięcym angielskim i nie okazuje żadnych chęci, by ten angielski poprawić. Nakłaniałem, motywowałem, przygotowywałem lekcje tylko dla niej - bez rezultatu.

    - Nie sprząta po sobie: Jeśli ja nie posprzątam to wylęgnie się tu stado karaluchów. Ona - coś tam parsknie, ale posprzątać sama z siebie tego nie zrobi.

    - Nigdy nie zainicjuje seksu: zupełnie jakbym nie był dla niej atrakcyjny, brzydki i jakiś taki. Twierdzi, że to przez pracę, bo stoi w sklepie 8h i nie ma potem siły. Hmmm to naprawdę niszczy samoocenę.

    - Mało mówi, trzeba zawsze jakiś temat rzucić, żeby mogła się podczepić, o ile nie jest zmęczona. Jak ja się nie odzywam, to zaraz, że jestem zły, obrażony.

    - Wiecznie zmęczona. Nic się nie chce, tylko przeglądać beznamiętnie facebook i oglądać seriale. I tak przez cały rok jak jesteśmy razem. Aż można kurwicy dostać.

    - Nie ma hobby, nigdzie nie wychodzi - wymówka, że zmęczona i że woli siedzieć na telefonie. Teraz dorwała się do pewnej gry i siedzi jak opętana.

    - Baaaaarrrrddzzzoooo duże plany.

     

    Tajska kultura wymaga, żebym po roku lub dwóch się oficjalnie zdeklarował co z nią chce robić. Inaczej rodzina straci "Twarz". Moje "deklaracje" to pierw zaręczyny, czyli spłata "córki".

    Muszę zapłacić matce 100.000 Baht (około 12 tys. złoty), plus zorganizować imprezę. Ja pierdolę... Potem ożenek, matka zawołała około 500.000 Baht (około 50-60 tys. złoty). Jak nie zapłacę to wówczas jest tekst, że obrażam ich kulturę. Powiedziałem swojej, że jej matka jest chciwa to niestety moja się obraziła. Taka kultura i muszę zapłacić, ona nie chce mieć z rodziną na pieńku. 

    Zacząłem więc nurtować internet w celu pomocy i okazało się, że inni obcokrajowcy również płacą. Płacimy jak to mówili za tą ich nieziemską urodę. Dla mnie cały ten system był i jest w ogóle posrany i to dość grubo.

    No to wyjaśniłem sobie to z Tajką, ze jakoś uzbieramy. Kurde, no kocham ją.

    No to dowaliła mi, że jeszcze chce teraz dziecko. I rzucała mi teksty, że jak ja nie chce dziecka to ją nie kocham. Ja - w tamtym czasie biały rycerz - na wszystko się zgadzałem, byłem ugodowy. Jezu jaki ja byłem głupi. 

    Mówi mi i naciska, że muszę znaleźć lepszą pracę, bo na dziecko. Zapierdalałem naprawdę grubo, ale wciąż mało.

    Popełniłem wtedy naprawdę dużo błędów i dopiero po audycjach Marka i forum zrozumiałem, dlaczego się to wszystko działo. Jak kobiecie dasz paluszka, potem rączkę to ona weźmie całe ramię. I jeszcze jej będzie mało. To taki wiecznie głodny zwierz, któremu nigdy nie dogodzisz.

    No i ja biały rycerz, na wszystko jej pozwalałem, bo nie chciałem kłótni, cichych dni, płaczów publicznie. I tak wymuszała na mnie coraz więcej i więcej. Stała się bardzo dominująca i wymagająca, a ja kretyn (nieświadomy błędów) słuchałem i wykonywałem polecenia, bo mi matka z babcią wmówiły, że dla kobiety trzeba robić wiele i często się godzić. Jezu, jaki ja byłem głupi.

    Stworzyłem w swoim związku bossa, który zachowuje się jak facet. Wydaje polecenia, jest leniwy, często ma wyjebane, mało mówi a ja sprzątam całe mieszkanie, gotuję, zajmuję się obowiązkami domowymi i narzekam, za dużo gadam. Do tego muszę dawać wszystkie pieniądze, bo ona i tylko ona zajmuje się finansami. Moja męskość poszła w pizdu. Przestałem się czuć jak facet, bo zostałem totalnie zdominowany. Nie podobało mi się to, więc zacząłem szukać sposobów, by to naprawić (gdyż wciąż było dużo pozytywnych momentów).

     

    Finalnie natrafiłem na radio samiec i potem na to forum. Wgłębiłem się w filozofię Marka i wówczas mnie oświeciło. Wszystko co mi wmawiano, przekazano do tej pory stało się stekiem bzdur. Całe to pierdolenie, że dziewczyny to trzeba na piedestał, że trzeba się o nie starać to tylko pic na wodę. Przesłuchałem multum audycji i obczaiłem wiele tematów i oto co się nauczyłem:

     

    - Uważać na shit testy i zawsze, ale to zawsze pozostawiać oznaki niepewności. To kobieta ma się o nas w większości przypadków starać a nie na odwrót(moim błędem było, że za bardzo się starałem).

    - Nie stawiać kobiety na piedestał (moim błędem było myślenie, że jest lepsza, święta i chuj wie co jeszcze). Odkąd zmieniłem nastawienie i okazuję jej więcej obojętności i dystansu, zaraz zaczęła za mną biegać. Kurwicy dostaje, że jej nie poświęcam uwagi jak wcześniej. Robię to powoli i ostrożnie, by nie wyjść na chama i prostaka. 

    - Uodparniam się na jej PMS. Teraz jak ma okres i zaczyna humorki to jej mówię stanowczo(jak nigdy wcześniej): "jeśli zamierzasz odstawiać cyrki i rozsiewać negatywną energię to zaraz możesz robić to sama. Mogę zrobić nam obiad, pójść kupić jakiś smakołyk, ale jeśli chcesz kontynuować cyrk to ja zaraz wyjdę na x godzin i potem wrócę"(moim błędem było siedzenie i wyładowywanie się na mnie, ja pomimo tego nadal chciałem jej poprawić humor). Rezultat: patrzy na mnie inaczej i jak widzi, że jestem bardzo stanowczy to odpuszcza.

    - Postawiłem granice: Wyjaśniłem dobitnie co się stanie, jeśli będzie powtarzać niektóre schematy i z jakimi konsekwencjami się to spotka. Przeczytałem tutaj na tym forum, że ona musi wiedzieć, że ataki nie mogą zostać bezkarne. (moim błędem było, że byłem ugodowy, siedziałem cicho).

    - Pokazuję więcej siły i stanowczości. Trzymam ją w ryzach, jestem bardziej asertywny niż wcześniej. Nie łamię się, tylko trzymam mocno gardę nawet jak cierpię. Muszę ją nauczyć szacunku, gdyż za bardzo sobie pozwala. (Moim błędem było, że pozwalałem jej jechać po moim szacunku).

     

    Wciąż się wiele uczę. Studiuję to forum jak uniwersytecki wykład. Krok po kroku.

    Wcześniej byłem słaby, zero pewności siebie, strachliwy, nie okazywałem siły ani charakteru, sługus - kurwa, biały rycerz tfu!

     

    I przez to zauważyłem, że ona stała się obojętna na seks (biały rycerz - aseksualność laski), nie zależało jej i była wymagająca tudzież dominująca.

    W dodatku nabawiłem się problemów ze wzwodem i niestety wciąż je mam. Całe życie bez seksu i masturbacji robi swoje. Brak porządnego seksu ze mną daje jej pewnie w kość. 

    Teraz, gdy tak wiele zrozumiałem wdrażam naprawdę dużo idei.

     

    Dlaczego wciąż z nią jestem?

    - kocham ją i to naprawdę

    - jak ją trzymam w ryzach to jest naprawdę kochana i wspaniała

    - zaoferowała mi wspólne mieszkanie na początku

    - troszczy się o mnie w sposób nie do opisania (znakomity)

    - kocha tylko mnie i wciąż to powtarza (mieliśmy naprawdę dużo kłótni, mogła mnie zostawić, ale tego nie zrobiła).

    - kocha mnie pomimo tego, że mam znaczne problemy ze wzwodem(z nerwów) i że w większości przypadków nie może dostać dobrego seksu

    - planuję ze mną przyszłość i zakładanie rodziny. Zakładanie rodziny to dla niej priorytet. Musi być tylko ze mną.

    - nie rozmawia z innymi facetami. Oświadczyła mi, że nie chce z nikim z płci przeciwnej nawiązywać kontaktów.

     

    Może jestem głupi, może wariat i mam nie po kolei w głowie, ale dzięki niej moje życie finansowe jest o wiele lepsze, mam więcej możliwości, poznałem mnóstwo ludzi z innych krajów. Ale ten jej charakter i podejście. Dziwiłem się bardzo, bo nie dawałem jej dobrego seksu, do tego jeszcze zrzędziłem, że jeszcze ode mnie nie odeszła. Ona jest zaparta, że wszystko będzie dobrze, a ja będę silny. Chce rodzinę założyć tylko ze mną, bo nigdy w życiu(a miała ciężkie) nie zaufała tak facetowi jak mi. Tylko ze mną się tak rozumie. 

     

    Ja tak sobie czasem myślałem, że po prostu nie ma lepszej partii, ale dla niej ten związek to świętość i prędzej sama się zabije niż mnie zostawi. 

    Nie wiem co o tym myśleć. Wiem tylko, że dzięki Markowi i wam wiele zrozumiałem i teraz zmieniam swoje życie. Na lepsze i ...silniejsze.

     

    Chwała wszystkim samcom :)

     

    Daniel

    • Like 17
    • Zdziwiony 1
  13. Hej jestem Daniel i piszę do was z Tajlandii. Mam 25 lat, jestem nauczycielem języka angielskiego i bardzo dobrze mi się tu powodzi.

    Z reguły jestem człowiekiem spokojnym i dystyngowanym, trenuję biegi i karate. Lubię lekki zapach adrenaliny oraz wszelkiej maści poradniki, felietony czy "widea", jak na przykład filmiki Marka.

    Cieszę się, że znalazłem stado samców, którzy myślą podobnie jak ja.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.