Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    440
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Maciejos

  1. Maciejos

    Indonezja 2023 cz. 1

    Indonezję miałem już w planach w 2015-2016. Poznana kilka lat wcześniej Indonezyjka miała w planach ślub i pół żartem, pół serio zapraszała mnie na swój ślub. Miałem kasę i jakieś skryte pragnienie podróżowania, ale byłem na obczyźnie, nie miałem paszportu i do tego miałem spraną głowę polską witaminką. W 2022 zacząłem nieco intensywniej podróżować i pod koniec ów roku byłem nieco bardziej aktywny na apkach randkowych. Naturalnie - ustawiałem lokację w miejsce, które miałem odwiedzić, żeby zapoznać już sobie jakieś lokalne niewiasty, a potem po przylocie mieć co robić poza zwiedzaniem. Tak wyszło, że ustawiłem sobie jakieś egzotyczne lokacje, w tym właśnie Indonezję. Miałem dwa podejścia na Tinderze i za każdym razem byłem zaskoczony jak piękne kobiety tam mieszkają. Poznałem kilka pań, z którymi to potem pisałem w miarę regularnie; obie pracowały w biurach, z dobrym angielskim, zadbane. Jedna to sportowa świruska, a druga, jak się potem okazało, wiecznie niezaspokojona krejzolka. Dalszy trip był już w planach. Miała być Japonia, ale na około dwa tygodnie wychodziło nieco za drogo, poza tym - mieszkałem tam przez rok i widziałem większość rzeczy. Poleciałbym pół świata, żeby sobie przychillować i obkupić się w lokalnych sklepach. Tajlandia i Filipiny są daleko na mojej liście - tropikalne kraje z łatką burdelu, nie mój typ. Padło na Indonezję. Bilety zakupione w Lutym 2023, coś koło £780 w obie strony Qatarem z przesiadką w Doha (Katar). Koszty podsumuję na końcu. Wszystkie pańcie, z którymi pisałem - były podjarane, od razu było planowanie co tu robić. Jedna nawet urlop chciała brać, ale wjebałbym się tym samym na minę, bo wtedy wszystkie by się o sobie dowiedziały. Mój każdy trip musi spełniać kilka kryteriów: 1. Raczej z dala od mocno turystycznych miejscówek. 2. Próbowanie lokalnej szamy. 3. Spotykanie się z lokalnymi pięknościami. 4. W miarę bezpiecznie. Jako fotograf-amator również chciałem cośtam fajnego pstryknąć, więc byłem gotów tłuc się w busach dla fajnych kadrów. Dzień 0-1 Mój 12 trip rozpocząłem w Londynie na Heathrow. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że od momentu wyjścia z domu do wejścia do apartamentu w Jakarcie minie równo 25h. To nie był mój pierwszy lot w tamten rejon, więc zmiany czasu jakoś strawiłem, przesiadki były mocno mieszające w głowie. Wyleciałem z Londynu po 21, po 6h dotarłem do Kataru, gdzie miałem 2h na przesiadke i potem kolejny lot 9h prosto do stolicy Indonezji. Nie będę ukrywał, że przy przesiadkach miałem nieco zakrzywione poczucie czasu. Lądowanie w Jakarcie spoko, po wyjściu z lotniska - parówa nie z tej ziemii. Nie miałem internetu w komórce, jedynie zrzut ekranu z adresem. Dostałem cynk od mojej dobrej znajomej, żeby z lotniska brać tylko Bluebird taxi, bo jadą z licznikiem i to jest w miarę OK firma. Żałowałem, że nie ogarnąłem sobie numeru telefonu na lotnisku, bo jak się okazuje - jest z tym trochę jebania. Moja sympatia ogarnęła mi kartę SIM (niby zarejestrowaną), ale coś nie grało z moim telefonem, bo telefon nie był z lokalnego rynku, tylko z Europy. Do tego trzeba rejestrować numery z paszportem. Przepłaciłbym trochę, ale miałbym temat ogarnięty tego samego dnia. Apartament bardzo spoko. Moja sympatia zostawiła mi wspomnianą SIMkę w okolicach mojego apartamentu. Brzmi to nieco egzotycznie, ale za to jak praktycznie. Przed biurami/budynkami są stoliki na których dostawcy zostawiają Twoje zamówienia. Szama, sklep, cokolwiek. Potem wysyłają Ci fotkę, że towar dostarczony i narazie. Nikt niczego nie zajebie, bo po co? Byłem padnięty, więc po szybkim prysznicu i ustawieniu klimy przyszła pora na zasłużony sen. Miałem zaplanowany tylko pierwszy tydzień. Na instagramie jednej ze zmatchowanych dziewczyn znalazłem zajebistą miejscówke - Mt Bromo. Wulkany i malownicze widoki. Pomyślałem, że muszę tam pojechać i cyknąć podobne foto. Wypad zaplanowałem z inną kumpelą, która z początku mnie jakoś kręciła, ale potem wrzuciłem ją do worka "koleżanek nie do ruchania". Sama lubi podróżować i do tego nigdy tam nie była - świetnie. Ja ogarnąłem busa i nocleg, ona ogarnęła wycieczkę na ten wulkan. Już na etapie planowania doznałem dziwnego szoku, bo lokalsi płacą 10x mniej (!) za wejście do tego parku, w którym są wulkany. Podobno nawet to jakaś dyrektywa rządowa. No cóż - jest jak jest. To wciąż dosyć tanio dla podróżujących. Myślać o tym wszystkim padłem ze zmęczenia. Dzień 2 Tego dnia miałem po raz pierwszy spotkać się z poznaną 12 lat wcześniej koleżanką. Przyjechała po mnie i zawiozła do galerii, żebyśmy ogarnęli internet w telefonie. Potem szama, która była całkiem dobrą kuchnią z Bali. Po ogarnięciu neta stałem się niezależny od transportu. Jeszcze przed wylotem zainstalowałem GoJek, czyli połączenie Ubera, Uber Eatsa i Deliveroo. Wsiadłem do taksy i wróciłem do siebie. Moja sportowa świruska tego dnia miała jakiegoś focha, bo jej prosty kobiecy umysł (nie no, żartuję. Kocham kobiałki <3) postanowił skończyć wcześniej pracę i mi o tym nie powiedzieć. Spotkanie z nią miało się odbyć za kilka dni, po moim powrocie z mini-tripu. Z resztą na sam koniec tego dnia, moja "kumpela, której nie miałem w planach ruchać" miała przyjść z bagażami na wieczór. "Sporty spice" ofuczyła się, że wrzuciłem ją na dalszy plan. Bla, Bla. Jakieś pierdolety. Wkurwiłem się, testosteron mi podskoczył, a że na tamten moment nie ruchałem prawie prawie 2.5 roku, to napisałem do innej, tej seksoholiczki. Bez żadnych fochów, krótko i na temat: "O której kończysz?" "17" "Chcesz się spotkać?" "Ok, po 18 będę gotowa" "Ok daj adres" Zamówiłem takso-skuter i pojechałem w miasto. Nie było to jakoś daleko, ale kierowca sam nie wiedział gdzie to jest. Spotkanie przyjemne, zabrała mnie do jakiegoś rooftop-baru. Ona przechyliła jakiegoś drinka, ja zostałem przy softach. Przywiozłem jej jakąś duperelę od siebie. Mam sporą kolekcję perfum, więc zabrałem ze sobą jakiegoś niewypała. Ja nie używam, a ona się ucieszy, bo to unisex. Po barze spacerek. Z Panią seksoholiczką, nazwijmy ją "panią Iwetą", kręciliśmy trochę w wiadomościach. Doskonale wiedziała, że nie szukam dziewczyny, ale że też nie chciałbym ruchać pierwszej lepszej laski. Jak wszedł temat seksu to oj...to był strzał w dziesiątkę. Nakręcić pańcię na miłość w wiadomościach, a potem przeniesienie tego do pokoju to coś dla mnie nowego. Czułem, że Iweta się nieco przymilała, więc w nieco ustronnym miejscu po prostu przyciągnąłem ją do siebie i poszliśmy w ślinę. Potem już byliśmy w taksie do mnie. Gdzieś z tyłu głowy była ta sportsmenka, bo w sumie pociągała mnie bardziej, do tego jeszcze ta kumpela od wycieczki miała wpaść. No tego wieczoru już miałem "Och Karol Experience": Godzina 21: Wracamy z Iwetą do mnie, mieliśmy kłopot z taksą i zmarnowaliśmy na to z 30 minut. Hop na wyrko, "ojejku, co my robimy, nie wiem czy chcę, bo nie będziesz moim chłopakiem". Powiedziałem jej wprost, że oboje mieliśmy zbyt długą abstynencję (ona chyba była solo od prawie 2 lat), więc tu i teraz mamy dać upust. Godzina ok 22: Moja kumpela od wycieczki, nazwijmy ją Panią Kingą, wypisuje do mnie, że już jest na dole. Ja jeszcze jestem na golasa, dopiero co zdjąłem gumę, a ta dzwoni z fochami. Umawialiśmy się na ok 23. Iweta chce sobie pochillować w wyrku, poprzytulać się i w ogóle. Zaczyna się burzyć kto do mnie dzwoni. Mówię, że jest już późno, a ja muszę wstać o 4 na autobus. Zamawiam jej taksę i nieco pospieszam. Jak z mema "zapraszam wypierdalać". Daję buziaka w czółko i mówię, że spotkamy się jak wrócę. Spotykam Kingę, która już chciała wracać się na chatę i w ogóle pierdolić ten wyjazd. Powiedziałem jej, że odprawiłem inną laskę i że co to są za fochy. Wszystko jest dla ludzi. Dzień drugi muszę zaliczyć do udanych. Ciśnienie na ruchanie zeszło. Zjadłem coś lokalnego i ogarnąłem neta w telefonie, co było bardzo ważne. Dzień 3 Tutaj nie wydarzyło się zbyt wiele. Pojechaliśmy z Kingą na dworzec autokarowy. Bus z Jakarty do Malang planowo był o 7:00 i podróż miała trwać 11 godzin. Ostatecznie autobus wyruszył o 8, a podróż trwała prawie 14h. Zamiast dojechać na 18, to dojechaliśmy po 22. Autokar był przejebany. Kibel to była tragedia. Muszla klozetowa bez spłuczki, bo zamiast tego był jakiś zbiornik na wodę i wiaderko. Oczywiście jak rzucało autokarem, to cała ta woda była WSZĘDZIE, tylko nie w tym zbiorniku. W cenie biletu przekąski i obiad. Przekąski ok. Jakieś orzeszki, woda, ciastka i takie gotowe tosto/kanapki z nadzieniem w środku. Tu było z najochydniejszym czekoladopodobnym kremem, jaki tylko jadłem. Jakby wsypać cukier i kakao do kremu nivea. Obiad był nawet ok.... Nie no, był chujowy. Jakiś zawinięty w plastik arbuz, który oboje z Kingą olaliśmy, bo wyglądał jak gwarantowana sraka; do tego "kurczak", który był samymi kośćmi, ryż, jakaś sałatka i coś z tofu. To z tofu było zajebiste, tak samo jak i ryż. Cała reszta do kosza. Dojechaliśmy na wieczór, zjebani. Zbliżały się jakieś uroczystości religijne i od popołudnia do końca trasy w radiu leciał zapętlony utwór dance 'allah akbar'. Brzmiało to jak bollywood z najtańszą maszyną perkusyjną. Muszę przyznać, że wpadało w ucho, ale po 3h miałem dosyć. W planach było sporo snu, bo w nocy dnia 3-go nie mieliśmy spać. Zaplanowany był wypad na wschód słońca do Mt Bromo. Dotarliśmy do Malang, znaleźliśmy bankomat i poszliśmy szukać jakiegoś żarcia. Była prawie 23, a na uliczkach dalej ruch jak w ciągu dnia. Malang było fajną odskocznią od kilkudziesięcio milionowej Jakarty. Wyluzowani ludzie, śmiesznie tanie jedzenie - za obiad: 2x zupa, 2x danie, 2x napój zapłaciliśmy 45000IDR. Za prawie tyle samo to kupowałem jedno danie w restauracji w Yogyi.
  2. O kierwa. Takiego obrotu akcji to bym się nie spodziewał. Pierdol te Tajowo i wybierz Filipiny następnym razem, a najlepiej Indonezję.
  3. Są muzułmanie i są muzułmanie. Pewnie każda religia ma swój radykalny odłam, który wielkimi butami spycha jakiekolwiek inne prawo. W Indonezji są rejony z ultra radykałami, ale obcokrajowiec ze zdrowym rozsądkiem tam nie pojedzie. Poza tym to wiochy i dawne miasta kolonialne. Jakarta, Yogya, Bandung, Surabaya czy nawet Bali - taki Islam, że bez większej gimnastyki sobie ogarniesz alkohol, a od spotkania do konsumpcji relacji mija może godzina (na jedzenie i dojazd). Szansa, że trafisz na pańcię, która jest radykałem religijnym jest znikoma, bo przez jej radykalizm możesz nawet nie być w jakimś sąsiedztwie, a co dopiero w jej kręgu zainteresowań.
  4. Owszem, ale w kraju, gdzie prawie 90% to muzułmanie - presja jest nie tylko ze strony rodziny. Z resztą, religia jak każda - u nas niby katoliczki, a do ślubu trzymają tylko te najbardziej gorliwe. Z drugiej strony, czasami te najbardziej świętojebliwe są najlepsze
  5. Allah pod kołderką nie widzi Jak chcą zachować czystość, to zawsze jest druga dziurka
  6. To zależy od jej libido i doświadczeń. Przypuszczam, że introwertycy z racji swojej natury są bardziej podatni na blokady psychiczne wynikające ze złych doświadczeń. Przyjemności powinien lubić każdy. Pytaniem jest - co sprawia danej osobie przyjemność.
  7. Oj tak, to był speedrun związku. W ogóle Japończycy speedrunują takie tematy, a potem rozwody są jeszcze szybsze. Jak tam zajechałem to poznałem brata mojej ex-pańci. Gość był chyba 2 lata starszy ode mnie, rozwodnik, jakoś pod koniec mojego pobytu znalazł sobie młodziutką Japonkę, może 7-8 lat różnicy. Kuzynka mojej ex (całkiem niczego sobie), też rozwódka, również przed 30-tką. Bezdzietne związki. Japonia to taka wielka bańka przekonań bez logiki. Wiele rzeczy robią "bo tak trzeba" lub "bo inni ocenią" i to jednak gryzie się z antykolektywizmem, w którym wielu z nas dorastało i dojrzewało. Po odkryciu innych zakamarków świata - wybrałbym Indonezję jako kraj do geomaxxingu. Lokalne lubią obcokrajowców oraz są niesamowicie piękne.
  8. Maciejos

    W co aktualnie gracie?

    Atomic Heart to bardzo fajnie spędzony czas. Gra z klimatem, który bardzo trafił w moje gusta. Widzę, że Bracia ogrywają Elden Ring Jest to drugi poza DS2 soulsbourne, którego nie ukończyłem. Grałem aż do ostatniego Bossa. W DS2 zatrzymałem się gdzieś przy ostatnim dodatku. Lies of P to chyba mój tytuł roku 2023. Ta gra idealnie odwzorowała klimat z Bloodborna/DS i to w ciekawym uniwersum. Zdecydowanie w mojej topce soulslike obok The Surge i NiOh. W 2024 pogrywam standardowo w Rocket League i wróciłem do mobilnego LoL-a - WildRift. Fabularnie na dłużej nie mogę się w nic wkręcić. Ostatnią grą, którą ukończyłem był wcześniej wspomniany Lies of P. Zacząłem Tomb Raidera i Yakuzę Ishin, ale odpuściłem po 2 godzinach.
  9. Ja pierdolę. Stawiam ten kontent na równi z beczunią ze stereotypowego starego małżeństwa z babką w wałkach i szlafroku, oraz dziadem w wypierdzianych bokserkach w kropki. Że niby to takie życiowe. Jaki kraj, taki slapstick
  10. Miałem tak do jakiegoś czasu. W pewnym momencie po prostu miałem w to wywalone i samo przeszło. Uświadomiłem sobie, że i tak pracuję lepiej i wydajniej od pozostałych, a do tego każdy popełnia błędy. Grunt to jest się umieć do nich przyznać (nie obwiniać innych), a do tego wiedzieć jak je szybko rozwiązać. Sporo też zależy w jaki sposób odpoczywasz po pracy. Jeśli przychodzisz do domu i nie zajmujesz sobie głowy niczym, to polecam zacząć. Prosty mechanizm: 1. Pracujesz ciężko fizycznie -> odpoczywaj fizycznie 2. Pracuje ciężko umysłowo -> odpoczywaj umysłowo Jest sporo aktywności, które potrafią zająć głowę - czytanie, filmy, gry komputerowe, sport.
  11. Muchwaffe Nie potrafię pojąć tego moim małym rozumem jak można doprowadzić się do takiego stanu.
  12. Autentyk. Jesli stoicie - usiadzcie, jesli siedzicie - no coz... Pracuje z 45-latka z Tajwanu. Ma 11-letnia corke, troche na odleglosc, bo mama mieszka w UK, a corka z ojcem (rodzice po rozwodzie) w Tajwanie. Rozwodka jakos od 9 lat, a to randkuje z tym, a to z tamtym. Jak na 45 lat to trzyma sie calkiem ok, w pornuchach graja gorsze. Pracowalismy razem pewnego dnia i ta wyskoczyla z najwieksza bomba od czasu hiroszimy czy tsar bomby. Powiedziala, ze chcialaby miec jeszcze 1 dziecko.... Zapytalem z niedowierzaniem, bo chyba sie przeslyszalem. Powiedziala, ze to i tak nie teraz, moze za rok jak ogarnie sobie zycie za granica. Bylem dobrym przelozonym i zamiast zyczyc jej powodzenia, oraz ze jest stara rura, to powiedzialem, zeby nie krzywdzila potencjalnego dziecka i nie skazala je na starego rodzica.
  13. Dzięki, chociaż to nie jest coś nadzwyczajnego. Po prostu długie lata nauki języka. Trochę w szkole, trochę na kursach, potem jakoś szkolenie się samemu.
  14. W oficjalnej dystrybucji chyba nie ma. To książka brytyjskiego autora i do tego temat mocno lokalny - Tajlandia to nie jest zbyt popularne miejsce na urlop w PL, nie aż tak jak na Wyspach. Czytało się całkiem przyjemnie, to taki lekka lekturka do kawy. Bez zdradzania fabuły, jednak z bardzo znanym schematem: Gościu mieszka w Tajlandii i pisze przewodnik dla brytyjskiego wydawcy. Ma tam jakiś kilku ekspatów-ziomków, z którymi chodzi do burdeli. Tam zadurza się w jednej z barówek (bargirl) i kreuje sobie w głowie, że ona daje dupy za kasę, bo sytuacja ją do tego zmusiła. Typ błądzi jak ślepy i nie słucha bardziej doświadczonych kolegów, którzy na tacy podają mu wyjście z Matrixa. To forum + ta lekturka to bardzo fajny fundament.
  15. Ciekawe co to za cygański "rodzinny interes" Działał któryś z Szanownych Braci na Islandii lub ogólnie ze Skandynawkami? Kiedyś przeczytałem (albo zasłyszałem), że gra D-M nieco się różni w tamtych regionach, ale bez konkretów. Moja dawna znajoma, która mieszkała w Norwegii opowiadała mi, że w klubie to laski podchodzą do typów. Oczywiście tylko do tych typów, którym się podobają Mówimy tu o latach przed 2010.
  16. Zaraz 2024, a widzę, że ludzie dalej biorą YouTube (czy ogólnie - Internet) na poważnie 13-15 latkom to bym się nie dziwił, ale dorosłym koniom już się dziwię
  17. A ja polecę książkę, którą kiedyś polecił tutaj jeden z Braci: Stephen Leather - Private Dancer Książka m.in. o tym jak nieco bluepillu i syndromu rycerza to zabójcza mikstura. Black Mirror to dobry serial. Odcinek "Black Museum" do tej pory jest moim ulubionym.
  18. To tez zaleta, jesli chce sie odsprzedawac gry po przejsciu, bo ekskluzywne tytuly na Switcha potrafia kosztowac tyle samo nowe i z drugiej reki. Dla kolekcjonerow lipa, ale dla graczy typu "kup-sprzedaj-kup cos innego" to petarda. Oczywiscie mam na mysli wydania fizyczne. W sumie sam mysle nad Steam Deckiem. Kompa do grania nie mam (tylko XSX/Switch i dwie kieszonsolki), a w jakiejs PC-towe tytuly bym sobie pogral. Ostatnio polecilem znajomej SD jako prezent dla jej meza, a nagle samemu naszla ochota. Na SD i w sumie na te znajoma tez
  19. Pewnie, że mogę, ale ostrzegam - może być przydługie. TL;DR - nie polecam, jeśli ktoś nie chce mieć dzieci lub nie ma ożenku w głowie. "-stety lub nie-" - w pewnych kręgach kulturowych ślub jest czymś naturalnym, bo takie spotykanie się na kocią łapę jest niezbyt miło widziane. Nie-TL;DR: Mój związek z Japonką przypadał na okres 2019-2022, z czego połowa czasu była spędzona razem, a druga połowa na odległość. O przyczynach później. Poznaliśmy się na tinderze w 2019 w UK. Nie będę ukrywał, bo byłem podjarany spotykaniem się z cudzoziemką. Miałem wcześniej epizod z Chinką, ale to było bardziej FWB. Co ważne - pańcie z JP i mnie dzieliło 5 lat różnicy (to ja byłem tym młodszym); ja miałem 28 a ona 33 lata. Myślałem, że taki układ będzie spoko, bo nie chciałem robić jakiś podchodów czy pogodzić różnicę wieku w dół (między mną a Chinką było 7 lat różnicy i średnio to grało). Związek był nieco w trybie "speedrun", bo nie znaliśmy się jakoś długo, a już pojechaliśmy na krótki wypad do Francji (50/50 oczywiście). To było mniej więcej w Czerwcu-Lipcu, a jej studencka wiza traciła ważność jakoś na koniec roku, w związku z czym szukaliśmy jakiegoś sposobu na jej wydłużenie lub zmianę na wizę pracowniczą. Nic z tego nie wyszło, więc postanowiłem wykorzystać okazję (tak, bywam oportunistą) wyjechać z nią do Japonii. Miałem dosyć swojej pracy, chciałem zrobić coś "szalonego" i do tego zobaczyć trochę świata. Japonia była na mojej liście od dawna, a moje urlopy zwykle były wyprawami do Polski. Początkowo miałem tam być przez 3 miesiące, ale załapałem się na program Work&Holiday i dostałem kwit na rok. W wielkim skrócie, bo od przylotu do Japonii rzeczy ostro się pojebały w ciągu max 2 miechów. Żeby nie było - do pewnego momentu dogadywaliśmy się spoko, mieliśmy podobne zainteresowania i lubiliśmy spędzać czas ze sobą. Bez jakiejś większej spiny. Seks ok, pojawił się dosyć szybko (3 spotkanie, wprosiłem się do jej akademika "na herbatkę"), był całkiem całkiem - taki z pasją. Nie czułem się jakoś wybrakowany, pomimo, że to ja inicjowałem prawie wszystkie akcje. Pobyt w JP zaczął się pod koniec listopada 2019 i trwał równy rok. Pierwsze 2 tyg to zwiedzanie, potem dotarliśmy do jej rodzinnej miejscowości, żeby trochę ochłonąć. Na tamten moment nie miałem pracy; oszczędności miałem może na pół roku, ale w planach było poszukanie jakiejś pracy, żeby ten rok przetrwać. Cały grudzień pomagałem na farmie jej rodziców, bo początkowo mieszkaliśmy w domu rodzinnym mojej pańci. Dostawałem szamę i dach nad głową, więc starałem się to jakoś odpracować. Wszystko było fajnie może przez prawie miesiąc, gdy zaczęła mi doskwierać samotność. Nie było do kogo otworzyć gęby poza moją, obecnie już, byłą. Jej rodzina nic po angielsku, a jedynymi znajomymi byli ci z Polski, z którymi czasami rozmawiałem na czacie. Tak wyszło, że jeszcze przed tym wylotem rozmawialiśmy o jej koleżance z akademika, również Japonce, która poznała jakiegoś nieurodziwego Szkota. Ta dziewczyna wyjechała z UK na miesiąc przed naszym wyjazdem, a tuż przed - jej chłopak zdążył się jej oświadczyć Potem gdzieś dowiedziałem się, że ta zaręczona Japonka tak w sumie to chce mieszkać na Wyspach, pomimo naprawdę dobrego statusu i $$ w swoim własnym kraju. Mój nieco filozoficzno-antropologiczny umysł pomyślał "nie no, jak to? że Japonki się hajtają dla wizy? Przecież to chyba w drugą stronę działało - cudzoziemcy poślubiali Japonki dla wiz". Jako mały eksperyment wbiłem na tindera i swipowałem w prawo jak szło, bez patrzenia na ekran. Nie pamiętam rezultatu tego "eksperymentu", bo było to 4 lata temu, ale przewinęło się wszystko - od prostytutek (wołających 20.000JPY) po jakieś zajarane obcokrajowcami studentki. Brak znajomych zaowocował, że pisałem sobie z jedną czy z dwiema. Nie byłem ciulem i napisałem im wprost, że mam dziewczynę, tylko szukałem kogoś do pogadania, a uwierzcie, że bycie skazanym na rozmowę z 1 osobą to nie jest nic przyjemnego, tym bardziej że mieszkałem na wsi i bez znajomości lokalnego języka. Ta "samotność", dodatkowo okraszona pewnymi wydarzeniami z moją rodziną (materiał na oddzielny temat, w skrócie - odłączanie od matrixa bez "bezpiecznego usuwania sprzętu"), towarzyszyła mi przez cały pobyt. Jakoś pod koniec Grudnia wyszła niezła draka z tym moim pisaniem. Byliśmy z 3-4h od domu, bo pojechaliśmy w odwiedziny na drugi koniec regionu. Pech chciał, że wyszło do na wieczór, bo następnego dnia pańcia wstała przede mną i chciała mnie tam zostawić. Draka niezła, ale fakt - odjebałem. Przegadaliśmy i wyszło spoko. Może niecały miesiąc po tym wyszła spora draka przez jej matkę. Pewnego ranka wstaliśmy i mieliśmy iść na farmę, gdy jej nabuzowana matka zaczęła się awanturować z moją Pańcią. Nie wiedziałem o co chodziło (nie znałem języka), a po wszystkim Pańcia powiedziała, żebyśmy po prostu sobie gdzieś pojechali i zrobili wolne. O jej dziwnych relacjach z matulą wiedziałem co nie co. Pamiętam, że w grę wchodziły jakieś pieniądze, które miała przechować jej matka, a potem nie chciała ich oddać czy nie mogła znaleźć. Jakaś śmieszna perypetia. Spędziliśmy cały dzień razem, a na sam koniec wyskoczyła, czy zamierzam się z nią pobrać, bo mieszkamy już tak razem na kocią łapę. Dla mnie było to jak wyciągnięcie dywanu spod nóg. Nie byłem na to kompletnie przygotowany. Jakoś dziwnie ominąłem ten temat, ale potem były ostre dyskusje na chacie pomiędzy mną a Pańcią. Mi siadła psycha w pewnym momencie, bo byłem tam zupełnie sam. Nie wychodziłem z pokoju, chyba że ukradkiem do klopa. Nic nie jadłem i tylko leżałem w łóżku. Nie chciałem się wyłaniać, żeby nie wracać do tego samego tematu. Wiem, że brzmi to zabawnie, ale to nie były zwykłe rozmowy, a grube awantury ze szlochaniem i wrzaskami łącznie. Moje "znamy się pół roku, a Ty chcesz, żebym się już Ci się oświadczył" nie miało żadnej mocy. Rzeczywistość mnie zweryfikowała. Po 2-3 dniach takiej batalii, Pańcia wzięła moją walizkę i bardzo szybko przeniosła do niej zawartość moich szuflad. Tamtej nocy wylądowałem w hotelu na 4 noce. Kijowe, ale potrzebne doświadczenie - trafiłem do miasta, którego nie znałem; nie miałem Internetu w telefonie, ani nie znałem lokalnego języka. Przetrwałem i bawiłem się fajnie. Moja oportunistyczna natura gryzła się z myślami, że moja japońska przygoda dobiegnie końca po ledwo ponad 2 miesiącach. Pańcia po 2 dniach zaczęła mnie przepraszać w SMS-ach. Musiałem się z nią spotkać, żeby wymeldowała mnie w lokalnym urzędzie. Natura wzięła górę i zaproponowałem, że mogę jej "wybaczyć" jeśli wyjedziemy z jej rodzinnego domu i wynajmiemy coś w większym mieście, gdzie będę miał szansę znaleźć jakąś pracę. Na tamten moment miałem może z 4500PLN na koncie, więc to była opcja all-in. Źle na tym nie wyszedłem, ale to też materiał na oddzielny wątek. W wielkim skrócie jak to potem wyglądało: 1. Przeprowadzka do małego miasta (tani czynsz) 2. Znalazłem pracę jako nauczyciel angielskiego (i to za dobrą siekę) 3. Pańcia też znalazła jakąś pracę 4. Codzienne życie do momentu (!), w którym pańcia miała jakiegoś doła, a gdy zapytałem co się stało (błąd), to powiedziała, że myśli o odejściu z pracy, bo jej nie lubi, ale ta firma potencjalnie może zapłacić jej za macierzyński (kolejna sugestia po 3-4 miesiącach od grudniowych i styczniowych wydarzeń). 5. Mój pobyt dobiegał końca. Uwielbiałem swoją pracę i odłożoną kasę. Aplikowałem o pozwolenie o pracę, ale nie spełniałem wymogów na nauczyciela. Gdzieś w tyle głowy wpadł pomysł, że może faktycznie warto się hajtnąć. Na szczęście papierologia jest na tyle porypana, że odwidziało mi się. 6. Ostatnie tygodnie były bardzo średnie. Mieliśmy jakieś ciche dni, a nawet jakiś post od seksu (prawie miesiąc, bo Pańci się wkręciło, że tylko ja czerpię przyjemność z seksu. To było do tego stopnia, że prawie ryczała przy jakiś lekkich inicjacjach z mojej strony, chory temat). Potem wyjechałem, nieco się podłamałem, bo życie w JP podobało mi się za bardzo. Dobra kasa, dobre jedzenie, pogoda do zaakceptowania. Miałem sporo oszczędności i przeleżałem cały rok, co było totalną głupotą. Odizolowałem się od rodziny, która zamiast mnie wesprzeć w trudnych momentach, to mówiła tylko "no masz już XYZ lat, pora się ogarnąć", tak jakbym przynajmniej był jakimś lekkodusznym hipisem z kolorowego vana. Temat zakończyłem 1.5 roku po wylocie, bo nie szło to w żadnym kierunku i, jak to Pańcia potem mi wyrzygała - zmarnowałem tylko jej cenny czas jako "bullshit man". Jeśli ktoś jest gotowy na ożenek to spoko - polecam geomaxxing w JP, chociaż ostrzegam - jeśli pańcia ma ochotę być Panią Domu, to zostaniesz na lodzie, gdy przestaniesz przynosić $$ do domu. Stabilność finansowa (i jej jakość) to wciąż mocne wyznaczniki w japońskich relacjach D-M.
  20. Czy to w ogóle możliwe? Kraje latynoskie raczej słyną z tego, że pańcia ma z 2 siostry i 3 braci. Co do geomaxxingu - nie opisał tego nikt lepiej jak @Zdzichu_Wawa Zrobiłem tak będąc w Indonezji i przygruchałem sobie fajną babeczkę (no ok, 3). Gówno mi pokazała, ale miło spędziłem czas Nie miałbym nic przeciwko LTR z pańcią z takich okolic, ale ożenek + dzieci to nie jest moja bajka, tym bardziej w mieszanym związku. Bariera językowa prędzej czy później da o sobie znać, tak samo kulturowa naleciałość - w pewnych krajach po prostu dąży się do małżeństwa i szybkiego potomstwa (presja rodziny, czytaj - matki, która również była naciskana przez swoją matkę itd). W niektórych w ogóle nie wyobraża się związku bez rychłego ożenku, z uczuciami czy bez. Byłem w 3 letnim związku z Japonką - nie polecam, chyba, że jest to jakaś młódka z większego miasta, która nie ma zakodowanego bobo w głowie. W związkach z takimi należy bardzo konkretnie przedstawić swoje stanowiska, bo potem będzie rozczarowanie, że jak to tak ją w gumie chcesz brać przez cały czas. W niektórych krajach wciąż pary pobierają się po max roku randkowania, po ślubie zalanie formy, a po kolejnym roku lub dwóch - rzeczywistość weryfikuje i w najlepszym przypadku prowadzi to do szybkiego rozwodu (i układania sobie życia na nowo). Generalnie polecam spróbowania związku z cudzoziemką. To poszerza horyzonty zupełnie tak samo jak podróże.
  21. Spokojnie, Doda z takim dorobkiem będzie żyła trochę jak Madonna - w pewnym momencie zmieni diametralnie styl życia, wypuści jakiegoś muzycznego pierda raz na kilka lat, a do tego będzie miała 15-20 lat młodszego modela, który będzie tylko żerował na jej popularności/możliwościach. Faza biznesmenów/celebrytów to zaraz się skończy, bo nikt nie chce 40-latki, która jeszcze nie chce dzieci 😛
  22. Tak. Idz na kurs, a potem korzystaj z jezyka ile sie da. Pisz i rozmawiaj z obcokrajowcami, szukaj informacji w internecie w j. angielskim, ogladaj tresci po angielsku. Te wszystkie youtubowe kanaly mozna sobie wsadzic w dupe, bo cale "woo hoo, let's speak english" przeradza sie w wydawanie ksiazek dla frajerow. Ew. bedziesz mial native'ow podpowiadajacych "jak szybko nauczyc sie jezyka", pomimo, ze oni nie musieli sie go uczyc. Nikt tez z tych youtubowych swietoszkow nie powie, ze solidny angielski to czesto lata nauki i praktyki. "English grammar in use" R. Murphiego to dobra pozycja, ale zaczalbym od "Essential grammar in Use". Jesli nie ogarniasz angielskiego na tyle, zeby uczyc sie angielskiego po angielsku, to nie polecam, bo sie zrazisz. Do slowek: Anki, jakis deck z 2-3k slowek. Do gramatyki: jakis solidny podrecznik PL/ENG lub jak ktos wyzej napisal - Grammar in Use R. Murphiego, o ile ogarniasz na ten jezyk na tyle. Rozumienie mowy (listening): polecam Family Guy z napisami, po kilku sezonach wylaczysz i zobaczysz, czy bedziesz nadazal rozumiec co mowia. Dlaczego animacje? Bo nie masz tam znieksztalconej mowy jak w filmach. Mi to bardzo pomoglo. Czytanie: szukaj informacji w internecie w j. angielskim, wykorzystuj jezyk do zdobywania informacji. Fora/reddit, czy nawet wikipedia to nienajgorsze zrodla, zeby czytac sobie o tym co Ciebie interesuje. Jak masz czas to zapisz sie na kurs. Jakkolwiek nie bylbys zmotywowany, to nauka w domu moze byc bezowocna - stracisz motywacje zbyt szybko + nie bedzie mial kto poprawiac Twoich bledow, a akurat korekcja jest bardzo wazna w procesie nauki jezyka.
  23. Maciejos

    Trójkąt

    Aż mi zapachniało najlepszymi filmikami Testovirona! Nie zmienia to faktu, że są pewne limity, a zabawy w swing ze znajomą parką mogą się skończyć właśnie tak, chyba, że masz kutangę jak koń i wyglądasz jak Henry Cavill.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.