Skocz do zawartości

Styl przywiązania w miłości: Osoba unikająca vs osoba lękliwa


Rekomendowane odpowiedzi

14 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

  wlasnie potrzeby danej osoby sa dla niej ciezkie do okreslenia, bo nigdy o sobie nie myslal w ten sposob. Potrzeby bliskich zawsze byly wazniejsze. Jego wlasne moga moga byc dla niego wrecz krepjace. Podobnie z marzeniami i celami.

Tak, masz rację. Jednak u osób unikowych, a przynajmniej u mojego męża, to jest trudne do dostrzeżenia na pierwszy rzut oka. To nie jest tak, że na moje potrzeby on reaguje z entuzjazmem i ochoczo je spełnia. Zazwyczaj w pierwszym odruchu to budzi wrogość, że dlaczego Ty oczekujesz czegoś ode mnie skoro ja od Ciebie nic nie oczekuję. Dlatego tak długo byłam przekonana, że główny problem jest z jego niechęcią do zrozumienia moich emocji lub nieliczeniem się z nimi. Kilka lat to zajęło, żeby dostrzec, że ta niechęć nie jest niechęcią tylko autentycznym niezrozumieniem, bo on nigdy nie pozwalał sobie na emocje i nie przychodziło mu do głowy że można liczyć na wsparcie. I tak samo długi czas minął zanim zauważyłam, że on mimo że negował również moje potrzeby i w trakcie rozmów/kłótni je odrzucał to tak naprawdę wszystko przyjmował, zapamiętywał i starał się im sprostać. To jest bardzo smutne tak naprawdę i ma korzenie oczywiście w dzieciństwie i relacji z rodzicami.

 

Ps. Czy ta książka "Przytul mnie" jest autorstwa Carlo Rochetta? Bo jest sporo książek o tym tytule i nie wiem czy znalazłam tę właściwą.

 

12 godzin temu, TajemniczyDonPedro napisał(a):

Dla mnie to podejście mocno łączy się z filozofią stoicyzmu. To co niektórym może jawić się jako obojętność lub oschłość, z mojej perspektywy jest pragmatyzmem, funkcjonowaniem w trybie zadaniowym i akceptowaniem rzeczy takimi jakimi są, nie kwestionując czy zastanawiając się nad nimi zbytnio - to kosztuje zbędną energię. Niestety wynika to poniekąd z braku połączenia ze wspominanym w temacie "wewnętrznym dzieckiem", swoimi emocjami i głębokimi potrzebami, i tego trzeba się nauczyć.

Tak, u nas to jest dokładnie tak jak opisujesz. Mąż też mi często tłumaczy, że z jego perspektywy nie ma sensu się nad wszystkim zastanawiac etc. Ale ja jestem z kolei przekonana, że takie podejścia naprawdę zabiera dużo radości z życia. Wydaje mi się, że ono bierze się z tego, że ilośc rozczarowań w życiu dziecięcym była tak duża, że dziecko musiało wykształcić w sobie takie mechanizm obronny w stylu "nic mnie nie obchodzi, nic mnie nie rusza, na nic nie liczę". To minimalizuje ryzyko rozczarowania. ale przy okazji pozbawia też szansy na sukces, radość, szczęście. O ile taki mechanizm był uzasadniony w przeszłości, bo jako dziecko na przykład żyłeś w takim otoczeniu, które to wymusiło o tyle nie ma uzasadnienia by przeżyć tak całe życie. Po pierwsze otoczenie, ludzie wokół Ciebie się zminili, a po drugie jesteś już dorosłą osobą, która może inaczej radzić sobie z rozczarowaniem. Do tego, tak jak napisałeś, trzeba kontaku ze swoim wewnętrzym dzieckiem i myślę, że dlatego u mojego męża największym katalizatorem przemiany były właśnie nasze dzieci. Niejako poprzez nie złapał kontakt ze sobą jako dzieckiem. To jest zresztą podobno bardzo częsty mechanizm - czytałam np o tym, że ludzie którzy byli w dzieciństwie wykorzystywani seksualnie przez wiele, wiele lat żyją w poczuciu winy i wstydu i gdzieś podświadomie myślą, że to oni to sprowokowali, a dopiero pojawienie się własnych dzieci i osiągnięcie przez nich wieku, w którym ta trauma wydarzyła się w naszym życiu pozwala zobaczyć wszystko z innej perspektywy. Zobaczyć w sobie to dziecko, którym się było i uwolnić się od poczucia winy. Ja to interpretuję w ten sposób, że skoro u osób unikowych w dzieciństwie występowało jakieś silne poczucie bycia nieodpowiednim, niewystarczającym, zbyt wymagającym i to poczucie jest z taką osobą przez całe życie to gdy zobaczy się swoje własne dziecko w tym wieku to wtedy uświadamiasz sobie jak nieprawdziwe są te przekonania. Że takie dziecko nigdy nie jest niewystarczające etc. Nie to, żebym namawiała do płodzenia dzieci dla własnego wyzdrowienia, ale chcę powiedzieć, że dzieci są po prostu wspaniałym lustrem i dają nam niepowtarzalną szansę na spotkanie ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Sama też tego doświadczyłam, wiele moich przekonań zostało zweryfikowanych w ten sposób.

 

12 godzin temu, TajemniczyDonPedro napisał(a):

Co do Twojego podejścia - jakkolwiek słuszne, spróbuj może zamiast ogólnej sugestii "komunikuj o swoich potrzebach" (co może skończyć się stwierdzeniem "ok" i rychłą śmiercią wątku), bardziej precyzyjnych pytań sytuacyjnych, na zasadzie "czego teraz potrzebuje", "jak się z czymś czuje", "co o tym myśli" itp. Bierz poprawkę na to, że nie mamy połączenia z naszymi głębokimi bebechami i emocjami, stąd drążenie i konkretne pytania dopiero mogą naprowadzić na to, co siedzi w środku.

Bardzo słuszna uwaga, dziękuję. Na razie widzę pozytywne efekty komunikatu "będziemy teraz robili to co Ty chcesz, tylko musisz mówić czego chcesz". Poza tym ja po prostu teraz staram się inaczej reagować. Jak on pyta np: "to co dziś robimy?" to zamiast przedstawiać propozycję pytam "a co Ty chcesz dziś robić?" itp. Na razie fajnie to wychodzi, ale na jakieś większe wnioski to trzeba poczekać minimum kilka tygodni, a może miesięcy także szybko tu updejtu nie będzie ;)

 

12 godzin temu, TajemniczyDonPedro napisał(a):

To też jest zwyczajnie OKEJ. :)

Super podejście! Widać, że też masz już dużo przepracowane. Dzięki za tipy i pozdrawiam!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, maria napisał(a):

Czy ta książka "Przytul mnie" jest autorstwa Carlo Rochetta? Bo jest sporo książek o tym tytule i nie wiem czy znalazłam tę właściwą.

W nowym wydaniu zmienili tytul. 😒 Moze za duzy smietnik jest z tym tytulem jak widac. Teraz to "Siedem rozmów wzmacniających związek" autorstwa Sue Johnson. W oryginale "Hold me tight".

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, maria napisał(a):

Jak on pyta np: "to co dziś robimy?" to zamiast przedstawiać propozycję pytam "a co Ty chcesz dziś robić?" itp. Na razie fajnie to wychodzi, ale na jakieś większe wnioski to trzeba poczekać minimum kilka tygodni, a może miesięcy także szybko tu updejtu nie będzie ;)

Pochwały.

 

Lubię jak Ty podejmujesz decyzje. Lubię jak Ty wybierasz. Podoba mi się to, jak Ty decydujesz. Cieszę się, że tak zdecydowałeś.

 

Wszyscy uwielbiamy pozytywne emocje. Faceci szczególnie lubią czuć się potrzebni. Przez to uważają się za ważnych, czasem niezastąpionych.

 

Ktoś, kto milion razy w dzieciństwie usłyszał, że nie jest ważny i w to uwierzył zwariuje jak poczuje tę piękną energię bycia ważnym.

Na początku będzie odrzucał "a tam gadasz", "ale ja nic nie zrobiłem" a potem zada pytanie "Ty naprawdę tak myślisz o mnie"? I zacznie mu w głowie klikać.

Edytowane przez Miszka
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maria

 

Wybacz, nie jestem we formie Ci odpisać.

 

Z ręką na sercu siedzę 6 czy 7 godzinę łącznie nad tym tekstem do Ciebie. Napisałem ogrom tekstu ale moje aktualne relacje z unikającymi w moim życiu sprawiły, że nie będę obiektywnym i czuję gniew, oburzenie, złość, pretensje itd, itp do tych osób. Opiszę to później. Jestem po kolejnej fazie bycia ignorowanym przez kolegę ponoć najlepszego kumpla, który jest unikającym albo ma te tendencje bardzo wysoko. Postaram się odpisać do końca tygodnia. Mój jedyny apel to nie koncentruj się na nim (swoim mężu) - ja bym tego nie sugerował osobiście, choć specjalistą nie jestem. Koncentracja na nim stworzyła jego zaburzenie - skoncentruj się na sobie i swoich potrzebach. Póki co będę nie obecnym bo nie mam siły na tego czubka mojego kolegę unikającego. Dodatkowo miałem ciężki dzień w pracy, muszę wstać o 4:30 jutro i jestem wykończony. 

 

Trzymaj się @maria

 

Potem to odpiszę ale gdybym nie odpisał to wszelkie informacje jak postępować z unikającymi znajdziesz na anglojęzycznych mediach. Jak nie znasz ang, używaj translatora on line. Na allegro zamów sobie prace pani "Pia Mellody" lektury masz po PL w razie co.

 

Niech Cię bóg prowadzi z tymi unikającymi. 

 

A tu masz przedsmak wiedzy:

 

Osoby unikające miłości będą traktować priorytetowo inne rzeczy, aby uniknąć emocjonalnej intymności w swoim związku, w tym długie godziny pracy, nadmierne chodzenie na siłownię lub spędzanie czasu z przyjaciółmi. W niektórych przypadkach osoby te angażują się w bardziej poważne zachowania, takie jak uzależnienie. Ponadto osoby unikające miłości mają trudności z otwarciem się i rozmową o swoich uczuciach. Dla osób, które są emocjonalnie niedostępne, pozytywne i negatywne emocje są trudne do wyrażenia. 

Osoba unikająca miłości może bronić się przed niemożnością połączenia się z partnerem i nawiązania zdrowego związku. W wyniku zaprzeczania często stają się źli i defensywni, aby uniknąć tworzenia więzi i intymności emocjonalnej.

 

Sprawdź sobie Pia Mellody np na allegro i książki jakie ma dostępne. To jest najlepsza osoba/specjalistka w tej dziedzinie o jaką mogłabyś prosić.

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanK trzymaj się bracie. Zastanów  się międzyczasie gdzie jest twoje Ja. Przyjaciel się ci oddalił a ty robisz się sfrustrowany. Prawie jakbyś obawiał się opuszczenia. Gdzie masz swój  bufor, do którego się możesz zwrócić w takich przypadkach? 

 

Dzisiaj przesłuchałem świetny wykład C. Junga. Postaram się jutro wrzucić kilka fragmentów. Ale jeden z nich to:

 

...Nie możemy niczego zmienić, jeśli tego nie zaakceptujemy. Potępienie nie wyzwala, lecz uciska. Jestem ciemiężycielem osoby, którą potępiam, a nie jej przyjacielem i współcierpiącym. Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie wolno nam osądzać, gdy pragniemy pomóc i się poprawić. Ale jeśli ktoś chce pomóc człowiekowi, musi być w stanie zaakceptować go takim, jakim jest, a w rzeczywistości może to zrobić tylko wtedy, gdy już zobaczył i zaakceptował siebie takim, jakim jest.

 

To się odnosi to każdego. Nawet a może przede wszystkim do samego siebie. Czujesz te "źle" emocje. Ale to one cie nie określają. Albo inaczej,  akceptacja ich pozwoli Ci na odnalezienie i zaakceptowanie samego siebie. Bez akceptacji siebie nie dasz rady zaakceptować innych i ich ułomności. Mam prawo wewnętrznie być złym, czuć gniew, krytykowac zachowania innych względem mnie, wyzywać ich, czuć się lepszym lub naiwnie myśleć że coś zrobią dla dobra relacji. To są często uczucia zakorzenione w przeszłości nie w tym momencie. 

 

Mógłbym napisać, że nie bierz rzeczy osobiście do siebie, ale to Banał. Raczej zmierz się z tym co dana sytuacja w tobie wywołala i dlaczego. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pater Belli

 

Hej. Dzięki za pocieszenie :)

 

Potem odpiszę dokładniej o co chodzi. W sumie zle sie wyraziłem bo nie same ignorowanie mnie oburzyło tylko kontekst, który notorycznie w jednej lub podobnej postaci się powtarza u mnie w życiu i jest to irytujące.

 

Do usłyszenia, potem się odniosę:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, SzatanK napisał(a):

Wybacz, nie jestem we formie Ci odpisać.

 

Z ręką na sercu siedzę 6 czy 7 godzinę łącznie nad tym tekstem do Ciebie. Napisałem ogrom tekstu ale moje aktualne relacje z unikającymi w moim życiu sprawiły, że nie będę obiektywnym i czuję gniew, oburzenie, złość, pretensje itd, itp do tych osób. Opiszę to później. Jestem po kolejnej fazie bycia ignorowanym przez kolegę ponoć najlepszego kumpla, który jest unikającym albo ma te tendencje bardzo wysoko.

 

Tak myślę od wczoraj co Ci odpisać. Przede wszystkim trzymaj się! Ja nie oczekuję odpowiedzi od Ciebie, także tym się w ogóle nie przejmuj. Skup się na sobie i pamiętaj, że osoba unikająca postępuje tak, bo inaczej nie potrafi, przytłacza ją jej własny lęk. Nie bierz tego do siebie. Wiem oczywiście, że to trudne, bo czujesz się zawiedziony postawą przyjaciela, ale najważniejsze to pamiętać, że Ty tu nie zawiniłeś i jego postępowanie wynika z jego własnych demonów. 

Trzymaj się ciepło i nie wkręcaj się w negatywne emocje za bardzo. Pozdrawiam serdecznie!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.11.2023 o 23:18, TajemniczyDonPedro napisał(a):

@SzatanK Dzięki za wątek i Twoje przemyślenia - ostatnio mimochodem trafiłem na ten temat w jakichś materiałach psychologicznych na YT, a teraz na forum. W sumie daje mi sporo do myślenia na temat sposobu prowadzenia przeze mnie (i moich partnerek) relacji.
Krytyką z pierwszych stron zupełnie się nie przejmuj. Nie wszyscy dojrzeli do wejrzenia w głąb siebie i zrobienia z tym czegoś, bo w większości przypadków wymagałoby to nurzania się w srogim bagnie.

Ja myślę, że jest to jeden z istotniejszych tematów na tym forum.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo jest @Anna

 

Jakieś 70% problemów z forum można by rozwiązać znając tą tematykę jeśli mowa o romantyce. Każdy z nas ma jakiś styl łączenia się i szkoda, że o tym nie uczą w szkołach. Boże ile by to rozwiązało problemów.

Tylko to dosyć zabawne bo bezpieczny mają w pompce taki temat z tego względu, że oni raz dwa z rynku matrymonialnego są zabierani. Lękliwi, chcą zmiany, z tego względu że strach przed byciem zostawionym jest ogromny oraz bycie ignorowanym nie pomaga a unikający nie chcą zmiany lub nawet jak chcą to w sumie nie chcą a lękliwo/unikający chcą tego i tego.

 

Ja w ogóle bym musiał zrobić osobny temat o stylu zdezorganizowanym - to taka typowa tragi-komedia :D 

 

Hej @maria @Pater Belli

 

Jeśli chodzi o tego kolegę, to zwyczajnie wie że można mi zaufać. Wiem o sprawach, o których nie wie jego brat, mama ani nikt inny i to tylko jeszcze bardziej dobija. Chodzi o to, że może to ja jestem nienormalny ale gdy ktoś tak bliski Ci mówi, że ma operację i będzie miał coś wycinane po czym również dodaje, że jest szansa że to będzie rak i ten ktoś po operacji traktuje Cię ciszą przez 2 tygodnie i jeśli Ty się nie odezwiesz czy  "z nim jest jest ok" to dalej by człowiek był ignorowanym i żył w niepewności czy ma o kolegę mniej - jest naprawdę dobijające jak unikający mają w tyłku uczucia im bliskich - mi to się nie mieści w głowie, bo ja znów jestem ekstremalnie na to wyczulonym nawet do obcych ludzi. On sam zaczął o tym rozmowę inicjując że wybiera się na operację bo go tam boli, jest guz i jest szansa że to jest rakowe (jego mama ma właśnie raka), ja się nie prosiłem o te " osobiste info" po czym miał operację, znał wyniki i oczywiście wolał mnie potraktować ciszą i trzymać w niepewności, no kurwa no jak tak można no ale serio? Nie znalazł czasu raptem 30 sekund na wysłanie wiadomości "wszystko jest ok po operacji" Za to chwalił się jak to miał czas walczyć z wirutalnymi potworkami w grze i miał czas robić jedzenie dla swojej nowej kobiety. Ja jestem zasmucony tej powtarzalności od niego i innych osób unikających, którzy robią mi identyczny numer pisząc o samobójstwach, depresi w tym wypadku operacji i zaś traktowaniu mnie jakbym nie istniał, jest to moim zdaniem przemoc w moją stronę i problemem jestem ja, że się nie bronię. A uświadomiła mi to sprzedwczyni w biedronce, która naprawdę niesprawiedliwie mnie potraktowała przy kasie, bo źle mnie zrozumiała. To ona mnie olśniła traktując mnie naprawdę podle, że ja jako współzależny - siebie nie chronię. Dla innych bym sobie dał nerkę wyciąć ale inni dla mnie nie mają czasu odpisać na prostą wiadomość o stan ich zdrowia, bo się martwię. Tak po prawdzie jest mi przykro samego siebie i uważam, że zasługuję na coś więcej niż chamstwo.

Nie chodzi nawet o ignorowanie bo do tego się przyzwyczaiłem, chodzi o te haczyki emocjonalne, że ktoś napisze wam, że z nim źle, że jest szansa że może dużo czasu im nie pozostało po czym się wycofuje i "nagle umiera - znaczy wszystko jest ważniejsze od was" po czym wy się martwicie a on baluje z babką. Oczywiście dopiero przypomni się o was, gdy poczuje samotność albo będziecie użyteczni do czegoś, wtedy wiadomo gdzie was szukać.

 

Ten schemat jest przykry i przebija dosłownie odkąd pamiętam. Stąd jest mi przykro samego siebie oraz odczuwam smutek w imię okruszków połączenia, gdzie od dziecka mojego samopoczucie nie było brane pod uwagę. Od ojca, który na wakacjach by się popisać przed kolegą dmuchał mi w namiot, w którym spałem dym papiersowy, którego nie nawidzę, po kolegę który tak mnie wielce ceni i tak ma czas dla tych tysiąca bab, które obracał ale gdy jest sprawa ważna, to się zapada pod ziemię, po znajomą nie mają czasu odpisać jak się trzyma przez miesiąc mającą depresję ale mającej czas pisać o polityce na jednym z portalów. Mi nie ma czasu odpisać w kwestii zdrowia, ale ma pisać o polityce

Po prostu mając ponad 30 lat podobnych doświadczeń bycia na dole priorytetów przez innych i to nie chodzi nawet o NICH, tylko że ja sam siebie poddałem swoją autentyczność i swoje "ja" ustawiłem na samym dnie ważności i to właśnie tak naprawdę najbardziej boli w sensie ta świadomość, że całe moje życie i relacje są fejkowe. Ja jestem fejkowy, moje relacje, świat który budowałem, świat który musiałem poddać, to w co wierzyłem - WSZYSTKO. Stąd owszem to nie jest przyjemne, że te osoby tak mnie traktują - one nie są złe. W sumie pod wieloma względami są znacznie lepsze ode mnie tak naprawdę nie boli mnie to jak oni mnie traktują, boli mnie to jak ja traktowałem samego siebie przez te wszystkie lata i świat fantazji wewnętrznej który budowałem by przeżyć w chorych warunkach, gdzie dziadek z siekierą Cię gonił w okół drzew, ojciec Cię pobił bo płakałeś jako dziecko, czy chowano przed Tobą banany by mój wujek miał (chował wujek za namową tego dziadka, psychola)

Zabawne jak krótko przed śmiercią mówił jaki dumny jest, że nigdy mnie nie uderzył - cóż ja pamiętam jak prawie fikołka w powietrzu zrobiłem od "liścia" czy jak mnie uderzono przy koledze i mi było wstyd, czy ojca który nakrzyczał przy mnie przy znajomej  koleżance z klasy i MI było wstyd, że rozpowie o tym w klasie. Kiedy to mu powinno być, bo był napity i był bardzo agresywnym. 

 

Przepraszam za moją prywatę, te osoby nie są winne po prostu jako dzieciak miałem w sobie wiele bólu i mi przykro, że najbliższi ludzie mojemu sercu nie potrafią znaleźć 30 sekund dla mnie, kiedy ja bez problemu ryzykowałem utratę pracy odpisując w miejscach gdzie nie wolno było używać tel komórkowych czy nawet dzwoniłem po czym okazało się, że dziewczyna która mi mówi jak to mnie lubi i w ogóle po czym się okazuje, że ma męża. Zawsze w tle jest jakaś forma zdrady mnie, ignorowania, traktowania ciszą a co najgorsze przemocy emocjonalnej tej w białych rękawiczkach lub w "czarnych?"

Przy czym pragnę podkreślić, osoby tzw "unikające" nie są złe, są tylko i aż lustrem, w którym mogę przejrzeć samego siebie oraz naprawić sprawy za dzieciaka. 

Póki nie naprawię tego połączenia ze sobą w 100% jak to mają normalni ludzie to tak będzie - zdaje sobię sprawę, że nie jestem w pełni szczerym - za szczerość doznawałem przemocy. W ogóle jak na ironie dziś dostałem komplementy, że jestem wyjątkowy, że taki autentyczny i w ogóle fajny. Zabawne jak musiałem się nie zgodzić.

 

Po prostu mam nadzieję, kiedyś mieć ludzi w swoim gronie, którzy w sprawach priorytetowych znajdą dla mnie czas (nie mówię, że mają rzucać wszystko" tylko będą w stanie zakomunikować, że "jest ok", nie wiem czy o tak wiele proszę?. Tym bardziej, że te osoby wiedzą, że mój jeden kolega popełnił samobójstwo i proszę by mi dali znać bo się nie martwię. Oni nie jeździli po lasach i chodzili szukając umarłego bliskiego kolegi. Ja nawet nie mam siły ani chęci tłumaczyć tego wszystkiego już. 

 

Postaram się odpisać w tym tygodniu a potem pewno wrócę robić swoje.

 

Mimo, że ten post brzmi jak użalanie się nad sobą to jest to forma w sumie samo terapii bo i tak nie mam z kim pogadać o tym wszystkim i tak mnie nikt nie zrozumie. Ja nawet siebie nie rozumiem po co to wszystko piszę.

 

Trzymajcie się i wszystko ze mną dobrze, po prostu mi smutno niekiedy jak sobie przypomnę to wszystko. Smutno mi również, że są ludzie którzy chcą wejść w moje życie a ja nie jestem w stanie im siebie dać, bo mam te bariery przed samym sobą - bo koniec końców, również jestem unikającym. 

 

Trzymajcie się a ja uciekam bo rano wstaję. 

 

Zdrowia i nie poddawajcie się życiu.

 

P.S Dodam jeszcze później trochę info. W sumie gdyby Ci unikajacy wiedzieli ile studiowałem by zrozumieć mi te bliskie osoby to by się naprawdę zdziwili.

No nic, dobranocki.

 

P.S 2 - nie zamieniłbym nic z tych doświadczeń.

 

P.S 3 - to wszystko brzmi bardzo nie miło ale moje dzieciństwo nie było wcale takie złe oprócz tych epizodów. W sumie najgorsza była ta przemoc emocjonalna, którą do tej pory stostuję na sobie. Np nadal mam pogląd, że nie zasługuję na miłość - stąd świat mi to pokazuje w relacjach, gdzie nie jestem miłostliwie traktowanym i tyle. Wszystko w moich rękach by się sytuacja zmieniał, bo już nie jestem ofiarą zdarzeń tylko kreatorem oraz kreatorem własnego dobra czy niedobra. 

 

PS 4 - przepraszam za mój wysryw, po prostu mi smutno ale dziękuje, że miałem gdzie się wyżalić bo tak to nie mam nikogo z kim mógłbym porozmawiać.

 

PS.5 Dziękuje za poświecenie czasu na przeczytanie tego posta - postaram się napisać jak obiecałem w tygodniu co nie co o lękliwych i unikających.

 

To mój pech, że mnie to spotkało. Nie, raczej powinieneś powiedzieć: „Mam szczęście, że chociaż mi się to przytrafiło, mogę to znieść bez bólu, nie przygnębiony teraźniejszością i nie bojąc się przyszłości”. Bo coś takiego mogło przydarzyć się każdemu człowiekowi, ale nie każdy człowiek byłby w stanie to znieść bez bólu. Dlaczego więc widzieć więcej nieszczęścia w tym wydarzeniu niż szczęścia w swojej zdolności do jego zniesienia?”

 

 

 Marcus Aurelius, Meditations
 
Edytowane przez SzatanK
  • Like 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem jeszcze wczoraj dopisać coś ale portal przestał działać. W sumie cieszę się, że to napisałem bo mogłem spojrzeć na to innym wzorkiem.

 

Prawdę mówiąc unikającym jest zalecanie i spisywanie swoich uczuć i myśli we formę pisemną jako forma praktywowania zdrowienia i rozumienia swoich odczuć czy potrzeb. Jest w tym jakaś dziwna forma leczenia (chodzi o praktykę wrażliwości i otwartości zapewne)

 

To co mi się przytrafiło to nie bylo aż tak straszne choć była to patologia momentami. Ludzie mieli i mają znacznie gorzej ode mnie a ja głodny nie chodziłem i tez się o mnie troszczono choć fakt chorych akcji nie brakło. Problem jest inny i teraz to widzę klarownie. Ja nie zostałem nauczony zdrowej relacji ze samym sobą i w sumie to chyba, każdy styl oprócz zdrowego tak ma w mniejszym lub większym stopniu.

 

Muszę się naprawdę zawziąć i bardziej praktykować miłość własną jako konieczność bo to wciąż za mało co robię. Unikajacy potrafią świetnie ukazać i wywalić nawierzch patologię stylu lękliwych właśnie przez te ignorowanie. Oni zmuszają nas do zajrzenia w głąb siebie i mają w sobie pewną wewnętrzną mądrośc i zdrowe impulsy to robiąc. Aczkolwiek o tym w następnym poście. 

 

No i tak jak mówił Gabor Mate. Autentyczność leczy traumę.

 

Unikający też mają traumę ale oni to represują.

 

Istotą traumy jest odłączenie się od siebie. Dlatego istotą uzdrawiania nie jest tylko odkrycie własnej przeszłości, ale ponowne połączenie się ze sobą w teraźniejszości. -Gabor Mate

 

Pisane na szybko przed pracą, wybaczcie. 

 

Edytowane przez SzatanK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Zdrowe osoby tego nie zrozumieją. "Zdrowe" zresztą też, póki nie nastąpi jakieś wydarzenie co wywali wszystko na powierzchnię i nie nadążą z chowaniem. 

 

Wiesz @SzatanK, ty już wykonałeś kawał świetnej roboty i na leżąco się brawa za to. Proces leczenia to jest proces nie jedna akcja.  Sam bym chciał to zakończyć i poczuć się bezpiecznym, mieć instrukcje obsługi umysłu, wgrać ja sobie o się przestać martwić, pokochać bombę i zacząć żyć. Trochę jak z dietą. Zmieniasz nawyki, czasami się potkniesz. Chciałoby się zrzucić te 30 kg w 30 dni i zapomnieć o temacie. Coś co kultywowalismy w sobie przez całe życie nie zniknie tak łatwo. To nigdy nie zniknie. 

 

Wszystko co nie pasowało środowisku do okoła, było nie akceptowalne i należało schować. Byliśmy poniżani, wyśmiewani i zawstydzani. Aby się dopasować trzeba było to gdzieś ukryć, więc powstał nasz cień. Taki wór "złego zachowania", do którego przez potrzebę przynależności i zewnętrznej akceptacji wrzucaliśmy cząstki naszego Ja. Niektórzy nazywają to wewnętrznym dzieckiem, ale ja wolę chyba Cień. Koncept dziecka jest dla mnie mylący, bo to kie jest mała bezbronna osóbka. 

 

To są kawałki nas samych, które ciągniemy za sobą i wydatkujemy na to kolosalna energię. Gdyby tak pozbierać  to do kupy, okaże się że to jest lustrzane odbicie mnie. Czy nie lepiej iść razem ręka w rękę. Jeszcze się okaże że jasna cześć będzie chroniła ta ciemna i co lepsze ta ciemna będzie chroniła ta jasna.  Pisząc to mi samemu elementy układanki wpadają na właściwe miejsca. Czuję nadzieję. 

 

Zaczynam rozumieć Watts'a który pisał: kiedy odkryjesz, ze tak naprawdę nigdy nie było nic strasznego po tej ciemnej stronie, nie pozostanie nic innego jak miłość. 

 

Jung natomiast, że tylko poznając dobrze mrok w nas samych, jesteśmy w stanie poradzić sobie z mrokiem innych ludzi. 

 

Boję się, że wyciągnięcie mojego Cienia na światło spowoduje, że ludzie mi najbliżsi mnie opuszcza. Z drugiej strony, ta ciemna strona często bez "pozwolenia" przejmowała kontrolę nade mną. Tylko nie ma innego wyjścia. Czy mamy egzystować kosztem dobrego samopoczucia innych, od których i tak nie otrzymamy tego czego najbardziej pragniemy. 

 

Tak samo nie mając w sobie akceptacji, miłości, zrozumienia, współczucia nie jesteśmy tego dać innym. To co dajemy, mając w zbiorniku pustkę, są puste gesty wyuczone w przeszłości. 

 

Jestem toksyczny. Sam to widzę. Chcę ciągle więcej i więcej w nadziei, że to wypełni mnie i będę cały. Jak nie dostaje to jestem zły, wredny, zawistny, agresywny. Jestem największym manipulatorem.

 

Ale ja tego nie potrzebuję od innych, bo to jest cały czas ze mną. Tuż za mną, w worze, a jedynie co potrzebuje to dostać się do niego i zacząć składać to wszystko w jedność. 

  • Like 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie.

 

Słowem wstępu - u mnie wszystko jest dobrze.

Właściwie to cholerne dziwne ale po napisaniu tego posta jakoś mi się znacznie poprawiło. Część mnie zwyczajnie odpuściła urazę i wkurzenie. Pojawił się spokój, pokój, zrozumienie. Jak zwykle unikający mi pokazali, że mimo że oni mają swoje za uszami to problemem jestem ja sam i moja relacja ze sobą, która produkuje potem patologie w świecie zewnętrznym. Serio świat to lustro w jakimś sensie. Jest znacznie lepiej ze mną, w gruncie rzeczy bardzo dobrze, lepiej niż kiedykolwiek bo coś we mnie co mnie męczyło się oczyściło. 

 

@TajemniczyDonPedro

Twoja relacja zapewne była z typem lękliwo-unikającym, tak naprawdę - stąd bliskość połączona z dystansem 🙂 

(Unikający mają słabość do osób z tym stylem łączenia, wbrew powszechnemu przekonaniu)

W dniu 5.11.2023 o 11:16, maria napisał(a):

Że będę robić to, co on będzie chciał i on niech robi to co chce, tylko on musi mi powiedzieć czego chce, bo ja sama z siebie też już nie będę zgadywać. To ma służyć temu, żeby on zaczął mieć kontakt ze swoimi potrzebami i chęciami i żeby wiedział, że ma prawo to wyrażać i do tego dążyć. Co o tym myślisz @SzatanK?

Wiesz co droga @maria

 

Serio, tyle do Ciebie napisałem tekstu i w sumie uznałem, że to nie ma sensu Ci to wysyłać, ponieważ to mogłoby paradoksalnie zaszkodzić.

Musiałbym tutaj książkę napisać czy wręcz blog prowadzić a i tak nie czuję się na siłach w tym temacie, mimo że przeczytałem multum publikacji na ten temat - w sumie więcej niż było potrzeba. 

 

Zapytałaś się mnie "co ja sądzę".

Odpowiem Ci tak - to nie ma znaczenia co ja sądzę, liczy się co to co się sprawdza i to, że odpowiedź co się sprawdza może nas nie zadowolić. Dam Ci przykład - jednym z "tricków" prowadzenia relacji z unikającą osobą, jest oddanie jej 100% kontroli nad relacją. Oni mają wewnętrzne poczucie braki sprawczości, bo inni za nich decydowali - oni kultywują kult niezależności to ich bóg w jakimś sensie. Pytanie na ile to ma sens, na ile masz robić z siebie Chrystusa by poświęcać swoje potrzeby bliskości, by druga strona mogła sobie jako tako żyć Twoim kosztem? Czy te oddawanie swoich 50%  sprawczości nad relacją by unikający mąż czuł komfrot jest "dobre?". Moim zdaniem nie bardzo. Mam na myśli to, że gdy będziesz skakać nad unikającym i chodzić na paluszkach to ta osoba nigdy się nie uleczy i będziesz zawsze traktowana jako priorytet ale od dołu listy, czyli "antypriorytet" czy coś mało ważnego. Musisz ukazać unikającemu mężowi, że jak będzie Cię źle traktował i po macoszemu to odejdziesz od niego. Bo chodzi o to, że mimo że rodzice byli jacy byli to mimo wszystko nikt nie odchodził - ty będziesz musiała się nastawić na taką możliwość po to by wyznaczyć granice i nie pozwalać się traktować po dziadowsku.

 

No ale trzeba oddać i warto byś zapamiętała sobie:

 

Cokolwiek bym tu nie napisał i "dawał rady" to nie jestem odpowiednią osobą to po pierwsze. Uważam, że powinnaś poszukać na necie osoby specjalizującej się w tym zakresie, opisać co i jak i stosować się do poleceń kogoś kto w tym siedzi. Kolejna sprawa, że ja i moje osoby z najbliższego grona, które uważam za unikające (mogą nimi nie być) to są ludzie, z którymi mi relacje nie wychodzą i nie wychodziły mimo chęci. Wiesz, to jest tak, że podobne przyciąga podobne i oni jak i ja mamy kłopoty z relacjami ze sobą. Ja wiem, że nabroiłem nie raz i wytykać im błędy to łatwo, kiedy ja sam mam ich tyle samo czy więcej.

Kolejna sprawa to zrozumiałem, że wymagałem od takich osób niemożliwego. Błagałem wręcz o intymność, kiedy oni sami mają z tym problem. To dosłownie tak jakby biednego prosić o pożyczkę, kogoś kto ledwo chodzi o przebiegnięcie maratonu itd, itp. W jakim sensie jest to chamskie, bo owszem wiele osób jest w stanie być intymnymi ale nie ktoś kto na tym poziome dostał po tyłku i to na konkrecie..

Kolejny przykład to chociażby zaufanie. Dosłownie dwa, trzy dni temu dostałem komplement, że mi można ufać, że budzę zaufanie itd. I co z tego, że można mi zaufać - skoro unikający nikomu nie ufają nawet sobie? Jak chcesz zmienić czyjeś zaufanie, skoro to najbliższa rodzina tą idee zaufania skazili w nich? A, więc można by rzecz jedno: Nie naprawisz unikającego oraz koncentrowanie się na takiej osobie i bycie dla takiej osoby cudownym człowiekiem, dającym tony zrozumienia i czułości sprawi tylko, że taka osoba nie wyruszy w krainę dyskomfortu by zrobić coś dla siebie i co równie ważne dla Ciebie. Najlepsze co możesz zrobić to spojrzeć na własne dysfunkcje i je naprawiać. Podobnie jak powinni to zrobić unikający, tyle że druga strona nie należy do Twojej kontroli. Pamiętaj, że siebie możesz kontrolować nie drugiego

 

Najlepsze co możesz zrobić to udać się na terapię (nie wstydzić się) pójść samą lub w którymś momencie z ukochanym i porozmawiać, uzewnętrznić się. Problem jest jeden - że taka relacja jak wasza może się rozpaść, jeśli Ty się uzdrowisz. Bo wiesz, może się stać tak, że zapragniesz w końcu bliskości ale zdrowej bliskości z drugim - Twój unikający mąż może nigdy tego Ci nie dać. Co postanowisz po terapii? Nie wiem.

 

Natomiast nie koncentrowałbym się na nim w ogóle. Najlepsze co możesz dla siebie to skoncentrować się na sobie - to Ci przyniesie o wiele więcej zdrowia, w takim sensie że uspokoisz swój system nerwowy. Jest to coś co rekomendują lękliwym cholernie mocno.

Niestety unikający swoimi zachowaniami powodują nieustanny stres emocjonalny, dlatego pomyśl o detoksie od męża o ile w ogóle się tak da i masz warunki na to. Unikający muszą się więcej koncentrować na potrzebach partnera a nie ignorować i chować głowę w piasek lub przychodzić, kiedy im wygodnie i odchodzić, kiedy im się żywnie podoba. Mógłbym tutaj wręcz blog napisać ale to nie ma sensu. Ludzie muszą szukać sami rozwiązań i się interesować. Twój unikający partner to nie jest głupi człowiek - to są ludzie siedzący mocno w intelekcie, bardzo logiczni ludzie (siedzenie w głowie to mechanizm obronny).

Nie bój się, zauważą jeśli się odsuniesz, ponieważ im zależy na bliskich relacjach, zazwyczaj w ogóle nie mają z kim się dzielić sobą, dlatego utrata osoby, która coś dla nich znaczyła będzie ich napawać smutkiem. Czytałem o sprawozdaniach unikających i zazwyczaj chcieli się zmieniać, dopiero kiedy stracili naprawdę wartościową relację bezpowrotnie przez swoje unikającego zachowania lub gdy wydarzy się coś ekstremalnego w ich życiu.

Aha, nie daj się nabrać na ich "nie potrzebuję nikogo" Wystarczy zerknąć na ich "cień" jak to powiedział @Pater Belli bo tam masz typowe wyparcie potrzeby drugiego, skoro tak nie potrzeba drugiego to po co szukać substytutów połączenia? :) 

 

Jeśli chodzi o unikających można mieć z nimi relacje, jednak trzeba zaakceptować że prawdziwej relacji takiej otwartej nie dostaniecie od tych nieleczonych typów. Całe te zaburzenie polega na systemie "antyrelacyjności: i pacyfikacji bliskości oraz gdy jest formowana zażyłość następuje potem sabotaż. A czemu? Bo się boją, są lękliwi w gruncie rzeczy, przerażani - stąd unikają a czemu lękliwi są lękliwi? Bo się boją i dlatego unikają 😉 

 

Te dwie dysfunkcje polegają na tym samym czyli na obawie przed bliskością/intymnością i strachem przed porzuceniem. 

 

Ja mam taki autorską sztuczkę jak naprawić szybko unikającego. Moim zdaniem należałoby zapodać traktowanie intymnością non stop 24h na godzinę. Tylko w ten sposób uważam, że unikający mogą się zaprzyjaznić z bliskością - powinni się odsłonić w 100% i spróbować zaufać nawet jak ktoś ich będzie raz po raz zawodzić.

Lękliwi się o wiele częściej leczą bo lękliwych leczy porzucanie notoryczne a doświadczenie porzucania oferują unikający wyjątkowo często. 

 

Z takich oficjalnych sztuczek to warto traktować unikającego jak kota. Jeśli chce to podejdzie a gdy chce to odejdzie. Danie im pełnej swobody czyli jak rok nie chcą gadać, to musicie to zaakceptować.

Lękliwi muszą nauczyć się stać na wlasnych nogach szczególnie polegać na sobie emocjonalnie i regulować swój poziom ukojenia sami z siebie. Unikający muszą nauczyć się ufać innym i nie sabotować relacji, gdy ktoś chce się do nich zbliżyć. Unikający boją się bycia potrzebującymi bo w gruncie rzeczy nimi są, muszą stać się tym czego tak się boją. 

 

Dużo by pisać.

 

No i warto nadmienić, że ja zawsze mogę się mylić. Szukać info na własną rękę i chodzić na terapię :) 

I coś jeszcze na koniec @maria

Wiesz, kiedy doświadczysz prawdziego małżeństwa?

Gdy się obydwoje wyleczycie i dopiero wtedy zobaczycie czy łączy was miłość czy trauma.

W dniu 8.11.2023 o 07:56, Pater Belli napisał(a):

Boję się, że wyciągnięcie mojego Cienia na światło spowoduje, że ludzie mi najbliżsi mnie opuszcza

Też tego się bałem. Ale zrozumiałem coś ciekawego.

Jeżeli najbliższi Ciebie nie akceptują razem z cieniem, czyli Twoją całością to czy tak naprawdę akceptowali Cię od początku? 

Bezwarunkowa akceptacja siebie + bezwarunkowa miłość. Odkryłem, że to dwie podstawy w leczeniu naszego stylu mieszanego. My zostaliśmy podwójnie opuszczeni i podwójnie skrzywdzeni i potrzebujemy siebie pokochać za siebie - za całość za to co brzydkie i to co ładne. Kochaj siebie, bracie :) 

I nie szukaj akceptacji u ludzi, którzy już jako dzieciaczka mieli jakieś "ale". Kochaj siebie, to Twój obowiązek.

 

W dniu 8.11.2023 o 07:56, Pater Belli napisał(a):

Jestem toksyczny. Sam to widzę. Chcę ciągle więcej i więcej w nadziei, że to wypełni mnie i będę cały. Jak nie dostaje to jestem zły, wredny, zawistny, agresywny. Jestem największym manipulatorem.

Wiem jak to jest ale jesteś świadom a to wielki plus. 

Zacznij od podstaw, odbuduj relacji ze sobą. Musisz wypełnic siebie miłością bezwarunkową, której nie dostałeś.

 

Dziękuje za cierpliwość w czytaniu tego postu.

 

Zdrówka wszystkim i życzę, każdemu z was bezpiecznego stylu.

 

Oznaki bezpiecznego stylu łączenia:

 

1. Mają zdrowe, długoterminowe relacje
Są to często ludzie, którzy wyznaczają nam cele w związku.

Bezpieczne przywiązanie może pomóc parom pozostać razem, pracować nad różnicami i ufać związkowi poprzez życiowe wzloty i upadki.

Chociaż bezpieczne przywiązanie nie gwarantuje, że każdy związek będzie szczęśliwy, zdrowy lub długotrwały, wiele bezpiecznie przywiązanych osób jest w stanie kultywować tego rodzaju relacje.

2. Mają tendencję do bycia lubianymi przez współpracowników
Bezpieczne przywiązanie może również sprawić, że ludzie będą przyjaźni, towarzyscy i ogólnie lubiani. Ponieważ czują się bezpiecznie, często czują się komfortowo ze sobą i innymi.

3. Mają zdrową samoocenę
Kwestie przywiązania mają silny związek z poczuciem własnej wartości. Osoba z poczuciem emocjonalnego i fizycznego bezpieczeństwa czuje się kochana i godna miłości. Ich poczucie własnej wartości i szacunek są silne.

4. Mają silne wsparcie społeczne
Ze względu na zdrową samoocenę, zdolność do nawiązywania długotrwałych relacji i życzliwość, często mają wielu przyjaciół i wspierających członków rodziny.

5. Są pewni siebie
Poczucie bezpieczeństwa z dzieciństwa może przełożyć się na pewność siebie w dorosłym życiu.

Poczucie własnej wartości odbija się na zewnątrz, a ponieważ mieli swobodę bycia sobą i odkrywania, zwykle czują się komfortowo z autentycznością innych ludzi, a także własną.

6. Ufają innym
Bezpiecznie przywiązane osoby również postrzegają siebie i otaczający je świat w pozytywnym świetle.

Mają tendencję do ufania 

6. Ufają innym
Osoby bezpiecznie przywiązane postrzegają siebie i otaczający je świat w pozytywnym świetle.

Mają tendencję do ufania, że wszystko się ułoży i mogą mieć zrównoważoną perspektywę i emocjonalne doświadczenie, gdy coś pójdzie nie tak.

Może się to wydawać optymizmem, ale dla bezpiecznie zakorzenionej osoby jest to prawdopodobnie bardziej realizm oparty na ich doświadczeniu życiowym.

7. Czują się komfortowo z fizyczną i emocjonalną intymnością
Bezpiecznie przywiązana osoba może dzielić się swoim fizycznym ja, ale także zaryzykować dzielenie się swoimi uczuciami.

Nauczyli się, że zaufane relacje stają się silniejsze dzięki dzieleniu się i robią to z przekonaniem, że omawianie ich myśli i uczuć jest bezpieczne.

Są również dobrzy w słuchaniu bez osądzania i utrzymywaniu tej samej bezpiecznej przestrzeni dla innych.

8. Bezpiecznie przywiązani ludzie są samoświadomi
Osoby wychowane w ten sposób zwykle mają jasne poczucie tego, czego chcą i potrzebują.

Są w stanie obiektywnie spojrzeć na sytuacje i być odpowiedzialnymi za swoje wybory.

Nie szukają mądrości z zewnątrz, aby podejmować decyzje, ponieważ znają i ufają sobie.

9. Potrafią skutecznie komunikować swoje potrzeby
Ponieważ osoby bezpieczne były w stanie zaspokoić swoje potrzeby we wczesnym dzieciństwie, wierzą w świat, w którym mogą prosić o to, czego chcą i to otrzymywać - i często to robią.

Uznają swoje pragnienia i potrzeby i zdecydowanie opowiadają się za sobą.

Bezpiecznie przywiązani ludzie nie potrzebują nieprzystosowawczych strategii, takich jak poczucie winy, pochlebstwa lub inne manipulacje, aby zaspokoić swoje potrzeby.

O wiele bardziej prawdopodobne jest, że poproszą o cokolwiek, czego pragną, bez grania w grę.

10. Dobrze czują się w samotności i potrafią cieszyć się własnym towarzystwem
Osoby z bezpiecznym stylem przywiązania są zdolne do nawiązywania romantycznych relacji, które są oparte na zaufaniu, stabilne i pozwalają na przestrzeń i swobodę bycia samemu i odkrywania indywidualnych zainteresowań.

Osoby samotne chętnie spędzają czas w samotności i pielęgnują własne zainteresowania.

Nie postrzegają samotności jako problemu wymagającego rozwiązania, ponieważ mają poczucie własnej wartości, pewność siebie i wsparcie społeczne, aby zaspokoić swoje inne potrzeby relacyjne, podczas gdy sami są w stanie zaspokoić inne potrzeby.

Aby mieć zdrowe, trwałe relacje, musimy rozwinąć bezpieczne przywiązanie. Jest to zestaw umiejętności, który będzie nam dobrze służył w pracy, w domu i w związkach romantycznych.

 

 

Bezpieczeństwo
Bezpieczeństwo w związkach to znacznie więcej niż brak przemocy fizycznej lub emocjonalnej.

Aby być bezpiecznym w związku, musimy ufać, że nasz partner odwzajemnia nasze uczucia, wspiera nasz rozwój i wysłucha naszych pragnień i potrzeb.

Możemy mówić o sobie, nie czując się osądzani, zawstydzani ani wyśmiewani. Nawet kłótnie są pełne szacunku i uwzględniają nasze uczucia.

To poczucie bezpieczeństwa może pomóc nam bezpiecznie przywiązać się do partnera.

Jesteśmy w stanie pozostawić przestrzeń w związku bez poczucia niepewności, że nasz partner nas opuszcza lub nie podziela już naszych uczuć.

W bezpiecznym związku nie ma zazdrości, manipulacji ani podejrzeń.

Dla kogoś, kto nie rozwinął bezpiecznego stylu przywiązania w dzieciństwie, poczucie bezpieczeństwa w związkach może być początkowo trudne.

Wizyta u terapeuty może pomóc nam przepracować kwestie z dzieciństwa, a także wszelkie wczesne traumy. Możemy również pracować nad budowaniem silniejszej samooceny, poczucia własnej wartości i samoakceptacji.

Nauka kochania i akceptowania siebie pomoże nam poczuć się bezpieczniej w naszych relacjach międzyludzkich.

Ważne jest również, aby nie reagować na czynniki wyzwalające w związku.

Zamiast zakładać najgorsze, ważne jest, aby się uspokoić i dowiedzieć się, jakie wyzwalacze są spowodowane obecnymi okolicznościami, a jakie przeszłymi doświadczeniami.

Umiejętność rozróżnienia tego może pomóc nam reagować, a nie reagować na partnerów, przyjaciół, a nawet członków rodziny.

 

Połączenie
Większość związków zawiera element więzi, ale nie odnosi się to do chemii czy łączności seksualnej.

Ważne jest raczej, abyśmy byli w stanie otwarcie dzielić się naszymi emocjonalnymi doświadczeniami z naszymi partnerami i aby oni robili to samo.

Aby rozwinąć bezpieczniejsze przywiązanie, musimy mówić o sobie, określać nasze potrzeby i oczekiwać, że zostaną one zaspokojone w ramach zdrowego związku.

Część połączenia z kimś innym wymaga, abyśmy przestali robić rzeczy, które odpychały partnerów.

Bycie krytycznym, reaktywnym i branie wszystkiego do siebie nie pomoże nam rozwinąć poczucia bezpieczeństwa. Zamiast tego musimy nauczyć się ufać, reagować, iść na kompromis i komunikować się z innymi.

Podczas gdy terapia może pomóc nam zbudować te umiejętności, praktyka przyniesie postęp.

Ważne jest, aby pracować nad połączeniem w bezpiecznym, zdrowym związku. Najlepiej z bezpiecznie przywiązanym partnerem lub partnerem, który pracuje nad tym, by stać się bardziej bezpiecznie przywiązanym.

 

Komfort
Zdrowy związek zapewnia nam komfort i wsparcie, gdy czujemy się zdenerwowani. Nie ma osądzania, krytykowania, obwiniania ani zawstydzania.

Wydaje się to proste, ale osoby z niepewnym stylem przywiązania mogą czuć się komfortowo w relacjach, które naśladują ich doświadczenia z dzieciństwa.

Na przykład, jeśli w dzieciństwie czuliśmy się często ignorowani, możemy pozwolić na relacje, które zaniedbują nasze potrzeby i dobre samopoczucie.

Osoby z bezpiecznym stylem przywiązania nie mają tendencji do pozostawania w związku z partnerem, który źle je traktuje.

Ich poczucie własnej wartości jest zbyt wysokie i nie czują się komfortowo w sytuacjach, w których ktoś ich nie szanuje.

Choć może się to wydawać oczywiste, prawda jest taka, że osoby niepewnie przywiązane, unikające i bojaźliwie unikające nie patrzą na świat w taki sam sposób, jak osoby bezpiecznie przywiązane.

Jest to jeden z powodów, dla których osoby bezpiecznie przywiązane często doświadczają zdrowszych relacji.

Aby rozwinąć bezpieczne przywiązanie poprzez komfort, musimy ćwiczyć otwartość i wrażliwość na partnerów oraz dawać im możliwość wspierania nas i pocieszania.

Często dorośli, którzy nie mają bezpiecznego stylu przywiązania, będą nadmiernie niezależni i niezdolni lub niechętni do proszenia o pomoc. Często wynika to z braku zaufania lub strachu przed odrzuceniem.

Nauka otwierania się i proszenia o to, czego potrzebujemy, może być kluczem do rozwijania zaufania i pewności w naszych relacjach.

Ćwiczenie asertywności, wrażliwości i emocjonalnej intymności może pomóc nam nauczyć się pocieszać i być pocieszanym w bezpiecznym, zdrowym paradygmacie relacji.

 

Docenianie
W relacjach opartych na bezpiecznym przywiązaniu partnerzy otwarcie doceniają siebie nawzajem.

Podczas gdy komplementy mogą być częścią tego uznania, jest to również okazywanie szczęścia i wdzięczności za to, że jesteśmy w związku.

Jeśli jest to kolejny obszar, który wydaje się dziwny, jeśli chodzi o relacje, ważne jest, aby pamiętać, że nie wszyscy w związku okazują uznanie.

Dlaczego jest to ważne przy rozwijaniu bezpiecznego przywiązania? Głównym powodem jest to, że zachęca do poczucia bezpieczeństwa i zaufania w związku.

Niestety, osoby bez bezpiecznego przywiązania często szukają okazji do krytyki w swoich związkach.

Mogą wycofać się i zdystansować od partnerów i często szukają wad, aby usprawiedliwić swoje zachowanie.

Takie zachowanie może samosabotować relacje, podczas gdy otwarte uznanie w relacjach może zachęcać do emocjonalnej intymności, zaufania i poczucia bezpieczeństwa.

 

Wsparcie
Kolejną ważną cechą zdrowych relacji jest zdolność do wzajemnego wspierania się. Nie chodzi tu o wsparcie finansowe.

Wsparcie w ramach bezpiecznego związku wygląda raczej jak zachęcanie partnera do odkrywania swoich zainteresowań, podążania za marzeniami i osiągania celów. We wspierających relacjach oboje partnerzy entuzjastycznie kibicują rozwojowi drugiej osoby.

Niepewni i bojaźliwi partnerzy często tego nie robią.

Zazdrość, podejrzliwość, strach i manipulacja są bardziej prawdopodobnymi reakcjami na partnera dążącego do celów poza związkiem.

Częścią rozwoju bezpiecznego romantycznego przywiązania może być skupienie się na staniu się bardziej wspierającym partnerem.

Zapewnienie przestrzeni i swobody w ramach związku, aby partner mógł kultywować hobby lub dążyć do rozwoju osobistego, może wzbogacić i wzmocnić związek.

 

Komunikacja
Komunikacja jest prawdopodobnie najważniejszym elementem nauki bezpiecznego przywiązania w romantycznych związkach.

W przypadku każdej z omawianych przez nas umiejętności, komunikacja jest podstawową potrzebą.

Asertywność, wrażliwość i skuteczne rozwiązywanie konfliktów wyróżniają się jako zestawy umiejętności, które mogą poprawić każdy związek w naszym życiu.

Należy jednak zauważyć, że aby mówić w swoim imieniu, ważne jest, abyśmy najpierw poznali samych siebie.

Pierwszą osobą, przed którą musimy się postawić i być z nią szczerzy, jesteśmy my sami.

Będziemy musieli nauczyć się radzić sobie z negatywnymi myślami, które zachęcają nas do trzymania się nieufnego i samoobronnego światopoglądu.

Być może będziemy musieli zaakceptować naszą rolę w wyborach, których dokonaliśmy i ćwiczyć współczucie dla siebie, ucząc się nowych zachowań.

Być może będziemy musieli wybaczyć sobie, wybaczyć innym i nauczyć się identyfikować i dzielić się naszym pierwotnym stylem przywiązania.

W ugruntowanych relacjach ważne jest, aby rozmawiać o sposobach, w jakie pracujemy nad tym, aby stać się bardziej bezpiecznie przywiązanymi.

Coś tak prostego jak proszenie o wsparcie może być wyzwaniem dla kogoś bez bezpiecznego tła. Jest to jednak ważny aspekt zmiany stylu przywiązania.

Otwarcie tego dialogu może również pomóc nam zrozumieć styl przywiązania naszych partnerów i sposób, w jaki reagują w związkach.

Możliwe jest stworzenie związku z dwiema osobami, które mają niepewny styl przywiązania, ale tylko wtedy, gdy obie osoby pracują nad kwestiami przywiązania, aby stać się bezpiecznymi.

 

Bezpieczny styl przywiązania: Przemyślenia końcowe
Problemy z przywiązaniem mają wpływ nie tylko na nasze dzieciństwo.

Doświadczamy echa tej wczesnej więzi przez całe nasze życie, często nieświadomie.

Zmienia to sposób, w jaki postrzegamy świat. A jeśli nie podoba nam się to, co widzimy, mamy możliwość wybrania nowej perspektywy.

Tworzenie bezpiecznych więzi może wydawać się trudną walką. Ale widok z bardziej stabilnego, bezpiecznego gruntu będzie tego wart.

Nagle nasze problemy z dzieciństwa stają się małe i zdajemy sobie sprawę, że mamy moc kultywowania silnych, zdrowych, intymnych relacji z dorosłymi.

 

 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholerka - zapomniałem jeszcze dodać coś istotnego.

 

Wiem, że to nie łatwo kogoś takiego znaleźć ale jak oświecające jest spotkać osobę z naszym niezdrowym stylem tylko jeszcze mocniej mniej zdrową wersją nas samych.

Jeśli znajdziecie osobę bardziej lękliwą od was to wtedy zrozumiecie stronę unikającą bardziej oraz ich potrzebe dystansu. Nagle was oświeci, że zaduszaliście partnera.

Z drugiej strony jeśli poznacie bardziej unikającego od was i nie wiem będzie sprawa do załatwienia czy choroba a wy nie będziecie mogli na taką osobę liczyć bo zrobi jedno wielkie zbywanie czy będzie notorycznie "zajęta" to wtedy też doznacie zrozumienia, jeśli będzie to wam aplikowane notorycznie, że ignorowanie nie jest rozwiązaniem.

 

Chodzi o to by ujrzeć lepiej własne dysfunkcje, obiecuję że zapamiętacie na długo te pouczające doświadczenie.

 

Kolejna sprawa, że unikający koncentrują się na negatywach u partnerów, lękliwi na pozytywach - tego jest mnóstwo do wymienienia. 

 

"Myślę, że przywiązanie unikające tak bardzo rani innych, ponieważ czujemy, że nie jesteśmy kochani, lekceważeni lub niewartościowani. Kiedy tak naprawdę jest to bardziej związane z osobą unikającą niż z nami. Albo boją się podejść zbyt blisko, aby nie zostać zranionym, albo myślą, że stracą ciężko wywalczoną wolność i niezależność, jeśli wpuszczą kogoś do swojego życia."

 

Przywiązanie lękowe i unikające może rozwinąć się z kilku powodów, w tym z powodu traumy lub zaniedbania z dzieciństwa, niekonsekwentnej opieki lub nadmiernie krytycznego rodzicielstwa. Może również wynikać z poprzedniego związku, w którym złamano zaufanie lub doszło do emocjonalnego porzucenia.

 

 

Póki pamiętam.

 

Lękliwi również odczuwają atrakcję w stosunku unikających bo sami są niedostępnymi względem siebie i unikającyjmi. Należy patrzeć na te dwa schorzenia jak na lustro, które nam pokazuje gdzie sami siebie odgardzamy, oszukujemy itd, itp. Unikający są w gruncie rzeczy bardzo potrzebującymi bliskości i oni mają ogrom potrzeb względem partnera i to tyle tego jest, że nikt nie jest w stanie tego spełnić.

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanK dzieki za wpis. Bardzo fajnie rozbite, ale...

 

Wydaje mi sie, popraw mnie jesli sie myle, ze bardzo intelektualnie podchodzisz do tematu. Pisze to, bo mi juz kiedys ktos zwrocil na to uwage i zaczalem siebie obserwowac pod tym wzgledem. Troche jakby szukanie dowodow na istnienie duchow, przy okazji tworzenie instrukcji jak te duchy znalezc.

 

Jestes unikajacy, ja jestem glownie lekliwy, ktos jest 50/50. I ch*j. Tacy jestesmy. Te glosy zwatpienia, namawiajace do ucieczki to tylko glosy w naszych glowach, Mysli, poruszone emocjami. Cos co nie jest prawda, albo w znacznej wiekszosci nie jest. Siedzimy w konie naszego zycia i wyswietlamy horror, w ktory sami chcemy wierzyc, ze jest to rzeczywistosc. Operatorem jest Pan Cien. On nie zna innego swiata, bo kiedy go poznawal, my go wykluczalismy, porzucalismy, unikalismy. To jest jedyny swiat jaki zna. Czas go zaczac oswajac ze swiatem i pokazac mu piekno do okola. Niestety to forum, jakze wartosciowe w jednym aspekcie, w akceptacji zdecydowanie nie pomaga. Sam widze po sobie, ze czasami posiedzenie zbyt dlugo w jednym watku, powoduje natlok negatywnych mysli i zwatpienia w swiat do okola.

 

Jakbys chcial pogadac, to wal na priv.

 

@maria, sam sie zmagam czasami z czescia unikajaca mojej zony i wiem jak jest ciezko. Nie jest to wariant, ze potrzebuje terapii, ale rozmowa z nia o tym, co mnie dreczy powoduje natychmiastowe wycofanie. Czasami trzeba zapalic komus czerwona lampke ostrzegawcza. Mi ona tak zrobila, wiec zabralem sie za terapie i nauke jak sobie ze soba poradzic. Ja jej czasami zapalam, kiedy czuje ze relacja idzie w zlym kierunku, znaczy, ze nie otrzymuje tego co potrzebuje. Ciezko unikajacych zmusic do przemyslen, lektury, a psychoterapeuta to zapomnij. Mi moja polecila, zeby poszukac terapi dla zwiazku. Znaczy pacjentem jest zwiazek. Zreszta na to plozony jest nacisk w ksiazce Przytul mnie.

 

@SzatanK, jezeli o mnie chodzi, to te obawy mam rzadko. To raczej chyba mechanizm obronny mojego cienia, ktory boi sie zmian. Drugiego ja, ktory boi sie ryzyka i lubi zyc w tej piwnicy, bo ja bardzo dobrze zna. Szukam sposobu na przyciagniecie go na zewnatrz, ale w sposob kontrolowany. Koncentruje sie na asertywnosci, cos co unikajacy maja w nadmiarze. Mowic nie to jedno, ale mowic nie i czuc sie z tym dobrze to inna sprawa.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanK @Pater Belli Pięknie piszecie, bardzo mądrze. Ja też napiszę jakiś dłuższy post, ale teraz nie mam czasu, bo mam dużo pracy. Mam nadzieję, że wieczorem się uda lub w weekend. 

 

Tak na szybko tylko - kupiłam te dwie książki, które polecałeś @Pater Belli oraz jedną, która była dostępna Pani Pii Mellody. W przyszłym tygodniu przyjdą to się wezmę za lekturę.

 

Jeśli chodzi o mnie i mojego męża to między nami obecnie jest naprawdę dobrze, często rozmawiamy o tym jak dużo mieliśmy szczęścia, że na siebie trafiliśmy. Mamy za sobą 3 spotkania terapii par - to było dawno temu, ale bardzo nam pomogło. Właściwie jedno, pierwsze spotkanie odniosło niesamowity skutek. Mąż chodził też na terapię własną, choć nie dokończył jej, do czego wciąż bardzo go namawiam, ale to już nie ode mnie zależy. Te kilka miesięcy jego terapii też dały wspaniałe rezultaty. My jesteśmy w dobrym punkcie, ogromnie dużo przepracowaliśmy wspólnie i ja nie mam wątpliwości, że on mi ufa, kocha i że ma bardzo wysoką samoświadomość. Ja jego również, więc tu nie ma absolutnie żadnych myśli o rozstaniu, bo ktoś kogoś rani. Teraz to już jest takie bardziej naprawianie jakiś pozostałości niż praca od podstaw.

 

Trzymajcie się, napiszę więcej póżniej!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

42 minuty temu, Pater Belli napisał(a):

@SzatanK dzieki za wpis. Bardzo fajnie rozbite, ale...

 

Wydaje mi sie, popraw mnie jesli sie myle, ze bardzo intelektualnie podchodzisz do tematu. Pisze to, bo mi juz kiedys ktos zwrocil na to uwage i zaczalem siebie obserwowac pod tym wzgledem. Troche jakby szukanie dowodow na istnienie duchow, przy okazji tworzenie instrukcji jak te duchy znalezc.

To znaczy ja albo jestem lękliwym albo mam styl zdysorganizowany ze skrzydłem lękliwym jako mocniejszym. (A przynajmniej domyślnie tak miałem - teraz ciężko mi powiedzieć. W stylu bezpiecznym raczej nadal nie jestem) Stałem się bardziej unikającym teraz lub po prostu zdrowieje i bycie po stronie unikającej jest częścią zdrowienia by odzyskać wewnętrzny balans. 

Co do intelektualizowania - ciekawe, że mnie tak odebrałeś. Wiesz chodzi o to, że strona lękliwa zbyt mocno kieruje się tylko sercem. Domyślnie kierowałem się sercem i mało co używałem głowy w takim sensie by wspierać w tym wszystkim moje ośrodki czucia. Dlatego jedną z lekcji dla mnie jako lękliwego oraz INFP 4w5 (typologie osobowości) jest używanie rozumu, logiki, intelektu - nie kosztem serca jak to u unikajacych i kosztem uczuć, czy spychania emocji ale używania głowy jako pomocy dla serca a nie czegoś co jest jemu przeciwne. Innymi słowy staram się używać mojej słabszej strony, która mi ciężej przychodzi czyli "głowy". 

Unikający według mnie nie powinni się zamykać i chować w zamku, w głowie, w intelekcie tylko dopuszczać również serce by te przemówiło. No i by tendencje, lękliwe w nich poddać we wątpliwość oraz nauczyć się ufać i zrozumieć, że nie każdy im chce na złe. 

 

Co do szukania duchów i tej instrukcji jak ich znaleźć - wiesz, ja całe życie ganiałem za niedostępnymi mi kobietami/unikającymi, które ja za punkt honoru robiłem sobie by w jakimś sensie je zdobyć (w 100% poległem ale zyskałem pewną dozę leczącej pokory). Podświadomie to ma związek z niedostępnymi rodzicem bo skoro mogłem wygrać uczucie u kobiety, to widocznie można mnie pokochać. Koniec końców jako osoba ze zdyzorganizowanym stylem poczucie bycia niewystarczającym, nie nadającym się do kochania były na porządku dziennym. Mój system łączenia, który został negatywnie uwarunkowany uważał za atrakcyjne to co niedostępne i to co mnie odrzuca, tych którzy nie mają dla mnie czasu, kłamią, zdradzają, unikają no i dają odczuć, że wszystko jest ważniejsze ode mnie. Co za tym idzie - nauczyłem się "widzieć duchy" oraz rozpracowałem narzędzia by zawczasu nie wpaść w sidła duchów. Również widzę inny rodzaj duchów lękliwych i co najważniejsze podobnie jak Ty analizuje siebie nieustannie by wyjść z bagna, w które zostałem wrzucony jako młody człowiek. 

 

42 minuty temu, Pater Belli napisał(a):

I ch*j. Tacy jestesmy

Pamiętaj, że style są płynne one się mogą zmieniać - tu nie ma niczego wyrytego w kamieniu :) 

To jacy dzisiaj jesteśmy, nie jest tym czym możemy być jutro. Może zabrzmię dziwnie ale nawet ja sam muszę powiedzieć, że się zmieniłem ale samemu nie wszystko można zrobić. Bez unikających osób i bólu, które we mnie wywoływały te osoby bym się nie zmienił. Tyle, że również jestem współzależnym co nie ułatwia tematu i co również nie oznacza, że takim mam pozostać. To wszystko czy to współzależność czy style przywiązania negatywne, są mechanizmami które dziecko rozwija na poczet przeżycia w chorym środowisku dając sobie szansę na wyleczenie, gdy dojrzeje i stanie się dorosłym.

 

42 minuty temu, Pater Belli napisał(a):

 

@maria, sam sie zmagam czasami z czescia unikajaca mojej zony i wiem jak jest ciezko. Nie jest to wariant, ze potrzebuje terapii, ale rozmowa z nia o tym, co mnie dreczy powoduje natychmiastowe wycofanie. Czasami trzeba zapalic komus czerwona lampke ostrzegawcza. Mi ona tak zrobila, wiec zabralem sie za terapie i nauke jak sobie ze soba poradzic. Ja jej czasami zapalam, kiedy czuje ze relacja idzie w zlym kierunku, znaczy, ze nie otrzymuje tego co potrzebuje. Ciezko unikajacych zmusic do przemyslen, lektury, a psychoterapeuta to zapomnij. Mi moja polecila, zeby poszukac terapi dla zwiazku. Znaczy pacjentem jest zwiazek. Zreszta na to plozony jest nacisk w ksiazce Przytul mnie.

Jak ją kochasz, to musisz podarować jej ten dystans - jeśli ona mówi o 2 tygodniach ty jej dajesz 2 miesiące. Pamiętaj by koncentrować się na sobie - traktuj ją jakby umarła, ignoruj. Ciebie stworzył brak koncetracji na sobie bo ciągle poddajesz siebie względen niej a ona non stop się chroni przed "intruzem" i się wycofuje chroniąc siebie i swoje zasoby energii. Nie koniecznie, że Cię nie kocha tylko, że to jej sposób na ochronę siebie. Koniecznie się lecz byś miał styl bezpieczny ale miej również świadomość, że mimo Twojej miłości względem niej istnieje szansa, że się rozstaniecie bo ona może nigdy nie być gotowa na wyleczenie swoich unikających tendencji. Z unikającymi nieleczonymi innej opcji nie masz tylko te okruszki bliskości raz po raz. Możesz jej powiedzieć "nie" ale to nie wiele zmienia, bo ona nie jest gotowa.

Daj jej dystans, najlepiej by było się rozejść na pół roku wręcz. Po to byś ty uspokoił swój system nerwowy bo jak wiadomo nagłe znikanie, ignorowanie itd powoduje lęki u drugiego jeśli to się dzieje notorycznie.

42 minuty temu, Pater Belli napisał(a):

@SzatanK, jezeli o mnie chodzi, to te obawy mam rzadko. To raczej chyba mechanizm obronny mojego cienia, ktory boi sie zmian. Drugiego ja, ktory boi sie ryzyka i lubi zyc w tej piwnicy, bo ja bardzo dobrze zna. Szukam sposobu na przyciagniecie go na zewnatrz, ale w sposob kontrolowany. Koncentruje sie na asertywnosci, cos co unikajacy maja w nadmiarze. Mowic nie to jedno, ale mowic nie i czuc sie z tym dobrze to inna sprawa.

"Trauma ogranicza autentyczne ja". Wiem o czym mówisz o tym drugim ja aż za dobrze...

Miłość własna oraz akceptacja całości Ciebie bezwarunkowa oraz prawdziwa autentyczność zdziałają cuda. Nie mówię, że Twoja relacja się utrzyma ale Twoje samopoczucie ulegnie cholernej zmianie. Ta druga część ta wypchnięta to Ty - Twoim zadaniem powoli jest tą część siebie wypartą integrować. 

 

To wszystko serio jest do zrobienia chłopaki i dziewczyny - nie w jeden dzień, nie w jeden rok ale można.

 

Unikający też nie są takimi alfą i omegą. Każdy znany mi unikający cierpi na formę depresji i lęków, ponieważ to jest właśnie cena którą płacą za chowanie emocji i uczuć pod dywan oraz za tą rzekomą fałszywą niezależność. Ja sam to przeżyłem na własnej skórze gdy zacząłem zachowywać się jak typowy unikający. Stałem się przygnębiony, smutny, od razu doznałem jakieś formy depresji tyle, że jestem świadom tych mechanizmów. Lękliwi również muszą przejść proces inwidualizacji u unikających to nie wiem czy jest ten problem.

 

Jak mówiłem - tu książke by trzeba było napisać a nie "pościki".

 

@maria

Gratuluję - możesz się poszczycić tak czy siak wyjątkowym unikającym, które chce coś zmienić w sobie a nie tylko widzi negatywy w innych. 

Pogratulowałbym mężowi tylko prawdziwie bym mu dał piątke gdyby chodził na terapię i na 100% się wział za ten temat po to on miał lepsze życie/samopoczucie, Ty oraz wasze dzieci i cała rodzina. Piękne jest to, że tak sobie pomagacie i jakoś próbujecie działać.

 

I tak panią Pię, polecam. Nie czytałem jej książek poza tymi o współzależności ale na pewno będą dobre.

Polski YT, powoli się rozwija w konkteście psychologi i wiedzy - miło popatrzeć.

 

 

 

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.11.2023 o 07:56, Pater Belli napisał(a):

Tak samo nie mając w sobie akceptacji, miłości, zrozumienia, współczucia nie jesteśmy tego dać innym. To co dajemy, mając w zbiorniku pustkę, są puste gesty wyuczone w przeszłości. 

 

Jestem toksyczny. Sam to widzę. Chcę ciągle więcej i więcej w nadziei, że to wypełni mnie i będę cały. Jak nie dostaje to jestem zły, wredny, zawistny, agresywny. Jestem największym manipulatorem.

 

Ale ja tego nie potrzebuję od innych, bo to jest cały czas ze mną. Tuż za mną, w worze, a jedynie co potrzebuje to dostać się do niego i zacząć składać to wszystko w jedność. 

Ja byłbym ostrożny z tymi tezami, długo myślałem podobnie ale "mając na wszystko odpowiedź można być nadal w dupie".

 

Jesteśmy jacy jesteśmy w danej chwili, nie ma imo żadnego worka, jedyne co moim zdaniem realnie istnieje to interakcja, reszta to wytwory mentalne, łącznie z naszym poczuciem tożsamości.

 

Te więcej i więcej ma na celu utrzymać na chodzie i sprawić wrażenie istnienia trwałego "ja".

Coś jak szybko obracające się koło sprawia, że widzimy jak stoi.

 

Dobrze jest jak piszesz mieć kontakt z emocjami i całą reszta zjawisk wew. i zewn. z momentu na moment.

Oczywiście czasem jedziemy na autopilocie nieświadomych a wyuczonych wzorcach i to jest ok.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj jest ten cień. Jest to drugie wyparte ja. Ja z cechami niewygodnymi wg postrzegania. Część jaźni stłamszonej , która jest źródłem lęków i obaw. Jeżeli człowiek wyrósł w bezpiecznej atmosferze wtedy ten worek jest malutki, albo go nie ma. Jeżeli nie otrzymał akceptacji, lub żył w toksycznym środowisku wtedy ten wór jest sporych rozmiarów. Każdy ma prawo poczuć się bezpiecznie w relacji i poza nią.  
 

stąd właśnie niezbędna jest integracja wypartych części ze świadomością. Komuś kto całe życie czuł się bezpiecznym, ciężko zrozumieć ten dualizm. Im większa dysproporcja między świadomością a nieświadomością tym ciężej opanować jaźń. 
 

Własna akceptacja jest kluczem. Banał wielokrotnie powtarzany jednak mało który  po podaje przepis.  Bo go nie ma. Jesteśmy efektem naszych doświadczeń   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny filmik o unikających ale po ang.

 

 

Tak jak myślałem, że unikajacy są w gruncie rzeczy tymi potrzebującymi dlatego też tak ciężko prosić im o pomoc bo maja w gruncie owe potrzeby ogromne i boją się przytłoczyć druga osobę. 

 

Ale juz abstrahując od tego, nie jestem w ogóle złym na unikających ludzi w moim życiu. Prawdę mówiąc czuję głębokie współczucie bo to jest ogromnie przygnębiające zaburzenie.

 

Taka mysl mnie naszła, że lekliwi szukają zależności a unikajacy niezależności. Obydwie te rzeczy są na zewnątrz ich (czyli źródło samo kojenia nie jest w nich tylko czynnikiem zewnętrznym a to nie dobre) No i serio oby dwa te style bazują na opuszczeniu. Co znow łączy się z moja prywatna teoria, ze osoba z najgorszym stylem była podwójnie opuszczoną. 

 

Także sami widzicie drodzy lękliwi. Unikający zostali opuszczeni emocjonalnie za dzieciaka i tak to jest jak sie nie ma czasu dla małej istotki. Nic dziwnego, że potem unikajacy nie chce komfortu od drugiej osoby bo nawet jakby chciał to nie moze sobie na niego pozwolić, stąd problemy ze zaufaniem i bliskością. Co za tym idzie zbliżenie się zbytnie musi być obarczone dystansem. To trochę tak jakby komuś się chciało pić ale boi się, że woda ktora dostaje jest trująca czy coś.  

 

Z drugiej strony mamy lękliwych, którzy jak byk sa unikajacymi jeśli by zerknąć rzetelnie.

 

Przykladowo lękliwi maja świetny dostęp do emocji stąd unikających będzie ciągłość do takiej osoby po to by swoje emocje wyciągnać/wybudzić. Ignorowanie zaś unikających i cisza radiowa to idealne narzędzie by lękliwy zajrzał w głąb siebie, na to czego unika (siebie, swoich potrzeb, własnej bliskością ze sobą itd)

 

Spotkanie, pokochanie itd osoby z odeminnym niezdrowym stylem to dar by spojrzeć na siebie i na to czego nie chcemy widzieć, czym nie chcemy się zająć i co nas boli. Przykładowo te ignorowanie wpięcia lękliwych ale nie same ignorowanie tylko ignorowanie siebie, które im jest ukazywane. U unikających zaś to nie emocje partnera wkurzają tylko to, ze sam ten uniakający ma tyle tych emocji wypartych w sobie, ze nie może jeszcze wytrzymać kolejnych. Stąd potrzeba dystansu i komunikacja na bazie faktów, logiki a nie czułości, emocji itp.

 

Edytowane przez SzatanK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio znalazłem w łajnie YT diamencik co się zowie Heidi Prieb. Dziewczyna świetnie rozbija na małe elementy style przywiązania i w jaki sposób można się naprostować. Ona też mocno oreduje za pracą z własnym cieniem. 
 

https://youtube.com/@heidipriebe1?si=bSVhOzJBqGbPnfW4

 

Integracja swojej jaźni to długofalowy proces. Czasami się robi dwa kroki wstecz, ale nie warto się poddawać. Ja sobie zrobiłem dlugi weekend wolny od kobiety i dzieci i czułem się rewelacyjnie. Kumpel dołączył i się razem świetnie bawiliśmy. Miałem chwile uczucia niepokoju, ale przyjaciel okazał się bardzo pomocny w świadomym wydobywaniu mojego „cienia” na powierzchnie. Proces trudny i bolesny mentalnie ale satysfakcjonujący. Trochę też budzi obawy, że trzeba będzie siebie zredefiniować na nowo i swoje życie. Jak otrzymam wtedy życie w wolności i pozbawione leków to warto poświęcić sporo. Wiem też, że najbliższe osoby mnie nie zostawią. 


 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, SzatanK napisał(a):

Taka mysl mnie naszła, że lekliwi szukają zależności a unikajacy niezależności. Obydwie te rzeczy są na zewnątrz ich (czyli źródło samo kojenia nie jest w nich tylko czynnikiem zewnętrznym a to nie dobre)

Lękliwi bez wątpienia zaspokojenie potrzeb mogą znaleźć na zewnątrz. Jednak unikający, niezależność z definicji tego słowa mogą znaleść tylko w sobie. Unikajacy potrafi uspokoić się sam, pomimo braku ukojenia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, musiałam sobie zrobić małą przerwę od tego wątku, bo przyznam szczerze, że to wszystko co tu napisaliście spowodowało huragan w mojej głowie. Dodatkowo przeczytałam @Pater Belli twój wątek, który uaktualniasz od 2018 roku o relacji z Twoją żoną i to też mi dało dużo do myślenia. "Do myślenia" to za mało powiedziane, cały weekend po nocach spać nie mogłam z tego wszystkiego... W tamtym wątku jako kobieta nie mogę się wypowiadać, ale napiszę tylko to, że zarówno Ty jak i Twoja żona jesteście wyjątkowi i zwyczajni jednocześnie. Nie ma osób "innych niż wszystkie". To tylko relacja może być wyjątkowa i Wy z pewnością taką macie.

 

Jeśli Twoim partnerem/partnerką w relacji jest osoba o niskiej samoocenie, z lękiem przed odrzuceniem lub lękiem przed bliskością lub jakimś innym rodzajem leku to te wszystkie rady, które są tu tak popularne w stylu "nie poczuje się zagrożony/a, niech wie że może Cię stracić, pokaż mu/jej że sobie świetnie bez niego/jej poradzisz" są tak naprawdę gwoździem do trumny dla relacji. Bo taka osoba poczuje się odrzucona jak tylko poczuje że może być i sama zdystansuje się jeszcze bardziej, wcale nie dlatego że ją to nie obchodzi, ale właśnie dlatego że ten ból jest tak wielki że wybiera minimalizowanie go i zmniejsza zaangażowanie przy najmniejszych objawach niepewności. Zarówno osoby unikające jak i lękliwe to czego potrzebują to niezachwianej pewności, że są bezpieczne, a nie testów i szantaży. 

 

W ogóle według mnie i tutaj też pasuje to napisać praca nad sobą jest niemożliwa lub prawie niemożliwa w pojedynkę. Do pracy nad sobą potrzebujemy innych ludzi. Największą pracę dlatego wykonujemy chcąc nie chcąc w długich związkach oraz wychowując dzieci. Szczególnie praca nad stylem przywiązania, czyli czymś co w swej istocie dotyczy relacji. Ja wiem, że to jest trochę wbrew temu co słyszy się u psychoterapeutów: "najpierw napraw relacje ze soba, pokochaj siebie, jak będziesz szczęśliwy sam ze sobą to dopiero możesz być szczęśliwy z drugą osobą", ale moje doświadczenie jest zupełnie inne. Jak może osoba unikająca nauczyć się akceptować siebie jeśli nikt jej nigdy nie akceptował, ani nigdy nie widziała co to jest akceptacja? To trochę tak jakby dorosłego człowieka, który nigdy nie pływał wrzucić na środku oceanu do wody i powiedzieć mu naucz się pływać. Dla mnie jedyna droga to niejako odtworzenie tych bezpiecznych warunków z dzieciństwa i uczenie się krok po kroku. Aby unikający był w stanie cieszyć się bliskością i zaufaniem to najpierw ktoś musi mu tą bezpieczną bliskość pokazać i zaufać mu na tyle, by on się poczuł bezpiecznie i przekonał że nie musi się bać. W "normalnych" warunkach ludzie nie są tak wyrozumiali, zaangażowani i przede wszystkim tak dobrze poinformowani by móc pomóc uzdrowić taką osobę.

Podobnie jest z osobami lękliwymi @SzatanK - przypuszczam, że Twoi przyjaciele nie "olewają cię" dlatego że ich nie obchodzisz tylko po prostu nie zdają sobie sprawy jak bardzo jest to dla Ciebie ważne, żeby np dostać tego smsa "wszystko jest ok". Oni pewnie nie przeżywają tak mocno i nie czekają z niepokojem na takie informacje, więc nie wiedzą, że dla Ciebie jest to tak ważne i że tak bardzo się martwisz. Zazwyczaj ludzie reagują w ten sposób w jaki sami chcieliby aby wobec nich zareagowano. Np jak ja mówię, że mi smutno to chciałabym żeby mnie ktoś mocno przytulił, więc kiedy mój mąż mówi, że mu smutno (on akurat nigdy tak nie mówi oczywiście, ale załóżmy, że tak powiedział) to bym go przytuliła. A on pewnie oczekiwałby żebym powiedziała "aha" i zostawiła go samego, aby mógł to w sobie przetrawić. Skąd to wiem, mimo, że on nigdy tak nie mówi? Bo on tak reagował dopóki nie powiedziałam mu 100 razy, że ja tak nie lubię i we mnie to tylko potęguje smutek zamiast cokolwiek poprawić. To już nie dotyczy stricte typu przywiązania, a raczej różnych języków miłości, czy ogólniej różnych języków okazywania wsparcia/sympatii itp. 

@SzatanK - ogromną masz wiedzę i bardzo dużą pracę wykonałeś i brawa dla Ciebie za to! Nie bądź jednak tak wymagający wobec siebie i też wobec innych. Spróbuj założyć pozytywne intencje, a raczej nie zakładać negatywnych. Jeśli czekasz na odpowiedź, a ktoś się nie odzywa to sam napisz lub zadzwoń i powiedz że się martwisz. Nie zadręczaj się też, że musisz wszystko zrobić sam, sam się naprawić, sam się wyleczyć, sam, sam, sam. Daj sobie prawo do bycia takim jakim jesteś, a proces "leczenia duszy" przejdź z bliską osobą jeśli taką masz, a jeśli nie to z terapeutą, a najlepiej z obojgiem. To oczywiście tylko moja zdanie, więc mogę się mylić.

 

W dniu 7.11.2023 o 20:03, SzatanK napisał(a):

Tylko to dosyć zabawne bo bezpieczny mają w pompce taki temat z tego względu, że oni raz dwa z rynku matrymonialnego są zabierani

Ja jestem w 90% pewna, że mam bezpieczny styl przywiązania, a jednak związałam się z unikającym i nie mam "w pompce" :) Bezpieczni mogą mieć inne deficyty, które sprawiają, że wcale tak szybko nie znikają :) Ja nigdy nie miała powodzenia u płci przeciwnej, mimo że charakter mam raczej znośny i chyba miło się ze mną żyje, ale moja atrakcyjność fizyczna jest dostrzegana przez nielicznych ;) Także różne ludzie mają problemy i niedoskonałości, niekoniecznie związane ze stylem przywiązania.

 

Ps. Odebrałam dziś dwie książki. Niestety "Przytul mnie. 7 rozmów..." nie przyszła, okazało się że nie była dostępna. Zaczynam dziś od "Partnerstwa bliskości".

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki @maria. Tez przeczytalem swoje wpisy i co z nich widze teraz, ze to byla walka z wlasnym cieniem. Slabosci, ktore zapedzily nas w kozi rog zostaly odepchniete i to spowodowalo poprawe. Jednak ta kilkuletnia sielanka sie skonczyla, bo covid uwypuklil bardziej nasze style przywiazania i to doprowadzilo do ostatniego kryzysu. 

 

Wsciekly jestem na siebie, ze w pogoni za byciem alfa, silowo doslownie skopalem swoja psyche. Dalo mi to chwilowa pewnosc, tylko chyba dlatego, ze ona 'dobrze' zareagowala. Wytworzylo to w niej lek, jednak z czasem i poprzez ta cala pandemie i moj narastajacy niepokoj i wewnetrzne obawy wszystko wrocilo do punktu wyjscia. Jednak to on atzymala karty, bo jak mowila zmeczona sie czula moja wieczna nerwowka i potrzeba kojenia sytuacji w domu. Duzo wtedy wypieralem i zamiecienie pod dywan niestety juz nic poprawialo, a wrecz przeciwnie.

 

Obecnie emocjonalnie sie otworzylem i pracujemy razem. Ona mniej i to mnie czasami wkurza, bo mimo, ze jej styl jest bezpieczny to skreca w strone unikania. Nie moje zadanie ja prostowac, bo sam mam sporo do uzupelnienia, ale mimo poprawy w relacji czuje, ze bedziemy potrzebowac kilka wspolnych sesji EFT. Jak tylko uda mi sie ja przekonac do siegniecia za "Przytul mnie...". Poki co unika tego, twierdzac, ze wszystko OK. ja czytam drugi raz zaznaczajac fragmenty, ktore chcialbym zeby poznala i mnie bardziej zrozumiala.

 

To co piszesz o samo akceptacji jest w punkt. Samemu sie tego nie uzyska, jezeli do okola nie ma kogos, kto cie przyjmie. Szczesliwie mam przyjaciela i kilka innych bliskich osob, na ktore moge liczyc i z racji tego czuje sie coraz bardziej bezpieczny 'probujac sie zintegrowac', przestajac ukrywac wady. Chyba jednak nadal mi najciezej przychodzi zaufanie, bo kilka razy mnie bolesnie zdradzono. Moze tutaj pomoze mi Pan Mrok.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maria

 

Dziękuje za Twoje uwagi i miłe słowa 🙂 

 

Niestety, mój problem wynika nie ze samego stylu przywiązania tylko masy innych spraw choć styl przywiązania to też konkretny problem - moim najgorszym deficytem jest, współzależność, która jest znacznie poważniejszą sprawą niż się to powszechnie wydaje. Czyli choroba chorobliwego braku miłości własnej, braku troski o siebie, braku poszanowania siebie i swoich potrzeb, niedojrzałości i utraconego ja, utraconych szans, życia nie w rzeczywistości, braku szczerości, dużo by pisać. Lękliwi nawiasem mówiąc powinni się zainteresować tą tematyką a unikający tematem "fałszywie wzmocnionych współzależnych". Obydwie to formy w sumie narcystyczne, zarówno współzależność i fałszywie wzmocnieni unikający

 😉 

Na szczęście po nie wiem ilu latach dochodzę do punktu, gdzie wydaje się być nie tylko nadzieja ale realne pełne uzdrowienie, aż dziwię się pisząc te słowa - wszystko zależy od tego czy moje lenistwo zwycięży.

 

Co do tego - że przyjaciele odpisują z poślizgiem, heh trochę to brzmi jakbym był nawiedzony, że się wkurzam jak ktoś potrzebuje długo by odpisać :D Nie, to tak nie jest (a przynajmniej na pewno już tak nie jest) - to jest związane z moja relacją fatalną ze samym sobą o czym wspominałem i to nie kwestia pojedynczego ignorowania ale sumy dziesiątek lat identycznych doświadczeń związanych z moim własnym zwlekwaniem i innych w moją stronę. To dosyć ciekawe, ale można by rzecz, że to ja sam sobie wolno odpisuje, to ja sam wybieram przyjaźnie, gdzie jestem traktowany z niskim priorytetem, kiedy to można o mnie wszystko powiedzieć ale nie, że nie było mnie gdy byłem potrzebnym. Zwyczajnie ja innych traktowałem jak top priorytet a siebie na samym dole. Dla siebie mnie nie było gdy tego potrzebowałem i to mi też zostało uświadomione dobitnie w biedronce, kiedy zostałem niesłusznie potraktowanym. Zwyczajnie poszedłem kupić doładowanie do telefonu za 10 zł dla siostry, dając 100zł (potrzebowałem rozmienić i tak) i chcąc by mi wydała 90zł. Babka mówiła, że nie ma jak wydać (godzina gdzieś 17:00). Ja miałem WTF i tak patrzę na nią i już chciałem mówić, że zapłacę kartą. Ona patrzy na dół czy jest w stanie mi wydać resztę coś tam przelicza i akurat tak się złożyło, że z lewej strony taki gościu na mnie spojrzał - uśmiechnął się przyjaźnie w moją stronę, a ja w jego odwzajemniłem uśmiech - po czym ta kasjerka wybuchła na głos i powiedziała, że "z czego tak się pan śmieję" (kolejka była na oprócz mnie jeszcze jakieś 7 osób i mi się głupio zrobiło). Ja powiedziałem, że z niczego się nie śmieję i ta wypłaciła mi te 90 zł w dwuzłotówkach, i jedynkach oraz jednej 20-stce po złości, no i jeszcze mi rzuciła na odchodnym "do sklepu przyjść by rozmienić pieniądze..." Już chciałem jej powiedzieć, że "to gdzie, do banku mam iść by rozmienić 100 zł?" No ale się ugryzłem w język. Zresztą ja jak zwykle jestem w szoku w takich sytuacjach i było mi przykro, ponieważ to był okres gdzie byłem ignorowanym przez dwie osoby, gdzie to opisałem wcześniej. Wychodząc zrozumiałem jedno dobitnie @SzatanK Ty siebie w ogóle nie chronisz, pozwalasz się ludziom traktować w taki sposobów i w ogóle nie walczysz z niesprawiedliwością w swoją stronę i tak mizernym, niekiedy podłym traktowaniem, kiedy to realnie nikomu nie chcesz krzywdy zrobić. Ja nawet much nie zabijam tylko łapię i wypuszczam przez okno bo mi szkoda mordować życie niepotrzebnie. I muchę ochronię, czy jakiegoś robaka a dla siebie jestem/byłem bezbronnym. Potem mnie olśniło by sprawdzić na necie i jakoś mi to umykało i faktycznie jest jak byk, że osoby współzależne takie jak ja, w ogóle siebie nie chronią - zero.

 

Wiesz @maria serio, w moim przypadku to tak jest, że wszystko się na mnie zaczyna i na mnie kończy że tak powiem narcystycznie z tego względu, że ja jako mały chłopiec nie poczułem się zaakceptowany bezwarunkowo w moim środowisku. Tutaj zostawiam krótki tekst i warto sobie zobaczyć na ile mamy tych cech w nas samych. Według specjalistów, w sumie prawie wszyscy jesteśmy współzależni w jakimś stopniu.

 

Osoby współuzależnione nie zdają sobie sprawy z tego, że żyją w oparciu o swoje fałszywe "ja". Ponieważ fałszywe "ja" nie jest prawdziwe, możesz odczuwać niepokój, próbując zostać zaakceptowanym przez innych lub wierzyć, że cię przejrzą lub osądzą.

Życie w sposób autentyczny wymaga natychmiastowości i żywości. Wymaga to obecności. Dlatego depresja i poczucie odłączenia są oznakami, że możesz być wyobcowany ze swojego prawdziwego ja, co można odwrócić, odkrywając, czego naprawdę potrzebujesz i chcesz, a następnie działając, aby to zdobyć. Fałszywe "ja" może również przejawiać się jako fasada nadętego narcyza, bezczelnego lub zbuntowanego uzależnionego oraz współzależnego grzecznego chłopca lub miłej dziewczynki.

Większość ludzi funkcjonuje w oparciu o swoje fałszywe, współzależne "ja". Zapewniało im ono bezpieczeństwo, począwszy od dzieciństwa, a w przypadku niektórych osób już od niemowlęctwa. Celem zdrowienia ze współuzależnienia jest odkrycie i ucieleśnienie naszego prawdziwego, autentycznego "ja". Na początku ludzie są zwykle zdezorientowani, zastanawiając się, co to oznacza i jak znaleźć i ponownie połączyć się ze swoim prawdziwym ja.

 

Rezygnacja z fałszywego "ja
Rezygnacja z fałszywego "ja" często wiąże się ze stawieniem czoła własnej bezbronności, obawom przed zależnością i utratą iluzji samowystarczalności. Z drugiej strony daje nam to możliwość otrzymania miłości i zaspokojenia naszych potrzeb. W dobrej psychoterapii, w której czujesz się bezpiecznie, możesz uciec od konieczności ukrywania się za fałszywą osobowością. Zaufany, wykwalifikowany terapeuta daje ci możliwość wyrażenia swojego prawdziwego ja, pomagając ci w ten sposób doświadczyć nowego poczucia żywotności, które powinno istnieć od samego początku.

 

Odkrywanie swoich uczuć, szanowanie ich, konfrontowanie się ze wstydem i praktykowanie autentyczności podczas spotkań dwunastu kroków, terapii i zaufanych przyjaciół to kroki, które możesz podjąć, aby rozluźnić kaftan bezpieczeństwa narzucony przez fałszywe ja.

 

Objawami fałszywego "ja" mogą być

Odrętwienie emocjonalne
Poczucie nieadekwatności, wstydu lub niskiej samooceny
Lęk przed innymi ludźmi
Redagowanie swoich słów
Dysocjacja - obserwowanie siebie
Często uczucie pustki, śmierci, płaskości
Wyimaginowana wyższość
Problemy z regulacją emocji
Problemy z łączeniem się z innymi
Strach przed intymnością
Syndrom oszusta
Depresja, brak motywacji

 

Stąd @maria Ja jestem realnie unikającym, to ja jestem niedostępnym emocjonalnie, to ja mam bariery przed poznaniem, to ja ignoruje siebie, to ja o siebie nie walczę, siebie nie kocham, to ja neguję intymność ze sobą (główna bolączka unikajcych czyli strach przed intymnością), siebie wykorzystuję i jestem dla siebie podłym i chamskim a wręcz brutalnym. Moja relacja ze samym sobą to był żart, tyle że nie śmieszny a tragiczny (teraz jest lepiej, nie idealnie ale lepiej)

Nie ma we mnie złości do rodziny, ani do unikających którzy byli tak uprzejmi ukazać mi dysfunkcje, które projektowałem na nich - jestem tylko im wdzięczny na dzień dzisiejszy, bo gdyby nie dar unikających to unikałbym siebie do śmierci a tak przynajmniej mam świadomość, gdzie robię sobie krzywdę. Co nie oznacza, że będę tolerował nadmierne w nieskończoność nieuzdrowione zachowania unikających bo umówmy się one sprawiają, że osoba staje się lękliwą z czasem oraz zaczyna czuć się upodloną (lękliwi nie są lepsi).

 

Dojrzałe relacje zwyczajnie charakteryzują się dojrzałymi zrachowaniami i do tego nazwijmy "ideału", należy dążyć. Czyli dajmy na to np do jasnej i klarownej komunikacji a nie zbywania, czy zamiatania tematu pod dywan. Innych nie zamierzam już zmieniać, inni mają takie same właściwości jak ja do zmiany i jeśli zechcą to mogą uczestniczyć ze mną w przynajmniej próbie, nikogo nie skreślam ale skreślam chamstwo w moją stronę bo dosyć tego mam. Unikająca jednostka czy lękliwa albo nawet bezpieczna - sami muszą chcieć zmiany czy nauczyć się jak współpracować w relacji by im żyło się lepiej i ich partnerom. Ty to robisz właśnie @maria - dlatego brawa dla Ciebie. Ja jej chcę (zmiany), bo począwszy od siebie - w sensie moja relacja ze sobą jak wspomniałem to żart, a moje relacje z kobietami to tragi-komizm.

Lękliwych nie zmienię, unikających nie zmienię ale mogę im współczuć, pozostawić wskazówki takie jak tutaj i liczyć, że pewnego dnia znajdą w sobie odwagę po to by sięgnąć po lepszą jakość własnego życia i swoich partnerów, których krzywdzą - zazwyczaj nie chcąc krzywdzić.

Jedna i druga strona to robi, jedna i druga strona się boi i jest przerażona. Obydwie strony potrzebują wyzdrowienia i cieszenia się pełniejszym życiem, do czego ja namawiam.

 

Zdrowia, wszystkim i dzięki za to, że jesteście - każdemu z osobna.

 

2 godziny temu, maria napisał(a):

Jak może osoba unikająca nauczyć się akceptować siebie jeśli nikt jej nigdy nie akceptował, ani nigdy nie widziała co to jest akceptacja? To trochę tak jakby dorosłego człowieka, który nigdy nie pływał wrzucić na środku oceanu do wody i powiedzieć mu naucz się pływać. Dla mnie jedyna droga to niejako odtworzenie tych bezpiecznych warunków z dzieciństwa i uczenie się krok po kroku.

Ty możesz stworzyć super warunki bezpieczeństwa i akceptacji ale nieleczony unikający, zacznie Cię traktować jak wroga i dystansować się. To jest w jakimś sensie zdrowe ten dystans tak po prawdzie a czemu? Bo chociażbyś takiej jednostce stworzyła niebiańskie warunki to nadal będzie zależna od Ciebie. Te warunki unikająca osoba musi zmienić w sobie - w sensie w sobie stać się bezpieczną. Wtedy nie będzie powodu dystansu i bliskość, będzie nagradzana jeszcze większą bliskością. To tak jak lękliwy by miał odpisywanie maks minuta po wysłaniu wiadomości i zera dystansu - nigdy taka jednostka by się nie ocknęła i wzięła i nie nauczyła koić samej siebie tylko by przylegała do unikającej osoby w nieskończoność. Pomoc i bycie kochanym jest świetne, dopóki to nie sprawia, formy patologii czy dysfunkcji. Przynajmniej tak to widzę.

W sumie prawdziwe kochanie jest niekiedy przejawiane właśnie we formie tzw "twardej miłości". Czyli z unikającym nie można jak z dzieckiem w nieskończoność. Musi przejść chrzest bojowy i dorosnąć w kwestii spraw emocjonalnych, zacząć się otwierać i być gotowym na zawód. Lękliwi też nie mogą pozwalać by ich emocje pochłaniały i wybuchali, kiedy to nie adekwatne. 

 

Dużo by pisać, ta cała tematyka jest ogromna.

No i zawsze mogę się mylić. Jestem tylko alfą i betą :D 

 

Trzymajta się!

 

P.S - Tematyka stylów przywiązania według mnie jest cholernie powiązana ze współzależnością i tzw unikających niezależnością. 

Edytowane przez SzatanK
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, SzatanK napisał(a):

P.S - Tematyka stylów przywiązania według mnie jest cholernie powiązana ze współzależnością i tzw unikających niezależnością. 

Bo jedno zalezy od drugiego. Anxious - co-dependency; Avoiding - counter-dependency.

 

16 godzin temu, SzatanK napisał(a):

To tak jak lękliwy by miał odpisywanie maks minuta po wysłaniu wiadomości i zera dystansu - nigdy taka jednostka by się nie ocknęła i wzięła i nie nauczyła koić samej siebie tylko by przylegała do unikającej osoby w nieskończoność. Pomoc i bycie kochanym jest świetne, dopóki to nie sprawia, formy patologii czy dysfunkcji. Przynajmniej tak to widzę.

+milion

Opiszę ze swojego przypadku i pewnie powtorze. Na mnie zadzialala terapia szokowa ze strony malzonki. (nie)Stety, ze eskalowalo to bardzo mentalnie i musze powiedziec nigdy nie czulem takiego wewnetrznego bolu jak wtedy. Takie rozmontowanie mnie przytloczylo, ze jedyna opcja na dalsze zdrowe funkcjonowanie bylo znalezienie terapeuty z ktorym pracuje nad tym. To takze mnie pchnelo w dalsza edukacje wewnetrzna i poswiecanie czasu sobie. Wiem jak sobie poradzic z obawami, ale czasami nadal robie cos co oddala te mysli, zamiast natychmiast sie za sporawe zabrac i sie wewnatrz ukoic. Samoakceptacja to trudny temat dla kazdego z innym stylem niz bezpieczny i kazdy musi znalezc wlasny sposob, bo nie ma zadnej uniwersalnej instrukcji.

 

Konsekwencje kazdego z dysfunkyjnych stylow sa podobne i zrodla tez. Rozni je jak w danym czasie dziecko, nastolatek sobie wypracowal mechanizm obronny.

 

Troche z innej beczki, czy osoba ekstrawertczna moze byc unikajaca badz lekliwa? Wydaje mi sie, ze bedac bardziej ekstrawertcznym musisz byc czuc sie bezpiecznym, czy odwrortnie?

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.