Skocz do zawartości

Programowanie nieszczęścia


Rekomendowane odpowiedzi

Poniższy tekst napisałem natchniony działami Anthonego de Mello i on powinien otrzymać należne zasługi. Sam ewoluuje i dzięki jego naukom, poświeceniu czasu samoświadomości, psychoterapii patrzę przed siebie z nadzieją i coraz większą pewnością, że każdy następny dzień będzie lepszy. Wstępnie chciałem umieścić go w zamkniętej grupie NMMNG, ale uważam, że podzielenie się nim w szerszym gronie i poznanie waszego zdania przyda większej się ilości osób.

 

--

 

Czy Ty żyjesz? Czy ja żyję? Co to za życie gdy budzimy się rano i zaczynamy się zamartwiać, co przyniesie dzień? Z czym będziemy musieli się zmagać, co poświęcić, za czym gonić? To ma być życie? To jest jakiś j***y koszmar. A jednak w nim tkwimy. Boimy się obudzić, bo koszmar to jedyne co znamy. Koszmar i bycie nieszczęśliwym, nienasyconym.

 

Programują nasz mózg od zawsze. Programują nawet teraz. Zaczęło się w dzieciństwie, dla jednych program był bardziej agresywny, bo wywoływał lęki i obawy u innych narastał z czasem i wiąże się z oczekiwaniami i porządaniem posiadania. Z czasem to narasta i przemienia się w przywiązanie do osób, rzeczy, miejsc.

 

Powód - poddawani jesteśmy praniu mózgu i programowani byśmy żyli w iluzji i oddali kontrolę. Programowani przez społeczeństwo, abyśmy byli nieszczęśliwi a wszystkie wysiłki były skazane na porażkę. W pogoni za szczęściem gonimy tak naprawdę za niespełnieniem i niedolą. Kultura i społeczeństwo mamią nas, że nie możemy być szczęśliwi bez pewnych osób, lub pewnych rzeczy. Ludzie dookoła, gdzie tylko się nie spojrzysz, budują swoje życie na przekonaniu, że bez pieniędzy, władzy, sukcesu, aprobaty, reputacji, uznania, czy miłości nie mogą być szczęśliwi. Gonią więc za tymi rzeczami i kiedy je osiągają chcą więcej i więcej, bo to "szczęście" jakiego doznają, okazuje się chwilowe i ulotne. Albo przywiązują się do tych rzeczy i osób, bo określają siebie poprzez braki i pustki jakie te osoby w nich wypełniły. Już wizja utraty tych osób powoduje nieprzyjemne reakcje emocjonalne i chęć otoczenia ich kratami w imię poczucia bezpieczeństwa. Wysiłek zdobycia i utrzymania tej cennej osoby lub rzeczy jest często wręcz kolosalny i zabiera tyle energii, że nie ma już jej więcej na życie. Jedynie co zostaje wtedy to przywarcie do tej osoby i zwalczanie każdej możliwości jej utracenia. To doprowadza tylko do jednego. Emocjonalnej zależności od drugiej osoby, a przedmiot przywiązania, i piszę to z całym przekonaniem - PRZEDMIOT, ma teraz moc, aby cię cieszyć gdy go masz i niepokoić gdy go obok nie ma i unieszczęśliwiać gdy zostaniesz go pozbawiony. Jest i pozostanie tym przedmiotem, dopóki jego wartość będzie miała wpływ na twoje życie i jak je postrzegasz przez jego pryzmat.

 

Kiedy stawiasz drugą osobę na piedestale, odbierasz jej człowieczeństwo. Staje się ona wtedy bożkiem, idolem, bez którego obecności czujesz się niepełny i się zamartwiasz, a sama presja, pod którą żyje obiekt twoich westchnień, jest niemożliwa do zniesienia, a oczekiwania niemożliwe do spełnienia.

 

Gdy przywiązanie ma ciebie w swoim ucisku, zaczynasz siłować się z życiem i światem, aby nagiąć je na tyle, aby za wszelką cenę zachować przedmiot przywiązania.To zadanie jak pisałem jest wyczerpujące, nie zostawia enrgii na nic wiecej i skazane na porażkę w ciągle zmieniającym się świecie, w którym na większość rzeczy nie mamy żadnej kontroli.

 

Zamiast życia pełnego spokoju i spełnienia, masz takie pełne troski, obaw, niepokoju, lęku czy wręcz paranoi. Oczekujesz bycia skrzywdzonym i opuszczenia i samoczynnie wypełniasz tą przepowiednię, by po fakcie rozstania z obiektem westchnień obarczasz winą cały świat, który nie chciał się poddać twojej woli. Nie ma innej możliwości, bo im większą wartość i znaczenie nadajesz obiektowi tym większego cierpienia doświadczysz, kiedy on nie spełni oczekiwań i dostąpisz nieuniknionego zawodu.

 

Jaka jest więc recepta na szczęście? Nie mieć oczekiwań wobec rzeczy czy osób. Żyć w świadomości, że jedynie co możemy kontrolować to własne reakcje i życie. Że nasze reakcje są często uwarunkowane latami programowania. Że jedyną rzeczą na który mamy wpływ w życiu, jesteśmy my sami.

 

Czym można przełamać to programowanie? Tak. Świadomością jego istnienia. Obserwacją siebie i swoich reakcji na otaczające zdarzenia, jakie nas dotykają. Wejrzeć w siebie i zobaczyć, że te reakcje nie są nasze, one są w nas zakodowane. Każdy kod można złamać, a każdy komputer można przeprogramować. Chcesz działać wg swojego programu czy wg algorytmu kogoś innego.

 

  • Like 12
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z postawioną tezą,że oczekiwania wobec ludzi/partnerów wywołują cierpienie.Pytanie jest jednak czy nie jest to naturalny stan rzeczy i czy człowiek biologicznie nie jest uwarunkowany żeby obcować z innymi ludźmi.Ludzie samotni w wiekszości są nieszczęśliwi.Czy jest to efekt programowania jak twierdzisz czy może jest to po prostu wdrukowane w nasze dna?Ja myślę,że raczej to drugie.Olbrzymiej energii wymaga żeby nauczyć się być szczęśliwym sam ze sobą. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Takahashi napisał(a):

Zgadzam się z postawioną tezą,że oczekiwania wobec ludzi/partnerów wywołują cierpienie.Pytanie jest jednak czy nie jest to naturalny stan rzeczy i czy człowiek biologicznie nie jest uwarunkowany żeby obcować z innymi ludźmi.Ludzie samotni w wiekszości są nieszczęśliwi.Czy jest to efekt programowania jak twierdzisz czy może jest to po prostu wdrukowane w nasze dna?Ja myślę,że raczej to drugie.

Tu nie chodzi o wycofanie sie z zycia i stanie sie pustelnikiem dala swiata i innych. Tu chodzi aby czerpac z niego garsciami nie oczekujac niczego od innych, ze te rzeczy nam dadza lub odwzajemnia. My mamy je sobie wziasc. W zyciu absolutnie o to nie chodzi aby byc samotnym, ale o to by sie takim nie czuc. Mozesz byc w zwiazku i czuc sie samotnym, mozesz miec dobrze platna prace i czuc sie niespelnionym. Mozesz miec duzo pieniedzy i nadal czuc sie mentalnie biednym.

 

Inni ludzie nie powinni byc zrodlem szczescia, a moze jedynie przyjemnosci. Ty decydujesz z kim chcesz przebywac, a z kim nie. Nie musiec tkwic w relacji z kims, kto ci nei odpowiada, krzywdzi lub wykorzystuje. Kiedy jest sie szczesliwym w zyciu, nie ma sie wobec niego oczekiwan jak i trosk. Wtedy naturalnie inni ludzie beda chcieli poznac twoj sekret, ktory nie jest zadnym sekretem. Gonimy za czyms co w nas jest od dawna, tylko uwarunkowanie nie pozwala nam tego zobaczyc.

 

23 minuty temu, Takahashi napisał(a):

Olbrzymiej energii wymaga żeby nauczyć się być szczęśliwym sam ze sobą. 

 

To nie wymaga olbrzymiej energii. Nie wymaga zadnej energii. Co wymaga wysilku to nauka swiadomosci, aby ZOBACZYC, ze to czego pragniemy jest juz w nas, tylko spaczone wlasnie przez pragnienia i oczekiwania, ktore nie sa nasze.

Edytowane przez Pater Belli
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko fajnie ale się przywiązuje.

W pracy potrafiłem tkwić w toksycznej sytuacji bycia wykorzystywanym bo traktowałem ich jako moją rodzinę... obcych ludzi :)

 

Teraz mam to samo, znowu nie wyobrażam sobie pójść gdzie indziej choć tu gdzie pracuję mi jest dobrze. Ale znowu jestem przywiązany i tyle.  Każda zmiana pracy to dla mnie rozłąka nie do przejścia - prawie jak z rodziną...

Z jednej strony chciałbym zwiedzać świat ale czuje się tak przyspawany do jednego miejsca przez niewidzialną siłę ze się boję okrutnie gdzieś wyjechać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, lxdead napisał(a):

A czym główne założenia różnią się od nauk szkoły stoickiej. Odkrywanie koła na nowo? Lepiej po prostu sięgnąć po Marka Aureliusza. 

A jaki ma to znaczenie czy to Marek Aureliusz, Jung, Alan Watts, de Mello, Budda czy sam Chrystus. Ważne, aby poznawać i akceptować siebie wtedy świat nabierze zupełnie innego koloru. Osobiście bardzo cenie stoików, ale ta forma przekazu niestety skończyła się u mnie na czytaniu i nie potrafiłem tego przekuć w działanie. Na obecnym etapie de Mello zarezonował odpowiednio odciskając sporo na moim życiu. Po prostu to była i jest moja osobista droga. Skończy się kiedy zaprzestanę podróży.

 

@PrzekletyOdmieniec, czas się zastanowić i przyjrzeć sobie. Ile z tego robisz dla siebie, a ile z myślą o innych mając oczekiwania. W relacjach osobistych też pewnie tak funkcjonujesz.

 

Ty się nie boisz, ty się lękasz. Strach to reakcja na rzeczywistość i niebezpieczeństwo w teraźniejszości. Lęk to reakcja na wyimaginowane możliwości, sytuacje, które się nie wydarzyły i nie wydarzą.  Zaprogramowaną masz w sobie potrzebę bycia w jednym miejscu, unikania ryzyka, kiedy ty w miejscu nie tkwisz, bo świat cały czas się zmienia. Życie to ciągła zmiana.

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

Kultura i społeczeństwo mamią nas, że nie możemy być szczęśliwi bez pewnych osób, lub pewnych rzeczy. Ludzie dookoła, gdzie tylko się nie spojrzysz, budują swoje życie na przekonaniu, że bez pieniędzy, władzy, sukcesu, aprobaty, reputacji, uznania, czy miłości nie mogą być szczęśliwi. Gonią więc za tymi rzeczami i kiedy je osiągają chcą więcej i więcej, bo to "szczęście" jakiego doznają, okazuje się chwilowe i ulotne.

Ja uważam, że bez tego wszystkiego całkowicie to rzeczywiście nie da się być szczęśliwym. Posiadając niewiele już się da, ale to dotyczy raczej garstki osób i przepracowania wielu rzeczy, niezwykłej charyzmy, odporności psychicznej na trendy, które są wykreowane. 

 

Ale taki przeciętny człowiek to potrzebuje jednak uznania, akceptacji, pieniędzy i tak dalej, nawet nie tyle przeciętny, ale człowiek, który mocno pracuje nad sobą. A szczególnie w tych czasach, gdzie jest kreowany na maksa pieniądz, władza, posiadanie. 

 

No chyba że ludzie się obudzą i postanowią nagle, że w sumie ten nowy design samochodu, który wyjdzie za pół roku, to w sumie nie muszę go mieć, ale raczej na to się nie zapowiada :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oduczenie wszystkiego czego sie nauczylismy trwa, ale wcale nie jest to niewykonalne. Odpornosc psychiczna przychodzi z czasem i doswiadczeniem, czesto zlym doswiadczeniem.

 

2 godziny temu, ciekawyswiata napisał(a):

A szczególnie w tych czasach, gdzie jest kreowany na maksa pieniądz, władza, posiadanie. 

Dobrze piszesz - kreowany. Sztucznie tworzony aby trzymac nas pod kontrola i rozbudzac sztuczne pozadanie. Gdy tylko jednak spojrzysz w siebie i okreslisz swoje potrzeby i nadasz im wage okaze sie, ze tak wiele od innych ludzi nie potrzebujesz, szczegolnie od najblizszych. Nikt nie kaze ci sie izolowac, wrecz przeciwnie, wylacz komputer, odepnij socjal media i zacznij zyc wg swoich zasad.

 

2 godziny temu, ciekawyswiata napisał(a):

No chyba że ludzie się obudzą

Tu jest pies pogrzebany, decyzje o obudzeniu nalezy podjac swiadomie i czesto jest ona efektem cierpienia. Nic nie budzi jak cierpienie,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

A jaki ma to znaczenie czy to Marek Aureliusz, Jung, Alan Watts, de Mello, Budda czy sam Chrystus. Ważne, aby poznawać i akceptować siebie wtedy świat nabierze zupełnie innego koloru. Osobiście bardzo cenie stoików, ale ta forma przekazu niestety skończyła się u mnie na czytaniu i nie potrafiłem tego przekuć w działanie. Na obecnym etapie de Mello zarezonował odpowiednio odciskając sporo na moim życiu. Po prostu to była i jest moja osobista droga. Skończy się kiedy zaprzestanę podróży.

 

 

Czytanie tego samego w koło Macieja jest nużące i tyle. Wystarczy sięgnąć po Aureliusza czy Tao Te Ching - o ile się ma otwarty umysł do takiej lektury, ale jeśli ktoś coś chce w sobie zmienić to musi się tym cechować, inaczej z lektury nie wiele wyciągnie i przekuje w czyn.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Pater Belli napisał(a):

Jaka jest więc recepta na szczęście? Nie mieć oczekiwań wobec rzeczy czy osób. Żyć w świadomości, że jedynie co możemy kontrolować to własne reakcje i życie.

Receptą jest sprawczość. Nie oczywiście jedyną. 

W mniejszym lub większym stopniu i tak uzależniamy się od osób trzecich na których nie mamy wpływu. A często ich działania lub zaniechania mają spory impakt na nasze życie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Atanda napisał(a):

W mniejszym lub większym stopniu i tak uzależniamy się od osób trzecich na których nie mamy wpływu. A często ich działania lub zaniechania mają spory impakt na nasze życie. 

 

Albo się uzależnisz albo nie. Nie ma mniejszego uzależnienia. Uzależnienie jest przywiązaniem. Można i trzeba mieć dobre relacje z innnymi bez przylgnięcia do nich. Uzależnienie to oddanie mocy komuś innemu, kto tej mocy nie pożąda. Tak samo jeżeli chodzi o wplyw działań innych. Jak ktoś bliski robi coś wbrew tobie, to albo nie jest bliskim albo masz oczekiwania o których nic nie wie.  Do obydwu punktów jest rozwiazanie. 

 

Wyobraźcie sobie że macie dziecko które bardzo kochacie, które ktoś krzywdzi. Co robisz? Patrzysz z boku i robisz bilans zysków i strat przed reakcja? Przecież każdy we wnętrzu jest większym lub mniejszym dzieckiem, więc dlaczego pozwalamy innnym je krzywdzić? 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.