Skocz do zawartości

Dla odmiany - historie związków udanych


Rekomendowane odpowiedzi

Pierwszy z moich udanych związków był na studiach. Ciekawie się zaczęło, bo to była jedna z tych rzadkich sytuacji, kiedy to dziewczyna zagadała pierwsza. 

 

Studentka tego samego wydziału, rok młodsza- blondynka o wesołym usposobieniu i naprawdę uroczym uśmiechu.

Gdzieś tam mignęła mi wcześniej na spotkaniu koła naukowego, ale nie zwróciłem specjalnie uwagi- miałem jeszcze koniec ponurej fazy zejściowej po rozczarowaniu poprzednią panną (historia z cyklu „ ja mocno zakochany, a panna bardziej chciała odreagować po tym jak ją facet kopnął w dupę dla innej, spodobałem się jej i chciała po mnie poskakać”  😅

 

No więc siedziałem sobie pogrążony w nadmiernych rozkminach, a ona podeszła do mnie i zagadała coś w stylu „mocno zamyślony siedzisz- wszystko ok?”

Później już szybko poszło. 

Fajny czas to był- dwa lata, może troszkę dłużej. 

Kawałek świata razem zwiedziliśmy, wiele szlaków przewędrowaliśmy i sporo fajnego ze studenckiego życia mieliśmy na dodatek. Miasto dawało szerokie możliwości: kino, teatr, opera.

 Dużo nowych rzeczy poprobowaliśmy razem. 

Nawet nasze rodziny się poznały i dość mocno zaprzyjaźniły. Niedoszła teściowa mocno przeżywała, że została tylko niedoszłą teściową. 😅 Fajni ludzie. 

 

Co nas pogrążyło? 
Głupia sprawa w sumie. Różnica 1 roku na studiach. 

5 rok był u mnie trudny i pełen egzaminów z bardzo obszernych przedmiotów. Ona rok niżej miała luz. 

Na imprezy rzecz jasna chodziłem, ale mniej chętnie i dużo czasu niestety musiałem siedzieć z nosem w książkach, często po zarwanych nockach byłem zmęczony jak cholera. Pewnie uznała, że tak już będzie zawsze i nie jestem już interesujący. Gdzieś po drodze wpadł jej ktoś inny w oko i po ostatnim z moich egzaminów była rozmowa i papa.

O tyle była fair, że odczekała, aż zaliczę egzaminy. 

 

Ja nie rozpaczałem, bo po 2 roku takiego zakochania jak na początku siłą rzeczy nie było i pewne jej zachowania mnie zaczęły irytować (nic nadzwyczajnego- babskie zagrania w granicach normy). 

 

Ona szybko zaczęła z nowym gościem oficjalnie się pokazywać, ja zostałem z całymi wakacjami do dyspozycji. Po chwili lekkiego doła odnowiłem znajomości z kilkoma koleżankami, z jedną spędziłem kilka nocy. 

Dość szybko wszedłem też w kolejną (niestety) stałą relację. 

 

Z tamtą kontaktu już prawie więcej nie miałem. 

Gdzieś tam spotkaliśmy się ponad pół roku później, kiedy emocje opadły i można było już swobodnie rozmawiać. Dała do zrozumienia, że zrozumiała sporo jak ją samą zaczął kolejny rok dojeżdżać ogromem zapierdolu na uczelni. 

Gdzieś tam później od wspólnych znajomych słyszałem sugestie jeszcze że nie jest happy i może żałuje. Ale cóż- pozamiatane było. 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Da się wygrać w tej grze po prostu popadając w drugą skrajność tą.... że się nic nie uda, samemu się pod sobą dołki kopie.

 

Sztuką jest być nieugiętym. Często ludzie piszą że ileż można trzymać ramę ale tak serio trzymać bo przecież się w końcu wysiądzie... a co to autobus że się wysiada ?

 

Nie raz to powtarzałem że to musi być ten vibe od najmłodszych lat nawet w łonie matki już wszczepiany. Rodzice zajmowali się mną od zawsze. Dziadkowie i pradziadkowie ( i nawet jeden aktualny prapra) zawsze traktowali wszystkich członkow na równi i interesowali się tym co u nich, podsuwane pod nos były różne rzeczy i jak widzieli efekty to pchane było to dodatkowo i motywowane.

 

System jest jaki jest I to jest najważniejsze jak rodzinna "mafia" dba o swoje interesy o swoją kulturę i politykę czy tam religię (jak kto woli^^) wtedy jak ktoś wchodzi w ten cały system to mimowolnie akceptuje panujące te zasady i tym przesiąka.

 

Trzymanie ramy to też nie jest to jak wy tu myślicie że trzeba się pilnować i zawsze tak postępować według wytycznych jak od skręcania szafki. To po prostu MUSI być we krwi.

 

Co do mojej poznałem ją na kolejce i złapała mnie za rękę że strachu i tak to się potoczyło. Przypominając mi że widziałem ją wcześniej pytając na przejściu czy też czeka na zielone gdzie sam o tym zapomniałem.

 

Wiele ryzykowała w wielu kwestiach. Dalej wiem że wskoczy za mną w ogień (gdzie z natury jesten cynikiem i nie wierzę ludziom na słodkie oczka) bo były fakty dokonane gdzie utrata wszystkiego a wybór pomiędzy mną był na szali.

 

 

Nie będę ukrywał że hormonalne haje mogą być hamowane tym że możemy sobie zaprosić inną kobietkę do nas. I każdy na tym korzysta.

I tak sobie buduje ten harem ale z tym już pominę to. 

 

Czy ma ochotę na innych mężczyzn ? Były sytuację że ziomale podbijali do niej (typu fajfus z 365 dni) I sama daleko mogła pójść w dany lecz nie poszła. A skąd wiem ? Nie zapominajcie że jestem cynikiem i po prostu tam gdzie była też miałem coś do załatwienia i po prostu widziałem to na własne oczy jak w barze czy na plaży pokazuje palec z pierścionkiem.

 

No ale wysyłała mi zdjęcia czy ta czy tamta fajna i co myślę o tym.

 

(Małżeństwem nie jesteśmy)

 

 

Czy bym się przejął jakby doszło do zdrady ? Czy odejścia.

 

Nie bo po prostu w życiu tyle widziałem i tyle przeżyłem i tych pozytywnych aspektów również że olałbym to, bo po prostu człowiek jak ledwo coś zdobędzie i nie ma wyboru uznaje to jako stratę swojego życia.

 

(Z inną kobietą dla mnie nie zdrada gdzie ziomki pieprzą że to gorsza zdrada niż z mężczyzną..... jak może być to zdrada skoro to żadna rywalką czy rywalizacja.)

 

Możecie pisać co chcecie ale dalej będę przystawał przy swoim że charakter to moc i siła umysłu która nie jest magią lecz siłą dzięki której wiele rzeczy się zmienia.

 

Jestem przekonany że pistolet przy skroni to ziomal by od razu znalazł sobie pannę i by nie skamlał 😉 

 

Oczywiście jeśli nie wygląda jak dzwonnik z Notre Dame. 

 

 

Piszę na szybko więc mogą być błędy ortograficzne czy stylistyczne.

 

Zresztą lirycznym kustoszem to nie jestem. 

 

Edytowane przez Optimus Prime
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Optimus Prime napisał(a):

Jestem przekonany że pistolet przy skroni to ziomal by od razu znalazł sobie pannę i by nie skamlał 😉 

Jeśli chodzi o mnie to wybrałbym kulę jednak ( chyba). Zawsze to lepsza opcja niż być podtruwany botoksem jak koleś z tematu jakiś czas temu omawianego.

Edytowane przez Kiroviets
Błędy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 2/22/2024 at 10:09 PM, SuperMario said:

Gdy zbijałem jej testy, traciła cierpliwość, robiła się chamska, na tyle że zwyczajnie musiałem ją opierdalać że albo zacznie zachowywać się normalnie albo kończymy zabawę, mam wyjebane, nie jest ósmym cudem świata i nie będę jej takiej tolerował. Za którymś razem kazałem jej "wyjść" bo mimo tego co jej mówiłem dalej testowała na ile może sobie pozwolić. Stała z niedowierzaniem w tych swoich wielkich oczach gdy otworzyłem drzwi i nie wiedziała co ma zrobić, chyba dalej myślała że nie mówię serio. Wziąłem ją za ramię i po prostu wypchnąłem na klatkę, bez krzyku, złości, tak po prostu i zamknąłem drzwi. 

 

Dzięki, właśnie dla takich doświadczeń założyłem ten wątek. Myślę, że nie jeden z nas po przeczytaniu opisu tej sytuacji pomyślał sobie - to tak można? A jak widać - nie tylko można, czasem też trzeba. Umiejętność odpowiedniego opieprzenia laski w związku napewno jest jedną z kluczowych dla powodzenia relacji. Co ma się kompletnie nijak do tego co słyszymy na co dzień, o potrzebie dialogu, szacunku do uczuć partnera et cetera. 

 

Ostatnio oglądam trochę Kevina Samuelsa, jest w sieci sporo filmów gdzie w ramach konsultacji sprowadza kobiety do parteru, i szybko przestają odwalać sobie jazdy. Robi to w bardzo szorstki, acz opanowany i kulturalny sposób. Gdyby potraktować tak faceta, skończyłoby się jatką. Tymczasem kobiety na tych filmach... uśmiechają się. Są wkurzone, ale jednocześnie szanują tę siłę, fakt że facet wie o czym mówi, ma rację, i nie boi się być tego pewnym, niezależnie od tego jakie są jej uczucia w tej kwestii. 

 

 

On 2/23/2024 at 3:38 PM, Optimus Prime said:

Sztuką jest być nieugiętym. Często ludzie piszą że ileż można trzymać ramę ale tak serio trzymać bo przecież się w końcu wysiądzie... a co to autobus że się wysiada ?

 

On 2/23/2024 at 3:38 PM, Optimus Prime said:

Trzymanie ramy to też nie jest to jak wy tu myślicie że trzeba się pilnować i zawsze tak postępować według wytycznych jak od skręcania szafki. To po prostu MUSI być we krwi.

 

On 2/23/2024 at 3:38 PM, Optimus Prime said:

Możecie pisać co chcecie ale dalej będę przystawał przy swoim że charakter to moc i siła umysłu która nie jest magią lecz siłą dzięki której wiele rzeczy się zmienia.

 

Dzięki. I zgadzam się z tym co tu piszesz. Można znać wszystkie zasady gry, ale przecież jej celem ze strony kobiety jest weryfikacja właśnie tego, czy masz w sobie siłę i charakter, więc jeśli go nie masz to i tak wyjdzie w praniu. 

 

Acz w dalszym ciągu, jakieś narzędzia tutaj są potrzebne. Dobrym przykładem jest historia @SuperMario, który w krytycznej sytuacji nie miał oporów by dosłownie dziewczynę wyrzucić za drzwi, w kapciach. To jest jedna rzecz być na tyle zdecydowanym i przekonanym o swojej wartości by sobie na coś takiego pozwolić, druga by w ogóle wiedzieć że takie działania są w relacji dozwolone. Czy masz jakieś swoje szczególne doświadczenia tego typu? Mam na myśli punkty zwrotne w relacji, momenty próby, weryfikacji pozycji w relacji.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.02.2024 o 22:09, SuperMario napisał(a):

"nie przepraszaj, tylko więcej tak nie rób" aż mi się jej szkoda zrobiło i w końcu dotarło że albo będzie się zachowywać normalnie albo nic z tego nie będzie. Popłakała się jak to baby, ale od tamtej pory to był anioł nie kobieta, tam spróbowała jeszcze kilka razy ale wystarczyło jej lekko przypomnieć co i jak i było już spoko. 

Na moją to nie działało.

Moja to spokojna kobieta, ale jakie schematy miała w mósku takimi jechała. Jak coś spierdoliła to "przepraszam", a za tydzień czy miesiąc to samo zachowanie.

Niby drobne incydenty, ale na przestrzeni lat upierdliwe. ot choćby parowanie suchych skarpetek, które bywały dość podobne, zawsze jakąś parę źle dopasowała. Miałem nawet wrażenie, że to chyba specjalnie robi. A mówiłem nie raz, że sam sparuję, ale gdzie tam... wracam z pracy, a pranie już ładnie posortowane i poskładane, tylko następnego dnia rano te nieszczęsne skarpetki... :D

 

Edytowane przez Brat Jan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minutes ago, Brat Jan said:

Na moją to nie działało.

Moja to spokojna kobieta, ale jakie schematy miała w mósku takimi jechała. Jak coś spierdoliła to "przepraszam", a za tydzień czy miesiąc to samo zachowanie.

Niby drobne incydenty, ale na przestrzeni lat upierdliwe. ot choćby parowanie suchych skarpetek, które bywały dość podobne, zawsze jakąś parę źle dopasowała. Miałem nawet wrażenie, że to chyba specjalnie robi. A mówiłem nie raz, że sam sparuję, ale gdzie tam... wracam z pracy, a pranie już ładnie posortowane i poskładane, tylko następnego dnia rano te nieszczęsne skarpetki... :D

 

A to wiadomo, tu też były nawroty, ale już nie na taką skalę.

 

A co do skarpet, kilka lat temu wykombinowałem taki sposób że kupuję cały czas taki sam model od jednego producenta i nie mam tego problemu. Kiedyś próbowałem takich z oznaczeniami na każdy dzień tygodnia gdzieś na spodzie ale to tylko dodatkowe zawracanie dupy na dłuższą metę. Czarne to czarne. 

 

Ze sportowymi tak nie robię bo te akurat można łatwo, szybkim rzutem oka sparować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, tony86 napisał(a):

A jak widać - nie tylko można, czasem też trzeba. Umiejętność odpowiedniego opieprzenia laski w związku napewno jest jedną z kluczowych dla powodzenia relacji. Co ma się kompletnie nijak do tego co słyszymy na co dzień, o potrzebie dialogu, szacunku do uczuć partnera et cetera. 

 

No jasne, że trzeba 😀

Każdemu podług zasług. Kumpel coś spielrzy- to się mu mówi wprost „stary, zjebałeś”.

Dlaczego niby z panną miało by być inaczej? 

 

Tylko uwaga! Jak zasłużony, to opierdol ma być konstruktywny, krótki i bezpośredni. To nie mogą być fochy, karanie milczeniem czy inne manipulacje. „Zjebałaś- nie rób tak więcej”

 

Dialog, szacun- to nie wyklucza stawiania wymagań i granic. Wprost przeciwnie: Nie da się postawić granic w zdrowy sposób jak je wprost

komunikując, debilnym

jest wymaganie czegoś czego druga strona ma się domyślać (tak baby robią i to te głupie, a efekty znacie przecież). 

 

Jak nie szanujesz siebie, nie stawiasz wymagań i nie reagujesz jak granice zostają przekroczone- stajesz się przezroczysty i nijaki. 

 

7 godzin temu, tony86 napisał(a):

Samuelsa,. Są wkurzone, ale jednocześnie szanują tę siłę, fakt że facet wie o czym mówi, ma rację, i nie boi się być tego pewnym, niezależnie od tego jakie są jej uczucia w tej kwestii. 

 

Ano właśnie

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 hours ago, Albert Neri said:

Każdemu podług zasług. Kumpel coś spielrzy- to się mu mówi wprost „stary, zjebałeś”.

Dlaczego niby z panną miało by być inaczej? 

 

Tylko uwaga! Jak zasłużony, to opierdol ma być konstruktywny, krótki i bezpośredni. To nie mogą być fochy, karanie milczeniem czy inne manipulacje. „Zjebałaś- nie rób tak więcej”

 

No właśnie jest inaczej - opieprzając kumpla robisz to jak równy z równym, więc np. nie wystawisz go za drzwi. Opieprzanie kobiet wymaga raczej ramy ojca który opieprza niesforną dziewczynkę. A to dla wielu facetów wychowanych we współczesnym świecie nie mieści się w głowie. A nawet i wiedziąc już o co chodzi, masz kulturowego bloka przed takim zachowaniem.

 

Co do zasad to się zgadzam. Zwłaszcza fochowanie się jakąś aberracją, to jest przyjmowanie ramy niesfornego chłopca.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Mój przyjaciel jest około 1,5 roku z dziewczyną. Poznałem ją i parę razy gdzieś wyszliśmy, spoko dziewczyna. 

Mieszakają razem - wynajmują chatę, poznali się w pracy gdzie on pracuje na zwykłym stanowisku. Spedzają razem czasem, cwiczą, bawią się, zwiedzają, normalna para. 

 

Inny gość chyba już 7-8 lat z narzeczoną, mieszka u niej(ona kupiła mieszkanie) ma normalna pracę ona prowadzi biznes. Gość przystojny ale z kategorii bardzo szczupłej, mieli trudniejsze chwile ale wydaje, że się dogadują i jest ok.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 2/23/2024 at 8:41 AM, Albert Neri said:

Pierwszy z moich udanych związków był na studiach. Ciekawie się zaczęło, bo to była jedna z tych rzadkich sytuacji, kiedy to dziewczyna zagadała pierwsza.

To jest to.

Gdyby był udany byłbyś w nim do dzisiaj.

Cała reszta nie pasuje do definicji.

Im dłuższy tym boleśniejsze rozstanie.

Trzeba mieć niezły kręgosłup, żeby się podnieść po rozpadzie kilkunastoletniego związku i na pewno to nie jest bezbolesne.

 

A teraz niech każdy wymieni trzy znane mu osobiście pary będące w związkach jakie można dać za przykład innym.

 

Edytowane przez JoeBlue
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, JoeBlue napisał(a):

To jest to.

Gdyby był udany byłbyś w nim do dzisiaj.

 

A nieprawda. 

Byłem w związkach bardzo nieudanych i niezdrowych i byłem też w takich, których nie mam zamiaru uznawać za nieudane tylko dlatego, że się skończyły. 

 

To tak jakbyś powiedział: ten film jest nieudany, bo się skończył. Ten serial jest nieudany bo fabuła się kończy po 3 sezonach. 

 

32 minuty temu, JoeBlue napisał(a):

Cała reszta nie pasuje do definicji.

 

Nie ma definicji jedynie słusznej. 

Większość z automatu uznaje, że udany to oznacza na zawsze już i disneyowskie żyli długo i szczęśliwie. Absurd. 

 

Ja tak tego nie widzę. Np byłem z pewną kobietą przez 2 lata. Sporo młodsza, ale mądra i ambitna. Sporo fajnego przeżyliśmy, sporo rzeczy robiliśmy po prostu razem i to był dobry czas. W miarę trwania relacji zaczęło być coraz bardziej jasne, że w pewnych sprawach się nie dogadamy, chociaż próbowaliśmy. Dlatego się rozstaliśmy. I mam uznać, że był to związek nieudany? Mowy nie ma. Dobry czas, wiele dobrego razem, sporo frajdy a potem każde w swoją stronę. 

 

 

Ironia- ja znam wiele par, które trwają ze sobą i nie rozejdą się już raczej, chociaż relacja jest do bani i szkodliwa przynamniej dla jednej strony. 

 

32 minuty temu, JoeBlue napisał(a):

Im dłuższy tym boleśniejsze rozstanie.

Trzeba mieć niezły kręgosłup, żeby się podnieść po rozpadzie kilkunastoletniego związku i na pewno to nie jest bezbolesne.

 

Nie jest bezbolesne. Ale to normalna cena ryzyka jakie się ponosi przy wejściu w relację z kimś. 

 

32 minuty temu, JoeBlue napisał(a):

A teraz niech każdy wymieni trzy znane mu osobiście pary będące w związkach jakie można dać za przykład innym.

 

Nigdy nie wiesz co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Dlatego trzeba bardzo ostrożnie z takimi stwierdzeniami. 

Znam kilka par, co do których byłbym w stanie postawić moją wypłatę na to że są udaną parą, dają sobie radę i tak już będzie. Bardzo ogarnięci ludzie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.