Skocz do zawartości

Rosnąca samoocena eliminuje wiele problemów


Eredin

Rekomendowane odpowiedzi

Niech będzie pochwalony ktokolwiek, w kogo wierzycie.

 

Na pomysł założenia takiego tematu wpadłem podczas pobytu w miejscu, gdzie czas się zatrzymuje, a myśli płyną wolniej - w prywatnej, publicznej toalecie. Postaram się nie rozpisywać nadmiernie, jak to mam w zwyczaju - chociaż wiadomo, że różnie z tym bywa. ;)

 

Zarejestrowałem się na forum 30 maja zeszłego roku, ale czytać zacząłem nieco wcześniej, podobnie jak Samcze Runo. Do czego dążę: przez ten rok czasu zwiększyłem swoją samoocenę na tyle, że moje nałogi poznikały. Obżerałem się słodyczami i kręciłem śmigłem, aż mnie szlag czasami trafiał - ale nijak sobie nie mogłem z tym poradzić. Byłem niewolnikiem.

 

Zaczerpnąłem mnóstwo nauk z forum, nakierowałem się na odpowiednie tory i... nic nie robiłem z nałogami. Po prostu znikły, same z siebie. Potrzeba jedzenia słodyczy czy onanizacji znikły same, jak zdmuchnięty kurz. Nie wyobrażam sobie przy obecnym stanie świadomości i szacunku do własnej osoby, aby mieć jakiekolwiek nałogi lub jakieś emocje, które rządzą moim poczynaniem. Nie wyobrażam sobie, aby być niewolnikiem czegokolwiek i kogokolwiek. 

 

Nie ma mowy, żebym pił jakikolwiek alkohol w jakichkolwiek ilościach, ćpał cokolwiek (z wyjątkiem specyfików od Pikacza i Wrońskiego, ale to cichutko, czeski film) czy palił papierosy. Co prawda z tymi rzeczami na bakier jestem od bardzo dawna, ale nawet gdybym nie był, to obecnie już bym był. ;)

 

Wszystko odbyło się automatycznie, niczego nie planowałem. I zauważam, że im dłużej jestem na forum, im większej ilości spraw w życiu jestem świadomy, tym bardziej chcę się rozwijać i tracę chęć do jakiegokolwiek szkodzenia sobie, czy to na płaszczyźnie fizycznej czy innej. Pisałem już w temacie o zdrowym stylu życia, że czasem napiję się coli czy zjem coś w macu - zaczynam mieć malutkie wyrzuty sumienia, więc albo i tych praktyk zaprzestanę, albo nieco przystopuję, żeby nie popaść w fanatyzm.

 

O awersji do wszystkich religii, jakichkolwiek społecznych przymusów typu związki czy określone działania w określonym czasie (dzień kobiet czy inne święta) już nawet nie wspominam (a może właśnie wspomniałem?), bo to oczywista oczywistość w moim wydaniu. Oczywiście nie mówię tu absolutnie o tym, że każdy ma przestać pić czy jeść słodycze albo porzucić swoje przekonania religijne czy inne. Mówię o nałogach, natrętnych emocjach czy zachciankach, nie o świadomych decyzjach. 

 

Podsumowując, Panowie: jeśli gnębią Was jakieś nałogi lub niepożądane emocje, znaczy to tyle, że PRAWDOPODOBNIE nie kochacie siebie jeszcze siebie zbyt mocno i nie uwolniliście się w pełni od różnego syfu napływającego zewsząd. Ale wszystko da się zrobić, więc uszy do góry i słuchać audycji szefa. Idźcie i nie grzeszcie więcej. 

 

 

  • Like 24
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za podzielenie się osiągnięciami. Na razie nie chcę stosować metod podwyższania samooceny, które wykonuje się samemu w domu, zamiast tego zacząłem zdecydowanie częściej wychodzić do ludzi; możliwe, że jak mój tyłek będzie bardziej fioletowy od kopnięć od życia, to wrócę do Markowej metody :). Zapewne nie jest to jedyna metoda na rozwiązanie takich problemów. Ale muszę spróbować coś nowego. Trzeba sprawdzać nowe metody, a nie trzymać się jednej treści, jak religii.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek, który kocha siebie, ale nie narcystycznie, jest magnesem dla innych.

Ludzie, w swojej masie, są zagubieni, przerażeni dorosłym życiem, tym, że są odpowiedzialni za siebie i innych. Stąd spotkasz i tych, którzy będą chcieć trochę tej dobrej energii - pójdą za Tobą, jak i tych, którym z żalu dupki pękają i spróbują Cię zgnoić, tylko po to, żebyś nie wystawał nad nich.

 

Trzymam kciuki za dalsze udane zmiany i jednocześnie zazdroszczę, że ja nie trafiłem tu w Twoim wieku :)

 

Mam też nadzieję, że nasz samczy klub utrzyma taki poziom i kształt przez jak najdłuższy czas.

Będzie motywował.

Podtrzymywał na duchu.

Nie pozwalał się opierdalać.

Pomagał.

:)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi także forum ( a wcześniej ee i sr) otworzyło oczy na wiele spraw, o niektórych wiedziałem, o istnieniu niektórych wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. To ze TU trafiłem to istny palec boży (wstawcie sobie jakiegoś pasującego boga). Też widzę ze moja samoocena i poziom świadomości dość znacznie skoczyły w stosunku do tego co było. Jak dotąd z nałogów to praktycznie zrezygnowałem z oglądania porno, mocno obciąłem słodycze. Co do alko to ciężka sprawa, ale wcześniej piłem codziennie po parę piwek, obecnie pije tylko w weekend i poszedłem w stronę wina (ale to początek odcinania się). I tak jak mówisz,to wszystko bez jakiegoś specjalnego wysiłku, aż dziwne ze tak łatwo to przychodzi:)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi wystarczyło pozbycie się kobiety mimo że to ona mnie rzuciła. Ciągle mnie oceniała w negatywny sposób, zżerała czas, powodowała sztuczne kłótnie o nic.

Toksyczna była dla mnie w każdym calu i uzależniająca. Na ten moment jest dużo lepiej.

 

Samoocena to nie tylko sukcesy, nie tylko przeświadczenie o sobie, ale też negatywne otoczenie. Kochająca i zapatrzona w nas kobieta może nam poprawić życie, ale nieodpowiednia, oszustka może nas tylko zniszczyć. Ze zdrowiem włącznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Damianut napisał:

Dzięki za podzielenie się osiągnięciami. Na razie nie chcę stosować metod podwyższania samooceny, które wykonuje się samemu w domu, zamiast tego zacząłem zdecydowanie częściej wychodzić do ludzi; możliwe, że jak mój tyłek będzie bardziej fioletowy od kopnięć od życia, to wrócę do Markowej metody :). Zapewne nie jest to jedyna metoda na rozwiązanie takich problemów. Ale muszę spróbować coś nowego. Trzeba sprawdzać nowe metody, a nie trzymać się jednej treści, jak religii.

 

Najpierw piszesz że nie stosujesz metod na samoocenę samemu w domu, a potem że trzeba coś próbować nowego - gdzie tu sens? :) Najpierw sprawdź jak działają te metody, daj sobie miesiąc, dwa, a potem korzystaj z innych, do czego zachęcam i co sam zresztą robię.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Farbowana Kita niehabilito napisał:

 

Najpierw piszesz że nie stosujesz metod na samoocenę samemu w domu, a potem że trzeba coś próbować nowego - gdzie tu sens? :) Najpierw sprawdź jak działają te metody, daj sobie miesiąc, dwa, a potem korzystaj z innych, do czego zachęcam i co sam zresztą robię.

 

Stosowałem - miałem kilka minut, gdy czułem się dobrze ze sobą, tylko że przerwałem ćwiczenia. Chciałem ostatnio stosować bogging, tylko że miałem sytuacje, że tak byłem wzburzony, że nie mogłem się wczuć w idee boskości; może jak się uspokoi moja sytuacja, to będę mógł zrobić.

 

Mówiłeś w którymś nagraniu, że jak człowiek ma się rozwijać, przekazywać sobie pozytywne emocje, skoro resztę dnia jest w toksycznym środowisku. U mnie nie jest aż tak źle, ale dość wrażliwy jestem, ktoś mi coś powie i to na mnie długo wpływa; po sesji na studiach pewnie będę mógł zacząć bogging.

Edytowane przez Damianut
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Można stwierdzić, że każdy szkodliwy nałóg dla nas jest w 99% spowodowany wstydem lub strachem.

Działając w oparciu o miłość do samego siebie, zmienia się wszystko - od tego jak się odzywamy do innych aż po rzeczy które robimy.

Gdzieś przeczytałem (nie wiem czy to nie było Stosunkowo Dobry), że każdy problem człowiek wynika z samooceny. I tutaj autor tematu jest żywym dowodem na to.

Mam podobnie - rzeczy niepraktyczne odpadają - znajomi którzy źle na mnie działają, rzeczy które mi nie służą.

Dla tych których nie mogą sobie tego zrozumcie, wykorzystajcie wyobraźnię i pomyślcie, że jesteś swoim rodzicem - dla samego siebie. Patrzysz na siebie jak patrzy rodzic na dziecko - chcesz najlepiej dla dziecka, czyż nie?

Zapewne źle byś się czuł, gdyby dziecko paliło fajki albo było w związku, który jest toksyczny.

A byłbyś uradowany, gdyby dziecko znalazło dobrą pracę, było szczęśliwe, podróżowało i zwiedzało świat.

Tak właśnie wygląda mechanizm miłości do samego siebie.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Vercetti napisał:

Niech będzie pochwalony ktokolwiek, w kogo wierzycie.

Na wieki wieków...

 

Na pomysł założenia takiego tematu wpadłem podczas pobytu w miejscu, gdzie czas się zatrzymuje, a myśli płyną wolniej - w prywatnej, publicznej toalecie. Postaram się nie rozpisywać nadmiernie, jak to mam w zwyczaju - chociaż wiadomo, że różnie z tym bywa. ;)

 

Zarejestrowałem się na forum 30 maja zeszłego roku, ale czytać zacząłem nieco wcześniej, podobnie jak Samcze Runo. Do czego dążę: przez ten rok czasu zwiększyłem swoją samoocenę na tyle, że moje nałogi poznikały. Obżerałem się słodyczami i kręciłem śmigłem, aż mnie szlag czasami trafiał - ale nijak sobie nie mogłem z tym poradzić. Byłem niewolnikiem.

 

Zaczerpnąłem mnóstwo nauk z forum, nakierowałem się na odpowiednie tory i... nic nie robiłem z nałogami. Po prostu znikły, same z siebie. Potrzeba jedzenia słodyczy czy onanizacji znikły same, jak zdmuchnięty kurz. Nie wyobrażam sobie przy obecnym stanie świadomości i szacunku do własnej osoby, aby mieć jakiekolwiek nałogi lub jakieś emocje, które rządzą moim poczynaniem. Nie wyobrażam sobie, aby być niewolnikiem czegokolwiek i kogokolwiek. 

 

Nie ma mowy, żebym pił jakikolwiek alkohol w jakichkolwiek ilościach, ćpał cokolwiek (z wyjątkiem specyfików od Pikacza i Wrońskiego, ale to cichutko, czeski film) czy palił papierosy. Co prawda z tymi rzeczami na bakier jestem od bardzo dawna, ale nawet gdybym nie był, to obecnie już bym był. ;)

 

Wszystko odbyło się automatycznie, niczego nie planowałem. I zauważam, że im dłużej jestem na forum, im większej ilości spraw w życiu jestem świadomy, tym bardziej chcę się rozwijać i tracę chęć do jakiegokolwiek szkodzenia sobie, czy to na płaszczyźnie fizycznej czy innej. Pisałem już w temacie o zdrowym stylu życia, że czasem napiję się coli czy zjem coś w macu - zaczynam mieć malutkie wyrzuty sumienia, więc albo i tych praktyk zaprzestanę, albo nieco przystopuję, żeby nie popaść w fanatyzm.

 

O awersji do wszystkich religii, jakichkolwiek społecznych przymusów typu związki czy określone działania w określonym czasie (dzień kobiet czy inne święta) już nawet nie wspominam (a może właśnie wspomniałem?), bo to oczywista oczywistość w moim wydaniu. Oczywiście nie mówię tu absolutnie o tym, że każdy ma przestać pić czy jeść słodycze albo porzucić swoje przekonania religijne czy inne. Mówię o nałogach, natrętnych emocjach czy zachciankach, nie o świadomych decyzjach. 

 

Podsumowując, Panowie: jeśli gnębią Was jakieś nałogi lub niepożądane emocje, znaczy to tyle, że PRAWDOPODOBNIE nie kochacie siebie jeszcze siebie zbyt mocno i nie uwolniliście się w pełni od różnego syfu napływającego zewsząd. Ale wszystko da się zrobić, więc uszy do góry i słuchać audycji szefa.

Idźcie i nie grzeszcie więcej. 

Amen ;)

 

 

 

Wolno, bo wolno, ale również mijają mnie powoli niepożądane "zachcianki"

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to i ja się pochwalę. Cierpię na fobię społeczną i boję się kobiet, co opisałem wkrótce po zarejestrowaniu na forum. Wcześniej szukałem pomocy wśród podobnych do mnie, ale to była pułapka - mnóstwo rozpaczy, beznadziei i narzekania na skutki uboczne ciężkich leków i nieskuteczność terapii. Szybko zdałem sobie sprawę, że ta społeczność mi nie pomoże, a wręcz doprowadzi do pogorszenia mojego stanu.

 

Na początku forum Bracia Samcy traktowałem z rezerwą. Przez fobię nie mam wielu życiowych doświadczeń, więc czułem się tutaj jak najsłabsze ogniwo. Na szczęście nie zrezygnowałem z czytania. W ciągu kilku miesięcy wchłonąłem mnóstwo wiedzy, silnie motywujących treści, uległem wpływowi ludzi będących moim przeciwieństwem. W efekcie poczyniłem duże postępy - bardziej o siebie dbam, zerwałem z masturbacją, mniej krępuję się ludzi, nawet zdarzało mi się nawiązywać rozmowę z kobietami, a jedną z nich, moją byłą, wreszcie potraktowałem tak, jak na to zasłużyła. Dzięki.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi lektura Marka oraz przede wszystkim forum i wasze doświadczenia otworzyły oczy, żałuje tylko że tak późno. Jeszcze długa droga przede mną aby poukładać to sobie w głowie. Moja samoocena też wymaga pracy ale to z czasem. Czasami ulegam mimo że rozum mówi jak to się skończy ale mam nadzieje że z czasem osiągnę choć w części to co wy

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bądź smutny, bądź pełen żalu i nienawiści, ciągle szarp się z samym sobą, nie akceptuj siebie, szukaj szczęścia w zewnętrznych obiektach jak kobiety, nowy samochód, pieniądze. Wmawiaj sobie, że jesteś bezwartościowym śmieciem, a szybko skończysz na stryczku, albo też jako znerwicowany dziadek srający pod siebie w pieluchy i wrzeszczący na wszystkich i wszystko.

 

Twój wybór.

 

Prawdziwe szczęście to szczęście w samym sobie. Nie ma innej odpowiedzi. Każdy kto szuka niej w innych rzeczach, osobach, a poszukiwania swojego szczęścia i spełnienia szuka w rzeczach zewnętrznych szybko i to bardzo szybko przejedzie się na nich popadając w depresję, która w najgorszym wypadku skończy się strzeleniem sobie w głowę. Wiesz co jest szczęściem takim prawdziwym? To, że wstaję sobie rano, parzę ulubioną kawę z mlekiem i patrząc się zaspanym wzorkiem w lustro widzę wspaniałego i wartościowego człowieka, który uśmiecha się sam do siebie.

 

A czemu się uśmiecham? Czemu mam radosne myśli o samym sobie? Bo jestem zajebistym będąc takim jestem.

  • Like 9
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

1 godzinę temu, Don Juan napisał:

Znacie jakieś inne metody na podniesienie samooceny prócz tych co Marek proponuje?

 

Od siebie proponuję:

 

- zrobić rzecz, której się od zawsze bałeś. Osobiście wyleczyłem się ze strachu przed wodą poprzez skok na głęboką wodę z instruktorem. Jeden skok wystarczył, abym raz dwa nauczył się pływać i już od wielu lat wody się nie boję, a byłem niesamowitą ciotą pod tym względem :D Wstyd się przyznawać :D

- nauczyć się nowej rzeczy, samodzielnie - nauczyłem się, np. bezwzrokowego pisania na klawiaturze, a do mistrzostwa doszedłem w mniej więcej rok, opłaciło się, nikomu nie mówiłem. Teraz ludzie widzą we mnie kosmitę, kiedy dotykam klawiatury, 

- dać się ocenić profesjonaliście branżowemu w tym, co robisz zawodowo, nawet odpłatnie - w taki sposób rozpocząłem swój biznes, dałem ocenić kilka swoich prac różnym osobom, zebrałem wiele pozytywnych i kilka negatywnych, lecz konstruktywnych opinii, które pozwoliły mi się bardzo mocno wyspecjalizować. 

- wyjść na imprezę, kiedy jesteś nieuczesany, totalnie źle ubrany, nieogolony i zrobić sobie pewnego rodzaju ścianę hańby, żeby zobaczyć, że tak naprawdę dobry humor nie zależy od zewnętrznych aspektów, robiłem tak wielokrotnie, pewnego razu nawet zaczepiła mnie panna 8/10, z którą miałem fajne przygody, bez spinki zupełnie,

- pożyć miesiąc w całkowitej samotności, zero ludzi, zero kontaktów, zero Facebooka i innych gówien. Przeszedłem przez długi cykl samotności i zacząłem rozumieć, że po prostu muszę się czuć dobrze ze sobą, bo tylko siebie mam. Totalna samotność jest oczyszczająca, według moich doświadczeń. 

- wybielić zęby, moim zdaniem fajny uśmiech bardzo podnosi samoocenę,

- zmienić garderobę, więcej kolorów, chodzę w czerwieni, błękicie, zieleni, fiolecie, bieli, unikam od dawna ubrań czarnych i przyznam, że o wiele lepiej się czuję, nawet na zwykłym spacerze. Kiedyś tylko w czarnym chodziłem i źle się czułem :)

- ustalić cel, o którym wiesz tylko ty i zrealizować go na 100% możliwości. Walnąłem tak cały trening Weidera na siłowni. Chyba rok mi zajęło zanim przeszedłem od treningu podstawowego do zaawansowanego. Czułem się wtedy niesamowicie, a ile kobiet za mną latało. Szok. 

- tworzyć coś, to daje niesamowitą moc, tworzenie, moim zdaniem tworzenie to męska rzecz, do tego jesteśmy powołani, aby stale tworzyć coś nowego. Przy tworzeniu czuję się świetnie :)

- i jeszcze coś moim zdaniem kluczowego. W głowie jest dialog cały czas i czasami człowiek mówi do siebie - dzisiaj godzinkę popracuję. Jeżeli tak sobie w głowie powiesz to trzeba to zrealizować. Wtedy jest nawyk, że dotrzymujesz sobie słowa. Dotrzymanie sobie słowa, nikomu innemu, tylko sobie to jest absolutna moim zdaniem podstawa budowania samooceny. Kiedy wiesz, że możesz na sobie polegać. Nie zjem tych chipsów, to nie jesz. W głowie pojawia się, dzisiaj poćwiczę, to od razu na glebę i nawet dwie pompki :) W tym tkwi mega moc. 

 

To moje sposoby, które działają i je wypróbowałem wielokrotnie. 

Edytowane przez mac
  • Like 12
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi samoocena chyba automatycznie urosła. Zawsze siebie doceniałem i czułem wyjątkowo na tle przedstawicieli matrixa, ale jednak przed przyjściem na forum miałem sporo nieprzepracowanych rzeczy, np. ,,a co jest we mnie nie tak, że tamta dziewczyna mnie nie chce?'' i wiele innych.

 

Teraz mam tamte bzdury tak głęboko w dupie, że dalej są już chyba tylko inne galaktyki. Zresztą kto mnie czyta na forum, ten wie. Jestem w sobie zakochany (pozytywnie) - jak coś robię, o czymś myślę czy coś mówię, to czuję wewnętrzną euforię i myśli ,,cholera, jaki ja jestem zajebisty gość''. :D Nigdy wcześniej nie miałem takiego stanu i wątpię, żebym go osiągnął tak szybko bez przybycia na forum. 

 

Taka magiczna aura tego miejsca i po raz kolejny stwierdzam, że tu się nie trafia przez przypadek. I byle kto (z wyjątkiem prowokatorów, prowokatorek i niedowartościowanego dziadzia z Małopolski) tutaj nie wchodzi. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak siedziałem w Wielkiej Brytanii to wypracowalem sobie postawe i samoocene na prawde na wysokim poziomie...

Co chciałbym zauwazyc, w momencie kiedy zjechalem "na chwile" do domu, zachowania i samoocena spadła...

Obserwowalem i zauwazylem ze zaczalem sie znowu zachowywac podobnie jak wtedy kiedy mieszkalem w Polsce na stałe, w dodatku bardzo negatywna aura i problem gotowy...

To wszystko uaktywnilo sie w taki sposob, że cokolwiek robiłem szło mi jak po grudzie...

Po prostu kulminacja negatywnychbemocji, zachowan ktore powtarzalem przez lata w tym miejscu...

Na szczescie obserwowalem to i teraz jest git :)natomiast wyprowadzilem sie znowu z domu, po prostu czulem jak atmosfera i ludzie ktorzy ja tworza wyssysaja ze mnie energie...

W tym momencie jestem pełen podziwu dla siebie że wytrzymalem w tej atmosferze wiele lat...

Negatywne emocje wyładowalem w ciszy, lesie, polanach...

Dogrzebałem sie do takich przekonan, emocji że bałem sie panicznie ich przeskoczyć, balem sie kary, zapalily sie wszystkie kontrolki, wymieszaly sie ze sobą religia, dom, rodzina i wszystko to co negatywne we mnie...

Udało sie to przeskoczyc...:)

Przeszkody stawiane przez los dodaja ogromnej pewnosi siebie...

 

Masz dwa wyjscia jak spotyka Cie kataklizm, albo sie chowac, albo brac byka za rogi, jesli robisz to drugie, czujesz sie absolutnie sam, i oto chodzi, bo jesli ktos by z Toba był, wtedy sie chowasz, czyli nie uczysz sie nic...

 

Nie martwy sie jak ze jestesmy sami dolinie zyciowek, wtedy budujemy siebie...

 

Wazna rzecza która zaobserwowalem jest takze wplyw religii w takich sytuacjach, automatycznie zaczalem wołac Boga, ale zauwazylem coś istotnego, chodzilo o to by Bog zabral to odemnie i zeby bylo fajnie, pomyslalem i sie domyslilem, ten wzorzec z Bogiem pochodzi z dziecinstwa, kiedy to mamusia za Ciebie wszystko robila, a obraz Boga, jest na obraz rodziców...

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, mac napisał:

 

 

Od siebie proponuję:

 

- zrobić rzecz, której się od zawsze bałeś. Osobiście wyleczyłem się ze strachu przed wodą poprzez skok na głęboką wodę z instruktorem. Jeden skok wystarczył, abym raz dwa nauczył się pływać i już od wielu lat wody się nie boję, a byłem niesamowitą ciotą pod tym względem :D Wstyd się przyznawać :D

- nauczyć się nowej rzeczy, samodzielnie - nauczyłem się, np. bezwzrokowego pisania na klawiaturze, a do mistrzostwa doszedłem w mniej więcej rok, opłaciło się, nikomu nie mówiłem. Teraz ludzie widzą we mnie kosmitę, kiedy dotykam klawiatury, 

- dać się ocenić profesjonaliście branżowemu w tym, co robisz zawodowo, nawet odpłatnie - w taki sposób rozpocząłem swój biznes, dałem ocenić kilka swoich prac różnym osobom, zebrałem wiele pozytywnych i kilka negatywnych, lecz konstruktywnych opinii, które pozwoliły mi się bardzo mocno wyspecjalizować. 

- wyjść na imprezę, kiedy jesteś nieuczesany, totalnie źle ubrany, nieogolony i zrobić sobie pewnego rodzaju ścianę hańby, żeby zobaczyć, że tak naprawdę dobry humor nie zależy od zewnętrznych aspektów, robiłem tak wielokrotnie, pewnego razu nawet zaczepiła mnie panna 8/10, z którą miałem fajne przygody, bez spinki zupełnie,

- pożyć miesiąc w całkowitej samotności, zero ludzi, zero kontaktów, zero Facebooka i innych gówien. Przeszedłem przez długi cykl samotności i zacząłem rozumieć, że po prostu muszę się czuć dobrze ze sobą, bo tylko siebie mam. Totalna samotność jest oczyszczająca, według moich doświadczeń. 

- wybielić zęby, moim zdaniem fajny uśmiech bardzo podnosi samoocenę,

- zmienić garderobę, więcej kolorów, chodzę w czerwieni, błękicie, zieleni, fiolecie, bieli, unikam od dawna ubrań czarnych i przyznam, że o wiele lepiej się czuję, nawet na zwykłym spacerze. Kiedyś tylko w czarnym chodziłem i źle się czułem :)

- ustalić cel, o którym wiesz tylko ty i zrealizować go na 100% możliwości. Walnąłem tak cały trening Weidera na siłowni. Chyba rok mi zajęło zanim przeszedłem od treningu podstawowego do zaawansowanego. Czułem się wtedy niesamowicie, a ile kobiet za mną latało. Szok. 

- tworzyć coś, to daje niesamowitą moc, tworzenie, moim zdaniem tworzenie to męska rzecz, do tego jesteśmy powołani, aby stale tworzyć coś nowego. Przy tworzeniu czuję się świetnie :)

- i jeszcze coś moim zdaniem kluczowego. W głowie jest dialog cały czas i czasami człowiek mówi do siebie - dzisiaj godzinkę popracuję. Jeżeli tak sobie w głowie powiesz to trzeba to zrealizować. Wtedy jest nawyk, że dotrzymujesz sobie słowa. Dotrzymanie sobie słowa, nikomu innemu, tylko sobie to jest absolutna moim zdaniem podstawa budowania samooceny. Kiedy wiesz, że możesz na sobie polegać. Nie zjem tych chipsów, to nie jesz. W głowie pojawia się, dzisiaj poćwiczę, to od razu na glebę i nawet dwie pompki :) W tym tkwi mega moc. 

 

To moje sposoby, które działają i je wypróbowałem wielokrotnie. 

Dzięki za podpowiedzi natomiast większość z tego co piszesz to robię może poza tym wyjściem na imprezę nieuczesanym. W samotności to praktycznie rok pracowałem nad swoją samooceną, natomiast miewam jeszcze stany żalu i poczucia winy. Tez nad tym pracuje aczkolwiek nie wiem czy są jakieś skuteczniejsze metody na pozbycie się tego gówna..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Don Juan, obowiązkowo również wybaczenie i to szczerze, przede wszystkim sobie i wszystkim wrogom, jakich miałeś w życiu. Jak zrobisz szczere wybaczenie w sobie, a to jednak trochę trwa to łezka popłynie, ale od tej pory będzie lepiej. Wybacz wrogom, wybacz ludziom, wybacz sobie, naprawdę wybacz. Motyw o wybaczaniu też powinienem dopisać w powyższych punktach. Chyba nawet trzeba zacząć od wybaczenia, bo chowanie jakiejkolwiek urazy, czy to w stosunku do rodziców, do kobiet, do złych ludzi w pracy, itp nie ma najmniejszego sensu. Poczucie winy to jest rak, żal podobnie. To jest choroba, a jedyne lekarstwo to wybaczyć. Mówię serio, bo może właśnie tego ci brakuje, żeby te wszystkie techniki faktycznie zadziałały. 

 

Oczywiście mądrze wybaczaj, żebyś wiedział, co było złe, co dobre. Jak wybaczysz faktycznie to poczujesz, że duży ciężar spadł ci z klatki. Bardzo oczyszczająca emocja. Chyba wielokrotnie Marek już o tym wspominał. To już ostatnia wskazówka ode mnie. Trudno mi stwierdzić, czy mam wysoką samoocenę. Po prostu wypracowałem sobie samodzielny system życia, w którym od rana do nocy czuję się ze sobą dobrze. Ani praca mi nie przeszkadza, ani to co robię na co dzień. Kilka rzeczy oczywiście do przepracowania, ale to raczej zmiany kosmetyczne. Dla mnie od zawsze największą wartością było to, aby mieć spokój ducha przez cały dzień, cieszyć się z roboty, angażować się w fajne projekty i myśleć o sobie dobrze, niezależnie od zewnętrznych warunków. Dla mnie samoocena składa się z wielu powiązanych punktów. Dobry humor na co dzień, zero negatywizmu i odcinanie szarych myśli. Podejmowanie rozsądnego zapierdolu, żeby iść spać z satysfakcją i wywiązywanie się z obowiązków. Kiedy daję słowo sobie lub innym to go dotrzymuję. Trzeba zbudować sobie kilka filarów osobowości, kręgosłup, na którym ta samoocena się utrzyma. 

 

Według mnie na poczucie winy i żal wybaczenie działa bardzo dobrze. Sam przez to przechodziłem, a tyle ludzi mnie rozczarowało w życiu, że to jest po prostu istna komedia. Prawdziwe wybaczenie przychodzi stopniowo. Nie wystarczy powiedzieć, wybaczam i już po sprawie. Trzeba myśleć o tych sprawach, wcielać się ponownie w chujowe sytuacje i dopiero wtedy powiedzieć sobie, odpuszczam, wybaczam, to jest mi potrzebne, żebym się dalej nie męczył. Nie wybaczam dla was, moich wrogów, wybaczam dla siebie. Idźcie w pokoju. Tyle i aż tyle. Ja mogę pisać, ale trzeba to wewnętrznie zrozumieć. 

Edytowane przez mac
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.