Skocz do zawartości

Infernal Dopamine

Starszy Użytkownik
  • Postów

    421
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Infernal Dopamine

  1. Skup się lepiej na najbliższych 24 godzinach, a nie jakichś wyimaginowanych datach. Ludzie na AA nie mają postanowienia, że nie piją przykładowo od 10 lipca do 15 stycznia. Liczy się dla nich najbliższa doba, bo taki wymiar czasowy nie narzuca dużej presji. Po tym 10 lipca masz już nigdy nie walić ? myślę że podświadomie ( a często i na świadomym poziomie) takie postanowienia wzbudzają lęk, bo twój umysł jest przyzwyczajony do tego typu przyjemności. Będziesz się póżniej tylko niepotrzebnie stresował i w chwili kryzysu możesz pęknąć. Jak będziesz miał ciężki dzień i ochotę na odpalenie pornosa, to z tyłu głowy będziesz miał " już nigdy nie mogę tego zrobić" i to będzie działało jeszcze bardziej przygnębiająco. Jeśli zamienisz " już nigdy nie mogę tego zrobić" na " dzisiaj nie mogę tego zrobić", to nagle zamienisz wieczne postanowienie na konkretny wymiar czasowy, który jest bardziej znośny. Piszę to jako gość, który od nastoletnich lat regulował sobie emocje pornografią. Dzisiaj wiem, że to było rozregulowanie, a nie regulowanie, bo problemy się powinno rozwiązywać, a nie od nich uciekać. 3 rady ode mnie, które sam zastosowałem i widzę efekty: 1. Staraj się codziennie wnosić coś pozytywnego do swojego życia. Najgorzej jest olewać obowiązki i nie trzymać samodyscypliny, bo to jest prosta droga do chujowego samopoczucia. Nie pouczysz się angielskiego, nie pościelisz łóżka, nie wyjdziesz na spacer, zaczniesz dzień od oglądania jakichś bezwartościowych głupot i to już jest prosta droga do samobiczowania. Na końcu tej pętli pojawia się chęć poprawy nastroju w najprostszy możliwy sposób. Nie chce tu promować jakiegoś coachingowego przekazu, żeby podnosić efektywność do granic możliwości. Chodzi o zrobienie codziennie 2-3 rzeczy, które będą małym krokiem naprzód. Nie wolno dopuścić do sytuacji, w której będziesz wieczorem myślał o dniu dzisiejszym i będziesz miał poczucie, że zmarnowałeś czas. Poucz się angielskiego chociaż te 15-30 minut, obejrzyj jakiś wartościowy materiał, posprzątaj pokój, zrób krótki trening, odpuść fast food i zrób sobie coś zdrowszego do żarcia. To niby detale, ale uwierz mi, że ratowało mi to dupę w dni, w których samopoczucie pikowało w dół, a takowych nie da się uniknąć, bo są integralną częścią naszego życia. Poczucie zrobienia czegoś pożytecznego potrafi poprawić nastrój i przerwać tę pętle bylejakości, która jest paliwem dla każdego możliwego nałogu. 2. Nauka radzenia sobie ze stresem i rozwiązywanie problemów na bieżąco. Łączy się mocno z pierwszym punktem, ale tu dochodzą kolejne elementy. Mi bardzo pomaga medytacja, stosowanie technik oddechowych i prowadzenie dziennika, w którym notuje co chciałbym zmienić w swoim życiu i w jaki sposób to zrobię. Kiedyś chciałem rozwiązać wszystkie problemy naraz i ich ogrom mnie przerażał, więc sięgałem po porno, papierosy, alkohol albo trawę, bo popadałem w poczucie beznadziei. Wybierasz problem, który chcesz rozwiązać w pierwszej kolejności i planujesz najbliższy możliwy krok, który cie do tego przybliży. Jak pomyślisz o nauce angielskiego, że musisz przyswoić tyle i tyle słów, nauczyć się konkretnych czasów i jak je poprawnie stosować, to szybko możesz się zniechęcić. Jak się skupisz na najbliższym możliwym kroku typu " otworzę książkę do gramatyki, skończę konkretny rozdział i na jego końcu wykonam ćwiczenia" to nagle nauka przestaje być problem nie do rozwiązania, bo dumanie nad problem przerodziłeś w działanie. Każdy problem rozbijaj na mniejsze części i zrób wszystko, żeby nie doprowadzić do punktu, w którym rośnie kolejka rzeczy odkładanych na póżniej. Dodatkowo warto codziennie poświęcić chwilę na medytacje albo inne techniki relaksacyjne, które mogą ci pomóc. Jeśli czujesz, że ze stresem i problemami nie dasz sobie rady sam ( co nie jest żadnym wstydem, a czymś, co każdego z nas kiedyś spotkało bądż może spotkać) to warto rozważyć przykładowo terapie poznawczo-behawioralną, gdzie można się nauczyć różnych wartościowych technik. Mi pomaga medytacja w chwilach, w których czuje, że jest żle. Medytacja nie jest formą ucieczki od emocji, tylko właśnie przestrzenią, w której możesz dać im dojść do głosu i zrozumieć, że uciekanie od niechcianych emocji jest błędem, bo ich tłumienie powoduje, że przybierają toksyczną formę. Pomaga nabrać dystansu do otaczającej rzeczywistości i uspokoić umysł, który ma tendencję do czarnowidztwa, wyolbrzymiania problemów i szukania dróg na skróty w poszukiwaniu szybkiego zastrzyku dopaminy. Mój zestaw to ashwaganda rotacyjnie z innymi adaptogenami, medytacja, zdrowsze żarcie ( bez żadnego fanatyzmu, bo czasem sobie zjem coś mniej zdrowego) plus ćwiczenia. To taki zestaw, który trzyma mnie w dobrej kondycji psychofizycznej. Jeszcze dodałbym czas na rozrywkę, która też jest ważna w procesie zdrowienia. Jakiś film, książka, gra, samemu albo z ludżmi. Ważne by nie popaść w zapierdoholizm, bo niektórzy podczas odwyku od porno albo innych nałogów nagle popadają w jakąś hipermotywację, która potrafi szybko człowieka wypalić i spowodować powrót do starych nawyków. Musi być w życiu czas na pracę i na zabawę. Na własnym przykładzie wiem, że lepiej działać wolniej i systematycznie, bo wtedy wyrabiasz w sobie determinację, która jest znacznie lepszym paliwem od krótkotrwałej motywacji i chęci podboju świata od jutra. 3. Wracamy do prowadzenia dziennika. To jest zupełnie opcjonalny punkt, ale może być pomocny. Chodzi o momenty, w których masz mocne ciśnienie na odpalenie pornosa. W procesie zdrowienia ważna jest umiejętność autorefleksji i poszukiwania wyzwalaczy, czyli rzeczy, które stopniowo ( lub w ekspresowym tempie) wywołują chęć powrotu do starych, destrukcyjnych nawyków. Nieraz potrafi to być jakiś stresujący dzień, a nieraz taki proces potrafi się rozciągać w czasie tygodniami albo miesiącami. Jak rozpoznasz wyzwalacze, to zrobisz wielki krok naprzód, bo im lepiej znasz przeciwnika, tym masz większą szansę na opracowanie skutecznych strategii działania. W tym wszystkim chodzi o to by lepiej poznać siebie, bo pornografia jest skutkiem deficytów, które są w nas, a nie ich przyczyną. Zapisuj te konkretne momenty, które mogły być kluczowe. Mogła to być kłótnia z kimś bliskim, oglądanie jakichś teledysków z roznegliżowanymi paniami i usprawiedliwianie tego przed sobą, że to przecież nie porno, więc nie jest szkodliwe. Był tu przykład jednego z braci, który pisał, że przeglądał oferty damskiej bielizny w celu sprawienia prezentu swojej dziewczynie. To był tylko pozorny powód, bo w rzeczywistości przeglądał te oferty przez dłuższy czas i w jakiś dziwny sposób nie mógł zdecydować się na zakup. Póżniej doszedł do refleksji, że rekompensuje sobie brak porno oglądaniem modelek w samej bieliżnie i wypiera swoją faktyczną motywację do przebywania na tego typu stronach. Mogą to być też z pozoru błahe powody, o których pisałem wcześniej. Wstałeś przykładowo w sobotni poranek i nagle z 8 rano robi się 13, a ty siedzisz przed kompem i przekładasz rzeczy, które masz do zrobienia. O 9 miałeś się uczyć angielskiego i przekładasz. Miałeś wyjść na spacer i odwlekasz, a czas leci. Wieczorem się orientujesz, że dzień stracony i nie wiadomo skąd pojawia się ochota na stronę xxx. Analizowałem u siebie ten mechanizm i u mnie zawsze się to tak kończyło. Przykładowa pętla: W pracy coś spieprzyłeś i pojawią się związane z tym negatywne emocje > odechciewa ci się wszystkiego, więc po powrocie do domu olewasz trening, olewasz przygotowanie sobie zdrowszego posiłku i jesz byle co na szybko, siadasz przed kompa i robisz maraton po różnych stronach > w rogu jakiejś strony widzisz gówno news typu " zobacz zdjęcia znanej prezenterki pogody w bikini, ale ma ciało ! " i odpalasz, bo to przecież nie porno, a dzień lipny i sobie tak skaczesz od strony do strony, żeby czymś zająć umysł > oglądasz te zdjęcia i powstaje mieszanka buzujących hormonów na widok atrakcyjnej kobiety + negatywne emocje związane z dniem dzisiejszym + odzywają się stare nawyki łączące rozładowanie stresu z oglądaniem porno> odpalasz pornosa, bo raz się żyje i finito. To tylko uproszony model, bo te pętle mogą być naprawdę różne. Ważne by sobie uświadomić, w którymś momencie, że jesteś na niewłaściwej ścieżce. Jak upadniesz, to się nie poddawaj, tylko przemyśl poprzedni dzień lub kilka poprzednich dni i zapisz sobie taką pętle w zeszycie. Po czasie zobaczy jakie wyzwalacze prowadzą cię do konkretnych zachowań, które z kolei wyzwalają u ciebie chęć do odpalenia pornola. Właściwa pętla by wglądała tak: wychwytujesz podstęp stosowany przez uzależniony mózg i nie wchodzisz na tę stronę > wychodzisz na spacer, odchodzisz od komputera i dajesz sobie chwilę na medytacje, pobycie z samym sobą i przemyślenie co się w tobie właściwie dzieje. Możesz wybrać cokolwiek, nie wiem, rozłożyć sobie planszówkę, ułożyć pasjansa, zrobić ogólnie cokolwiek, co cię relaksuje, żeby przerwać pętle kompulsywnego zachowania, którym jest skakanie od strony do strony > gdy umysł trochę ochłonie, to myślisz jak możesz naprawić błąd, który popełniłeś, bo oglądanie pornografii na pewno go nie rozwiąże, a tylko dołoży kolejny. Im będziesz miał większe doświadczenie, tym szybciej będziesz przerywał pętle prowadzącą do starych nawyków. Zajmie to trochę czasu, bo umysł nie lubi rzeczy czasochłonnych i wymagających pracy nad sobą. Bardziej preferuje właśnie porno albo słodycze, bo to prosty, szybki i przyjemny wybór. Nie chce wyjść na jakiegoś pseudo motywatora, bo te rady to zbiór cudzych doświadczeń z różnych forów, książek, podcastów i innych materiałów, które wdrożyłem u siebie i które przyniosły pożądany efekt. Dużo popełniałem błędów i upadałem często, ale tak wygląda walka z tym gównem. Każdy nałóg cie uczy, że prawdziwa porażka zaczyna się wtedy, gdy nie wyciągasz z niej wniosków. Ona sama w sobie nie jest końcem świata, a może nawet pozwolić ci się odbić od dna. Warunkiem koniecznym do tego jest chęć jej przeanalizowania i zrozumienia, a nie olania informacji z niej płynących i poleganie dalej na tej mitycznej silnej woli bez próby zrozumienia przyczyn twojego upadku. Zacznij od dzisiaj i skup się na najbliższych 24 godzinach, bo przed 10 lipca może nadejść koniec świata i nie zdążysz.
  2. Furrasy brzmi bardziej jak jakieś slangowe określenie mefedroniarzy xD Kieruje tym ludzka natura. Jak daleko nie sięgnąć w przeszłość, to zawsze znajdziesz dowód na to, że ludzie byli popierdoleni. Ludy kanibalistyczne, rytualne mordy, niewolnictwo, wojny. W ogóle ludzki umysł to taki twór, który jest jedną wielką zagadką. Z jednej strony ludzie potrafią myśleć racjonalnie i dostrzegać związek przyczynowy-skutkowy w zachodzących zjawiskach, a z drugiej mają skłonność do wiary w jakieś magiczno-abstrakcyjne konstrukty, które podsuwa im mózg. Marzy mi się scenariusz, w którym w przyszłości będziemy posiadać mapę mózgu i będziemy w stanie dokładnie określić czemu myślimy, działamy i odczuwamy pewne rzeczy w określony sposób. Tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Dlaczego w naturze seksualność nie jest jednowymiarowa ? czemu nie przebiega to według schematu pociąg do kobiet > wejście w związek > spłodzenie potomstwa > doczekanie się wnuków. Pomińmy zasoby materialne, wygląd i inne czynniki, które sprzyjają sukcesowi reprodukcyjnemu. Czemu niektórzy odczuwają pociąg do osób tej samej płci, zwłok, dzieci albo zwierząt ? Albo tacy np dendrofile, którzy odczuwają seksualne pobudzenie przytulając się do drzewa. Ci ostatni i tak są najmniej zboczeni, bo nigdy nie słyszałem by jakaś grupa ludzi postanowiła zrobić gang-bang z brzozą albo świerkiem w roli głównej. No ale nie o tym. Takie wypaczenia na różnych poziomach życia społecznego pewnie zawsze były normą, ale kiedyś ludzie bardziej to maskowali, bo system karcił takie jednostki. W średniowieczu jakby chłop powiedział, że czuje się kobietą, toby skończył na stosie albo wrzuciliby go do rzeki i po sprawie. Teraz prawo broni takich ludzi, bo zrobienie im fizycznej krzywdy jest karalne, a i rozwój internetu sprawił, że komunikacja się usprawniła i łatwiej znależć ludzi o podobnych upodobaniach. Jak w PRL-u czułeś, że jesteś kotem w ludzkim ciele, to gdzie mogłeś z tym pójść ? teraz masz fora na których znajdziesz ludzi podobnych sobie i razem ustawicie się na zlot, na którym będzie srać do kuwety, polować na myszy i zamiast prysznica czyścić sobie skórę jęzorem. Niech sobie tak ludzie żyją, bo mi to w niczym nie przeszkadza. Tylko niech mi nikt nie każę wpierdalać mąki ze świerszczy, bo tego już za dużo.
  3. Za robactwo nas mają, to i robactwo nam dają do jedzenia. Co będzie następne? sproszkowane gówno ? Chociaż wystarczy przeczytać skład pierwszego lepszego pasztetu lub parówek i okazuje się, że gówno w diecie przeciętnego polaka występuje od dawna. I my chcieliśmy kolonizować układ słoneczny, liczyliśmy na medycynę przyszłości, która pokaże nam, że nie ma nieuleczalnych chorób, miały być implanty usprawniające mózg, a tymczasem rozwój ludzkości wygląda tak, że będziemy robaki wpierdalać. My musimy żyć w jakiejś pojebanej symulacji, którą ufole oglądają w kinie jako komedie. Pewnie zanoszą się że śmiechu, gdy jakaś postępowa julka piecze bułeczki z dodatkiem mąki że świerszczy, a potem tłumaczy wszystkim napotkanym ludziom by zwracać się do niej per to, bo ona czuje się delfinem i tak chce być traktowana. Koniec ludzkości zbliża się wielkimi krokami.
  4. The Evil Within Ta gra to prawdziwa perełka w gatunku survival horroru. Ludzie jarają się drugą odsłoną, ale ja uważam, że to jedynka jest lepsza. Dwójka bardziej przypomina The last of us. To również świetna gra, ale według mnie poszli za bardzo w bezpieczne rozwiązania, które sprawdziły się w innych grach przez co seria straciła swój unikatowy styl. W jedynce lokacje zapadają w pamięć, są mroczne, klaustrofobiczne, stwarzające poczucie nieustającego zagrożenia. Nie zapomnę szczególnie tej lokacji: Jak wszedłem do tej wiochy pierwszy raz to serce waliło jak szalone. Wszedłem na górne piętro starej, drewnianej chaty i nagle słyszę jak z jednej strony jakiś zombiak wybija szybę w oknie, a drugi wchodzi po schodach. Wtedy szybki sus pod łóżko i modlitwa o to by żaden z tych bydlaków nie zajrzał pod spód. Czułem się jakbym był w jakimś sennym koszmarze. To było takie absolutne poczucie surrealizmu środowiska, w którym się znalazłem. Przyjemnie się strzela, jest trochę broni do wyboru, design lokacji jest mistrzowski, psychodeliczny klimat wzbudza ciągły niepokój, bossy są świetnie zaprojektowane i potrafią podnieść ciśnienie. Grę zakupiłem na Steamie w promocji za dwie dyszki, ale kusi wersja pudełkowa na ps4, bo szkoda nie mieć takiego tytułu w kolekcji.
  5. Hawajska koszula kupiona, włosy zrobione, teraz jeszcze ostatni najważniejszy element: Parę ruchów pędzlem po skórze i zrobię dzisiaj furorę na mieście wśród p0lek. Łamany angielski beacuse I come from Tanzania i będzie dobrze. Jak ktoś chce skorzystać to zapraszam. Farby spokojnie starczy na 3-4 osoby. Możemy udawać studentów z orgazmusa.
  6. Może tam nie było żadnych podtekstów i po prostu je interesowało jaki kierunek ukończył, bo miały głęboką potrzebę znalezienie rozmówcy do dyskusji na tematy naukowe bądż światopoglądowe ? Tak, ale nie w tym przypadku. Tu być może mamy do czynienia z rzadkim gatunkiem kobiet zwanych himalajkami. Intuicyjnie wyczuły w tym postawnym mężczyżnie element wartościowy pod względem jego predyspozycji intelektualnych, które dla takowych kobiet zajmują wyższe miejsce od kwestii wizualnych. U takich kobiet dostępu do cipki nie odblokuje kwadratowa szczęka, wielki biceps lub wzrost przekraczający średnią krajową. Mokro w majtkach im się robi dopiero, gdy zaczniesz im cytować dzieła Marka Aureliusza lub wykażesz się erudycją wiedzą związaną np z twoim kierunkiem studiów.
  7. Matematyka nie kłamie. Można by za tą kasę spędzić niemal 4 lata w burdelu ( chyba że dla kogoś godzina bzykania dziennie to za mało, to wtedy mniej) i wygrzmocić się za wszystkie czasy, a chłop przelał tyle kasy "kobiecie", której na oczy nie widział. Gość nie ma mózgu, ale na razie to zostawmy. Mimo wszystko staram się zrozumieć jego perspektywę, bo są ludzie, którzy potrzebują emocjonalnej więzi z drugim człowiekiem. Nie dla każdego ruchanie jest najważniejsze. Jak miałem naście lat tot też tak myślałem, że " ruchanie nie jest najważniejsze" i dziś wiem, że to był błąd xD. Bliższe więzi lepiej tworzyć na stopie przyjacielskiej z innymi ludżmi albo z samym sobą. Samotność jest najbardziej dokuczliwa, gdy człowiek sam siebie nie akceptuje i próbuje uciec przed tą niechęcią do siebie w jakąś relację z kobietą. Chłop przespał 56 lat życia, bo gdzieś tam w środku dalej naiwnie wierzy, że " za 7 górami, za 7 lasami...". Nie rozumie biologii babonów dlatego wierzy jeszcze w miłość, która gdzieś tam na niego czeka w Syrii. Znowu historia kończy się chujowo. Coraz bardziej upewniam się, że trafiłem do tej symulacji za karę. Nie mogło się skończyć tak, że po przelaniu tych pieniążków pani zaprasza naszego 56 latka do Syrii i razem otwierają skarbiec jej ojca ? potem okazuje się, że zostawił tam wspomniane kamienie szlachetne, którymi handlował i sporą ilość gotówki kilkukrotnie przerastają wkład zakochanego olsztynianina. Na ten widok ona rzuca mu się w ramiona i cała scena kończy się długim pocałunkiem. Oczekiwany błąd w matrixie nie nastąpił : (
  8. Pierwsza minuta nie minęła i już się wkurwiłem. Ma taką tonację i formę przekazu, że już na samym początku mnie zmęczyła. Te cięcia co chwile też są strasznie irytujące. No i co ona ma z tym dżwiękiem pierdów, gdy wymawia słowo "gówno" ? może u niej pierd się kończy niespodziewanym popuszczeniem i pojawieniem się towarzysza kleksa w gaciach ? może to stąd to skojarzenie ? Tylko zobaczyłem ten temat i wiedziałem, że nie powinienem tego oglądać, bo sobie podniosę ciśnienie, ale podkusiło mnie.Do tego te porównania bezy z gównem i pierdy na cały regulator. I mi babon kolacje spierdolił, bo mi się jeść odechciało.
  9. @mac spermiarz wpadnie na taki pomysł i lekko go zmodyfikuje. Wytnie sobie żebra, sam sobie zrobi loda i zapłaci divie 1200 zł za to, że będzie na to patrzyła xD
  10. Najlepsze jest to, że taki spermiarz jeszcze myśli, że robi deal życia. Niedługo lód nie będzie kosztował 1200zł. Tyle będziesz kosztować powąchanie butów albo wylizanie stóp. Za loda to trzeba będzie zapłacić średnią krajową xD
  11. Mnie to właśnie śmieszy taka wizja xD Budzą cię przykładowo 100 lat po twojej śmierci. Informują cię o tym i dają ci chwilę na oswojenie z tym. Myślisz sobie w pierwszej chwili " to już mają taką technologię, że potrafią człowieka wskrzesić.. ciekawe po co to zrobili". Nagle pojawiają się w głowie jakieś wzniosłe scenariusze, że będziesz brać udział w jakichś ciekawych badaniach albo ekspedycjach na skolonizowane planety iii ... okazuje się to prawdą, ale jak zwykle musi być w tym jakiś haczyk. Firma Zapierdolex prowadzi wydobycie helu-3 w swoich bazach na księżycu. Idziesz zapierdalać do tamtejszej fabryki, żeby podgrzewać glebę do 600st w celu wydobycia tego pierwiastka. Instalują ci moduły, które sprawią, że nie potrzebujesz snu, bo dzięki nim zachodzą odpowiednie procesy regeneracyjne. Jedzenie występuje w sproszkowanej formie. Wystarczy proch rozpuścić w wodzie i dostarczasz sobie odpowiednią podaż minerałów, witamin, białka itd. Posiłek trwa dosłownie minutę, wiec mam do czynienia z wzorcową optymalizacją czasu pracy. Nie musisz spać, żarcie zajmuje ci moment, dodatkowo dostajesz preparaty, które działają stymulująco. Jak pan będzie łaskawy to da własną kajutę, gdzie będziesz mieć na ścianach tapetę z ziemsko-leśnym krajobrazem i może dorzuci jakąś fajną cyberlalę ( nawet cyberkaszojad się znajdzie dla chętnych) bo w badaniach im wyjdzie, że nawet imitacja rodziny poprawia komfort psychiczny. Będziesz można się z nimi zobaczyć przez godzinkę dziennie w przerwie od zapierdolu przy tej dudniącej maszynie, która podgrzewa glebę do skrajnie wysokiej temperatury. Tytuł takiej książki mógłby brzmieć "Robo-Robol". Poza tym taki bohater by się zastanawiał nad losem innych ludzi, którzy zostali wskrzeszeni na ziemi albo pracują w marsjańskiej kolonii. Któregoś dnia zostaje przeniesiony do jego placówki człowiek, który został wskrzeszony 20 lat wcześniej. Ostanie 20 lat zapierdalał w ziemskim magazynie, w którym pakował do termicznych opakowań wspomniany odżywczy proszek od firmy "Food Powder" xD Dowiaduje się od niego, że tam wcale nie jest lepiej, więc nie ma dokąd spierdolić. Samobój też nic nie da, bo i tak cie wskrzeszą i przymuszą do pracy w którymś z tych korporacyjnych kołchozów. Jest w ogóle regulamin, w którym tacy wskrzeszeni samobójcy pracują za karę w skrajnie gównianych warunkach w jakimś magazynie na odległej asteroidzie. To jest właśnie więzienie przyszłości, w którym wyrok również ma wymiar czasowy. Po jego odbyciu dostaje się fuchę w kolejnym gównianym magazynie w innym miejscu, ale warunki są już nieco lepsze. Oby twórcy symulacji nie szykowali nam takiego scenariusza. Już teraz skurwysyny żyć człowiekowi nie dadzą w tym kraju, to jeszcze dojdzie do tego, że nie dadzą umrzeć w spokoju.
  12. Przed Nioh nie lubiłem tego gatunku, bo mi się kojarzył z rozrywką dla masochistów. Już w pierwszej lokacji chciałem się poddać, bo zginąłem w ciągu pierwszych 10 minut więcej razy niż chociażby w takim Wiedżminie 3 na najtrudniejszym poziomie przez całą grę. Gdyby nie genialny system walki, o którym wspominasz, to pewnie bym to rzucił w cholerę. Póżniej też było sporo momentów frustracji, ale fun jaki płynie z tej gry potrafi wszystko wynagrodzić. Przy niejednym bossie myślałem, że tu już poprzeczka jest ustawiona za wysoko, ale przy kolejnych próbach zadawałem coraz więcej obrażeń i zyskiwałem wiarę, że jednak jest to możliwe. Najlepsze jest jednak to, że trzeba być ciągle skoncentrowanym i używać szarych komórek podczas walki. To nie gra z tego gatunku, że obierasz taktykę na chaos i lecisz bezmyślnie przed siebie. Były momenty, że już myślałem jakim to nie jestem kozakiem i nagle dostawałem mokrą szmatą w pysk. Chwilą dekoncentracji i niby niegrożny szkielet potrafił skarcić. Hino-Ema poszła za pierwszym razem jakimś cudem ( ale ledwo, bo zużyłem wszystkie eliksiry i miałem skrawek hp) więc doszedłem do wniosku, że muszę mieć jakieś wyjątkowe predyspozycje do tego gatunku, bo kolega ( który mi zresztą polecił te grę) męczył się z nią dosyć długo. Potem spotkałem Nue i pokora wróciła momentalnie xD Grałem jeszcze w Sekiro i Elden Ring, ale system walki jest dużo lepszy w Nioh. Po 1000h by mi się nie znudził, bo daje mnóstwo możliwości i można go dostosować pod siebie. Początkowo grałem bojażliwie i trzymałem wrogów bardziej na dystans, ale póżniej odkryłem, że agresywna postawa podczas walki daję największą satysfakcję i przynosi najszybszy progres. Dla mnie Nioh to ogólnie bardziej taki japan slasher i jest bardziej dynamiczny od wspomnianych tytułów od From Software. W Sekiro walczyłem bardziej taktycznie, bo 2-3 wrogów naraz oznaczało problem. W Niohu masz najebane na pół ekranu różnych kreatur i dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa. Prawda jest taka, że lepszego systemu walki nikt nie wymyślił w tej branży. Można sobie dobierać rozmaite sety, duchy opiekuńcze, z broni jakieś katany, dwa miecze, włócznie, rozwój magii, ninjutsu i inne cuda. Ogólnie większość gier kupuje jak są dobre promki, ale istnieją developerzy w tej branży, od których biorę za premierową cenę, żeby ich wesprzeć. Team Ninja mnie jeszcze nie zawiódł, więc biorę tego Wo Longa z marszu i będę chyba tylko w niego grał do końca roku xD Na koniec dodam, że jara mnie walka z Lu Bu, bo pamiętam tego skurwysyna z Dynasty Warriors, w które ostro cisnąłem za dzieciaka. Była tam taka opcja, że cię wyzywał na pojedynek na arenie i po kilku przegranych postanowiłem odrzucać jego propozycję i uciekać byle skończyć misję, bo przegrana wiązała się z tym, że trzeba było zaczynać wszystko od nowa. W Wo Longu nareszcie będzie szansa na rewanż.
  13. Też się muszę zgłosić. Pewnie ja dostanę te robotę, bo przebiję twoją ofertę. Mogę skrócić sen do 5 sekund i do tego będzie to sen przerywany. 2x po 2,5 sekundy w ciągu doby. A te 30 sekund na ogarnięcie się... Może jeszcze drugie 30 sekund na śniadanie dla pracowników i tylko obserwować jak konkurencja wyprzedza taką firmę o lata świetlne, bo oni nie marnują czasu, który mogliby przeznaczyć na prace xD Wiecie w ogóle, że doba na Marsie jest dłuższa niż na Ziemi ? marsjańska dobra trwa 24 godziny i 39 minut. Liczę na to, że dożyje powstania ludzkich kolonii na Marsie i będę mógł tam pracować. Wyobrażacie sobie jakie to daje dodatkowe możliwości ? będzie można zapierdalać o 39 minut dłużej ! Wszelkiej maści pracoholicy i coachingowi guru będą gotowi zabić za miejsce na statku kosmicznym, który będzie werbował nowych ochotników.
  14. Widziałem takich pracusiów na własne oczy i żaden nie wyglądał zdrowo. Jak oni nie będę chcieli zwolnić, to zrobi to za nich ich organizm. Moi rodzice mają znajomych, których syn robił w deweloperce. Gość z tego gatunku ludzi, którzy 3/4 życia spędzają w pracy, a jakby się dało to w ogóle nie przestawali by pracować. Rok temu upadł na lotnisku i już się nie podniósł. Nie dożył 50. Jak ktoś chce tak robić to jego wola. Mi nikt nie da gwarancji, że będę żył za 10 lat albo nawet, że dożyje przyszłego tygodnia, bo różnie może w życiu być, więc nie przekładam szczęścia na póżniej. Chce mieć dziś coś z życia, a nie w odległej przyszłości. Nie jestem jakimś bumelantem, który żyje na cudzy koszt, bo chce mieć poczucie, że robię coś pożytecznego, więc uczciwie pracuje i staram się uczyć nowych, przydatnych rzeczy. Ale ja pracuje, a nie zapierdalam, bo praca faktycznie uszlachetnia w przeciwieństwie do zapierdolu. Nie ma takiego człowieka, który po latach takiej orki nie będzie wrakiem na poziomie psychicznym i fizycznym. Taki Mentzen może sobie budować firmę, ale nie widzi, że żeby coś zbudować musi zrujnować coś innego. Będą to jego i jego pracowników relacje z rodziną, czas na rozrywkę, czas dla siebie. To są wartości, które powinny koegzystować z pracą, a nie być przez nią rujnowane. Zdrowy rozwój jest ok, ale nie narzucie sobie i innym jakichś chorobliwych ambicji, które powodują, że życie dzieci śledzisz na zdjęciach, a wolny czas, który ci został poświęcasz na prysznic, kolacje i sus do łóżka, bo od jutra znów zapierdol od rana do wieczora. Mentzen często gada o tzw. ukrytym koszcie różnych programów socjalnych. Szkoda tylko, że nie widzi ukrytego kosztu w promowanym przez siebie zapierdolu.
  15. To jeden z tych kuków, o których pisał profesor Analkonda. Wylizałby jej psiochę i stopy, powąchał buty, a potem słuchał przez ścianę jak ją rżnie w niedostępne dla niego otwory ten typek 193cm wzrostu 48cm w bicu i to u niego na kwadracie xD Wyjątkowej klasy bydlak. W dupie ma trening i ekipę, z którą na ten trening przyszedł. Zobaczył babona i pajacuje. Takich to nie szkoda.
  16. Proszę bardzo: Zbieram na fiuta ! Cześć, jestem Zenek. Urodziłem się bez fiuta i proszę o wsparcie mojej zbiórki na to, bym go miał. Bym chociaż o tyle był szczęśliwszy, bo mógłbym w końcu bzyknąć jakąś laskę albo zwalić gruchę.
  17. Behemoty i babony to już klasyka. Mi się przypomniał jeszcze "fiutociąg" z jakiegoś wątku, w którym było poruszany temat puszczalstwa wśród p0lskich karyn na zagranicznych wojażach.
  18. Gość ją wydymał na 80 tys funtów. Rozumiecie to ? Wydymał, a nawet bena nie włożył. To się nazywa Gigachad.
  19. Drugi raz ci odmówiła podczas oglądania filmu... Może... Wybierasz same sztosy i się dziwisz, że się jej nie chce bzykać ? może są to same perełki światowej kinematografii ? Istnieją takie filmy ( dla mnie to jest np pierwszy Alien) przy których wszystkie zmysły dostają orgazmu bez jednego ruchu frykcyjnego. Weż może zacznij puszczać jakieś polskie komedie romantyczne albo obczaj filmy na filmwebie z najgorszą średnią i wtedy działaj. Jak film będzie cholernie nudny, to sama zrobi wszystko by nie patrzeć na to gówno i się zacznie do ciebie dobierać. Zawsze to jakaś strategia.
  20. Postanowiłem sobie sprawdzić o co chodzi z tym całym Residentem, bo od jakiegoś czasu złapałem zajawkę na gry z gatunku survival horror. Kupiłem z ciekawości na wyprzedaży The Evil Within ( co ciekawe to gra od twórcy marki Resident Evil i Devil May Cry) i wsiąkłem na dobre, więc postanowiłem, że trzeba też sięgnąć po klasykę. Chciałem ograć wszystkie części chronologicznie, ale okazało się, że Resident HD remastered jest drugi w kolejności. Drobne przeoczenie, ale mówi się trudno. Resident Evil 0 nadrobię w najbliższej przyszłości. Gra jest dosyć długa dla zółtodzioba, który ma pierwszą styczność z tą serią. Łatwo się pogubić w tej dwupiętrowej rezydencji przez mnogość pomieszczeń. Dodatkowo nieraz miałem zagwozdkę do czego może pasować znaleziony przedmiot i w którym pomieszczeniu znajduje się sekret z nim związany. Ile się nalatałem w tę i z powrotem... jeszcze dochodzi do tego ograniczony ekwipunek, więc trzeba pomyśleć co się zabierze ze sobą ze skrzyni na dalszą wędrówkę. Wszystko jednak wynagradza klimat i ciekawe zagadki. Strzelanie też jest całkiem przyjemne ( albo wsadzenie zombiakowi granatu w pysk ) design lokacji do dziś robi wrażenie. Jak ktoś już w grał w tego Residenta to pewnie zamknie się w przedziale czasowym 3-5godz. Mi Steam pokazuje na liczniku 16 i jeszcze przede mną parę korytarzy do zwiedzenia i ostatni boss. Zamierzam ograć wszystkie gry z tej serii, ale na pewno nie za jednym zamachem, bo po pierwsze jest dużo innych gier, które mam zamiar ograć w najbliższym czasie, a po drugie mógłbym zacząć odczuwać przesyt ogrywając tak jeden tytuł po drugim
  21. Takie rzeczy się dzieją, a potem będą ci pierdolić o patriotyzmie i twoich obowiązkach wobec państwa. W Polsce to w ogóle najgorzej. System ma cie w dupie, każą ci przyjść na ten świat, bo aborcja zakazana, nie dadzą ci się odejść w cywilizowany sposób, gdy masz już dość życia w tym pierdolniku. To już lepiej pojechać do jakiejś Norwegii i tam coś nabroić. Meble z Ikei w celi, dużo lepsze żarcie niż w polskim pierdlu, wyjście na taras, na konsoli pograsz.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.