Skocz do zawartości

deleteduser129

Starszy Użytkownik
  • Postów

    671
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser129

  1. Exactly. Za moich czasów było ich w ch*j, za czasów moich młodszych kolegów z pracy było ich w ch*j, w pokoleniu moich bratanków i bratanic też jest ich w ch*j. A na Oskarków to one się natykają, tyle że ani Oskarki, ani "spokojni chłopcy" z fobiami społecznymi nie zauważają ich. Bo to jest ten typ samiczek, których się nie zauważa. W większości przypadków to są te dziewczyny, u których wczesne dojrzewanie objawiało się nie lataniem z mini do pół dupy i ruchankiem na pierwszej randce, tylko noszeniem swetrów spod których nie widać, czy mają cycki, czy nie, dawaniem kopa w dupę po próbie złapania ich za tenże cycek (w celu sprawdzenia, czy jest pod rzeczonym setrem) i zakuwaniem po nocach, bo mamusia i tatuś się załamią, jak ich grzeczna córuchna nie pójdzie na dobre studia. Na studiach Oskarki i piwniczaki też je omijały, bo Oskarki w tym czasie odkrywały imprezki, a piwniczaki uzależnienie od porno. Natomiast te panny dostawały stypendium naukowe i wychodziły za typków, którzy nie byli ani Oskarkami, ani "spokojnymi chłopcami", tylko normalnymi nijakimi miśkami, którym nie przeszkadzało to, że chodzą z nudną szarą myszą i pod koniec studiów mają obowiązek tę nudną szara myszę zaprowadzić do ołtarza. Większość z tej kategorii panien z mojego rocznika powychodziła za mąż na studiach, dorobiły się rodzin, pracują, dorabiają się z mężami domków pod miastem i mają śmiertelnie nudne życia śmiertelnie nudnych bab. Jeśli robią skoki w bok, to do mnie takie info nie dociera, przypuszczam, że po ślubie mężczyźni ich nadal nie zauważają. No, może poza własnymi mężami, ale to też jest wielce wątpliwe. Serio, nie ma sensu fantazjować o takich pannicach, bo romanse z nimi to jak picie piwa bezalkoholowego. Niby można, ale PO CO? No, może poza moją najstarszą bratanicą, ale do niej radzę się nie zbliżać, brat dobrze strzela
  2. Jestem tzw. inhouse lawyer, czyli prawnikiem firmowym. Obrabiam bieżące sprawy prawne w firmie. W zależności od tego, w jakiej firmie pracowałem, różnie to wyglądało - na początku byłem jako jedyny prawnik w typowym januszowym interesie, gdzie sam robiłem wszystkie duperele okołoprawne, potem różnie to wyglądało w różnych miejscach, teraz jestem w sporej spółce-córce zagranicznego korpo, gdzie mamy całkiem konkretny dział prawny na miejscu w PL (robiący sprawy "miejscowe") i dodatkowo współpracujemy z potężnym działem prawnym w spółce-matce (który zajmuje się dla nas głównie sprawami korporacyjnymi i niektórymi dużymi tematami). Generalnie inhouse lawyer zajmuje się wszystkimi tymi tematami w firmie, które wygodniej, szybciej i bezpieczniej ogarniać od strony prawnej wewnątrz firmy, plus ewentualnie koordynuje współpracę z zewnętrznymi firmami prawniczymi. Kadrówka, ocena i opracowywanie umów, opinie prawne co do różnych zagadnień, zamówienia publiczne, wskazywanie i ocena ryzyk prawnych, czasem procesówka (a czasem współdziałanie z kancelarią zewnętrzną, która robi jakiś temat np, od strony procesowej) - w zależności od specyfiki firmy i wielkości działu prawnego może to bardzo różnie wyglądać. U mnie jest masa różnorodnych dupereli, bo procedury wewnętrzne firmy przewidują, że znaczna część decyzji z innych działów musi mieć pozytywną opinię z działu prawnego. O tym, w jakiej branży robi moje korpo, wolę nie pisać, bo to jest dosyć łatwa do identyfikacji firma W każdym razie: produkcja dosyć specjalistycznych towarów.
  3. Tak szczerze i z serca: jak ktoś nie ma ciągot do żywych kobiet, i ich nie lubi i nie daje mu żadnej przyjemności przestawanie z nimi na stopie innej niż staroświeckie "zamoczyć, wyjąć, uciec podciągając spodnie w biegu", to może i lepiej, że wyznaje taką defetystyczno-unikową filozofię prokrastynacji, jeśli chodzi o związki na serio. Nic na siłę. Po co się unieszczęśliwiać? Jeśli komuś daje szczęście Renia Rączkowska i panie, które za pieniądze udają, że traktują cię jak mężczyznę, to co w tym złego? Natomiast złe i szkodliwe jest wmawianie młodym chłopakom, że teraz to mają sobie odpuścić, a w wieku 35-40 lat rzucą się na rynek stosunków damsko-męskich i będą swobodnie się na nim poruszali bez żadnego wcześniejszego doświadczenia. Relacje międzyludzkie (nie tylko między nami a laskami, ale w ogóle między ludźmi jako takimi) wymagają pewnego poziomu obycia, doświadczenia i przerobienia na żywo pewnych rzeczy. To tak jak z jazdą na rowerze albo pływaniem - nie da się ich nauczyć "na sucho", wejść pewnego dnia do basenu, powiedzieć "od dzisiaj będę mistrzem pływania" i zacząć pływać jak wymiatacz. 35-latek bez doświadczenia z sensownymi związkami nie będzie umiał grać dobrze w te szachy nawet jeśli za przeciwniczkę będzie miał równie zieloną 17-latkę. A kobiety głupie nie są - i właśnie dlatego w wieku około 20 lat miewają ostrą fazę na przelotne związki ze znacznie starszymi mężczyznami. Nie tylko z przyczyn czysto komercyjnych , ale dlatego, że one instynktownie wiedzą, że lepiej uczyć się gry od doświadczonego gracza, aniżeli od zielonego nowicjusza. Co do autora wątku: z długaśnej historii z pierwszego posta wynika, że jesteś lustrzanym odbiciem Juleczek i Karyn - masz bardzo wygórowane oczekiwania i niestety brak w okolicy księżniczek na białym koniu, które by spełniały twoje wewnętrznie sprzeczne i nieżyciowe oczekiwania. Poza tym niby chcesz tradycyjnego, silnego związku długodystansowego, ale twoje dotychczasowe związki rozleciały się, bo .... twoje myszki zapragnęły tradycyjnej rodziny, z ślubem, bachorami i mężusiem, który przynosi mamucie mięso do wspólnej jaskini. Opisałeś siebie wręcz idealnie: "wymagania [...] co do wyglądu poszybowały bardzo mocno w górę, roszczeniowe podejście jest na porządku dziennym, a tradycyjne wartości jak wieloletnie związki i rodzina, nie są już wartościami, jak to miało miejsce 30-40 lat temu." Myślę, że jak już się zdecydujesz, czy chcesz namiętnej, fascynującej kochanki, która od ciebie niczego nie chce i nie oczekuje pd ciebie żadnych zobowiązań, czy też chcesz tradycyjnej żony i wieloletniego związku opartego na rodzinie i wartościach, to dalej pójdzie ci już świetnie. Pro tip: nie ma nic złego w wybraniu tego pierwszego (mnie się to w życiu super sprawdza), pod warunkiem, że nie pierdolisz od rzeczy, że chcesz od laski tego drugiego.
  4. Średnia krajowa na tym polega, że znaczna część społeczeństwa jej nie zarabia. Jakby wszyscy zarabiali średnią krajową albo powyżej, to... nie byłaby to średnia. Jedynie w społeczeństwach skrajnie egalitarnych (lewacy!! lewacy!!! zuoooo) poziom zarobków byłby na tyle wyrównany, że większość oscylowałaby w pobliżu średniej. U nas dominanta (czyli to co zarabia większość społeczeństwa) i mediana (czyli to co zarabia środkowy decyl) są zdecydowanie niższe od średniej, co chyba wyjaśnia, do jakiej kategorii krajów się zaliczamy Ja mam to szczęście, że zarabiam przyzwoicie i zdecydowanie powyżej średniej. Czasem trochę powyżej 10k netto, czasem zdecydowanie powyżej 10k, w zależności od tego, jak szefostwo szasta pieniędzmi na premie i dodatki. Moim momentem przełomowym było uświadomienie sobie, że masa moich kolegów ze studiów i aplikacji bezmyślnie idzie wzorem "założe kancelarię ze swoim nazwiskiem nad drzwiami i będę miał kasy jak lodu, jak w amerykańskich serialach". Oszacowałem konkurencję (ogromna podaż młodych prawników, wejście na rynek zagranicznych sieciówek, januszostwo społeczeństwa jeśli chodzi o obsługę prawną), moje predyspozycje do użerania się z własną firmą, poziom ryzyka i na tamtym etapie wciąż jeszcze niewielki potencjał do zrobienia naprawdę dobrego biznesu na specjalizacji - i doszedłem do wniosku, że nie chce mi się ryzykować tego na początku kariery, a być może nigdy nie będzie mnie to kręciło. W związku z tym wybrałem taką ścieżkę rozwoju zawodowego, która jest bardziej zgodna z moim temperamentem - i zostałem inhousem w korpo. Praca mi odpowiada, "kariera" mi się rozwinęła według moich oczekiwań, od czasu do czasu pojawiają się korzystniejsze propozycje zawodowe (z których czasem korzystam, a czasem nie ), i jakoś się to kręci. Mogłem zrobić lepszą karierę na moich skillach? No pewnie tak, jak najbardziej. Ale mogłem też wyjść dużo gorzej - o czymś świadczą casusy moich kolegów z aplikacji, którzy z szumnych planów rozkręcenia wielkiej międzynarodowej kancy skończyli na sklepie z używaną odzieżą (podobno w sumie niezły biznes) albo na jeżdżeniu taksówką. Z drugiej strony trochę moich kolegów poszło w państwowe aplikacje i są teraz w prokuraturze albo sędziują - też daje to zarobki zdecydowanie powyżej średniej, praca jest stabilna i dosyć bezpieczna, a doszli do tego bez konieczności użerania się z własną kancelarią albo bawieniem się w wyścig szczurów w korpo. Jeśli miałbym się pokusić o jakieś wskazówki, jak można sobie życie ułożyć, żeby zarabiać powyżej średniej, to bym powiedział tak: 1 - Konsekwencja i plan na życie. Konkretny plan, nie "zausz jakomś firme i koś pinionszki". Plan wariantowy - co zrobię jak mi nie wyjdzie to, co zrobię jak mi nie wyjdzie tamto, jak się zabezpieczyć przed tym i owamtym. Plan oparty na realnych przesłankach (w tym orientacji co do poziomu konkurencji i możliwych zarobków), a nie na chciejstwie i myśleniu życzeniowym. Plan rozłożony na konkretne etapy, które konsekwentnie realizujesz. Plan A, B, C i D. Zakreślony czasowo i zadaniowo, z jasno wyznaczonymi progami wycofania się - żebyś nie popadł w pułapkę utopionych kosztów (za dużo zainwestowałeś czasu, żeby potrafić łatwo się wycofać). 2 - Gromadzenie kapitału wiedzy/wykształcenia/doświadczenia/kontaktów. Nie przypadkowo i na ślepo, ale w kontekście planu nr 1. Jeśli chcesz, żeby twoją ofertę rynek wycenił powyżej średniej, to musisz oferować coś, czego nikt nie ma, albo coś powyżej średniej. Czasami będzie to wymagało długiego kształcenia formalnego (lekarz). Czasami gromadzenia kontaktów (zawody oparte na "miękkich" umiejętnościach, handel itp.). Czasami gromadzenia skilli praktycznych (rzemiosło, część usług itp). Czasu poświęconego na gromadzenie tego kapitału nikt ci nie zwróci. Przykład: ZANIM wpakujesz np. kilka lat w naukę języka, zastanów się, do czego, kiedy i dlaczego będzie ci on potrzebny. Planuj. Czy bardziej przyda ci się język, którym mówi wielu odbiorców, czy ten którym mówi się na twoim docelowym rynku, czy może język, którym mało kto u nas mówi i nie będziesz miał konkurencji? Angielski, bo planujesz pracę z kontrahentami z całego świata, niemiecki, bo profilujesz swoją działalność pod bogatego sąsiada, czy może mandaryński, bo w Polsce nadal niewiele osób mówi po "chińsku"? 3 - Budowanie planu na życie w oparciu o swoje indywidualne umiejętności, predyspozycje i temperament. Nie słuchaj bezmyślnie porad w stylu "idź do IT", "zausz firme" - jeśli IT ci nie podchodzi, to będziesz kiepski i te mityczne wielkie pieniądze do ciebie nie trafią, podobnie jeśli nie masz odpowiedniego temperamentu i charakteru do prowadzenia własnej działalności gospodarczej na konkretną skalę. Zastanów się, co jest twoją mocną stroną, a co jest słabą, w czym siebie widzisz, a co będzie dla ciebie pańszczyzną. I nie wpadnij w pułapkę "zmonetyzuję moje hobby/zainteresowania" - to wbrew pozorom bardzo rzadko się udaje. Znajdź coś, co możesz robić z przyjemnością, dobrze i z zaangażowaniem, coś przy czym rozwijanie swoich umiejętności zawodowych nie będzie katorgą, tylko powodem do poprawy samopoczucia i fajnym wyzwaniem. Nie musi to być twoją "pasją" życiową - tylko czymś, co łatwo ci jest robić dobrze. 4 - Jeśli nie czujesz, że będziesz w czymś naprawdę ekstra dobry, to nie pchaj się tam, gdzie pcha się dużo ludzi, bo po prostu zarobki powyżej średniej wypracują ci, którzy będą lepsi od ciebie. Czasami zamiast iść z tłumem, warto znaleźć coś niszowego, w czym możesz być specjalistą. Przykład: kolega z liceum po studiach zamiast pójść w kierunku swojego wykształcenia, zajął się produkcją mebli. Nie masówką, tylko rzemiosłem na - podobno - bardzo wysokim, artystycznym poziomie. Ma z tego niezłe życie, przeniósł się w końcu z firmą za granicę, ożenił z laską, która jest po studiach z historii sztuki, a ostatecznie też poszła w "robótki ręczne" i zajmuje się renowacją starych, zabytkowych mebli. Oboje są jak słyszałem bardzo dobrzy w tym, co robią, i nie mają dzięki temu problemów z klientami. Zamożnymi i wypłacalnymi klientami, co istotne
  5. Żadna "himalajka". Albo golddiggerka, która odkryła niezagospodarowaną niszę, albo po prostu najzwyczajniejsza pod słońcem fetyszystka. Parafilie na tle różnych typów niepełnosprawności albo na tle odgrywania roli opiekuna osoby niezdolnej do samodzielnej egzystencji nie są wcale takie rzadkie.
  6. Nie znałem, dobre Widzę po internetach, że to wyszło potem w takiej ładnej ozdobnej serii z różnymi pisarzami starożytnymi, Plutarchem, Cyceronem i tak dalej? Wydaje mi się, że panna ma całą serię, nawet sobie z niej dworowałem, że Cycerona to się ma tylko po to, żeby przyszpanować, nikt już tego nie czyta. Im bardziej się świat zmienia, tym bardziej jest taki sam. Zepsute obyczaje społeczeństwa trawionego zbytkiem i chciwością, brzmi dziwnie znajomo.
  7. Ma na oko 3/4 mieszkania książek. Ale wszystkich jeszcze chyba nie ma. To ma być prezent dla normalnej osoby. A nie czytadło dla kucharki-półanalfabetki. Chyba nie dość klarownie napisałem - chodzi o powieść historyczną z czasów STAROŻYTNEGO Rzymu. Najlepiej okres później republiki albo cesarstwa zachodniego. No właśnie, chodzi o coś takiego. ?
  8. Krótka piłka - szukam książki na prezent. Książka jest dla pewnej miłej damy, więc pytanie kieruję do rezerwatek, jako bardziej obytych z damskimi gustami. Raczej pilne Ma to być powieść historyczna z czasów rzymskich, może być z domieszką innych gatunków, np. kryminału, biografii. Dla dorosłego czytelnika, nie dla siksy. Bez wyeksponowanych wątków romansowych (więc wszelkie produkcje z półnagim Rzymianinem na okładce i tytułami w stylu "Galijska niewolnica" albo inna "Namiętność konsula" odpadają ). Dostępna aktualnie jako nówka od ręki w księgarni. Może być lekkie czytadło, byleby było dobrze napisane. Coś w stylu rzymskich powieści Roberta Gravesa, Miki Waltariego, Colleen McCullough albo Roberta Harrisa.
  9. Ale mówimy o zupełnie innym typie dziewczyny. Od lasek z patoli należy się trzymać z daleka, bez względu na to, jak dobrze wyglądają w tym wąskim okienku 20-25 lat. Ten typ dziewczyny, o którym ja mówię, to jest typ niekochanej córeczki z dobrego domu. To są zwykle panny z porządnych rodzin, bez żadnych patologii, z dwojgiem rodziców, zwykle z dostatnich domów (średnia klasa średnia i wyżej). Takie, wobec których stosowano zimny, wymagający chów, rodzice zwykle byli zbyt zajęci swoim życiem (karierą zawodową, naukową, robieniem biznesu itp.), żeby robić cokolwiek poza stawianiem dziecku coraz wyższych wymagań. Więc wytresowali dziecko, które wie, że miłość dostaje się rzadko i tylko wtedy, kiedy się na nią bardzo zasłuży. Czasami podobne dziewczyny wychodzą z domów z licznym rodzeństwem (gdzie musiały ciągle rywalizować z nimi o miłość rodziców) albo z domu z ciężko niepełnosprawnym drugim dzieckiem (gdzie cała uwaga była skupiona na drugim dziecku). To są dziewczyny, które od dzieciństwa mają wgrane oprogramowanie pt. "na miłość trzeba ciężko zapracować" z nakładką "nigdy nie jestem wystarczająco dobra, żeby mnie ktokolwiek pokochał'. Po opisie autora wątku wygląda na to, że to właśnie może być taka panna - nie puszczała się, dobrze się uczyła, znalazła dobrą pracę, związała się z kolesiem zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Klasyczny model "muszę się starać + nigdy nie jestem wystarczająco dobra". Takie dziewczyny perfekcyjnie funkcjonują w układzie, w którym się rozsądnie i ostrożnie dawkuje objawy uczucia. One muszą czuć, że zapracowały, i że to jest dla nich nagroda. I że jak przyniosą coś poniżej piątki ze szkoły, to tatuś przestanie kochać. Tyle. Jak się im daje wszystko na talerzu i za darmo, to jest to dla nich na czysto instynktownym poziomie niezrozumiałe i podejrzane, a w konsekwencji - bezwartościowe.
  10. Ja się nie bawię w układy, w których jestem tylko dildem. Ja jestem wielbicielem staroświeckich, namiętnych romansów, zatem za takie zachowanie pannę bym skreślił. Ale jak twój układ z nią jest taki, że jesteś dla niej dildem, a ona dla ciebie jest tylko gumową lalką do seksu, to moim zdaniem właśnie tak to powinno wyglądać. Uczciwie i bez udawania, że jesteście dla siebie czymś więcej niż sex-zabawką. A odkąd to dziwkę się szanuje? Zwłaszcza darmową. Jaki niby szacunek miałaby mieć dla kogoś, kogo używa jako dilda? No sorry, ale to nie w tej bajce.
  11. Mąż Ani popełnił kilka podstawowych błędów: - Nie daje się za darmo i bez oporów tego towaru, na którym drugiej stronie zależy. A jeśli już ma się fanaberię, żeby to zrobić, to trzeba od razu mocno zasygnalizować (i robić to regularnie w PRZYPADKOWYCH momentach), że się jest w stanie towar zabrać od razu i pójść do innego klienta. Szanuje się tylko to, na co się musiało zapracować, albo coś, co można w każdej chwili łatwo stracić. Mąż Ani zobaczył atrakcyjny towar na sprzedaży, dał bez gadania wszystko co miał, i okazało się, że jego pozycja negocjacyjna w związku jest nie tyle zerowa, co ujemna. - Związek wymaga pracy. Stały związek wymaga stałej, ciężkiej pracy. Nad sobą i nad relacją ty/druga osoba. To jak kurła z kwiatkami - jak nie podlewasz i nie nawozisz, to uschną (dlatego nie mam w domu zieleniny i dlatego nie bawią mnie LTR). A wielu mężczyznom (zwłaszcza młodszym) się wydaje, że jak baba zgodziła się na "związek" (albo, olaboga!, małżeństwo), to już pokonali ostatecznego bossa, a reszta to już będzie jak granie na cheat code'ach. No nie, zupełnie nie tak. W momencie, w którym laska decyduje się na związek, kończy się tutorial, a zaczyna normalna gra. Jak decyduje się na związek długoterminowy, przechodzisz w grę na najwyższym poziomie trudności. Takie jest życie, bez ciężkiej pracy nie ma dobrych efektów. - Robienie czego żąda/oczekuje kobieta, w sytuacji, kiedy ona testuje, czy jesteś mężczyzną, czy mięczakiem, oznacza oddanie walki walkowerem. One nie chcą, żebyś był rozmemłany, uległy i posłuszny. One nie chcą, żebyś im przekazał stery życia, uczynił kapitanem i szefem, i żeby musiały same być odpowiedzialne za to, jak wasza relacja wygląda. One chcą, żebyś sprawnie i bezboleśnie przejął kontrolę i zachowywał się jak dorosły, a nie jak potulny sześcioletni syneczek, któremu mamusia mówi, że ma posprzątać zabawki. One chcą bezpieczeństwa i przekonania, że są z wygrywem, nie zaś uświadomienia sobie, że zostały adoptowaną mamusią i opiekunką rozlazłej meduzy. Paradoksalnie jeśli twoja ocena, że Ania była z tych, co to rodzice "nie dosyć kochali", jest trafna - to mąż Ani miał naprawdę łatwe zadanie przed sobą. Takie kobiety są wyjątkowo łatwe i przewidywalne w prowadzeniu, i wdzięcznie się poddają, jeśli umie się z nimi postępować. I, na co słusznie zwróciłeś uwagę, można w ich przypadku z powodzeniem próbować coś ugrać nawet jak wydaje się, że mają wyższe SMV. Problem w tym, że taką kobietę trzeba umieć odpowiednio motywować i rozumieć, co w jej przypadku jest karą, a co nagrodą, co je przywiąże, a co zrazi - i jeśli to się opanuje, to można mieć naprawdę fajny, zaskakująco stabilny związek bez większych dram. Mąż Ani nie rozumiał (albo po prostu uznał, że ma za niską pozycję negocjacyjną, żeby ryzykować stanowcze działania), i wyszło jak wyszło. Wtopił, ale moim zdaniem na własne życzenie.
  12. Dobra, mam nadzieję, że rozjaśnię - większość kobiet kwalifikuje znanych sobie mężczyzn do paru głównych przegródek. Najwyższą przegródką nie jest wcale związek. Najwyższą jest seks za free, bez konieczności płacenia związkiem. W wersji premium: seks za free, o który ona zabiega (czyli seks który jest free dla ciebie, a nie dla niej). Laska cię szybko oceniła, rączki ci się kleiły, bliskości nie zbudowałeś, więc trafnie uznała, że jesteś zainteresowany tylko darmowym ruchankiem na boku. Oceniła, że nie jesteś wystarczająco atrakcyjny albo interesujący, żeby dla ciebie zdejmować bez powodu gacie. Daje ci jasny sygnał: nie masz dostatecznych kwalifikacji, żeby załapać się na FWB albo ONS, możesz co najwyżej próbować ugrać ją metodą klasyczną, a więc coś za coś. Zapracuj na związek, misiu, to może będzie seks. Ale na to też na chwilę obecną nie jest specjalnie napalona, skoro od razu ci dała czerwone światło i pokazała najbardziej okrężną drogę, czyli przez "bycie kolegą" (czytaj: orbiterem). Da się to jeszcze odratować, ale musisz nagle w jej oczach bardzo zyskać na atrakcyjności/SMV. Biorąc pod uwage, że z twojego opisu jasno wynika, że dałeś się jej poznać jako napaleniec, to będzie trochę trudno. BTW, tak, koleżanka tam była nieprzypadkowo.
  13. Nie. Zjebanie ma różne oblicza. Mój pierwszy LTR skończył się w 200% z winy pannicy. Kto zjebał? Ja, bo wiedziałem, co to za towar, a i tak się połaszczyłem. Lata mi zajęło zrozumienie, że dała mi dupy od razu, po może godzinie znajomości, nie dlatego, że to była Wielka Disneyowska Miłość ani nawet wielkie pożądanie, ani nie dlatego, że była taka mądra i od razu się poznała, że ze mnie taki zajebisty chłopak, tylko dlatego... że to była panna, która dawała dupy bez krępacji obcym kolesiom, bo taka już była. Zero zahamowań, zero refleksji, zero uczuć, zero planowania, czyste zwierzęce instynkty. I chciwość, a ja byłem na przyszłościowych studiach i z niebiednej rodziny. Widziały gały co brały. To się wtedy szuka kobiety, która sama więcej od siebie oczekuje i od siebie wymaga, a nie ugania za pierwszą lepszą Karyną, która zamacha cycem. Dowcip w tym, że żeby wyrwać wartościową kobietę, trzeba prezentować sobą jakąś wartość. A nie tylko przekonanie o własnej zajebistości. A praca nad sobą boli. Niewielu z nas potrafi nad sobą sumiennie i do bólu popracować. Ewentualnie wydaje im się, że praca nad sobą polega na zwiększaniu dochodów, i że jak już zarobią te wielkie pieniądze, to wartościowa kobieta sama przyjdzie. Tyle, że wtedy będą mogli po prostu wybierać z bardziej luksusowych Karynek. A w takim układzie to chyba taniej i bezpieczniej poszukać tych div za 300 zł za godzinę, w których się tak lubował nasz kolega z kawalerkami na wynajem. A tak na boku, ten typek, co zrobił publiczną zrzutkę na pokrycie kosztów utrzymania swoich kawalerek na wynajem, to nie był przypadkiem nasz arch? https://www.bankier.pl/wiadomosc/Ruszyla-zbiorka-na-czynsze-za-siedem-apartamentow-w-Warszawie-W-sieci-zawrzalo-8028896.html
  14. Z wersją demo jest jeszcze jeden parszywy problem - na początku, zwłaszcza jak laska jest petarda i wydaje ci się najlepszą partią na dzielni, to też sobie uruchamiasz wcale nie gorszą wersję demo. Uwierz mi, baby potrzebują tylko pretekstu, żeby uwierzyć w wersję demo, jeśli chłop im się naprawdę podoba. Ty się starasz i udajesz, ona się stara i udaje, a potem oboje macie miny debili, bo okazuje się, że kupiliście chińską podróbę. Jak czasem zdarza mi się rozmawiać z laskami o tym, czemu im się związki rozleciały, to ten wątek się często przewija - wielki foch, że "on był inny, a potem się zmienił i przestał starać". I zero refleksji u pańci, oczywiście. No kurła nie "zmienił się", tylko po prostu demo się skończyło. Kobiety dokładnie tak samo wkurwia to, że miś zapuścił sobie bebecha i mówi do nich tylko "yhy, tak, nie, no", jak nas to, że śliczna księżniczka z instagrama zamieniła się w niedomytą oziębłą tłustą flądrę z nosem w telefonie. I dlatego moim zdaniem nie należy się starać, ani na siłę "trzymać ramy" wbrew swojemu charakterowi, ani udawać kogoś kim się nie jest - jeśli ma się w planach coś więcej niż trzyrandkowy romans. Bo im lepiej udajesz gieroja na początku, tym bardziej sobie robisz pod górkę na późniejszym etapie. Też mam takie zdanie. Najlepszą metodą na rozgryzienie wersji demo jest obserwacja, jak panna traktuje innych i jak się zachowuje wobec ludzi, których zna tak długo, że przed nimi nie ma już czego udawać, bo ją za dobrze znają. Ona będzie udawała dla ciebie aniołka i cud miód malinkę, ale jak widzisz, że dla znajomych, rodziny, współpracowników albo obcych jest diablicą, chamką i roszczeniową Karynką, to wiedz, że coś jest na rzeczy Poza tym należy robić dokładnie to samo, co robią baby - shit-testować. Testować na każdym kroku i wyłapywać wszystkie niespójności. I jest jeszcze jedna metoda na sprawdzenie poziomu determinacji panny w prezentowaniu wersji demo: zarzucasz znienacka testowo, że coś tam bardzo lubisz w kobietach i obserwujesz, czy ona w najbliższym czasie nie będzie próbowała cię przekonać, że właśnie dziwnym zbiegiem okoliczności ona jest dokładnie taka jak lubisz. Jak widzisz takie zagrywki, to od razu należy podejrzewać, że reszta też jest tylko na pokaz.
  15. Czekaj, spędzacie razem Sylwestra w domu na jednej kanapie i zamiast dupczyć się jak króliki na zgodę, klepiesz sobie na forum siedząc koło swojej kobitki? Sylwester jak u małżeństwa 70-latków, jak widzę. Kondolencje. Zmień kobietę.
  16. No nie wiem jak ty, ale ja się z toksyczną kobiecością spotkałem.
  17. No właśnie ból w tym, że te, które nic nie wnoszą poza dupą, są napalone na małżeństwo, a te które coś wnoszą - mają małżeństwo w dupie. Przykład babki, którą znam - 10k+ netto miesięcznie, spłacone mieszkanie, spore oszczędności, fajna z charakteru, niegłupia, robotna, świetny partner do rozmowy, poczucie humoru. Niebrzydka nawet teraz, jako kobitka pod 40. A poglądy na małżeństwo ma takie, że niektórych MGTOW mogłaby tu uczyć I odkąd ją znam, zawsze takie miała. Taka babka w każdym wieku do małżeństwa coś by wniosła (chociażby te 10k netto ) i w każdym wieku by się na nią chętny znalazł. A ta, kurła, nie chce. Takie czasy, babsztyle też już zaczynają odkrywać uroki niepakowania się w małżeństwo, jeszcze trochę i któraś wymyśli WGTOW. Może te roboty z macicami to jednak dobry pomysł?
  18. Babska mentalność w pigułce. Nic dodać, nic ujać.
  19. ROTFL, sikorki kręcą panowie z zawodami, które wskazują na prestiż albo kasę oraz wysokie ambicje życiowe (za wyjątkiem modeli i trenerów osobistych, ciekawe czemu się tam znaleźli ), chłopów kręcą panny z zawodami, które wskazują na to, że są ładnymi pustakami z zerową ambicją życiową (za wyjątkiem nauczycielki i pielęgniarki, które tam się znalazły z powodu pornosów). Nie mówcie, że kogokolwiek to zdziwiło?
  20. Jak widzę, wśród katolików nadal nie przyjęła się miłość bliźniego? Boże Narodzenie nadal jest pretekstem do tego, żeby rzygać pogardą na innych ludzi? Słodcy jesteście. Podpisano: ateista, który świętuje Boże Narodzenie, bo lubi karpia i uwielbia preteksty do dawania prezentów swojej rodzinie i znajomym
  21. Nie, to jest żenujące, a nie normalne. Tak można gadać z innym kolesiem na przystanku, jak palicie pety i czekacie na autobus, a nie jak podrywasz laskę, która ci się podoba. Zrozum, że flirt polega na tym, żeby przekonać drugą osobę, że twoje SMV jest wyższe od jej, ale jednocześnie, że jak się postara, to da radę do ciebie wystartować. SMV mężczyzny to nie jest jego wygląd, tylko on jako osoba sukcesu społecznego. Przez internet możesz to pokazać głównie rozmową, bo większość babek nie jest taka głupia, żeby nabrać się na same fajne fotki. Przynudzając obniżasz w jej oczach swoje SMV, zamiast je podnosić. Zaczynając rozmowę od bezpłciowego, banalnego "cześć, co słychać", "co robisz dzisiaj", "chcesz się poznać" i inny chłam tego typu, od razu pozycjonujesz się jako ktoś nudny, banalny i nijaki, z umiejętnościami społecznymi na poziomie gimnazjalisty (albo nie daj Boże programisty). To nie jest ton rozmowy, jaką nadaje niebanalny, interesujący facet, o którego warto zawalczyć i dla którego warto się starać. Prowadząc konwersację jakby to była rozmowa o pracę i jakbyście się nazwzajem odpytywali jak znudzone dziunie z HR, zabijasz całą radość z konwersacji. Jeśli już musisz iść tym kretyńskim scenariuszem "pytanie - odpowiedź", to przynajmniej zadbaj o to, żeby pytania były interesujące i oryginalne. Pytania w stylu "gdzie pracujesz", "gdzie studiujesz" to są pytania w stylu nudnej ciotki na pogrzebie, a nie rasowy flirt. Brakuje do kompletu tylko pytania "czy masz już chłopaka" i "kiedy zamierzacie mieć dziecko". Poza tym pytania o pracę to nie są pytania na początek rozmowy, chyba że się szuka sponsora. Ja na przykład od razu skreślam laskę, która zaczyna znajomość od takich tekstów (mam dobrze płatną pracę dającą z automatu bonusy do SMV, więc jestem wyczulony na dziunie szukające durnia do płacenia za nie). Pytanie o pracę nic ci nie mówi o drugiej osobie i niczego się o niej nie dowiesz, poza tym, w jakim przedziale płacowym się znajduje. Poza tym jeśli druga osoba jest fajnym człowiekiem w niefajnej pracy, to od razu robisz zły start i stawiasz ją w nieprzyjemnej sytuacji. W przypadku Ukrainek to będzie z reguły szczególnie zła taktyka, bo one nawet jeśli u siebie miały wysokie kwalifikacje, ambicje i tak dalej, to tutaj zwykle lądują w gównopracach, co jest dla nich frustrujące. Uwierz mi, jeśli twoje pierwsze wrażenie to jest skojarzenie z czymś dla niej frustrującym, to wcale nie podbijesz tym swojego SMV. Jeśli chcesz lasce dać do zrozumienia, że faktycznie jesteś nią zainteresowany, a jednocześnie nie umiesz prowadzić rozmowy inaczej niż w schemacie pytanie-odpowiedź (zwanym inaczej "flirtem policjanta" ), to pytaj o takie rzeczy, które dotyczą jej jako osoby, a nie jej pracy, sytuacji rodzinnej i innych drażliwych tematów. Pytaj ją o rzeczy, które lubi, o jej pasje, o marzenia, o ulubione miejsca, potrawy, filmy - o rzeczy osobiste, ale miłe i niegroźne. Poza tym: zadawaj pytania w sposób żartobliwy i lekki, a nawet absurdalny, tak żeby była zaciekawiona - do czego zmierzasz, jaka będzie puenta, a nie żeby myślała "Boże, kolejny przynudzacz".
  22. Po prostu ciągnie cię do pewnych siebie i przekonanych o swojej wartości dziewczyn, których nie możesz mieć (nie dlatego, że ci nie dadza, tylko dlatego, że to bez sensu, bo są z tobą niekompatybilne światopoglądowo). Wydają ci się bardziej kobiece, bo są formą zakazanego owocu - ten sam mechanizm, jak w przypadku szarych myszek z dobrych rodzin, które lecą na badboyów z rynsztoka. Nie potępiam, sam uważam wszystkie znane mi "konserwatywki" za nudne klony i kręcą mnie babeczki, które nie marzą o białym płotku i karierze w kuchni ze stadem Brajanków i Nikolek.
  23. I słusznie, że się nie odezwie, mistrzem konwersacji to ty nie jesteś. Jak tak wyglądają obecnie przeciętne rozmowy na portalach randkowych, to pozostaje tylko zapłakać nad piękną sztuką flirtu.
  24. deleteduser129

    Trójkąt

    Moja teoria jest taka, że nie mamy do czynienia z flopezem, tylko z partnerką flopeza. Tą o baaaardzo wysokim libido
  25. deleteduser129

    Seks roboty

    I chyba w tym jest sedno problemu, a nie w tym, że ktoś nie będzie mógł sobie spuścić z krzyża przy pomocy kawałka silikonu w kształcie waginy z cyckami i mordką gwiazdki porno. Póki oprogramowanie tylko symuluje pozory inteligencji i samoświadomości, lala jest rzeczą. Jeśli nie daj Boże przypadkiem uda się nam stworzyć rzeczywiście świadomą i inteligentną sztuczną inteligencję, to będzie trzeba sobie zadać pytanie, czy ta silikonowa lala z świadomością w środku jest faktycznie rzeczą. Oczywiście na chwilę obecną problem jest czysto teoretyczny, ale klonowanie też do niedawna było problemem czysto teoretycznym
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.