Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedyś pracowałam jednej dużej korporacji. Pisałam po niemiecku procedury przeniesienia działań z innych państw na nasz region. Było tych procedur bardzo dużo i trzeba było je przetłumaczyć na angielski. Cały zespół miał to robić, bo nie mieliśmy wiele czasu. Każdy przetłumaczył może jedną procedurę, a taki Maciek już kończył drugą. Menadżerka do mnie "wysyłaj kolejne do Maćka", a ja na to "Ale Maciek już zrobił dwie, nie chcę go obciążać kolejną", a menadżerka do mnie "wysyłaj, nie gadaj. Jak tak robi, to niech robi więcej". Maciek oczywiście żadnych podwyżek za to nie dostał.

Ukłuję chyba własny zwrot - "korpomental" - dobry koń, to go batem. I niektórzy tak mają w relacjach.

@lync Jak permanentnie masz poczucie wykorzystania, to coś jest nie tak. Ale podkreślam "permanentnie". Bo może się zdarzyć, że ktoś chwilowo ma dola i trzeba go wesprzeć, a nie rozliczać z wkładu w związek.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy związek polega na pasożytnictwie na swój sposób. W każdym coś bierzesz i coś dajesz. Rozliczanie z pasożytnictwa jest obosieczne. Ty np. Uważasz że panna za dużo  wydaje na kosmetyki. Oskarżasz ją. Ona zaś stwierdza że za dużo czasu spędza prasując Twe koszule. 

I że będzie mniej wydawać ale za to Ty sam sobie prasujesz. Choćby w nocy

Z reguły przeceniamy wkład własny i niedoceniamy cudzego. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Libertyn napisał:

Każdy związek polega na pasożytnictwie na swój sposób

Pasożytnictwo występuje kiedy się na kimś żeruje. 

Twoje przykłady to kwestia kosztów życia, bilansu zysków i strat.

Żeby nikt nie był pokrzywdzony, najlepiej gdyby poziom zaangażowania i inwestycji wynosił 50/50.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, deomi napisał:

Całe życie walcze o asertywnosć, o wyjscie z roli ofiary, i wysługiwaczki, więć to że nic dla kogoś nie robię jest ostatnią rzeczą o której możesz napisać. 

Całe życie słyszę ze jestem super, bo tak wszystkim pomagam,ale zdaje sobie sprawę, ze jestem jeb*ną frajerką, która za mile słowa, poświeca siebie. xd

 

Jak sobie z tym radzisz?  ja mam jeden problem - nie potrafię normalnie odmawiać, albo to ze mną jest jakiś problem albo nie wiem, często u mnie jest tak że ktoś mnie o coś prosi, gdy odmawiam, automatycznie się obraża.. nie ma czegoś takiego że "ok, spoko.. rozumiem" po prostu jest z miejsca foch, i teraz się zastanawiam, czy to może ja odmawiam w zbyt ostry sposób? może moja mimika twarzy czy ton głosu powoduje że Ci ludzie obrażają się na mnie?  Jeszcze nigdy nie spotkałem się z sytuacją (w pracy) w której odmówiłem czegoś komuś i ta osoba nie miała z tym problemów, zawsze jest strzelenie focha.. a w najgorszej sytuacji obgadywanie z innymi kolegami i próba wykluczenia z "kliki" w pracy.  Dużo osób w mojej pracy pomaga mimo że sama tej pomocy od innych nie otrzymuje, ale robi to ponieważ boi się ostracyzmu wśród kolegów z pracy.      

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 hours ago, lync said:

Ślub nie, ale wiążące umowy tak. Trochę jak w małżeństwie.

Na płaszczyźnie emocjonalnej to nie jestem w stanie określić czy kocham czy nie. Będę to wiedział, jak się wyprowadzę i zacznę żyć samodzielnie :P

Kompensacja spoko, ale są różne scenariusze. Jedne zakładają wspólny kontakt, inne nie. Jedne przykładają większe wagi do pewnych rzeczy, inne mniejsze.

Mnogość opcji lekko przeraża.

Uważam, że problem głównie dotyczy pracy, ale też jest związane z tym, że i partnerka coś robi, ale też nie jest skora do "raportowania postępów", więc ciężko ocenić rzeczywisty wkład. Intuicja to jedno, fakty to drugie. Tutaj niestety jest trochę jak z tym tematem o kobietach w wojsku. To faceci są predysponowani do lepszego radzenia sobie z presją na konkretny cel. Ale to już pasuje do innego tematu.

Kurczę jak to jest w dzisiejszych czasach, że ludzie mieszkają ze sobą, są w relacji latami, a nie są w stanie odpowiedzieć na tak proste pytanie czy kochają. To nie jest jakaś pretensja / zastrzeżenie do Ciebie, tylko taka refleksja. Spotykam się z tym non stop.

 

Słuchaj jeśli czujesz, że potrzebujesz pożyć na swoim, oddzielić się, to nie potrzeba nic obliczać. Po prostu masz taka potrzebę i doprowadzasz do jej realizacji. Ja tez tak zrobiłam jakieś 2 lata temu. Zmieniłam wszystko całe swoje życie. Wyprowadziłam się do miasta, którego nie znałam. Tylko nie łudź się, to oznacza koniec, nawet jeśli nie jesteś gotowy na oznajmienie tego wprost.

 

U Ciebie najgorzej z tą firma. Jak tu się rozdzielić? I czy nie powstanie za chwile firma konkurencyjna? Czy będziesz się wyprowadzał daleko czy gdzieś obok. Kurczę zawsze mówią żeby nie romansować w robocie.

 

Jednak spójrzmy na to z innej strony. Nie powinno być aż tak ciężko, w końcu małżeństwem nie jesteście, dzieci nie macie. Chociaż nie wyobrażam sobie mieszkać po rozstaniu w sąsiedztwie.

 

Może za daleko odpłynęłam w tych rozważaniach. Ty z natury jesteś bardziej powściągliwy ode mnie. Niemniej przechodziłam przez to, tylko nie łączyła nas praca.

 

Wiesz tu pisują prawnicy, mogliby cos doradzić. Zależy czego potrzebujesz. Jak masz określone pytania / potrzeby pisz, tutejsza społeczność pomoże przypuszczam.

 

Ale w sumie mam pytanie: jaki obszar życia najbardziej kuleje (jest najbardziej dysfunkcyjny -> największe wykorzystywanie / pasożytnictwo partnerki)? Firma? Bo może wystarczyłoby się rozdzielić z robota i po problemie?

2 hours ago, mph25 said:

Jak sobie z tym radzisz?  ja mam jeden problem - nie potrafię normalnie odmawiać, albo to ze mną jest jakiś problem albo nie wiem, często u mnie jest tak że ktoś mnie o coś prosi, gdy odmawiam, automatycznie się obraża.. nie ma czegoś takiego że "ok, spoko.. rozumiem" po prostu jest z miejsca foch, i teraz się zastanawiam, czy to może ja odmawiam w zbyt ostry sposób? może moja mimika twarzy czy ton głosu powoduje że Ci ludzie obrażają się na mnie?  Jeszcze nigdy nie spotkałem się z sytuacją (w pracy) w której odmówiłem czegoś komuś i ta osoba nie miała z tym problemów, zawsze jest strzelenie focha.. a w najgorszej sytuacji obgadywanie z innymi kolegami i próba wykluczenia z "kliki" w pracy.  Dużo osób w mojej pracy pomaga mimo że sama tej pomocy od innych nie otrzymuje, ale robi to ponieważ boi się ostracyzmu wśród kolegów z pracy.      

 

Słuchaj a może odmawiaj na zasadzie propozycji deal’u? Typu kolega pyta: ‘’Słuchaj @mph25 mógłbyś zrobić to i to, bo nie wyrobię się dzisiaj, a jest deadline?”. A Ty na to: „Wiesz co? W sumie by mi to nawet odpowiadało ale musiałbyś za mnie wtedy jutro zrobić tamto i owamto, bo inaczej nie zdążę z tematem i nie dam rady dzisiaj wziąć się za to, o co mnie prosisz, bo musze gonic, sam rozumiesz?”. I wtedy tamta osoba sama skalkuluje sobie czy jej się aby rzeczywiście opłaca obstawać przy swojej propozycji czy lepiej wycofać się nieobrażając.

Rozumiesz już na etapie prośby robisz deal czyli pokazujesz, ze nie dasz się wykorzystywać ale pomoc teoretycznie możesz, tylko że z opcja na wymianę.

Edytowane przez Colemanka
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie męczy Cię takie analizowanie wszystkiego i rozkładanie na czynniki pierwsze? Dla mnie to jakiś masochizm i strata czasu. Jak Ci coś nie pasuje i czujesz się z tym źle to  usiądź i pogadaj o tym że swoją kobietą. Powiedz jej w prostych słowach i bez procentow oraz tabelek jak Ty to widzisz i się z tym czujesz i wysłuchaj co ona na to. Może dowiesz się czegoś, czego nie bierzesz pod uwagę a może dotrze do Ciebie juz bez wątpliwości na czym stoisz.

Nie wiem, jakie macie układy  i co was laczy, ale jeśli szukasz odpowiedzi w internecie w tak ważnej kwestii to chyba niewiele...

Nie ma znaczenia, co ludzie Ci powiedzą tylko jak Ty się czujesz w tym układzie/relacji/zwiazku. Jeśli źle to rozmawiasz o tym z zainteresowana strona i próbujecie coś z tym zrobić, aby było lepiej a jak nie widać światełka w tunelu to dziękujesz za miłe chwile i idziesz w swoją strone. Zwłaszcza, gdy nie ma dzieci.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za komentarze!

16 minut temu, gladia napisał:

Nie męczy Cię takie analizowanie wszystkiego i rozkładanie na czynniki pierwsze

Męczy mnie to, że mogę podjąć jakieś rozwiązanie, ale nie wiem czy będzie fair dla obu stron.

Męczy mnie, że za dużo czasu to zajmuje, ale pójście na opcję spontaniczną wydaje się zbyt ryzykowne i nieprzemyślane.

Mógłbym się zachować w sposób bezkompromisowy (i w sumie niewiele mi brakuje) - pójść ścieżką "ego", coś mi jednak mówi, abym się mentalnie bardziej wysilił.

@StatusQuo @Messer co o tym sądzicie?

18 minut temu, gladia napisał:

Dla mnie to jakiś masochizm i strata czasu.

Wiesz co po tym jak spojrzałem na temat "na trzeźwo" (po dniu-dwóch) to też miałem takie odczucia.

Z drugiej strony, gdyby wiele osób na forum miało takie rozkminy (dodać czy nie), to tematów byłoby znacznie mniej.

W dniu 12.07.2020 o 13:50, Colemanka napisał:

Kurczę jak to jest w dzisiejszych czasach, że ludzie mieszkają ze sobą, są w relacji latami, a nie są w stanie odpowiedzieć na tak proste pytanie czy kochają. To nie jest jakaś pretensja / zastrzeżenie do Ciebie, tylko taka refleksja. Spotykam się z tym non stop.

Słuszne pytanie. Nie znam na to odpowiedzi. Czasem się łapię na poczuciu, jakbym ją kochał, innym razem nie.

W dniu 12.07.2020 o 13:50, Colemanka napisał:

Słuchaj jeśli czujesz, że potrzebujesz pożyć na swoim, oddzielić się, to nie potrzeba nic obliczać. Po prostu masz taka potrzebę i doprowadzasz do jej realizacji. Ja tez tak zrobiłam jakieś 2 lata temu. Zmieniłam wszystko całe swoje życie. Wyprowadziłam się do miasta, którego nie znałam.

Przyznam - lekko mnie to przeraża  - dla mnie w dużej mierze to zaczynanie od nowa. Dużo różnych potencjalnych rozwiązań, kompromisów, ślepych ścieżek.

Niestabilna sytuacja z uwagi na pandemię również robi swoje.

 

To tak jakby były dwie rośliny, wzajemnie się oplatające, z wieloma odnóżami i mocno zaplątane.

Część odnóży można odczepić, część trzeba wyrwać.

Co odczepić, a co wyrwać...to jest dobre pytanie.

Jaki to będzie miało wpływ na przyszłość...jeszcze lepsze pytanie.

Bez odpowiedzi.

W dniu 12.07.2020 o 13:50, Colemanka napisał:

U Ciebie najgorzej z tą firma. Jak tu się rozdzielić? I czy nie powstanie za chwile firma konkurencyjna? Czy będziesz się wyprowadzał daleko czy gdzieś obok. Kurczę zawsze mówią żeby nie romansować w robocie.

Mówią "człowiek swoje wie lepiej", tylko nie poznałem jej w robocie. Ona miała coś nagranego, ja zmieniłem jej plany i nagrałem inną robotę gdzie indziej, a później zatrudniłem u siebie - wierząc w tę mityczną "moc połówek".

Gdybym miał forumową wiedzę od początku - podszedłbym do tego inaczej. Ale część bliskich mi mówiła, aby ona szła na etat, a nie pracowała u mnie bo przychody muszą być z różnych źródeł. Bluepill wszedł za mocno.

W dniu 12.07.2020 o 13:50, Colemanka napisał:

Jednak spójrzmy na to z innej strony. Nie powinno być aż tak ciężko, w końcu małżeństwem nie jesteście, dzieci nie macie.

Różnie bywa. W mojej ocenie firma na pół, to trochę jak jak z dziećmi. "Dobra karta przetargowa" i w wyniku zastosowania tego argumentu - zawsze ktoś pocierpi.

Nie ma rozwiązania win-win, jak jest przynajmniej jedna osoba, której zbyt zależy na "rozwiązaniu pod siebie".

 

Oczywiście, gdybym zachował się bez skrupułów i miał w nosie klientów czy wizerunek tego co wypracowałem....to też jest jakieś wyjście.

Szukam optymalnego rozwiązania, a nie skrajnego.

18 minut temu, gladia napisał:

Jak Ci coś nie pasuje i czujesz się z tym źle to  usiądź i pogadaj o tym że swoją kobietą

Do pogadania trzeba mieć też argumenty, poza tym dzisiejsza komunikacja z nią pokazuje mi, że częściej to jak grochem o ścianę.

Zafiksowała się, albo jest ograniczona, albo wyrachowana(mściwa), lub obie z tych opcji.

Czasem wychodzi z niej "dobra partia", a czasem ta zła. Zła zazwyczaj wtedy, gdy nie idzie po jej myśli.

 

Ja nie jestem ugodowy tak jak kiedyś i co jakiś czas pokazuję jej granicę, aby nie traktowała mnie tak, jak za czasu normalnego związku, gdzie myślenie miałem bluepillowe.

Zdarza mi się wyjechać z tekstem "a co będę z tego miał? a co zrobisz w zamian? (lub propozycja co może zrobić) co mi za to dasz?", tego typu.

Nie muszę mówić, jak to działa na kobietę :P

22 minuty temu, gladia napisał:

Nie wiem, jakie macie układy  i co was laczy, ale jeśli szukasz odpowiedzi w internecie w tak ważnej kwestii to chyba niewiele...

Nie ma znaczenia, co ludzie Ci powiedzą tylko jak Ty się czujesz w tym układzie/relacji/zwiazku.

Gdybym szukał wprost, to bym napisał. Nie oczekiwałem takiej pomocy (pod kątem związku - ale dzięki! :) ), bo i na Forum, jak wcześniej pisałem dostałem właśnie podobną sugestię "jak Ci źle - to zmień swoje życie, wykreśl ją i żyj na nowo" (nie tymi słowami, ale taki sens). Tylko że istota leżała w jak najszybszej ucieczce do nowego życia.

 

Dla mnie ten obecny wpis to  inne spojrzenie na sprawę. Trochę się wahałem czy o tym pisać, jednak ... coś mnie przekonało, aby napisać.

Jest na Forum wiele wartościowych osób, które mają trafne spostrzeżenia i myślę, że nie warto tego zignorować.

Końcową decyzję człowiek i tak podejmuje sam.

Nawet zaniechanie jest jakąś decyzją.

W dniu 12.07.2020 o 13:50, Colemanka napisał:

Słuchaj a może odmawiaj na zasadzie propozycji deal’u? Typu kolega pyta: ‘’Słuchaj @mph25 mógłbyś zrobić to i to, bo nie wyrobię się dzisiaj, a jest deadline?”. A Ty na to: „Wiesz co? W sumie by mi to nawet odpowiadało ale musiałbyś za mnie wtedy jutro zrobić tamto i owamto, bo inaczej nie zdążę z tematem i nie dam rady dzisiaj wziąć się za to, o co mnie prosisz, bo musze gonic, sam rozumiesz?”. I wtedy tamta osoba sama skalkuluje sobie czy jej się aby rzeczywiście opłaca obstawać przy swojej propozycji czy lepiej wycofać się nieobrażając.

Rozumiesz już na etapie prośby robisz deal czyli pokazujesz, ze nie dasz się wykorzystywać ale pomoc teoretycznie możesz, tylko że z opcja na wymianę.

Pomysł dobry.

Ale nie wiem czy tak się tutaj da. Ona już coś realizuje, ja też. Jak wyskakuję z próbą przerzucenia części rzeczy, to ona się buntuje i rozlicza mnie. Ja też swoich rzeczy nie skończyłem jeszcze, więc przekonuje mnie to do doczekania do zakończenia realizacji i przegadania na nowo, kto co i jak. Rozliczanie kogoś, gdy samemu jeszcze się nie zrealizowało swoich rzeczy (i ma opóźnienia) wydaje mi się niewłaściwe. Argumenty o działaniu na szkodę firmy kończą się dokładnie takim samym argumentem skierowanym w moją stronę.

 

Ona o części rzeczy nie ma kompletnego pojęcia, tym bardziej się tym nie interesuje. Niby akceptuje sytuację pozycji osoby typu (half-)leader, jednak nie widzi tego w perspektywie, nie widać, aby jej zależało na faktycznym rozwoju (bardziej wychodzi na odcinanie kuponów, myśleniu "jakoś się ułoży" lub "to mi się należy" lub posiadanie jakiegoś ukrytego planu).

Jeśli założyć, że jest ograniczona, to do akcji pewnie musiałbym ją mocno popchnąć, a jakbym miał iść w tym kierunku to już wolałbym przyuczyć faceta lub zrezygnować całkowicie z tego wszystkiego. Ale to wywraca życie jeszcze bardziej.

 

Takie akcje jednak powodują nadszarpnięcie zaufania, więc koło się zamyka.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minutes ago, lync said:

Ona miała coś nagranego, ja zmieniłem jej plany i nagrałem inną robotę gdzie indziej, a później zatrudniłem u siebie - wierząc w tę mityczną "moc połówek".

 

Ale nie wiem czy tak się tutaj da. Ona już coś realizuje, ja też. Jak wyskakuję z próbą przerzucenia części rzeczy, to ona się buntuje i rozlicza mnie. 

 

A w sumie to nikt nie zapytał: dlaczego w ogóle chcesz (rozważasz) się z Nią rozstać? Tylko ze względu na problemy z dogadaniem się ze wspólnikiem?

 

Odnośnie rozliczania z (nie)wykonanej pracy (Jej zagranie, które opisałeś), to w mojej etyce pracy ruch zarezerwowany wyłącznie dla (formalnego) zwierzchnika. Nie wyobrażam sobie żeby współpracownik szurnął do mnie takim zagraniem. Współpracownik może co najwyżej się ze mną układać i to koleżeńsku (i vice versa). Zwłaszcza że jestem nośnikiem wiedzy (szybko idę w ścieżkę ekspercka, Ty tez widzę) wiec nie opłaca się wprowadzać ze mną takich akcji. Chociaż Ty raczej nie możesz pozwolić sobie na niedzielnie się wiedzą, hmm. Ja to wychodzę i wiedze zabieram ze sobą, a wszystkie notatki robię wyłącznie ręcznie (i nosze w torbie, nie zostawiam w biurze) wiec zabieram ze sobą. Zatem wygląda mi to na próbę dominacji, co w zestawieniu z tym że to Ty ją zatrudniłeś w swojej firmie jest, delikatnie mówiąc, niestosownym obrotem sprawy.

 

A jeszcze jedno: może ona jest wypalona zawodowo? To by mogło tłumaczyć jakieś dysfunkcyjne zachowania. Mi się tez zdarzają, jak dojdę do ściany tj. gdy poczuje, ze się już niczego nowego nie uczę. Każda robota, w mojej ocenie, musi przynosić jej wykonawcy jakieś pozapłacowe benefity (niematerialne).

 

Jeszcze jeden trop (być może za daleko dryfuję ). Być może w innym obszarze nie spełniasz jej potrzeb w sposób tak dotkliwy (oczywiście w jej subiektywnej ocenie), że szuka niejako zemsty na polach, w których ma Ciebie wpływ żeby Cię zranić/ukarać/umniejszyć Ci. Jeśli tak, to to będzie niestety urastało do rozmiarów góry lodowej. I będzie źle nawet gdy jest dobrze.

Edytowane przez Colemanka
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


 

2 godziny temu, Colemanka napisał:

to w mojej etyce pracy ruch zarezerwowany wyłącznie dla (formalnego) zwierzchnika.

Próba dominacji? Prawdopodobnie. Jeśli masz relację pracodawca-pracownik, to osobą dominującą jest zwierzchnik.

Dodając związek jest to trudniejsze do zrealizowania, ale możliwe. Nie kojarzę sytuacji w związku, abym wykorzystywał partnerkę, powołując się na relację pracy. Problem pojawiał się w momencie, w którym mieliśmy zgrzyty i wówczas różne wyrzuty (w tym dotyczące firmy) miały okazję się pojawić. Częściej ona znosiła moje narzekania, jak kiepsko firma idzie i że w kolejnym miesiącu trzeba do niej dopłacać (bo np. zarobiłem 1K a powinienem 4K aby wyjść na zero) lub "za miesiąc chyba zamknę tę firmę". Czułem się jak koń pociągowy, któremu należy się szacunek, za jego wkład :P

W przypadku relacji gdy firma jest wspólna, rzeczywiście - nie ma typowego zwierzchnika. Jednak - jeśli wcześniej był, to miał swoją wizję, jak to ma wyglądać i działać. Wchodzi nowa osoba. Kasujemy zwierzchników, są już tylko partnerzy. Nowy partner chce praw decyzyjnych, chce takiego samego wynagrodzenia... to i odpowiedzialność i kreatywność powinna być taka sama, no nie?

 

Ja patrzę z perspektywy osoby, która oczekuje szacunku, stosownego do wkładu. Jeśli samodzielnie przez dekadę opracowałem coś co powinien realizować zespół ludzi, włożyłem w to zaangażowanie, kasę, zdrowie, zadłużyłem się...to mam prawo oczekiwać, że bliska mi osoba potraktuje to z odpowiednim szacunkiem.

A nie jako maszynkę do generowania kasy której nie trzeba prowadzić. Która niedługo możliwe  padnie, bo moje zaangażowanie i motywacja opadło drastycznie widząc to co się dzieje.

Ale spoko już wchodzi konkurencja na nasze miejsce. Mógłbym coś z tym zrobić, ale ... popatrzę sobie jak się wszystko wali. Wszystko ma swój początek i koniec. To i tak nie był dochodowy biznes. To taka kara dla mnie, że nie ustawiłem właściwych granic i zaufałem kobiecie.

2 godziny temu, Colemanka napisał:

A jeszcze jedno: może ona jest wypalona zawodowo?

Sama oceń.

 

Liczyłem się z jej zdaniem i były roboty, których nie chciała podejmować, to jej do tego nie przymuszałem. Jednak - potrafiłem jej to wypomnieć. Mój błąd. Hipokryzja, tak wiem.

Miałem wiele chwil, gdzie musiałem realizować także żmudne i nudne roboty. Jeśli widziałem - że da się delegować to próbowałem. Czasem dostawałem ocenę z perspektywy "za to nam nikt nie zapłaci, to nie chcę tego robić". I to powodowało we mnie dużą frustrację. Sprawy organizacyjne, które są kosztem pracy, ktoś je musi zrobić. Więc zagryzałem zęby i robiłem to sam, tłumacząc sobie, że pewnie za dużo jej kiedyś wypominałem, że "jej praca kasy nie przynosi, że to ja zarabiam kasę na nas" (co pojawiało się w momentach, w których oczekiwała ode mnie więcej niż czułem, że jestem w stanie zrobić - dla niej pewnie byłem "leniem").

 

Sporo rzeczy jednak nie miałem jak przekazać - bo to wymaga i odpowiedniej infrastruktury, zaangażowania, wiedzy i doświadczenia z drugiej strony. Wymaga umiejętności delegacji, których nie wykształciłem w odpowiednim stopniu.

Z jej perspektywy byłem kiepskim pracodawcą. Ze swojej perspektywy widziałem to tak: nie da się jednocześnie zarabiać, aby wyjść na prostą i mieć tyle czasu, aby przyuczyć kogoś w pełni do swojego zawodu. Kogoś kto nie ma podobnych kwalifikacji, jedynie aspiracje i jakieś podstawy. Jak musisz gasić pożar to nie będziesz robić prezentacji.

 

Zresztą chęć przyuczania opada jeśli dostajesz tekstem "nie potrafisz uczyć" czy "słaby z ciebie nauczyciel", podczas gdy od innych osób, którym pomagałem nie miałem takiej informacji zwrotnej. To podkopywało moją pewność siebie i jak nietrudno się domyślić, sprawiało, że stawałem się szorstki i cieszyłem się, że mogę wrócić do pracy, a nie do roli, w której się "nie spełniam".

Wyobraź sobie, że masz przeszkolić kogoś. W teorii Twoja pozycja jest wyższa... u nas wyglądało to tak, jakby jej pozycja była wyższa, a to ja byłbym na niższej, podległej pozycji. Czyli: krytyka mnie jako nauczyciela jest dopuszczalna (np. krytykowanie przykładów jakie podaję, kolejności rzeczy), krytyka jej jako ucznia - absolutnie nie. Przecież ona się uczy, nie wolno jej krytykować.

Równouprawnienie ?. W sumie przez to ciężko mi sobie wyobrazić, że kogoś wprowadzam w meandry roboty - bo zdaję sobie sprawę, że musi to być "uproszczone na maxa".

 

Więc były momenty, w których dostawała zadanie i radziła sobie dobrze, było wyciąganie trafnych wniosków, analityczna pomoc. Jej pewność siebie wtedy szła w górę, byłem z tego zadowolony i dumny z niej.

Były też ślepe uliczki, gdzie miała czas na przyuczenie się do nowej technologii (gdzie ja nie miałem czasu - mówimy o paru miesiącach na naukę), ale wychodziło później, że technologia jest zbyt ciężka lub jest za dużo problemów z ogarnięciem (myślę, że sam mógłbym mieć z tym problemy, więc może to było rzeczywiście za trudne - ale raczej nie na tyle, aby było to niemożliwe).

 

Spadała jej motywacja i coś co myślałem że wywinduje jej pewność siebie - działało kompletnie odwrotnie. Dołowało to ją i mnie także. To nie jest przyjemne widzieć, jak druga osoba dołuje się, że jej coś nie wychodzi. Z drugiej jednak masz  świadomość - że jak tak dalej pójdzie to będzie słabo. Ja kreuję przed klientami jakieś wizje, a okazuje się, że nie da się ich zrealizować. Wstyd. Ale oczywiście, zawsze jest dobry powód, aby mnie obarczyć winą. Bo to jednak ja wskazywałem jej kierunek. Bazowałem na tym, że te chęci i podstawy miała, jakiś swój wizerunek kreowała.

 

Z jednej strony mi narzekała, że nie daję jej odpowiednich robót do pracy (wynagrodzenie otrzymywała), z drugiej: w mojej ocenie całościowo ten czas przelewał jej się przez palce i nie wykorzystała go, by samodzielnie pozyskiwać odpowiednią wiedzę (a może pozyskiwała z innego rejonu? nie wiem).  To jednak moje subiektywne doświadczenie. W końcu "ja wskazałem jej zły kierunek", więc czego mogłem się spodziewać po brakach, których byłem udziałem. Skoro jako nauczyciel się nie sprawdziłem, to czemu ona by miała tą wiedzę mieć? Ja też miałem takie drogi, które eksploatowałem ale tylko zżarły czas i kasę, a nie zwróciły się (może wnioski z realizacji się gdzieś indziej przydały). Zakładałem więc -  zdarza się.

 

Miałem chęci do przekazywania wiedzy, ale nie tyle czasu, aby znosić ego osoby, która z jednej strony chce się nauczyć, ale z drugiej strony wymaga, aby traktować ją z większą pobłażliwością. To nie korpo, że jest sporo czasu, na własnej działalności jest dużo większe ryzyko i parę miesięcy ślepej uliczki to spora strata energii.

Mnie w domu rodzinnym z większą pobłażliwością nie traktowano, nie znałem umiarkowanego podejścia. Byłem cierpliwy na początku, później jednak jak musiałem powtarzać coś któryś raz, irytowałem się z powodu stania w miejscu, mówiłem co trzeba, powstawała kłótnia i w efekcie rezygnowałem ze swojej "wykładowczej" roli, w relacji był już kwas.

Odtwarzałem schemat wyciągniety z domu.

Przyjmowałem winę za to, że nie potrafiłem podchodzić cierpliwie, że jak się ktoś uczy to trzeba to powtarzać i to jest całkowicie normalne..itd

Sama mi mówiła, że do mnie cierpliwość miała, jak mnie uczyła gotować, bo też pytałem się parę razy o jakieś rzeczy, co ile tam dosypać.

No niewdzięcznik ze mnie niesamowity, że tego nie wiedziałem ?

 

W ramach zmiany i jej wejścia do firmy na zasadzie bycia wspólnikiem, zakładałem, że będzie nam obojgu zależeć i nie będzie trzeba wzajemnie się poganiać czy rozliczać. Że wniesie coś do firmy, podobnie jak ja. Model partnerski, odpowiedzialność fifty/fifty. Także przyciąganie klientów, może jakieś rozwiązania do zarabiania.

Coś tam organizacyjnie spięła, było parę rzeczy, z którymi dała sobie radę.

Jednakże czas leci, ona głównie robi dalej coś co powinna już dawno skończyć i nie pozwala na wgląd do tego co robi. Na zasadzie "pokażę Ci jedynie efekt końcowy".

Proszę o szacowanie wartości swojej pracy (zapisywanie ile h pracy) - uważa to za biurokrację i coś co nie przystoi partnerowi w biznesie. Wychodzę na debila, że staram się zapisywać ile godzin co mi zajęło. Zainteresowanie strategią firmy? Żadnych propozycji, konkretów, poza uczestniczeniem dyskusji nt. ulepszania produktów (którą sam zapoczątkowałem - bo w końcu już wpływu nie mam i sam decyzji nie powinienem podejmować - tylko po partnersku konsultować z nią). OK, może jestem ślepy na jej dokonania, również dopuszczam taką możliwość :P

Domaga się za to zwiększenia wpływu na finansowe działanie firmy (dostęp do konta, możliwość kupowania rzeczy bez potwierdzania z mojej strony) - dla mnie to czerwona lampka. Dla niej wkurw. Dlaczego? "bo jej obiecałem, a się z tego nie wywiązałem".

 

Rozumiem, że silnik pracujący na wysokich obrotach cały czas ma prawo zacząć szwankować. Tu jednak w mojej ocenie - nie ma to miejsca lub ten silnik nie potrafi na tych obrotach pracować.

Lub też ona nie potrafi tego sygnalizować.

"Wiesz co, nie jestem w stanie zrobić X, weź mi coś doradź, popatrz..itd" - nie kojarzę czegoś takiego z projektem, jaki realizuje obecnie, jest aura tajemniczości.

A jak sugerowałem coś ze swojej strony, że popatrzę na to co robi, że może coś pomogę - efekt podobny "powiem ci jak skończę" lub sugerowanie, żebym jej nie stresował.

Za cholerę nie wiem, jak z nią rozmawiać. Coś przede mną ukrywa.

Najlepsze, że z perspektywy wygląda to tak, że ona coś robi (realizuje proste sprawy, też ma kontakt z klientami), a to ja jestem ten wycofany/wypalony (bo zacząłem tego kontaktu unikać).

Inni nie wiedzą o tym, że każda średnio lub bardziej złożona sprawa to coś, czego ona nie zrealizuje. A klienci się cieszą, że wsparcie wydaje się szybsze. Jest szybsze bo opracowałem pod to co robi odpowiednią infrastrukturę do tego, która automatyzuje to do pewnego stopnia. To nie ma jednak znaczenia, w końcu taki to mój psi obowiązek.

 

Wiele razy czułem się bezsilny, były momenty że miałem ochotę ze sobą skończyć, jak uświadomiłem sobie, w co się wkopałem. Że odkręcenie tego będzie cholernie skomplikowane.

Czy jako partner naprawdę muszę przychodzić, ciągle się pytać? Jak nie pytam, to żadnej informacji. Jak pytam - to źle, że to robię lub dalsza spychologia. Może robi coś zajebistego i mnie zaskoczy, że będzie mi głupio, że o tym pisałem? A może rzeczywiście olewa? Nie wiem, ale pewnie niedługo się dowiem.

 

Zakładam, że gdyby rzeczywiście chciała coś zmienić, to poszłaby na jakiś etat. Jest dorosłym człowiekiem przecież.

No ale przecież przez tyle lat przy mnie trwała, to na to zasługuje. Jak ja mogę nazywać ją pasożytem. Zasługuje dokładnie na 50/50.

21 minut temu, Colemanka napisał:

Być może w innym obszarze nie spełniasz jej potrzeb w sposób tak dotkliwy

Racja. Nie spełniałem i nie spełniam.  Ciekawe, że nie wypomina mi tego tylko wtedy, gdy jest po jej myśli.

Czyli: nie pytam się o to co robi, nie kwestionuję jej działań, pomagam jej w tym o co mnie prosi, w tym o usprawnienie swojego mieszkania, do którego nie mam żadnych praw, a które w dużej mierze wyremontowałem za swoją kasę (ostatnio prośba o montaż zasłony w łazience).

Więc albo jest spokojnie i spełniam. Wtedy pojawiają się jakieś nowe zadania.

 

Jak robię obiadki co drugi dzień z myciem naczyń, kawkę, wspólne zakupy, nie podnoszę niewygodnych tematów..itd

Wtedy nie ma gadania o niespełnianiu potrzeb (no chyba że chodzi o jakieś obietnice firmowe, z których "się nie wywiązałem").

 

Tym bardziej jeśli nie wspominam np. o propozycji wspólnej terapii, której wielokrotnie odmawiała.

 

Zostaje mi tylko narracja "to ja jestem winny" "poszukam sobie psychologa/psychoterapeuty/psychiatry", wtedy temu przyklaskuje.

Wtedy nagle jej empatia się odpala.

 

Sama z siebie szukała "dla mnie diagnozy" co pokazywało mi - może jej zależy? może to taka forma troski?

Dlatego nie mogę napisać, że ma do mnie zero empatii.

Jednak jest w tym coś, co mi nie pasuje do innych zachowań. Skoro nie ma dla niej problemu, że od roku śpię i urzęduję w kuchni (12m2), a ona sobie wygodnie na dużym łóżku kima (które było przez wiele lat wspólne) w sypialni, jakiekolwiek rozmowy o tym jak krew w piach, to wiem, że spieprzyło się tak, że raczej nie wróci na normalne tory.

Godzinę temu, Colemanka napisał:

dlaczego w ogóle chcesz (rozważasz) się z Nią rozstać

Myślę, że doszliśmy do momentu, w których sprawy obrały na tyle zły obrót, że jak to powiedział @Zgredek, to jest jak wielokrotnie sklejane krzesło, które prędzej czy później się złamie. Czasem można usiąść, ale częściej się człowiek wypieprza.

 

Z punktu widzenia uczuciowego nie sądzę, aby dało się to naprawić. Czuję się zdradzony, ona również. Nie chcę brać odpowiedzialności za bycie jej terapeutą. Nie mam takiej wiedzy i energii. Ona tego nie chce.

Nie zdradziłem jej nigdy fizycznie, ale przez braki w związku - powiedziałem jej wprost, że fantazjowałem kiedyś o innych lub że powinienem umawiać się z 20tkami (ona ma 40) - w czasach dużego kryzysu między nami i mojego skoku testosteronu. Wcześniej ją uprzedzałem, że jak będzie tak dalej w związku mnie traktować (ignorowanie potrzeb), to może się tak skończyć, że zacznę fantazjować o innych. Sex pogawędki z innymi laskami? Nic takiego nie miało miejsca z mojej strony.

 

Czy ona mnie zdradziła - co do kwestii wirtualnej jestem przekonany, że tak. Reala nie jestem w stanie udowodnić, ale jest jakieś prawdopodobieństwo. Jakbym się przespał fizycznie z jakąś laską to czułbym, że jesteśmy kwita. Specjalnie tego jednak nie zrobię. Na divy też nie pójdę.

 

Dostrzegam brak możliwości pełnego porozumienia, odczuwalny brak szacunku, bycie dostarczycielem usług i wykonawcą zadań. Nie widzę, aby ona była skłonna do normalnych uczuć (empatia do mnie obniżona zwykle do minimum), widzę natomiast traktowanie mnie "zadaniowo".

Gdybym miał patrzeć się przez różowe okulary, to mógłbym przyjąć, że ona kompensuje sobie swoje braki jakimś zachowaniem, ale nawet w tym stanie ciężko mi doszukać chęci głębokiego naprawienia relacji. Już prędzej czuję, jakby jechała na jakiejś wiedzy, która nakazuje określone zachowania, które mają mnie "tresować". Skutecznie mnie do siebie obrzydziła. Nie jestem więc w stanie (i nie chcę) zaspokoić jej potrzeb na polach, jakie oczekuje. Góra lodowa jest więc nieuchronna.

 

A może to karma, może ona tak widziała moje zachowania kiedyś? Stworzyłem potwora ?  Możecie po mnie pojechać. Brawo ja.

 

Obecnie jestem na etapie, gdzie nie czuję potrzeby bliskości z kobietą.

Bardziej mam ochotę przytulić jej kota, przytulanie jej kojarzy mi się z przytulaniem kaktusa ?

Co ciekawe kot chyba preferuje przebywanie w moim towarzystwie, przez parę godzin kimał u mnie na kanapie niczym Brajanek na filmie u Marka jak pisałem ten wpis.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, lync napisał:

Możecie po mnie pojechać.

Po co? 

 

Widzę, że masz tendencje do tłumaczenia jej. Masz tak głęboko wpierdolone poczucie winy, że sam ją tlumaczysz i usprawiedliwiasz. 

 

Prawda jest taka, że gdybyś jej nie ruchał to takiego pracownika byś nie trzymał. 

54 minuty temu, lync napisał:

Stworzyłem potwora

Tak twoja wina bo jak Pani poczuła się pewniej to skończyła się wersja demo.

Nie widzisz tego jak mocno zostałeś zmanipulwany? 

54 minuty temu, lync napisał:

Już prędzej czuję, jakby jechała na jakiejś wiedzy, która nakazuje określone zachowania, które mają mnie "tresować".

Toksyczni ludzie mają to nie jako wyssane z mlekiem matki. :)

 

Ona wlazła Ci na łeb a teraz sobie tańczy. 

 

Jak to kiedyś napisałem kutas jest złym doradcą a Ty się go niepotrzebnie posłuchałeś.

Nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia. 

 

Chciałeś mieć myszkę tylko dla siebie.

Teraz ani związek ani robota nie daje Ci przyjemności.

 

Dlatego kurwa zawsze powtarzam:

 

GDZIE SIĘ ŻYJE I PRACUJE TAM SIĘ CHUJEM NIE WOJUJE.

 

Już wiesz dlaczego to powiedzenie ma sens? 

Łączenie biznesu i uczuć (sam seks czasem nie wpłynie) nie wychodzi dobrze ani dla jednego ani dla drugiego.

 

Następnym razem jak rzuci Ci shit testem p.t. ja może pójdę do innej pracy to powiedz, że tak będzie lepiej. ?

Edytowane przez SSydney
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, SSydney napisał:

Jak to kiedyś napisałem kutas jest złym doradcą a Ty się go niepotrzebnie posłuchałeś.

Wiesz co z mojej perspektywy to nabzykałem się przez dekadę tyle, ile inni przez pół roku lub krócej. Chyba jednak co innego jest moim doradcą :P

Teraz, SSydney napisał:

Chciałeś mieć myszkę tylko dla siebie.

OO to już bardziej.

Teraz, SSydney napisał:

GDZIE SIĘ ŻYJE I PRACUJE TAM SIĘ CHUJEM NIE WOJUJE.

 

Już wiesz dlaczego to powiedzenie ma sens? 

Łączenie biznesu i uczuć (sam seks czasem nie wpłynie) nie wychodzi dobrze ani dla jednego ani dla drugiego.

Przekonałem się osobiście.

Jak będę na nowym kwadracie to sobie to wydrukuję i oprawię w ramkę, zrobię zdjęcie i zapostuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, lync said:

Skoro nie ma dla niej problemu, że od roku śpię i urzęduję w kuchni (12m2), a ona sobie wygodnie na dużym łóżku kima (które było przez wiele lat wspólne) w sypialni, jakiekolwiek rozmowy o tym jak krew w piach, to wiem, że spieprzyło się tak, że raczej nie wróci na normalne tory.

 

Czytam wyrywkowo, bo szykuje się do drogi. Jak to sypiasz w kuchni? A nie w sypialni? Od roku? Aha czyli życia intymnego nie ma. No to kolego, nauczyłam się tego od mężczyzn, uwaga: nie ma seksu = nie ma związku. Jest atrapa związku. Też przez to przechodziłam, raz. Zakończyłam. Brak seksu w związku jest upokarzający. Co masz niby zrobić z potrzebami jak nie chcesz zdradzać? Zawiązać sobie na supełek? Kolegować się to ja się mogę z koleżanka, też jestem dla koleżanki empatyczna. Jak Pani zamknęła przed Toba wrota rozkoszy, no to dokonała wyboru z konsekwencjami. I to nawet nie po dziecku. Źle się dzieje. Myśl o sobie. Jak nie sypiacie ze sobą, to już jest równia pochyla. Nie skleisz tego. Resztę przeczytam później. Trzymaj się.

Edytowane przez Colemanka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, lync napisał:

Tym bardziej jeśli nie wspominam np. o propozycji wspólnej terapii, której wielokrotnie odmawiała

Wspólna terapię sobie odpuść to nie działa.

Jednak pomyśl nad terapią dla siebie, żeby wyjść z tego gówna. 

 

2 godziny temu, lync napisał:

OO to już bardziej.

Zbyt dosłownie czytasz to co napisałem ale mniejsza o to. 

 

Przeczytałem dokładniej ten twój długi post i jestem przerażony.

Nawet myśli samobójcze miałeś dzięki tej swojej "miłości". 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@lync 

No niestety, życie pokazuje, że wspólna praca często odbija się czkawką. Trudno oddzielić ją od życia prywatnego, stąd nieporozumienia, konflikty, żale... Te dwie sfery nieustannie się przenikają i generują emocje. Nawet, jak się starasz, nie jesteś w stanie nie patrzeć na pracownika przez pryzmat bliskości. Tolerujesz więcej, jesteś bardziej pobłażliwy. Aż wpadasz w pułapkę tych wszystkich ograniczeń "rodzinnych". Dawno powinieneś ustalić hierarchię w pracy i trzymać się jej.  Powinieneś być szefem, zachowywać sie jak szef, rzadzic, ustalać zasady i rozdzielać obowiazki. 

Chwalebne, że chcesz być sprawiedliwy, ale chyba brak Ci wiary w siebie i własne uczucia. Tak bardzo chcesz być obiektywny, że gonisz własny ogon. Twoja pani nie ma takich obiekcji co Ty. Czytajac, na jakim etapie jestescie, cokolwiek zrobisz i tak jej się to nie spodoba. Nawet nie wiesz czy ja kochasz... Wiesz w ogóle na czym stoisz? Musisz przestać się certolic i podjąć męską decyzję. Jakąkolwiek. Konkret.  Na razie kołujesz ciągle nad tym samym...

Zła wiadomość jest taka, że czas leci. Dobra wiadomość jest taka, że Ty jesteś pilotem. 

;)

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Colemanka napisał:

Jak to sypiasz w kuchni

Tak. Jest tu kanapa, wysłużona, ale w miarę wygodna.

Miała być wywalona, ale jak widać się przydała. Był moment, że ona uciekała ode mnie na parę dni spać tutaj, w pewnym momencie sam wybyłem tutaj, aby móc w spokoju pomedytować przed snem i z rana. 

Po X kłótniach nie udało mi się wrócić do sypialni. Prawdę mówiąc trochę ją rozumiem, bo spanie wspólne gdy jest wyczuwalny konflikt - nie jest za dobre.

Prawdopodobnie też nie chce abym się do niej dobierał, gdyby mi się jednak odwidziało* :P

16 godzin temu, Colemanka napisał:

zamknęła przed Toba wrota rozkoszy,

Dwie strony medalu. *Mnie do inicjowania sexu potrzebne jest coś więcej, bliskość, więź..inne takie (albo może duży skok teścia). Wina jest też po mojej stronie - jak widzę u niej coś co mnie denerwuje czy niepokoi (lub sam mam z czymś problem - nawet to może być np. praca) to ochota na wspólne igraszki leci na łeb. Z tego względu nie uznaję czegoś takiego jak sex na zgodę.

Może to takie zabezpieczenie, abym nie wpadł z niewłaściwą osobą? ?

15 godzin temu, SSydney napisał:

Wspólna terapię sobie odpuść to nie działa.

Wiem już. Nie ma sensu. Ona mi to mówiła wcześniej.

15 godzin temu, SSydney napisał:

Jednak pomyśl nad terapią dla siebie, żeby wyjść z tego gówna. 

Dla mnie Forum BS, Wasze pisanie, moje pisanie, audycje Marka, materiały o rozwoju, może jakieś analizy własne - są jakimś elementem terapii. Zaliczyłem kilkadziesiąt wizyt u psychologa wcześniej, parę u seksuologa, problemem jest konsekwencja, uporządkowanie rzeczy, pozbycie się zaległości i zebranie odpowiedniej ilości energii na nowy start.

Ale jakoś to idzie, ale czasem wstyd, że zamiast działać to piszę takie "atencyjne" posty. To mi daje do myślenia, że może partnerka dużo się nie pomyliła diagnozując mnie pod kątem narcyzmu.

15 godzin temu, SSydney napisał:

Przeczytałem dokładniej ten twój długi post i jestem przerażony.

Nawet myśli samobójcze miałeś dzięki tej swojej "miłości"

Weź też pod uwagę, że jest to mój punkt widzenia. Z tej perspektywy mogę mieć zaburzone podejście i koncentrować się nie na tym co trzeba.

Dziś mnie naszła myśl, że ona była tylko katalizatorem. Sam przecież jestem facetem i mogłem to inaczej rozwiązać. Myśli S wynikały pewnie z tego, że podświadomość trzyma się za bardzo starego scenariusza i ciężko zobaczyć nowy. Łatwiej włączyć bezsilność.

Taki paradoks - niby widzisz drogowskaz, rozwiązanie, niby czujesz, że masz energię, ale czasem ciężko się przebić, jak przez jakieś pole siłowe.

9 godzin temu, gladia napisał:

Dawno powinieneś ustalić hierarchię w pracy i trzymać się jej.  Powinieneś być szefem, zachowywać sie jak szef, rzadzic, ustalać zasady i rozdzielać obowiazki. 

Racja. Tylko rozdzielenie obowiązków wymaga również zapewniania odpowiednich warunków i czasu na wgryzienie się w robotę.

Jeśli wiem, że nie jestem w stanie zapewnić odpowiednich warunków - i nie jest to opłacalne, wtedy nie deleguję, tylko biorę to na siebie.

Jednak być typowym szefem możesz tylko gdy relacja nie jest równorzędna. Zwierzchnictwo/szefowanie - to domena relacji niesymetrycznej.

Mnie obowiązuje teraz symetryczna (partnerstwo).

9 godzin temu, gladia napisał:

Na razie kołujesz ciągle nad tym samym...

Dobre porównanie. Kołuję na pasie, wypełniam biurokratyczne papiery przed odlotem:P

9 godzin temu, gladia napisał:

Twoja pani nie ma takich obiekcji co Ty

Tego nie wiem. Jeśli ktoś czuje się skrzywdzony, pewne rzeczy może widzieć zupełnie inaczej. Może to być zderzenie ze ścianą, kto wie. Ostatnie próby dominowania w nadziei na utrzymanie status quo.

9 godzin temu, gladia napisał:

Musisz przestać się certolic i podjąć męską decyzję. Jakąkolwiek. Konkret

Jakiś czas temu podjąłem, ale była raczej długofalowa i przewidująca ogarnięcie zbyt wielu rzeczy naraz. A może jednak byłem za mało konsekwentny.

Wygląda na to, że powinienem myśleć bardziej krótkofalowo. Tu i teraz.

16 godzin temu, Colemanka napisał:

Trzymaj się.

Dzięki!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 hours ago, lync said:

Wygląda na to, że powinienem myśleć bardziej krótkofalowo. Tu i teraz.

Hej,

Jeśli chcesz zacząć działać, to trzeba zacząć od planu. A dokładnie od wyobrażeń. Załóżmy, ze chcesz się wyprowadzić, to się zastanawiasz nad:

- lokalizacją,

- coś własnego czy wynajem,

- kwestia sfinansowania przedsięwzięcia (czy mnie stać? Z jakich środków)

- ustalenie miesięcznego budżetu domowego uwzgledniającego nowe wydatki,

- poszukiwanie mieszkania,

- reagowanie na oferty, samo obdzwanianie, to zajmuje kupę czasu, nie czekaj.

 

To wszystko możesz już sobie powoli ogarniać. Ona nie musi jeszcze wiedzieć. Ale jak się tym będziesz zajmował choćby czesząc Internet pod tym kątem, to to już jest działanie. Ludzie piszą: działaj wiec działaj.

 

Jeśli potrzebujesz pomocy w tych działaniach (ktoś może akurat znać rynek mieszkań w okolicy lub ostatnio wyprowadzał się – wprowadzał) poproś o pomoc (konkretne rady, kontakty, strony, kwestie logistyczne, przenoszenie rzeczy).

 

Będziesz u siebie choćby na wynajmowanym poczujesz się od razu, z miejsca lepiej i będziesz miał większego powera do ogarniania innych aspektów życia. Gwarantuje Ci.

 

Ty masz przyjaciół (męskich) wkoło siebie, blisko czy raczej jesteś samotnikiem?

Edytowane przez Colemanka
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Colemanka napisał:

Jeśli chcesz zacząć działać, to trzeba zacząć od planu

Opracowuję takowy. Robię kolejne podejście, zakładam, że tym razem będzie skuteczne.

20 godzin temu, Colemanka napisał:

reagowanie na oferty, samo obdzwanianie, to zajmuje kupę czasu, nie czekaj.

Coś mnie odpycha od tego, ale nie ma wyjścia, zakładałem tutaj optymistyczny scenariusz, że czasu nie zajmie dużo szukanie.

Dobry pomysł, wezmę na to poprawkę.

20 godzin temu, Colemanka napisał:

Ty masz przyjaciół (męskich) wkoło siebie, blisko czy raczej jesteś samotnikiem?

Poświęciłem większość życia związkowi i pracy. Ciężko się pielęgnuje przyjaźnie w takim scenariuszu.

Myślę, że jednak mam jeszcze na kogo liczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.