Skocz do zawartości

Wasze niecne uczynki i błędne przekonania z dzieciństwa


Rekomendowane odpowiedzi

@mac 
<Sol myśli> hmmm dobrze, że ten policjant średnio ogarnia popkulturę, bo inaczej na pewno by mnie poznał </Sol myśli>


Po czym dobywa broń:

a552f5d0b810c8cfb696cb5ba5be.jpeg

i w ciągu 10 sekund zabija mundurowego i 15 innych przypadkowych osób.

 

Patrząc na te zgliszcza, mówi cicho, patrząc w martwe oczy policjanta:

 

„Panie władzo, Macarena pochodzi z Hiszpanii.”

 

„A poza tym, nigdy nie sugeruj kobiecie, że jest wariatką hi hi hi : )„
 

THE END

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Hatmehit napisał:

Miałam okres jednoczesnego miłosierdzia i okrucieństwa we wczesnym dzieciństwie. Obserwując pajęczy

Ta okropność wynikała z tego, że żal mi było pająków, a 'przecież jest dużo mrówek, co za różnica'. Nie wiem co miałam we łbie jako 4 latka.  

Ja karmiłam Mietka (bo trza mu było nadać imię) zdechłymi muchami, na które namiętnie polowałam ?

 

Z dzieciństwa pamiętam, że serio byłam przekonana, że mój ukochany serial "Czterej pancerni i pies" był kręcony na żywo i to wszystko tam miało miejsce. Dopiero jak miałam 8 lat ktoś mnie uświadomił. Płakałam przez tydzień. Do dzisiaj w to uwierzyć nie mogę ?

 

Mama też mi wmontowała, że jak nie idzie się o 19:30 spać (po Wieczorynce) to przychodzi Dziadek Dachowy (niby taki typ co łazi po dachach z workiem na plecach i zagląda w okna czy dzieci śpią) i zabiera te dzieci i nigdy już nie widzą rodziców. Bałam się przeokrutnie. I spałam po wieczorynce. Tzn udawalam ze spię ? do dzisiaj jej tego nie wybaczyłam. Tata nie miał takich głupich pomysłów.

 

Kiedyś z kolegami i bratem (taka trochę chłopczyca bylam i bawiłam się w większości z chłopakami) wpadliśmy na pomysł jak zarobić kasę na ciastka i lody. Chłopacy wdrapali się na dach i urywali kwiaty z drzewa przy drodze, ja to łapalam i robiłam bukiety, a potem sprzedawałam przechodzniom. W tym czasie nasi rodzice pili razem kawkę zupełnie nieświadomie. I przyprowadzila nas straż miejska ? była kara jak stąd do honolulu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, MalVina napisał:

Ja karmiłam Mietka (bo trza mu było nadać imię) zdechłymi muchami, na które namiętnie polowałam ?

 

7 minut temu, Hatmehit napisał:

No raczej, że trzeba! Mój pająk to był Eustachy:) Do dzisiaj ku jego pamięci wszystkie obrzydliwe pajątki w piwnicy tak się zwą. 

 

Przeoczyłyście jeden szczegół... Zapewne to były pajęczyce :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może takie ode mnie :)
Jak byłem mały to leciał film "E.T". To był szał, później każdy chciał mieć taką figurkę (zabawkę). Ja oczywiście też i faktycznie to była jedna z moich ulubionych zabawek. Razem z kuzynem (on tez miał) tworzyliśmy dla nich różne pojazdy, czy ubranka. No i pewnego razu na wakacjach u babci wpadliśmy na genialny pomysł, że potrzeba im zrobić skórzane kurteczki. W tym celu wybraliśmy się na strych bo tam widzieliśmy jakieś stare buty. Kurteczki powstały z kilku kozaczków.

Problem wystąpił niestety później bo okazało się, że buty takie stare nie były, a leżały po prostu na strychu oczekując zimy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Cpt_Red napisał:

Problem wystąpił niestety później bo okazało się, że buty takie stare nie były, a leżały po prostu na strychu oczekując zimy :)

Ja tak kiedyś pocięłam na sukienki dla lalek nowiótką spódnicę niedzielną babci, w czasie gdy dziadek uciął sobie drzemkę. Babcia zobaczyła to się biedna zryczała ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Falka Elen Tam gdzieś pod filmem jest dobry koment w stylu: "Gdy archeologowie za 1000 lat znajdą ten film, dojdą do wniosku, że na podlasiu czcili koty". ☺️

 

Teraz, Falka Elen napisał:

Umieram za każdym razem wracając do tego filmu xD 

 

Też mam sentyment do tej produkcji mieszającej sacrum z profanum. ☺️

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak miałem 6 lat moja rodzina organizowała wigilię u dziadków, gdzie na suficie były takie styropianowe płyty. 
Babcia poprosiła mnie do kuchni i dała mi do ręki zimny ogień. Kazała iść z nim do dużego pokoju, a sama szła za mną z potrawami. Ja zadowolony i z uśmiechem od ucha do ucha wchodzę do pokoju, a następnie staję tuż obok przystrojonej choinki. 2 sekundy później cała choinka płonie, zapalona sztucznym ogniem, który miałem w ręce. Tato i dziadek ugasili pożar, ale choinka spłonęła całkowicie, a u mojego dziadka na suficie dalej jest przypalony ślad :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem taki epizod, kiedy w trakcie budowy chałupy zwolniłem się z korpo i jako bezrobotny zaciągnąłem się na kolonie tematyczne dla dzieciaków jako wychowawca. 

 

Rzecz była zorganizowana przez pomysłową firmę dla latorośli trójmiejskiej śmietanki, lekarzy, wojskowych, prawników i innych notabli i pomniejszych bogaczy. Ja zarekrutowałem się do poprowadzenia obozu młodych wynalazców, ale były też inne ciekawe tematy, obozy historyczne, realizatorów muzyki, malarskie, młodych chemików, doktorów house'ów, a nawet rycerzy jedi.

 

Ten ostatni to była prawdziwa ciekawostka, bo rycerze jedi to była największa swołocz na całej kolonii, mieli kupiony sprzęt i kostiumy za gruby hajs i rozrabiali, ile się dało, no bo wszędzie widzieli wroga z imperium.

 

Innymi wykładowcami przeważnie byli studenci dobrych kierunków, którzy dorabiali z okazji wakacji, bo kokosów tam nie płacono, no ale wikt i opierunek był zagwarantowany, więc najtwardsi napieprzali jeden turnus za drugim, byle tylko nie musieć płacić za trójmiejski wynajem, który we wakacje zawsze jest problematyczny i wypierdalać w swoje słoikowe strony. Taki... sztych z epoki.

 

Ja nie byłem studentem i miałem już zrąb swojej pieczary operacyjnej, w której było nazbierane masa żelastwa, które zwoziłem razem z materiałami budowlanymi wielkim jeepem z wielgachną ciężarową przyczepą. Pomyślałem, że skoro to obóz wynalazców, to niech mają zajęcia z prawdziwego zdarzenia i zapakowałem całą tą przyczepę, pamiętam linami, dźwigniami, bloczkami i co tam jeszcze miałem, a do wielkiego big baga na śmieci naładowałem do pełna pustych plastikowych butelek, które wrzucałem po robotnikach do jednego pomieszczenia w świeżo powstałych lochach SZ. W poglądowym programie była budowa tratwy z butelek i organizator, jak się później okazało miał w planach opróżnić najbliższy kontener na plastik, tudzież obozowe zaplecze i na tym poprzestać, ale że ja niczego nie robię na niby, to ruszyłem z tym zaprzęgiem na żuławy, gdzie miała miejsce kolonia i pamiętam ten przywiązany do stalowego stelaża mającego robić za pochylnię big bag pod wpływem wiatru zaczął mi się rozwiązywać. Nie zdążyłem zareagować w porę i pamiętam jak te setki butelek pastikowych rozsypałem po obwodnicy trójmiasta. Nastąpiło strzelanie jak z kapiszonów pod kołami przejeżdżających ciężarówek....

 

Na obozie siedziałem z tymi studentami-wychowawcami jak już pora spania na dzieciarnię przyszła na korytarzu w ramach pilnowania ostatnich rozrabiających niedobitków i przysłuchiwałem się, co opowiadają te dzieciaki i ich wychowawcy. Jeden jedi zagalopował się w treningu mocy i wybuchła jakaś straszna awantura na stołówce. Potem było długie dochodzenie, bo byli jacyś ranni i przesłuchwania. Oczywiście nikt się do niczego oficjalnie nie przyznał. Trzeba było więc prowadzić śledztwo bardziej wyrafinowanymi, prawie że gestapowskimi metodami, lokalne prania mózgu, kij, marchewka... No i jednemu się wymsknęło:

 

'i wtedy podniosłem się ja bronić honoru reszty i już miałem jej (chodziło o jakąś dziewczynkę, która ich tam obsmarowała) odciąć głowę moim mieczem świetlnym, ale uświadomiłem sobie, że straty bedą zbyt duże, bo tam stały... SZKLANKI'

 

Jeden ziomuś był na medycznej i prowadził obóz dr House'a, dla młodych lekarzy i siedzimy na tym korytarzu w naszej gestapowskiej komórce złożonej z dwóch kanap i przybiega największa zakała obozu, która przez nieuwagę chyba trafiła do nerdowskiej grupy (potem się okazało, że tata lekarz). Pyta go ten kolega z medycznej:

 

- "a powiedz mi, czym się dokłądnie zajmuje twój tata"

- "mój tata jest lekarzem na misji stabilizacyjnej w Iraku w stopniu pułkownika"   

 

Gówniarz poleciał do pokoju, a ten student mówi, to ja się tutaj męczę i nigdy pewnie nie wyjdę za osiedlową przychodnię, a tu popatrz, takie stanowisko... No i radzimy chłopakowi, żeby kuł żelazo póki gorące, wykorzystał życiową być może szansę. Synek znowu przylatuje (choć jest środek nocy) no i wypuszczamy sondę:

 

-" a powiedz, co chciałbyś w zamian za to, że podrzucisz papiery kolegi na biurko taty i powiesz, że byłeś pod wrażeniem swojego opiekuna, jaki to rozsądny, kompetentny i odpowiedzialny człowiek..."   

- "a.... ja chciałbym... quada. Zresztą nie wiem, czy tata się zgodzi, bo ma dużo takich pod sobą..."

[!!!!]

Synka znowu zmyło, i dyskutujemy. Radzą mu: wiesz co, ile taki quad kosztuje, 2 tysiące, 3 tysiące? Czy nie warto poświęcić dwóch pensji dla całej swojej kariery? :D 

 

Ja miałem w swojej grupie takie cudowne dziecko, chłopak lat 9, którego rówieśnicy strasznie tępili, dokuczali mu, wyzywali go, więc łaził za mną i opowiadał mi różne historie. Słuchałem dzieląc przez cztery, ale wiadomo, nie wszystko dzieciak nakłamie. Opowiadał mi, jak się zepsuł napęd DVD w ich komputerze i mama miała go wymieniać (wtedy to był drogi towar) ale on jak nie widziała rozebrał go, przeczyścił laser, złożył i już działa. Chłopak miał 9 lat. Pytam się go - kim są twoi rodzice. Mama jest wziętą dentystką, tato handluje, a dziadek jest kapitanem, pływa wielkimi kontenerowcami. 

 

Pamiętam, jak ten chłopak miał 'haję' i tak samo dochodzenie a potem karę, bo jakiemuś cwaniaczkowi, co się nad nim pastwił, zdalnie przejął kontrolę nad telefonem i nainstalował jakiegoś warezu. Dało mi to wtedy bardzo po głowie i po ego, bo ja po laborkach z hackingu linuxów nie ogarnąłem, jak ten dzieciak to zrobił i uświadomiłem sobie, że trzeba będzie się z tej dyscypliny ewakuować, bo po prostu z pokoleniem, które przyjdzie później nigdy nie będę miał szans. 9 latek ograł mnie jak... dziecko.

 

 

 

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 1
  • Dzięki 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.10.2020 o 08:20, SzatanKrieger napisał:

 

Ależ mnie to cholera męczyło, że kogoś zabiłem - głupim kamyczkiem. 

Szatan! Cześć! :)

 

miałam kiedyś bardzo podobną akcję. Moi dziadkowie mieszkają w domu kolejowym, max 20 metrów od torów i przejazdu i zostawiłam niewielki kamyczek na torze. Potem może i nie bałam się że zabije kogoś z pociągu, ale że pociąg się wykolei i wjedzie nam w chałupę :P

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Falka Elen napisał:

Szatan! Cześć! :)

 

Hej!

 

To widzę, że jest nas dwóch złoczyńców :D 

 

Mnie to tak męczyło prze potwornie i byłem strasznie zestresowany, że kogoś mogłem zabić. A najlepsze, że ten kamyczek nie miał prawa nic zrobić ogólnie :D 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.