Skocz do zawartości

Intymność młodych rodziców


Lambert

Rekomendowane odpowiedzi

@Lambert

Na moje, Twoja żona nie olewa Twoich potrzeb. Gdyby tak było, to nawet do seksu nie zmuszałaby się. 😎

Ma rozpierdoloną gospodarkę hormonalną.

Jak wygląda jej dieta i ćwiczenia? 

 

Jak najbardziej, chodź do psychoterapeuty. Musisz zadbać o swoje emocje (te przyjemne i nieprzyjemne). 

Skup się na sobie. Nie okazuj aż tak Twojej bolączki odnośnie jej zmniejszonej aktywności w łóżku.

Przegadaj z psychoterapeutą, jak miałaby wyglądać rozmowa z żoną. 

 

Trochę Cię rozumiem. 

Ja z kolei ponad 6 lat "suszy". Seks z łaską. 

Nie, nie u mnie niskie libido. U męża. 

 

Ale u mnie to inna historia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Malutki update tematu. Żona byla u endokrynologa, zapisala się dopiero po tym jak sie ostro pokłóciliśmy (o coś niezwiazanego z seksem, ale w ostatecznosci naturalnie klotnia do tego dotarła). Dostala pakiet badań hormonalnych do wykonania. Ma wkrótce zrobić badania.

 

Tylko...

Duzo o tym ostatnio myślałem i wydaje mi się, że sprawa jest jednak ultra prosta i to ja jestem ultra głupi, że tak naprawde  nie widziałem tego wcześniej. Ona myśli tylko i wyłącznie o dziecku, ona sama w swojej głowie nie jest już kobietą, ona jest Matką. Interesują ja tylko i wylacznie rzeczy zwiazane z dzieckiem, o niczym innym nie rozmawia, nic jej nie interesuje, niczego innego nie slucha, nie czyta, tylko Maciezynstwo.

Podsumowując to ona doskonale od poczatku wiedziała w czym jest problem. Przeciez nie powie mi wprost, że nie ma już Mąż i Żona, teraz jestem już jedynie istotny jako Ojciec, tak samo jak ona jest jest jedynie istotna jako Matka. Nic innego nie ma kompletnie zadnego znaczenia. Mowila to wielokrotnie miedzy wierszami, ale musiało mi zejść 16 miesięcy zeby to zrozumieć.

 

Nie potrzebnie brałem to wszystko do siebie. Wrzucalem sobie, ze to moze ze mna jest problem. Że nie jestem atrakcyjny, że nie mam wystarczająco dużo meskiej energii, że jej nie pociagam. Cokolwiek bym nie zrobił, to nic nie jestem w stanie zmienić. To mial na myśli psycholog mówiąc, że to nie jest zalezne odemnie.

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lambert
Dzięki za aktualizację! 💪
Jak tam dziecię się rozwija? :)

Oboje dostaliście obuchem w ramach wejścia w kolejną rolę jaką jest "rodzic". Kobiety naturalniej są bardziej zafiksowane w tej roli. 
Daj znać, jakie wyszły małżonce wyniki badań. 

Jesteś fajny facet! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.09.2023 o 15:14, kenobi napisał(a):

@ kolega z nibieskim waderem, który zganił mnie, że młodym małżonkom źle doradzam...

 

Chciałem Cię zapytać co sądzisz o powyższym.

 

Nie da sie mieć ciastko i zjeść ciastko. A problem młodych teraz brzmi: "Ojej... życie się zmienia... ale ja nie chcę, żeby się zmieniało... No ja rozumiem, że oboje chcemy dzieci ale ja chce mieć seks jak wcześniej I dzieci"... a tak się, kurła nie da.

 

NIE MOŻNA W ŻYCIU MIEĆ WSZYSTKIEGO NIE PONOSZĄC W TYM JAKICHŚ KOSZTÓW.

 

Ja bym zapytał dlaczego dla @Lambert jest takie ważne by cieszyć się seksem ze swoją żoną na zasadach, które mieli do tej pory. 

Co on sobie tym seksem rekompensował/budował. Ego rosło, że jego kobieta go tak namiętnie pożądała? A jak już mają te dzieci to już nie ma co boostować ego?

 

Aha. Czyli uzależniam swoje dobre samopoczucie od zachowania drugiej strony wobec mnie?

 

Dla mnie to sytuacja podobna do tej, gdy mija faza zauroczenia, opadają motylki w brzuchu... i część ludzi wtedy kończy związek, bo wierzą, że to nie była prawdziwa miłość i prawdziwe uczucie, skoro chemia minęła...

 

To możeby zrozumieć całą sytuację. Cieszyć się tym co jest i wspominać to, co minęło... 

4 godziny temu, Lambert napisał(a):

Nie potrzebnie brałem to wszystko do siebie. Wrzucalem sobie, ze to moze ze mna jest problem. Że nie jestem atrakcyjny, że nie mam wystarczająco dużo meskiej energii, że jej nie pociagam. Cokolwiek bym nie zrobił, to nic nie jestem w stanie zmienić. To mial na myśli psycholog mówiąc, że to nie jest zalezne odemnie.

 

No i to jest zdrowe spojrzenie na sprawę. Gratuluję wniosków. Każda kobieta po urodzeniu się dziecka przechodzi ten etap. To jest NORMALNE i całkowicie niezależne od Ciebie.

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja natomiast znam dwie odwrotne sytuacje.

 

W obu przypadkach, kobiety po urodzeniu pierwszego dziecka, miały wysokie libido, a faceci kompletnie 0. 

 

Wiem to, ponieważ przypadek numer 1 to bliska rodzina, i doprowadziło to do zdrady kobiety i rozwodu.

 

Druga para to mój znajomy, który mi o tym powiedział- stracił pożądanie do swojej kobiety, bo widzi w niej tylko matkę, a nie osobę z którą chciałby uprawiać seks. 

 

Wszystkie czynności jakie wykonuje kobieta w ciągu dnia w związku z opieką nad dzieckiem, zabijają w nim pożądanie do tej kobiety.

 

Więc myślę, że @Lambert masz 100% racji, że w jej głowie, ona jest matką, Ty ojcem- nie parą kochanków.

 

Bądźmy szczerzy, ale obowiązki związane z opieką nad dzieckiem są anty- afrodyzjakami, i jeżeli ktoś ma naturalnie niski temperament, skutecznie wyzeruje to libido. 

 

I zgodzę się również z poradą Twojego psychologa.

 

Jak ja oglądałem za dużo porno, i moje zainteresowanie seksem z moją partnerką zmalało, bo byłem tak naładowany bodźcami z ekranu, to przestałem to oglądać, żeby odbudować moje libido.

 

I to nie była wina mojej partnerki- mogła by stanąć na rzęsach, a nie dała by rady wzbudzić we mnie porządania. 

 

To ja musiałem coś z tym zrobić, i tak samo jest u Ciebie- to Twoja żona wie, że jest problem i to ona musi znaleźć rozwiązanie. 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...

@Lambert Jak rozwija się sytuacja? Czy coś się poprawiło u Was?

Powiem Ci, że to jest normalne i nieuniknione, że życie seksualne pary zmienia się po pojawieniu się dziecka i to z wielu powodów. Po pierwsze, tak jak zauważyłeś, żona weszła w rolę "Matka". Tej roli wcześniej nie było i musiała zrobić na nią miejsce. Tym samym wszystkie inne role jak "żona", "kochanka", "córka", "pracownik", "przyjaciółka" itd musiały się "skurczyć". Oczywiście to od żony przekonań, wartości itd zależy, które role ucierpią bardziej, a które mniej, ale każda z nich ucierpi. Hormony i natura dbają o to, by "matka" była dominująca i to dobrze, bo macie dziecko, które wymaga ogromnej uwagi, troski, uczucia i zwykłej fizycznej opieki. Musicie tu znaleźć jakiś balans, bo może być tak, ze u niej "Matka" zdominowała wszystko inne i żona powinna trochę rozumowo i na siłę ograniczyć jej zapędy i zrobić więcej miejsca na "żonę" i "kochankę". Ale równie dobrze może być tak, że Ty również nie przyjąłeś nowej roli "Ojciec", co powoduje, że powstaje między Wami dysproporcja, bo Ty wciąż jesteś tylko "mężem" i "kochankiem", a dodatkowo jej "Matka" musi zmieścić także "Ojca". Nie mówię, że tak jest u Was, ale może tak być, zastanów się nad tym. 

Po drugie pamiętaj i przypomnij o tym żonie, że to Wy jako para jesteście fundamentem tej rodziny i Wasza więź jest dla dziecka równie istotna jak zaopiekowanie dziecka, a na pewno bardziej istotna niż to jaką butelkę i jakiego misia mu kupicie. Mi bardzo zapadły słowa, które usłyszeliśmy na szkole rodzenia gdy byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem. To w sumie było najbardziej wartościowe z całej szkoły rodzenia dla nas: "Mąż i żona byli przed narodzeniem dziecka i będą po jego dorośnięciu, nie zapominajcie o tym, niemowlę, małe dziecko to tylko etap i owoc Waszego wspólnego życia. Nie zapomnijcie o sobie nawzajem" (to bardziej do mnie) oraz "Pomoc od rodziców i teściów przyjmujcie głównie finansowo jeśli Wam oferują, ale do opieki dziecko ma DWOJE rodziców a nie babcie i ciocie. Żona nigdy nie zapomni, że byłeś w tym czasie razem z nią, a nie odsunąłeś się na bok. Żona ma dziecko z Tobą, a nie ze swoją lub Twoją matką ani nie z opiekunką" (to dla męża). Te dwie rady przyświecały nam przy trójce naszych dzieci i uważam, że były takim złotym drogowskazem dla nas. 

 

Jeśli u Was ten balans jest i ani Ty nie czujesz się odsunięty na bok przez żonę, ani sam się nie odsuwasz, a Twój problem dotyczy tylko seksu w tym kontekście, że ona go uprawia chętnie, ale nie ma w niej takiego pożądania do Ciebie jak wcześniej to może być po prostu tak, że to jest zmiana naturalna i ani nic tu nie wskórasz ani nawet nie ma takiej potrzeby. A już na pewno nie zaczynaj podkopywać fundamentów Waszej rodziny z tego powodu. Ona chce uprawiać z Tobą seks i myśli o Tobie i Twoich potrzebach. Co jeszcze ma zrobić skoro jej organizm jest teraz i może być jeszcze kilka lat w trybie opieki nad potomstwem? To nie jest jej zła wola ani żadne zaburzenie, tylko czysta natura. Życie seksualne kobiety i jej libido działa w cyklach - miesięcznych i "życiowych". Bardzo dużo zależy też od diety, od ilości snu (przy dziecku zawsze jest jego niedobór), od ilości czasu "na przyjemności". Jeśli ona cała dobę działa w trybie "Matka", czyli na ciągłym stand-by to nawet jak dziecko uśnie może być jej ciężko się wyluzować i zrelaksować, a bez tego seks nie będzie jakiś super pociągający dla niej. I nie chodzi mi o to, że ona musi być jakaś strasznie zarobiona przy dziecku, chodzi o stan umysłu kiedy funkcjonujesz w ciągłej czujności, to jest najbardziej męczące w opiece nad dzieckiem, a nie ilośc czynności, które trzeba wykonać.

 

Dodam jeszcze, że u mnie w 3 ciążach i po urodzeniu dziecka za każdym razem było inaczej. W pierwszej ciąży miałam mega libido, po urodzeniu dziecka minimalne, ale po kilku miesiącach znowu w górę. W drugiej ciąży od połowy nie miałam w ogóle ochoty na seks, a po urodzeniu dziecka to w ogóle dramat i seks był tylko ze względu na męża. W 3 ciąży i po urodzeniu dziecka jakoś wszystko wróciło do normy, chociaż dopóki karmiłam piersią też nie było jakoś super, bo miałam mega wrażliwe piersi i one praktycznie "odpadały" z użytku w czasie seksu. Dopiero jak skończyłam karmić to po miesiącu, dwóch tak naprawdę wróciłam do stanu sprzed dzieci. To w sumie było ponad 5 lat :) Nigdy seksu nie odmawiałam i zawsze sprawiał mi przyjemność jako forma bliskości, ale jeśli chodzi o pożądanie stricte seksualne to to była totalna sinusoida i tu nie ma się co obrażać, bo to nie jest niczyja wina ani złośliwość.

 

Najważniejsze dla Was to żebyś Ty starał się zaspokoić jej potrzeby poczucia bezpieczeństwa, stabilności, wsparcia emocjonalnego, bo w żadnym innym okresie życia ona tego tak nie potrzebuje od Ciebie jak teraz oraz aby ona starała się najlepiej zaspokoić Twoje potrzeby seksualne i emocjonalne (w sensie poczucia bycia chcianym i potrzebnym).  Jeśli to jest to wszystko inne, w tym seks też się ułoży i tego Wam życzę!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, maria napisał(a):

Ale równie dobrze może być tak, że Ty również nie przyjąłeś nowej roli "Ojciec", co powoduje, że powstaje między Wami dysproporcja, bo Ty wciąż jesteś tylko "mężem" i "kochankiem", a dodatkowo jej "Matka" musi zmieścić także "Ojca". Nie mówię, że tak jest u Was, ale może tak być, zastanów się nad tym. 

Wiadomo że wina faceta.🤣🤣🤣

 

Pomijam już jak OP w tym albo innym wątku opisywał swoją codzienność i zaangażowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, Kiroviets napisał(a):

Wiadomo że wina faceta.🤣🤣🤣

 

Pomijam już jak OP w tym albo innym wątku opisywał swoją codzienność i zaangażowanie.

@Kiroviets lubię Cię, ale to jest naprawdę wkurzające, że Ty z każdego tekstu wychwycisz jakieś jedno zdanie, żeby podbudować swoją tezę o masowym obwinianiu facetów przez kobiety. Nie napisałam, że to wina faceta ani że tak jest u nich tylko że MOŻE TAK BYĆ i żeby się nad tym zastanowił. Bo tak też czasami, a nawet całkiem często bywa. I w takich przypadkach tez nie chodzi o winę mężczyzny, ale o milion różnych powodów, przekonań, wzorców itd. Mężczyźni chcą robić to w czym są dobrzy, szczególnie w obecności swojej kobiety i to jest trudne, żeby np. zająć się dzieckiem, które płacze bez powodu. To powoduje bezsilność, czyli stan okrutnie nieprzyjemny. Mężczyzna nie chce czuć się bezsilny i to na oczach swojej kobiety. Dlatego często ojcowie unikają tego i np coraz więcej czasu spędzają w pracy albo jeśli są w domu to izolują się np. majsterkując w garażu czy kosząc trawę w ogródku. Można to racjonalizować, że on w ten sposób dba o rodzinę, zapewnia byt itd i po części to jest prawda, ale w takim układzie to kobieta będzie się czuła bezsilna przez większość czasu i zostawiona sama sobie bez wsparcia. Jest to jeden z możliwych scenariuszy, a nie jedyny możliwy. Ale rozumiem, że według Ciebie mężczyźni zawsze w 100% postępują kryształowo, nie istnieje scenariusz, w którym oni ponoszą choć częściową odpowiedzialność za sytuacje i to tylko te głupie baby są niewdzięczne i niewystarczająco się starają... Masakra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, maria napisał(a):

Masakra

No przeczytaj zacytowany przeze mnie fragment jeszcze raz .

8 minut temu, maria napisał(a):

możliwy. Ale rozumiem, że według Ciebie mężczyźni zawsze w 100% postępują kryształowo, nie istnieje scenariusz, w którym oni ponoszą choć częściową odpowiedzialność

Znajdź mi na forum fragment w którym ja się wypowiadałem nr wszystkich mężczyzn czy uogolnialem którąkolwiek ( z 52 chyba xD) płci.🤔

 

10 minut temu, maria napisał(a):

ale w takim układzie to kobieta będzie się czuła bezsilna przez większość czasu i zostawiona sama sobie bez wsparcia

 Zaraz, zaraz- bo nie kleję

2 godziny temu, maria napisał(a):

jeśli Wam oferują, ale do opieki dziecko ma DWOJE rodziców a nie babcie i ciocie

 

 

Nie masakra - Rezerwat 🤣🤣🤣.

 

34 minuty temu, Lalka napisał(a):

mnie albo naprowadź gdzie to znajdę

Co Ty tu znowu 🤣

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Kiroviets napisał(a):

 

24 minuty temu, maria napisał(a):

ale w takim układzie to kobieta będzie się czuła bezsilna przez większość czasu i zostawiona sama sobie bez wsparcia

 Zaraz, zaraz- bo nie kleję

2 godziny temu, maria napisał(a):

jeśli Wam oferują, ale do opieki dziecko ma DWOJE rodziców a nie babcie i ciocie

 

Czego nie rozumiesz? Dziecko ma DWOJE rodziców i oni powinni OBOJE wziąć na siebie odpowiedzialność za opiekę nad nim. Jeśli ojciec będzie tego unikał i "popłynie" w pracę to matka będzie się czuła zostawiona bez wsparcia. To chyba logiczne i oczywiste, czy nie? Często w takim układzie w rolę ojca wchodzi któraś babcia, ale to zaburza funkcjonowanie rodziny, a przede wszystkim małżeństwa. To miałam na myśli.

 

Ale w tym konkretnym przypadku to raczej nie ma miejsca (doczytałam wypowiedzi @Lambert w innym wątku), więc nie ma sensu brnąć w ten temat.

 

20 minut temu, Kiroviets napisał(a):

Znajdź mi na forum fragment w którym ja się wypowiadałem nr wszystkich mężczyzn czy uogolnialem którąkolwiek ( z 52 chyba xD) płci.🤔

Oczywiście, że nie znajdę teraz konkretnego cytatu, bo nie będę teraz chodzić po forum w poszukiwaniu wszystkich Twoich wypowiedzi. Ale wypowiadasz się w wielu wątkach i za każdym razem, w każdej historii widzisz jedynie "zło" w kobiecie. Nie widziałam żadnej Twojej wypowiedzi, w której napisałbyś, że kobieta w relacji była w porządku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maria napisał(a):

Po pierwsze, tak jak zauważyłeś, żona weszła w rolę "Matka". Tej roli wcześniej nie było i musiała zrobić na nią miejsce.

 

Tu się troszkę posprzeczamy.

 

Tak, jak doskonale wiecie (Wy, Kobiety) jak chcecie urządzić pokój dziecka, jakie ciuszki, pieluszki, fartuszki kupić tak NAGLE... w momencie urodzenia dziecka odkrywacie, że teraz jesteście MAMAMI i że teraz będzie inaczej.

 

A BULLSHIT... To jest element klasycznego "ale to nie moja wina." A za chwilkę za tym idzie rada w stylu "To Ty coś z tym Misiu zrób. Ty mi przypomnij, że jestem nie tylko Mamą, ale nadal żoną, partnerką, kochanką"...

 

49 minut temu, maria napisał(a):

Mężczyźni chcą robić to w czym są dobrzy, szczególnie w obecności swojej kobiety i to jest trudne, żeby np. zająć się dzieckiem, które płacze bez powodu.

 

A szczególnie wtedy, gdy wchodzi panika w "samiczce" jak dziecko jest nie do ogarnięcia to ja np wolałem przejąć płaczące dziecko. Ponosić spokojnie na piersi, ignorując totalnie jego płacz. Mówiłem spokojnym, niskim głosem do niego, żeby słyszało ten głos, cierpliwie głaskałem. Jak głowę miało na mojej klacie, to słyszało to "mruczenie" całym ciałem i się uspokajało. Kolejna sprawa, jak miało kolkę, to tylko ja dawałem radę tak je ułożyć na sobie, żeby miało w miarę wygodnie. Po pół godzinie spokojnego noszenia przy sobie brzuszek reagował pięknie a dzieciak się uspokajał. 

 

Wiesz co to robiło z partnerką? Czuła się gorsza, bo to ona powinna ogarnąć lepiej, bo przecież JEST MATKĄ...

 

Więc z tą rolą "Matka" to ja bym tak nie przesadzał. Widziałem kobiety, które tak panikowały w tej roli, jak cokolwiek szło nie wg klucza, że te emocje MOMENTALNIE przenosiły się na dziecko, które płakało jeszcze bardziej.

 

Miałem w rodzinie ksywę "Dziad szeptun"... bo byłem w stanie uspokoić praktycznie każdego noworodka... O ile dana matka dawała te kilka minut by go uspokoić... Bo było wręcz po 5 minutach noszenia, kiedy dziecko jeszcze było rozkrzyczane "daj... nie mogę patrzeć jak..."... I w taką przestrzeń jak ma się ojciec dziecka wbić? Jak ona nie wie co robić, ale i tak uważa, że wie lepiej bo ona jest "Matką"... 

 

Co do wytłuszczonego tekstu... O nie... dziecko NIGDY nie płacze bez powodu. Kwestia by ten powód odkryć... Za mocno ściśnięty brzuszek pieluszką, niewygodny, drapiący śpioszek, za ciepło, za zimno, głodne, objedzone, zasikane... za głośno wkoło... powód jest zawsze.

Edytowane przez Miszka
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, maria napisał(a):

każdej historii widzisz jedynie "zło" w kobiecie.

Niech Ci będzie 😉.

 

6 minut temu, maria napisał(a):

kobiecie. Nie widziałam żadnej Twojej wypowiedzi, w której napisałbyś, że kobieta w relacji była w porządku.

Bo żadna z w/ w nie pasowała do wątku w którym się wypowiadałem. Może   znam mało takich.

Albo jakaś mnie skrzywdziła.🤣🤣🤣

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maria roznie, czasem jest miedzy nami lepiej czasem gorzej. Pare razy szczerze o tym pogadaliśmy. Trudno określić na jakim etapie jesteśmy. Czasem wydaje mi sie, ze jest trochę lepiej, czasem mam wrażenie ze jest trochę gorzej. O ile ja mimo zmeczenia potrafię założyć uśmiech na twarz dla rodziny to żonie już to trudniej wychodzi.

Badania hormonalne odłożyła w czasie na blizej nieokreśloną przyszłość, kiedy pojdzie - nie wiem. Przypominalem ten temat juz kilka razy, za kazdym razem słyszę: "pamiętam, pójdę".

Mogłaby sie tez przejść do psychologa. Tez o tym rozmawialismy, tez byla zapisana i odwołała w ostatniej chwili wizytę. Ona jest w punkcie, ze czuje, ze jest cos nie tak ale boi sie cokolwiek zrobić. A ja nie chce wywierać presji. Bez sensu byloby isc na odczepne do psychologa bo mąż kazał... bedzie chciala sama to pójdzie.

 

Czasem jak ma przyplyw energii to najchetniej zrobilaby wszystko na raz, a jak przychodzi do rzeczywistych kroków żeby sie dowiedzieć co sie dzieje to natychmiast ucieka, chowa sie w swojej skorupie : " przeciez jest dobrze jak jest".

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

Tu się troszkę posprzeczamy.

Chyba nie, bo zgadzam się prawie ze wszystkim co napisałeś :)

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

Tak, jak doskonale wiecie (Wy, Kobiety) jak chcecie urządzić pokój dziecka, jakie ciuszki, pieluszki, fartuszki kupić tak NAGLE... w momencie urodzenia dziecka odkrywacie, że teraz jesteście MAMAMI i że teraz będzie inaczej.

Różnica między wyobrażeniami a rzeczywistością jest jednak spora ;) Oczywiście, że wiemy, że będziemy mamami, ale ta wizja jest raczej cukierkowa. Można sobie wyobrazić, że trzeba będzie np budzić się co godzinę w nocy i uznać że to nie takie straszne, ale w praktyce dopiero wychodzi że to ma wpływ na całość funkcjonowania psychicznego i fizycznego.

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

A BULLSHIT... To jest element klasycznego "ale to nie moja wina." A za chwilkę za tym idzie rada w stylu "To Ty coś z tym Misiu zrób. Ty mi przypomnij, że jestem nie tylko Mamą, ale nadal żoną, partnerką, kochanką"...

Myślę, że to jest już sprawa indywidualna. Ja miałam cały czas w głowie te słowa położnej ze szkoły rodzenia i nigdy mi mąż nie musiał o tym przypominać. Ale znam przypadki gdzie faktycznie dziewczyny zostały "pochłonięte" przez macierzyństwo do tego stopnia, że zapomniały o innych rolach. Widzę jednak dużą zbieżność z tym, że mężczyźni w tych związkach odsunęli się właśnie w pracę i inne zajęcia, których nagle zaczęli mieć więcej niż przed dzieckiem. Nie wiem co jest tu przyczyną, a co skutkiem, ale te zjawiska współistnieją ze sobą praktycznie zawsze.

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

 

A szczególnie wtedy, gdy wchodzi panika w "samiczce" jak dziecko jest nie do ogarnięcia to ja np wolałem przejąć płaczące dziecko. Ponosić spokojnie na piersi, ignorując totalnie jego płacz. Mówiłem spokojnym, niskim głosem do niego, żeby słyszało ten głos, cierpliwie głaskałem. Jak głowę miało na mojej klacie, to słyszało to "mruczenie" całym ciałem i się uspokajało. Kolejna sprawa, jak miało kolkę, to tylko ja dawałem radę tak je ułożyć na sobie, żeby miało w miarę wygodnie. Po pół godzinie spokojnego noszenia przy sobie brzuszek reagował pięknie a dzieciak się uspokajał. 

U nas było tak samo i właśnie dlatego ja powtarzam wszędzie że rola ojca jest konieczna od samych narodzin. Potrzebuje go zarówno dziecko jak i partnerka. Jeśli ona jest zdenerwowana to dziecko się nie uspokoi i spirala się nakręca. Mężczyzna ze swoim opanowaniem i spokojem jest kluczem do ogarnięcia sytuacji.

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

Wiesz co to robiło z partnerką? Czuła się gorsza, bo to ona powinna ogarnąć lepiej, bo przecież JEST MATKĄ...

To akurat jest według mnie właśnie szkodliwy dla wszystkich mit matki-polki ogarniającej wszystko wokół dziecka i rozumiejącej dziecko poprzez jakąś kosmiczną nić. To jest BULLSHIT. To przekonanie, że powinna ogarnąć lepiej bo jest matką i że czuje się gorsza bo ogarnął ojciec to jest fatalne i do przepracowania przez nią.

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

Więc z tą rolą "Matka" to ja bym tak nie przesadzał. Widziałem kobiety, które tak panikowały w tej roli, jak cokolwiek szło nie wg klucza, że te emocje MOMENTALNIE przenosiły się na dziecko, które płakało jeszcze bardziej.

 

Miałem w rodzinie ksywę "Dziad szeptun"... bo byłem w stanie uspokoić praktycznie każdego noworodka... O ile dana matka dawała te kilka minut by go uspokoić... Bo było wręcz po 5 minutach noszenia, kiedy dziecko jeszcze było rozkrzyczane "daj... nie mogę patrzeć jak..."... I w taką przestrzeń jak ma się ojciec dziecka wbić? Jak ona nie wie co robić, ale i tak uważa, że wie lepiej bo ona jest "Matką"... 

jw.

 

30 minut temu, Miszka napisał(a):

 

Co do wytłuszczonego tekstu... O nie... dziecko NIGDY nie płacze bez powodu. Kwestia by ten powód odkryć... Za mocno ściśnięty brzuszek pieluszką, niewygodny, drapiący śpioszek, za ciepło, za zimno, głodne, objedzone, zasikane... za głośno wkoło... powód jest zawsze.

Oczywiście masz rację. To, że płacze bez powodu to był mój skrót myślowy na "płacze z powodu, którego nie znam i nie potrafię się znaleźć"

 

I szacunek dla Ciebie @Miszka, bo jesteś fajnym tatą, a ja żadnych mężczyzn nie szanuje bardziej niż dobrych ojców dla swoich dzieci i wspierających partnerów dla swoich kobiet w wychowywaniu potomstwa :) 

Edytowane przez maria
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lambert

Piszę z pełną odpowiedzialnością - zadbaj o swoje emocje. 

Piszę to z podobnego doświadczenia, co Twoje.

Nie rozmawiam z mężem o seksie, o dzieciach (raczej o ich braku), nie inicjuję seksu, nie zachęcam męża do badań. Jestem obok tego, robię swoje, jedynie muszę się dogadać w kwestii najbliższych ważnych spraw (m.in.narodziny jego bratanicy).

U Ciebie to kwestia dziecka, codzienności będzie musthave w komunikacji z żoną.

 

Polecam audycje Jacka Masłowskiego i do tego... własną psychoterapię, pójść samemu, bez żony i nie nakłaniać jej na wspólne sesje terapeutyczne. 

 

Pozdrawiam

 

@maria

Kiro lubi tu wchodzić w polemikę (mniej czy bardziej zasadną), to nie głupi chłopak. 

Potraktuj jego gadanie jak wygadanie się mniej lubianej koleżanki.

 

  • Like 2
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Lambert napisał(a):

@maria roznie, czasem jest miedzy nami lepiej czasem gorzej. Pare razy szczerze o tym pogadaliśmy. Trudno określić na jakim etapie jesteśmy. Czasem wydaje mi sie, ze jest trochę lepiej, czasem mam wrażenie ze jest trochę gorzej. O ile ja mimo zmeczenia potrafię założyć uśmiech na twarz dla rodziny to żonie już to trudniej wychodzi.

Badania hormonalne odłożyła w czasie na blizej nieokreśloną przyszłość, kiedy pojdzie - nie wiem. Przypominalem ten temat juz kilka razy, za kazdym razem słyszę: "pamiętam, pójdę".

Mogłaby sie tez przejść do psychologa. Tez o tym rozmawialismy, tez byla zapisana i odwołała w ostatniej chwili wizytę. Ona jest w punkcie, ze czuje, ze jest cos nie tak ale boi sie cokolwiek zrobić. A ja nie chce wywierać presji. Bez sensu byloby isc na odczepne do psychologa bo mąż kazał... bedzie chciala sama to pójdzie.

 

Czasem jak ma przyplyw energii to najchetniej zrobilaby wszystko na raz, a jak przychodzi do rzeczywistych kroków żeby sie dowiedzieć co sie dzieje to natychmiast ucieka, chowa sie w swojej skorupie : " przeciez jest dobrze jak jest".

Nie wiem @Lambert co Ci doradzić. Trudno ocenić czy problem w niej faktycznie istnieje i ona nie chce/nie umie sobie z nim poradzić czy może jednak problemu nie ma lub jest minimalny, ale rozdmuchaliście go do takich rozmiarów, że teraz nie wiadomo co z tym zrobić. Czy ona nie ma przypadkiem jakiś złych wzorców/doświadczeń ze swojego domu rodzinnego? W niektórych rodzinach tak jest, że kobiecie po dzieciach "nie wypadało" myślec o seksie i może ona ma taki wzorzec gdzieś głęboko zakorzeniony. Ten czas z małym dzieckiem to jest potężny sprawdzian dla związku, nikt nie jest na to w 100% przygotowany. Dziecko nas zmienia i nie da się przewidzieć jak zmieni konkretną jednostkę. Wizyta u psychologa/seksuologa na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Nie możesz jej "kazać", ale przypominaj co jakiś czas. Może bardziej w stylu "widzę, że się męczysz, że źle się z tym czujesz, idź porozmawiaj, zależy mi żebyś Ty się lepiej czuła" etc. Czyli nie w formie, że ma to zrobić dla Ciebie, bo Tobie czegoś brakuje tylko bardziej, że Ci zależy na jej samopoczuciu. Trzymam za Was kciuki!

 

EDIT: Czy syn chodzi do żłobka czy jest cały czas z mamą w domu? Czy ona karmi go jeszcze piersią lub odciąga pokarm? Jeśli nie karmi i dziecko chodzi do żłobka, nie macie jakiś jazd w nocy w stylu że ona musi co godzinę iść do dziecka, a Ty jesteś zaangażowanym tatą tak jak to wynika z Twoich postów to jej libido powinno już się unormować. Próbowaliście terapii dla par?

Edytowane przez maria
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maria

1. Żona pochodzi z trudnej rodziny. Nie wnikam jak tam u teściów było z seksem po urodzeniu dzieciaków, ale teraz żyją w jednym domu ale osobno. Od kiedy żona pamieta tak bylo.

2. Nie jestem w stanie zaciągnąć zony do psychologa na siłę. Temat poruszany był juz wielokrotnie. Wielokrotnie bez rezultatów. Od czasu do czasu jej przypominam o tym, ze jest taka opcja ale jak widać bez skutków.

3. Synek nie chodzi do żłobka, oboje uznaliśmy że wyslanie go do żłobka od razu po skończeniu pierwszego roczku jest bez sensu. Totalnie nie byl na to gotowy. Obiecaliśmy sobie, że jak skończy 18 miesiecy (półtora roku) to zapiszemy go do bawialni montessori na 3 h dziennie. Na podstawie jego reakcji podejmiemy decyzje co dalej.

4. Zona miała bardzo mało pokarmu i praktycznie od razu musieliśmy przejść na butelke z MM.

5. Żona terapie dla par przywołuje w kazdej mniejszej kłótni, ale jak siadam do laptopa, żeby umówić wizytę to nagle zaden psycholog nie odpowiada, zaden termin nie jest dobry, nagle nie ma z kim zostawic dziecka na godzinkę.

 

W mojej ocenie problem jest, bo nie da sie odseparować seksu, jego braku/ robienia tego z musu od budujacej się  w czlowieku niechęci do partnera. To zawsze eskaluje na odsuwanie sie fizyczne i emocjonalne od siebie. Wszystko powoli zaczynasz postrzegać jako szpilke w twoim kierunku. To naturalny mechanizm obronny ogranizmu. Trzeba codziennie wykonywać multum pracy psychicznej, żeby nie pozwolić sobie na zgorzknienie. To jest trudne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, meghan napisał(a):

polemikę (mniej czy bardziej zasadną),

 

19 minut temu, meghan napisał(a):

Potraktuj jego gadanie jak wygadanie się mniej lubianej koleżanki.

W pełni rozumiem, że w rezerwacie

( szczególnie u Ciebie ) posty userów  o zakładaniu rodziny są lepiej odbierane. Rozumiem również, dlaczego żadna z Was nie zes..ła się do Obliego jak napisał coś w stylu że takie tematy to najlepszy środek antykoncepcyjny.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Lambert napisał(a):

@maria

1. Żona pochodzi z trudnej rodziny. Nie wnikam jak tam u teściów było z seksem po urodzeniu dzieciaków, ale teraz żyją w jednym domu ale osobno. Od kiedy żona pamieta tak bylo.

2. Nie jestem w stanie zaciągnąć zony do psychologa na siłę. Temat poruszany był juz wielokrotnie. Wielokrotnie bez rezultatów. Od czasu do czasu jej przypominam o tym, ze jest taka opcja ale jak widać bez skutków.

3. Synek nie chodzi do żłobka, oboje uznaliśmy że wyslanie go do żłobka od razu po skończeniu pierwszego roczku jest bez sensu. Totalnie nie byl na to gotowy. Obiecaliśmy sobie, że jak skończy 18 miesiecy (półtora roku) to zapiszemy go do bawialni montessori na 3 h dziennie. Na podstawie jego reakcji podejmiemy decyzje co dalej.

4. Zona miała bardzo mało pokarmu i praktycznie od razu musieliśmy przejść na butelke z MM.

5. Żona terapie dla par przywołuje w kazdej mniejszej kłótni, ale jak siadam do laptopa, żeby umówić wizytę to nagle zaden psycholog nie odpowiada, zaden termin nie jest dobry, nagle nie ma z kim zostawic dziecka na godzinkę.

 

W mojej ocenie problem jest, bo nie da sie odseparować seksu, jego braku/ robienia tego z musu od budujacej się  w czlowieku niechęci do partnera. To zawsze eskaluje na odsuwanie sie fizyczne i emocjonalne od siebie. Wszystko powoli zaczynasz postrzegać jako szpilke w twoim kierunku. To naturalny mechanizm obronny ogranizmu. Trzeba codziennie wykonywać multum pracy psychicznej, żeby nie pozwolić sobie na zgorzknienie. To jest trudne.

To ja widzę dwa światełka w tunelu :) 

1. Żłobek

2. Terapia

 

Jeśli ona wychowała się w takim domu to na bank ma jakieś traumy/złe wzorce i to powinna przepracować. Rozumiem, że może być ciężko ją do tego nakłonić, może się nawet nie udać. U mnie była podobna sytuacja, tylko że mąż miał swoje dzieciństwo do ogarnięcia i też moje sugestie o terapii przez długi czas powodowały reakcje w stylu "jest dobrze tak jak jest" lub takie zrywy "tak, ogarnę terapię" i żadne działanie z tego nie wynikało. Realne działania podjął dopiero wtedy gdy zauważył, że to ma wpływ nie tylko nasz związek, ale również na relacje z dziećmi oraz na sprawy zawodowe. Może możesz jakoś przekierować jej uwagę na ten aspekt, że nie tylko Wasza relacja jest problematyczna z racji jej przekonań/uprzedzeń ale także inne sfery jej życia na tym cierpią?

Łatwiejsza wydaje się terapia dla par, tym bardziej, że ona sama o tym wspomina. Zamiast ją pytać czy jej odpowiada ten dzień i ten terapeuta po prostu znajdź takiego, który wydaje Ci się dobry, umów Was na konkretny dzień i załatw opiekę dla dziecka. Ona nie pracuje, więc co może mieć innego w tym czasie jeśli opieka dla syna będzie? Zrób to z jakimś wyprzedzeniem, ale niezbyt odległym - np 1-2 tygodnie, żeby mogła się psychicznie przygotować, ale żeby nie było to zbyt odległe w czasie.

 

Druga sprawa to żłobek dla dziecka. Tak jak pisałam wcześniej takie przebywanie z małym dzieckiem 24h zmienia sposób funkcjonowania. Kobieta funkcjonuje cały czas w trybie "mama" i nie ma się kiedy przełączyć na tryb "kobieta". Jak syn pójdzie do żłobka to naprawdę po 2-3 tygodniach adaptacji, kiedy wszyscy się przyzwyczają i zaklimatyzują w nowej rzeczywistości będzie lepiej. Btw. montessori świetny wybór, szukajcie takiego żłobka! Syn też nabierze umiejętności społecznych, zaspokoi swoją ciekawość. To naprawdę żadna krzywda dla dziecka :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lambert pewnych rzeczy nie przeskoczysz. To nie jest zalezne od ciebie i czesto drazenie tematu robi wiecej krzywdy niz porzytku. Moze zona sama nie odnajduje sie w roli, albo odnajduje sie powoli.

 

Jestescie mlodym malzenstwem, ale z racji doswiadczenia powiem ci, ze ci sie nie poprawi, jezeli nie skupisz sie na zrodle problemu. Z mojego punktu widzenia, bierzesz zeczy bardzo osobiscie do siebie i chcesz "naprawic" cos co nie jest zepsute. Co jest zepsute to postrzeganie przez ciebie calej sytuacji. Tobie nie brakuje seksu, tobie brakuje porzadania, lub bliskosci, lub czulosci. Kobieta odkrywa zrodlo milosci w dzieciach i stamtad ma swoje potrzeby zaspokajane. Ty sie nie czujesz bardziej opuszczony czy odtracony? Nie czujesz zazdrosci? To sa calkowicie naturalne emocje, ktore kiedys byly rozkladane na kawalki w meskim towarzystwie, kiedy wiezi miedzy facetami byly blizsze, a zycie prostsze. Czego chcesz? Chcesz aby bylo jak kiedys? Juz tak nie bedzie. Jak pisalem kilka stron wczesniej, rzeczy w malzenstwie sie psuja i poprawiaja. To jest cykl, to jest taniec. Moze byc znacznie lepiej, moze byc gorzej.

 

Czasem redpill potrafi zrobic masakre w glowie, bo odbierasz zmiany inaczej niz powinines i na sile szukasz wytlumaczenia zachowan zony w 'czerwonej ksiedze madrosci przebudzonych'. Tylko, ze teorie nie tlumacza wszystkiego, a sama percepcja sytuacji jest skazona doswiadczeniem danej jednostki. Redpill czesto odrzuca sfere emocjonalna mezczyzny, co jest czyms co praktycznie neguje sens jego teorii. Faceci tez maja gadzi mozg, tylko rozumienie emocji jest uposledzone, bo czesto sa z nich okradani podczas wychowywania, albo wrecz tresowania. Wszystko jest emocja. Emocjami jestesmy sterowani. Red pill jest glupi i sie myli i nie ma sie jak do rzeczywisstosci, bo to mechanizm wytlumaczenia swojej nijakosc i obwiniania innych (kobiet) za swoje zyciowe niepowodzenia.*

 

Zacznij od siebie. Ludzie unikaja wgladu w siebie w obawie co znajda.  'Dlaczego?' to magiczny ciag pytan.

 

Moze nie jestes gotowy do bycia ojcem? Nikt nie jest 100% gotowy. Nie znaczy, ze masz wstac i wyjsc. Znaczy, ze musisz nauczyc sie nim byc. Czasami wychodzi, ze musisz najpierw byc dobrym ojcem dla samego siebie i dziecka, ktore kazdy w sobie nosi, ktore czesto zostalo skrzywdzone lub opuszczone.

 

Moze ona ma problemy z odnalezieniem sie podczas tej zmiany i nie ma z kim porozmawiac, albo sie boi jak zostanie odebrana badz ataku. Ostatnie co chcesz zrobic, to zmuszac ja do czegokolwiek. Moze obydwoje macie jakies glebokie rany, bo dziury kazdy ma.

 

15 minut temu, Lambert napisał(a):

W mojej ocenie problem jest, bo nie da sie odseparować seksu, jego braku/ robienia tego z musu od budujacej się  w czlowieku niechęci do partnera. To zawsze eskaluje na odsuwanie sie fizyczne i emocjonalne od siebie. Wszystko powoli zaczynasz postrzegać jako szpilke w twoim kierunku. To naturalny mechanizm obronny ogranizmu. Trzeba codziennie wykonywać multum pracy psychicznej, żeby nie pozwolić sobie na zgorzknienie. To jest trudne.

 

To mi wyskoczylo podczas pisania. Ty potrzebujesz seksu do akceptacji emocjonalnej. Znaczy tej akceptacji nie masz w sobie, inaczej nie pisalbys o narastajacej urazie. Owszem to naturalny mechanizm obronny, ale kogos z nie do konca bezpiecznym stylem przywiazania. Szczegolnie jak piszesz o ciezkiej pracy psychicznej, ktora musisz wykonac, aby uniknac zgorzknienia. Twoje centrum emocjonalne znajduje sie poza toba i z tego punktu bym zaczal prace, bo pozniej, jak tego nie rozwiazesz to wszystko wroci kilkukrotnie silniejsze i bedzie trudne do opanowania. Uwierz mi na slowo, jezeli to jest trudne teraz, to za 10 lat bedzie to koszmar ktory nie pozwoli ci spac, czy myslec.

 

 

* Dalem przyklad emocjonalnej reakcji. Tutaj wiekszosc poczula zlosc, wscieklosc i chec obrzucenia mnie gownem, bo wg niego okreslili swoja rzeczywistosc. Inni, ci bezpieczni emocjonalnie, zaczeli sie smiac w duchu albo nawet przyznali mi czesc racji, a niektorzy miec watpliwosci i obawy, ze to prawda.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Hej, maly update jeśli kogokolwiek to jeszcze interesuje.

 

Jest lepiej.

Ustalilismy, że żona zacznie szukać pracy. Wysyła regularnie CV na oferty które są sensowne i dają jej dalszą opcje rozwoju.

Dziecko przygotowujemy do pojscia do żłobka.  Narazie uczeszczamy na zajęcia edukacyjne w grupie. Synek zaczyna sie powoli coraz lepiej odnajdywać. Pozostaniemy w takim stanie do czasu znalezienia pracy przez żonę, a pozniej synek na stale do żłobka.

Ja zaakceptowałem, że nie bedzie już takiego ognia jak wcześniej. Wyluzowałem. W efekcie, żonie sie bardziej zachciało.

 

Żona zaczęła mówić otwarcie o psychologu, że chce iść, chce zmienić myślenie i postrzeganie samej siebie. Przeczytała już prawie całą ksiazke o poznawaniu i rozumieniu wlasnych emocji i nawet ja widze progres. Ta książka uswiadomila jej wiecej niż moje gadki przez ostatnie 3 lata. Za pierwszą wypłatę po powrocie do pracy chce tez zrobić badania hormonalne.

 

Przegadaliśmy też plan co dalej planujemy zrobić. Zapadla decyzja, że zatrzymamy sie na jednym dziecku i do tematu wrócimy ewentualnie za 2 lata. Do konca roku decydujemy co z naszym mieszkaniem, czy sprzedajemy przez co tracimy część wolności,  przeprowadzamy sie do domu i dzielimy go z moimi rodzicami (remontujemy i dzielimy go tak, żeby byly 2 zupelnie osobne mieszkania). Po przeprowadzce moglibyśmy funkcjonować pod duzo mniejsza presja finansową i duzo wiekszym komfortem mieszkaniowym. Jak narazie, zona ma wątpliwości ale jest za, ja mam watpliwosci ale jestem bardziej przeciw (mimo, ze to moj dom).

Ogolnie do przodu malymi kroczkami. Jest jakiś plan i jest systematyczna realizacja. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Lambert napisał(a):

, ja mam watpliwosci ale jestem bardziej przeciw (mimo, ze to moj dom).

To zdanie mówi o kłopotach. Rodzice dogadają się z żoną, są to ludzie którzy mają dystans do siebie. Bo tu otwiera się poletko do nowych problemów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, peg napisał(a):

To zdanie mówi o kłopotach. Rodzice dogadają się z żoną, są to ludzie którzy mają dystans do siebie. Bo tu otwiera się poletko do nowych problemów.

Raczej dogadują sie dobrze, ale poletko do konflików rzeczywiście jest duże. Tym bardziej biorąc pod uwagę że dziecko jest małe i zona nie pracuje wiec ryzyko, ze z nudów zacznie się konfliktowa atmosfera jest duże.  Dlatego gadka na ten temat jest odsunieta w czasie na koniec roku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.