Panie Patton, kilka słów ode mnie, nie zabiorę ci dużo czasu.
Już na początek strzelasz sobie w kolano. Nigdy nie ma nic za darmo. Nigdy. Nie ma darmowych obiadów.
By nauczyć się czegokolwiek, trzeba mieć do tego talent. Iskrę bożą. Gdy go nie masz, to możesz się bić do usrania z tą nauką, a i tak nic nie wyjdzie. Trust me.
Polecacie duolinguo, fiszki, ESKK, a nawet piosenki. No jasne, słuchaj jak śpiewają "she don't love me". Ja pierdolę. Albo posłuchaj piosenek pani Sia, jedna wielka metafora, której ona sama nie do końca rozumie. Polecacie też CNN, great, bardzo proszę posłuchać wiadomości biznesowych, od razu ci się w głowie zakręci.
Z tego zalewu nietrafionych porad, jedynie Mosze ma dobrą myśl. Czytanie prostych książek. To się sprawdza. Ale potem powiedział coś ważniejszego. Lektor i konwersacje. Jak masz pieniądze, to zatrudnij Polako-angola do dyskusji i napierdalaj ile wlezie. Im większy zakres tematów, tym lepsza i wydajniejsza będzie nauka. Dyskutuj o Majorze Suchodolskim, Kononie i jego szprotach bożych, ale też o splątaniu kwantowym. Nie ma nauki bez praktyki, a wy pierdzielicie o fiszkach. Jak chcesz budować masę to czytasz fiszki, czy idziesz na siłkę by podnosić żelazo? Taką siłką jest prywatny lektor. Ale ty chcesz mieć wszystko za darmoszkę. Nie da się tak.
Też nie wiem do czego ci ten angielski potrzebny. Jak chcesz zamówić pokój w hotelu na Majorce na godzinę by lepiej i dogłębniej poznać miejscową jędrną dziewuchę, to nie musisz się niczego uczyć. Zrozumieją twoje intencje. Ale jak jesteś przedstawicielem i handlujesz sprzętem medycznym, to długa droga przed tobą.
Jak się nauczyć angielskiego? Niby niewinne pytanie i od razu masz setki podpowiedzi. Niby prosta sprawa. Nie, nie jest prosta. Masz talent do tego?
Z wykształcenia jestem anglistą, ale już od dawna nie praktykuję w swoim zawodzie.
Patton, jak masz dobrą poduszkę finansową, to wyjedź do Lądka na Wyspach, tak na pól roku. Mijaj Polaczków szerokim łukiem, stykaj się tylko z Angolami. Dużo się nauczysz.
Z dobrym Panem Bogiem.