Skocz do zawartości

Wielki Mistrz Zakonu

Starszy Użytkownik
  • Postów

    272
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Wielki Mistrz Zakonu

  1. Czytałem, polecam, doskonale wszystko zestawione. Odradzam dla ludzi niezapoznanych jeszcze z redpillem, dla nich to za wcześnie.
  2. Tu wydaje mi się jest klucz, tj. czy porno jest skutkiem czy przyczyną problemu. Twierdzę iż nie zawsze jest to oczywiste. Jeżeli problem jest gdzie indziej niż porno, to przy eliminacji porno problem nie zniknie. Z fizjologicznego punktu widzenia dla organizmu to jest to samo, z tą różnicą, że przy prawdziwej kobiecie dochodzą bodźce, które trudno wytworzyć bez jej udziału (szeroko rozumiane poczucie bliskości i poczucie bycia atrakcyjnym/ważnym dla drugiej strony). Bodziec seksualny jest skojarzony z bodźcami dodatkowymi, trudno mi powiedzieć na ile one robią różnicę. Co do samej psychoterapii, mówię tylko czysto teoretycznie, więc wartość empiryczna będzie zerowa (uprzedzam), gdyż nie mam żadnych z tym doświadczeń. Psychoterapia to oddziaływanie tylko i wyłącznie na korelator i najogólniej ujmując polega na tym, że psychoterapeuta powinien pomóc zorganizować bodźce dla pacjenta, które spowodują w nim derejestrację rejestratów niepożądanych i zastąpienie ich rejestratami pożądanymi. O ile człowiek jest takim stworzeniem, że z reguły potrafi wywoływać bodźce sprowokowane (np. potrafi pomyśleć o smaku cytryny), o tyle o ile wcześniejsze rejestraty takie w nim występują. Procesy te mogą być utrudnione na skutek aktualnego stanu pamięci pacjenta (np. obiegi refleksyjne powodujące wielokrotne dochodzenie do przeświadczeń niszczących i depresyjnych) i psychoterapeuta potrafi tak zorganizować nowe bodźce (poprzez zadawanie pytań, drążenie, inne spojrzenie na sytuację, stwarzanie okazji do refleksji odmiennych od dotychczasowych, etc), że uskutecznią pożądaną zmianę korelatora. Jeżeli sam pacjent jest w stanie sobie je zorganizować, to psychoterapia wydaje się zbędnym procesem.
  3. Niestety nie ma dla Ciebie dobrych informacji. Syf z głowy będziesz przerabiał latami, o ile doczekasz za swojego życia końca tego procesu. Próba logicznego przekonania człowieka, który z babami w tym wieku nigdy nie miał do czynienia tylko pogarsza sprawę. To w ogóle nie jest istotą problemu czy byłby szczęśliwszy czy nie. Nasz bohater doświadcza całkowitego braku kobiet od swojego zarania. Nie jest to rzecz bez znaczenia, poradzić sobie może z taką kwestią mężczyzna, który nie narzeka na ogólny brak powodzenia. Bo najwyraźniej nie ma takich sposobności. Ich słuszność też nie ma znaczenia. Może jest brzydki, może nieśmiały, może nie wie jak, może wie jak, ale kobiety się nie kwapią. Powodów jest pierdyliard i w jego przypadku większość tych powodów będzie trudna do zmiany. Cały problem polega na tym, że nie potrafisz sobie wytworzyć jeszcze silniejszego bodźca, który byłby konkurencyjny do myślenia o tej babie - to nie jest zarzut. Powodem może być brak bodźców przeszłych związanych z powodzeniem u kobiet (nie za wiele ich w życiu doświadczyłeś, to zaledwie niewielka moc w głowie przeznaczona na babę spowoduje wodospad emocji, od której nie sposób się opędzić tradycyjnymi środkami). To działa tak, że baba może się znudzić (albo powodzenie od nich, albo związek, albo bzykanie, albo jeszcze coś innego), ale tylko mężczyznom, którzy doświadczają nadmiaru takich sytuacji a nie niedoboru. Ja też miałem podobne jazdy, z których najdłuższa trwała ponad 4 lata i przy dość sporej wiedzy PUAsowskiej i redpillowej. Logicznie wszystko jest jasne, ale to nie ona (logika) tutaj gra pierwsze skrzypce. Mężczyzna pozbawiony takich doświadczeń jest po prostu w trudniejszym położeniu i warto się z tym pogodzić. Rada ode mnie: jeżeli jesteś w miarę ogarniętym człowiekiem lubiącym (powtarzam lubiącym) robić różne rzeczy, to się nimi zajmij. Odciąż rejestraty związane z tą kobietą na rzecz rejestratów innych równie ciekawych. Bodźce działają jak klawisze fortepianu. Jeżeli są naciskane co regularny czas, to ich natężenie się odnawia, jeżeli jest wzbudzony tylko raz a potem już nie, to jego natężenie wygasa.
  4. To niestety esencja lewicy. Im absurd jest większy, tym przebieranie nóżkami bardziej energiczne. Jesteśmy świadkami całkowitej likwidacji wolności po to, żeby ją oczywiście obronić.
  5. Ale to tylko pokazuje jak bardzo zachodnie lewactwo jest zorganizowane. To nowotwór, który trzeba chyba zlikwidować fizycznie. Niestety nie ma komu tego zrobić. Obawiam się, że gra jest już przesądzona.
  6. To zaradność przechodziła w kierunku od kobiety do mężczyzny w związku? Jak to się spinało? To chyba bardzo rzadki przypadek w przyrodzie.
  7. Dobry temat. Pierwsze i podstawowe pytanie: z czego to wynika, że nie masz znajomych i hobby? Ponad pół życia spędziłem, by rozwikłać te wszystkie zagadki, że jak to jest, że jedni nie mają z tym problemu, a inni już tak. Od rozwikłania zagadki Twojego przypadku będzie zależało to, co powinieneś zrobić mając już tą wiedzę. Każde ludzkie działanie jest wynikiem informacji i energii (w sensie fizycznym, wyrażanej w dżulach). Mam w robocie człowieka, który zagaduje praktycznie wszystkich ludzi napotkanych na swojej drodze bez względu na wiek czy płeć. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby ten człowiek miał na przykład osiem rąk. Zagada cię i właściwie nie ma znaczenia czy mu odpowiesz, bo jego uwaga przechodzi już na coś/kogoś innego. Ja nie jestem w stanie przyjąć nawet takiej energii, a co dopiero chaotycznie nią epatować do przypadkowych ludzi. Zmierzam do tego, że pewnych rzeczy nie da się zrobić, albo inaczej - da się, ale będzie Cię to męczyć. Tak samo jak nie da się przekonać domatora, by wyruszył w świat w poszukiwaniu dzikich przygód. Wyruszy jak będzie musiał, ale będzie go to strasznie męczyć. Ten dyskomfort będzie tym większy im Twoje aktualne zachowanie będzie odbiegało od Twojego realnego dynamizmu. Ten z kolei jest raczej niezmienny na skutek własnej woli (zmienia się wraz z upływem czasu). Wczoraj miałem potworną walkę wewnętrzną czy zrobić trening czy dać się zamulić w drzemkę (a chciało mi się jak jasna cholera). Nie wiem jak to się stało, ale poszedłem robić trening. Tę małą bitwę wygrałem, ale wiem, że większość takich bitew przegram. Wysiłek włożony w przełamanie był ogromny. Problem wszystkich kołczingów w tym zakresie jest taki, że dotykają właściwie tylko sfery informacyjnej u człowieka, a nie energetycznej. Jeżeli ktoś ma w tej sferze (informacyjnej) niepoukładane, to może mu to pomóc. Osoba z problemami z energią nic z tego nie wyniesie i będzie się frustrować, że nie działa. Naprawa procesów informacyjnych przyniesie skutek, o tyle o ile nowe działania, i nowy Ty będziesz się mieścił w swojej granicy tolerancji. Jeżeli jest ona szeroka, to tym łatwiej będzie Ci te zmiany wprowadzić. Wiem co to za ból i frustracja. Razu pewnego postanowiłem pójść na pewien event, by oddawać się swoim powiedzmy zainteresowaniom przy okazji. Wszystko ładnie, pięknie, ale w czasie "pomiędzy" nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i czułem się dziwnie nieswojo. Próba wsadzenia człowieka (lub siebie samego) w nieswoją rolę będzie powodowało uczucie zmęczenia tą sytuacją i chęć ucieczki z sytuacji niekomfortowej do sytuacji zgodnej ze swoimi własnymi parametrami. Jeżeli problem jest w energetyce, to tutaj za wiele raczej nie zrobisz i pozostanie praca tylko nad poziomem, tj. nad wszystkimi procesami informacyjnymi. Sposób mówienia, spokój, siła ducha, pewność ruchów, opanowanie posługiwania się niedomówieniami, tajemniczością, enigmatycznością i tak dalej. Udawanie innego dynamizmu (energetyki) niż się ma w rzeczywistości wychodzi bardzo karykaturalnie i zazwyczaj spada Ci ranking w otoczeniu niż miałby rzekomo być większy. Sposoby znajdywania znajomych nie mają większego znaczenia. Jeżeli problem jest z informacją, to jak ją ogarniesz, to praktycznie dowolna aktywność będzie Ci plusowała, to już bardziej szczegół niż fundament.
  8. @mac Też nie do końca. Takich jak Ty, to na palcach jednej ręki jest. Stety/niestety znikacie w średniej całej populacji i zabawa trwa dalej Ale samozagłada jest jak najbardziej możliwa. Jeżeli jeden człowiek może popełnić samobójstwo, to nic nie stoi na przeszkodzie, by gatunek jako całość zniknął na skutek swoich działań.
  9. Bo to nie jest kwestia do rozumienia. Tylko wysoki poziom gatunku pozwala zadać mu to pytanie. Zwierzęta mają dużo niższy poziom i o reprodukcji decyduje ich tworzywo i dynamizm. Gdyby człowiekowi ten poziom zredukować, to zachowywałby się dokładnie jak zwierzęta i się nad tym nie zastanawiał.
  10. To ta kwestia nie wydaje się być problemem. To też nie wygląda najgorzej. Na popyt ze strony towarzystwa widać nie narzekasz. Tu przydałoby się więcej szczegółów. Jak te relacje wyglądają? Jesteś dla nich psiapsi? Czy może ślinka im leci na Twój widok, ale kompletnie tego nie zauważasz? Jak wygląda Twoja gra? Rechoczesz się z własnych żartów czy raczej twarz pokerzysty niezależnie od sytuacji? Badawczy sposób mówienia czy przewracasz wszystkie butelki bez pytania? Jak nie ma tragedii, to bym się aż tak tym znowu nie przejmował. O ciało trzeba dbać, więc ogarniaj coś jak masz możliwości, Bracia Ci lepiej podpowiedzą co będzie najlepsze. Najważniejsze jest poszukanie przyczyny, być może łatwo jest to naprawić, a być może nigdy Ci się to nie uda. Może być tak, że otoczenie wysyła Ci sygnały uzdrawiające, ale z jakichś powodów ich nie dostrzegasz lub interpretujesz mocno na swoją niekorzyść. Być może jest odwrotnie - nie dostajesz wielu (albo żadnych) pozytywnych sygnałów z otoczenia i wtedy to poczucie jest zasadne. Tu jest Twoja rola do odegrania by się rozeznać w sytuacji, najważniejsze jest poczucie rzeczywistości, bo niedocenienie siebie jest tak samo zgubne jak przecenienie, ale tego z nas raczej nikt Ci nie powie. Wbrew temu co się tutaj mówi, to ja powiem coś zupełnie innego. Powodzenie u kobiet jest bardzo ważnym komponentem w życiu mężczyzny, i którego to nie można zastąpić innym kawałkiem pizzy. Można nie mieć kobiety i mieć powodzenie i można odwrotnie - nie mieć powodzenia a mieć kobietę. To nie jest to samo. Jeżeli nie jest wiele wart, to świat nie stałby na ruchaniu. Imperia upadały, a władcy wywoływali wojny, by przypodobać się panienkom i zamoczyć. Seks może być lepszy lub gorszy, ten gorszy rzeczywiście nie jest wart złamanego grosza, ale ten lepszy już dobrze jest mieć. Wszystko jest kwestią poczucia braku. Jak masz dużo, to możesz trochę odpuścić i może ci się nawet znudzić, ale potem przyjdzie głód i przy jego braku możesz chodzić po ścianach. Cała reszta to logiczne tłumaczenie. @Pocztowy Nie czytałem wszystkiego co inni pisali, ale jakby Ci ktoś tu proponował afirmacje albo coś takiego, to to jest dobre wtedy, gdy Twoje rzeczywiste położenie (te, które wynika z oceny otoczenia) było w miarę bliskie Twojego o nim wyobrażenia. Przy zbyt dużej różnicy, to afirmacje mogą być szkodliwe i pogłębiać oderwanie od rzeczywistości, a przecież mężczyznom tego nie życzymy! Kobiety oceniają mężczyznę według takiej kolejności: tworzywo, dynamizm, poziom, szerokość. Szerokość pomijam na razie, bo ona wychodzi raczej później, ale gdybyśmy ludzki poziom zredukowali do poziomu zwierząt, to liczą się tylko dwa pierwsze. Jeśli chodzi o poziom, to on będzie też odpowiadał za umiejętność gry i pewne właściwości dziedziczne objawiające się rozmaitymi talentami na przykład (tj. talent do nieprzejmowania się przykrościami). Ale żeby ją zaprezentować, to głównie i tak musisz się przebić przez dwa pierwsze. Więc wniosek jest taki, że trzeba postawić dobrą diagnozę tego co rzeczywiście z Tobą jest i co jest tego przyczyną.
  11. Paradoksalnie to nie ma aż takiego znaczenia. Jak wykryjesz materiały wybuchowe we wraku samolotu, to nie musi oznaczać, że brak wskazania winowajcy kwestionuje fakt podłożenia bomby. Dyskusja o tworzywie nie prowadzi do niczego. Nazwiska, instytucje, jakieś loże, grupy trzymające władzę, to są nazwy. Liczą się oddziaływania. Czujesz się źle, ale nie potrafisz nazwać choroby, która Cię trapi, a nawet lekarz nie potrafi jej nazwać. Oddziaływanie jest takie, że czujesz się źle, i że coś musi być tego przyczyną. Świat składa się tylko z trzech rodzajów bodźców: przypadkowe, sprowokowane i narzucone. To jest stosunkowo proste. Jeżeli patrzysz na władzę i w każdej sprawie zachowują się tak, że gaszą pożar benzyną, to łatwo dojść do prostego wniosku: albo to są skończeni idioci, albo wykonują jakieś zadanie, inna możliwość nie przychodzi mi do głowy. Bodajże Glapiński jakiś czas temu stwierdził, że ludzie nie muszą rozumieć ekonomii, bo od tego jest rząd i specjaliści. Ja pieprzę, ale oni muszą nami gardzić...
  12. Nie oglądam tego, bo człowiek się tylko denerwuje. Generalnie świat nieożywiony działa według mechanizmu przyczynowości tj. skutkiem zdarzenia A jest zdarzenie B, i to jest w miarę oczywiste. Natomiast jest jeszcze jedna koncepcja, gdy do świata nieożywionego wprowadzimy jakiś homeostat (na przykład biologiczne organizmy żywe). Tutaj sprawa ma się nieco inaczej, bo im wyższy jest poziom danego organizmu tym ta reguła jest odwrotna. Tzn. przyczyną zdarzenia wcześniejszego jest zdarzenie późniejsze. Wynika to z celu danego homeostatu. Łatwo sobie to wyobrazić, gdy kot próbuje złapać kropkę lasera na ścianie - aktualne położenie kota nie jest skutkiem jego poprzedniego położenia, ale jest "skutkiem" zdarzenia późniejszego jakim jest położenie kropki lasera, bo ją goni. Według tej zasady projektuje się też rakiety manewrujące, które lecą za celem, a nie tak po prostu. Cały problem z teoriami spiskowymi jest taki, że są one z natury rzeczy nie do udowodnienia, jest to jakiś rozkład prawdopodobieństwa. Teoria spiskowa wykracza poza zakres wiedzy poznawczej świata, a wchodzi w zakres problemów decyzyjnych. Trochę się dziwię sceptykom, bo świat jest jednym wielkim kłębowiskiem spisków. Nawet zwykła gra w szachy to spisek. Gracz spiskuje przeciwko drugiemu, jego celem jest przechytrzenie go. Ruchy czy też zamiary na szachownicy mają być najtrudniejsze do odczytania przez przeciwnika. Spisek, to po prostu działanie sprzeczne z deklarowanym zamiarem. Gra w szachy opatrzona jest konkretnymi regułami, a poziom jej skomplikowania raczej niewielki. Jeżeli partner zdradza drugą stronę deklarując jednocześnie swoją niewinność, to spiskuje i ten spisek już nikogo nie dziwi. Być może dlatego, że spiskowcem jest pojedynczy homeostat. Nic nie stoi na przeszkodzie, by więcej homeostatów weszło w jakieś sprzężenie łącząc siły w celu ujarzmienia/zniszczenia pozostałych, co jest w tym dziwnego? Normalne społeczeństwo jest swoistą zupą składającą się z ludzi, który utrzymują względną równowagę. Na skutek ewolucji takiego społeczeństwa różnica mocy poszczególnych ludzi może się powiększać. Jeżeli ta różnica mocy będzie dostatecznie duża, to ci którzy mają największą moc mogą połączyć siły w celu dalszego ujarzmiania tych, którzy moc mają bardzo niewielką. Następuje podział homeostatu na dwie części, z których jedni mają niewielką moc (prawie całe społeczeństwo) i tych, których połączona moc jest ogromna (zarówno w obszarze energii jak i informacji). Fizycznie ten nowy homeostat jest niejako zagnieżdżony w tym pierwszym, ale jego wektor oddziaływań skierowany na ten pierwszy jest niszczący. Dokładnie tak działają nowotwory. Wyodrębniają się z macierzystego organizmu i oddziałują na niego niszcząco, nie wiem czy ktoś taką analogię w ogóle dostrzega, a uważam, że jest oczywista. Tego typu zjawiska na społeczeństwie tym łatwiej się odbywają, o ile poziom społeczeństwa jest dostatecznie wysoki (tj. postęp techniczny). Ilość informacji produkowana w dzisiejszych czasach jest ogromna i zdawać by się mogło, że ludzi nie da się już tak łatwo oszukać. Otóż jest dokładnie odwrotnie, a wynika to z dwóch rzeczy. Po pierwsze wzrost ilości informacji powoduje, że część z nich staje się szumem. To tak jak szukanie odpowiedniego liścia pośród całej sterty liści. Ilość energii potrzebnej do wyszukania informacji użytecznej sterowniczo rośnie. Jak tak dalej pójdzie, to na stwierdzenie, że w nocy jest ciemno będziemy musieli szukać własnego potwierdzenia. A po drugie, ludzie głupieją. Ich szerokość charakteru (tolerancja) rośnie. Są tego plusy dodatnie i plusy ujemne. Plusem ujemnym jest to, że rośnie tolerancja również na absurd. Coraz więcej absurdalnych stwierdzeń nie tyle przestaje budzić kontrowersję, co staje się normą. Stąd stwierdzenia, że obowiązek to nie przymus świetnie zdają egzamin. Wzrost tolerancji można przyrównać do rozregulowania się czujnika temperatury. Dawniej rozróżniał podziałkę co jeden stopień, dzisiaj rozróżnia co pięć stopni. Ryzyko jest takie, że urządzenie może nie odróżnić wzrostu temperatury do stopnia, w którym samo zniszczy urządzenie, i właśnie dokładnie to obserwujemy. Podsumowując, nie jest to kwestia czy tego typu szalone pomysły się spełnią, ale kiedy. I jeszcze jedno - cele mogą się zmieniać w każdym momencie. Jeżeli ktoś czujny wykryje spisek i będzie każdego szturchał i uprzedzał o zagrożeniu, a potem ten spisek zostanie udaremniony (albo spiskowiec zmienił cel/strategię/rozmyślił się) i do spisku nie dochodzi to ten, który o spisku ostrzegał jest szurem, bo coś gadał, ale jak zwykle nic z tego się nie wydarzyło. Otóż oddziaływanie jest takie, że z zewnątrz nic się nie dzieje i życie przebiega po staremu, ale ryzyko realnie istniało. Tak samo jak z podłożeniem bomby. Jeżeli bezpieka udaremni jej podłożenie, to z punktu widzenia społeczeństwa nic się nie zmieniło, ba, nikt nawet o takim pomyśle ani nie słyszał, ani nie widział, ale nie kwestionuje to pewnego kierunku oddziaływań, który w przyrodzie występuje.
  13. Nie chce mi się już tego powtarzać, ale reakcja sytemu jest ZAWSZE kombinacją jego samego i otoczenia. To co dostajesz z zewnątrz jest przemnażane przez to co masz w środku i wychodzi reakcja. Jeżeli masz zupę marchwiową, która składa się tylko z wody i marchwi, to mając bardzo mało marchwi dolewaniem wody niewiele zmienisz, podobnie odwrotnie. Jak będziesz miał bardzo mało wody, to dokładając samej marchwi też gówno się wydarzy. Musisz mieć jedno i drugie. Dokładanie marchwi będzie miało sens, gdy będziesz miał w miarę odpowiednią ilość wody, a dolewanie wody będzie miało sens jeśli będziesz miał w miarę odpowiednią ilość marchwi. I z pewnością siebie jest dokładnie tak samo. DOKŁADNIE tak samo. KAŻDY człowiek oceniany jest przez pryzmat otoczenia, bo w nim funkcjonuje. Jeżeli jesteś wysoki (np. 190) i wszyscy pozostali są dużo niżsi, to będziesz wyróżniony na tym tle. Ale jeżeli w otoczeniu zaczną się nagle pojawiać osoby mające 205 cm i będzie ich coraz więcej, to z wysokiego zaczniesz zmieniać się w niskiego i również wyróżnionego, ale na niekorzyść. Tak działa świat.
  14. Na gruncie cybernetyki szczęście to zbieżność sytuacji z parametrami charakteru - po prostu. Można je osiągnąć dostosowując sytuację do parametrów albo parametry do sytuacji. Pewnych parametrów nie da się zmienić (albo zmienia je się bardzo wolno), więc zazwyczaj ludzie próbują zmienić sytuację. + No i tu możemy wyróżnić trzy fazy, w których znajduje się system (człowiek) w zależności jak bardzo oddalony jest od położenia równowagi (szczęścia). Najbardziej niekorzystny to jest stan walki o przetrwanie. Jest to sytuacja gdzie życie jest bezpośrednio zagrożone, wtedy nie liczą się inne rzeczy tylko cała moc jest zużywana na oddalenie zagrożenia. Druga faza, to walka o wydłużenie życia. Następuje jeśli pierwsza faza została zażegnana. I trzecia faza jest wtedy, gdy druga została zażegnana, i to jest walka o pozycję w stadzie. I tutaj wchodzą w grę wszystkie kwestie zdobywania dalszej mocy i sterowania się w otoczeniu (czyli kształtowaniu sytuacji doprowadzając ją do zbieżności z parametrami charakteru). Te trzy fazy mają taką kolejność i nie da się ich zamienić. To co opisałem jest bardzo proste na odpowiednim stopniu ogólności. Mnogość ludzkich zachowań jest tak duża, że nie sposób przeanalizować wszystkiego, ale zgadza się co do ogólnych ram.
  15. Aż oplułem nowy monitor. A teraz śpij i zapomnij o tym co widziałeś, co słyszałeś, co przeżyłeś i... pomyśl, że to sen, że to wcale nie działo się-ę tak będzie lepiej, śpij...
  16. Najgorsze jest to, że właściwie nie ma już dobrych rozwiązań. Z każdym dniem pozostaje już tylko coraz gorsze, o ile w ogóle jeszcze jakieś zostało.
  17. Pytanie czy nie lepszą strategią byłoby... zakładając, że chodzi o restaurację, to w przypadku zażądania covid passa skrytykować komentarzem w sieci za słabe żarcie. Część ludzi jest za segregacją a część przeciw. Ale jak opinie będą dotyczyć jakości usługi, to na to zareagują wszyscy (kto chce jeść szit w restauracji?). A że jest to akurat nieprawdą? Każda wojna będzie miała swoje ofiary.
  18. Ja obawiam się w sumie jeszcze jednej rzeczy. Sytuacja może (zaś nie musi) zostać sprowadzona do takiego kuriozum, że my obywatele przyjdziemy skruszeni do rządu poprosić o szczepionkę. I wtedy oni się będą zastanawiali czy ją nam zaaplikować skoro jej na początku odmawialiśmy. Jak zrozumiemy, że nie ma już innego wyjścia. Jak od dłuższego czasu nie będziemy mieli nic w ustach... Jest to sytuacja doskonałego niewolnika i doskonałego pana (oboje nie mogą zmienić już swojego położenia). W tej chwili sami wchodzimy do klatki, potem ona się tylko zatrzaśnie. To co wypisałeś, to oczywiste oczywistości dla mnie od dłuższego czasu.
  19. Po pierwsze, to nie zmienia się reguł w trakcie gry. Po drugie, usługa ta jest procesem tak jak jedzenie przystawki, dania głównego i deseru, gdzie całość była w pakiecie od początku. Po trzecie, co to znaczy dezinformacja w sprawie wirusa? Trzeba napisać jasno, że nie wolno rozpowszechniać treści, które są niezgodne z oficjalną linią polskiego rządu / oficjalnym stanowiskiem WHO / stanowiskiem osoby X albo po prostu nie wolno rozpowszechniać stwierdzenia xyz. Dezinformacja ma tutaj to do siebie, że właśnie próbuje się to ustalić. Albo też napisać w regulaminie, że zastrzegamy sobie prawo do usunięcia dowolnego profilu, w dowolnym momencie bez podania przyczyny. Tylko, że tego się nie zrobi. No bo jak to, nie można mówić inaczej niż na przykład rząd? Lewica zawsze musi trzymać za mordę używając kakofonii pojęciowej i wić się jak piskorz. Pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda.
  20. Wyobraź sobie, że jesteś na wyspie, na której jest tylko jedna kobieta. Załóż, że ta kobieta nigdy nie widziała żadnego mężczyzny oprócz Ciebie. Nie ma Cię z kim porównać ani pod względem ekonomicznym ani też wyglądu. Jak sytuacja się potoczy? Im więcej kobieta będzie miała rozróżnień, tym bardziej wyostrzy jej się obraz. Do tego rozróżnienia jeszcze musisz wstawić prawidła podaży i popytu (który wiemy jaki jest na rynku matrymonialnym). Charakter kobiet kształtuje otoczenie, w którym się znajduje. Jest ona jak kropla wody w rzece, której kierunek kształtują prądy rzeczne. Jeśli w jakimś miejscu rzeki strumień jest bardziej statyczny, to kropla w nim będzie płynąć według nieco innej charakterystyki. Z kobietami jest tak samo. Jeżeli kobieta jest atakowana informacjami skutkującymi obniżeniem jakiegoś progu wrażliwości na pewne cechy w sposób przewlekły, to przyzwyczai się do tego nie zdając sobie nawet z tego sprawy. A Tobie jako facetowi natrafienie na starszy egzemplarz, który nie uległ tym bodźcom będzie coraz trudniejsze. Takie prawidłowości obserwuje się u kobiet ze wschodu, które nie dostały takich bodźców, a potem przyjeżdżają na zachód. Rozbestwiają się natychmiast, bo okoliczności ją właśnie tak kształtują. Każda relacja musi mieć zasilanie. W przypadku mężczyzny są to głównie emocje. Forsa jest dodatkiem (koniecznym do utrzymania). Na dowód, że forsa jest dodatkiem jest to, że facet nawet kobiety nie musi fizycznie widzieć, wystarczy że odpowiednie cyfry będą się pojawiały regularnie na jej koncie. Jednak brak tych cyfr powoduje utratę albo przeżycia albo wygody (co bardzo życie ułatwia). Natomiast relację sensu stricte budują emocje (one mogą być bardzo różne) i to one są magnesem. Jeżeli kobieta łasi się do faceta bogatego, który jej się nie podoba (a który w dodatku nie dostrzega, że łasi się ona tylko dla pieniędzy), to jest to zagranie taktyczne, które w samej kobiecie wywołuje pogardę do niego z powodu nieumiejętności rozróżnienia przez faceta sytuacji, w której on sam się znalazł. Kiedyś proporcje pomiędzy wyglądem a zasobami były zupełnie inne. Jest to wynik tego, że wtedy kobiety bardziej mężczyzn potrzebowały (dzisiaj wydaje im się, że nie muszą), a po drugie kształtowały się w innym otoczeniu jak wspomniałem wcześniej ze strumieniem zupełnie innych bodźców.
  21. W mojej głowie rysują się najczarniejsze scenariusze. To się powinno skończyć jak obalenie Ceausescu.
  22. Ja tylko zaznaczę, że to dla ludzi o mocnych nerwach. Na trzeźwo nie da się tego ani przeczytać ani skomentować.
  23. Już tu gdzieś o tym pisałem, że Twoja wartość, to kombinacja reaktywności systemu (czyli Ciebie samego) i bodźca z otoczenia. Wyobraź sobie, że jesteś na bezludnej wyspie sam i nie masz się do kogo porównać. Wszystkie problemy w jakiś sposób starasz się rozwiązać, ale jak pojawi się druga osoba i ona też będzie je rozwiązywać, to może to zrobić lepiej lub gorzej. Dostajesz bodziec z otoczenia, który w połączeniu z Twoją reaktywnością (czyli czymś co możemy roboczo nazwać pewnością siebie) daje końcowy wynik. W skrócie - ten końcowy rezultat może Ci podbić status społeczny (jeśli jesteś lepszy) albo obniżyć (jeśli jesteś gorszy). Twój status społeczny w społeczeństwie jest wypadkowym wektorem oceny Twojego potencjału w społeczeństwie, z którym oddziałujesz. Jest on z nim w ciągłym sprzężeniu. Bardziej bym to określił jako lęk przed kompromitacją. Jeśli jesteś świadomy swoich braków, to będziesz unikał ekspozycji o zwiększonym ryzyku wystąpienia Twoich niekompetencji, a to natychmiast przez otoczenie jest wychwytywane. Dokładnie tak. System autonomiczny (w tym oczywiście człowiek) ma coś takiego jak moc fizjologiczną i moc socjologiczną. Ta pierwsza jest ograniczona tworzywem, z którego człowiek jest zbudowany, tą drugą można powiększać praktycznie bez ograniczeń za pomocą tej pierwszej. Czym jest znajomość samochodów i wiedza jak zachować się w danej sytuacji? To nic innego jak umiejętność skuteczniejszego sterowania się w otoczeniu (uwaga: w stosunku do innych osób, bo trzeba to przecież do czegoś porównać). Skuteczniejsze sterowanie się jest z definicji bardziej atrakcyjne niż sterowanie mniej skuteczne.
  24. Nie. Nie ma czegoś takiego jak wolność od niebezpieczeństw. Zapoznaj się z paradoksem doskonałego niewolnika i pana. Ja dokładam cegiełkę, ale dokłada ją każdy. Jak każdy będzie kopać wspólną mogiłę, to szybciej wykopiemy sobie grób. To są długofalowe procesy społeczne, a nie jednostkowe. Warto pomyśleć dalej niż tylko pół ruchu do przodu. Zachęcam się do niego odnieść, bo właśnie o to jest teraz wojna. Możesz sobie myśleć, że wojna jest z wirusem, nic na to już nie poradzę. Ludzkość jest dzisiaj tak głupia jak nigdy dotąd, jest niemożliwe wręcz, by taka okazja została zmarnowana. Nie, nie musisz tego rozumieć. A nawet wskazane jest, byś tego nie rozumiał. Na takiej, że częściej przechodzisz przez pasy. Zwiększanie powtórzeń powoduje wzrost ryzyka, i tak dalej, i tak dalej. Ale tak robią. Całe niemal życie społeczne opiera się na społecznej homeostazie. Od technicznych wynalazków do mówienia sobie 'dzień dobry' na klatce. A terror zawsze musi podtrzymywać stany niestabilne. Nie wiem dlaczego, ale przychodzi mi tutaj na myśl ostatni szczyt klimatyczny i to czym przybyli na niego najdostojniejsi dygnitarze. Plebs sterroryzować, ale samemu mieć wszystko gdzieś. Lenin też to zauważył. Zagadka: myślisz, że niebinarna biomasa będzie w stanie stworzyć spoiwo społeczne, w którym jednostki będą zauważały problemy inne niż swoje? Czy wszystko będzie musiał robić urzędnik przystawiając pistolet (strzykawkę) do głowy? Istnieje takie ryzyko, ale ono jest największe w warunkach całkowitego braku prawa (lub prawa sprzyjającego takim sytuacjom). Wtedy 'korporacje' mogą przejąć funkcje przemocowe nad społeczeństwem, które siłą rzeczy jest przepoczwarzone. Taka sytuacja po pierwsze nie rodzi się zbyt szybko, po drugie jest trudna (albo niemożliwa) do powstania w warunkach prawa wspierającego homeostazę społeczną, po trzecie - równowaga społeczna, która istnieje w takim społeczeństwie jest naturalną siłą przeciwdziałającą powstawaniu tego typu zakłóceniom. Twoja wizja jest o tyle gorsza, że po pierwsze - w ogóle nie opiera się na równowadze, jest zakłóceniem samym w sobie (każda komuna opiera się na terrorze i prowadzi do rozlewu krwi), po drugie jest ewolucyjnie niestabilna, i po trzecie - tak jak moja teoria może doprowadzić do powyższej sytuacji - tak Twoja - zawsze do niej doprowadzi.
  25. Świat działa tak, że bezpieczeństwo jest sprzęgnięte z wolnością. Zabierając jedno licząc na więcej drugiego, nie będziesz miał ani jednego ani drugiego. Ja ryzykuję tym, że przyspieszam zmiany społeczne i pewne - obawiam się - nieodwracalne procesy sterownicze w społeczeństwie. Twój wuj ryzykuje bardzo wieloma rzeczami. To jest jedno z miliona zagrożeń czyhających na ludzi. I świat działa też tak, że jedni się bardziej narażają, inni mniej, i część jest z ich winy, a część bez ich wiedzy i zgody, jak mawiał klasyk. Czy świat, w którym będziesz rozliczany za ilość przejść przez pasy na drodze będzie powodowała wzrost na przykład podatków, które będziesz musiał zapłacić za przekroczenie limitu? Im więcej chodzisz tym większe powodujesz zagrożenie dla siebie i innych. Czy każde zagrożenie ma być w ten sposób monitorowane? Jeżeli taki świat Ci się marzy, to warto by było to powiedziane jasno od początku. Te wizje świata są tak różne, że ludzie o innych poglądach nie będą w stanie funkcjonować na jednym obszarze, bo w tym momencie przedmiotem wojny jest w ogóle co innego dla Ciebie, a co innego dla mnie. Ale niech to będzie jasne, że jak dojdzie do ostatecznego rozwiązania tej kwestii, to każdy będzie wiedział o co się bije.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.