Skocz do zawartości

Jak wpadliście na pomysł tego co będziecie chcieli robić w życiu?


Czy odnalazłaś/łeś co pragniesz robić w życiu lub co Ci nadaje mu sens  

64 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy odnalazłaś/łeś co pragniesz robić w życiu lub co Ci nadaje mu sens



Rekomendowane odpowiedzi

Jeżeli mam być szczera to dzieciak po liceum średnio zdaje sobie sprawę co będzie robił w życiu za kilka lat.

Inaczej chyba w zakresie praktycznego technikum ale te czasy gdzie tak było minęły dawno temu.

Wybór studiów był świadomy, dalsze kształcenie także ale życie ułożyło się tak, że pracuję w takiej branży gdzie nabyta wiedza jest istotna ale bardziej doświadczenie, certyfikaty i czerpanie z praktyki.

Ale spinam obecnie wszystko w całość i mam nadzieję, że dodatkowe specjalistyczne studia z wykorzystaniem wiedzy i doświadczenia pozwolą mi zmienić drogę zawodową i powrót niejako do korzeni.

Na szczęście w przeciągu kilku lat się zmieniły przepisy prawa i aby wykonywać swój zawód nie muszę mieć dodatkowych uprawnień. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, Lady Bathory napisał:

Jeżeli mam być szczera to dzieciak po liceum średnio zdaje sobie sprawę co będzie robił w życiu za kilka lat.

Wydaje mi się, że w większości taki stan rzeczy to wina tego, że nikt tym młodym ludziom nie pokazuje możliwości. Kiedyś były jakieś kółka zainteresowań, zajęcia techniczne i inne tego typu. Co mądrzejsi rodzice (i poświęcający czas swoim dzieciom) czasami są w stanie zainteresować czymś pociechy, rozpalić płomień zainteresowania jakimś tematem.
Teraz dzieciaki siedzą przed komputerami i jeśli marnotrawią w ten sposób czas to nagle budzą się z amoku (albo i nie) z ręką w nocniku i nie wiedzą co chcą robić, a dorosłe życie już wygląda zza rogu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, masculum napisał:

Wydaje mi się, że w większości taki stan rzeczy to wina tego, że nikt tym młodym ludziom nie pokazuje możliwości. Kiedyś były jakieś kółka zainteresowań, zajęcia techniczne i inne tego typu. Co mądrzejsi rodzice (i poświęcający czas swoim dzieciom) czasami są w stanie zainteresować czymś pociechy, rozpalić płomień zainteresowania jakimś tematem.
Teraz dzieciaki siedzą przed komputerami i jeśli marnotrawią w ten sposób czas to nagle budzą się z amoku (albo i nie) z ręką w nocniku i nie wiedzą co chcą robić, a dorosłe życie już wygląda zza rogu. 

Częściowo masz rację ale ja odnosiłam się do swojego pokolenia. Obecnie dzieciaki maja szeroki wachlarz zajęć dodatkowych odpłatnych jak i dostępnych w ramach zajęć poza lekcyjnych. W dużych miastach to żaden problem zapisać dzieciaka na język japoński, zajęcia z programowania, balet czy cokolwiek innego. Kwestia funduszy rodziców i chęci dzieciaka. 

Fajną opcją jest tzw. gap year.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.04.2022 o 18:42, SzatanK napisał:

Czy wy odnaleźliście własną drogę?

Chcecie się nią podzielić publicznie na forum?

 

A może pragniecie podzielić się swoimi sposobami, które was nakierowały w którą stronę iść?

Moja droga była i jest pokrętna. Jako dziecko interesowałem się wszystkim: informatyką (nie, nie jest to eufeizm na granie w gry), geografią i geologią, astronomia, sportem ale głównym moim zainteresowaniem była zawsze historia. Jak widać zainteresowań dużo ale nic konkretnego. Zawsze olewalem matmę i fizyke (a na co mi to, jakieś sinusy i cosinusy - do f. trygonometrycznych jeszcze wrócę by pokazać jak życie jest przewrotne) i szukałem drogi na skróty.

 

Najpierw technikum budowlane (nie mój wybór, wybór moich rodziców). Po technikum rozdarcie bo jako że olewalem matmę i fizyke nie miałem opcji na politechnikę (naturalnym krokiem byłoby pójście na budownictwo a dalej uprawnienia budowlane) a jednak studiować chciałem. Tak poszedłem na uniwerek, na ekonomię jednocześnie pracowałem w firmie budowlanej w biurze. Skończyłem ale dalej jakiejś klarownej drogi dla siebie nie widziałem. Tu wpadłem w tzw. efekt utopionych kosztów bo raz że technikum (rok dłużej w szkole średniej) a dwa ponad trzy lata pracy w firmie budowlanej powodowały, że dwa chciałem pracować w branży co bez studiów budowlanych i uprawnień jest trudne i do wielu rzeczy Cię nie dopuszczą. Tak zainteresowałem się nieruchomościami a konkretnie ich utrzymaniem, administrowaniem, zarządzaniem. Najpierw studia podyplomowe a potem praca w administracji. Juz lepiej jak firma budowlana, trochę się przekwaifikowalem ale dalej wykorzystywałem i swoje wykształcenie i wcześniejsze doświadczenie oraz poznałem specjalistów z innych branż. I tu przechodzimy do sedna mojej historii. Bo w tym momencie liczę że trafiam na właściwą drogę.

Poznałem pewnego elektryka z administracji. Gość już w okresie ochronnym przed emerytura i już nie pracował fizycznie, siedział ze mną w biurze. Opowiadał o swojej dotychczasowej pracy i o tym jak wybudował dom. A zarobił tak: że za komuny zaczął pracę jako elektryk na PKP i tam pracował do 2015 roku. Za komuny wiadomo, kombinowanko a potem w latach 90 pracował w utrzymaniu trakcji na kolei (praca na zmiany) a w dni wolne wynikające z grafiku robił różne fuchy na swojej działalności. Czasem po administracji też jeszcze coś robił. I co? I wziął mnie na jedną fuchę jako że wykazywałem zainteresowanie tematem. I tak wszedłem w temat elektryki:) tez nie odrazu, bo gdzieś strefa własnego komfortu plus odrzucenie swoich dotychczasowych doświadczeń (wspomniany efekt utopionych kosztów który u mnie z czasem był tylko większy). Najpierw zobaczyłem jak on wiąże rozdzielnie, potem wprowadził mnie w temat sterowania i automatyki. W międzyczasie zapisałem się (a byłem już po 30.) do szkoły policealnej na technika elektryka (i jebać, że już mam studia inne). Tu w tej szkole przemoglem się do fizyki i matmy która w trakcie, jak ja to nazywam, właściwej edukacji olewałem. Okazało się, że pół elektryki opiera się o funkcje trygonometryczne to i te sinusy i cosinusy rozkmniłem. Mało tego, w końcu i calki mi się na coś przydały. W temat elektryki a zwłaszcza automatyki wszedłem tak mocno, że zainteresowalem się PLC i chciałem zostać programista PLC (nic w tym kierunku nie zrobiłem, stwierdziłem tylko "fanie byłoby umieć") ale zamiast tego, inny kolega (programista pełnoprawny) podsunął mi pod nos Arduino. Pobawiłem się. Jesienią zeszłego roku kupiłem STM32 i zamiast PLC zacząłem uczyć się prograowania w języku C mikrokontrolerów i siła rzeczy zamiast interesować się instalacjami na 230/400V bliżej mi do sieci niskopradowych 12/24V czy wręcz elektroniki. W zeszłym roku myslalem nawet o studiach z elektrotechniki na polibudzie, tak mocno wszedł mi ten temat, nie zdecydowałem się jednak. W tym roku zastanawiam się jednak nad informatyką (albo technik programista albo studia na uniwerku i wykorzystując że mam już licencjat wskoczyc na II stopień). Pracuje jeszcze w administracji ale mam czasem drobne własne fuchy po godzinach. Gdyby nie szkoła i nauka to miałbym więcej. Mój cel? W styczniu 2023 kończę policealna elekrryczną a za rok (wiosna) właśnie o tej porze chcę pójść w programowanie embedded (staż, praktyki, może junior) albo ew jakas inteligentna elektryka, inteligentne instalacje.

 

Podobne pomysły (elektronika, programowanie) miałem już po licencjacie. Chciałem to rzucić ale jeśli ktoś wierzy w przeznaczenie to powie, że to nie był mój czas. Nie znałem odpowiednich osób które poznałem później i mnie zainspirowały i zabierałem się do tego mega źle. Zamiast C uczyłem się... ...VBA i excela xD za elektronike też jakoś zabierałem się poprostu źle. Po licencjacie wtedy chciałem iść na informatykę. To wszystko nie podobało się mojej myszce ówczesnej. "Co? Chcesz iść od nowa na studia? Studiować od nowa? Uczyć się do 30? (Wtedy miałem 26 lat)". I właśnie wtedy zamiast na informatykę to poszedłem na podyplomowke z zarządzania nieruchomościami. Szkoda, że po drugim zjeździe na studiach, myszki już nie było - śmieci same się wyniosły a ja zostałem z nierozwiązanymi problemami na koleje 6 lat. Ale jak wspomniałem, może to nie był mój czas? Dziś wiem, że ona tylko przerzucała na mnie swój babski paradygmat: domy, śluby, zapierdol na nią a nie studia, rozwój, zaczynanie od nowa.

 

Reasumując: u mnie jak widać zadecydowała suma przypadków, zainspirowanie się innymi osobami i ich doświadczeniami. Rodzice nie potrafili mnie zainspirować (wręcz budowali poczucie niższej wartości) to musiałem szukać inspiracji u obcych. Pewnie, żałuję jak cholera, że takie rzeczy robię po 30 a nie 10 czy 15 lat temu ale jest to cena za brak własnego zdania w wyborze technikum oraz uleganiu efektowi utopionych kosztów w swoich latach 20-30. "Ooo bo już tyle rzeczy zrobiłem, technikum, studia, praca, że szkoda to rzucić".

Edytowane przez Dassler89
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak szedłem na studia (politologię), nie miałem w sumie sprecyzowanego planu na życie. Studia wybierałem zgodnie z zainteresowaniami - interesował mnie współczesny świat, polityka, czytałem masę książek itd. Myślałem też o prawie ale miałem dużo wątpliwości, czy się na nie dostanę. I odpuściłem. Jeden kierunek wybrałem, na jeden zdawałem. 

 

Statystyczne perspektywy zawodowe po naukach politycznych nie zapowiadały się zachęcająco. Albo kisnąłbym w jakimś zafajdanym urzędzie za śmieszne pieniądze, albo trafiłbym do szkoły, albo został mediaworkerem (za moich czasów się tej profesji jeszcze tak nie nazywało) za kolejne śmieszne kwoty. Chociaż za młodu jeszcze najbardziej cieszy, gdy ktoś Cię wydrukuje i podpisze gdzie imieniem i nazwiskiem.

 

I tak źle i tak niedobrze. Pracowałem mniej lub bardziej dorywczo tu i tam (to były dzienne studia), nigdzie do końca mi nie pasowało w stu procentach. 

Aż w końcu trafiłem do pewnej firmy, która dała mi podwaliny profesji, a ja ją sobie z czasem na swój sposób wymyśliłem "na nowo" :) Ustanowiłem pewne branżowe trendy, co cieszy (wtedy kompletnie się tego nie spodziewałem). Gdy widzisz że ktoś kopiuje mniej lub bardziej udanie to, co wymyśliłeś. Konkurencja bliższa lub dalsza.

 

Więc był to w sumie w jakimś stopniu przypadek, że sobie zawód i profesję "wymyśliłem", który wykonywałem do połowy zeszłego roku. 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

(odnawiam temat, bo ciekawy)
Wybrałem informatykę, bo starszy brat wybrał informatykę. To nie było jakieś głębokie przemyślenie. Lubiałem bawić się w dzieciństwie w modyfikacje gier - modelowanie w Blenderze, trochę C++, ale to jest tylko to co lubię robić. Miałem zajawkę na "bycie przedsiebiorcą" (xD kucowanie korwinowe), na wojsko, na inżynierię budownictwa (mając obsesję na punkcie okien, wielkości domów, wytrzymałości stropu itd.), na stolarkę (chodziło do obory strugać drewno do palenia, albo wcześniej do lasu z piłą - jako że była bieda, a na zawodówkach/technikach patola, to nie miałem jak w to iść..). Potem w liceum poszedłem na mat-fiz. Szedłem po najniższej linii oporu. Potem na studiach rok zarządzania z życia wyjęty, potem 3 lata geoinformatyki z sukcesem ukończone (tam także miałem całkiem interesujące przedmioty np. o geodezji, o AutoCAD [rysunek techniczny], różne programowania, geometria obliczeniowa itd. itp.). Potem, może bardziej z nacisku środowiska, poszedłem na infę na magisterkę, gdzie poziom zrył mi mózg i trochę znerdził. Teraz od pół roku jestem na stażu, ale raczej sobie nie odpalę, stąd sobie patrzę na forum po takich wątkach. Tryb siedzący 17 godzin dziennie i 2-3 godziny spania nie są raczej dla mnie..

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, że odgrzebano ten temat. 🙂

 

Wiecie, z jakiej rodziny jestem, więc człowiek imał się wszelakich prac.

Za nastolatki, by mieć własny grosz, imałam się pracy w sadownictwie, w szklarniach, stąd u mnie w domu jest mała fiksacja na uprawie pomidora i papryk ostrych. 🙂

 

Po odebraniu dowodu osobistego pojechałam do Niemiec pracować jako lakiernik części samochodowych. 🙂

Miałam zjechać na chwilę do Polski, zrobić maturę i wrócić do Niemiec na studia pielęgniarskie, ale... 

Że wtedy miałam deficyt męskiej uwagi w kontekście wiadomym (uroki bycia mało atrakcyjną), to poszłam za ówczesnym chłopakiem i zostałam w PL. Przewracam oczami na samo wspomnienie, bo dla tego chłopaka byłam "opcją z rozsądku". Dlatego ważne, by dostać z domu rodzinnego pewność siebie, by wszelakie niedobory potem nie wpływały na nasze decyzje życiowe.

 

Pracowałam później dla kilku fundacji (sprawy organizacyjne, fundraising)

Studiowanie pielęgniarstwa na coś mi się wtedy przydało, bo był grosz przy dupie.

Opiekowałam się pacjentami w domu, więc był kolejny grosz.

Pojebałam pielęgniarstwo. Tego ojciec i mój mąż nie potrafią mi wybaczyć, a ja tej decyzji nie potrafię żałować. 🙂

 

Była praca na produkcji. O meblu coś tam wiem. 🙂

 

Potem : branża odzieżowa. Od pani w sklepie, po centralę. 

Niby tylko ubrania, ale wdrozajac się w cały proces szycia, technologii, zamówień, magazynowania, szkoleń, wyjazdów, księgowości, HR, kampanii reklamowych/sezonowych - jest całkiem ciekawie. "Brzydula Ula" czasem mówiła prawdę o tej specyficznej branży. 🙂 

 

Teraz jestem zupełnie w innym miejscu zawodowym. 

Edytowane przez meghan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny temat. Jestem zaskoczona, że wszyscy tu piszą tylko o zawodzie/pracy. Dla mnie zawsze celem była zgrana i kochająca się rodzina oraz przyjaciele. Ogólnie można powiedzieć że relacje z bliskimi ludźmi zawsze były i są nadal dla mnie największą wartością. Jak czuję, że dla kogoś bliskiego jestem wsparciem i jak wiem że sama mogę na liczyć na innych to jestem spełniona. Gdy coś mi się w relacjach psuje to całą życiową energię wkładam w to by je naprawić, tracę siły na wszystko inne. Zdecydowanie moim sensem jest moja rodzina. 

 

Nigdy nie przykładam tak wielkiej wagi do życia zawodowego i może dlatego paradoksalnie zawsze szło mi ono gładko. Mam przyjemną pracę, robię to w czym jestem dobra i w bardzo elastycznej formule, kasa się zgadza, a przede wszystkim mój zawód pozwolił mi mieć 3 dzieci bez większego uszczerbku dla mojej ścieżki zawodowej. Jak łatwo zgadnąć, pracuję w IT :) Co do pojawiającego się tu wątku wypalenia w tym zawodzie - myślę, że ta praca nie może być sensem po prostu, tu nie ma jakiejś misji, jakiegoś poczucia spełnienia. To jest zawód, który jest przyjemny, daje duże możliwości podróży czy właśnie zaangażowania w życie rodzinne i daje bardzo dobre pieniądze, które mogą zaspokoić wydatki związane z realizacją swoich celów życiowych. Ale sama w sobie nie da spełnienia, bo tu nic realnego się nie tworzy. Jest złudzenie tworzenia, ale to są tylko "dzieła" wirtualne. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś w gimbazie podjąłem decyzję o pójściu na kierunek studiów, po ukończeniu którego miałbym sprawować dane stanowisko.

Studiów na tym kierunku nie podjąłem w wyniku wypadku losowego przed maturą, tzn podjęcie tego kierunku okazało się niemożliwe od razu po maturze. ugUEm - zaniechałem zdobycia wyższego wykształcenia ( co widać i słychać xD), czego nie żałuję.

 

Miałem kilka "opcji sytuacyjnych" na siebie i kilka prac/ aktywności, w których "się widziałem". 

Jak na razie - wykonuję zawód z tej listy, chociaż samo zdobycie uprawnień wydawało mi się przeszkodą nie do sklejenia. Jestem świadomy również, że nigdy nie będę tak dobry w tym jak większość kolegów po fachu. Niemniej jednak - jakoś kleję temat i szekle się zgadzają.

 

Co do pozostałych aspektów życia - dzięki zdobytej na forum wiedzy - zmieniłem listę celów i priorytetów.

Edytowane przez Kiroviets
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.