Skocz do zawartości

J. Horsie

Starszy Użytkownik
  • Postów

    452
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    528.00 PLN 

Treść opublikowana przez J. Horsie

  1. Pełna zgoda. Nigdy nie strzelałem z broni do człowieka i mam nadzieję, że nie będę musiał, nawet w obronie własnego życia, ale uczestniczyłem kiedyś w ćwiczeniach ze strzelectwa typowo bojowego i trenowaliśmy strzelanie na sucho do biegnącego do Ciebie człowieka. Broń rozładowana, wcześniej sprawdzona, w kaburach, 10m przede mną mój przeciwnik, zbliża się, krzyczy. Mieliśmy jak najszybciej wyjąć broń, przeładować (Glock 17, bez magazynka) i strzelić na sucho w jego kierunku. Niby proste, a ludziom się różne rzeczy zdarzały - jeden zapomniał po której stronie ma kaburę, drugi źle złapał za chwyt broni i spadła mu na ziemię, trzeci zapomniał przeładować i próbował strzelać. Inne ćwiczenie. Stoisz z Glockiem w kaburze, za Tobą instruktor każe Ci jak najszybciej wyciągnąć broń, przeładować i strzelić do tarczy 3 metry przed Tobą. Ale wcześniej nic nie mówił, że będzie głośno krzyczał za uchem i Cię delikatnie szturchał, żeby Cię rozkojarzyć. Strzelanie w stresie, lub bo ciężkim wysiłku fizycznym to całkiem inna bajka. Wystarczy pooglądać filmy z akcji policyjnych w USA. Świetnie wyszkoleni strzelecko funkcjonariusze potrafią w stresie popełniać proste błędy, które mogą zaważyć na ich życiu. Oglądałem filmik, gdzie policjantowi podczas ostrzeliwania z podejrzanym skończył się magazynek, zamek w tylnym położeniu, wyrzucił stary, wyjął z ładownicy świeży i próbuje go włożyć spłonką w stronę wylotu lufy (powinno być pociskiem w stronę wylotu lufy, spłonka naboju skierowana w stronę strzelca). Zorientował się prawie od razu, ale te 2-3 sekundy opóźnienia w chwilach zagrożenia życia to dużo. Także strzelanie statyczne do papieru to jedna sprawa, a strzelanie dynamiczne, bojowe to całkiem inna para kaloszy. Jeśli macie możliwość postrzelajcie kiedyś na strzelnicy otwartej na jakimś torze do strzelań dynamicznych, na czas. Wcześniej pasowałoby zrobić ten sam tor na spokojnie, bez pośpiechu, nawet bez wcześniejszego biegania. Zobaczycie różnicę.
  2. Wiem, że tak się mówi potocznie i nazywa się teologię nauką, ale nie powielajmy tego błędu. Że napędza bardzo specyficzny przemysł, od którego ja też się trzymam z daleka - pełna zgoda Teologia to nie jest żadna nauka. Od biedy można by ją podciągnąć pod historię literatury, teorię czy historię kultury, socjologię, filozofię kulturoznawstwo, religioznawstwo, jako gałąź tychże dyscyplin, ale nie można jej rozpatrywać jako samodzielnej dyscypliny naukowej. Najbardziej by tu pasowała filozofia - jest teoria i niech sobie ją tam w spokoju omawiają. To, że ma w nazwie logos i jest wykładane na uniwersytetach wcale nie znaczy, że jest nauką. Żeby jakaś dziedzina wiedzy mogła być zaliczona jako dziedzina naukowa musi mieć odpowiedni aparat naukowy, chociażby metodologię. Czym się zajmuje teologia? Wg Josepha Ratzingera (żyjącego jeszcze, byłego papieża Benedykta XVI): źródło: http://dlibra.kul.pl/Content/29949/3_czym_jest_teologia.pdf Teologowie to bardziej tacy pisarze fantastyczni, niż naukowcy, bo wzięli sobie na warsztat kilkadziesiąt większych tekstów zebranych i wybranych podczas głosowania kilkaset lat temu, często błędnie przetłumaczonych (mam na myśli Pismo Św. w aktualnym wydaniu) i sobie nad tym dokumentem radośnie debatują. Z teologa taki naukowiec, jak z mysiej pizdy worek na mąkę.
  3. Miałem taki kiedyś. Najlepszy fun miałem parę lat temu z nasłuchiwania rozmów telefonicznych telefonów bezprzewodowych w okolicach 400MHz (dokładnych częstotliwości nie pamiętam, bo to dawno było). Tepsa montowała na wsiach telefony bezprzewodowe na radiolinii, tam gdzie nie opłacało się kłaść miedzianego przewodu. No lepsze niż kabaret :) Teraz już nie ma tych transmisji. Policji też możesz próbować nasłuchiwać (nie podsłuchiwać), ale większość ich transmisji idzie teraz w trunkingu (jest kodowana), czego ten model nie ma. Ewentualnie po GSM. Gdybyś próbował złamać to szyfrowanie, to podchodzi to już pod paragraf (przełamywanie zabezpieczeń elektronicznych czy jakoś tak). No policji nie posłuchasz, może jeszcze gdzieś na zadupiach nie mają kodowania, ale jest wiele innych fajnych rzeczy, których można z pomocą tego skanerka nasłuchiwać (pasmo lotnicze np).
  4. Bierz poleasingówkę jak koledzy radzą. Marka? Bez znaczenia, jeśli weźmiesz coś z biznesowych modeli Wielkiej Trójki: Dell, HP, Lenovo. Dell: seria Latitude, Vostro, Precision HP: Probook, Elitebook Lenovo: modele biznesowe Thinkpad (bodajże seria T, X) Jak już sobie wybierzesz model, poczytaj o nim na notebookcheck.pl Bardzo często jest tam profesjonalna recenzja. Z tymi laptopami nie ma żadnych problemów. A jeśli są to z winy użytkownika (zalanie, upadek, przepięcia prądu). Części zamienne dostępne, bardzo przyzwoite wykonanie, solidna konstrukcja (bardzo często modułowa), dobrej jakości matryce, dyski twarde. No zajebisty stosunek jakości do ceny. Publicznie to wstyd się przyznać, ale rozebrałem więcej laptopów niż kobiet i napiszę jedno: rozbierz sobie tanie HP, Dell czy Lenovo (tzw. supermarketówkę) i rozbierz coś z serii biznesowych. Niebo a ziemia. Od kilkunastu lat pracuję tylko na seriach biznesowych i wszystkim swoim znajomym takie laptopy polecam. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacją, że w 3-4 letnim laptopie siedział oryginalny dysk z przebiegiem 2-3 tys. godzin (to tyle co nic, powiedzmy 320GB, 16MB Cache, 7200RPM, gdzie w konkurencyjnych supermarketówkach siedziały 320GB 8MB Cache, 5400RPM). Ja wszystko biorę z allegro. Przeglądam oferty w bardzo prosty sposób: Super Sprzedawca, Kup Teraz, ustawiony zakres ilości pamięci RAM, wielkość matrycy, system. Bierzesz pod uwagę Windows 7/8/10 PRO/Ultimate (żadne Home czy inne wynalazki typu Evaluate). Gwarancja? Bierz taki, w którym sprzedawca w opisie deklaruje rok gwarancji. Jak się coś w tym czasie spieprzy, lub przyjdzie nie taki jak powinien być (zdarzyło mi się z 3-4 razy, szczególnie bad sektory na dysku) to w razie czego masz bezproblemową wymianę, ewentualnie naprawę (oni tego nie naprawiają, biorą z palety drugi egzemplarz, sprawdzają, pakują w karton i wysyłają do klienta; stary idzie na handel jako niepełnosprawny z odpowiednim opisem). Jak się w czasie gwarancji nie popsuje i będziesz o niego dbał, to będzie Ci służył do końca. Mam w tej chwili na warsztacie (znaczy się mam coś z nim zrobić) stare Lenovo Thinkpad 12 letnie. Już nie domaga (ma pewne wady), ale dalej działa, ma oryginalny dysk bez bad sektorów, bateria działa, system oryginalny. Jakiś czas temu miałem w ręku starego Della Latitude C610 z procesorem Pentium III 256MB RAM i dyskiem 40GB (ok 15 lat pracy) i dalej hula. Nadaje się jedynie do pisania i oglądania filmów, bo teraz sam Firefox potrzebuje tyle RAMU, ale na Linuksie ten komputer przeżywa obecnie nową młodość i funkcjonalnie nie różni się od 5-6 latków (tyle, że to samo robi dwa razy dłużej :)) Ja brałem głównie z firm: IT TRONIC, KOMPRE i jeszcze jedna, ale teraz nazwy nie pamiętam (znaczy się te firmy miały akurat na stanie takie egzemplarze, których szukałem i w dobrych cenach).
  5. Wytrzymałeś miesiąc, więc wytrzymasz też drugi. Po pół roku abstynencji problem przestanie istnieć, bo alkohol przestanie Ci smakować. Tak po prostu. Przypomnij sobie jak pierwszy raz wziąłeś wódkę do ust. Smakowało? No raczej nie. To kwestia habituacji, o której wiele razy Marek wspominał w swoich artykułach, czy nagraniach. Za pierwszym razem jest szok, za drugim już mniejszy. Po jakimś czasie kubki smakowe się przyzwyczajają i zimną wódkę pijesz jak kompocik truskawkowy. Piszę z własnego doświadczenia, więc możliwe, że u Ciebie także tak będzie. Wódka? Mi teraz opróżniony kieliszek śmierdzi. Piwo? Po pół szklanki (połowa z 250ml) mam takie dziwne uczucie w żołądku i gazy (no bekać się chce), że drugiej połowy już nie wypijam, tylko oddaje tacie. A on piwo lubi Wino? Jakoś nigdy mi nie podchodziło, ale teraz nawet od lekkiego winka mi język cierpnie i mam takie dziwne wrażenia smakowe (w znaczeniu negatywne). Bimber? Wypiłem w tamtym roku ze 3 kieliszki, pod wpływem namów dalszej rodziny. Był całkiem dobry, muszę przyznać, ale nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Źle mi się tamtej nocy po prostu spało i więcej tego nie powtórzę. Organizm się buntuje. Powodzenia w trzeźwości. To zajebisty stan! Edycja: @Pentakilo ma rację. To także działa. Policz z ołówkiem i notesikiem w ręce zyski i straty spowodowane przez alkohol. Ale nie tylko to, ile wydałeś na alkohol, tylko wszystkie straty przez niego spowodowane. Mam na myśli głupie/nieroztropne/nielegalne rzeczy zrobione pod wpływem (może jakaś wybita szyba, rozdarte spodnie, zbity telefon, wszelkiego rodzaju problemy prawne, obita buźka własna lub cudza, niechciana ciąża, gorsza wydajność w pracy, zniszczone zdrowie). Zapisz tę kwotę. Z drugiej strony pomyśl co mógłbyś zrobić mając zaoszczędzoną na koncie taką ilość pieniędzy. Tak czysto teoretycznie wyobraź sobie, że po pijaku uprawiasz seks z kobietą, której byś na trzeźwo patykiem nie dotknął (no nie twój typ urody delikatnie stwierdzając), ona zachodzi w ciążę i okazuje się, że na jakieś następne 26 lat jesteś uwiązany finansowo. Nawet jak kobieta nie zaskoczy i już po wytrzeźwieniu okazuje się, że miałeś z nią jakieś chwile sam na sam, których nie pamiętasz, to będziesz miał podwójnego kaca: fizycznego od nadmiaru alkoholu i moralniaka.
  6. Nie piję od kilku lat, więc napiszę co ja stosowałem/stosuję. Na początku jakoś głupio mi było powiedzieć w towarzystwie znajomych, że ja już nie piję. Były jakieś głupie docinki typu: a co ty się do jechowych zapisałeś? Odpowiadałem, że nie, bo za bardzo lubię kaszankę. Moje wymówki: -że biorę leki, lekarz mi zabronił; -że prowadzę, albo jutro z rana muszę gdzieś jechać (do pracy, mamę gdzieś zawieść); -od dawna jak ktoś nalega mówię, że miałem kiedyś problemy z alkoholem i już nie piję. Byłego alkoholika nikt przecież do picia nie będzie jakoś specjalnie namawiał. Kiedyś na weselu kumpla byłem osobą funkcyjną i trzeba było jakoś markować picie, tak żeby się nikt nie zorientował. Wymyśliliśmy, że naleje się wody źródlanej do flaszki i będę sobie z tej butelki polewał. Pierwszy raz w życiu wodę źródlaną (nie może być gazowana) ogórkiem zagryzałem. W przypadku studniówki możesz tak to zaaranżować, że z rana następnego dnia gdzieś musisz jechać, pykniesz dwa kielonki wódeczki (w kieliszkach będzie woda źródlana), skrzywisz gębę teatralnie i dalej już będziesz się fajnie bawił. Nikt nie będzie gadał i nie wyjdziesz na "odszczepieńca".
  7. Do sauny chodzę od jakichś 5 lat. Świetne miejsce na relaks i odprężenie. Staram się tam pojawić przynajmniej raz w tygodniu. W jednej, do której uczęszczam nagość jest akceptowana, chociaż ja sam z gołym tyłkiem nie paraduję. Zdarzyło się z raz czy dwa, że siadając i moszcząc się na swoim miejscu zdjąłem ręcznik z siebie przy ludziach, ale zazwyczaj tego unikam. Do Adonisa mi trochę brakuje (za dużo kilogramów obecnie). Ostatnio w saunie mokrej położyłem się na kamiennej ławie owinięty ręcznikiem na biodrach. Tak sobie leżałem i marzyłem (sam, nikogo akurat nie było) i po kilku minutach zorientowałem się, że mi się namiocik pod ręcznikiem zrobił. Jakby ktoś wtedy wszedł, to by mi chyba było głupio. W tym akurat miejscu rzadko można spotkać kobietę, która nie wstydzi się nagości. Na jakieś 50 wizyt tam może z raz czy dwa widziałem zupełnie nagą kobietę (oba przypadki po 40-tce). Młode kobiety, szczególnie te atrakcyjniejsze wchodzą i wychodzą okutane ręcznikiem od szyi po kolana Raz mi się zdarzyła taka sytuacja: siedzę sobie na krzesełku, odpoczywam popijając wodę, a z naprzeciwka w saunie (przeźroczyste, lekko przydymione szklane drzwi) dwie starsze kobiety siedziały sobie na najniższej grzędzie z trochę przykrótkimi ręcznikami z rozchylonymi nogami. Panie były po 60-tce, z 20-30kg nadwagą. Kurwa, normalnie mało nie rzygnąłem. Co się raz zobaczyło, to już się nie da odzobaczyć. Inna sauna, do której uczęszczam ma jasno w regulaminie napisane, że nie można nago paradować. Zauważyłem, że każdy wchodzi jak i w czym chce. Wylazł z basenu w kąpielówkach, nawet się nie ochlapał i lezie tak do sauny. W saunie suchej siedzą w strojach kąpielowych. Ostatnio jeden przylazł z jakąś gumową dmuchaną zabawką i dwójką trzyletnich dzieci. Obsługa ma to chyba w dupie. Wykorzystuję, co mam wykupione na karcie i więcej tam moja noga nie postanie.
  8. Moja lista: Vadim Zeland - seria Transerfing Neale Donald Walsch - Rozmowy z Bogiem (t, 1-4) Michael Newton - Wędrówka dusz, Przeznaczenie dusz, Życie między wcieleniami David Hawkins - Technika uwalniania
  9. U mnie w rodzinie ludzie potrafią wziąć wolne w pracy, żeby przyjąć księdza (mieszkam na wsi). Rodzice z tych bardziej wierzących, mama potrafi 5x w tygodniu być w kościele. Ja ostatnio tam byłem na pogrzebie bliskiego wujka ( na jesieni 2018r, wcześniej też na pogrzebie bliskiej osoby z rodziny). Znaczy się przyjechałem pod kościół przed samym końcem mszy, postałem sobie chwilę, ludzie zaczęli wychodzić i wszyscy udaliśmy się na cmentarz. Wszyscy widzieli, że byłem na pogrzebie. Wujek był ok. Tegoroczna wizyta naszego duszpasterza miała miejsce, gdy akurat byłem w saunie. Znaczy się pojechałem do sauny jakieś 2 godzinki przed planowanym jej nadejściem. Rodzice nic nie mówili, bo znają moje podejście na temat religii. Rok temu byłem w pracy, ze dwa lata temu siedziałem u siebie na górze i oglądałem jakiś film. Nie wiem, co mu mama powiedziała. Musiała skłamać. Spytał na pewno, gdzie jestem. Jakbym spotkał księdza, to bym mu powiedział "dzień dobry", ukłonił się lekko, podał rękę i poszedł w swoją stronę. Proboszcz mnie zna, ja jego też. Strasznie ciekawski ten nasz ksiądz. Mogę się założyć, że to najlepiej poinformowana osoba w całej wsi (ponad 1000 mieszkańców), wie prawie wszystko i o wszystkich. Jak czegoś nie wie, to spyta o Ciebie u sąsiada. A czym się ten Janek zajmuje? A dobrze tam zarabia? A ma dziewczynę? A ten samochód, co sobie kupił to ile dał? Kiedyś wprosił się do kuzyna na wesele. Fakt, wpadł na jakieś dwie godzinki, zjadł obiad, pogadał prawie ze wszystkimi, zrobił wypytkę i pojechał. Nawet kopertę zostawił z przyzwoitą sumą i jakieś czekoladki dla państwa młodych. Taki równy gość. Po co to piszę? Jakbym był sam w domu i przyszedłby ksiądz, to na Twoim miejscu po prostu bym go wpuścił. Żadnej koperty, wody święconej, czy Pisma Św. Dzień dobry księdzu, proszę wejść, może ma ksiądz ochotę na herbatę? Na dworze zimno. Ciastkiem nie poczęstuję, bo po prostu nie mam, A może kawy? Ciekaw bym był jego reakcji. Pogadalibyśmy, bez jakiejś spiny. Na próby nawracania delikatnie i grzecznie dałbym mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany. Nie korzystam z usług księży (do kościoła nie chodzę, u spowiedzi to byłem jakieś 15 lat temu ostatnio; mam 34l. jak mnie po śmierci zaniosą z różańcem w dłoniach w trumnie pod ołtarz, to i tak mi to już będzie zwisać), ale znam kilku prywatnie i muszę napisać, że tak to są po prostu zwykli, załóżmy, że w miarę normalni ludzie, których staram się traktować z szacunkiem. Rodzice przy następnym obiadku zapytają: przyjąłeś księdza po kolędzie? Przyjąłem. Nawet nie będziesz musiał kłamać.
  10. Miałem tak kiedyś. Mocno erotyczny sen. Przebudzam się i myślałem, że gacie, prześcieradło i pościel do prania. Nic z tego. Taki prawie suchy orgazm w czasie snu. Od dłuższego czasu stosuję zwykły ręcznik papierowy w slipkach na noc. Dzisiaj w nocy miałem sen. Ale co to był za sen! Przebudziłem się, poszedłem do łazienki, ręcznik wyrzuciłem, penisa pod ciepłą wodę, opłukać, wytrzeć, świeżutki ręcznik i dalej można spokojnie spać. Ogólnie to zauważyłem, że na NoFapie mam zajebiste sny erotyczne. Odkąd stosuję ręcznik, niech się dzieje co chce. Ja tam prześcieradła nie muszę wymieniać, a sny mam takie, że niech się najlepsze pornole schowają.
  11. Mój post powyżej to czysto teoretyczne rozważania, bo myślę że wprowadzenie takiej tabletki za bardzo zmieniłoby świat w którym żyjemy i elitom bardzo by ten stan rzeczy się nie podobał. Tak jak @Kapitan Horyzont zauważył i ja wcześniej napisałem skończyłoby się łapanie facetów na dziecko. Mężczyzna świadomie musiałby odstawić antykoncepcję, żeby móc spłodzić z daną kobietą dziecko. Przecież to byłaby rewolucja! @JoeBlue Tutaj myślę, że masz po części rację, bo rządy wprowadziłyby zakaz badań genetycznych dzieci urodzonych w małżeństwie czy wolnym związku (jak we Francji) i tyraj misiu. Taka tabletka spowodowałaby zmniejszenie liczby urodzeń dzieci i jakoś trzeba by temu zapobiec. Ustawą oczywiście.
  12. Czytając te wszystkie tematy na forum o tym, że kiedyś, kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu kobiety zachowywały się inaczej zastanawiam się nad jedną rzeczą: Jak zmieniłby się świat relacji damsko-męskich gdyby mężczyźni mieli dostęp do bezproblemowej i łatwej antykoncepcji (takiej jak kobiety obecnie)? Kiedyś, te 2-3 pokolenia temu damska antykoncepcja nie była tak rozpowszechniona i nierzadko zdarzało się, że mężczyzna poślubiał dziewicę, która w chwili ślubu miała 18-20 lat. Kobiety nie mogły sobie pozwolić na swobodny seks, bo mogły zajść w ciążę i jeśli chłopak się z taką nie ożenił to musiała się pogodzić z samotnym wychowywaniem dziecka. A jak jest teraz? Zauważcie, że mężczyzna, aby mógł skutecznie kontrolować swoją płodność może obecnie korzystać z trzech rodzajów antykoncepcji: - wstrzemięźliwość seksualna - prezerwatywa - sterylizacja A kobieta? Łyknie pigułkę (albo nie łyknie, bo specjalnie „ zapomniała") i może już bez żadnych zmartwień skakać po różnych penisach. I przebiera, jak dziad w ulęgałkach i grymasi. Ten nie, tamten nie. I mamy teraz takie panie, po 30-tce, wiele samotnych matek, wiele singielek. I większość krzyczy jakie to one wielce niezależne lwice są. Wyobraźcie sobie teraz sytuację, że istnieje tabletka antykoncepcyjna dla mężczyzn. Jakież to byłoby równouprawnienie! Facet łyka, popija wodą i ma spokój na cały miesiąc. Zakładamy oczywiście, że tabletka jest tak dopracowana i nie wpływa negatywnie na nasze zdrowie, popęd płciowy, czy późniejszą płodność. Możesz prowadzić aktywne życie seksualne bez strachu o niechcianą ciążę! (pomijam ryzyko chorób wenerycznych, można stosować z prezerwatywą) Jak musiałyby zareagować kobiety na taką ewentualność? Jak któraś chciałaby mieć dziecko z wybranym przez siebie mężczyzną, musiałaby go do tego zachęcić. Czym? Ciałem? Charakterem? Inteligencją? No właśnie. Musiałyby globalnie zmienić swoje zachowanie i podejście do życia. Myślę, że z korzyścią dla nas, mężczyzn. Ba, jestem przekonany, że wiele problemów w relacjach damsko-męskich znikłoby bezpowrotnie. Przy obecnym stanie rzeczy kobiety mają za dobrze i mam wrażenie, że im się w dupach poprzewracało od tej dobroci.
  13. Mam to radyjko. Świetny stosunek jakości do ceny (bardzo dobra jakość wykonania jak na chińczyka za takie pieniądze). Za niecałe 100zł mamy nasłuch FM 65-108 MHz, duobander VHF/UHF z mocą 1W/4W i pokryciem pasma PMR. Musimy jednak pamiętać, że bez licencji krótkofalarskiej można na tym radyjku jedynie nasłuchiwać. Nadawanie bez licencji (zdany egzamin w UKE, nadany znak radiowy) to kwestia dyskusyjna, nawet na paśmie PMR 446 MHz. Z dwóch powodów: w paśmie PMR można nadawać z maksymalną mocą 500mW i fabryczną, stałą anteną. Tutaj jest 1W/4W i wymienna, dużo dłuższa antena. Nie jest to legalne, ale łączności w tym paśmie myślę, że dochodziłyby spokojnie do 20-30km przy dobrych warunkach. Bardzo przydatny gadżet na okoliczność JTWP ( Jak To Wszystko Pierdolnie).
  14. I to już jest dobry moment, żeby przestać pić. Całkowicie. Kilka lat temu miałem podobnie, obudziłem się w nocy zlany potem, tyle że bez delirki. Nie mogłem zasnąć, przemyślałem wiele rzeczy i postanowiłem tego dnia przestać pić. Tak całkiem. Od tego czasu minęło już kilka lat. Muszę przyznać, że kilka razy sięgnąłem do kieliszka, jakieś piwko czy coś mocniejszego, ale już mnie nie ciągnie. Przez te kilka lat wypiłem może z 0,5l w przeliczeniu na czysty alkohol. Życie na trzeźwo to jest zajebista sprawa. Zapisz sobie tą datę (dzisiejszą, nie za miesiąc, nie Nowy Rok) i wprowadź w życie swoje nowe postanowienie. Ja tak zrobiłem. Dzień mojego odrzucenia alkoholu to jednocześnie szyfr do szafy S1 więc trudno mi będzie zapomnieć.
  15. https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/16965-rozw%C3%B3d-rmg-rollo-tomassi-po-polsku/&tab=comments#comment-318933 @KurtStudent polecał tę książkę i jak wyżej napisałem, kupiłem ją. Jestem po drugiej lekturze. Za pierwszym razem czytałem przed snem, więc człowiek nie wszystko zrozumiał i pojął. Tak jak wcześniej bracia napisali, omawia ona głównie relacje między kobietą i mężczyzną. Pan Tomassi zajął się tematem bardziej ze strony naukowej. Książka napisana trudnym językiem, bez porównania z Marka Kobietopedią. Ładnie wydana, na dobrej jakości papierze, dobrze przetłumaczona, chociaż wyłapałem kilka literówek, czy drobnych błędów stylistycznych. Jak ktoś zamówi wersję papierową, to uważać przy rozpakowywaniu, bo jako wypełnienie stosują wiórki drewniane :). Może się to wszystko rozsypać i trzeba będzie odkurzać. Tak czy tak, warto mieć w swojej biblioteczce. Jak ja zamawiałem, to dostałem także (w tej samej cenie) wersję elektroniczną na maila. Miły dodatek. Jeśli miałbym polecać komuś nieobeznanemu w temacie, to w tej kolejności: Marek Kotoński: Co z tymi kobietami, Kobietopedia, Stosunkowo dobry Volant: Piąty poziom, Sexcatcher Rollo Tomassi: Mężczyzna racjonalny
  16. Mam klucze marki Honiton, 94 elementów, takie jak na zdjęciu poniżej: Bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Można takie klucze w sklepach kupić poniżej 300zł, więc taniej niż inne konkurencyjne marki. Miałem w ręku trzy komplety takich kluczy i o ile dwa z nich były wykonane bardzo dobrze, to jedne z nich, kupione przez allegro (za ok 240zł) były dużo gorszej jakości. Ogólnie gorsze wykonanie, spasowanie elementów, walizka z gorszego plastiku, więc albo Honiton wypuścił gorszej jakości serię na Polskę (w co nie bardzo chce mi się wierzyć), albo na rynku pojawiły się podróbki z Chin. Także trzeba uważać i najlepiej pomacać sobie przed zakupem. YATO też dobrze wykonane, ale na chwilę obecną, to każdemu ze znajomych polecam klucze Honitona. Do domowych zastosowań nie znam lepszych.
  17. W lecie byłem w stolicy i jechałem metrem (tą dłuższą nitką, z Wilanowskiej do centrum) i zaskoczyło mnie to, że byłem jedyną osobą w wagonie, która nie miała na sobie ani słuchawek, ani nie korzystała ze smartfona, ani nic nie czytała. Normalnie szok! Przez kilka stacji stałem przy słupku (duży tłok, godziny poranne), trzymając się go obserwowałem innych. Każdy ze smartfonem, lub z książką (to akurat pochwalam). Ci co nie czytali, to słuchali. Nie zauważyłem nikogo, kto tak jak ja siedział lub stał sobie spokojnie. Swojego telefonu wśród ludzi zbyt często nie wyciągam, bo z internetu na nim nie skorzystam (mam taki jeszcze z klawiaturą i monochromatycznym wyświetlaczem, bez radia).
  18. Święta prawda. Są znajomi i „znajomi". Niektórym głąbom w głowie się nie mieści, żeby spytać osoby na zdjęciu, czy może to zdjęcie opublikować na Facebooku. Tak ze zwykłej grzeczności. Nieważne jak kto wyszedł, może ktoś sobie nie życzy, ważne że wrzuci na fejsa i będą lajki. I jeszcze Cię baran/koza oznaczy z imienia i nazwiska. No ręce opadają! Kiedyś miałem konto na fejsie, potem je usunąłem i po jakimś czasie założyłem fejkowe tylko po to, żeby przeglądać interesujące mnie grupy. Tamto konto również usunąłem bo poziom merytoryczny niektórych wypowiedzi był żenujący. Irytowało mnie to. Na chwilę obecną nie mam tam konta (oficjalnie; patrz wpis kolegi Perun82), bo po prostu informacje, które stamtąd czerpałem mogę znaleźć w innych miejscach korzystając z bardziej wartościowych źródeł. Z kont, które mam aktualnie to: 3 w banku, kilka na forach branżowych/tematycznych i tutaj. Mi do szczęścia wystarczy :)
  19. Może i skuteczne, ale w Polsce nielegalne. Wiadome, że napisałeś to z uśmiechem, ale wspominam o tym żeby kogoś nie podkusiło. Art 4.1 UoBiA mówi: Warto pamiętać o tym artykule, bo żaden organ Policji nie wyda pozwolenia na w/w przedmioty. Nóż sprężynowy też pod to podchodzi. W domu, jeśli ktoś czuje się zagrożony to gaz, ewentualnie dla obeznanych broń CP. Pisałem o tym wcześniej: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/6380-bro%C5%84-czarnoprochowa-podstawowe-informacje/&do=findComment&comment=324651 Wychodząc poza mieszkanie/dom to już inni napisali, że najlepszy jest dobry gaz (chociaż nie mam i nigdy nie miałem).
  20. U mnie się sprawdza: sauna - szczególnie sucha, kładziesz się na ręcznikach i leżysz, w tle zazwyczaj relaksująca muzyka, fajnie jak nie ma dużego ruchu; spacer z pieskiem po lesie - mam niedaleko, więc piesek już zna większość dróżek; sama radość na jego pysku potrafi człowieka odprężyć; ogólne obcowanie z przyrodą - mi to się micha cieszy jak w czasie jazdy (samochodem, rowerem) spotkam w okolicy ciekawe ptactwo, sarnę, łosia, dzika czy nawet jakiegoś szaraka; wożę ze sobą lornetkę, żeby w razie potrzeby obejrzeć zwierzątko z bliska; obcowanie z książkami - czytanie (musi być cisza, nikt mi nie może przeszkadzać), łażenie między regałami po bibliotekach, księgarniach - niekoniecznie żeby kupić, ale żeby być na bieżąco z nowościami wydawniczymi; taniec przy ulubionej muzyce - nie śmiejcie się tylko; włączam w łazience i sobie tańczę w miejscu; nikt nie widzi, więc sobie nie pomyślą, że się czegoś nawąchałem, wystarczy kilka minut i już człowiek jakiś taki bardziej zrelaksowany; strzelanie ( ogólnie hobby) - wiatrówka, CP, WBP, łuk; z wiatrówki mam fajną, bezpieczną miejscówkę w lesie, strzelam do blach (ten uśmiech jak usłyszysz brzdęk); czarny proch, współczesna broń - tu wiadomo tylko na strzelnicy, można poznać fajnych ludzi, pogadać, pooglądać czyjeś zabawki, kolega da strzelić, Ty koledze; szczególną frajdę sprawiło mi strzelanie dynamiczne (bez osiągnięć, liczy się fun i szybkość); potem już w domu czyszczenie broni CP :D
  21. Są na forum i strzelają :) Właściwie to my nie strzelamy, my dymimy. Świetny sposób spędzania wolnego czasu i stosunkowo niedrogi*. Do tego okazja, żeby poznać ciekawych i wartościowych ludzi. Co kolega ma? Jedną sztukę, czy już może kolekcja się powiększa? *w porównaniu do innych rodzajów hobby, np: jeździectwo, wędkarstwo, wspinaczka wysokogórska
  22. Przy takich krótkich dystansach dojazdu do pracy, to nie opłaca się brać auta z LPG, bo w zimie to Ci się nawet silnik dobrze nie zagrzeje i instalacja nie przełączy się na gaz. W lecie to chyba bez znaczenia. Tak czy tak, do auta z gazem do ogólnego spalania trzeba doliczyć litr benzyny na 100km. Takie właśnie założenia wziąłem pod uwagę szukając dla siebie auta. Miało być do pracy, od czasu do czasu na zakupy do miasta (mieszkam na wsi), pojechać gdzieś w weekend. Tyle mojego użytkowania auta. Rocznie robię jakieś 12 tys. km. Miałem już diesla, miałem benzynę i miałem LPG. Auta raczej już pełnoletnie, bo to kwestia priorytetów. Wolę na co innego wydać pieniądze :) Auto ma mi wozić tyłek z punktu A do punktu B, w miarę bezpiecznie i bezawaryjnie. Aktualnie mam czystą benzynę z niewielkim silnikiem (spalanie ok 5l/100km). Z tego co napisałeś, to wybrałbym jakieś nieduże auto z silnikiem benzynowym. Jakie i za ile to już kwestia jaki masz budżet. Czyste benzynki bez LPG są zazwyczaj w najlepszym stanie technicznym i mają mniejsze przebiegi. Z moich, w sumie niewielkich doświadczeń w poszukiwaniu auta (kupiłem ich trzy, nie znając się, sam, bez fachowców; jak na razie wszystkie trzy to udane zakupy) to teraz szukałbym samochodu z polskiego salonu, od pierwszego właściciela.
  23. Heartlight Grałem w tą gierkę kiedyś za łebka, jeszcze pod kontrolą typowego DOSa i Norton Commandera. Świetna gra logiczna stworzona przez Polaka. Bardzo ciekawy artykuł dotyczący Heartlight jest na Wikipedii. Na sieci jest wiele stron, gdzie można pograć w tą gierkę online, ale na niektórych stronach są wersje z gorszą muzyką. Szukajcie tych z normalną muzyczką taką jak na tym filmiku: Link do wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Heartlight
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.