Skocz do zawartości

Infernal Dopamine

Starszy Użytkownik
  • Postów

    421
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Infernal Dopamine

  1. Co to za pieprzenie. Na rynku matrymonialnym na pewno jest wielu facetów, którzy albo zarabiają podobnie, albo zarabiają więcej. Problem zaczyna się w momencie, w którym okazuje się, że taki facet wcale nie musi być zainteresowany taką księżniczką, bo ze względu na swój status ekonomiczny ma w czym przebierać. Myślą, że taki chłop będzie kierował się podobnymi kryteriami w doborze partnera. A on może sobie znależć młodszą, zgrabniejszą i bardziej atrakcyjną. Jeśli stać go na dobre i dostatnie życie, to nie musi się głównie kierować jej zarobkami ani stawiać ich na szczycie listy priorytetów, które decydują o wejściu w związek. Są jakieś przyczyny tego, że nie ustawia się do nich kolejka chętnych. Może to być przeciętna uroda, zbytnia roszczeniowość, skupienie na karierze itd. Taki gość może sobie znależć kobietę, która za jego pieniążki zajmie się domem, dzieckiem i będzie głównie skupiona na nim, a nie na pracy i rozwoju kariery. Znowu to pierdolenie, że to z mężczyznami jest coś nie tak. Ten plankton intelektualny nie potrafi dojść do wniosku, że to może one mają jakieś defekty, które odstraszają potencjalnych kandydatów. No ale takie podejście mogłoby podkopać samoocenę księżniczki, więc lepiej pozostać przy twierdzeniu, że to na rynku jest deficyt odpowiednich mężczyzn, a nie że te deficyty istnieją w nich.
  2. A może warto zainspirować się klasykiem" Będę grał w grę" Można ten tytuł też nieco zmodyfikować " Samiec będzie grał w grę". Inne propozycje: -Samczy Gaming, -Samiec w świecie gier -Samcze granie. Ja bym się nie silił na nie wiadomo co. W końcu od tytułu bardziej liczy się zawartość, a sam tytuł ma tylko przejrzyście odzwierciedlać tematykę tego kanału.
  3. Infernal Dopamine

    Stany lękowe

    Po pierwsze zapisz się na siłkę. A tak całkiem poważnie, to mogę ci polecić cztery kroki, które mogą ci pomóc uporać się ze stanami lękowymi. Uwierz mi, że mam doświadczenie w tym temacie, bo kiedyś ledwo funkcjonowałem przez zaburzenia lękowo-depresyjne i fobię społeczną, z którymi się zmagałem przez wiele lat. 1. Terapia lub autoterapia. Jeśli zdecydujesz się na autoterapię, to polecam ci książkę "Umysł ponad nastrojem. Zmień nastrój poprzez zmianę sposobu myślenia"- Padesky, Greenberger. Książka napisana przez terapeutów z wieloletnim doświadczeniem, którzy pracują w nurcie poznawczo-behawioralnym. Jest to najlepiej przebadany nurt terapeutyczny, którego skuteczność jest potwierdzona klinicznie. Nie ma tam żadnych afirmacji, maglowania w kółko dzieciństwa i innych powszechnych praktyk. Jest za to niezwykle przydatna wiedza psychologiczna na temat mechanizmów, które powstają w naszym umyśle i prowadzą do reakcji łańcuchowej na gruncie myśli, zachowania i nastroju. Nie są to żadne popłuczyny w stylu " myśl pozytywnie, a wszystko się ułoży". Dostaniesz porcję elementarnej wiedzy, która ci się przyda do końca życia i zlikwiduje nie tylko lęk, ale nauczy cię patrzeć na wiele spraw z różnych perspektyw. Jeśli zdecydujesz się na terapię, to też polecam ci ją odbyć w tym nurcie. 2. Zainwestuj w jakieś adaptogeny. Różeniec, ashwagandha, święta bazylia itd. Ta ostania jest szczególnie ciekawa, bo cieszy się małą popularnością, a jest według mnie jednym z lepszych adaptogenów, które dają wymierne efekty. Poza tym jest to ziółko świetnie przebadane z potwierdzoną skutecznością w obniżaniu poziomu kortyzolu. Jest jeszcze kurkumina i żeń szeń syberyjski. Kurkumina w kapsułkach jest droga, więc jeśli masz możliwości finansowe, to możesz zainwestować. Jeśli nie, to polecam ci regularne picie herbatki z kurkumy. Przepisz na herbatkę - Porządna łycha kurkumy - Pół łyżeczki cynamonu - 3-4 plasterki imbiru - Szczypta pieprzu - Sok z cytryny i łyżeczka miodu Kurkuma zwiększa poziom serotoniny i dopaminy. Czułem się po niej jak na lekkiej fazie. Poprawiony humor, większa motywacja do działania, abstrakcyjne uczucie, jakby ci ktoś przetkał mózg. Poza tym działa przeciwzapalnie, więc to dodatkowy plus. Żeń szeń syberyjski może ci pomóc, ale może również zadziałać w odwrotnym kierunku. W moim przypadku stawałem się po nim bardziej nerwowy i pobudzony. U osób, które nie cierpią na zaburzenia lękowe, może przynosić fajne efekty. 3. Medytacja. Tu zbyt wiele pisać nie trzeba. Jeśli nie masz z nią doświadczenia, to pobierz sobie jakąś aplikację, która cie wprowadzi powoli w ten świat. Ważna jest tutaj systematyczność i codzienna praktyka. Możesz również sięgnąć po literaturę. https://pieknoumyslu.com/medytacja-najlepsze-ksiazki/ tutaj masz parę przydatnych pozycji. Ogólnie wielkiej filozofii tu nie ma. Zamykasz oczy, skupiasz się na oddechu i nie zagłębiasz się w swoje myśli. Dajesz im płynąć, ale nie dajesz się porwać ich nurtowi. 4. Nie blokuj swoich emocji, tylko daj im przemówić. Popularna jest transformacja negatywnych emocji w te bardziej pozytywne, zrównoważone. Daj sobie odczuć różne emocje, nawet nienawiść do samego siebie. Słuchaj tego głosu i poczuj jak cie wypełnia. Ta metoda dała mi więcej niż pieprzenie do lustra " kocham siebie, akceptuje siebie". Poznałem tą metodą w książce " Obejmując nasze ja" również napisaną przez dwójkę doświadczonych terapeutów. Twierdzili oni, że nie jest możliwa transformacja negatywnych emocji w pozytywne, tylko spychasz je do nieświadomości, a tam one przekształcają się w coś toksycznego i destrukcyjnego. Odezwą się po jakimś czasie ze zdwojoną siłą, bo tak działa ten mechanizm. Ogólnie nie istnieją "negatywne" emocje. Używam tego terminu umownie, bo tak się przyjęło. Zazdrość, nienawiść, lęk czy gniew są twoimi drogowskazami i wiele mogą ci powiedzieć o tobie, twoich motywacjach i twoim życiu, jeśli dopuścisz je do głosu. Ludzie tłumią w sobie te emocje, bo tak wychowali ich rodzice, wpoił im to kościół i różne inne instytucje mające wpływ na ludzką świadomość. To co tłumisz staje się toksyczne i powoli cie zatruwa. Złość, nienawiść, zazdrość, to grzech. Nie wolno zazdrościć rodzeństwu, gniewać się na mamę, wyrażać swojej złości. I tak się powoli tłumi w dziecku jego naturalną ekspresję, kiedy dzieli się z innymi szczerze swoimi odczuciami. Póżniej uczymy się nie mówić o swoich emocjach, bo mamy wgrany program, że są one złe i możemy zostać ukarani za taką szczerość. Jeśli dasz im dojść do głosu, to przerodzą się w coś zdrowego. Daj sobie prawo do zazdrości, nienawiści, gniewu i złości. Wtedy przeżyjesz je w sobie i nie będą poza twoją świadomością wpływać na twoje postawy względem innych ludzi. Najbardziej zazdrośni są ci, którzy brzydzą się zazdrości. Większość przykładnych katolików słyszy w kościele jaka to zazdrość nie jest zła i grzeszna. Podejrzewam, że oni naprawdę nią pogardzają i to jest efektem tej słynnej modlitwy Polaka, żeby sąsiad dostał cegłą w łeb. Nałożyli blokadę na tą emocje ( i wiele innych), program zabronił im ją odczuwać, zepchnęli ją do nieświadomości, a one tam miała czas przerodzić się w coś demonicznego, czego już nie mogą świadomie kontrolować. Zdrowo przeżyta zazdrość sprawi, że nie będziesz nią emanował na zewnątrz i zamieni się w konstruktywne działania zmierzające do poprawy twojego bytu, a nie złorzeczenie tym, którzy mają lepiej. Polub te emocje, a odkryjesz ich inną naturę. Nie tą destrukcyjną, a tą, z której będziesz czerpał siłę. Wcześniej powtarzałem bezustannie mantrę przed lustrem " kocham siebie, akceptuje siebie". Gówno mi to dało. W końcu stanąłem przed tym lustrem, spojrzałem sobie głęboko w oczy i powiedziałem sobie " nienawidzę cie, skurwysynu". Długo trwał ten akt oskarżenia, wytykałem sobie wszystkie błędy życiowe, wszystkie swoje wady. Im dłużej to robiłem, tym bardziej stawało się to dla mnie komiczne i zacząłem się powoli rożlużniać. Na końcu poczułem ogromną ulgę, jakbym zrzucił ciężki balast, który musiałem długo nosić na barkach. Od tamtego czasu autentycznie polubiłem siebie i żyje ze sobą w zdrowej relacji.
  4. Żle myślisz o tej sytuacji i w tym tkwi sedno problemu. Wiele rzeczy jest kwestią odpowiedniej perspektywy. Zostałeś odrzucony i wyzwolony jednocześnie. Skupiłeś się na tym pierwszym fakcie, przez co nie potrafisz się w pełni cieszyć z tego drugiego. Dziwna to i pokrętna logika. To tak jakbyś planował rzucić fajki od poniedziałku, a w niedziele ktoś by ci ukradł paczkę papierosów. Zacząłbyś ubolewać, że jakiś gość będzie się truł twoim kosztem, skoro i tak miałeś to rzucić w cholerę ? Mógłbyś się wkurzyć w takiej sytuacji, gdybyś skupił się na tym, że ukradziono ci coś, co należało do ciebie, zamiast się cieszyć z faktu, że oszczędzisz trochę płuca i zaoszczędzisz kasę. Łatwiej będzie wytłumaczyć historię powstania wszechświata. Jest taka stara prawda na tym świecie, że jak się nic nie robi w odpowiednim kierunku, to człowiek zaczyna za dużo myśleć. Lekarstwem na nadmiar zbędnych myśli jest działanie. Czym się strułeś, tym się lecz, więc ogarnij sobie nową myszkę i rozerwij się trochę, bo ci głowa eksploduje.
  5. Jak się ten wątek będzie tak dalej rozwijał, to może nas czekać podobny scenariusz do tego: Czekam z niecierpliwością na dalsze relacje." Zadzwoniłam do niego, powiedział "cześć, co słychać ?" i zastanawiam się co mógł mieć na myśli. Macie jakieś pomysły ?". Na mój chłopski rozum, to chłop ma dość białorycerzenia, bo się przejechał na takim podejściu. Dupczyć mu się chce po prostu i z wiekiem odechciało mu się bawić w kotka i myszkę. Może ma jeszcze inne panienki w haremie, które wzajemnie o sobie niewiedzą i wreszcie czuje, że żyje. To tylko teoria, ale kto wie. Swoją drogą, panowie, to spróbujcie się postawić na miejscu tego faceta. Spotykacie się z kobitą, a ona bez waszej wiedzy zakłada o waszej relacji temat na forum. Odbierasz telefon i nie wiesz, że tą rozmowę będzie analizowała grupa forumowych ekspertów od relacji damsko-męskich. Teraz przy każdej relacji z kobietą będę miał to z tyłu głowy. Podczas rozmowy telefonicznej rzucę z dupy jakimś kawałkiem z Hamleta, to może go wspomni w następnym poście i wyjdzie z forumowej analizy, że jestem inteligent i światły człowiek.
  6. Też tak uważałem. Pamiętam jak ściemniałem współtowarzyszą biesiady, że paliłem już parę razy trawkę, coby nie wyjść na żółtodzioba. Póki piłem wódkę, to jeszcze kontrolowałem fazę i jakoś trzymałem się w ryzach. Tragedia się zaczęła w momencie, w którym złapałem parę machów z lufki. Zacząłem proponować kolesiowi obok, że może stworzymy wspólny narkobiznes ( póżniej się okazało, że ten koleś dilował, ale nie miałem o tym pojęcia w momencie składania mu propozycji nie do odrzucenia) póżniej rapowałem w stylu Lecha Rocha Pawlaka, następnie opadłem zmęczony na krzesło i powiedziałem dziewczynie siedzącej obok, że od jej cycków lepsze są tylko papierosy, W którym momencie wszystko zaczęło mi wirować przed oczami, pierdolnąłem głową w stół i skończyła się dla mnie impreza. Póżniej bełtałem z głową na stole półprzytomny i słyszałem głosy dobiegające z innego, odległego wymiaru " boże, żeby się nie udusił, przynieście miskę". Tak się zaczęła moja przygoda z trawką w wieku 14 lat. Na początku paliłem raz na jakiś czas. Raz na miesiąc zmienił się w raz na tydzień. Raz na tydzień zmienił się w codzienne palenie. W szkole codziennie siedziałem naćpany, co nie budziło zdziwienia w kolegach z klasy, bo sami siedzieli na bombie. Raz tak przegiąłem, że wyglądałem jakbym przed chwilą miał czołowe zderzenie z tirem. Inny nauczyciel wezwał by policję, ale trafiłem na młodego gościa, który odprowadził mnie pod drzwi i kazał iść do domu.Usprawiedliwił moją nieobecność na następnych lekcjach struciem pokarmowym. Jak człowiek mózgu nie używa, to musi liczyć na to, że spotka dobrych ludzi, którzy mu pomogą w odpowiednim momencie. Miałem to szczęście- albo nieszczęście, bo może ktoś by mnie skierował na jakąś przymusową terapię i oszczędził mi upodlenia w następnych latach mojego życia- i wyszedłem z tej sytuacji bez szwanku. Okradałem własnych rodziców, żeby się naćpać. Raz wypadł dziewczynie portfel w autobusie i podjąłem szybko decyzję, że sobie go przywłaszczę. Wcześniej nigdy nikogo nie okradłem i brzydziłem się tym, ale ciśnienie było silniejsze. Wsiadłem w tramwaj niedaleko przystanku autobusowego i miałem milion myśli w głowie. " A może go zawiozę na policję i tam zostawię ?" by zaraz póżniej pomyśleć " dobra, wyjmę kasę, a portfel wyrzucę do śmietnika po drodze, to tylko parę stówek". Dziewczyna mnie odnalazła w tym tramwaju, bo był ulokowany na pętli tramwajowej i miał z dobre 10-15 minut do odjazdu. Oddałem jej portfel, ale wcześniej wyjąłem z niego kasę, ona go przy mnie otworzyła i w tym momencie moja ręka błyskawicznie powędrowała do kieszeni w celu oddania jej wyjętych banknotów. Nie powiedziała nic, do dziś pamiętam jej zszokowany wzrok i to jak szybko się oddaliła. To była najdłuższa droga powrotna w moim życiu. Wyrzuty sumienia były tak silne, że zastanawiałem się czy nie skończyć mojego życia na pobliskim moście. Koledzy robili to samo. Jedni pochodzili z patologii, a inni z tzw dobrych domów. Trawka głównie dominowała w naszym narkotykowym menu, feta pojawiał się raz na jakiś czas i nie była głównie preferowaną używką, alkohol spożywaliśmy w ilościach podobnych do reszty młodzieży. Przeważnie w weekend, czasem wypiło się po szkole jedno albo dwa piwa. Po co to piszę ? Chyba po to, by uświadomić innym, że trawka wcale nie jest bezpieczną używką. W rękach człowieka ze stabilną psychiką może być fajnym urozmaiceniem od czasu do czasu, ale należy pamiętać, że zbyt wielu takich ludzi nie stąpa po świecie, a poza tym różne okoliczności mogą tą stabilizację zburzyć. Spotykałem wielu ludzi w tym ćpuńskim środowisku. Takich co palili dzień w dzień przez wiele lat. Jeden nawet jawnie się zwierzył, że jest na nią skazany, bo gdy próbuję ją odstawić to nie może spać po nocach, łapią go lęki i paranoje, wpada w depresyjne stany. Być może statystycznie niewielu ludzi uzależnia się od trawki. Spotykałem i takich, którzy mieli jakieś wewnętrzne limity. Wiedzieli kiedy, ile i w jakich okolicznościach. Nie należałem do takiej grupy, ale zdaje sobie sprawę, że nie u każdego przerodzi się to w nałóg. Warto jednak pamiętać, że każdy narkoman albo alkoholik na początku patrzył z pogardą na meliniarzy i dworcowych ćpunów. Każdy wierzył nawinie, że tak nie skończy, bo ma to wszystko pod kontrolą. Ja nie jestem taki jak oni, nigdy taki nie będę, to jakaś kompletna patologia. A granica jest cienka. Na początku jest zabawa, a póżniej widzisz płacz bliskich tak jak ja i wielu innych. Jest możliwość, że należysz do tej większości, która będzie to miała pod kontrolą. Chciałem po prostu pokazać jedno z wielu oblicz tej używki. Wszystko ma swoje jasne i ciemne strony, i o tym warto pamiętać. Czasem to inni ludzie ci uświadomią, czy idziesz dobrą drogą albo zrobi to życie. Ja musiałem się parę razy zeszmacić, parę razy upaść, skrzywdzić siebie i bliskich, by coś mi się przestawiło w głowie. W życiu każdego dochodzi do drobnych pęknięć, które niszczą jego długo pielęgnowane wewnątrz iluzje. Te pęknięcia mogą doprowadzić do zmiany, samobójstwa albo mogą zostać wyparte i dalej trzymać człowieka w nałogu. To są te momenty, w których uświadamiasz sobie, ile straciłeś czasu, ile straciłeś przez swoje zachowanie. Albo się załamiesz w tym momencie, albo zaczniesz budować od nowa. Od twoich decyzji zależy, ile stracisz. A stracisz zawsze, bo ta gra na tym polega- kasyno zawsze wygrywa, a gracze są stratni. Pytanie brzmi, czy jest sens ? Sens socjalizacji z ludżmi z pomocą używek, którzy być może i tak znikną za jakiś czas. Czy jest sens zatruwać swój organizm dla chwili przyjemności ? Albo czy nie ma innych, alternatywnych i nie szkodliwych żródeł przyjemności, które wnoszą do twojego życia wartość dodatnią. Jeśli plusy przeważają nad minusami, to możesz się bawić, ale jednocześnie pamiętać, że jak już wpadniesz, to twój mózg nie będzie twoim przyjacielem. Tu już główną rolę będzie odgrywał twój własny wewnętrzny hamulec.
  7. Do tanga trzeba dwojga. Szukasz kogoś, kto ci się podoba i komu taki układ również pasuje. Przecież ten gość nie jest ostatnim facetem na świecie, że musisz się poświęcać w taki sposób. Są mężczyżni, którym odpowiada takie powolne budowanie relacji, bo jest dla nich o wiele bardziej satysfakcjonujące od takiego szybkiego skrócenia dystansu. Tymczasem zachowujesz się jakbyś chciała wcisnąć puzzel do miejsca, w którym kompletnie nie pasuje do układanki. Nie próbuj na siłę dopasować niepasującego elementu, bo to syzyfowa praca. Nie je się zgniłego jabłka w celu zaspokojenia głodu. Infernalo Coelho On ma najwidoczniej taki typ osobowości i nie ma mieć co mieć do niego o to pretensji. Każdy sam ustala zasady odnośnie relacji z drugą stroną i daje jej wybór. Jak odpowiada, to do łóżka na drugiej randce. Jak nie pasuje, to poszuka innej albo się zdystansuje i zobaczy czy ten emocjonalny szantaż da jakiś efekt. On tylko zaprosił cię do gry, a nie zmusił do udziału w niej. Pokierowały tobą emocje, które niesie ten początkowy haj hormonalny, a póżniej ( niestety za pożno) odezwał się rozum. Ja tam nie wyznaje tego całego kultu traktowania ciała jak świątyni albo przypisywania jakichś mistycznych cech kopulacji. Sparzyłaś się i jesteś mądrzejsza o doświadczenie. Ważne by wyciągnąć z tego lekcje na przyszłość, że seks jest tylko cegiełką w budowaniu relacji, a nie jej fundamentem i nie może służyć jako substytut komunikacji. Nie ma co robić tragedii z tego, że się z nim przespałaś. Większość ludzi taką wpadkę zaliczyła w przypływie pierwotnego pożądania. Patologia zaczyna się w momencie, w którym jedna strona inicjuje rozwój sytuacji, który nie do końca odpowiada jej, by zadowolić tę drugą. Obie strony mają być zaangażowane, a w tej relacji tego zabrakło. Powinna ci się zapalić lampka ostrzegawcza, że ten facet reaguje zobojętnieniem, gdy sprawy nie idą po jego myśli. W końcu możesz się na stałe zamienić w służącą, która musi usługiwać swojemu panu, żeby się nie obraził przypadkiem. Najrozsądniej będzie z nim szczerze porozmawiać, jak ci to wcześniej sugerowali bracia i siostry. To ci da świadomość na czym stoisz i dokąd to wszystko zmierza. Nikt nie będzie się bawił w Sherlocka Holmesa i próbował dedukować, co on może czuć i jak masz interpretować jego zachowanie.
  8. Roboty nie przerobisz, a z życia coś mieć trzeba. Kiedyś miałem przekonanie, że trzeba się ciągle samodoskonalić, zdobywać nowe kompetencje czy walczyć o dobre rezultaty w pracy kosztem wolnego czasu. Z wiekiem coraz bardziej odpuszczam pewne rzeczy, bo mi zwyczajnie szkoda życia na nabijanie cyferek. Wcześnie doszedłem do tego przekonania, bo mi stuknęło dopiero 25 lat. Od 16r życia zacząłem pracować, bo do szkoły mi się nie chciało chodzić, a i nie chciałem sępić od rodziców będąc na studiach na jakimś gówno-kierunku w celu przebalowania kolejnych kilku lat. Ojciec prowadził własny interes, ale nie wdrażał mnie od początku, tylko kazał mi iść do jakiejś roboty, żebym nauczył się doceniać wartość pieniądza. Zaczynałem od jakichś ulotek z telepseudopizzy i latania po slamsach, gdzie tynk odpadał ze ścian. Kiepska grupa docelowa, to i biznes im upadł w końcu. Kto będzie płacił 20-30 zł za placka z serem i salami, kiedy za te pieniążki może kupić sobie bułeczki, pasztet i parę flaszek porządnego mózgojeba. Dzisiaj oficjalnie prowadzę działalność gospodarczą i przejąłem interes po ojcu, ale nadal pracuje przy tym i on, i reszta domowników. Bez ich pomocy sam bym tego nie ogarnął, bo cały czas się uczę pewnych rzeczy związanych z tą branżą. Jakiś sukces finansowy udało się osiągnąć, bo można nas ulokować gdzieś w szeregach klasy średniej. Nie musimy specjalnie zaciskać pasa, ale nie możemy też sobie pozwolić na zbytnią rozrzutność. Jestem świadomy tego, że po części sam sobie na to zapracowałem, ale też dobrze wylosowałem przychodząc na ten świat. Nie bujałem się z rodzicami po 5-gwiazdkowych hotelach, nie jadłem kawioru na śniadanie ani nie jeżdziliśmy Lexusem z salonu. Mieliśmy za to wakacje dwa razy w roku, dach nad głową, lodówka nigdy pustkami nie świeciła i czasem można było bardziej zaszaleć. Rodzice pochodzili z biednych rodzin, więc nauczyli mnie cieszyć się z małych rzeczy i skupiać na tym co mam, a nie na tym, czego nie mam. Święty też nie byłem. Lubiłem się wybyczyć, podejść lużno do swoich obowiązków, pofolgować sobie za długo, ale nie żałuje tego specjalnie. Praca ma dawać środki do życia, a nie być jego celem, więc finalnie jestem zadowolony. Czym jest dla mnie sukces finansowy ? właśnie życiem w taki sposób. Jeśli profity z pracy zaspokajają twoje potrzeby ( a przynajmniej większość z nich) to nie ma powodów do narzekań. Inna sprawa, że te potrzeby są kwestią wpojonych schematów środowiskowych, społecznych itd. Problem ma człowiek, którego potrzeby są nieproporcjonalnie duże do jego zarobków. Wtedy pozostaje zapierdzielać, brać kredyty i zredukować ilość wolnego czasu. Mam to szczęście, że nie mam wygórowanych potrzeb i mnie powyższy problem nie dotyczy. Mógłbym żyć na niższym poziomie niż dotychczas i też by mi starczyło na moje potrzeby. Mógłbym też próbować wskoczyć trochę wyżej w drabince społecznej, ale mi się to zwyczajnie nie kalkuluje w dłuższej perspektywie. Ktoś mógłby powiedzieć " zarobisz więcej hajsu, włożysz trochę wysiłku, będziesz miał poduszkę finansową". To jak w tym kawałku Łony. " Jak to co ? będziesz odpoczywał sobie. Tak ? no a co ja teraz robię ?". Poza tym odpowiednia regeneracja wpływa na lepszą wydajność w pracy. Im mniej się przepracowuje, tym moja praca bardziej zyskuje na jakości. Jak już jestem w pracy, to podchodzę profesjonalnie do swojej roboty, ale poza nią mam już inne rzeczy na głowie. Do domu zabieram ją sporadycznie, bo to miejsce na odpoczynek.
  9. O kurwa... ale kwiatki tam są. Masturbacja wyjdzie na dobre jej i światu. Takie geny powinny umrzeć razem z ich właścicielką w celu nie rozprzestrzeniania spierdoliny umysłowej.
  10. To na pewno skopiowane z jakiegoś bloga, a nie ze strony typu hyperreal z tematu " moje rozkminy po zmieszaniu marihuany z MDMA" ?
  11. https://blog.krolartur.com/co-robic-zamiast-afirmacji/ Nauka jest przeciwnego zdania co do skuteczności afirmacji. Otóż to. Afirmacje dają ci moc sprawczą, ale w jakichś magicznych kategoriach. Za to takie pomniejsze cele nadają ci realną moc sprawczą, dzięki której zmieniasz kawałek po kawałku rzeczywistość. Co to są te czakry i gdzie konkretnie znajdują się w mózgownicy ? czy to znowu jakieś ezoteryczne pitolenie ? Nie żadna tam praca nad czakrami, tylko obniżenie poziomu kortyzolu. Medytacja faktycznie działa w tej kwestii. To działa na tej zasadzie, że ludzie lubią potwierdzać swoje przekonania. Znam osoby, które mają przekonania typu " ludzie zawsze człowieka zgnębią/ na tym świecie tylu parszywców żyje". Mogą spotkać 10 dobrych ludzi na swojej drodze, ale zapamiętają tego jednego bydlaka, który im jakieś świństwo wyrządził. Tragedia pamięci selektywnej. Po prostu lubimy pojęcia absolutne. Wszyscy, zawsze, każdy, nigdy itd. Wszyscy są podli, zawsze ktoś mi zajdzie za skórę, każdy myśli tylko o sobie, nigdy nikt mnie nie polubi. Niektórzy ludzie mają takie masochistyczne ciągotki do takiego typu myślenia. Pomijając, rzecz jasna, depresję, która jest chorobą mózgu i tam też takie przekonania dominują. Niektórzy potrzebują cudzej perspektywy, naświetlenia swoich błędów poznawczych, czasem leków i powolnej zmiany takich absolutnych pojęć na bardziej wypośrodkowane. Taka zabawa w afirmacje może być dobra dla ludzi zdrowych. Wątpliwe jest, by komuś miały pomóc wypociny Pawlikowskiej o podświadomości i afirmacjach.
  12. Ty powinnaś książkę jakąś napisać. Ten powyższy fragment mógłby robić za wstęp. Pseudologia (inaczej pseudologia fantastica, mitomania, kłamstwo patologiczne, zespół Delbrücka, zaburzenie psychiczne objawiające się patologiczną skłonnością do opowiadania kłamstw najczęściej pod postacią zmyślonych historii przedstawiających opowiadającego w korzystnym świetle. Za typowe dla mitomanii uznaje się, że motywacja do tworzenia kłamstw jest wewnętrzna: może nią być pragnienie zwrócenia na siebie uwagi, bycia podziwianym, podwyższenia swojego znaczenia, zaprezentowania się jako osoba o szczególnych zdolnościach, osiągnięciach lub znajomościach. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pseudologia Przykry jest fakt, że ludzie muszą tworzyć wirtualne alter ego w celu rekompensacji niepowodzeń w realnym świecie. Wytłumaczyć to można jedynie tym, że każdy ma jakieś mechanizmy obronne.
  13. Też byłem na weganizmie i to właśnie ta dieta była przyczyną zasmrodzenia mojego życia. Nie chodzi o zapach w toalecie, a śmierdzące gazy, które zapewne były wynikiem albo nadmiaru błonnika, albo zwiększonego spożycia roślin strączkowych. Nie jadłem żadnych przetworzonych wynalazków, tylko wszystko, co natura dała. Do dziś mam wyrzuty sumienia, bo nie wiem, czy moje gazy nie miały wpływu na zmiany atmosferyczne. W końcu emitowałem tak silne gazy do atmosfery, że mogły się przeobrazić w jakiś huragan "Katrina" albo inny niebezpieczny cyklon. Babcia nie miała racji mówiąc " jeden strączek, to jeden bączek". W moim przypadku jeden strączek, to było sto bąków na minute.
  14. Na haju hormonalnym człowiek nie myśli trzeżwo, więc normalne, że tak napisał. Dziwi mnie za to taka postawa u ludzi, którzy mają za sobą długotrwały związek albo parę związków, ale nie dostrzegają, że zawsze występuje ten sam schemat. Najpierw wielka miłość, a potem pobudka i stopniowe dostrzeganie wad u partnera/partnerki. Tak naiwny może być ktoś, kto przeżywa nastoletnią miłość i dopiero poznaje świat, a nie człowiek, który ma już jakieś doświadczenie. A ten znów idealizuje osobę, w której się zakochał i do tego myśli, że tak już będzie zawsze, bo ona ma "dusze", jakiś boski pierwiastek czy inne magiczne atrybuty, które jego żona miała wcześniej, ale gdzieś po drodze je zatraciła. Żadna wyjątkowa nie jest, bo to tylko iluzja uśpionego wyrzutem endorfin mózgu. Również żaden mężczyzna nie jest wyjątkowy, bo każdy ma jakieś wady i deficyty, które mniej lub bardziej skutecznie maskuje na początku znajomości. To może zamortyzować odpowiednia komunikacja, otwartość na zmiany i zdanie drugiej strony. W naszym społeczeństwie ten problem z komunikacją jest powszechny i nie tyczy się tylko związków, ale również komunikacji z rodzicami, dziećmi czy na gruncie zawodowym. Czasem wystarczy usiąść, szczerze porozmawiać, poszukać wspólnie rozwiązań i dojść do jakiegoś kompromisu, tylko po co ? Lepiej uciec w używki, przygody na boku albo w jakieś kompulsywne zachowania. Ile problemów można było uniknąć, gdyby w szkole uczyli inteligencji emocjonalnej i takich otwartych dialogów w grupie czy indywidualnie. Ludzie by od dziecka uczyli się, że problemy się rozwiązuje odpowiednią komunikacją, a następnie działaniem w kierunku poprawy zastanego stanu rzeczy. Zamiast tego jest nauka wyniesiona z domu i ze szkoły, że jak coś się nie układa, to człowiek dusi to w sobie do momentu, w którym nie wytrzymuje wewnętrznego napięcia i musi je rozładować poprzez zachowania wymienione powyżej. Oni już siebie krzywdzą, tylko to nie dotarło jeszcze do ich świadomości. Krzywdzą siebie poprzez wypełnienia sobie wewnętrznej pustki drugim człowiekiem. Maskują tym prawdziwy problem, który w nich tkwi i wyjdzie na wierzch ponownie. Jakby był dojrzały, to w pierwszej kolejności próbował by rozwiązać problem wspólnie z żoną. Wybrałby się na jakąś terapię małżeńską albo indywidualną, a gdyby i takie próby nic nie dały, to wtedy myślałby o rozstaniu i ułożeniu sobie życia na nowo. Tylko takiej próby ludzie nie chcą podejmować, bo trzeba odczarować pewne iluzje, które są bolesne, gdy się rozpadają i przedostają do świadomości. Lepiej doszukiwać się w kimś wad i przerwać analizę w tym momencie, żeby przypadkiem nie doprowadziła do mnie i pytania " może ze mną też jest coś nie w porządku ?" . To też się nie tyczy wyłącznie związku, ale i absolutnych poglądów typu " ale ten świat jest chory i zepsuty". Tutaj też lepiej skończyć analizę na innych, żeby przypadkiem nie dojść do siebie i swojego udziału w tym stanie rzeczy. Zawsze jest ktoś lub coś, co jest złe i szkodliwe, ale nie ja. Taką perspektywę może pokazać ktoś, kto spojrzy na problem z boku i z pewnym dystansem. Mogą to być ludzie na tym forum, terapeuta, bliski znajomy albo ktoś z rodziny. Od człowieka zależy czy posłucha i poprowadzi temat dalej, czy dalej będzie żył iluzją, że on nic złego nie zrobił i będzie kontynuować ten związek, bo przyjemniejsze jest życie w kłamstwie oraz kontakty z tą kobietą, niż praca nad sobą, która nie zawsze jest łatwa i przyjemna. Jak ktoś ma krótką perspektywę, to życie w końcu mu wystawi rachunek. Wartość ma tylko to, co jest budowane długoterminowo i na stałe. Tym właśnie jest praca nad swoją głową i podejściem do pewnych spraw.
  15. Wnioskuje na podstawie tego, że napisałem ci w dalszej części wypowiedzi " Pisze, rzecz jasna, hipotetycznie i przykładowo. Nie odnoszę tego do ciebie ", czyli wniosek jest taki, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, a to jest jedna ze składowych inteligencji. Jeśli masz wysoki wynik testów IQ, to tracą jakąkolwiek wartość pomiarową w tym momencie, bo to nie pierwszy raz, w którym przekręcasz czyjąś wypowiedż albo pomijasz jej fragment. Poza tym obejmowały zapewne samą inteligencją matematyczną, bo z humanistyczną już gorzej. Brak umiejętności stawiania znaków interpunkcyjnych, czytania ze zrozumieniem i wyciągania oczywistych wniosków. No ale i tyle dobrego z tego jest, że może liczyć potrafisz. Będziesz mogła prawidłowo ocenić wzrost dziecka na wadze kolumnowej. Jak się okaże, że natura zrobiła ci psikus i dziecko nie urosło do pokażnych rozmiarów, to przy okazji zaopatrz się w solidną porcję antydepresantów. Życie ci oczywiście, żeby wyskoczył z ciebie 2 metrowy noworodek i przy okazji nie zostawił ci wgłębienia między nogami wielkości Rowu Mariańskiego. No i żeby zdrowy był, posiadał przynajmniej przeciętną inteligencję i rozumiał na czym polega pomoc charytatywna, to może przynajmniej uczyni ten świat trochę lepszym oraz wytłumaczy matce na czym ona polega, bo mi się nie chce oczywistych pojęć tłumaczyć.
  16. Czego nie rozumiesz w pomocy charytatywnej ? Polecam do tego zestawu cech dodać inteligencję, bo ona też może być dziedziczna i kształtowana w dziecku przez postawy rodziców. Skoro matka ma deficyt inteligencji, to niech chociaż ojciec go zamortyzuje, bo inaczej wielkość dziecka skończy się na jego wzroście. Pisze, rzecz jasna, hipotetycznie i przykładowo. Nie odnoszę tego do ciebie, tylko tak mi się wydało, że do równania siły warto dodać sprawny umysł. W naturze przecież istnieją silniejsze i większe zwierzęta od człowieka, a to on jest gatunkiem dominującym na naszej planecie. Czasem bywa tak, że siła mięśni ustępuje sile rozumu.
  17. Dzięki Bogu, że są ludzie, których posiadają empatie w stosunku do osób, których nie znają. Inaczej nie miałaby prawa bytu pomoc charytatywna i humanitarna. Wiem, że teraz modna jest maksyma" trzeba mówić, co się myśli", bo jest kojarzona z odwagą i podkreśleniem własnej indywidualności. Mądrzy ludzie wiedzą jednak, że czasem zamiast mówić wprost, co się myśli warto odwrócić kolejność i najpierw pomyśleć, co się mówi. Po to natura dała nam rozum, żebyśmy nie paplali wszystkiego, co nam ślina na język przyniesie, a i czasem dokonali wartościowej autorefleksji, coby zrewidować słuszność własnych poglądów. Poza tym był taki ciekawy cytat w jednym artykule, który dobrze oddaje postać rzeczy. „Nigdy nie patrz na koniec swojego nosa, ten zawsze zobaczysz, dalej są ważniejsze rzeczy”. Myślę, że nieco błędnie postrzegasz nature nieprzychylnych komentarzy, które pojawiły się po twoich postach w tym temacie. Nie chodzi w nich o to, że preferujesz wyższych mężczyzn, bo tak już nas natura stworzyła, że mamy różne preferencje względem partnerów/partnerek. Chodzi bardziej o sformułowanie " sierota", które kompletnie nie pasuje do kontekstu. Sierota kojarzy nam się z osobą nieporadną, zagubioną, nie potrafiącą zadbać o siebie. Ta charakterystyka nie ma nic wspólnego ze wzrostem, tylko z osobowością danego człowieka. Nieporadnym życiowo można być mając w metryce 1,60m wzrostu albo mając grubo ponad 2 metry. Im mniej lotny umysł, tym bardziej infantylne skojarzenia produkuje. Mnie by to nie obraziło, gdybyś w towarzystwie powiedziała, że nie podobają ci się niżsi mężczyżni. Z prostego powodu- nie jesteś ostatnią kobietą na świecie, o którą biją się wszyscy samcy pozostali na tym padole łez. Sam nie mam magicznego 1,80m wzrostu, a spotykałem się z pozytywną reakcją kobiet na mój wygląd. Co więcej, sam nie preferuje wyższych kobiet od siebie i nie wynika to z faktu, że przy nich czułbym się mniej męski, tylko po prostu podobają mi się niższe kobiety. Może nasze preferencje są wynikiem naszego dzieciństwa ? W moim gronie rodzinnym były kobiety niskiego wzrostu i miałem z nimi pozytywne relacje. Być może to się przekłada póżniej na dorosłe życie. Kto wie, czy i u ciebie nie istnieje taka zależność. Pisał o tym zresztą Andrzej Grajewski, seksuolog i psychoterapeuta. Wysuwa taką tezę w książce " Sztuka obsługi penisa", że nasza seksualność kształtuje się w okresie dzieciństwa i jest związana z różnymi doświadczeniami i osobami, które odgrywają w nim ważną rolę. To tak na marginesie, ale polecam wszystkim te książkę. I kobietom, i mężczyznom, bo pozwala lepiej zrozumieć mężczyznę w kontekście związku, jego seksualności, problemów, z którymi zmaga się on i jego potencjalna partnerka, problemów w komunikacji, różnych chorób czy zaburzeń itd. Także warto czasem użyć bardziej subtelnego określenia, które jasno zdefiniuje twoje oczekiwania względem atrakcyjności płci przeciwnej, ale takiego, które jednocześnie nie będzie dla kogoś dwuznaczne i obrażliwe. Piszesz, że jesteś filigranową kobietą, więc też wolałabyś zapewne, żeby ktoś powiedział " nie podobają mi się filigranowe kobiety", a nie używał zwrotu typu " Jakbym miał się spotykać z deską, to już wolałbym się w tartaku zatrudnić. Tamte chociaż lepiej wyglądają i są przyjemniejsze w dotyku ". Płakać byś pewnie nie płakała, bo mężczyzn w swoim guście znajdziesz, ale też pewnie wzbudziłoby to w tobie jakiś niesmak i poczucie zażenowania.
  18. Przy żadnym stand-upie ani kabarecie nie uśmiałem się jak przy tym. Pierwszy raz miałem taką bekę słysząc płacz kobiety
  19. Najbardziej wkurza mnie moment, w którym kończy się gra wstępna, przechodzę do działania i... budzę się z mokrymi gaciami.
  20. Nie. Każde nasze działanie jest egoistyczne. Nawet pomoc innym daje nam poczucie bycia lepszym człowiekiem, czyli czerpiemy z tego jakąś korzyść. Zawieramy przyjażnie i wchodzimy w związki, bo też dają nam określone profity. Ja bym dokonał rozróżnienia na dobry i zły egoizm. Dobry polega na tym, że osiągasz jakąś korzyść ( jak ta wspomniana powyżej w postaci lepszego samopoczucia) ale inni również na tym korzystają. Zły polega na tym, że bierzesz coś dla siebie, ale nie dajesz nic w zamian albo wręcz czerpiesz z czegoś korzyść czyimś kosztem. Pomoc charytatywna jest najlepszym przykładem, że te egoistyczne pobudki potrafią być pozytywne. Czujesz się lepiej ze sobą pomagając, więc dbasz w ten sposób o siebie, o swój dobrostan psychiczny, ale jednocześnie dbasz o innych. Innym przykładem może być prowadzenie działalności gospodarczej. Tutaj nie kierują tobą pobudki moralne, ale egoistyczna chęć zysku. Załóżmy, że jesteś producentem kurtek. Zarabiasz na tym i zaspokajasz swoje egoistyczne potrzeby z zysków, które osiągasz, ale jednocześnie zaspokajasz czyjąś potrzebę komfortu w postaci ciepła w chłodniejsze dni. Nie wszystko na tym świecie jest zero-jedynkowe, więc i egoizm ma różne oblicza. Nie zawsze egoizm musi mieć narcystyczne zabarwienie i być destrukcyjny dla otoczenia egoisty- którym każdy z nas jest- a wręcz może mieć jakieś pozytywny wkład. Zdarzają się przypadki, że ktoś przez pomoc charytatywną promuje swoją osobę albo firmę, albo jedno i drugie jednocześnie. No i co w tym złego ? liczy się, że jakieś dzieci mogły zjeść ciepły posiłek, ktoś dostał parę złotych na potrzebną operację, ktoś uzyska środki na remont domu, który stracił w wyniku pożaru albo jakiejś innej katastrofy. Jakby ludzie mieli w ten sposób łechtać swoje ego, to świat byłby lepszy. Najgorsi są ci, którzy wolą zwrócić na siebie uwagę poprzez obrażanie innych, manipulacje, skandale albo inne infantylne i prymitywne zachowania, które nie wnoszą żadnej wartości dodatniej.
  21. Ten człowiek nie powinien być tak tytułowany, bo to co on pieprzy nie ma nic wspólnego z nauką. W Afryce pewnie często myślą o jedzeniu i wodzie pitnej, bo ciężko myśleć o czymś innym, gdy człowiek jest głodny i spragniony. Ciekawe dlaczego to się im nie materializuje w rzeczywistości, tylko muszą ziarna wydłubywać z błota, o czym pisał Ryszard Kapuściński. Może w tym przypadku nie działa prawo przyciągania ? Można sobie do usranej śmierci wyobrażać bogactwo, piękną i wierną żonę, sukcesy zawodowe, ale świat życzeń nie słucha. Jedno się dostanie ( albo raczej wypracuje, bo dostać za darmo to można wpierdol i żółtaczkę w szpitalu) a drugie nie, bo tak to działa.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.