Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    448
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Maciejos

  1. Oczywiście kłótnie rodzinne to nic przyjemnego, ale te historię (albo raczej awantury) chętnie zobaczyłbym w kompilacji "Sprawa dla Reportera BEST MOMENTS" Sam miałem rodzinne dramaty o majątek. To był pierwszy glitch w Matrixie, bo osoby, które teoretycznie powinny mnie wspierać - pokroiłyby mnie za 1000 zł. Sprawa majątkowa podzieliła mnie i ojca, który jako furiat i, przede wszystkim, straszny zazdrośnik; nie mógł znieść tego, że to ja odziedziczyłem coś, a nie on. Szkoda gadać. Nie bez powodu istnieje powiedzenie "z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach".
  2. Paciorek jest niezwykle średnim prowadzącym. Taki bezbarwny prowadzący, który nie prowadzi dyskusji z gościem, tylko sprowadza słowa gościa do absurdu. Gdy Maleńczuk opowiedział o statusie kobiet w Polsce, a Paciorek skomentował to typowym dla siebie, cynicznym, "no co ty?", to od razu mi się przypomniała jego rozmowa z Bosakiem, w której zapytał tegoż o książkę, która zmieniła jego życie. Odpowiedzią Bosaka, wtedy kandydata na Prezydenta RP, była pozycja "Myśli nowoczesnego Polaka" R. Dmowskiego. Reakcja prowadzącego: "JEEEEEZUS MARIA...NAPRAWDĘ?!", na to Bosak - "Tak, a czytałeś?"...KAROL PACIOREK: "NIE." Ciekawi goście i nieciekawy prowadzący. Taki wielkomiastowy korpośmieszek, który musi kłapnąć gębą na każdy temat, ale nie po to, aby skonfrontować go ze swoim światopoglądem, a po to by wyśmiać osobę za jego poglądy/spostrzeżenia.
  3. Polecam przeczytać "Myśli nowoczesnego Polaka" R. Dmowskiego. Podpowiem - niewiele się zmieniło. Broszura sprzed prawie 120 lat, która bardzo przyjemnym językiem opisuje cechy narodowe polaka-robaka. Tam są odpowiedzi, a Wy tu wyskakujecie z jakimś PRL-em czy Powstaniem Warszawskim. To były tylko konsekwencje posiadania tejże narodowości. Z moich obserwacji narzekanie jest po prostu mianownikiem rozmowy. Polacy nie potrafią rozmawiać na tematy dla nich abstrakcyjne. Na ogół nie potrafią konfrontować się słownie, więc najlepiej wychodzi znalezienie łącznika. Narzekanie na szefa, narzekanie na rzeczy w TV, narzekanie na innych im podobnych - to są najkrótsze drogi do przełamania lodów w rozmowach z nieznajomymi, a także z innymi w relacji bardzo powierzchownej. Żeby nie było - sam byłem kiedyś taką jednostką - tematem nr 1 w pracy były perypetie szefostwa. Ale sprowadzało się to do jednego - z moich ust jak zwykle płynęły niepodparte działaniami plany na ratowanie świata. Oduczyłem się tego przez zmianę otoczenia i niejako pracę nad sobą. Obecnie ignoruję osoby, które zaczynają swoje bezpodstawne narzekactwo.
  4. W LTR-ach faceci rzadziej nudzą się seksem? Bujda albo jestem jakimś odklejeńcem. W 3 LTR-ach po pewnym czasie myszka zaczęła mnie nudzić. Seks był fajny na początku, a gdy zaczęło brakować w nim pasji to nudziłem się proporcjonalnie szybko. Zwykle zaczynało się kupczenie dupą, że boli głowa albo nie dzisiaj, a i czasami było coś w stylu, że nie możemy się tylko bzykać xD Takie to były uroki brania młódek (i dziewic) za partnerki i uczenie ich czym jest seks. Na kilka partnerek seksualnych, które miałem. Mogę śmiało powiedzieć, że "tegować" umiały się tylko 2-3. Co przez "umiały się tegować" mam na myśli? A to, że mogę oddać jej wodzę i bez problemu będziemy mogli z tego odczuwać przyjemność. Nie ma nic gorszego, niż leżąca księżniczka, której nawet kutanga trzeba podawać, bo sama się nie schyli 😆
  5. To nie jest jakieś niespotykane zjawisko. Podobnie jest w handlu - potrzeba jest tu i teraz - kupujesz albo nie. Jak będziesz zwlekać z decyzją i mieć czas do namysłu, to najprawdopodobniej się rozmyślisz. Przypomnijmy sobie ile razy chcieliśmy sobie coś kupić. Napaliliśmy się, przeglądaliśmy strony i oferty, czytaliśmy recenzje, nawet byliśmy blisko "kup teraz". A potem jakoś pstryk i chcica schodzi. Mam potrzebę wydania kasy, usprawiedliwioną tym, że pracuję ciężko i powinienem siebie za to jakoś nagrodzić. Tak samo jest z seksem. ONS-y nie wzięły się z nikąd.
  6. Powiedziałbym, że coś w tym jest. Jak trafisz na partnerkę, która lubi seks i nie traktuje tego jako małżeński obowiązek, a bardzo przyjemną formę "ujścia pary", w dodatku z lekką fiksacją na młode knagi - nauczy co nieco. Na zmęczone życiem można już nawet trafić dosyć wcześnie, gdy mają 25-30 lat. Seks dla przedłużenia gatunku, bo ten sprawiał frajdę tylko krótko po rozdziewiczeniu. Nie ukrywam, że chętnie bym zweryfikował taką tezę z dobrym milfiaczem. Muszę się sprężać, bo już zagościłem w klubie 30
  7. Byłem przez ponad 2 lata w związku z o 5 lat starszą. Poznaliśmy się to miałem 28, a ona 33. Do tej pory randkowałem z młódkami i w starszej zaimponowało mi zdecydowanie i brak młodzieńczych dram. Wiadrem z lodowatą wodą była pierwsza drama o ewentualny ślub i bobo, bo ona już nie jest taka młoda. Nie byłoby nic złego w tej rozmowie, gdyby nie pojawiła się po lekko ponad pół roku znajomości. Od tej dramy wszystko już szło ku upadkowi. Rozstałem się niedawno. Nawet nie odczułem rozstania. Było nudno, wysysała ze mnie energię życiową. Wkurwiała mnie jej pierdołowatość, bo z "codziennego" życia robiła męczennictwo najwyższej rangi. Seks był spoko przez pierwsze miesiące, potem mechaniczne posuwanie jak zające. O gumkę upomniała się tylko przy pierwszym razie, jakoś miesiąc później nawet nie zwracała na to uwagi i miała pretensje czemu 1/2 stosunku walę ją bez gumy, a potem ją zakładam. Potem nawet dochodziło do "czemu nie kończysz we mnie". Uff, jak dobrze, że do takich akcji była druga dziurka.
  8. Rynek pracy nie jest z gumy, żeby się rozciągnął i objął uchodźców, którzy zdecydują się osiedlić. Myślę, że pozostałe europejskie kraje z ogromnym deficytem pracowniczym skorzystają na tym bardziej - hej, UK! Bardziej na miejscu będzie zapytać - kiedy skończy się wielka solidarność z ukraińską bracią, a zacznie jechanie po nich. To samo jechanie, które miało miejsce jeszcze kilka miesięcy temu.
  9. W 2019 miałem znacznie lepszy wynik niż teraz. Prawdopodobnie, przez mój nieco inny styl. Już nie ma zaczesanego na boczek, noszącego golf i wklejającego zdjęcia z podróży (tych z małym budżetem oczywiście), tylko typ z dłuższymi włosami i zarostem. Od Wlka z Wall Street do zaniedbanego Batmana z depresją. To samo miejsce, te same parametry, ale kobiety tak jakby inne. Mniej zagranicznych studentek, więcej lokalnych kopiuj-wklejek, które mógłbym posegregować na kilka kategorii: 1. "Rebecca" - koniecznie zdjęcie z eleganckiej imprezy z drinkiem w łapie i do tego grupowe z koleżankami. 2. "Sarah" - miłośniczka aktywnego trybu życia, prawie 0 makijażu. Zdjęcia z grzbietu słonia w Indiach oraz jakiś gór. A - zapomniałbym o jakimś zdjęciu z jej zwierzakiem. Do tego wege. 3. "Betty" - odpowiednik "avarage joe" czy "jana kowalskiego - zarówno z urody jak i z zainteresowań. Cośtam lubi, ale w praniu wyjdzie, że tak średnio. 4. Wszelkie alternatywki - spektrum od XS do XXXL. 5. Przedłużenie instagrama. Jakie tam trendy są, to obeznani wiedzą - przepych, kult ciała i "sukcesu". Zwykle ich bio to tylko link do IG. 6. Samotne mamuśki. Moim hitem była 19-latka w ciąży, która szukała kogoś, żeby się ustatkować A, moje obserwacje są z UK. Do końca miesiąca się tym bawię i odinstalowuje. Wymieniam znacznie więcej spojrzeń i uśmiechów z lokalnymi, gdy idę po mieście, niż w losowej grze w "kto ma lepsze zdjęcia". Poza tym chyba już zdziadziałem i jakoś klikanie mi nie wychodzi. Znacznie lepiej wychodzi mi gadka szmatka na żywo.
  10. Budżet? Jako pierwszą gitarę można równie dobrze polecić akutsyka, bo nie wymaga prądu i pewnie wyjdzie taniej niż elektryk+piec. Ja pierwszą gitarę dostałem w prezencie i był to elektryk. Nie byłem nią zainteresowany, bo nigdy nie kręciła mnie muzyka, ale w wieku 13-14 lat cośtam brzdąkałem. Nie miałem wzmacniacza, to grałem na sucho. Pobrzdąkałem do 17-18 roku życia, w tym czasie kupiłem drugą gitarę i piec. Był to Washburn X10 i jakiś Kustom Dart. Tego pieca nie polecam. Jak to mawiają na forach gitarowych - pierdziawka, a nie wzmacniacz. Na zestaw gitara+piec przeznaczyłbym 1100-1200. Na akustyka 600-800. Nie ma co przepłacać na początek, ale też nie ma co brać byle czego. Jakość wykonania też ma znaczenie i potrafi zniechęcić. Jeśli gryf będzie niewygodny, a progi z zadziorami to rzucisz to w kąt. Co do modeli - nic nie podpowiem. Jak ja szukałem gitary w 2009 to ludzie polecali używanego Dean Vendetta 1.0, bo był dobry na początek. Kupowanie używanych gitar to też dobre rozwiązanie. W cenie nówki kupujesz gitarę o półkę wyżej.
  11. Powiedziałbym, że szeroko rozumiany mobbing w polskich realiach bierze się niejako z tego, że...Polacy nie potrafią dyskutować/negocjować, co za tym idzie - odpowiadać na takie zaczepki i sytuacje. Bez wielkiego rozpisywania się. Pracowałem kiedyś w jednym z polskich hoteli. Właściciel - prywaciarz, nadęty buc, 0 umiejętności ludzkich w stosunku do pracowników jak i klientów/kontrahentów. Hotel oddał w kontrolę swojej córce, która wzorem ojca miała wybrakowany charakter i również patrzyła z góry na każdego pracownika jak i gościa. Nie wspomnę o zerowym doświadczeniu w branży, a także w zarządzaniu - nie było mowy o rywalizacji z innymi miejscówkami, byliśmy "najlepsi", bo tak mówiła pani menadżer. Miejsce egzystowało przez dobrą lokalizację, ale cała reszta to pożal się Boże. Z racji jej braku umiejętności, a także właściciela-dusigrosza (na inwestycje), cały hotel był praktycznie oddany w ręce recepcji i marketingu/sprzedaży, a co za tym idzie - te właśnie działy były najbardziej karane. Pozostały personel dawał się traktować jak śmieci. Byli śmiałkowie, którzy niby potrafili się wykłócać, ale to był bardziej jednoosobowy lament osób bez charyzmy. Mówienie szybciej i głośniej to żaden argument ani odparcie bullshitu. Ja sobie gdzieś tam dryfowałem, bo robotę robiłem dobrze, ale pewnego razu miarka się przebrała. W pracy mam nieco buntowniczą naturę, tzn gdy coś nie działa tak jak powinno, to bardzo chętnie o tym głośno mówię; jestem również proaktywny w rozwoju biznesu. Zostałem ukarany finansowo za to, że potencjalny klient rozmyślił się i wybrał inne miejsce (lub w ogóle takiego klienta nie było, czasami w tej branży konkurencyjne hotele dzwonią do innych i robią rekonesans o dostępności/stawkach), co zostało przypisane jako wina całego zespołu, bo nie dopilnowaliśmy telefonów. To chuj, że nikt nie odbierał i zapytanie było prawdopodobnie od konkurencji, bo przy firmowych zamówieniach wszystko jest załatwiane mailami. Została mi potrącona część premii, bez żadnego uprzedzenia ze strony przełożonej. Kiedy w końcu odbyłem z nią rozmowę i potwierdziła moje przypuszczenia, dodając, że "wina była wszystkich, ale ktoś musiał zostać ukarany, a Pan akurat odebrał ten telefon", to od razu napisałem wypowiedzenie i złożyłem je kilka dni później. Kolejna rozmowa, w której Pani Menadżer chce mnie wrzucić w poczucie winy i obniżyć moją wartość pracownika (miałem wtedy solidne doświadczenie). Teksty Janusza-Alfa, że w każdym miejscu muszę się wykazywać, że każdy by mnie tak potraktował. Postawiłem sprawę jasno, że odchodzę, bo jest to nieprofesjonalne, a jej nagadałem, że jest miernym dyrektorem. Użyłem mojego ulubionego porównania, przez które pewnie do dzisiaj żyję w jej głowie bez żadnego czynszu: Różnica między złym a dobrym przywódcą - zły przywódca mówi "naprzód", a dobry mówi "za mną". Reszta obsraluchów, którzy dawali się upokarzać miała pianę w ustach, bo ale to jej nagadałem. Czy powiedziałem coś źle? Nie. Czy użyłem wulgaryzmów i podniosłem głos? Pewnie, że nie. Załatwiłem temat z klasą, a od tamtej pory zawsze mam dobre warunki w pracy, bo już wiem jakie patole omijać. Dodam, że już nie pracuję w PL, bo to podcinająca skrzydła męczarnia.
  12. Przestańmy idealizować laski z Tajlandii, Filipin i ogólnie z Azji. Zdecydowana większość z tych, które się interesują białaskami, to margines społeczny, a białasek to przepustka do świata. To taki "Rich Guy Similator", gdzie myślisz, że laska na Ciebie leci, a tak naprawdę to leci na Twoje zasoby i możliwości z Tobą związane. Przerobiłem dwie laski z Azji. Ten sam software, różny hardware. Naiwniacy i tak się nabiorą na słodziutką myszunie, która kocha swojego białego panicza, bo on przepłynął oceany, aby odwiedzić jej grotę miłości. Przyjdzie pierwsza solidna drama i okaże się, że Pańcia jest w panu "zadurzona", bo ma w tym jakąś korzyść. Właśnie zakończyłem LTR z Japonką, która wielbiła mnie ponad wszystko, a mimo to ja nie czułem tej chemii. Widziałem tylko udawaną sympatię, bo Pańcia chciała, abym się z nią hajtnął i pyknął jej bombelka, a zegar już był dwie minuty do północy. Poszerzajmy horyzonty, ale nie idealizujmy innych narodowości/ras.
  13. Obejrzałem kiedyś ich odcinek z Alexem, tym z ECPU. Dziwny klimat. Googlebox, tylko, że to YouTube. Ten łysy, Dominik, zasłynął filmikiem, w którym jego pracownik chciał iść z nim na solo.
  14. A już zastanawiałem się co z Tajskim Wojownikiem. Miło wiedzieć, że sprawy mają się dobrze. Mam jedno "ale", które mnie nurtuje. Jak napisałeś - ostatni rok przepracowałeś solidnie, a mimo to nachodzą Ciebie dręczące myśli, czy aby na pewno wszystko robisz dobrze (potrzeba aprobaty). Przewartościowałbym kilka rzeczy i zdjął z nich kategorię "obowiązek", a zmienił na "hobby/przyjemność". To, że spiąłeś się z językiem czy z karate (swoją drogą, nie bądź próżny twierdząc, że stałeś się lepszy niż Twój nauczyciel. Mentorstwo to jedna z cech tradycyjnych SW i mistrza należy szanować), to świetnie, ale czuję, że zmusiłeś się do tego i przestałeś odczuwać z tego frajdę. Nie robiłeś tego z obowiązku czy z goniących terminów, tylko dla siebie i swojego rozwoju. I tak powinieneś to postrzegać. Skup się na tym jednym celu (otwarcie biznesu) i po prostu nie odchodź od tego. Kilka lat to spory kawałek czasu. Dowiaduj się jak wygląda zakładanie biznesu, czego potrzebujesz, zrób powoli biznesplan i adaptuj go do aktualnych przepisów/trendów. Wrzucanie sobie rygorystycznego "mindsetu CEO" wprowadzi Ciebie w jeszcze większe niezadowolenie i właśnie natłok takich destruktywnych myśli. Sam przez długi czas borykałem się z nieprzespanymi nocami, bo analizowałem sytuację z pracy i martwiłem się, czy podejmowałem dobre decyzje i czy nadaję się do tej pracy, pomimo braku jakichkolwiek zastrzeżeń co do moich umiejętności ze strony przełożonych. Wmawiałem sobie, że brak "feedbacku" ze strony kierownictwa świadczy o tym, że popełniam błędy, które ktoś koryguje i mi o tym nie mówi, a ja wolałem o tym wiedzieć, żebym ich nie popełniał. Paranoja. Kolejna dobra wieść z tą Tajką, ale mam lekkie deja vu i tylko musnę ten temat. Dodam tylko, że dwa razy Ci dupy rozjebały życie, a nie masz pewności czy przy tej po 2 latach okaże się, że cała kapucha, którą składasz na biznes, przyda się do kupna domku czy remontu mieszkanka. Związki i sielanka potrafi rozleniwiać i odwodzić od celów. Nie chcę odwodzić Cię od marzeń, bo życzę wszystkiego co najlepsze, jednak dopnij swego, wybadaj teren i działaj, ale wszystko z rozsądkiem. To marzenie, a nie obowiązek. Posiadasz doświadczenie, które możesz wykorzystać gdzie tylko chcesz. Znudzi Ci się Tajlandia to możesz jechać do bardziej cywilizowanych miejsc jak JP Nie wiem jak w Tajlandii, ale w Japonii byli ekspaci, którzy zajmowali wysokie stanowiska w publicznej edukacji. Jeśli tylko istnieje tam program nie-tajskich nauczycieli angielskiego (coś jak ALT w JP - asystant japońskiego nauczyciela), to wciąż możesz zrobić ogromną karierę, a swój biznes otworzyć jako dodatek do niej (zacząć od małych klas w domowych warunkach, a potem się rozbudować z ofertą). Jeśli masz bogaty warsztat to pomyśl o kanale YT dla lokalsów. Sam wiesz, że w nauczaniu ogromne znaczenie ma styl/niecodzienna technika. Coś co tkwi w pamięci. Tyle możliwości. Zdejmij z siebie łańcuchy rygorystycznego podejścia i życia wedle przepisu. Odnajdź w tym wszystkim pasję i tak trwaj. Dupy traktuj jako dodatek, a nie jako cel.
  15. Pomimo, że na odległość, to byłem (w sumie wciąż jestem) w związku. Mieliśmy jakiś kruchy moment wcześniej i miałem już naprawdę pierdolić ten pseudo związek, więc i tak wziąłem gumy na spotkanie z ex-brzoskwinką. Moje akcje wzrosły przez te prawie 2 lata od rozstania, więc przyjechał Sir Maciejos na białym koniu, z bujną czupryną - no po prostu lepsza wersja mnie. Cośtam w trakcie rozmowy spaliłem temat i poszła w innym kierunku. W sumie może i dobrze, bo zmagałbym się z moralniakiem i poczuciem ogromnej winy. Moja ex to przeokropna manipulatorka, więc pewnie jeszcze bym uległ jej atakom. A już nawet chwaliła mi się swoim wibratorem 😆
  16. Częściowo sprywatyzowana służba zdrowia to świetny pomysł. Przekonałem się o tym w Japonii, gdzie w gabinetach/lecznicach płaci się 30% wartości usługi/zabiegu, a pozostałe 70% idzie z ubezpieczenia. Wprowadza to konkurencyjność do placówek, bo ze słabych gabinetów nikt nie będzie chciał korzystać. Jest to też w miarę sprawiedliwe dla podatników, bo stawki ubezpieczenia zdrowotnego nie są wysokie. W polonii (Polska + kolonia) takie rzeczy niestety nie przejdą, bo naród chujowy. Oporny na zmiany, z mylnym poczuciem wartości, a co za tym idzie - wybujałym ego, oraz na tyle naiwny, żeby łykać byle przynęty. Już ponad 100 lat temu o Polagach słusznie pisał Dmowski w książce "Myśli nowoczesnego Polaka". Bardzo polecam. Może na dniach opisze swoje przemyślenia na temat bycia Polakiem w innych krajach i o tym jak często jesteśmy traktowani jako solidni niewolnicy bez jakiegokolwiek szacunku.
  17. Miewałem związki, przy których byli orbiterzy. Wkurwiające typki, takie simpo-wymoczki, z którymi nie mogłem znaleźć wspólnego języka, bo gdzieś tam między słowami zawierałem przekaz, że pańcia jest moja. To byli orbiterzy klasy delta, także żaden z nich nie dostał nawet buzi w policzek od moich pusi. Mój ostatni związek i jego finisz, a także okres po rozstaniu to jest komedia nie z tej ziemi. Byłem jej pierwszym facetem - tym dojrzałym partnerem, który wprowadził ją w arkana dorosłego i seksualnego życia. Pokazałem jej, że cipka jest nie tylko do sikania i okresu. No w skrócie - szalona nastolatka, która chciała spróbować wszystkiego, a ja byłem chętny jej te "wszystko" demonstrować. Związek zaczął się rypać, gdy ona była już po 20-tce i zaczęło się dorosłe życie. Praca, dramy w pracy, obgadywanie innych i, co najgorsze - porównywanie mnie do nich. To w sumie było głównym powodem wszelakich kłótni, a bo Paweł ma samochód, a Jacek mieszkanie na kredyt (jestem wielkim przeciwnikiem brania rzeczy na raty, tym bardziej w Polsce). Potem doszło obniżanie wartości przez nadużywanie tekstu "mężczyzna". Myszka ubzdurała sobie, że prawdziwy mężczyzna jest agresywny i, gdy musi, ma twarde zdanie, ochoczo wykłóca się w sklepie o nienaliczoną promocję na cebulę, odnosi sukcesy, jest zdecydowany, ale gdy w tym wszystkim może uczestniczyć myszka i jej pośrednie kontrolowanie tegoż "mężczyzny". Wiecie - taki typowy "Psikutas bez S, który cwaniactwem imponuje mysi, tzn on tak myśli, a tak naprawdę to mysia zaczyna aferę i posyła "mężczyznę", żeby zebrał za nią wpierdol/opierdol i jeszcze wyszedł z tego zwycięzko. Po rozstaniu było drętwo. Ja zmieniłem pracę i miasto. Ona w międzyczasie miała jakiegoś fagasa, z którym nie pykło. Potem ja poznałem obecną partnerkę, z którą trochę pojeździłem po świecie. Po powrocie do PL i odwiedzeniu znajomych w dawnym mieście zamieszkania, dostałem zaproszenie od ex-mysi. W międzyczasie zaczęła o siebie dbać - siłka, hobby, itd. Nie to, że wcześniej wyglądała jakoś źle, ale ta siłka ją tylko "utwardziła" (i jej zgrabną pupcię). Wjeżdżało winko, zrobiła obiadek i myślała, że na nim zostanę. Kawka, srawka. Umówiliśmy się następnego dnia. Winko i mój ulubiony obiadek za "naszych czasów". Gdybym się postarał to i był jeszcze zaliczył deserek, jakąś panna cnottę na przykład. Pomimo, że miałem chcicę na powrót do starej brzoskwinki, to jakoś postarałem się do nie zejścia spotkania do sypialni. Po chuj mi moralniak i jakieś dramy. Pańcia po kilku miesiącach od tego spotkania znalazła obecnego partnera. Aż wyjebałem ją z obserwowanych na IG, bo już rzygałem tymi zdjęciami kwiatków w wazonie czy innych miłosnych liścików z dopiskiem "mój idealny mężczyzna". Błazenada w chuj. Cieszę się, że ten związek się zakończył, bo każdy kolejny związek utwierdza mnie w przekonaniu czego dokładnie nie szukam w związkach.
  18. A mnie to szczerze jebie. Nie zauważyłem, aby ktoś robił z (jednego z wielu) "przywódców" grupy pruszkowskiej celebryty. Nikt go też nie wybielał z przeszłości, a na pewno nie robił tego przed tym, jak Stanowski wygłosił swoje orędzie do psychofanów (po telefonach od gości mam wrażenie, że spora część widowni to perfidne wykopki). Niestety, ale Stanowski i Najman się wzajemnie uzupełniają. Gdyby nie memiczne "spotkanie" pod stadionem/halą Rakowa Częstochowy oraz ich sprzeczki na Kanale Sportowym to nie zyskałby internetowej sławy jaką ma teraz. Nie umniejszam mu dziennikarstwa, ale wyświetlenia się nabijają, a i podczas tego spotkania w Wieluniu można było zauważyć średnią wieku widowni - w porywach 17 z koprem pod nosem. Moim skromnym zdaniem, gdyby nie Stanowski to o tej gali NIKT by już nie mówił, bo tak działa internet. Niestety, zasięgowy buc swoim orędziem dał jeszcze większy rozgłos temu cyrkowi. Publicznie ośmieszył burmistrza Wielunia i skazał go na medialne samobójstwo, bo jak inaczej można nazwać "wywiad", w którym padają sugestywne pytania i wymusza się na rozmówcy tłumaczenie się ze swoich decyzji? Nawet ta kontrpropozycja stawiała tego brzuchatego Janusza w złym świetle, bo cokolwiek by nie wybrał to i tak by to się odbiło na jego politycznej karierze. Przeraża mnie ewolucja social mediów w Polsce. Osoby zasięgowe, lub wykreowane na takie, są w stanie jednym kliknięciem "zcancellować" kogo tylko chcą. Nowoczesny, socialmediowy ostracyzm okraszony polską "mentalnością" i moralnym minimum Polaków - uderzania w tę gałąź sumienia, która najczęściej łączy i jednoczy właśnie naszych rodaków; jest zdecydowanie niebezpiecznym narzędziem. Nasza tendencja do idealizowania jednostek i ofiarności wobec nich również przyczynia się do tego, że posiadamy takich Stanowskich, Kolonków i innych Kukizów. Temu mówię precz, bo lata mijają, a nieufny Polag dalej nabiera się na ładne hasełka i łechtanie sumienia.
  19. Szanowni Bracia, Zauważyłem narastający trend na zachodzie na przypisywanie pewnych atrybutów "samcom sigma", którzy jakoby mieliby być lepszą wersją samców alfa. Sukces, niezależność, wysoka inteligencja, stanowczość, pewność siebie, nonkonformizm, po prostu sama śmietanka cech charakteru. Jeśli miałoby się go zwizualizować, to taki Christian Grey czy Patrick Bateman, nadziany indywidualista, mistrz w swoim fachu, jednostka absolutna. Co o tym myślicie? Czy ta nomenklatura to normalizowanie wcześniej utartych schematów "alfa/beta"?
  20. Legalne jest pukanie 14 tak długo, ale tylko w określonych "warunkach", bo to wciąż może być podciągnięte pod wykorzystywanie. Wiek zgody w wielu krajach jest dodatkowo regulowany pewnymi czynnikami. W Japonii, na przykład, wiek zgody to 13, ale ten "efektywny", to w większości przypadków i tak jest 18. Nawet relacja między partnerami musi spełniać określone wymagania. Jeśli młodszy partner jest uczniem starszego (relacja uczeń-nauczyciel), to wtedy wiek przyzwolenia wynosi 18, bo pewnie dodatkowo jest regulowane regulaminami szkoły i efektywnie pewnie wychodzi to i tak 18+, po skończeniu danej szkoły. W każdym razie - ciekawy temat z tym wiekiem zgody.
  21. Maciejos

    W co aktualnie gracie?

    Kończę Yakuza Kiwami i zabieram się za Kiwami 2. W przerwach - Forza Horizon 5 - jak ktoś chce pograć to zapraszam (Xbox)
  22. Ciekawy temat. W swoich trzech LTR miałem tylko dwie takie przerwy. Pierwsza pojawiła się jakoś kilka miesięcy po poznaniu się. Bardziej była to przerwa na nie widzenie się. Ona wtedy była na 1 roku studiów, ja już po 3-cim. Miałem to do siebie, że na początku relacji wyciskałem z niej wszystkie soki i Pańcia stwierdziła, że chciałaby się trochę skupić na nauce, od której ją odciągam. W sumie miało to jakieś sensowne podwaliny, bo po upojnej nocy pełnej seksu zasypiała na wykłady i spóźniała się na zajęcia. Przerwa trwała coś pomiędzy 2 a 3 tygodnie. Pisaliśmy do siebie. Na spotkaniu po tej przerwie byliśmy tak na siebie nakręceni, że kategoria "public" na byle stronce z filmami XXX nie robi na mnie wrażenia Druga przerwa, w innym (jeszcze-obecnym) LTR miała miejsce może ponad rok od poznania się. Oboje pracowaliśmy i byliśmy stopniowo zjadani przez stres. Ja w tamtym okresie mogłem ważyć z 15 kilogramów mniej, pomimo bogatej w węgle diety, a te mi nie służą, i małej aktywności fizycznej. Ona miała całkiem wymagającą pracę. Organizowanie wycieczek, wizyty w urzędach, terminy i nadgodziny trochę ją wyczerpały. Od razu dodam - to nie miało miejsca w PL. Wracała do domu, zjadła i zasypiała. Budziła się na prysznic i kima. Seks był co spotkanie przez kilka miesięcy, potem praktycznie codziennie. Wychodził on jakoś sam z siebie. Od całowania po macanki, a na wacku w pusi kończąc (nie dosłownie, hehe). Po kilku większych dramach nasze libido skakało raz tak, raz siak. Bywał tak zwany "break up sex" czy inny seks na zgodę. W pewnym momencie ja bywałem zmęczony po pracy i dosłownie raz odmówiłem jej igraszek, które ona po raz pierwszy zainicjowała. Nie muszę wspominać, że uznała to za pewnik i od tamtej pory starała się tego nie inicjować. Pewnego razu, po jej "byciu zmęczonym" podważyłem temat. Byliśmy w miarę otwarci, jeśli chodzi o rozmowy na temat współżycia. Powiedziała mi, że straciła ochotę na seks, który bardzo lubiła. Trwało to może z miesiąc. W tym czasie mieliśmy ze dwie większe spiny, które wynikały z braku seksu. Ja chyba po raz pierwszy w tym związku uciekłem do porno, którym sobie umilałem te przerwę. Po tym okresie około miecha wszystko stopniowo wróciło do "normy", chociaż wtedy to już ja traciłem ochotę. Skąd ta przerwa wynikała? Nie wiem. Może poszła z kimś na boku, typ się w nią zlał i czekała na okres. Może jej lekkie niezrównoważenie psychiczne dało we znaki i stres w pracy ją kompletnie pozbadł. Słaby jest z niej zarządca i organizator, więc być może trafiła w branżę, która nie była dla niej. Kij wie. Temat był już dawno temu. Od prawie roku jest to LDR, bo granice pozamykane.
  23. Tak przypadkiem trafiłem na ten temat. Niestety to jest pogłębiający się problem, bo Polacy kupią za tyle ile sobie zażyczy pan producent, a (pomijając c-19) nikt nie będzie obniżał cen, bo i tak się sprzedadzą. Mit "swojego mieszkania" to jest chyba ta największa bujda, którą słyszałem od urodzenia, a urodziłem się na początku lat 90. Podkreślę - wychodzę z założenia, że dom/mieszkanie to tak samo luksusowe dobro jak samochód czy motocykl. Nie uznaję tego powielanego trendu, że "trzeba żyć na swoim", bo w takim przypadku 30-letni kredyt będzie wpisany w obowiązek każdego młodego Polaka. Z mojego życia poza Polską najmilej wspominam te w Japonii. Mieszkania bardzo praktyczne - miejsca tyle ile potrzeba. Brak centralnego zastępuje klimatyzator, prawie każda nieruchomość ma parking dla mieszkańców. W najgorętsze lato jest znośnie, w największą zimę - też. Zdecydowanie podobało mi się, że deweloperzy oddawali mieszkania w ręce agencji i to one pozyskiwały nowych najemców. Mało kto decydował się wywalić 10 milionów jenów (około 365k pln) na własnościową klitkę w świeżym budynku, bo koszt wynajmu mieszkania to grosze w porównaniu do zarobków. Jeśli na własność to lepiej wybudować dom.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.