Skocz do zawartości

Throgg

Starszy Użytkownik
  • Postów

    970
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Throgg

  1. Dużo ułatwiłoby gdybyś podawał konkretne źródła tłumaczeń eposu, bo odnoszę wrażenie, że swoje tezy budujesz na podstawie konkretnych fragmentów przetłumaczonych specjalnie pod postawioną tezę, z pominięciem kontekstu całokształtu. No ok, a gdzie fragment, w którym Huwawa, błaga Gilgamesza o darowanie mu życia i w zamian chce mu oddać się w niewolę? No właśnie z eposu nijak wynika, że byk był istotą mechaniczną. Pomijasz dość istotny fragment, że po zabiciu byka, Gilgamesz odciął jego byczego chuja, którym następnie ,,rzucił w twarz" Isztar i nad którym później ,,płakały jej kapłanki". To jest scena dość mocno symboliczna, której sens byłby nijaki, gdyby założyć, że byk nie był żywą istotą. Nie ma też ani słowa o tym, że był wykonany z metalu, bo lapis, to... skała, a nie metal. Byk w opisie miał więc kamienne rogi, puste w środku, sam jednak był żywym zwierzęciem.
  2. POLKA, GDY MUSI PATRZEĆ NA P0LAKA, DŁUŻEJ NIŻ 5 SEKUND:
  3. W tym konkretnym przypadku metafora wahadła - które z jednego skrajnego punktu wychylenia, przemieściło się na przeciwległe (od całkowitego zakazu ukazywania związków homoseksualnych, po premiowanie filmu za takie wątki), uważam akurat za bardzo obrazowe. Aczkolwiek zgadzam się z tym, że raczej wątpliwe jest, aby powróciło ono do tego samego punktu wyjścia i za 50 lat ponownie doczekamy się ustawowego zakazu poruszania wątków LGBT w filmach.
  4. To w sumie żadne novum w amerykańskim przemyśle filmowym, bo w połowie XX wieku w Hollywood obowiązywał tzw. Kodeks Haysa, który nie tyle określał kryteria zakwalifikowania filmu do nagród Oscara, co w ogóle wytyczne wg których film powinien być zrealizowany - wśród nich m.in. zakaz umieszczania wątków homoseksualnych, czy też dotyczących związków między-rasowych. Teraz mamy klasyczne odbicie wahadła w drugą stronę, tyle że pozostało jeszcze sporo luzu w śrubie, bo jak na razie, to filmy wyklucza się tylko z ubiegania o nagrody, a nie z ogólnej dystrybucji.
  5. W moich latach szczenięcych, a przypadały one na końcówkę ubiegłego milenium, rolę wychowawczą w dużej mierze przejmowało na siebie podwórko. Był u nas na rewirze taki Stasiek, git-człowiek, który większość życia spędził w pierdlu i przez to nie za bardzo szła mu socjalizacja, jak zdarzało mu się być na wolności. Mianowicie chlał i bardzo szybko doprowadził się do stanu wrak, przez co w podwórkowej hierarchii, z pozycji fachury, upadł do roli zapijaczonej maskotki dziecięcej watahy. Jak stężenie alkoholu w jego organizmie pozwalało mu na nawiązywanie kontaktu ze światem zewnętrznym, często umilał nam czas dziecięcej beztroski, opowieściami z więziennego życia. M.in. to, jak się robiło i co dokładnie znaczyły więzienne dziary. Do dziś pamiętam, jak swoim zachrypłym głosem, tłumaczył nam z iście akademickim zapałem: - Pamiętajcie, jak ma usta wydziergane na szyi, to znaczy, że cwel! Gość ewidentnie rozminął się z powołaniem, bo zamiast chodzić na fanty, powinien zostać nauczycielem. Całą swoją życiową wiedzę o tatuażach zawdzięczam właśnie Staśkowi i nawet teraz, po 25 latach od tamtych dni, gdy widzę kogoś z wytatuowaną szyją, myślę sobie - cwel.
  6. Manga dużo lepsza. Anime, choć w 80% kopiuje kadry z komiksu 1 do 1, to zawiera też sporo fabularnych ,,skrótów" (np. Wyald, któremu w mandze jest poświęcony cały tom, w anime w ogóle się nie pojawia). Nie ma to co prawda zbytnio dużego wpływu na główny wątek fabularny, bo jak zostało tu już wspomniane, w tej historii jest cała masa dłużyzn, ale za to traci ona na ,,intensywności". Anime jednak nie przytłacza takim poziomem okrucieństwa i sadyzmu, jak historia opowiedziana w mandze, która nawet mi - osobie która wychowała się na horrorze, makabresce i gore - w niektórych momentach była już zbyt too much. No i jeśli ktoś kuma komiksy, to Miura zdecydowanie był geniuszem narracji dla tego typu medium - rozdział dotyczący Zaćmienia, to jest absolutny szczyt, jeśli chodzi o horror w komiksie, przy czym ten sam wątek opowiedziany w anime - to już meh, ,,bajeczka".
  7. Masz na myśli ból odrzucenia, upokorzenia płynące z braku akceptacji, frustrację biorąc się z niemocy zmiany stanu rzeczy i podkopanie wiary we własną wartość? Zakładam, że w mniejszym lub większym stopniu, to już w życiu chłopa miało miejsce - inaczej przecież by nie podjął takiej decyzji, o jakiej postanowił rozgłosić w tym wątku. Różnica zamyka się więc wyłącznie w tym, że porzucając starania, decyduje się na życie z takim bagażem doświadczeń, a nie innym. Dlatego mój poprzedni post kończył się konkretnym pytaniem, bo piję głównie do tego, co chłop rozumie poprzez spokój ducha i wewnętrzne szczęście, skoro sam przyznaje, że to niepowodzenia z kobietami mu ten stan zakłóca?
  8. Nie osiągniesz. A wiesz dlaczego? Bo nie rzucasz sobie wyzwania, tylko próbujesz siebie okłamać, że stan twoich niepowodzeń, jest od teraz Twoim świadomym wyborem. A nie jest. To jest de facto kapitulacja, przyjmujesz bierną, a nie aktywną postawę. No bo jaki wysiłek wkładasz w to, że żadna kobieta się Tobą nie interesuje? Żaden. To już paradoksalnie osiągnąłeś i właśnie przez to jesteś nieszczęśliwy - więc jak masz osiągnąć spokój ducha, aprobując permanentny stan swojego nieszczęścia?
  9. Throgg

    W co aktualnie gracie?

    Dzień dobry, nazywam się Throgg, mam 33 lata i właśnie dzisiaj ukończyłem po raz pierwszy Resident Evil 4. Bawiłem się świetnie, ale typa odpowiedzialnego za konwertowanie sterowania z konsoli na klawiaturę, powinni kijami po jajach obić.
  10. Przecież to jest prosta matematyka i tu nie ma nic do udowadniania. Dla dziesięciolatka, jeden rok życia, to 1/10, ale już dla trzydziestolatka - 1/30.
  11. Rene Guénon, swoją pogardę do rządów demokratycznych ujął kiedyś w słowa, że ,,lud nie może przecież udzielać władzy, której sam nie posiada". Na pewnym poziomie intuicji, ten ,,fałsz" demokracji jest wyczuwalny dla wszystkich, bo w jaki sposób można wymagać od ludzi, których nieraz przytłacza niemoc decydowania i braku sprawczości w swoim własnym życiu i najbliższym otoczeniu, aby ci decydowali o sprawach rangi państwowej? No i w jaki sposób, rządzący, mają rządzić rządzącymi, skoro to od ludu ma ta władza pochodzić? To są już jednak rozważania dalekie od instytucjonalnych zagadnień demokratycznego systemu władzy, a bliższe filozofii i duchowości, aczkolwiek dalej w swej istocie znaczące - ludzi instynktownie czują, że usankcjonowanie danego porządku rzeczy musi pochodzić z góry, a nie z dołu. W dawnych czasach, monarchowie dzierżyli władzę, bo byli tymi wybranymi, namaszczonymi przez Boga - nawet w starożytnym Rzymie, jak bumerang powróciła dużo starsza koncepcja boskości władcy, choć zdawać by się mogło, że ukształtowane w okresie republikańskim społeczeństwo, jej nie zaakceptuje. Tak samo niewykluczone, że perspektywie najbliższych kilkudziesięciu lat, jako społeczeństwo odejdziemy od rządów demokratycznych w dzisiejszym rozumieniu, do rządów quasi-technokratycznych, w których zaakceptowanie rządu będzie zależało by od jakiejś formy sztucznej inteligencji. I wcale nie postrzegam tego jako zagrożenia.
  12. Miałem bodajże z 12 lat, gdy po raz pierwszy przeczytałem antologię opowiadań Philipa K. Dicka, pt. Ostatni Pan i Władca. W tym zbiorze, było krótkie opowiadanie pt. Na obraz i podobieństwo Yanceya. Tytułowy Yancey, był przywódcą politycznym pewnej kosmicznej frakcji, jednak cały szkopuł polegał na tym, że w ogóle nie istniał - był właśnie wytworem sztucznej inteligencji, która kreowała go w nagraniach audiowizualnych na tyle realistycznie, że nikt nie podważał jego istnienia i wszyscy byli przekonani, że jest prawdziwym człowiekiem. Dick napisał to opowiadanie w 1955r. W 2002r., gdy po raz pierwszy się z zapoznałem z tym konceptem, w dalszym ciągu wydawał mi się on nawinie futurystyczny, bo ciężko mi było wtedy sobie uzmysłowić, jak grafika komputerowa mogłaby wiernie odwzorowywać świat rzeczywisty do tego stopnia, że nie dałoby się go odróżnić od animacji. Tym bardziej, że mniej więcej w tym samym czasie, w kinach emitowano już dawno zapomniany koszmarek s-f, czyli Final Fantasy, którego jednym z haseł marketingowych było, że to film przed którym drży całe Hollywood, mający zapoczątkować nową erę w kinematografii, w której prawdziwych aktorów, zastępowałyby ich animowane odpowiedniki. Jakie przełożenie na rzeczywistość miały te zapowiedzi, nie muszę tłumaczyć. I tak to się jakoś nawet złożyło, że Final Fantasy obejrzałem bardzo krótko po lekturze Yanceya i seans ten tylko bardzo mocno utwierdził mnie w przekonaniu, że pomysł Dicka, to fantastyka czystej wody, bajanie z mchu i paproci na poziomie teleportów i maszyn do podróży w czasie. Minęło jednak raptem 20 lat i swoje kontemplacje z wieku nastoletniego muszę teraz odszczekiwać, bo obecnie żyjemy właśnie w rzeczywistości wykreowanej w jego opowiadaniu. Różnice są już wyłącznie kosmetyczne i kwestią miesięcy - a nie lat - pozostaje osiągnięcie poziomu, gdy odróżnienie nagrania wykreowanego przez sztuczną inteligencję od prawdziwego, stanie się ie tyle utrudnione, co niemożliwe. To nie jest pierwsze z proroctw Dicka, które się spełniło; większość z jego wizji urzeczywistnia się w naszych czasach w większym, lub mniejszym stopniu. Jeżeli więc ktoś czuje się zagubiony w obecnych czasach i nie wie w jakim kierunku to wszystko podąża, to czytajcie Dicka -nie dostaniecie co prawda żadnych odpowiedzi, tylko jeszcze więcej pytań, ale za to przynajmniej świat zacznie wydawać się wam bardziej znajomy.
  13. Szanowna autorko tematu, czy zastanawiałaś się kiedyś w ogóle, co dzieje się z potulnym psem, takim np. labradorem, który po kilku latach bycia pocieszną kulką sierści, nagle zaczyna z dnia na dzień szerzyć kły i powarkiwać na domowników? Usypia się go. Dlatego te pokłady złudzeń, co do możliwości zmiany męża w dominatora, kładę na karb młodego wieku i braku takiego życiowego otrzaskania, bądź też po prostu trollerskiej natury Twojego konta. Nikt nie usypia rottweilera za to, że ten ujada i kąsa - labradora tak. Nawet więc jeśli założyłaś ten temat kierowana taką prawdziwą młodzieńczą naiwnością, to niestety, nie mam dobrej wiadomości, ponieważ nawet jakby doszło do jego przemiany, to i tak jej nie zaakceptujesz.
  14. Ja z kolei optuję za tym, aby forum było całkowicie bezpłatne. Dlaczego? Z czego większość tych materiałów jest podparta linkami do stron zewnętrznych, które są - notabene - bezpłatne. Czyli opłaty na forum nie pełnią funkcji zapłaty za ich dostęp, tylko pełni bardziej rolę ,,cła" dla osób mało zorientowanych co do tego, jak szukać treści w Internecie. Tyle że użytkownicy, którzy odpowiadają za treści tworzone na forum nie otrzymują z tego tytułu żadnej gratyfikacji. A dlaczego? Bo tego nie oczekują. A skoro tego nie oczekują, to posługiwanie się retoryką, że opłata za forum, to wynagrodzenie za ich czas i wiedzę, to nic innego jak typowe jewish tricks. Druga sprawa, że takie uzasadnianie opłaty za założenie konta na forum, zakłada, że nowi użytkownicy to umysłowe ameby, których zadaniem jest tylko potakiwanie wobec treści, które tu już zostały stworzone, a oni sami nic tu nowego nie wniosą. Nie wiesz tego. Udzielam się na różnych forach w internecie i wyłącznie tutaj, z utrzymania forum robi się jakieś rocket sience i to jeszcze w tak kuriozalnej formie. A czy to nie przypadkiem od momentu wprowadzenia opłat za założenia konta, zaczęły się pojawiać cykliczne zbiórki na utrzymanie forum? Co jest w sumie najlepszym dowodem na to, że liczba nowych użytkowników spadła? Czy te osoby są teraz z Tobą w pokoju? Tyle że nie poświęcają oni za darmo czasu, energii i zasobów, aby tworzyć treści na forum, z kolei za które nowi użytkownicy mieliby płacić. Mamy więc błędne koło, które powoli toczy w kierunku całkowitego zamarcia. Jedyne rozwiązanie, które poprawiłoby sytuację na forum, to powrót do braku opłat za założenie konta - nic innego nie jest w stanie już tego miejsca rozruszać. A co do hejterów... cóż, sam jesteś moderatorem.
  15. Odpowiedź na to pytanie, zadane w tytule wątku jest wręcz prowokacyjnie oczywiste - oczywiście, że nie. Atrakcyjność u ludzi w 90% determinuje genetyka i zarówno w przypadku czy to mężczyzn, czy to kobiet, o atrakcyjności danej osoby decyduje przede wszystkim jej budowa ciała. Wszelkie pozostałe atrybuty, jak morda, włosy, czy cycki, mają wręcz marginalne znaczenie, bo jeżeli sylwetka wpasowuje się w kanon piękna (czyli u chłopów ,,w barach szeroki, w dupie wąski"), to stanowią one jedynie malutki bonus, do głównego nośnika seksualnego magnetyzmu, jakim jest budowa ciała. Kobieta, ze układem kostnym przypominającym ogra, jest obarczona takim samym brzemieniem genetycznym, jak facet poniżej 180 cm - w obu przypadkach, bez posuwania się do łamania kości i składania ich na nowo, trudno cokolwiek z takim fantem zrobić.
  16. Parafrazując Johna Actona: ,,Każda władza deprawuje, a władza rodzicielska deprawuje absolutnie".
  17. W zupełności rozumiem argumenty jakie przytoczyłeś, jednak ze skrajnego przykładu wyniesionego z własnych doświadczeń, starasz się wywieść wniosek idący również w skrajność, tyle że po przeciwległej stronie. Bo dla zdrowej relacji, nawet będąc mistrzem patelni (w sensie kulinarnym), to zasadnym jest, aby swoją partnerkę angażować do brania udziału w domowych czynnościach, a w szczególności do gotowania. Zasadą jest jednak to, że takiej postawie nie może przyświecać chęć wykorzystania drugiej strony, aby całkowicie zrzucić z siebie ciężar domowych obowiązków i tym samym, nieświadomie sprowadzić na siebie nieporadność w tych sprawach. Musi być zachowana pewna ekwiwalentność zaangażowania obu stron, przy czym jest ustalanie równego udziału nie musi przebiegać w sposób ,,matematyczny" i jest dużo bardziej wielowymiarowy. Krzątanina wokół domowego ogniska ma bowiem pewien wymiar symboliczny, bo poza osiąganiem konkretnych korzyści (oszczędzasz czas, bo ktoś inny przygotowuje Ci posiłek), to jest też najbardziej prostym sposobem na okazywanie troski i zaangażowania - tak najzwyczajniej w świecie. Jeśli typiara poświęca czas, aby stać przy garach na przygotowanie posiłku, który macie wspólnie spożyć, pomimo, iż racjonalnie ma przynajmniej kilka możliwości tego nie robić (knajpa, dowóz lub po prostu czeka, aż sam coś zrobisz), to w zasadzie nie ma lepszej busoli do ustalenia, czy związek zmierza w dobrym kierunku. Zwalnianie partnerki z domowych obowiązków, bo ,,jestem dużym chłopcem i umiem o siebie zadbać", to paradoksalnie wyzbywanie się kontroli, a bez niej, związek staje się dla Ciebie niewiadomą. Ba, to już nawet przestaje być związek, a po prostu relacja. Bo jeżeli ktoś robi za Ciebie pewne rzeczy, to uczy się jednocześnie względem Ciebie pewnej odpowiedzialności, a to jest właśnie rzecz najistotniejsza w prawidłowym związku, czyli wykształcenie obopólną odpowiedzialność względem siebie.
  18. Zawiodłem się po zawartości tego wątku, bo baśni w nim żadnej, a ino dywagacje na temat półmitycznego stworzenia, jakim jest kurdupel jebaka, ale za to czysto akademicznym wydźwięku, a więc przykre do umilania czasu we wrześniowe wieczory. Jeśli więc chcecie dzieci posłuchać baśni o Manlecie jebace i jego wyprawie w Himalaje, to siądźcie w koło i nadstawcie już uszu, bo historia ta, jak ich zresztą wiele, zaczyna się niepozornie w dawnych czasach, w odległych krainach. Na wschodzie był sobie gród, a w nim gmach swój miała Alma Mater. Jak na każdą jesień, do grodu tego zjeżdżali się żacy z pobliskich jak i dalszych zakątków, aby zaznać znój nauki i studiowania ksiąg. A z pośród żaków tej wszechnicy, jeden szczególnie okrywał się sławą przymiotów wręcz półboskich, gdyż jak wieść niosła, to żak ten, będącą wzrostu pośledniego, rzekomo do swojego łoża zgarniał dziewki niczym sierp łan zboża. Stąd też ,,Manletem jebaką" go nazywano, ale tak jak astronomów zajmuje natura ciał niebieskich, że księżyc choć na nieboskłonie gołym widocznym, to jednak czy płaski on, czy też formę ma kulistą, nie sposób jednoznacznie orzec, tak też Manlet jebaka, choć okiem z łatwością dawał się jednym spojrzeniem objąć, tak jego sława bawidamka niewiadomego była pochodzenia. Bo choć oczy miał bystre, czerep kudłaty a członki - choć krótkie - zdradzały krzepę, to jednak wzrostem bliżej mu było do skrzata, niźli gieroja, co utrapienie niósł ojcom, a rozpustę ich córom. Miał Manlet jednakże swoich apologetów wśród żaków pierwszego stopnia, co gdy posłyszeli, że sława jego bezeceństwem jest bez krzty potwierdzenia, zaraz ci pierwsi najgłośniej podnosili larum, że jest niby kajet sławetny, w którym to wszelkie wyczyny Manelta są spisane. Grymuar ten rzekomo był oprawiony z błon dziewiczych zerwanych na nocnych schadzkach, a na każdej jego stronicy znajdowała się majuskuła abecadła, rozpoczynająca imię dziewki, którą Manlet w swym dotychczasowym żywocie wychędożył. I przy każdej majusukle, co najmniej kilka imion jest spisanych. Poruszenie zawrzało wśród żaków i zaraz padły pytania, czy ktokolwiek kajet ten w rękach trzymał, albo przynajmniej na własne oczy widział, a apologeci zaraz odparowali, że przecież w Manleta jest on posiadaniu, ale żacy pierwszego stopnia, nie są godni, aby artefakt ten swoimi plebejskimi rękoma kalać, ani wzrokiem swych ślepi profanować. Kazano więc apologetom spierdalać i żacy sami gromadnie ruszyli do Manleta, prosić go, aby on ten sławetny kajet im okazał. Gdy spotkali go, rzekli: - Masz ponoć kajet, w którym majuskule abecadła są spisane, a przy każdej, po kilka imion dziewek, które żeś ponoć wychędożył. Pokaż go nam. Manlet wypiął pierś, jakby urosnąć ponad młodych żaków chciał, ale ci dalej spoglądali na niego z góry. - Dobrze słyszeliście. Mam kajet, a w nim majuskule abecadła spisane, a każda rozpoczyna imię dziewki, którą żem wychędożył. Nie pokażę go wam jednak, bo nie mam go przy sobie! Pomruk zawodu rozległ się wśród żaków i tajemnica Manleta zdawała się dalej nieodgadniona, jednak spośród żaków, zaraz któryś zadał pytanie: - A czy wszystkie majuskule abecadła masz spisane w tym kajecie i przy każdym imię dziewki, coś ją wychędożył? - Wszystkie, co do jednej - odparł butnie Manlet. - To jakie imię masz przy ,,Y"? Wielkie oczy zrobił Manlet i nie mogąc wydobyć z siebie głosu, stał przed żakami, próbując znaleźć odpowiedź na ich pytanie. Wtem jednak to znów ze strony żaków przyszedł sukurs, gdy jedne z nich krzykną: - Pewnie ,,Y" jak Yeti, co jest tak prawdziwe, jak te wszystkie dziewki, co żeś zapisał w tym swoim kajecie! Gromki śmiech rozległ się pośród murów konserwatoriów, a Manelt, choć zdawało się to wbrew prawidłom fizyki, jeszcze mniejszym się stał i milcząc czmychnął, gdy żacy zanosili się rechotem. Wieść o tym, o Manlet wyjebał Yeti, pędem strzały rozniosła się po wszechnicy i zaraz do Manleta nowy przydomek przylgnął, gdyż ,,Furasem" zaczęto go przezywać i po dziś dzień z Himalajami jest on kojarzony. Sławetnego kajetu też nikt po dziś dzień nigdy nie widział, choć jeden ze dawnych apologetów Manleta, raz zarzekał się, że widział go, jak wystawał w jego plecaku. Ale i jemu kazano spierdalać. KONIEC. I tak jak w każdej baśni, i w tej też jest ziarenko prawdy. Śpijcie dobrze:*
  19. @Kiroviets Taka mała errata do mojego porannego wpisu, bo pisałem go na szybko i czytając go ponownie widzę, że nie do końca precyzyjnie wyraziłem myśl: Mianowicie, tatuaże u kobiet nie należy klasyfikować wg stopnia ostracyzmu, jakim świadomy mężczyzna powinien napiętnować ich nosicielkę, tylko stanowią dość wygodny kierunkowskaz, co do seksualnych upodobań pań i tego, na co można sobie z nimi pozwolić w łóżku. A bransoletki na nogach noszą najczęściej laski, które też mają małe tatuaże, czyli tier 1 - klapsy po dupie będą mile widziane.
  20. Tatuaże u kobiet, to taki odpowiednik stopni wojskowych u facetów, jeśli chodzi o rangę w hierarchii seksualnego zeszmacenia, co zresztą u kobiet jest powszechnym upodobaniem: Mały, dyskretny tatuaż w widocznym miejscu, np. kwiatek - laska lubi spanking i ciąganie za włosy; Duży tatuaż na tułowiu - laska lubi anal; Tzw. ,,rękaw" - deepthroat i podduszanie Tatuaże w stylu ,,brudnopis" - fisting i gangbang weteran
  21. Pucha, ustawowo w zasadzie wyklucza wykonywanie zawodów prawniczych, bez względu na faktyczne zatarcie skazania, więc takie historie o adwokatach co background do wykonywania zawodu nabywali w pierdlu, to takie urban legend i inne bajania spod znaku mchu i paproci.
  22. Jeśli komuś bita godzina to zbyt długo, aby obejrzeć cały wywiad, to poleca również jego skondensowaną, muzyczną wersję:
  23. Hanna Banaszak miała w swoim repertuarze jeszcze jedną, dużo mniej znaną, ale za to dużo bardziej zdzirowatą piosenkę, a mianowicie Jak Pan Mógł? O tyle mniej znaną, że jej wykonania nie mogę nawet znaleźć w nieprzepastnym YouTube, a jedyne na co trafiłem, to jej cover w wykonaniu Studio Buffo: O ile aranż jest ten sam, to jednak dużo bardziej sugestywnie wypada interpretacja Banaszak, polecam więc poszukać oryginału w plikach audio. Jednakże w przypadku obu piosenek, ciekawostką jest fakt, że autorami tych tekstów są... faceci. Mam ochotę, to tekst Młynarskiego (ogólnie teksty Młynarskiego, to są takie apokryfy redpilla), a Jak Pan Mógł? - Jeremiego Przybory. I to jest najciekawsze, że Przybora, będący symbolem archaicznego, siermiężnego dżentelmeństwa, doskonale wiedział co jest 5 z babami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.