Skocz do zawartości

deleteduser129

Starszy Użytkownik
  • Postów

    671
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser129

  1. Mów za siebie, ok? Nie każdy ma mokre fantazje na temat chodzącej macicy z ciężkim upośledzeniem umysłowym i nakładką smażenia schaboszczaków. Ja na przykład nie potrzebuję pseudo-kapłanki domowego ogniska, dzieci nie cierpię, zaś "uwielbienia" do niczego nie potrzebuję. Pożądanie jest pożądane, z tym się zgodzę. A nieroby bez charakteru i bez umiejętności zabezpieczenia się na przyszłość, tudzież bez poglądów i ambicji powodują u mnie jedynie uporczywy brak erekcji. Jak ktoś ma taki fetysz i go takie panny kręcą, to ok, ale nie generalizujmy że wszyscy mają takie zboczenie. O to to. Leczenie kompleksów za pomocą kobiety jest równie debilne, jak szukanie szczęścia za pomocą cipek. A skoro już zeszło na standardowy temat forum, czyli to nieszczęsne odławianie młodych łań przez chłopaków po 40-tce, jak już zarobią na to, żeby godnie być betabankomatem... To tak się przezabawnie składa, że jestem właśnie panem w takim kwiecie wieku, i mam zawód, od którego robi się pannom mokro w gaciach, no i zarabiam znośnie, i wyglądam też znośnie. I te młode łanie się do mnie nierzadko same łaszą, te różne stażystki, praktykantki i inne korpomłódki, oczywiście całkiem bezinteresownie ... I kurła, jakoś w moim wieku przestało mnie kręcić towarzystwo gówniar, lepiej mi się spędza czas z kobietami z mojego pokolenia. Pech, co nie?
  2. Napisałeś, że TERAZ mówi, że nie lubiła gotować. To co baby MÓWIĄ jak mają focha i to co było NAPRAWDĘ to są dwie różne rzeczy... Ale załóżmy, że rzeczywiście nigdy nie lubiła gotować, dotychczas grzecznie się przełamywała, a potem nagle w czasie lockdownu się posypało z gotowaniem, a reszta jest między wami nadal ok i jej pozostałe zachowania nie świadczą o tym, że przestała cię szanować. Laska ma prawdopodobnie w tej chwili nadmiernie podniesiony poziom wkurwu (jak to się teraz ładnie mówi, "jest zestresowana" ) z powodu lockdownu (kobiety mają tendencję do przeszacowania ryzyka i tego typu rzeczy przeżywają mocniej niż my, zwłaszcza jeśli ryzyko dotyczy ich sytuacji materialnej). Jeśli więcej siedzisz w domu, to niewykluczone, że też się przyczyniasz do tego wkurwu (to normalne, ludzie którzy wpadli w codzienną rutynę często dostają szajby, jak muszą ze sobą spędzać więcej czasu niż przywykli, a nie tylko spotykać się w przelocie w ciągu dnia). Jak człowiek jest poddenerwowany (zwłaszcza jeśli jest to przewlekły niskopoziomowy stres), to rzeczy, których nie lubił, ale które normalnie tolerował, zaczynają go nadmiernie wkurwiać. Zwłaszcza jak to są rzeczy, które trzeba robić codziennie (jak np. gotowanie). Często to wygląda tak, że się wybiera jedną rzecz albo osobę, której się nie lubi, i się na tym obiekcie wyładowuje cały skumulowany stres. Naprawienie sytuacji wymaga: - powiązania gotowania z pozytywnymi bodźcami - jak się uczy kogokolwiek (psa, dziecko, kobietę) oczekiwanych zachowań, to lepiej działa pozytywne wzmacnianie dobrych reakcji, aniżeli karanie za niepożądane. Czyli: nie mędzisz "czemu nie gotujesz, głupia krowo", tylko chwalisz "bardzo dobry obiad dzisiaj ugotowałaś". Piszesz, że laska narzeka, że od razu po jedzeniu uciekasz do pracy - więc sama ci na talerzu podsuwa informację, co jest dla niej karą, a co nagrodą. Gotuje bez marudzenia - dajesz jej pozytwny sygnał, chwalisz, poświęcasz jej trochę czasu, proponujesz jakieś wspólne zajęcia. Nie gotuje albo marudzi przy gotowaniu - odmawiasz pozytywnego sygnału (odbierasz kontakt/bliskość emocjonalną). Jeśli robi to czego oczekujesz - nagradzasz ją uwagą, zapewnieniem jej poczucia bezpieczeństwa, bliskości itp. Czyli: pracujesz nad tym, żeby u niej wytworzyć podświadome przekonanie, że gotowanie wiąże się z czymś przyjemnym/pożądanym. Natomiast karanie obojętnością ("ucieczka do pracy" natychmiast po zjedzeniu obiadu) za to, że zrobiła to, czego oczekujesz, ma taki sens, jak kopanie psa za to, że usiadł, jak powiedziałeś "siad!" - tylko utrwala awersję do wykonywania czynności, której od niej oczekujesz. - konsekwentnego zagonienia laski do robienia rzeczy, które ją wyluzują i odstresują (co konkretnie, to tylko ty wiesz, bo ją znasz), tak żeby jej poziom stresu zszedł do tego, przy którym gotowanie nie było dla niej aż takim źródłem wkurwu, - jeśli sytuacja jest bardzo napięta, to przydatne może być pozwolenie jej na zresetowanie się do ustawień fabrycznych , czyli odstawienie jej od gotowania na jakiś czas i potem wdrożenie z powrotem jak jej awersja wróci do poziomu sprzed focha. ALE nie może to być zrobione w taki sposób, żeby wyszło na to, że ona "wygrała" i że jej ustąpiłeś, bo wtedy masz pozamiatane i ci zupełnie wejdzie na głowę. Zaproponuj jej np., że jeśli nie chce gotować, to ty zajmiesz się gotowaniem przez określony z góry czas (np. 2 tygodnie), a ona w tym czasie przejmie jakiś twój obowiązek domowy, którego TY sam NIE lubisz i który zajmuje ci podobną ilość czasu co jej gotowanie. Ważne: wybierz taki obowiązek, który na pewno jej się NIE spodoba (mała uwaga: nie wybieraj czegoś, czego ona nie jest w stanie zrobić, bo tylko pokażesz złą wolę i złośliwość, a to jest kontrproduktywne). NIE pozwól jej wrócić do gotowania zanim nie upłynie uzgodniony okres. I potem jak wróci do gotowania, to odbierze to jako POZYTYWNĄ zmianę, bo wróci do "swoich" (znanych) obowiązków. Dodatkowo ją zmotywujesz jeśli będziesz gotował lepiej od niej - kobiety są na tym tle absurdalnie drażliwe i ambicjonalne. Ale na moje to raczej wygląda tak, jak tu bracia ci pisali - to nie jest kwestia tego, że nie lubi gotowania, tylko ma focha, bo jej się przejadłeś. I dlatego gotowanie DLA CIEBIE przestało się jej podobać. Bo to ojciec jest głową rodziny i to on ma pilnować, żeby rodzina chodziła jak w zegarku.
  3. Ech, młodość. Mnie się nie chce już nawet na drugi koniec miasta jechać. A zapieprzanie do laski do innego kraju to kompletna abstrakcja. Swoją drogą, można tysiąc razy powtarzać "związki na odległość się nie sprawdzają", a i tak za każdym razem będzie "ale z moją myszką będzie inaczej!"
  4. Cóż, moim zdaniem główny problem polega na tym, że po 15 latach związku nie wiesz nawet czy twoja partnerka lubi gotować czy nie lubi. A to wbrew pozorom jest dosyć podstawowa kwestia przy udzieleniu ci jakiejkolwiek porady. Bo jeśli ona nigdy nie lubiła gotować, to problem jest niewielki i raczej łatwy do skorygowania. Ale jeśli lubiła i przestała, to prawdopodobnie nie chodzi o żadne gotowanie, tylko o to, że twój termin przydatności jako partnera się jej skończył. Moim zdaniem jeśli jedyne, co cię trzyma w związku, to talerz gorącej pomidorówki i schaboszak z kartoflami, to taki związek jest ch*ja warty i nie warto sobie nim zawracać głowy.
  5. Zacznijmy od podstaw: czy pani w ogóle kiedykolwiek lubiła gotowanie, czy też zawsze gotowała, bo musiała? (Nie chodzi mi o to, jaką narrację dorabia do tego TERAZ, tylko jak FAKTYCZNIE było). Jesteście 15 lat razem, to powinieneś mieć w małym palcu info co ona tak naprawdę lubi, a co nie. Jeśli nie lubiła gotowania, to problem jest zupełnie innego kalibru aniżeli jeśli lubiła gotowanie, a teraz jej się odwidziało.
  6. O, jak ja cię rozumiem. Dla mnie panienka z wygolonym na zero podwoziem jest po prostu odpychająca. Przecież to jest jakby się posuwało oskubanego kurczaka. Albo dziecko. Nie podnieca mnie ani zdechły drób, ani małe dziewczynki, więc wolę, jak moja kobieta wygląda jak pełnokrwista, dorosła kobieta. Nie musi mieć dżungli, może być przystrzyżona, ale miłe seksowne futerko musi być. Niby cieć, a wie, co dobre. 👍
  7. 10/10. Popatrzyłem sobie na fotki Erdoganowej i na miejscu Erdogana nie chciałbym jej mieć w swoim haremie. Smutne to - typek tyle osiągnał i tyle może, a u szyi nadal mu wisi takie brzydactwo.
  8. Oczekiwanie empatii od kogokolwiek w społeczeństwie, w którym empatia jest powszechnie uważana za frajerstwo i przegrywizm? Jaja sobie robicie? Jeśli chłop chłopu jest wilkiem i zazwyczaj nie mamy jeden wobec drugiego za grosz empatii, to niby czemu kobietki miałyby mieć? To nie jest komedia romantyczna, to jest dżungla, a w dżungli nikt nie lubi słabych. Bo słaby jest obciążeniem dla stada.
  9. Nie chcę nic sugerować, ale ja tam bym się na miejscu braci zainteresował inwestycjami w rynek seks-zabawek dla pań. Singielek coraz więcej, wolnych książąt coraz mniej, a koty i wino wszystkiego nie załatwią w życiu, co nie?
  10. Sądząc po związkach moich rodziców i moich starszych braci, to i owszem, i owszem I wcale do tego nie trzeba żadnych samic Yeti. Ale obawiam się, że recepta na udane małżeństwo praktykowana przez moją rodzinkę nie przypadłaby tu prawie nikomu do gustu. Ja w każdym razie nie zamierzam ryzykować i już nie planuję żadnych LTR-ów. Choć kto wie, kto wie, może jak będę miał 80 lat, to nagle zapragnę zaślubić jakąś młodą i hożą pielęgniareczkę z Białorusi.
  11. Znam. Powodów jest tyle, ile ludzi. Jedne są walnięte, inne grymaśne, inne niezainteresowane. Tak jak u mężczyzn. Tyle że baby jak już naprawdę chcą, to zawsze znajdą jakiegoś chętnego, a my tak łatwo nie mamy. - Kuzynka, w młodości bardzo ładna, w takim przaśnym, słowiańsko-nordyckim stylu, wysoka niebieskooka blondynka, obecnie 40+, nadal niebrzydka i zadbana, lekarka z jakimiś stopniami specjalizacji, niezłe zarobki. Na studiach przez parę lat była w związku z jakimś przegrywem, który pod koniec studiów z nią zerwał, bo jeszcze nie wiedział, czy chce zakładać rodzinę, a poza tym był na to "za młody" i "potrzebował czasu, żeby się zastanowić". Typ nie był żadnym bad boyem, tylko takim rozmemłanym niedojdą, więc po paru miesiącach "zastanawiania się" wyhaczyła go jakaś samotna mamuśka i okazało się, że nie jest wcale za młody i oczywiście, że chce zakładać rodzinę. Kuzynka od tego czasu nie była z nikim w związku, na rodzinnych imprezkach nawet nie chce na ten temat żartować, kiedyś po jednym kieliszku wina za dużo powiedziała mi, że nie chce mieć po drugi raz "załamanego serca" czy jakieś inne tego typu babskie brednie. - Koleżanka ze studiów, w młodości przeciętna, obecnie taki fajny, fitnesiarski MILF, 40+. Wcześnie wyszła za mąż, urodziły się im bliźniaki, tatuś wyjechał na trzy miesiące na kontrakt za granicę i słuch po nim zaginął, wrócił po trzech latach, żeby złożyć pozew rozwodowy, bo poznał w Londynie jakąś czekoladkę i chciał się z nią ożenić. Białorycersko pomagałem koleżance w prowadzeniu sprawy, rozwód był szybki, eks wyjechał do swojej czekoladki, a koleżanka niestety nie wynagrodziła mojej pomocy swoimi wdziękami, ale w kontakcie jesteśmy nadal. Koleżanka skupiła się na dzieciakach i rodzinnej firmie z siostrami, z tego co wiem w żadne związki więcej się nie wdawała, bo jak twierdzi "wszyscy mężczyzni to@#$% kurwiarze". W skali mizoandrii 11 na 10. - Koleżanka z firmy, w której kiedyś pracowałem, Niebrzydka, dla mnie 8/10 (ale raczej dlatego, że w moim typie), 35+. Straszliwie nieśmiała i introwertyczna, histerycznie bała się mężczyzn (nie wiem czemu). Po próbie kompletnie niewinnego i lekkiego flirtu wywaliła mnie ze znajomych na FB i przez pół roku nie odpowiadała mi na "dzień dobry". Na próby podrywu ze strony innych kolesi reagowała jeszcze bardziej kretyńsko. Poza tym na gruncie czysto koleżeńskim/zawodowym bardzo sympatyczna i kompetentna dziewczyna, tyle że zahukana i mruk. Nie wiem, czy przy takim poziomie zaburzenia można w ogóle mówić o samotności "z wyboru", ale tylu kolesi za nią latało, że bez problemu mogłaby jakiegoś przygruchać, jakby chciała. - Koleżanka ze studiów, 40+, zawsze była straszną szprychą, oczywiście jako młódka była ładniejsza (prawdziwa petarda, chyba jedna z najładniejszych kobiet jakie znałem, tyle że zupełnie nie mój typ), ale nadal wygląda bardzo ok. Z charakteru taka ostra i ambitna prawniczka jak z hollywoodzkich filmów, całą parę puściła w karierę i rozkręcanie swojej kancelarii. Zawodowo myślę że się spełniła w 200%, o żadnym związku nie wiem, paru kumpli z roku i z aplikacji próbowało, ale laska jest jak mrożonka, zero emocji. Parę lat temu ze soba dłużej pogadaliśmy, pożartowałem że chyba już pora na zakładanie rodziny, powiedziała że "nie ma czasu na takie głupoty". - Siostra przyjaciela z ogólniaka, 40+, kiedyś bardzo ładna, choć trochę za chuda, teraz taka koścista nijaka okularnica. Poszła w karierę naukową, jak się z nią rozmawia, to ma się wrażenie, że jedyne, co ją nawilża, to rozmowy o grantach i punkty za publikacje naukowe. Myślę, że jest sama, bo każdego normalnego mężczyznę zanudzi na śmierć po kwadransie rozmowy. - Znajoma, +/-40. Z wyglądu znośna (przeciętna, taka cicha mysza, ale mnie się podoba), zawodowo i finansowo ustawiona (własnym wysiłkiem, nie po rodzinie), niegłupia, robotna. Charakter zajebiście w moim typie, jedyne co mi w niej nie podchodzi, to że jest mocno introwertyczna. Obecnie niezainteresowana żadnymi związkami, znam ludzi, którzy ją znają dobrze od studiów i podpytywałem - podobno wcześniej też była u niej kompletna pustynia związkowa. Jesteśmy w raczej przyjacielskich stosunkach, więc parę razy podpytywałem ją w tych tematach, twierdzi, że "czy każdy musi mieć pierdolca na tym punkcie?" i że "samemu jest fajniej". Jak zacząłem żartować, że przecież ze mną się jej fajnie rozmawia i że moglibyśmy spróbować, jak już będziemy staruszkami i przestanie jej być fajnie samej, to powiedziała, że do fajnej rozmowy nie trzeba być w związku, i że "jak się potrzebuje szklanki mleka raz w tygodniu, to się nie kupuje stada krów wraz z gospodarstwem". Poniekąd się z nią zgadzam, ale z ust kobiety to zabrzmiało dziwnie. Poza tym znam od groma paniuś 35+/40+ które są "same", bo czekają na księcia z bajki, ale o nich to bym nie powiedział, że są "samotne z wyboru". Bo nigdy nie są samotne, zawsze albo się prowadzają z jakimś typkiem, tyle że nigdy nie potrafią się zdecydować na jednego, albo szukają kolejnego.
  12. Dzikie kraje, dzikie obyczaje. No to przynajmniej u nas rozwód da się ogarnąć szybciej niż w 15 lat.
  13. Warto, bo społeczeństwo coraz starsze, coraz bardziej schorowane, a dolegliwości ze strony układu mięśniowego i kostnego pojawiają się u coraz młodszych ludzi. Ale trzeba mieć do tego niezłą kondycję (masaż to nie jest jakieś pedalskie głaskanie jak w pornosach, tylko naprawdę ciężka fizyczna praca), sporą wiedzę, wyczucie w rękach i podejście do ludzi. Poza tym warto zainwestować w specjalistyczne kursy czy szkolenia, dzięki czemu możesz iść w fizjoterapię, rehabilitację, masaż sportowy i tego typu rzeczy. No jak lubisz laski po 50, to i owszem.. 😉
  14. NIE ODPISUJ. I nie spotykaj się, przecież już chyba sobie wszystko co było do wyjaśnienia wyjaśniliście? Po co niby dalsza gadka? To nie jest shit test, to jest po prostu manipulacja.
  15. Mam wrażenie, że marzenie o laleczce z dalekich krajów oparte są na kilku nieporozumieniach: Pierwsze nieporozumienie nazywam "mitem kochającego psa ze schroniska". Ludzie idą do schroniska, biorą psa i są przekonani, że pies z samej "wdzięczności" za to, że go dobry litościwy człowiek uratował, będzie ich kochał do upadłego. A potem kurła zdziwko, bo pies ze schroniska wcale ich nie "kocha", tylko ma potężne zaburzenia behawioralne, do poradzenia sobie z którymi trzeba mieć więcej wiedzy o psim umyśle, aniżeli w przypadku normalnego, prawidłowo socjalizowanego psa z dobrej hodowli. I z tymi pięknymi laseczkami z biednych krajów jest tak samo. Jedzie biały gieroj-król_świata36-programista w świat i mu się roi, że skoro łatwo wyłapał panienkę w jakimś kraju Trzeciego Świata (w rzeczywiści: łatwo dał się upolować desperatce szukającej łosia z Zachodu), to dalej będzie miał +100 do życia w związku, bo laseczka będzie mu wdzięczna, że jej dał szansę na lepsze życie. LOL, nie. Nie po to sobie łosia upolowała, żeby potem ten łoś jej fikał. Drugie nieporozumienie to "mit dobrego dzikusa". Że są gdzieś dzikie kraje pełne dzikich, niecywilizowanych panien, które są idealnymi partnerkami, nieskażonymi cywilizacją. Sęk w tym, że problemy z kobietami nie wynikają z cywilizacji, tylko z biologii i dostępności albo niedostępności określonych dóbr. Jeśli ktoś ma problemy z kobietami tutaj, to będzie miał dokładnie takie same tam - bo przegrywa w zderzeniu z kobiecymi instynktami kodowanymi przez biologię, a nie z tresurą cywilizacji. Kobiety są istotami głęboko społecznymi i emocjonalnymi, zaś ich sposób myślenia o świecie jest uwarunkowany potrzebą zapewnienia sobie dobrych genów i bezpieczeństwa dla dzieci. I z tego wynikają kłopoty, a nie z oglądania Netflixa i przeglądania Instagrama (BTW, Instagram jest dostępny też poza krajami Zachodu i robi tam dokładnie takie same, jeżeli nie gorsze pranie mózgu). Trzecie nieporozumienie to "mit bezinteresownie uległej tradycyjnej kobiety". Błędne przekonanie, że wystarczy znaleźć pannę, która wyznaje bardziej "tradycyjne" wartości, najlepiej z jakiegoś dalekiego kraju, i od razu ma się gwarancję dobrego związku. Problem w tym, że kobiety które preferują "tradycyjne" role w związku, mają też bardzo silną preferencję w kierunku mężczyzn, którzy umieją zajmować tradycyjną rolę w związku. To jest układ dwustronny, tak jak w BDSM. Ona chce silnego, podręcznikowego męża, i tylko w zamian za posiadanie silnego męża oferuje towar w postaci uległej, posłusznej żonki. I jeśli tylko poczuje, że jej mężulek nie jest silnym, zaradnym, zapewnieniającym bezpieczeństwo samcem, tylko gówniarzem z gównopracą, napieradalającym w gierki, oglądającym animki, z ciążą chipsową i oczekującym, że się mu będzie mamusiowało, to... taka tradycyjna żonka daje bezlitośnie kopa w dupę i wymienia na niewadliwy model. Coś za coś. Czwarte nieporozumienie to "mit homogeniczności kulturowej". Przekonanie, że różnice kulturowe wynikające z wychowania w innym społeczeństwie są albo zaniedbywalne, albo że i tak wyższość kulturowa Zachodu spowoduje, że partnerka z innej kultury z radością się zresetuje do defaultowych ustawień fabrycznych, czyli do wzorca preferowanego przez zachodniego partnera. I ponownie - to nie jest takie łatwe. Związki "międzykulturowe" potrafią świetnie funkcjonować - ale tylko pod warunkiem, że obie osoby są na jakimś poziomie ogarnięcia, mają orientację w uwarunkowaniach kulturowych partnera i potrafią wyznaczyć w sposób czytelny tak pola, w których kompromis jest możliwy, jak i kwestie, w których żadne z nich nie widzi możliwości ustąpienia. Większość ludzi jest za głupia i za leniwa, żeby włożyć taki dodatkowy wysiłek w związek (zwłaszcza jeśli szuka partnera za granicą swojego kręgu kulturowego dlatego, że tak jest im "łatwiej", bo nie lubią wysiłku). I potem jest płacz i zgrzytanie zębów, bo tajska myszka ich terroryzuje albo zdradza (albo w przypadku Polek za granicą - arabski albo murzyński Casanova ich "nie szanuje"). Znam przypadki dobrze funkcjonujących związków z różnych kręgów kulturowych, ale to są wyjątki. Większość rozsypuje się natychmiast po tym, jak którejś z osób mija haj, ewentualnie po tym, jak zainteresowany/zainteresowana dostają obywatelstwo któregoś z krajów UE.
  16. Nie ma się co roztkliwiać nad nią, skoro bezmyślnie wybrała, to teraz ponosi konsekwencje. Niby co ona sobie wyobrażała, inwestując czas w rozwodnika? Że co, wyrwał się z jednego małżeństwa to teraz podskakując z radości po raz drugi będzie się pakował w to samo bagno?
  17. Ja o tym już tutaj chyba pisałem kiedyś; my tu sobie opowiadamy koszałki-opałki o ścianie i tym, że kobieta kończy się po 25 roku życia, a rzeczywistość jest nieco bardziej zniuansowana. Grupa wiekowa, o której piszesz, to jest jeden z przykładów. W necie i poza netem jest masa mężczyzn, którzy szukają kobiety. W tym jest też grupa samotnych mężczyzn 50+ z coraz bardziej dotkliwą świadomością, że czeka ich starość w czterech ścianach, a jak zniedołężnieją - to płatna opiekunka na kilka godzin w tygodniu. To sa ludzie, którzy nie szukają baby do ruchanka, bo często nawet by z tym mieli problem. To są faceci, którzy szukają kogoś, kto im dotrzyma towarzystwa na starość. I oni z pocałowaniem ręki wezmą w miarę zadbaną i w miarę nieagresywną i miłą babę po ścianie, z dziećmi, bez pieniędzy, byleby ich zechciała i byleby mieli do kogo gębę otworzyć. Ile byśmy się nie pocieszali, to prawda jest okrutna - w większości przypadków my mamy pod górkę, a one mają cheat code'y.
  18. Podoba mi się, niezła zawodniczka, jest bystrzejsza niż by to wynikało z twoich opisów. Zapodała ci test, którego tak naprawdę nie masz szansy zdać. Bo na taką propozycję obie oczywiste odpowiedzi są złe. Zgadzasz się - i wychodzisz na interesownego wyłudzacza, który jest w stanie się zgodzić na związek tylko jeśli dostanie za to łapówkę o wartości na oko powyżej 100k. Taka męska forma baaaardzo drogiej kurewki. Nie zgadzasz się - i wychodzisz na krętacza, który wyszukuje preteksty do tego tego, żeby się wykręcić z pakowania się w rzeczywisty związek i jak najdłużej pociupciać. Sprytnie cię testuje. Szacun. Jakby nie to, że ma dziecko, poprosiłbym o namiary na nią, jak już będziesz jej eks. Ale samotne mamusie to nie moje klimaty. BTW, jest parę metod na zdanie tego testu, ale nie sądzę, żeby którakolwiek w tym przypadku zadziałała. Za bardzo odsłoniłeś swoje karty i ona już przeszła w tryb "będę go testować tak długo, aż obleje". I wtedy z czystym sumieniem znajdzie sobie nowego misia, któremu opowie rzewną historyjkę o ruchaczu, który ją zbałamucił, a na koniec wykręcił się ze stworzenia z nią instagramowej rodzinki. Standardowe zachowanie, nic nowego. ROTFL, czemu miałaby być zainteresowana tobą jako "osobą"? Ty niby jesteś zainteresowany nią jako "osobą"? Czy może jako wygodną partnerką do seksu? Nie wymagasz od siebie zainteresowania nią jako "osobą", to czemu ona miałaby od siebie wymagać zainteresowanią tobą jako "osobą"? Znam całe dwie kobiety spoza kręgu rodziny i wieloletnich przyjaciół, którymi jestem na serio zainteresowany jako "osobami" - nie jako potencjalnymi partnerkami seksualnymi. Takie jest życie. Partnerzy seksualni z reguły nie są sobą zainteresowani jako "osobami", tylko jako partnerami do seksu i ewentualnie do związku. Niemal zawsze gdy ze stołu znika oferta seksu albo związku, to znika też (pozorne) zainteresowanie "jako osobą".
  19. A to bym nawet powiedział, że bezpieczniej jest dymać, jak się nie kocha. Kochanie i seks to bardzo niebezpieczne kombo.
  20. No i to się nazywa "mieć standardy". Nawet jakby była 20-letnią 10/10, u mnie za coś takiego ma dyskwalifikację pięć minut po rozwarciu paszczęki. Serio, panowie, trzeba się trochę szanować. Nikt wam nie zwróci czasu zmarnowanego na takie odpady. Niby na co liczycie? Że tępy, wulgarny wycieruch jest tak naprawdę wrażliwym, bystrym aniołkiem??
  21. ROTFL, to nie jest żadna zapowiedź działań odwetowych, ona po prostu uczciwie ci powiedziała, że potrzebuje więcej czasu dla siebie na randkowanie i znalezienie kogoś na twoje miejsce. Bo to już nie jest "twoje" miejsce. Powiedziała "sprawdzam", teraz zna twoje karty i nie widzi dla siebie korzystnego finału w tej grze. Jeszcze unika postawienia sprawy na ostrzu noża, bo nie ma jeszcze frajera na twoje miejsce, ale już jest w trybie szukania. Nie bardzo rozumiem twój problem w tej całej historyjce, baba chce czegoś zupełnie innego niż ty, więc na co niby liczysz? Że jesteś tak zajebisty, że warto dla ciebie poświęcić swoje marzenie o słodkiej Grażynkowej rodzince? To jest dorosła baba z bombelkiem, nie ma w tym nic dziwnego, że jej się marzy tradycyjna rodzinka, a nie jakieś takie dawanie dupy za darmo jakiemuś leszczowi. Tak jak ty nie chcesz tradycyjnej rodzinki, tak ona jej chce. Nie ma tu żadnego pola do kompromisu.
  22. Przez 12 lat nie nauczył się porządnie uprawiać seksu? Z własną żoną?? Ja rozumiem gdyby miał co chwila inną partnerkę, ale jedną babę to jednak w 12 lat można się nauczyć obsługiwać przez sen lewą ręką przez prawe ramię. To nie jest fizyka jądrowa, ludzie...
  23. Fajny pomysł, dopóki sobie człowiek nie uświadomi, że to będzie działało w obie strony. Bedą lale dla nas, ale będą też lale dla nich. ? I jakoś myśl o tym, że zastąpi mnie Mega-Ultra-Alpha-Chad Pro+ z silikonu trochę mnie odrzuca. Ale za to ile kasy popłynie za wykup oprogramowania do takich gumowych bad boyów! Tu jest przyszłość, tu warto zainwestować. Jak ma lasencja humorek na BDSM, to sobie wgra odpowiednią nakładkę, jak będzie potrzebowała masażu i romantycznego wieczoru przy świeczkach - minutka wyszukiwania w sklepie, płatność BLIKiem i już ma romantycznego kochanka. A jak się mu oprogramowanie zintegruje z Thermomixem, to i obiad ugotuje. Zero problemów z erekcją. Zawsze można go wyłączyć albo wymienić na nowszy model. Można wziąć dwa albo trzy, jeden sprząta i gotuje, drugi nańczy dzieci, a trzeci czeka z kajdankami w sypialni. Przerażające. Jak wygrać z czymś takim???
  24. No właśnie. Do tego, żeby ktoś był ciekawym człowiekiem, wcale nie musi mieć pierdolca na punkcie netsuke, zegarków, szachów albo poezji staroperskiej. Wystarczy, żeby był ciekawym człowiekiem, nie potrzebuje żadnych protez w postaci obsesji na jakimś tle. Jak ktoś jest nudny, to obsesja na punkcie zegarków nie uczyni go jakoś specjalnie interesującym. Mam wrażenie, że niektórzy bracia w tym wątku mylą "zainteresowania", "lekką zajawkę", "zainteresowanie światem" albo "umiejętność zajęcia sobie czasu" z rzeczywistą, autentyczną pasją. Może wyjaśnię na moim przykładzie. Od małego szczyla jeżdżę konno. Znośnie jeżdżę, lubię to robić, mam własnego konia. W tej chwili głównie jeździ na nim moja bratanica, ale nadal lubię się parę razy w miesiącu wybrać na przejażdżkę po okolicy. To NIE jest "pasja". To jest po prostu przyjemny sposób na spędzanie czasu, rozrywka - jedna z wielu. Z kolei babka z którą kiedyś pracowałem - też jeździ konno. Jeździ dzień w dzień, od czasów podstawówki. Klasyczne jeździectwo w stylu dawnych mistrzów, Nuno Oliveira, te klimaty. Cały czas doskonali swoje umiejętności. Sama dla siebie - interesuje ją praca z koniem, a nie sport. Ma dwa własne konie, w tym jednego którego ułożyła od źrebaka do poziomu PSG, z elementami GP i drugiego zrobionego do poziomu GP. Jeździ albo pracuje z końmi z ziemi codziennie, dwie-trzy godziny. Jeździ z końmi na konsultacje do znanych trenerów - głównie do Niemiec. Całe jej życie pozazawodowe kręci się wokół koni. W jej przypadku to jest rzeczywista pasja. Pasja, która nie pozostawia jej miejsca w życiu na nic innego.
  25. Pasje u babki są niby dobre, bo ma się czym zająć. W teorii są dobre, znaczy się. (Disclaimer: Może jestem stronniczy, bo sam żadnych "pasji" (LOL) nie mam, tylko po prostu mam parę rzeczy, które lubię robić dla przyjemności, ale pasjami to bym ich nie nazwał, bo to słowo mocno na wyrost.) W praktyce miałem trochę do czynienia z pasjonatkami - bo mój target to klasyczna klasa średnia, a "pasje" to głównie specyfika klasy średniej. I w praktyce pasje u kobiet mają więcej wad, niż zalet. Moje perypetie z pasjonatkami: - pańcia hodująca jakieś parszywe tropikalne pająki - rżniemy się u niej, a tu nagle wyłazi jakieś włochate paskudztwo się i gapi przez szybkę. I nie, nie miała tylko jednego paskudztwa. Tylko cały wielki regał. Plus pudło, w którym rozmnażała karaluchy na karmówkę, - pańcia która miała zajoba na punkcie ochrony przyrody i ją musiałem wyciągać z komendy, jak się z koleżkami aktywistami popstrykali z myśliwymi, którzy niby im strzelali jakieś chronione kaczki. Non stop jakieś durnowate wyjazdy na protesty, jakieś rozdawanie ulotek i inne głupoty. - pańcia, która w pracy była grafikiem komputerowym, a po pracy zajmowała się różnymi przedpotopowymi technikami graficznymi. Serio, nie chcecie wiedzieć, jak się robi mezzotintę. - pańcia wielbicielka architektury sakralnej, której pomysł na przyjemny weekend to jeżdżenie po zadupiastych kościółkach i zapluwanie się z zachwytu nad płaskorzeźbami na płytach nagrobnych, - pańcia wielbicielka astrofotografii, której nie chciało się kupić porządnego łóżka, ale za to chyba kompensowała sobie jakieś kompleksy wielkim teleskopem, i której plany wieczorno-weekendowe były dopasowane nie do moich potrzeb, tylko do stopnia zachmurzenia, - no i najgorszy horror: dwie pańcie (kurator sądowy i prokuratorka), których pasją była ich praca, i które albo wiecznie były zasiedziane w pracy ("za godzinkę wyjdę"), albo w czasie wolnym wisiały na telefonie w sprawach służbowych. Ale i tak wygrywa w cuglach jedna taka moja znajoma leśniczka, której prywatną szajbą jest fotografia przyrodnicza. Która swojego eks zabrała do czatowni w lesie. W zimie. Trzeba było przyjść przed świtem i czekać na zwierzynę. Na mrozie. Godzinami. Z tego co wiem, po tej przygodzie jej były zmienił myszkę. Obecnie uważam, że wolę u kobiet lekkie niegroźne zajawki, zamiast pełnokrwistych pasji. Można pogadać o czymś ciekawym i się czegoś dowiedzieć, ale nie ma się wrażenia, że się ma do czynienia z wariatem. No i wolę, jak pasją babeczki jestem ja, natomiast nie lubię, jak quality time ze mną przegrywa z pasją pańci. No nie lubię być na dalekim drugim miejscu, moja męska duma mi od tego więdnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.