Skocz do zawartości

Jak to właściwie jest z tym szczęściem w związku?


Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chodzi o dzieci, plany życiowe etc. to też jest ciekawy temat. 

 

Generalnie ja to mieszkanie kończę spłacać niedługo. Zejdzie mi duże obciążenie finansowe. Jako że wcześniej nie przeszkadzało mi małe mieszkanie, to nic nie kombinowałem, natomiast przez rok jak pojawiła się ona zacząłem rozkminiac na temat nowej, większej inwestycji na poczet przyszłej rodziny. 

 

Mimo iż w pewnych kwestiach daje ciała, co opisałem wcześniej, to jedna lekcja jest dla mnie święta- mianowicie intercyza.

 

Poruszaliśmy tą kwestię. Najpierw raz, chyba bez większych oporów. Potem drugi raz chyba ona do tego wrocila z tego co pamiętam, już z mniejszym entuzjazmem. Gdzies tam walkowalismy ten temat wielokrotnie, ja w pewnym momencie dość intensywnie i głośno o nowym mieszkaniu myslalem, natomiast u drugiej strony pojawiła się blokada - ze teraz to bez sensu, że ona nie chciałaby w przyszłości mieszkać u kogoś, że to powinno być wspolne. I w sumie potem mowie ze ok, ale powiedz mi, jak ty planujesz najbliższe lata? Bo dla Ciebie to wszystko za wcześnie etc. I ok, ja Cie do niczego nie zmuszam, ale po prostu w ramach ogarniania sobie przyszlosci , chce kupić większe mieszkanie zeby było. I skoro nie chcesz to ok, ale to jest moja decyzja, moje finanse etc.  Jej się to nie podobało i wielokrotnie nie zgadaliśmy się w tym, a mnie już irytowała ze ona zaczyna wchodzić w kwestie moich decyzji finansowych. 

 

Znając wiec jej sytuacje finansowa mniej więcej- wydatki, zarobki, gospodarowanie etc, słysząc jej ambitne plany o własnym gabinecie, samochodzie w leasing, wycieczce na drugi koniec świata plus wakacje co roku, oraz fakt ze ma 29 lat, zegar tyka i generalnie tez nie jesteśmy mega młodzi zeby decyzje o dziecku podejmować jakoś dużo później, że kwestia ewentualnego ślubu dla nas i założenia rodziny to raczej najbliższe lata, a w kontekście tego, że mieszkanie małe to i tak trzeba będzie kupić. I jak ona sobie teraz wyobraża na wszystko znaleźć pieniądze, skoro tak bardzo chce żeby to było wspolne, więc musi być wspólny kredyt , wklad własny (chociaz teraz chyba nie) etc. No i oczywiście oburzenie, zacięte styki (słaba była z matmy), i jakieś blache, niemądre argumenty. Mowie jej pokaż mi to w Excelu to pogadamy.  I temat się uciął, choć czasem jeszcze wracał. 

 

 

Wiec ja też rozkminialem ze zegar tyka u niej, a z jej trybu życia, planów etc nie wynika, żebyśmy mogli założyć rodzinę w najbliższym czasie. To mnie też zastanawiało, co będzie dalej, mimo że oboje rozmawialiśmy o dzieciach czasem i raczej chcieliśmy tego.

Edytowane przez Peter Quinn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minutes ago, Peter Quinn said:

I jak ona sobie teraz wyobraża na wszystko znaleźć pieniądze, skoro tak bardzo chce żeby to było wspolne, 

 

Wspólne, czyli miś finansuje, a ja mam 50% udział. 

 

Większość lasek nie ma pojęcia o kosztach. Nawet jak biorą wspólnie kredyt pod zarobki obojga, to potem docelowo i tak miś spłaca. 

 

Zresztą, przy wkładzie 50/50 zarobki obydwojga muszą być mniej więcej takie same. W ilu przypadkach tak jest? 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasyka gatunku - panie mają denerwującą manierę mówienia o zakupach mieszkań/budowie domu per "my" (my zbudowaliśmy, my kupiliśmy, my urządziliśmy) - chociaż ich rola jest w 90% przypadków pasożytnicza i ogranicza się do (ewentualnie) wyboru koloru farby do ścian. Przychodzą z roszczeniami, a często mają problem, by wygospodarować chociażby 30% kasy na "wspólną" ratę. I najczęściej robią to z obrzydzeniem, bo jak to - miś, mam płacić? czemu? myślałam, że moje pieniądze są moje, a Twoje są "nasze wspólne"!

 

55 minut temu, Peter Quinn napisał:

ona nie chciałaby w przyszłości mieszkać u kogoś, że to powinno być wspolne.


Tak samo zaraz byś się dowiedział, że ona nie wyobraża sobie oddzielnych kont, że intercyza to zło, że bombelek musi być "na wczoraj". Schemat, którym idzie większość kobiet, bo one nie mają oporów - chcą zabezpieczyć swoje interesy i będą dotąd o tym gadać, aż ulegniesz. Albo odejdą.

 

Temat by wrócił jak bumerang. Pani zamilkła, bo na tamten moment nie miała argumentów (gróźb i fochów) - do tego potrzebny jest ślub bez intercyzy.

Edytowane przez Januszek852
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minutes ago, Januszek852 said:

Pani zamilkła, bo na tamten moment nie miała argumentów (gróźb i fochów) - do tego potrzebny jest ślub bez intercyzy.


No właśnie, więc u mnie plan był taki, że albo intercyza i spisany faktyczny wkład w zakup, albo inwestycja na moich warunkach. 
Ten tekst, że mam jej chociaż kilka stówek oddać dał mi z tego jedną lekcję - by kolekcjonować wszystkie paragony zawsze i wszędzie. 

Kwestię rozliczeń pilnowałem mocno, rozliczaliśmy się z wydatków. To jej się tak średnio podobało, mówiła że przecież jak się jest razem, to trzeba trochę inaczej na to patrzeć. Natomiast myślę, że na ten moment było ok - oboje sobie coś prezentowaliśmy od czasu do czasu. Ale kupowanie rzeczy "na spolke" uważalem za bezsens... myśle, że dziś byłby problem się dogadać, kto co bierze. ;) Chyba zawsze lepiej na zasadzie "jak chcesz, to kup ekspres do kawy, a ja kubie pralkę" . 

Tak sobie teraz myślę, że właśnie w jakiś tam sposób miałem przewagę , że to moje mieszkanie i zawsze mogłem powiedzieć dość, choć jej się to bardzo nie podobało. I to nie jest tak, że chciałem się z tym obnosić, przyporządkować sobie ją, czy coś w ten deseń... Jak tak próbuje sobie przypomnieć, czy ja miałem wobec niej jakieś wymagania, to nie przypominam sobie. Nie rozliczałem jej z obowiązków domowych czy czegokolwiek. Moim jedynym warunkiem był szacunek do moich granic osobistych, żeby nie wchodziła mi na głowe i uszanowała moją przestrzeń, ale to widocznie było za dużo. Myślę, że z tym "wypierdal*j" raz to przesadziłem, ale wpieniłem się, jak miała jeden dzień wolny i zaczęła mi robić wywody na temat tego, że czegoś w domu nie zrobiłem, jak generalnie byłem w pracy (zdalnie) i zawsze najpierw ogarniam robo, a potem zanim ona przychodzi to np. ogarniam w kuchni czy coś, więc nagle z dupy zrobiła awanturę o coś, co u mnie jest na porządku dziennym, a tego nie widzi, mimo że wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. No ale dzień bez przypierdolki, dniem straconym. Ona potem ponoć dużo rzeczy "tłumiła". :))

Myślę, że jakby był w związku bez intercyzy i straciłbym argument w postaci "jak sie nie podoba, to wypierdalaj" to dopiero miałbym jaja uwiązane. 
Ktoś wcześniej wspomniał, że nastepnym razem wspólnie w mieszkaniu na wynajem to jest dobra opcja. Może zdrowsza, nie wiem. 

Tak czy siak, chciałem tak zakombinować, żeby w razie co mieć gdzie wrócić. 

Edytowane przez Peter Quinn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Peter Quinn

Wniosek jest jeden: zdołałeś się ocalić. Chociaż dalej próbujesz wskoczyć do bulgoczącego kotła, jeśli brak jest wzajemnych zobowiązań - nie warto. ;) Nie wysyłaj już żadnych listów - jak chcesz, dokończ, przeczytaj i spal.

 

W dniu 26.07.2021 o 10:45, Mosze Red napisał:

Ma tak większość kobiecej populacji, nie jest istotne czy jest psychologiem, prawnikiem czy siedzi na kasie w markecie.

Z tym się nie zgodzę. Ja bym wybrał bez wahania kasjerkę. Dlatego? Tu trzeba wybiec już do etapu epilogu wspólnej potencjalnej świetlanej przyszłości, gdyby dać się już omotać.

Pani prawnik i pani psycholog - mają największy skill do udupienie partnera na etapie orzekania o winie i w manipulacjach w walce o dzieci, jeszcze na etapie przygotowań do katapultowania się na inną gałąź.

Pani kasjer - tutaj tylko obawiałbym się etapu podziału majątku - ale akurat kasę odrobić jest najprościej. :)

 

Jeśli mam do czynienia z panią psycholog albo z panią prawnik (w wersji rozszerzonej - z rodziną prawników), od razu pas. Uważam, że w dzisiejszych czasach to jest zwykłe związkowe "BHP". Lepiej zapobiegać niż leczyć. 😅

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

List przepisany. Już w trakcie przelewania wersji cyfrowej w analog wykreśliłem kilka zdań, które za bardzo emanowały emocjami. 

Wciąż walczę ze sobą. Nie mam już takiego parcia, by go wręczyć, z drugiej strony rozkminiam czy może jednak nie powinienem. Siedzi we mnie dużo, chyba wkrada się "idealizacja", choć to może złe słowo, bo znam wady tego związku. Wiem natomiast, że wcześniej coś co wydawało się zwykłe, dobre ale bez fajerwerków, a teraz rozpiera mnie takie seksualne parcie - nie wiem czy to emocje. W kłótniach takie rzeczy też się uruchamiały. że zdarzyło nam się zakończyć je zajebistym seksem. Jest coś takiego, co sprawia, że emocjonalne przywiązanie zmienia takie rzeczy mocno, że teraz wszystko inne wydaje się bez wyrazu. Myślę, że to "gadzi umysł" próbuje przejąć kontrole, uruchamiając te wszystkie instynkty z którymi jakoś muszę się zmierzyć. 

Dobrze, że jest to forum, i spisane doświadczenia sprzed miesięcy, do których wróciłem. Nie spamiętałbym szczegółów wszystkich sytuacji, które doprowadzały to tych wszystkich problemów i moich rozkmin. 

Facet to się jednak przywiązuje jak pies mimo wszystko. W dodatku wkrada się poczucie winy, chęć sprostowania pewnych rzeczy i powiedzenia słów które nie padły wcześniej, a być może powinny.

Kilka razy kusiło mnie dziś, by wykorzystać jutrzejszy dzień na przekazanie listu. Z drugiej strony faktycznie prześpie się z tą decyzją, odłoże w czasie conajmniej kilka dni, bo nawet jeśli zawarłem w tych zapisanych słowach to co chciałem, to już nie miałbym wpływu na to, jak ona to odbierze. A może to być odebrane jako akt desperacji. Wciąż boje się tego, że to wszystko ulotni się się przez to, że nie walczyłem i w jakimś tam stopniu moje niepochamowane emocje i też niełatwy charakter doprowadziły do tego.
Chcę wygrać "miękką" naturą, pokazać jej tą lepszą wersje siebie, ale szczerze mówiąc... przecież ja kużwa nie jestem typem gościa, który wbija na chate i robi awanturę, bo dzisiaj ma na to nastrój. Nie, wszystkie moje wybuchy w tej relacji wynikały albo z poritywania czyimś zachowaniem, albo bezpośrednio z celowego podburzania do kłótni.  

A skoro ja mam uparty charakter, ona ma uparty charakter to to widocznie była mieszanka wybuchowa i pewne cechy charakteru nie pozwalały na wygaszenie tego. 
Nie dało się od tego uciec.

Co tracę? 
 - kogoś, kto naprawdę się angażował i chciał dobrze, czasem za dobrze, czasem próbując na siłe wciskać swoją wizję szczęścia;

 - kogoś, kto naprawdę pielęgnował relacje rodzinne, przyjacielskie etc; 

 - momentami zajebisty seks - chciała często, dobrze się rozumieliśmy w tej kwestii - chyba z czasem coraz lepiej; 
 - blliską mi osobę, która wspierała mnie w wielu trudnych chwilach, choć paradoksalnie czasem totalnie wyłączała jej się umiejętność dostrzegania moich skrajnie innych potrzeb w danym momencie; 

Ma trochę racji w tym, że jestem emocjonalny i w chwilach złości to co czuje, przyćmiewa mój racjonalny pogląd na danę sytuację. Czy muszę iść z tym na terapię? Nie wiem, według niej tak.

 

Na pewno ten związek i rozstanie sprawiają, że sam chcę coś zmienić w swoim życiu, zmienić dotychcazsowy "zamknięty" tryb i poszerzyć go o nowe doświadczenia i cele. I tego powinienem się trzymać, choć może ktoś jeszscze przekona mnie do tego, bym mimo wszystko walczył o nią. 

List na razie leży w szufladzie i nic dalej z nim nie robię. Dzięki za odzew i walnijcie mnie obuchem, jeśli popełniam kolejny błąd, którego nie dostrzegam.   

Edytowane przez Peter Quinn
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.09.2021 o 07:55, Peter Quinn napisał:

. Oczywiście to ze mną jest problem, p. psycholog skwitowała, że potrzebuję terapii, że ona nie czuje się zobowiązana to odpowiadania na moje pytania i interesowanie się moim życiem. W kontekście tego co się u mnie działo, absurdalności całej sytuacji i jej totalnego zlewu pękłem jeszcze bardziej - cały pozytywny nastrój który odczuwałem do tej pory zastąpił jakiś totalny mindfuck, poczucie winy i beznadziejności. Tak samotny w chuj nie czułem się już dawno, że aż zacząłem dostawać w głowę i nie spałem całą noc. Jestem mentalnie rozwalony na łopatki i próbuje odbudować poprzedni mindset, ale łatwo nie jest. 

Potrzebujesz terapii, ale z dala od ludzi :D 

Przejechałeś się na bardzo ważnych osobach, dlatego czujesz, jakby ktoś Ci wyrwał kilka cegieł z podmurówki (fundamentu).

Niestety musisz to przeboleć, nie szukaj na razie wsparcia u ludzi bliskich, oni to wykorzystają przeciwko Tobie. Masz forum i inne społeczności, gdzie ktoś Cie wysłucha lub nawet doradzi :D 

 

Wierzę, że dasz sobie radę, sam miałem takie problemy, tylko czas i budowanie własnego ego Ci pomoże. Słuchaj muzyki, idź na siłkę, może medytacja ? :D 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przebudzeniu i przespaniu w końcu normalnie nocy na start wita mnie totalna pustka, tęsknota. Wiem, że mi jej brakuje. 
Pierwsze co zrobiłem, to wróciłem do tego listu i przeczytałem go jeszcze raz. 

Czuję, że mimo wszystko powinienem z nią porozmawiać. Walczyć.
Jestem rozdarty cholernie. 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Peter Quinn Ja myślę, że powinieneś wskoczyć w ten pociąg i zobaczyć, gdzie dojedzie.

 

Oświadcz się, przepisz na nią cały majątek - w końcu to dowód zaufania i miłości. Potem ślub i szybko bombelek, potem drugi. W międzyczasie weź kredyt na większy kwadrat i go spłacaj. 

 

Nie słuchaj tej frajerni tutaj, co boi się odpowiedzialności. Bądź prawdziwym facetem. 

 

PS. Daj znać za 10 lat jak wyszło. 

  • Like 1
  • Haha 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Peter Quinn Twój wątek wzbudza zainteresowanie, bo wielu Braci przechodziło przez podobne sytuacje jak Ty. Pojawiło się tutaj kilka bardzo dobrych wskazówek dla Ciebie np. taka, żebyś analizował faktyczne DZIAŁANIE laski, a nie to co ona MÓWIŁA. Pamiętaj, że mówienie nic nie kosztuje, działanie wymaga wysiłku. Po tym widać czy laska jest tylko mistrzynią PR-u własnego, czy jej faktycznie zależy (na związku) i coś z tym ROBI (a nie tylko dużo mówi).

 

Ponieważ dobrych rad jak pisałem masz tutaj kilka, to ja poruszę inną kwestię - niejako problem czemu się znalazłeś w tej sytuacji.

Nie odbierz tego jako jako wycieczki osobistej (jak pisałem sam byłem w podobnej sytuacji, kilku innych braci także, więc nie czuj się jakimś wyjątkiem).

Głównym problemem który generuje tego typu historie/związki jak ten który opisałeś jest zbyt mała atrakcyjność faceta w oczach (jego) wybranki. Jest to niejako grzech pierworodny, przez który potem cierpisz cały związek.  Żebyś nie wiem jak się starał/naginał pomykał z tymi walizami na te wczasy i wyjazdy do rodziny to zawsze będziesz jak ten Wokulski dla Izabeli, Najlepszym z dostępnych....ale nie tym wymarzonym który zwilża, dla którego warto się starać!

Niestety ale żadne listy/rozmowy nic tu nie zmienią. Panna w swoim mniemaniu jest księżniczką, która dopuszcza się swego rodzaju mezaliansu. Łaskawie godzi się na związek z Tobą, ale jak sam napisałeś, Ty powinieneś to docenić, że spotkał Cię taki zaszczyt. Ty zaś słabo wywiązywałeś się ze swej roli gościa który "nie godzien stóp Twoich całować" i to generowało problemy.

Z jej punktu widzenia inwestycja miała słaby zwrot. Mieszkała w TWOIM mieszkaniu (bez wizji ew uwłaszczenia się po ślubie), koszty dzieliliście po połowie (mimo że pewnie wiedziała że lepiej zarabiasz od niej). Do tego nie grałeś tak jak ona Ci zagrała (a jak pisałem powyżej powinieneś). 

 

 

Problem o którym tu pisze jest ciężki do rozpoznania u siebie samego. Głównie wynika to z tego, że takich przypadków jest multum dookoła. Jest to na tyle powszechne, że człowiek się zaczyna zastanawiać że taka kolej rzeczy i tak to powinno wyglądać. Niestety Polska to nie jest (łaskawy) kraj dla facetów. To trochę tak jak z Tinderem czy innymi aplikacjami. Wydaje Ci się naturalnym sytuacja gdzie Ty zabiegasz o uwagę laski, gdzie dostajesz odpowiedz na jakieś 5-10% ciekawie napisanych wiadomości. Myślisz sobie - taki life. Po czym zmieniasz nagle lokalizację i to laski same zaczynają zabiegać o kontakt z Tobą. Inny świat - coś na co Twoja percepcja nie była gotowa -bo nie sądziłeś nawet że tak może być (gdzieś indziej). 

Z tymi związkami i "wykazywaniem się" przed laską jest identycznie. Tutaj ze swoim SMV jesteś pewnie "dobrą partią" -ale nadal "średniakiem". Nie jesteś pewnie ani Bad Boyem który daje duże emocje, ani znanym artystą, czy biznesmenem milionerem -którzy dadzą łatwe i ciekawe życie. Gdzieś indziej nagle możesz poczuć się jak młodszy brat Clooneya.  Wtedy nagle zmienia się dynamika relacji i to laska się stara na równych prawach o związek. 

 

P.S. Listy jako forma  komunikacji mają sens, bo pozwalają na spokojniejsze przelanie emocji na papier w uporządkowanej formie, bez wycieczek osobistych, wątków pobocznych itp. Niestety problemem tutaj nie jest to CO napiszesz w tym liście ale KTO to ma czytać. Skoro laska ma w nosie Twoje emocje, bo przecież (jak pisałem wyżej) to Ty miałeś grać w jej grę, a nie stawiać warunki, to nieważne co napiszesz i tak reakcja będzie zerowa. Co najwyżej możesz liczyć na metaforyczną odpowiedź laski w stylu "Odpowiedź Kozaków Zaporoskich sułtanowi w Konstantynopolu"

 

  • Like 6
  • Dzięki 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Peter Quinn napisał:

Po przebudzeniu i przespaniu w końcu normalnie nocy na start wita mnie totalna pustka, tęsknota. Wiem, że mi jej brakuje. 
Pierwsze co zrobiłem, to wróciłem do tego listu i przeczytałem go jeszcze raz. 

Czuję, że mimo wszystko powinienem z nią porozmawiać. Walczyć.
Jestem rozdarty cholernie. 

Stary, terapia. 
Poświęciłem kilka minut na ten wątek bo miałem akurat przerwę od  pracy. Więc dalej będzie tylko hasłowo i może troche chaotycznie (wybacz), ale myślę że skumasz.
Widzę w tym co piszesz bardzo duże problemy ale z Tobą samym. Starasz się być "jakiś" , spełniac czyjeś oczekiwania. Martwisz się (na zapas) i usprawiedliwiasz.
To co jest Twoim bardzo dużym plusem to fakt, że zaczynasz, odczuwać i byc przytomnym-jesteś nieźle zakotwiczony w  "tu i teraz", to już dobrze. Nie ma w tym co piszesz i myslisz  złości na świat. Wielu chłopaków to tu ćwiczy albo projektuje swoje frustracje na innych, a Ty tego nie robisz, tylko działasz tak jak napisałem dwa zdania wcześniej - działasz w miarę przytomnie, a  to już jest duży plus.
To co jest najważniejsze to odpowiedzenie sobie (np. w procesie terapii) co jest dla Ciebie ważne ale tak naprawdę, bez zasłon. To bywa bolesną prawdą często ale myślę, że może Ci się opłacić. 
Sam to robię od jakiegoś czasu i widzę, że jest coraz lepiej. Coraz mniej spełniam oczekiwania innych a kieruję się własnym dobrem i własnym przekonaniem co jest dla mnie ważne, dobre.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Zdzichu_Wawa
Biorę sobie do serca wszystko, co do tej pory bracia napisali. Znalazłem tu bardzo dużo cennych rad, za wszystkie dziękuję,
 

57 minutes ago, Zdzichu_Wawa said:

Pojawiło się tutaj kilka bardzo dobrych wskazówek dla Ciebie np. taka, żebyś analizował faktyczne DZIAŁANIE laski, a nie to co ona MÓWIŁA.


i faktycznie ja, robiąc sobie "rachunek sumienia" te działania przeanalizowałem. Wiem, że jeśli chodzi o zaangażowanie w tej relacji, to była ona po jej stronie definitywnie. Nie chodzi o wkład materialny, czy cokolwiek. Chodzi o inicjatywy, walkę etc. Wielokrotnie mi zarzucała, że jakby się między nami zepsuło to bym nie walczył... i  co? Spakowała się i wyszła, a ja nie powiedziałem słowa. 

Mnie też zaślepiła duma, skorupa. Poczucie, że przecież to ja mam rację, nie widząc że ja też przegiąłem w chuj i coś jest w tym, że ja mam problem z silną reakcją emocjonalną, co w takich chwilach doprowadza do tego, że jestem gotowy słownie sprowadzić kogoś do parteru. 
Ja mam taki charakter, że wolę czasem głośno coś wykrzyczeć, nawet jeśli boli, ale potem się godze i mi przechodzi i zapominam. Uważam, że dobrze że czasem "latają talerze", byleby umieć się potem zgodzić i nie wracać... Ona niestety wracała i to wszystko się zapetlało... Często nie potrafiła sobie darować kąśliwego komentarza, nawet jej kiedyś tłumaczyłem, że gdybyśmy pojechali na urlop i przez cały tydzien by padało, to ja bym tylko westchnął i znalazł sobie i dla nas na chillu jakieś zajęcie, nawet jeśli miałby to być tylko czas spędzony "pod daszkiem", a ona by narzekała cały tydzien, że ona "inaczej to sobie wyobrażała"... Taki charakter, choć w sumie cecha dość wspólna jeśli chodzi o kobiety. 
 

 

57 minutes ago, Zdzichu_Wawa said:

Ponieważ dobrych rad jak pisałem masz tutaj kilka, to ja poruszę inną kwestię - niejako problem czemu się znalazłeś w tej sytuacji.

Nie odbierz tego jako jako wycieczki osobistej (jak pisałem sam byłem w podobnej sytuacji, kilku innych braci także, więc nie czuj się jakimś wyjątkiem).

Głównym problemem który generuje tego typu historie/związki jak ten który opisałeś jest zbyt mała atrakcyjność faceta w oczach (jego) wybranki. Jest to niejako grzech pierworodny, przez który potem cierpisz cały związek.  Żebyś nie wiem jak się starał/naginał pomykał z tymi walizami na te wczasy i wyjazdy do rodziny to zawsze będziesz jak ten Wokulski dla Izabeli, Najlepszym z dostępnych....ale nie tym wymarzonym który zwilża, dla którego warto się starać!

Niestety ale żadne listy/rozmowy nic tu nie zmienią. Panna w swoim mniemaniu jest księżniczką, która dopuszcza się swego rodzaju mezaliansu. Łaskawie godzi się na związek z Tobą, ale jak sam napisałeś, Ty powinieneś to docenić, że spotkał Cię taki zaszczyt. Ty zaś słabo wywiązywałeś się ze swej roli gościa który "nie godzien stóp Twoich całować" i to generowało problemy.

Z jej punktu widzenia inwestycja miała słaby zwrot. Mieszkała w TWOIM mieszkaniu (bez wizji ew uwłaszczenia się po ślubie), koszty dzieliliście po połowie (mimo że pewnie wiedziała że lepiej zarabiasz od niej). Do tego nie grałeś tak jak ona Ci zagrała (a jak pisałem powyżej powinieneś). 


Nie odbieram tego jako wycieczki osobistej absolutnie. Żadny ze mnie chad, samiec alfa, czy przystojniak z ładnymi oczkami. 
Nie czuję się w chuj brzydki, jakiś tam licznik z kobietami mam, więc obstawiam 6/7 na 10 za całokształt. Niżej niż 6tka to chyba nie, bo tak źle ze mną nie jest. ;)
Było trochę kobiet, które się we mnie bujały, bywały zazdrosne w jakichśtam sytuacjach etc. Generalnie w ostatnich latach też poszło u mnie na plus, bo czasem ktoś mi mówi, że zmężniałem i inaczej wyglądam - jakieś 5 lat temu byłem typowym pizdusiem i dziś mam tego świadomość. Jestem osobą wysoko wrażliwą, która się opakowała w skorupy przez trudne życiowe doświadczenia (nie tylko związkowe) i to też czasem mi przeszkadza w różnych kwestiach. 

Myślę, że w moim przypadku przegrywam trochę na polu trybu życia - może to kwestia mentalności, przyzwyczajeń... I myślę, że gdybym trochę podpicował mój lifestyle, to też dodałoby mi to atrakcyjności... a ja lubię usiąść z książką, pomyśleć czy wtopić sie w swoje różne introwertyczne zajawki, których mam nie mało. 

Natomiast Ona wiedziała o moich wadach, przejściach etc. Nie poddała się. Tak szczerze mówiąc, to ja miałem nawet takie blokady w sferze seksualnej, że aż mną trzęsło gdy miałem się znów do kogoś zbliżyć. Ale przeskoczyliśmy to i potem było zajebiście, że sama była zaskoczona, gdy naprawdę byłem sobą. Mimo wszystko czułem, że ona czuje do mnie pociąg, wiele razy małymi i większymi gestami mi to pokazywała. 

Mogę oczywiście wrzucić wszystkie do jednego worka, stwierdzić że to wszytko były gierki. Jeśli tak było faktycznie, to nie ja w tym momencie tracę godność. 
Nie błagam o powrót. Nie zmieniam zasad związanych z majątkiem etc. Są pewne zasady, których się trzymam sztywno. 
Ja jednak mam taki charakter, że wyczerpuje pulę możliwości i dopiero potem mogę powiedzieć z czystym sumieniem STOP. 

Nie będę się płaszczył, jak to robiłem kiedyś przed moją byłą narzeczoną, która ewidentnie grała na moje upodlenie, a ja dałem się w to wciągnąć. Tu mimo wszystko jakiś szacunek pozostał i należą jej się pewne słowa. Jeśli to oleje i będzie tym listem wycierać kutasy kolejnych kochanków, to jest jej upadek, nie mój. 

 

 

Edytowane przez Peter Quinn
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Peter Quinn napisał:

Ja jednak mam taki charakter, że wyczerpuje pulę możliwości i dopiero potem mogę powiedzieć z czystym sumieniem STOP.

Taka ładna racjonalizacja swego myślenia i pobudki do działania ;)

 

Boisz się - to jest Twój główny motywator teraz. Rozwalasz swój związek na drobne zamiast iśc do przodu. Babrasz się w przeszłości, analizujesz myśląc że to coś da, pomoże Tobie coś naprawić. 

 

Jeśli mam Ci mówić z własnego doświadczenia to nie, nic to nie da i tracisz tylko czas. Ale każdy jak widać musi się przekonać sam o tym - i ok! Aby tylko żadną tragedią sie nie skończyło - a w najgoryszm przypadku straconym czasem, co i tak jest just dużo.

 

To tak jak byś tracił czas na zastanawianie się - czy jak włożę ponownie palce do kontaktu to mnie porazi znowu prąd czy nie?

 

Ty masz iść do przodu, a ona z Tobą. Jeśli idzie - to super. Jak nie - też super :) A Ty się bawisz w pisanie listów. Jeśli da Ci to jakiś spokój - to jej go daj. Tylko nie miej żadnych oczekiwań, bo Cie to zabije w tym stanie jakim jesteś i patrząc jak wszystko roztrząsasz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minutes ago, Taboo said:

Taka ładna racjonalizacja swego myślenia i pobudki do działania ;)

 

Boisz się - to jest Twój główny motywator teraz. Rozwalasz swój związek na drobne zamiast iśc do przodu. Babrasz się w przeszłości, analizujesz myśląc że to coś da, pomoże Tobie coś naprawić. 


Wczoraj znajomy stwierdził, że mam mocno analityczny umysł i to prawda - zboczenie zawodowe. 
Bo w szczegółach kryje się prawda, a żeby iść do przodu, nie można zakopać pod dywan. 

Generalnie każdy swoje "zboczenia" zawodowe podswiadomie przenosi nawet na relacje, bo ja teraz analizuję i poprawiam , nawet jeśli z tego nic nie będzie to przed samym sobą przyznaję, gdzie tkwił problem i wyciągam wnioski. Ona natomiast wałkowała swoje emocje, pracowała nad związkiem, bo miała głowę pełną medodyk z pracy. Mnie irytowało to i chciałem, żeby wyluzowała. Ona jednak lubiła schematy, ustalone grafiki etc. 

 

14 minutes ago, Taboo said:

Jeśli mam Ci mówić z własnego doświadczenia to nie, nic to nie da i tracisz tylko czas.


Mi już dało - serio oczyszczam i znajduję w sobie skrywane podświadomie rzeczy, a z nią pisze inne zakończenie. Nie chodzi o happy end, bo jest na to nikła szansa, aczkolwiek happy endem jest też w jakimś stopniu domknięcie rozdziału, który został przerwany nie tak jak trzeba. 

Bez błagania, bez oczekiwań. Z małymi nadziejami, ale z koniecznością zmierzenia się z prawdą, Tylko tyle i aż tyle. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

W dniu 25.09.2020 o 16:16, Peter Quinn napisał:

Mówimy "łał" na zupełnie inne rzeczy, przez to słuchanie się wzajemnie bywa czasem trudne. 
Mijamy się w tym. 

 

W dniu 27.09.2020 o 12:09, Peter Quinn napisał:

Im więcej wyrzeczeń z obu stron - tym więcej frustracji i mniej szczęścia.

 

Pamiętasz, co pisałeś pół roku temu?

 

Wątpię, że powyższe się zdezaktualizowało, nawet, jeśli teraz patrzysz przez nostalgiczne okulary.

 

Już wtedy wiedziałeś, że ta kobieta do Ciebie po prostu nie pasuje - inne typy osobowości, inne oczekiwania.

 

 

 

To co wymieniasz - zainteresowanie Twoją osobą, "staranie się", dobry seks - to naprawdę mało. To da Ci praktycznie każda zainteresowana Tobą kobieta. Nie wiem, jakie miałeś doświadczenia wcześniej, że konsekwentnie wymieniasz to jako zaletę, chociaż to w zasadzie wspólny mianownik dla każdego związku "nie z litości" "nie z rozsądku". Chyba, że miałeś wyłącznie związki z litości czy rozsądku właśnie.

 

 

W dniu 26.07.2021 o 09:36, Peter Quinn napisał:

- od samego początku ona dawała mi do zrozumienia, że przy mnie obniża swoje oczekiwania, wciąż od czasu do czasu pitoląc mi, że ona wyobrażała to sobie inaczej, gdy ja milczałem mimo, że też przecież widziałem multum jej wad - ona chyba myślała, że jest jakimś ideałem dla mnie;

 

A to, co napisałeś w dniu rozstania potwierdza natomiast, że ona najwyraźniej uważała, że popełnia swoisty mezalians w związku z Tobą - dając Ci do zrozumienia, że jesteś dla niej jakimś drugorzędowym wyborem któremu ona łaskawie daje szansę.

 

To jest nadal aktualne, bo chyba o tym już zapomniałeś.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Libertyn said:

U mnie wszelkie kredyty i rachunki matka ogarniała, u części znajomych podobnie. 

 

Ojciec mój by wydał na gadżety itd. Bo jak rachunki przychodziły to je kładł na stole na nieokreślone później. 

Owszem, KIEDYŚ tak często było, że to kobieta pilnowała finansów. Tyle że to było kiedyś, był trochę inny mental i nie było tylu POKUS KONSUMPCYJNYCH, jak również propagowania wydawania jako stylu życia. 

 

@Peter Quinn Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że jak kobieta mówi "wspólne", to oznacza:

 

- maroon, a weźmiesz mi samochód w leasing? 

- maroon, no mógłbyś więcej na mnie wydawać. 

- maroon ja tu się nie czuję u siebie, powiem ci jakie fajne rzeczy tu trzeba kupić 

- maroon, ale dom MUSIMY w przyszłym roku wybudować 

- 3k wydałeś na jedzenie? Przecież, ja też płaciłam. 150pln? Niemożliwe. 

- maroon, nie stać mnie na kredyt, ale dom będzie wspólny, prawda? 

 

I tak qrwa do usranej śmierci non stop. 

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minutes ago, Januszek852 said:

Pamiętasz, co pisałeś pół roku temu?


Pamiętam, wracałem do tego. Tu w tym wątki jest praktycznie cała historia tego wszystkiego. Historia mojego punktu widzenia, Wiem, że wielokrotnie było mi źle. Moje emocje i wkurw nie brały się znikąd. 

Powiem Ci jednak coś, co dało mi do myślenia. Moja mama od kilku lat jest wdową - przeżyła z moim tatą ponad 20 lat. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu, mieliśmy harmonijkowe drzwi i cieńkie ściany, przez które wielokrotnie dochodziły mnie głosy nieciekawych rozmów, czasem kłótni etc. Obserwowałem to i wryły mi się w pamięc pewne rzeczy. I mimo, że oni żarli się często i prowadzili zwykłe życie z dwójką dzieci w małym mieszkaniu, to mimo trudności nie zamieniliby tego na cokolwiek innego. 

Dziś moja mama czuje to dosadnie. Mam jej charakter w wielu kwestiach - trudny w chuj. Ale widzę ją jak cierpi, jak nienawidzi chodzić na imprezy, gdzie musi sama usiąść przy stole i słuchać pseudo problemów kolejnych rozwodników którzy się wzajemnie zdradzają, wiecznie dysputy o pieniądzach etc. A ona tak wszystko ogląda wokół i zmęczona, zrezygnowana życiem, że dałaby wiele, by móc się jeszcze pokłócić ze swoim mężem. Moi rodzice wielokrotnie powtarzali, że nawet w tym ścisku w małym mieszkaniu niczego więcej im nie trzeba. Kiedyś jako szczyl tego nie rozumiałem - samotnik, idący swoją ściężką, próbujący być lepszy niż inni. Brakowało mi własnej przestrzeni, stąd może ucieczka w introwersję i szukanie tej oazy spokoju. 

Wiem, co pisałem, wiem co czułem. Ale może też w tym wszystkim zachowywałem się jak gówniarz, który chce mieć wszystko "za darmo". 
Ktoś gdzieś tu wcześniej napisał, że kobieta szuka sternika, który będzie zarzadzał tym wszystkił, mowil dzisiaj robimy to, jutro tamto, a ty chodz ze mna. 
Ja wiem, że jej tego zabrakło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maroon to zależy od mentalu. Są ludzie mieć i ludzie być. Są laski "jedźmy do Paryża na Twój koszt, oczywiście do hotelu z widokiem na Champs-Élysées"

 

I laski "jedźmy do Paryża z budżetem 200 Euro, tyrolską i gazem z decathlonu i śpijmy w namiocie na cmentarzu"

 

Ale ten drugi typ można złapać na grupach autostopowych

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Peter Quinn napisał:

Kiedyś jako szczyl tego nie rozumiałem

Jesteś pewien, że teraz rozumiesz?

 

Twoja mama żyje w poczuciu straty. Śmierć zmienia wszystko i jest traumatycznym przeżyciem, czasem nie opuszcza nas już do końca. To wcale nie sprawia, że jej kłótliwe małżeństwo było udane. Być może gdyby Twój ojciec dziś żył, to słyszałbyś kompletnie inną wersję od matki. Być może nawet by się rozstali?

 

Nie patrz na swoje życie przez pryzmat kogoś, kto stracił bliskiego. To zupełnie inna sytuacja.

 

4 minuty temu, Peter Quinn napisał:

Ktoś gdzieś tu wcześniej napisał, że kobieta szuka sternika, który będzie zarzadzał tym wszystkił, mowil dzisiaj robimy to, jutro tamto, a ty chodz ze mna. 
Ja wiem, że jej tego zabrakło. 

To zależy od kobiety.

 

Ale jeśli mówimy o kobiecie typowej (a Twoja eks była kobietą typową do obrzydzenia), to kobieta przede wszystkim szuka kogoś, kto zrobi dziecko i będzie na nie łożył.

 

Zwłaszcza około 30 i po.

 

To biologia, Ty zarabiasz dobrze, wyglądasz nienajgorzej, więc dała Ci szansę, byś uwił "wam" gniazdko i spłodził dziecko. Oczywiście nigdy nie byłeś pierwszym wyborem, ani nawet drugim, a fochy i pretensje w Twoim kierunku były wyrazem jej frustracji, że jest z mężczyzną, którego nie do końca pożąda. Mechanizm jest taki, że kobiety w związkach z rozsądku dosłownie obwiniają wybranka za to, że jest taki, jaki jest. I stąd jest jak jest.

 

Twojej kobiecie zabrakło fascynacji Tobą, a nie Twojej twardej ręki managera.

 

Wszystko byłoby do dogadania, gdybyś był w jej oczach kimś, kogo ona naprawdę chce. A tak nie było.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na studiach też kiedyś napisałem list do ex-laski, taki chyba na 3 strony, o tym, jak się zmieniłem i takie tam. Kiedy teraz przychodzą mi na myśl te pierdoły które wypisałem, czuję bezkresne wewnętrzne zażenowanie, że aż mnie skręca i kisnę ze śmiechu. Kupię maszynę czasu, aby przechwycić listonosza, tanio! BTW zerknąłem na linkedin - pańcia się postarzała się z 30 kilo. To na pewno karmiczna kara za total zlew i brak odpowiedzi dzielnemu rycerzowi.😅😅 Reasumując: wyślesz list i po pewnym czasie, jak poznasz jakąś kolejna niunię, będziesz zwyczajnie się z siebie śmiał. Zmieniają się aktorzy, ale historia świata zawsze się powtarza.

 

 

Ale czytam kolejny post i widzę, że Ikar brnie w te swoje analizy zupełnie już bez sensu, jest coraz bliżej Słońca, wosk się topi, no ale - pewne rzeczy są nieuniknione. Chór greckich mędrców skrzeczy "ratuj się, ratuj młodzieńcze", lecz on wierzy, że jest "szansa na happy end". Kto nie zna swoistego piękna tej ślepej autodestrukcji, niech rzuci kamieniem pierwszy. 😅 

  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minutes ago, Dellinger said:

To jest znamienne. One zawsze mają problem z matematyką. Jak raz zapłaciła to będzie miała w głowie że jest przynajmniej po połowie. 

Od pewnego momentu zbierałem paragony z zaznaczeniem kto płacił. Najlepszy rezultat to było 3/5 vs. 2/5, typowo 3/4 vs. 1/4

Ale "no jak, przecież po połowie". 😣

 

Inna sprawa, że ta mityczna połowa w codziennym życiu jest ciężka do uzyskania, dlatego ew. dysproporcje powinny inne benefity równoważyć. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.