Skocz do zawartości

Jak sprawić by mężczyzna słuchał kobiety ale nie krzykiem? Czy to w ogóle możliwe?


Rekomendowane odpowiedzi

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Nie tyle na siłę, co dlatego że takie im wpojono zasady kultury i to jest akurat fakt. Niektórzy potrafią czekać pół korytarza, żeby mnie (no albo inne) przepuścić w drzwiach.

To komiczne

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Cóż... rozmawiałam z takim jednym... on stwierdził pewnego razu, że otaczają go sami debile i że tylko ze mną jest wartościowa i głęboka rozmowa. Przeraziłam się wtedy trochę, bo pamiętam, że przez większość tej "dyskusji" milczałam i wypowiedziałam max. jedno zdanie.

Nie ważne. Miał słuchaczke i czuł się ważny. To sprawiło że jesteś wartościowa

4 minuty temu, penisofobia napisał:

I teraz najgorsze: oni tak każdej mydlą oczy.

Każdej która ich interesuje

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Nice guye to podrywacze wersja mocno zdesperowana.

I mało skuteczna 

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Ja byłabym zainteresowana nice guyem, ale z pewnością szybko ukróciłabym mu takie ekscesy z pomaganiem obcym laskom. 

Pewnie by mu nic to nie przeszkadzało

4 minuty temu, penisofobia napisał:

A co, pantofel nie mężczyzna? Niektóre lubią pantofli. Co jest w tym uwłaczającego, że kobieta trochę pokieruje i ustali "zasady"?

Pantofel to nie to samo. Pantofel to uległy zeszmacony facet będący taki ze strachu a nie z np. Podziwu. Pantofel jest jak bita przez męża kobieta która usługuje bo tak lepiej i mniej boli

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Macie po prostu kompleksy. Ja znam wiele domów, w których kobieta wskazuje kierunek i to są najtrwalsze związki.

To zależy jak ona wskazuje. Tyran w domu to zło. Ale lider to co innego

4 minuty temu, penisofobia napisał:

Potomkowie obu płci pewni siebie, przebojowi, potrafią postawić na swoim. Inny przykład chłopak wychowywany przez samotną matkę, no i wyrósł typowy cham i bad boy. Znam też rodzinę, gdzie panuje patriarchat, to bardzo źle odbiło się na dzieciach, szczególnie na córce. Wystraszona, cierpi na lęki, bez własnego zdania, unika konfrontacji, boi się wychodzić do ludzi... Synowie mili chłopcy. Inny dom, gdzie również ojciec największy autorytet, ale syn - ekstremalny nice guy. Córka na szczęście sobie radzi. Wyprodukujecie zastraszone niewolnice, ale problemu facetów to wcale nie załatwi. 

Dużo zależy od domu ale też środowiska, w rltym szkoły. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, SzatanKrieger napisał:

@penisofobia

 

Jezu skąd w ogóle taki nick wytrzasnełaś? 

Czy ma on coś sugerować? :P 

 

Nie no na jaja se taki dałam. Tak w opozycji do częstego podejścia względem kobiet promowanego na tym forum. Staram się nikogo nie obrazić, ale szczerość mi nie pozwala czasem. 

7 minut temu, Androgeniczna napisał:

Pewnie chciała dać "feministka" ale nick był zajęty więc dała synonim. ;)

To nie jest synonim feministki. Ja się swoich kolegów nie boję, niektórzy są fajni. W real w sumie większość się albo nie ujawnia albo jest ich tak mało... Tylko w necie taki wysyp inceli itd... Bo w realu nawet ci mało atrakcyjni znajdują dziewczyny, często są od nich o kilka punktów wyżej. I to nie są żadni majętni mężczyźni po 40, tylko zwykli młodzi chłopcy. 

 

10 minut temu, Libertyn napisał:

To komiczne

Wiem, bardzo nieswojo się czuję z każdą taką sytuacją. Czasem specjalnie przeczekam aż sobie pójdzie. 

 

12 minut temu, Libertyn napisał:

Nie ważne. Miał słuchaczke i czuł się ważny. To sprawiło że jesteś wartościowa

Tak, w sumie o to mogło chodzić. Dziewczyny też do mnie ciągnie, a ja przecież tak mało mówię. Słucham i nie oceniam. 

 

14 minut temu, Libertyn napisał:

Każdej która ich interesuje

Ale to jest dramat, bo ich szczególnie kręcą pseudointelektualne su... udające wrażliwe, grzeczne i nieśmiałe, a jak nikt nie patrzy jest istne szambo. 

16 minut temu, Libertyn napisał:

Pantofel to nie to samo. Pantofel to uległy zeszmacony facet będący taki ze strachu a nie z np. Podziwu. Pantofel jest jak bita przez męża kobieta która usługuje bo tak lepiej i mniej boli

Nie znałam tej definicji pantofla. 

 

18 minut temu, Libertyn napisał:

Dużo zależy od domu ale też środowiska, w rltym szkoły. 

Oczywiście, opisałam tylko niektóre moje obserwacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, penisofobia napisał:
W dniu 12.08.2020 o 12:51, Stefan Batory napisał:

Nigdy w życiu nie spotkałem człowieka, który byłby do niczego tylko pod jednym względem, a pod innymi ok. Nie ma moim zdaniem czegoś takiego, że np. kobiece, długie kudły walają się wszędzie w łazience, a pani ma jednocześnie porządek w lodówce. Zwykle jest tak, że albo wszystko jest ok, albo wszystko do d. Jeśli ktoś nie myje owoców, to również ma burdel w szafie, zostawia po sobie syf w kuchni, nie prasuje koszul itd. Tak to działa.

Jestem więc chyba żywym przykładem, że tak może być. U mnie zawsze walają się różne rzeczy po podłodze w pokoju: skarpetki, jakieś butelki, ciuchy do prania a czasem nawet świeże. książki, teraz lampka biurkowa leży pod ścianą już chyba od tygodnia, bo zapomniałam wynieść. Zamiast się tym zająć buduję "kupki" z tych rzeczy, sortuję w losowych miejscach na podłodze i tak będą leżeć, aż w końcu zrobię generalne porządki. I właśnie, jeśli już sprzątam, to wszystko musi być na tiptop, zero kurzu, każda szparka na błysk. W kuchni zawsze wszystko czyste i lśniące, w lodówce posegregowane, ustawione równiutko żeby był łatwy dostęp do produktów, łazienka to samo... żadnych osadów, zacieków i ani jednego włosa, NIGDY. W szafkach też zawsze pięknie poskładane. Dywany odkurzone, tylko te nieszczęsne szmaty na ziemi. Można mnie zatem określić półsyfiarą. Ale wiem, że dla niektórych to jest i tak niedopuszczalne. To moja jedyna wada, jeśli o bałaganiarstwo chodzi i oczywiste, że gdy z kimś mieszkam, pilnuję tego.

 

Doceniam szczere wyznania. Nie chcę się kreować "przez internet" na jakiegoś tam super pedanta. Ale moim zdaniem tak nie da się żyć. Taki chaos jest bardzo męczący. Ja brudne rzeczy wrzucam zawsze do pralki (kawał grzmota). Gdy jest pełna, to ktoś z domowników który się akurat nawinie ją odpala i po kłopocie. Nie wyobrażam sobie brudnych i śmierdzących rzeczy walających się po pokoju. To też kwestia wizerunku, nie tylko higieny i wygody. Wygląd to nie tylko ciuchy i twarz, ale również otoczenie w jakim funkcjonujemy. Ja osobiście nie znam pojęcia generalnych porządków. Zawsze sprzątamy na bieżąco. Tak jest wygodniej i efektywniej. 

 

Długie lata spędziłem w delegacjach. Zwykle mieszkaliśmy w hotelach lub wynajętych mieszkaniach czy domach. Na jeden pokój najczęściej przypadało dwóch facetów. Praca w systemie całodobowym 12 h w pracy, 12 h wolnego. Zawsze układ taki, że jeden mieszkaniec pokoju był w robocie. Gdybym swojemu zmiennikowi zostawił rozwalone rzeczy na podłodze i syf, to by mi je po prostu wyrzucił. ? Zasady proste i skuteczne. Jeśli porządek mam w pracy, to nie chciałbym w domu żyć w syfie.

 

22 godziny temu, gladia napisał:

No więc, jakbyś popatrzył to pierwsza myśl -  pedantka.  A nie jestem. Moje kudły walają się po całym domu.  Gdy mój jest na wyjeździe, to zlew w kuchni przypomina piramidę Cheopsa :D wrzucam wtedy brudne naczynia tam, bo to łatwiejsze, niż otwieranie za każdym razem zmywarki. Po całym domu walają się moje gazety i książki, których nie odkładam na miejsce. Nie cierpię składać prania, więc jak ściągam z suszarki to rzucam na pralkę z myślą - zrobię to potem i rośnie kolejna piramida.  Tak więc, jak widzisz, nie ma tu żadnej reguły. To, że nigdy nie spotkałeś kogoś takiego nie znaczy, że tacy nie istnieją.  Ja nigdy nie spotkałam alpinisty.

Będę się upierał przy swoim twierdzeniu, że to nie jest możliwe być jeśli chodzi o porządek pod niektórymi względami ok, a pod niektórymi do d. Ma to taki sam sens, jak wypolerowane buty przy brudnych i podartych spodniach. Szafy nie mają większego znaczenia, Bardziej istotny jest stan przestrzeni "używanej na co dzień". Dziękuję za szczerą wypowiedż, ale z kobietą taką jak Ty ja nie wytrzymałbym nawet tygodnia?

 

Ja spotkałem kiedyś kogoś takiego. Ładnych parę lat temu umówiłem się z kumplem w jakiejś tam sprawie u niego w robocie tak wczesnym popołudniem, po czym pojechaliśmy do niego do domu odbierając po drodze jego dziecko. U kolegi byliśmy na kwadracie gdzieś tak około godziny szesnastej. W domu była pani konkubina mająca parcie na bycie "gospodynią domową". Widok mieszkania nie był zachęcający. W zlewie naczynia leżące od śniadania, wszędzie syf.  Wku*wiony kumpel zmęczony po robocie zadał pańci jedno proste pytanie: "Co ty dzisiaj zrobiłaś?" Wtedy się dowiedziałem, że kobieta nie ma prawa siedzieć w domu.

 

Wszystko jedno ile zarobi, ale nie ma prawa siedzieć w domu, bo i tak się w końcu rozleniwi i będzie się obijać. Pani poszła w końcu do pracy, ale w pierwszej robocie ucieła sobie romansik, sprawa się wydała, a kolega przestał być jeleniem i rozstał się ze swoją byłą ukochaną.

 

23 godziny temu, gladia napisał:

W kwestii podnoszenia głosu - ludzie to nie cyborgi a krew nie woda, w związkach się zdarzają kłótnie i to jest zupełnie normalne a nawet zdrowe.  Piszę o normalnej kłótni a nie wyżywaniu się, odreagowywaniu frustracji i poniżaniu drugiej strony.  Od kłótni  do przemocy psychicznej daleka droga. Ja się ze swoim już dwa razy nawet rozwodziłam w kłótni a on ze mną trzy :D  ale wciąż jesteśmy razem, bo lubimy się, kochamy i po prostu  więcej nas łączy, niż dzieli. 

 

Nie mam pojęcia co jest normalnego i zdrowego w kłótni rodziców przy dzieciach? Żaden normalny facet nie powinien tolerować sytuacji, w której "jego" kobieta drze na niego twarz, bo na tym w gruncie rzeczy polegają kłótnie. Nigdy i za nic w świecie! Mężczyzna jest głową rodziny i jego rolą jest ustalanie i egzekwowanie zasad od pozostałych członków rodziny, w tym przede wszystkim od kobiety. Tak to powinno wyglądać. Ze mną nie da się kłócić. Ja nie mam pojęcia jak to się robi. Widziałem min. u mojej żony różne dziwne zachowania (prowokowanie konfliktów za pomocą problemów z doopy), ale to chyba jest zwykła kobieca spierdolina,  już dawno dała sobie spokój z takimi zachowaniami. Postępowałem w trakcie "kłótni" z żoną dokładnie tak samo jak mój ojciec w trakcie "wybijania z głowy" mojej mamie różnych, niepożądanych zachowań.? Jeśli rozwodziłaś się z mężem już pięć razy, to przygnębiająca jest ta niekonsekwencja w działaniu. Nie rozumiem takich zachowań.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

58 minut temu, Stefan Batory napisał:

Będę się upierał przy swoim twierdzeniu, że to nie jest możliwe być jeśli chodzi o porządek pod niektórymi względami ok, a pod niektórymi do d. Ma to taki sam sens, jak wypolerowane buty przy brudnych i podartych spodniach. Szafy nie mają większego znaczenia, Bardziej istotny jest stan przestrzeni "używanej na co dzień". 

 

 

Nie mam pojęcia co jest normalnego i zdrowego w kłótni rodziców przy dzieciach? Żaden normalny facet nie powinien tolerować sytuacji, w której "jego" kobieta drze na niego twarz, bo na tym w gruncie rzeczy polegają kłótnie. Nigdy i za nic w świecie! Mężczyzna jest głową rodziny i jego rolą jest ustalanie i egzekwowanie zasad od pozostałych członków rodziny, w tym przede wszystkim od kobiety. Tak to powinno wyglądać. Ze mną nie da się kłócić. Ja nie mam pojęcia jak to się robi. Widziałem min. u mojej żony różne dziwne zachowania (prowokowanie konfliktów za pomocą problemów z doopy), ale to chyba jest zwykła kobieca spierdolina,  już dawno dała sobie spokój z takimi zachowaniami. Postępowałem w trakcie "kłótni" z żoną dokładnie tak samo jak mój ojciec w trakcie "wybijania z głowy" mojej mamie różnych, niepożądanych zachowań.? Jeśli rozwodziłaś się z mężem już pięć razy, to przygnębiająca jest ta niekonsekwencja w działaniu. Nie rozumiem takich zachowań.

 

A jednak jest możliwe :) Ten upór widać przeszkadza Ci przyjąć do wiadomości, że ludzie nie są zerojedynkowi i tacy, jak Ci się wydaje, i jak najbardziej mogą mieć błysk w szafie a bałagan na stole. Bałagan nie oznacza syfu i brudu. W mieszkaniu mam czysto i przestrzeń jest miła oraz przyjazna. Zwłaszcza, że jestem minimalistką i nie lubię dużo rzeczy. 

 

Odnoszę wrażenie, że jesteś za bardzo zasadniczy w podejściu do życia i nieco zafiksowany na roli głowy rodziny. Oczami wyobrażni  widzę Cię trochę w roli takiego ojca chrzestnego z sygnetem na palcu i cygarem w ustach, który się z nikim nie pie*doli bo porządek musi być taki, jak on chce i basta! :D   

 

A dzieci to kosmici, oderwani od realnego życia są,  że mają tylko widzieć całuski i przytulaski? Udawanie przed dziećmi, że życie to tylko sielanka a ludzie nigdy się nie kłocą i nie podnoszą na siebie głosu jest kłamstwem i grą pozorów.  Żeby się nie rozpisywać w temacie, wkleję pogląd, który podzielam, bo uważam go za życiowy i normalny::

 

Robin Skynner, wybitny brytyjski psychiatra i terapeuta rodzinny, uważa, że kłótnie są w małżeństwie zdrowym i normalnym zjawiskiem. Ludzie, którym przyszło ze sobą żyć, różnią się przecież pod wieloma względami: mają odmienne doświadczenia, poglądy, upodobania, opinie, miewają także złe humory czy gorsze dni. W ujawnianiu konfliktów i w samych kłótniach nie ma nic złego, jeżeli prowadzą do porozumienia, które nie narusza poczucia wartości, niezależności czy wolności partnerów. Źle jest wtedy, gdy para unika rozwiązywania konfliktów. Wówczas albo jedno z nich dominuje, albo oboje prowadzą nie kończącą się ukrytą walkę, która coraz bardziej oddala ich od siebie. Konflikt narasta, napięcie staje się nie do zniesienia i czasem dopiero kłótnia bywa pierwszą oznaką poprawy sytuacji.

Konfrontacja może być więc korzystna dla dorosłych, ale co oznacza dla dzieci będących jej świadkami? Skynner uważa, że dzieci ucierpią bardziej, jeśli nieporozumienia między rodzicami nie zostaną wyjaśnione. Rodzice muszą starać się rozwiązywać konflikty niezależnie od tego, ilu sprzeczek czy awantur to wymaga. Kłótnie niepokoją dzieci w mniejszym stopniu niż stała atmosfera napięcia i niezadowolenia, panująca w domu.
 

Istotne jest również to, aby dzieci wiedziały, że kłótnie są normalną i możliwą do zaakceptowania częścią życia. Dzięki temu w przyszłości będą mogły zbudować z kimś zdrowy związek, będą umiały wyrażać swoje potrzeby i uczucia oraz rozumieć potrzeby partnera. Rodzice, którzy wprawdzie się kłócą, ale potrafią potem dojść do porozumienia i pogodzić się, stanowią dobry wzór do naśladowania.

Kłótnie nie przerażają dzieci tak bardzo, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać. Przecież same też często kłócą się, a nawet biją i potem znowu są przyjaciółmi. Kiedy rodzice otwarcie złoszczą się na siebie, dzieci potrafią to zaakceptować i mniej je to niepokoi niż odgłosy kłótni dochodzące zza zamkniętych drzwi.. Nawet jeżeli bardzo staracie się ukryć konflikty i napięcia między wami, to i tak jesteście skazani na niepowodzenie - dzieci widzą i czują, że coś jest nie tak: rodzice nie uśmiechają się do siebie, mama się smuci, a tata mówi mniej niż zwykle.

Nie chodzi oczywiście o to, byście wołali dzieci do pokoju, aby były świadkami waszej kłótni. Ale trzeba im otwarcie powiedzieć, że w kłótniach nie ma nic złego. Wyjaśnijcie im - w sposób dla nich zrozumiały - czego dotyczy wasze nieporozumienie i zapewnijcie, że robicie wszystko, żeby je rozwiązać.

Pamiętajcie, że napięta atmosfera jest większym złem niż ujawnienie negatywnych uczuć. Kłótnia nie musi oznaczać końca miłości, a nawet może służyć poprawieniu stosunków z partnerem.

 

Tak więc widzisz, Stefan, niektorzy się w kłotni rozwodzą trzy razy i żyją dobrze a inni ćwierkają i spijają sobie z dzióbków a nagle bach, okazuje się, że ktoś ma romans na boku. I jest rozwód.  Życie nie jest takie oczywiste :) 

Edytowane przez gladia
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Kpt. Skok napisał:

Możesz rozwinąć opis metody?

Też poczytam. Bo to jak dla mnie trochę zbyt optymistyczna wizja. Trochę trudno mi uwierzyć w dlugoterminowe życie razem bez żadnej różnicy zdan i konfrontacji charakterow.

Edytowane przez Obliteraror
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Orybazy napisał:

On by się sam nauczył po pierwszej biegunce. Zamiast tego nauczył żonę że skuteczna metoda czegoś załatwienia to krzyk.

Tak. Dlatego moim zdaniem faceci sami sobie krzywdę robią właśnie takim czymś. 

Co do tych biegunek to podobno kilka mc tak jadł i nic mu nie było więc sam by się nie nauczył :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.08.2020 o 14:48, Stefan Batory napisał:

Mężczyzna jest głową rodziny i jego rolą jest ustalanie i egzekwowanie zasad od pozostałych członków rodziny, w tym przede wszystkim od kobiety.

Przede wszystkim od dzieci. Nie od kobiety. Kiedyś rozmawiałam z jedna osoba akurat w wyniku praktyk. Gdzieś wspomniała ona, że uderzyła swoją żonę bo ta krzyczała na dziecko. I jaki to wzór? Taki ze pokazuje dziecku ze jego mama jest niczym. Dzieci naśladują rodziców, uczą się od rodziców i uczą się również szacunku do rodziców gdy oni szanują siebie nawzajem. A obowiązkiem dzieci jest szanowanie rodziców. To ze mężczyzna jego głowa rodziny nie zaprzeczam. Ale on ma tez dbać o to by jego żona i matka jego dzieci była szanowana przez ich dzieci. A to co on będzie od niej egzekwował to nie przy dzieciach a na osobności. Bo pokazując błędy przy dzieciach, możemy podważyć jej autorytet. 
 

Mezczyna ma taka dość ciężką role bo tez od niego będzie zależało, jak będą się traktować inni członkowie rodziny. On jest takim jakby to powiedzieć wzorem zachowania, trzymania rodziny razem, traktowania kobiety, matki. 

Edytowane przez Lalkaa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minutes ago, Lalkaa said:

Mezczyna ma taka dość ciężką role bo tez od niego będzie zależało, jak będą się traktować inni członkowie rodziny. On jest takim jakby to powiedzieć wzorem zachowania, trzymania rodziny razem, traktowania kobiety, matki. 

Rola matki jest empatia, i miłość dla dzieci, a rolą ojca jest pokazanie granic, i nauczenie odpowiedzialności. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.