Skocz do zawartości

Kiedy stać nas na nowy samochód?


Asekurant

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Wszystkim,

od jakiegoś czasu przymierzam się do zmiany samochodu. Obecnie jeżdżę kilkuletnim samochodem segmentu D. Samochód wygodny, praktyczny, pakowny i komfortowy na długie trasy. Silnik to dwulitrowy Diesel. 

Chcę jednak kupić coś znacznie droższego, szybszego i bardziej prestiżowego. Chcę poczuć przyjemność z jazdy samochodem z silnikiem sześciocylindrowym.

Pewnie coś z BMW, do 200k, kilkuletni z gwarancją. Ewentualnie nowy, ale to już jakiś najem, leasing.

 

Z jednej strony jestem gotowy na ten wydatek, lub np. kredyt na część ceny pojazdu (leasing już się raczej nie opłaca), z drugiej mam spore obawy, co będzie jeśli moje dochody byłyby mniejsze itd.

 

Cały czas pracuję zarobki są na całkiem wysokim poziomie. Zazwyczaj powyżej 20k. 

 

Po prostu mam pewien problem z oszacowaniem kiedy mogę pozwolić sobie na luksus i przyjemność. Jak znaleźć równowagę w zarabianiu i wydawaniu? Jak na przykładzie samochodu ustalacie na jaki możecie sobie pozwolić itd.?

 

Jak dobry samochód wpływa na poczucie radości, czy Was to wzmacnia, motywuje do działania itd.?

 

W moim przypadku jeszcze jest kwestia wizerunku - mam co jakiś czas spotkania biznesowe, zazwyczaj kilka w miesiącu, poza tym robię dość dużo kilometrów rocznie.

Edytowane przez Asekurant
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Asekurant Istnieje teoria, że stać Cię na samochód, który kosztuje max 10-krotność Twoich miesięcznych zarobków brutto (wersja dla umowy o pracę). W przypadku B2B można to skorygować, niemniej z grubsza wyjdzie podobnie. Ja osobiście nie do końca się z tym zgadzam, ale to też zależy od innych obciążeń (kredyty, dzieci, kosztowne hobby). Także przyjmijmy, że warunek kosztowy spełniasz.

 

Przyjemność z jazdy samochodem z silnikiem sześciocylindrowym... okłamywać Cię nie widzę powodu - 6 garów plus dobra skrzynia daje kupę frajdy... przez kilka dni. Potem zaczynasz mieć to wszystko w dupie i sobie spokojnie cruise-ujesz. Ale jak trzeba wyprzedzić, to większa moc się przydaje. Niestety moc nie bierze się znikąd - większy silnik to większe spalanie. Koszty serwisu też są niebagatelne. I tutaj wraca temat owej dziesięciokrotności zarobków. Jak to będzie dopasiona Skoda z mocnym silnikiem, to w miarę spoko, zasada działa. Ale na Porsche bym się nie porywał, bo tam ceny serwisu mogą się okazać zabójcze. BMW, jak sam skrót mówi, nie jest tanie w utrzymaniu (Będziesz Miał Wydatki). Także raczej odradzam Ci marki premium w cenie na granicy możliwości finansowych.

 

W kwestii prestiżu... to jest złożony temat. O ile wśród ludzi 40+ jeszcze da się zaobserwować coś w rodzaju zainteresowania samochodami, to młodsze pokolenie ma samochody gdzieś. Nie znają się, nie potrafią określić, co jest premium, a co nie. Dla odmiany ludziom 40+ furą za 200k zaimponujesz w ograniczonym zakresie. Także zastanów się, pls, co i komu chcesz pokazać. Na zauważalny wzrost szacunu na dzielni raczej nie licz.

 

56 minut temu, Asekurant napisał(a):

Jak dobry samochód wpływa na poczucie radości, czy Was to wzmacnia, motywuje do działania itd.?

Są plusy i minusy. Sama jazda, to frajda, ale tematy z tym związane to już różnie. Ładnych parę lat temu kupiłem sobie sportową furę. W pracy pojawiły się zaraz plotki, że to kompensacja krótkiego fiuta. Wśród znajomych spoza roboty podobna sytuacja. Razem z tym wzrosła liczba potrzebujących pożyczyć kasy. Na każdym parkingu spod ziemi wyrasta żul z ofertą popilnowania pojazdu. Z drugiej strony, bywało, że blachary na ulicy szturchały się łokciami i palcem pokazywały, jaki to przystojniak jedzie (baaardzo wyprzystojniałem przez ten zakup). Generalnie, szybko się przyzwyczajasz i to po prostu Twoja fura. Tak jak gacie czy skarpety.

 

Podsumowując - przekonaj się sam. Chcesz szybką furę - kup sobie. Nie rujnuj się, zostaw sobie trochę kasy jako poduszkę na ewentualny kryzys. Nowe fury gwałtownie tracą na wartości, więc rozważ może jakiegoś 4-5 latka. Fury marek premium są drogie w utrzymaniu, bo nie były projektowane do oszczędzania na serwisie. Dlatego może spróbuj od czegoś bardziej zwykłego, ale z mocnym silnikiem. Miłej zabawy! :)

 

 

  • Like 9
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim limitem zawsze było 6 pensji netto - czyli na auto zarobić w pół roku. Więcej wg mnie nie ma sensu. 

 

Na przestrzeni lat, dużo korzystałem z wypożyczani samochodów, zamawiałem u sekretarki autko klasy D na rano pod firme i często do ostatniej chwili nie wiedziałem czym pojadę. Jak to w wypożyczalniach auta były nowe lub roczne, dwulatek to już był staruszek. Zjeździłem większość popularnych marek i modeli, dzieki temu wyleczyłem się totalnie z posiadania super fury.

 

Dziś jeżdżę pełnoletnim 4x4 i zupełnie mi wystarcza.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Adams napisał(a):

@Asekurant Istnieje teoria, że stać Cię na samochód, który kosztuje max 10-krotność Twoich miesięcznych zarobków brutto (wersja dla umowy o pracę). W przypadku B2B można to skorygować, niemniej z grubsza wyjdzie podobnie. Ja osobiście nie do końca się z tym zgadzam, ale to też zależy od innych obciążeń (kredyty, dzieci, kosztowne hobby). Także przyjmijmy, że warunek kosztowy spełniasz.

 

Przyjemność z jazdy samochodem z silnikiem sześciocylindrowym... okłamywać Cię nie widzę powodu - 6 garów plus dobra skrzynia daje kupę frajdy... przez kilka dni. Potem zaczynasz mieć to wszystko w dupie i sobie spokojnie cruise-ujesz. Ale jak trzeba wyprzedzić, to większa moc się przydaje. Niestety moc nie bierze się znikąd - większy silnik to większe spalanie. Koszty serwisu też są niebagatelne. I tutaj wraca temat owej dziesięciokrotności zarobków. Jak to będzie dopasiona Skoda z mocnym silnikiem, to w miarę spoko, zasada działa. Ale na Porsche bym się nie porywał, bo tam ceny serwisu mogą się okazać zabójcze. BMW, jak sam skrót mówi, nie jest tanie w utrzymaniu (Będziesz Miał Wydatki). Także raczej odradzam Ci marki premium w cenie na granicy możliwości finansowych.

 

W kwestii prestiżu... to jest złożony temat. O ile wśród ludzi 40+ jeszcze da się zaobserwować coś w rodzaju zainteresowania samochodami, to młodsze pokolenie ma samochody gdzieś. Nie znają się, nie potrafią określić, co jest premium, a co nie. Dla odmiany ludziom 40+ furą za 200k zaimponujesz w ograniczonym zakresie. Także zastanów się, pls, co i komu chcesz pokazać. Na zauważalny wzrost szacunu na dzielni raczej nie licz.

 

Są plusy i minusy. Sama jazda, to frajda, ale tematy z tym związane to już różnie. Ładnych parę lat temu kupiłem sobie sportową furę. W pracy pojawiły się zaraz plotki, że to kompensacja krótkiego fiuta. Wśród znajomych spoza roboty podobna sytuacja. Razem z tym wzrosła liczba potrzebujących pożyczyć kasy. Na każdym parkingu spod ziemi wyrasta żul z ofertą popilnowania pojazdu. Z drugiej strony, bywało, że blachary na ulicy szturchały się łokciami i palcem pokazywały, jaki to przystojniak jedzie (baaardzo wyprzystojniałem przez ten zakup). Generalnie, szybko się przyzwyczajasz i to po prostu Twoja fura. Tak jak gacie czy skarpety.

 

Podsumowując - przekonaj się sam. Chcesz szybką furę - kup sobie. Nie rujnuj się, zostaw sobie trochę kasy jako poduszkę na ewentualny kryzys. Nowe fury gwałtownie tracą na wartości, więc rozważ może jakiegoś 4-5 latka. Fury marek premium są drogie w utrzymaniu, bo nie były projektowane do oszczędzania na serwisie. Dlatego może spróbuj od czegoś bardziej zwykłego, ale z mocnym silnikiem. Miłej zabawy! :)

 

 

Właśnie o taką wypowiedź mi chodziło. Chciałem BMW z konkretnego powodu - poza markami premium prawie nikt nie oferuje silników większych niż 2.0. Jedynie np. Ford Explorer, Ford Edge V6 (bardzo fajny samochód), czy coś japońskiego, ale też z rynku USA, bo w Europie biednie pod tym względem poza nową Mazdą cx 60 3.3 diesel, ale to około 300k.

Jedni straszą zakupem BMW innym niż nowe z gwarancją, lub ewentualnie z premium selection, inni chwalą za bezawaryjne zrobienie 300-400 tysięcy kilometrów w 3-4 lata. Ale w serwisowaniu na pewno drogie są.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ponad rok temu sprzedałem swój samochód. Jak chce gdzieś jechać na miasto biorę bolta. Do pracy mam 10 minut pieszo, na siłownie 15minut. Sklepy, dentyste, poczte mam pod blokiem dosłownie. Jak wracam do siebie do rodziny to Intercity + bolt. Ogólnie nie narzekam. Jak podliczyłem wszystko do kupy to mnóstwo pieniędzy oszczędzam. Nawet nie mam gdzie trzymać samochodu. Musiałbym wynająć miejsce parkingowe pod blokiem a to znowu 200 zł miesięcznie. Ubezpieczenie, paliwo, serwis, przegląd to też kosztuje. Oczywiście jakbym mieszkał na wiosce to bez samochodu jak bez ręki. Jednak nie zanosi się na to zbyt szybko. Możliwe, że kupie zwykła fabie w gazie na weekendowe strzały za miasto na kemping, w góry czy na deskę ale to w przyszłości. Plus minus wydać 30k na raz i mieć spokój. 

Co do kobiet to fakt, pewnie lepsze branie mają zmotoryzowani. Im lepsza fura tym wiadomo lepszy odbiór przez kobiety. Nie wiem sam jak do tego podejść. Z jednej strony serio nie potrzebuje samochodu i będzie to stojący rupieć na parkingu z drugiej zaś fajnie byłoby podjechać po dziewczynę samochodem :D Nie wiem też, czy w Polsce facet bez samochodu nie jest odbierany jako fajtłapa. 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Reelag napisał(a):

Ja ponad rok temu sprzedałem swój samochód. Jak chce gdzieś jechać na miasto biorę bolta. Do pracy mam 10 minut pieszo, na siłownie 15minut. Sklepy, dentyste, poczte mam pod blokiem dosłownie. Jak wracam do siebie do rodziny to Intercity + bolt. Ogólnie nie narzekam. Jak podliczyłem wszystko do kupy to mnóstwo pieniędzy oszczędzam. Nawet nie mam gdzie trzymać samochodu. Musiałbym wynająć miejsce parkingowe pod blokiem a to znowu 200 zł miesięcznie. Ubezpieczenie, paliwo, serwis, przegląd to też kosztuje. Oczywiście jakbym mieszkał na wiosce to bez samochodu jak bez ręki. Jednak nie zanosi się na to zbyt szybko. Możliwe, że kupie zwykła fabie w gazie na weekendowe strzały za miasto na kemping, w góry czy na deskę ale to w przyszłości. Plus minus wydać 30k na raz i mieć spokój. 

Co do kobiet to fakt, pewnie lepsze branie mają zmotoryzowani. Im lepsza fura tym wiadomo lepszy odbiór przez kobiety. Nie wiem sam jak do tego podejść. Z jednej strony serio nie potrzebuje samochodu i będzie to stojący rupieć na parkingu z drugiej zaś fajnie byłoby podjechać po dziewczynę samochodem :D Nie wiem też, czy w Polsce facet bez samochodu nie jest odbierany jako fajtłapa. 

W moim przypadku potrzebuję auta również do prowadzenia firmy.

Znałem kiedyś faceta, który wymyślił, że będzie mówić wszystkim, którzy zapytają o samochód, szczególnie chodziło o kobiety, że jest proekologiczny i dlatego nie ma samochodu. Podobno działało, ale to było z 8 lat temu. 

 

Poza tym właśnie ja chcę sprawić sobie przyjemność, więc kwestia skrajnej oszczędności nie przemawia do mnie, chociaż jestem bardzo oszczędny.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli już o tym myślisz w taki sposób, to znak, ze to jeszcze nie ten moment lub po prostu jesteś rozsądny.

 

Może wynajmij sobie samochód na weekend za 500-1000 zł tej klasy dostaniesz i zobacz, czy to jest to.

 

Sam jeździłem autem za prawie 300k, chciałbym napisać, ze to szkoda kasy, tak szkoda, dla tego kto nie ma...teraz jeżdżę za 15k i może to Was zaskoczy, nie czuję wielkiej różnicy;D

Albo sobie wkręcam. 

 

Ogólnie mam wrażenie, ze ci co mają kasę nie potrzebują "wizerunku, prestiżu", a ci co jej nie mają kupują auta, a mają problemy ze spłatami;)

Sam teraz moge sobie taki kupić, ale trochę nabrałem pokory. 

 

Jeżeli masz na to wydać ok 80-90% oszczędności to trochę szkoda, jak 20% kupuj. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Asekurant napisał(a):

Cześć Wszystkim,

od jakiegoś czasu przymierzam się do zmiany samochodu.

 

Najpierw udowodnij sobie, że możesz zgromadzić środki na taki samochód. Odłóż sobie pieniądze. Kup za gotówkę.

Odpadnie Ci kredyt. Odpadnie strach o to co się stanie, jak stracisz dochód.

 

Przyzwyczailiście się, że kredyt to coś normalnego ale to normalne nie jest. Moment, kiedy jedynym sposobem na sfinansowanie zakupu jest wzięcie kredytu to moment, kiedy powinieneś sobie uświadomić fakt, że NIE STAĆ CIĘ na zakup czegoś.

 

Wymieniasz kredyt za utratę wolności. Bo od momentu wzięcia kredytu już nie możesz decydować o swoich wydatkach swobodnie, nie możesz nic zmienić. Nie możesz odłożyć w czasie. Nie możesz powiedzieć w tym miesiącu nie stać mnie na ratę bo mam niespodziewane koszty. Tracisz kontrolę nad swoimi wyborami.

 

3 godziny temu, Asekurant napisał(a):

Po prostu mam pewien problem z oszacowaniem kiedy mogę pozwolić sobie na luksus i przyjemność.

Możesz sobie pozwolić na luksus i przyjemność, kiedy wyjmujesz z portfela i nie masz potem wyrzutów sumienia. Nie czujesz strachu. Obawy, że co będzie, jak jutro się pogorszy.

 

2 godziny temu, Adams napisał(a):

Są plusy i minusy. Sama jazda, to frajda, ale tematy z tym związane to już różnie. Ładnych parę lat temu kupiłem sobie sportową furę. W pracy pojawiły się zaraz plotki, że to kompensacja krótkiego fiuta. Wśród znajomych spoza roboty podobna sytuacja. Razem z tym wzrosła liczba potrzebujących pożyczyć kasy. Na każdym parkingu spod ziemi wyrasta żul z ofertą popilnowania pojazdu.

 

Branża budowlana, prowadzę DG, głównie podwykonawca.

Stawiając na prestiż zawodowy, żeby złapać dostęp do lepszych kontraktów i pokazać, że firma nie jest u "pana Zenka w garażu" wziąłem nowy samochód w leasingu. Powiedzmy, że "dopasioną" wersję samochodu średniej klasy.

 

Efekt???

 

- straciłem jeden bieżący długoterminowy kontrakt bo klient doszedł do wniosku, że usługi są za drogie a partner "zasłonił się" tym, że koszty usług są takie, bo to moja część jest za droga (kontrahent dowalał +250% do moich kosztorysów i w takiej wersji sprzedawał to klientowi). Na celowniku był nowy samochód nie w kolorze białym (gdzie normą jest leasing najtańszej wersji auta dostawczego po kosztach, lub jeżdżenie struclami 10 lat+, które co chwila się psują. Kontrahent stwierdził, że za dobrze zarabiam i zrezygnował z mojego udziału w tym kontrakcie.

- nagle pracownicy kontrahenta zaczęli narzekać na wyceny, które im robiłem. Do tej pory ceny były ok, bo jeździłem 9 letnim autem za 25 tys. Nagle jak zacząłem jeździć nowym w leasingu, to już każdy widział, że wyceny są za drogie.

- była żona zaczęła rozpuszczać w rodzinie plotkę, że nie płacę alimentów... Wsiadła na mnie rodzina... musiałem tłumaczyć się, że nie jestem wielbłądem i, że samochód nie jest za alimenty i nie przepalam kasy na darmo...

- znajomi wyraźnie zmienili nastawienie do mnie... pojawiły się docinki "no co... stać Ciebie na samochód a nie stać na piwo..."?

 

Więc szczerze odradzam.

  • Like 6
  • Dzięki 2
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Miszka napisał(a):

- straciłem jeden bieżący długoterminowy kontrakt bo klient doszedł do wniosku, że usługi są za drogie a partner "zasłonił się" tym, że koszty usług są takie, bo to moja część jest za droga (kontrahent dowalał +250% do moich kosztorysów i w takiej wersji sprzedawał to klientowi). Na celowniku był nowy samochód nie w kolorze białym (gdzie normą jest leasing najtańszej wersji auta dostawczego po kosztach, lub jeżdżenie struclami 10 lat+, które co chwila się psują. Kontrahent stwierdził, że za dobrze zarabiam i zrezygnował z mojego udziału w tym kontrakcie.

- nagle pracownicy kontrahenta zaczęli narzekać na wyceny, które im robiłem. Do tej pory ceny były ok, bo jeździłem 9 letnim autem za 25 tys. Nagle jak zacząłem jeździć nowym w leasingu, to już każdy widział, że wyceny są za drogie.

- była żona zaczęła rozpuszczać w rodzinie plotkę, że nie płacę alimentów... Wsiadła na mnie rodzina... musiałem tłumaczyć się, że nie jestem wielbłądem i, że samochód nie jest za alimenty i nie przepalam kasy na darmo...

- znajomi wyraźnie zmienili nastawienie do mnie... pojawiły się docinki "no co... stać Ciebie na samochód a nie stać na piwo..."?

 

Bardzo cenne spostrzeżenia. Znajomy prowadził kurs tańca w szkole, podjechał nowym autem, po miesiącu zamykał w tej szkole kursy;) Prestiżowo go potraktowali.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam jeżdżę aktualnie staruszkiem, który jest warty tyle co miesięczna wypłata. Kupiłem drugie mieszkanie zamiast auta, chociaż już kilka razy spotkałem się z tym że panny rwały kontakt lub dziwnie ozięble się stawały po przejażdżce moim rydwanem 😂 to na nie działa, nie oszukujmy się, w 300 konnym nowym BMW śluz się lepiej produkuje niż w 100 konnym golfie z 2005 roku.

 

Ale i tak wybrałem coś co może dać przychód, bo auto to koszt. Podchodzę do tego tak, że odradzam zakup o rok lub dwa (trzeba znów dozbierac) mając świadomość, że wszystkie lalki zwieja jak zobaczą mojego staruszka w garażu. Bo nie ma się co oszukiwać, to silniejsze od nich, nawet te co nie miały auta się krzywily, te coialy takie samo krzywily się bardziej, a te co mialy lepsze ( kredyty leasingu) to jakoś po poznaniu z moim autem przestawały czuć to coś 😂

 

kiedyś porwalem się na drogie auto, w zamian rozważałem wtedy dwa garaże w jednym z większych miast Polski, auto już jedzą korniki, a gdybym wziął garaże to dziś wystarczyłoby z najmu na leasing podobnego auta (do końca życia co chwilę nowe by było, a na koniec dzieci dostałyby po mojej śmierci prezent za 200 tysi....) 

  • Like 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Reelag napisał(a):

Nie wiem też, czy w Polsce facet bez samochodu nie jest odbierany jako fajtłapa. 

Trochę tak 🤷

 

59 minut temu, Mmario napisał(a):

Sam jeżdżę aktualnie staruszkiem 😂 ...100 konnym golfie z 2005 roku.

To jeszcze nie taki staruszek, ja jeżdżę autem z 1999r BMW oczywiście 😁

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Miszka napisał(a):

 

Najpierw udowodnij sobie, że możesz zgromadzić środki na taki samochód. Odłóż sobie pieniądze. Kup za gotówkę.

Odpadnie Ci kredyt. Odpadnie strach o to co się stanie, jak stracisz dochód.

 

Przyzwyczailiście się, że kredyt to coś normalnego ale to normalne nie jest. Moment, kiedy jedynym sposobem na sfinansowanie zakupu jest wzięcie kredytu to moment, kiedy powinieneś sobie uświadomić fakt, że NIE STAĆ CIĘ na zakup czegoś.

 

Wymieniasz kredyt za utratę wolności. Bo od momentu wzięcia kredytu już nie możesz decydować o swoich wydatkach swobodnie, nie możesz nic zmienić. Nie możesz odłożyć w czasie. Nie możesz powiedzieć w tym miesiącu nie stać mnie na ratę bo mam niespodziewane koszty. Tracisz kontrolę nad swoimi wyborami.

 

Możesz sobie pozwolić na luksus i przyjemność, kiedy wyjmujesz z portfela i nie masz potem wyrzutów sumienia. Nie czujesz strachu. Obawy, że co będzie, jak jutro się pogorszy.

 

 

Branża budowlana, prowadzę DG, głównie podwykonawca.

Stawiając na prestiż zawodowy, żeby złapać dostęp do lepszych kontraktów i pokazać, że firma nie jest u "pana Zenka w garażu" wziąłem nowy samochód w leasingu. Powiedzmy, że "dopasioną" wersję samochodu średniej klasy.

 

Efekt???

 

- straciłem jeden bieżący długoterminowy kontrakt bo klient doszedł do wniosku, że usługi są za drogie a partner "zasłonił się" tym, że koszty usług są takie, bo to moja część jest za droga (kontrahent dowalał +250% do moich kosztorysów i w takiej wersji sprzedawał to klientowi). Na celowniku był nowy samochód nie w kolorze białym (gdzie normą jest leasing najtańszej wersji auta dostawczego po kosztach, lub jeżdżenie struclami 10 lat+, które co chwila się psują. Kontrahent stwierdził, że za dobrze zarabiam i zrezygnował z mojego udziału w tym kontrakcie.

- nagle pracownicy kontrahenta zaczęli narzekać na wyceny, które im robiłem. Do tej pory ceny były ok, bo jeździłem 9 letnim autem za 25 tys. Nagle jak zacząłem jeździć nowym w leasingu, to już każdy widział, że wyceny są za drogie.

- była żona zaczęła rozpuszczać w rodzinie plotkę, że nie płacę alimentów... Wsiadła na mnie rodzina... musiałem tłumaczyć się, że nie jestem wielbłądem i, że samochód nie jest za alimenty i nie przepalam kasy na darmo...

- znajomi wyraźnie zmienili nastawienie do mnie... pojawiły się docinki "no co... stać Ciebie na samochód a nie stać na piwo..."?

 

Więc szczerze odradzam.

Ja nie mam żadnych kredytów, a samochód mogę kupić również za gotówkę i jeszcze mi na dwa lata życia zostanie, gdybym przestał zarabiać. Jakby nie mam absolutnie problemu z życiem na kredyt. 

Natomiast czasami kredyt jest ok, bo po prostu wychodzi znacznie taniej niż leasing, a np. wolę mieć w zanadrzu zapas gotówki nawet gdyby była do spłaty i dlatego nie chcę wydawać swoich.

Aczkolwiek ciekawa historia i dzięki za wpis.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, MaxMen napisał(a):

, ja jeżdżę autem z 1999r

Ja tak samo - #inneniszFfszystkie 😎💪

Wątek finansowy u mnie w wygląda nieco inaczej, bo jest warte może połowę tygodniówki. 🤣

Niektórzy z twierdzą że to racjonalizacja, ale ryzyko wystąpienia awarii mogącej unieruchomić moje auto jest identyczne co w bimemdabju za 200k.😎

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Miszka napisał(a):

Na celowniku był nowy samochód nie w kolorze białym (gdzie normą jest leasing najtańszej wersji auta dostawczego po kosztach, lub jeżdżenie struclami 10 lat+, które co chwila się psują

Przerabiałem wykonawców typu psujący się sztrucel za 15k. Nigdy więcej.

 

Jak widzę że właściciel ma auto w leasingu to wiem, że szanuje czas i liczy się to że rano ekipa wyjedzie na zlecenie. 

 

Niestety w Polsce taka mentalność, ludzki nie rozumieją tego że czas + brak awarii sprzętu to bardzo ważny element w firmie.

 

Wracając do tematu. Wyznaje zasadę, że przed nikim się nie będę tłumaczył z auta, dwa nie wiadomo ile mi życia zostało, więc jakąś część kasy przewalić na głupoty niż kitrać do grobu. Oczywiście wszystko z umiarem.

 

Ja podchodzę tak że oszczędności mam, ale auto biorę w leasing. Moje oszczędności pracują gdzie indziej. Leasing jest po to by własnych pieniędzy nie ruszać. 

Edytowane przez slavex
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Kiroviets napisał(a):

Ja tak samo - #inneniszFfszystkie 😎💪

Wątek finansowy u mnie w wygląda nieco inaczej, bo jest warte może połowę tygodniówki. 🤣

Niektórzy z twierdzą że to racjonalizacja, ale ryzyko wystąpienia awarii mogącej unieruchomić moje auto jest identyczne co w bimemdabju za 200k.😎

Jeśli BMW ma przebieg koło 200k to oczywiście że tak, różnica tak, że twoje naprawisz za 1500 a tamto za 15000

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Mmario napisał(a):

Jeśli BMW ma przebieg koło 200k to oczywiście że tak, różnica tak, że twoje naprawisz za 1500 a tamto za 15000

Auto szwedzkiej marki, 200k to ono miało przed wybiciem legendarnej 21:37.😎 Co do reszty się zgadzam. Czułem się pewniej 1300 km od domu niż 9l młodszym niemieckim parchem. EOT.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kupiłem 1.5 roku temu swojego Hyundai i30 i nie narzekam. Wszystko elegancko zadbane, serwisowane, bez grama rdzy, za całe 20k. Było mnie stać na auto kilka razy droższe, ale wolałem kupić taniej, a na lepsze auto, być, może przyjdzie czas. Tym razem wygrał zdrowy rozsądek.

3 godziny temu, Reelag napisał(a):

Nie wiem też, czy w Polsce facet bez samochodu nie jest odbierany jako fajtłapa

Jest, a zwłaszcza, przez kobiety. Kumpel, były amator trójboista, ma wygląd i postawę, ale nigdy nie miał auta :D Dla kobiet, jak nie masz auta, to jesteś nieudacznikiem. Z resztą nie wyobrażam sobie teraz się kogoś prosić, by gdzieś mnie zawoził. Według mnie ogólnie, to nie przystoi mężczyźnie. A najgorzej mają ci, z małych miejscowości, bez auta. I teraz załatw jakaś sprawę. Oni akurat o kobietach mogą całkowicie zapomnieć, no chyba, że wybrać te, po przejściach :D

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To pewnie zależy dużo od charakteru człowieka. Kiedy ja zmieniłem samochód na mocniejszy, to już teraz bym nie wracał do małego silnika. Gdybym znów zmienił na mocniejszy, to znając naturę ludzką, nie wróciłbym już do tego, który mam teraz. I tak trochę działa błędne koło ludzkiej natury. Z drugiej strony nie jeżdżę dużo i śmiało nie spadła by mi korona z głowy, gdybym jeździł jakimś małym miejskim autkiem, który można obić na parkingu bez żalu i przy okazji wszędzie zaparkować nie martwiąc się o nic. Według mnie nie ma co w życiu oszczędzać dla oszczędzania, chociaż poduszka finansowa to podstawa i daje dużą pewność siebie. Ale też trzeba wiedzieć, ile oszczędności sprawia, że czujemy się pewnie, a resztę przeznaczyć na jakieś przyjemności. Natomiast moje zdanie jest takie, że kupować można, jeżeli ma się gotówkę i jeszcze po wydaniu sporo zostanie. Ale to już moja filozofia życia, która mówi, że o ile to możliwe, to z daleka od kredytów, pożyczek, i możliwie dużo oszczędności, co daje komfort psychiczny. No chyba że ktoś jest ekstremalnie pewny, że utrzyma pracę i nie ma innej opcji. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeździłem wielką terenówką ( na ramie, napędy itd ). I morda mi się cieszyła kiedy wsiadalem do niego ( morda mi się nie cieszyla w lecie na skórach i na stacji benz ), równocześnie miałem...Punto. i jeździlo to jak gokart, nie mialo prestiżu, miało mało koni i też mi się morda cieszyła. Mam honde, V-tec itd. I mi się morda nie cieszy jak podchodze do tego.

Mam Citroenka z hydro i lubie tym jeździć. 

Masz stabilną syt. finansową. Kup auto w którym Ci się morda będzie cieszyć. Subiektywne odczucie. To może być i Zaporożec.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Miszka said:

Branża budowlana, prowadzę DG, głównie podwykonawca.

Stawiając na prestiż zawodowy, żeby złapać dostęp do lepszych kontraktów i pokazać, że firma nie jest u "pana Zenka w garażu" wziąłem nowy samochód w leasingu. Powiedzmy, że "dopasioną" wersję samochodu średniej klasy.

 

Efekt???

 

- straciłem jeden bieżący długoterminowy kontrakt bo klient doszedł do wniosku, że usługi są za drogie a partner "zasłonił się" tym, że koszty usług są takie, bo to moja część jest za droga (kontrahent dowalał +250% do moich kosztorysów i w takiej wersji sprzedawał to klientowi). Na celowniku był nowy samochód nie w kolorze białym (gdzie normą jest leasing najtańszej wersji auta dostawczego po kosztach, lub jeżdżenie struclami 10 lat+, które co chwila się psują. Kontrahent stwierdził, że za dobrze zarabiam i zrezygnował z mojego udziału w tym kontrakcie.

 

Wcale się nie dziwię,

 

U mnie mimo w pracy zasada jest jedna:

- Nigdy nie jedź na spotkanie lepszym autem niż ma Twój potencjalny, przyszły klient bo muchę w kiblu ubijesz a nie interes. 

 

Taka prawda, wtedy taki gostek zaczyna myśleć a czy nie za drogo sobie firma liczy skoro gość np. Teslą przyjechał. 

 

W biznesie każdy każdego ocenia, lepiej pokazywać co się dobrze potrafi zrobić niż co się ma.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze jeden "nowy" aspekt dzisiejszych czasów, który odstrasza mnie od inwestowania w jakikolwiek lepszy pojazd 

- coraz gorzej z parkingiem, brak miejsc

- miejsca w strefach płatnych drożeją 

- eko zakazy wjazdu do miast

- ceny paliwa

- wcale sie nie zdziwię jak pojawi się jakiś nowy eko podatek

 

Świat idzie w kierunku w którym koszty utrzymania pojazdu mają być tak duże, aby ludzie przeszli na leasing/abonament/car sharing.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.06.2023 o 19:34, ciekawyswiata napisał(a):

To pewnie zależy dużo od charakteru człowieka. Kiedy ja zmieniłem samochód na mocniejszy, to już teraz bym nie wracał do małego silnika. Gdybym znów zmienił na mocniejszy, to znając naturę ludzką, nie wróciłbym już do tego, który mam teraz. I tak trochę działa błędne koło ludzkiej natury. Z drugiej strony nie jeżdżę dużo i śmiało nie spadła by mi korona z głowy, gdybym jeździł jakimś małym miejskim autkiem, który można obić na parkingu bez żalu i przy okazji wszędzie zaparkować nie martwiąc się o nic. Według mnie nie ma co w życiu oszczędzać dla oszczędzania, chociaż poduszka finansowa to podstawa i daje dużą pewność siebie. Ale też trzeba wiedzieć, ile oszczędności sprawia, że czujemy się pewnie, a resztę przeznaczyć na jakieś przyjemności. Natomiast moje zdanie jest takie, że kupować można, jeżeli ma się gotówkę i jeszcze po wydaniu sporo zostanie. Ale to już moja filozofia życia, która mówi, że o ile to możliwe, to z daleka od kredytów, pożyczek, i możliwie dużo oszczędności, co daje komfort psychiczny. No chyba że ktoś jest ekstremalnie pewny, że utrzyma pracę i nie ma innej opcji. 

Właśnie o to chodzi, żeby znaleźć ten balans, czyli sprawić sobie przyjemność, ale jednocześnie nie spłukać się.

Zobaczcie, że spora część osób pisze: miałem drogi samochód, nie zrobił wrażenia, teraz mam tańszy i jest ok. Czyli najlepiej chyba się przekonać samemu, pojeździć czymś lepszym, a jak się znudzi to wrócić do auta za kilkadziesiąt tysięcy. Lub nie wracać, jeśli nie będzie potrzeby. Samochód raczej nie stanieje w ciągu 2 lat więcej niż 15-20%, a może wcale nie stanieje, więc wielkiego ryzyka nie ma.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.