Skocz do zawartości

Topowe solówki gitarowe


I1ariusz

Rekomendowane odpowiedzi

Jako miłośnik gitary elektrycznej zaprezentuję mój gust w temacie.

 

Solówka Marty Friedmana z Tornado of Souls jest uznawana przez wielu za topową solówkę heavy metalu.

Nie bez powodu - jest szybka, ostra, nieprzewidywalna, melodyjna, pełna ciekawych zagrywek.

 

Kirk Hammett z Metalliki ma sporo dobrych solówek, ale wg mnie "Unforgiven" ma jedną z lepszych: melodyjna, klimatyczna, bez

tej szybkości, którą zwykle prezentuje:

 

Adrian Smith, Dave Murray i Janick Gers mają też wiele kapitalnych solówek. Nie będę twierdził, że ta jest koniecznie

najlepsza, ale zdecydowanie robi swoje.

 

Janick Gers jest niewątpliwie ciekawym gitarzystą, chociaż przez wielu uznawany jest za zdecydowanie gorszego technicznie od Smitha

czy Murraya. Jego gra jest bardziej modernistyczna, swobodna i "rozmyta". W solówce "Blood Brothers" pokazuje jednak piękno w prostocie.

 

Jason Becker jest nieodżałowanym wirtuozem gitary, który w wieku 18 lat nagrał poniższą płytę, a w chwilę potem zachorował

na stwardnienie zanikowe boczne (chorobę Hawkinga), które sparaliżowało go na resztę kariery. Daje jednak o sobie przypomnieć

za sprawą wciąż tworzonych kompozycji. Tutaj pierwszy kawałek z jego legendarnej płyty, która cała jest wypełniona solówkami:

 

Nie mogę też nie wspomnieć o Joe Satriani, którego słuchałem niegdyś namiętnie. Poniżej jeden ze spokojniejszych, zwięzłych

utworów, z doskonałymi solówkami:

 

Tego narcyza nie chciałbym poznać osobiście, ale trzeba przyznać, że Black Star to klasyka w shreddingu:

 

David Gilmour ma za sobą wiele legendarnych solówek, m.in. Comfortably Numb, ale tutaj wspomnę z "Time" i albumu "Dark Side of the Moon".

 

Edytowane przez I1ariusz
  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze kilka.

 

Skawiński jest uznawany za jednego z lepszych gitarzystów w Polsce. Jeszcze w starym wydaniu Kombi potrafił zapodać takie perełki:

 

Podobnie jest z Borysewiczem, który tutaj dał długą solówkę w stylu "Another Brick in the Wall part 2.". Klasyczny utwór.

 

Slasha nie trzeba nikomu przedstawiać, ale te zagrywki i solówki "zlewackie" najlepszy wyraz znajdują w tym kawałku.

Nie jest o co prawda wirtuozem gitary, ale jego rock n rollowy styl jest niepodrabialny.

 

Buckethead nie jest tylko stuknięty ze swoim noszeniem kubła na czerepie, ale też w prywatnym życiu chyba do tzw. normalnych nie należy.

Niemnie jest wirtuozem gitary i totalnym wymiataczem:

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy "topowe", bo nie prowadzę wewnętrznego rankingu, ale takie 3 ode mnie:
 

Ojciec neoklasycznej elektrycznej gitary, a grał w Scorpionsach.

 

 Gitarzysta Jeff Kollman. Uwielbiam takie budowanie energii poprzez kolejne parafrazy motywu głównego.


Na deser ekstremalni. Ron Jarzombek - kiedy granica między geniuszem a szaleństwem jest płynna.


W oryginale kawałek jest zsynchronizowany z horrorem:

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lethys zagrał czyściutko jak w studio.

 

@t0rek Uli Roth to legenda. Tak bardzo lubił Hendrixa, że nawet laskę po śmierci mu przejął. Przy tym Marty Friedman nie może zrozumieć dlaczego ktoś taki jak Uli tak bardzo lubi niedokładnego i rozstrojonego Hendrixa ;)

Edytowane przez I1ariusz
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Solówy w Alexander The Great od Iron Maiden to najlepsze co mogło spotkać heavy metal jak dla mnie, od lat jak słucham to łzy w oczach haha W dodatku pierwszy raz zagrali to na żywo na obecnej trasie i tydzień temu w Krakowie, kto był ten wie jak piękne to było! Up the Irons! xd

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ha! Zapomniałbym o tych.

Marillion i Steve Rothery, kozacka solówka w duchu Gilmoura:

 

I jeszcze Dimebag Darrell z Pantery, który w dawnych czasach potrafił zapodać ciekawe zagrywki (z czasów, gdy Pantera bez sukcesu próbowała robić hair metal):

 

 

 

Edytowane przez I1ariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę oryginalny i lubię wszystko co stare tzn. lata 60-70 i może coś z 90, bo  80 to syntezatory...

Ale i tak Gilmour był i będzie moją 💓

Niedawno odkryłem Jeffa Becka, nie tyle odkryłem bo wiedziałem że jest ktoś taki, ale przecież to była - już niestety - instytucja i legenda.

 

Polacy nie gęsi...

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że też gram na tym instrumencie, to jak łatwo się domyśleć, w latach młodzieńczych moim największym idolem był nie kto inny (tu zaskoczenie nie będzie), jak właśnie Hammett. Przynależność do jego drużyny równała się jednak z permanentnym casus belli  wobec obozu Mustaina, gdzie spór dotyczył oczywiście tego, który z tych panów lepiej przebiera palcami po gryfie.
 
Długoletnie batalie w tej materii przyniosły efekt taki, że dziś, zarówno Mety jaki Megadeth słucham od wielkiego dzwonu, a mądrość jaka przyszła z wiekiem, uświadomiła mi, że nie ważne, kto najlepiej gra na wiośle, a wystarczy, żeby grał całkiem nieźle.
 
Zatykając więc uszy i nastawiając do odsłuchu serduszko, jego bicie opętańczo przyśpiesza, na dźwięk jednego nazwiska - Alex Scolnick.
 
Ba, dziś nawet jestem skłonny uznać, że zarówno Hammett jak i Mustaine, ustępowali Scolnickowi, który choć z Testamentem nigdy nie przebił się do pierwszej ligi, to jednak właśnie dzięki jego solówkom, zespołowi udawało się utrzymać na podium (no i też spora w tym była zasługa Chucka, który wokalistą jest ponadprzeciętnym). Technicznie wysublimowany, mistrzowsko posługujący się legato, a na dodatek ze zmysłem kompozytorskim, dzięki którym jego sola, to były ,,utwory w utworze", posiadające początek, rozwinięcie, kulminację i zakończenie.
 
Za najlepszy jego popis, uznaję solo z Practice What You Preach, aczkolwiek wszystko co nagrał z Testamentem jest ponadprzeciętne, jeśli chodzi o gitarowy kunszt (solo 02:10)
Z samym Testamentem jest też taka zabawna sprawa, że gdy Scolnick odszedł od nich po nagraniu Ritual, na jego miejsce przyszedł gitarzysta równie utalentowany, którego swego czasu również byłem ultrasem. Jamesa Murphego poznałem po raz pierwszy z Cause of Death Obituary, gdzie najbardziej odcisnął swoje piętno w kreowaniu klimatu tego albumu i dziś raczej nikt nie zaprzeczy, że o kultowości tego nagrania decyduje właśnie jego gra na gitarze. Jednak to właśnie dopiero w szeregach Testamentu, Murphy moim zdaniem osiągnął swój szczyt jeśli chodzi o kreatywność, pisząc do tego albumu swoje najlepsze sola w całej karierze. Szkoda tylko, że sam album w 1994 roku nie odniósł komercyjnego sukcesu i jest to rzecz mało znana i rzadko z nim kojarzona (solo 03:12)
Ktoś może mi za to wytknąć, że Murphy przewinął się przecież przez pewien też inny zespół i to z grania właśnie w nim jest najbardziej znany, jednak moim zdaniem na Spiritual Healing nie błyszczał tak jak w Testamencie czy Obituary, przyćmiony mimo wszystko przez talent i charyzmę Schuldinera. A ten, w 1990r. dopiero się rozkręcał. Dopiero kilka lat później, Schuldiner popełnił rzecz, będącą najlepszy świadectwem jego unikatowego talentu. Symbolic, to już w zasadzie metal progresywny, gdzie nawiązania do - nomen omen - death metalu, były już bardziej elementem tożsamości, łączącej zespół z przeszłością, tym samym dając Schuldinerowi wręcz nieograniczone spcetrum jakie mógł wyrażać na gitarze (solo 02:03).
To tyle jeśli chodzi o gitarzystów metalowych, do których lubię najczęściej wracać. Jeśli chodzi o sola gitarowe z szeroko pojętego rocka, to do tego zacnego towarzystwa dorzuciłbym jeszcze:
 
O ile można się spierać, czy Page nagrał najlepsze solo właśnie tu, to jednak z pewnością jest to absolutnie najwyższy szczyt Planta.
 
Najlepsze solo Tiptona, zanim zaczął je później trzaskać na jedno kopyto. Kurwa, odsłuchałem je teraz ponownie przy pisaniu i to jest chyba jednak moje ulubione plumkanie ever. Nie chce mi się redagować całego tekstu, więc zostaje tak jak jest.
 
Schenker, prawdziwa sceniczna bestia.
 
Odsuwając sympatie niesione młodzieńczą nostalgią, to gdybym miał całkiem poważnie i obiektywnie wskazać najlepszego gitarzystę w historii, to byłby to jednak Rory Gallagher.
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Throgg napisał(a):

obiektywnie wskazać najlepszego gitarzystę w historii, to byłby to jednak Rory Gallagher.

Chyba nie da się obiektywnie wskazać gitarowego goat'a ale Rory to na pewno ekstraklasa. Solo z "I fall apart" moje top 3. A dreamer deceiver też jedno z ulubionych.

Ja od wczoraj gram sobie to :

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, I1ariusz napisał(a):

Solówka Marty Friedmana z Tornado of Souls

Oczywiście, ale z "Rust..." ja też bardzo lubię i cenię tą z "Poison was the cure". Ogólnie cała płyta jest majstersztykiem. Ten skład stworzył (czy odegrał) kawał wielkiej muzy. Kompozycyjnie i melodycznie bardzo lubię SFSGSW (zwłaszcza Liar, Set the world afire) ale warsztat i wykonawstwo kolejnego składu było o wiele lepsze. 

 

12 godzin temu, Throgg napisał(a):

będącą najlepszy świadectwem jego unikatowego talentu. Symbolic

 The Sound of Perseverance jest jeszcze bardziej wykręcony.  A początek "Flesh and the power it holds" zawsze łapie mnie za gardło. Chuck miał talent do wyszukiwania talentów - a jeśli chodzi o perkusistów Christy, który grał bardzo gęsto nie każdemu się musi podobać, zjadł nawet poprzednika (a poprzeczka była naprawdę wysoko ustawiona przez Hoglana!) .

 

Z metalu bardzo cenię też, obok każdego z Iron Maiden, Glenna Tiptona z Judas Priest. Solo z "All guns blazing" jest przykładem naprawdę wielkiego warsztatu, a potrafił też i robić proste i melodyjne smaczki w ciekawej stylistyce (taką jest solo z "Turbo lover")

19 godzin temu, Mariusz 1984 napisał(a):

polskiego podwórka.. Grzegorz Skawiński.. Ona - koła czasu.

Ta z "Po drugiej stronie lustra" według mnie jeszcze lepsza. 

W ogóle lubiłem bardzo ten utwór, zwłaszcza frazowanie zbliżone do 3 on 4. (tak, jakby na stopa grała triole). Ale to jest wrażenie, bo w rzeczywistości to są przesunięte ósemki, sam jako perkusista stosowałem takie rozwiązania. 

A solo z tego kawałka jest wspaniałe. I ten finał!

EDIT:

Puściłem sobie to i mentalnie zesrałem się z radości. Te przejścia wchodzące na kolejny takt, uwielbiam! (Ulrich też tak robił i nasz polski Ireneusz Loth również).

Edytowane przez Casus Secundus
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam kilka innych perełek.

Steve Vai i cały solówkowy utwór z jego monstrualną gitarą:

 

Świetna solówka mniej znanego gitarzysty Omara Torreza Live u Toma Waitsa:

 

Steve Lukather, który siedzi generalnie w cieniu wielkich gitarzystów popisał się niejedną cudną solówką. Poniżej kilka liźnięć

w jego wydaniu:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Casus Secundus napisał(a):

Oczywiście, ale z "Rust..." ja też bardzo lubię i cenię tą z "Poison was the cure". Ogólnie cała płyta jest majstersztykiem. Ten skład stworzył (czy odegrał) kawał wielkiej muzy. Kompozycyjnie i melodycznie bardzo lubię SFSGSW (zwłaszcza Liar, Set the world afire) ale warsztat i wykonawstwo kolejnego składu było o wiele lepsze. 

 

 The Sound of Perseverance jest jeszcze bardziej wykręcony.  A początek "Flesh and the power it holds" zawsze łapie mnie za gardło. Chuck miał talent do wyszukiwania talentów - a jeśli chodzi o perkusistów Christy, który grał bardzo gęsto nie każdemu się musi podobać, zjadł nawet poprzednika (a poprzeczka była naprawdę wysoko ustawiona przez Hoglana!) .

 

Sounds of.. jest właśnie moim zdaniem trochę przekombinowane.  To dobry album, ale czasami jest tam wszystkiego za dużo, przez co album traci na brutalności. Dla mnie najlepszy krążek Death to Individual. 

A solo z The Philosopher powoduje ciarki.

4 godziny temu, Casus Secundus napisał(a):

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@I1ariusz Szczerze? Aż tak się w jego życiorys nie zagłębiałem. Uli zawsze mi się kojarzył jak taki kot-muszkieter :D 

Przypomniała mi się moja ulubiona solówka Petrucciego (lubię frygijską dominantową i synkopy :) )

 Od 4:15

Sporo jeszcze lubię zagrywek w stylu flamenco, jak np. solówka Vinniego Moore'a w tym hołdzie dla Jasona Beckera:

Od 4:44
 

Edytowane przez t0rek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.