Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

@Adolf Powiem Ci z mojego doświadczenia:

Gdy kończyłem szkołę podstawową, to wiedziałem, że chce być elektronikiem. To mi się podobało, kręciło mnie i było super. Problem w tym, że zabrakło mi jednego punktu i zostałem elektrykiem - tego nie żałuję. Tam była taka klasyfikacja:technik elektronik, technik elektryk, technik mechanik, technik energetyk. Ostatnie dwie klasy rozpieprzyli po pierwszym semestrze, bo za mało osób przeszło.
Nie żałuję.
Kto teraz potrzebuje elektronika, jak wszystko jest jednorazowe? ;)  Elektryk jest potrzebny wszędzie. No nie ma rady.

Ja to wszystko kumałem i ogarniałem bez książek. Stara truła dupę, abym się uczył, bo sąsiad siedzi w ksiażkach... a że odpadł po pierwszym semestrze, to już szczegół. Ja to rozumiałem i lubiłem.


W pierwszej klasie wielu kumpli było zafascynowanych elektroniką. Robili swoje układy z gazet, czasopism. Fajne zabawki. Później przestali. Szkoła zabiła pasję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cały system edukacji w Polsce jest gówno warty.

 

Uczniów absolutnie nie przygotowuje się do dorosłego życia. Uczy się zupełnie nieprzydatnych przedmiotów, dosłownie otępia się umysły ludzi, by dopasować ich do systemu. Studia także nie lepsze, nie dziwie się więc, że młodzi ludzie niechętnie podchodzą do kwestii nauki. Najgorsze w całym tym bajzlu jest to, że 1/3 życia spędza się w szkole.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypowiem się w tym temacie jako syn nauczycielki. System edukacji nie jest doskonały. Dobre oceny w szkole zazwyczaj nie przekładają się na sukces w życiu dorosłym. Powiedzmy sobie uczciwie, że 3/4 przedmiotów w życiu, albo i 90% wcale nam się nie przyda, żeby się dostac na studia i skończyc studia, a później pracowac w zawodzie. Takie są suche fakty. Dobrze jest sobie uświadomic, że to nie nauczyciele są odpowiedzialni za to czy się synowi/córce chce uczyc. Samemu trzeba do tego dojrzec. Każdy ma w swoim życiu lata, gdzie jest zagubiony i każdy ma ten swój głupi wiek. Natomiast trzeba konsekwentnie wymagac, żeby syn się uczył, bo jak ktoś wyżej zauważył- to jest jego zasrany obowiązek i nic więcej na głowie nie ma. Zganianie na nauczycieli jest śmieszne, a wymaganie od siebie jest cnotą. Nikt nie poda nam na tacy wiedzy. Albo bierzemy swoje życie za jaja albo przenosimy odpowiedzialnośc na panią Krysię i mamy pretensje do wszystkich tylko nie do siebie. Niestety postawa rodziców jest wyjątkowo roszczeniowa w stosunku do nauczycieli, a bardzo lajtowa w stosunku do swoich dzieci. 

 

Co do wywiadówek- dla mnie to była trauma. Też nie chciało mi się uczyc, wolałem przejśc nawet na dwójach, bo już tak totalnie olewałem system. Wkurzałem się, że muszę się uczyc, coś co mnie nie interesuje, itd. I później w domu piekło. Ale jakoś osoby, które jechały na samych piątkach są niżej niż ja teraz. Ja proponuję, żeby syn sie uczył i interesował konkretnymi dziedzinami, a resztę pozwól mu zdawac nawet na dwójach. Pamiętaj- żeby dostac się na studia liczy się wynik z matury i to z konkretnych przedmiotów. Nikt się nie będzie pytał czy miałeś średnią 4.8 czy 2.7. I to jest chore, bo system motywowania w ten sposób nie istnieje. Rodzice zazwyczaj wymagają od dzieci, żeby były ze wszystkiego dobre( bo to trzeba się pochwalic przed innymi rodzicami czy znajomymi). Nie lepiej się umówic z dzieckiem, że masz z tego i z tego byc wymiataczem, a resztę na dwójach i żadnych pretensji nie będzie. Taka postawa poskutkuje lepszym wynikiem na maturze. A czerwony pasek to człowiek będzie miał tak czy inaczej. Albo na świadectwie albo na dupie. Pozdrawiam:D

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam jestem po technikum i zawod swoj ogarniam choc w nim nie pracuje. Moze to dlatego, ze mialem wymagajacych nauczycieli. Zawodowych uczyl nas facet ktory sie nie pierdolil w tancu - konkretny chlop ktory najpierw tlumaczyl teorie pozniej dawal nam praktyczne zadanie do zrobienia - nie sluchales, nie dziala to Twoj problem. Ma dzialac i chuj. 

Za to jego podejscie lubilem tam przychodzic, uczyc w domu się praktycznie nie musiałem - uwaznie sluchalem co mowi i wszystko zostawalo w glowce a pozniejsze zadanie praktyczne robilem z usmiechem na japie bo rozumialem jak to dziala i wiedzialem co i jak.

Gdy mialem miesiac praktyk to nauczyciel tych co ogarniali temat zabieral na fuchy i tam pracowalismy z nim - on mial rece do pomocy a my praktyczna wiedze + 10zl na farta :)

Tak ze od nauczyciela duzo zalezy, jesli potrafi zmotywowac uczniow to oni sami beda czekac na lekcje z nim. 

Nie rozumiem tylko po chuj tyle niepotrzebnych przedmiotow w szkolach ktore ucza zawodu. Na chuj sie uczyc tych smieci ktore na nic sie nam nie przydadza - nauczycielka z polaka mawiala ze w zyciu wszystko sie przydac moze. Gdzie mi sie kurwa wiedza o budowie pantofelka przyda. No kurwa gdzie?! Ehh szkoda strzepic ryja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W technikum niektóre przedmioty są obligatoryjne ze względu na to, że jednak jest to szkoła średnia. Oprócz zawodu człowiek zdobywa wykształcenie średnie. To takie połączenie szkoły zawodowej z liceum.

 

Zgodzę się, że niektóre z przedmiotów można uważać za niepotrzebne. Ja zastanawiałem się, po co elektrykowi geografia czy historia, które były właściwie powtórką ze szkoły podstawowej.

 

Najlepiej do pracy przygotowują szkoły zawodowe. No nie ma siły. Tam jest kładziony nacisk głównie na przygotowanie do pracy. Szkołę średnią można skończyć później.

 

Żadna szkoła tak naprawdę nie nauczy dobrze wykonywania zawodu. Trzeba uczyć się samodzielnie, najlepiej zdobywać wiedzę praktyczną.

Kiedyś było trochę inaczej - ludzie uczyli się w szkole zawodu, który później wykonywali w konkretnym zakładzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W mądrzejszych rejonach świata już zaczynają działać w związku z tą niepotrzebnością i niedopasowaniem szkoły do współczesnych realiów:

 

http://www.edulandia.pl/edukacja/7,101865,20980757,szkolne-przedmioty-odchodza-do-lamusa-finlandia-wprowadza-nowy.html#Czolka3Img

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19.11.2016 o 19:45, Adolf napisał:

      Widzisz @Subiektywny, Dla kogo i czego nauka?

 

Cały czas są zawody, które są nieosiągalne dla osób 'bez papierka'.

Owszem, pieniądze można zarabiać zarówno z papierem jak i bez ale ... mając papier ma się 'dwie możliwości zarabiania'. Nie mając papieru - tylko jedną, w pracach bezpapierowych.

Zwykła, rabinowska matematyka.

Kiedyś wspominałem - z grupy moich najbliższych kolegów na studiach w zawodzie pozostałem ja i jeszcze jeden kolega. Reszta rozeszła się po różnych stanowiskach nieprawniczych. Gdy był czas na robienie aplikacji, kolejne egzaminy i uzyskiwanie uprawnień zawodowych - oni zajmowali się czymś innym. Teraz nawet gdyby chcieli wrócić do zawodu - to praktycznie ukończenie aplikacji i zdanie egzaminów jest dla nich ekstremalnie mało prawdopodobne (masa czasu, którego nie mają). Więc ich wybór zamyka się w pracach 'bezpapierowych' - lepiej płatnych, gorzej płatnych ale bezpapierowych. W 'zawodzie' już odpadną na samym początku - brak 'papieru' ze zdanym egzaminem zawodowym i wpisem na listę - dziękujemy, zapraszamy ponownie z nimi. I koniec.

 

S.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W mojej firmie podstawa wynagrodzenia zależy od wykształcenia.

Pracownik fizyczny z wykształceniem średnim zarabia więcej niż ci po szkole zawodowej lub podstawowej (a są tacy).
Pracownicy mogą robić to samo, ale ci, którzy uczyli się, mają bonus w postaci wyższego wynagrodzenia. Nie są to duże różnice, raptem kilkaset zł miesięcznie, ale jednak...

Na stanowisku umysłowym z wykształceniem wyższym wynagrodzenie znów wzrasta.
Takie regulacje wewnętrzne.


Fajnie było widzieć zazdrość "kolegów", którym nie chciało się uczyć, a ze mnie śmiali się, gdy poświęcałem środki i czas na studia.
Przestali się śmiać, gdy okazało się, że pracujemy w tej samej firmie, ale ja zarabiam więcej od nich tylko dlatego, że posiadam tytuł technika.
Gdy zmieniłem pracę po raz kolejny w obrębie jednej grupy, zaczęli udawać, że mnie nie znają ;)

Ja mogę wrócić na stanowisko, które zajmowałem wcześniej, ale oni nie mają żadnych szans, aby dotrzeć tutaj, gdzie ja jestem - przez brak "papierka".

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za duzo zeby cytowac.

Studia nie sa po to zeby duzo nauczyc.

Owszem, technik po roku praktyki lepszy jest niz swiezy absolwent.

Ale studia UCZĄ JAK SIE UCZYC i to pierunsko szybko.

Pracowalem po studiach fizycznie, na wlasne zyczenie.

Goscie co pokazywali mi jakie klucze wziac w pierwszych dniach gdy sie zatrudnilem po PÓŁ roku przychodzili do mnie po pomoc i rady.

Sami pracowali w zawodzie sporo ponad 10 lat.

PO TO sa studia.

 

A ze ktos powyzej 18-ki powinien odpowiadac za siebie to kiedys bylo oczywiste.

Byl czas ze goscie w wieku lat 25 dowodzili armiami i rzadzili krajami.

 

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na studiach miałem paru wykładowców, którzy wymagali wkuwania specjalistycznej wiedzy, jaka może przydać się tylko podczas wykonywania konkretnej pracy.

Byli też mądrzy, którzy sami mówili wprost, że inżynier nie musi umieć wszystkiego na pamięć, bo tak się nie da - materiału jest zbyt dużo, nawet wykładowcy zajmują się konkretnymi zagadnieniami, a nie wszystkim. Inżynier ma wiedzieć ogólnie, jak co należy zrobić i gdzie szukać informacji. Do podobnych wyników można dojść wieloma drogami i każdy może wybrać własną.

 

Nie każdy jest w stanie nauczyć się samodzielnego myślenia, ale niektórym się to udaje i to oni mogą osiągnąć coś w życiu. Zawsze odnajdą się w sytuacji i w przypadku problemów, będą potrafili je rozwiązać.

Bardzo wiele osób szuka gotowego rozwiązania, nie próbując nawet robić cokolwiek samodzielnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odniosę się do samych studiów.

Pisząc z ręką na sercu - system studiowania rozumiany jako konglomerat wykładowców, administracji uczelnianej oraz pisanych i niepisanych reguł regulujących studia - miał rzeszę studentów, zarówno od I roku jak i do ostatniego Vego - głęboko w poważaniu. Chodziło wyłącznie o zarządzanie tą bezimienną masą i przepchnięcie części z nich przez 5 lat jak najniższym kosztem ludzkim, energetycznym i materiałowym dla owego uniwersyteckiego systemu.

 

Nikogo nie obchodziło czy chodzisz na wykłady (które w 95% pokrywały się z tym, co można było wyczytać w książce do danego zagadnienia - więc było ewidentnym dublowaniem i stratą czasu.

Nikogo nie obchodziło w jaki sposób uda się zapisać na tzw. fakultatywne, specjalistyczne zajęcia i uzyskać z nich zaliczenie (najczęściej za tzw. dupogodziny czyli fakt regularnego wpisywania się na listę).

Nikogo nie obchodziło jak uda ci się zapisać na obowiązkowe ćwiczenia - chętnych na ludzkie godziny ćwiczeń było więcej niż miejsc więc dochodziło do dantejskich scen przy zapisach. Jak toś nie miał twardych łokci, farta czy też nie był odpowiednio wcześniej dobrze poinformowany (a najczęściej wszystko na raz!) to lądował na ćwiczeniach z postępowania cywilnego czy karnego o godzinie 17.30 w piątki bądź o 8ej rano w poniedziałki.

Nikogo nie obchodziło jak ułożysz sobie owe studiowanie, na co dasz radę się zapisać a na co nie, czy poświęcisz się dogłębnemu studiowaniu czy wyłącznie kombinatorstwie polegającym na niskokosztowym prześlizgiwaniu się z roku na rok - byleś w odpowiednim czasie złożył indeks w dziekanacie z żądanymi przez 'system' wpisami.

 

Brzmi jak cholerna strata czasu? Możliwe.

 

Ale nic tak jak studia nie dają umiejętności ogarnięcia się wokół samego siebie. Zachowania choć pewnej dyscypliny by nie popłynąć na nicnierobieniu po pierwszym czy drugim roku. Odpowiedzialności za własne działania, a jeszcze większej - za wszelkie zaniechania (niech głupota lekką będzie...). Jeśli ktoś ma iść na kierunek 'Gotowania na gazie' na prywatnej uczelni im. Koziołka Matołka - to nie jest to studiowanie lecz przedłużanie sobie okresu pewnej beztroski i kupno na raty (czesne) dyplomu, którym można sobie powiesić na gwoździu w łazience.

Jak chce poczuć co to znaczy studiować, pomimo sparszywienia tego terminu w ostatniej dekadzie czy dwóch i olewczego, minimalistycznego nastawienia 'systemu wyższej edukacji' to polecam solidną, państwową Politechnikę lub to cholerne prawo na UJocie czy UW. A jeśli jeden z drugim krzyknie, że to syf bo jest/był tam studentem czy ktoś z rodziny/przyjaciół i generalnie jest tam do bani to odpowiem tak - idźcie do Koziołka Matołka, tam dopiero przekonacie się na własnej skórze co to syf i lukrowana fikcja za wasze szekle.

 

S.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze swojego doświadczenia i obserwacji wiem jedno - studia za granicą to najlepsza możliwa opcja dla kogoś kto szanuje swój czas i chce się stać odpowiedzialny za swoje życie. Taki wyjazd nauczył mnie o życiu więcej (obecnie dwa lata jestem na wygnaniu) niż 19 wcześniejszych jego lat.

 

Jeśli jako rodzic zastanawia się ktoś nad taką opcją dla swojej pociechy - pchać i napierać. Im dalej tym lepiej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Subiektywny Nie mam doświadczenia ze studiów dziennych na uniwersytecie, bo studiowałem zaocznie na politechnice. Tam było to jakoś zorganizowane. Pomimo opinii "płacisz i wymagasz", nie było łatwo. Na pierwszym roku grupy liczyły po 30 osób. Do ostatniego zostało 7-8. Reszta odpadała albo powtarzała rok.
Największy odsiew był na kierunku "mechanika i budowa maszyn". Startowały 3 grupy po 30 osób, na do końca zostało 8 osób.

Tam na szczęście nie było żadnych problemów z ćwiczeniami. Nie trzeba było się zapisywać. Trzeba było tylko być. Niektórzy wykładowcy wymagali wiedzy i robili tzw. "wejściówki". Jak ktoś nic nie wiedział, to był wypraszany z zajęć i sam musiał zadbać o to, aby zaliczyć ćwiczenia w innym terminie.
Mimo wszystko było to jakoś sensownie zorganizowane.
Na niektórych zajęciach dostawaliśmy tylko zarys wiedzy. Na innych musieliśmy wykuwać materiał na blachę, aby zaliczyć. Nie dało się tego nauczyć na pamięć, bo wystarczyła delikatna zmiana rysunku i trzeba było liczyć i rysować wszystko od nowa.
Były przedmioty, które można było traktować właściwie jak zabawę. Mimo wszystko uczyły jednak czegoś pożytecznego.

Generalnie dobrze wspominam wykładowców.
Był jeden dość trudny przedmiot - podstawy mechaniki technicznej. Zajęcia kończyliśmy o 21 (a tego dnia zaczynaliśmy o 8). Wykładowca sam zachęcał do kontaktu z nim. Podawał numer telefonu i kazał dzwonić gdyby ktoś czegoś nie wiedział. Nie przyjmował do wiadomości tłumaczeń: "bo ja nie wiem". Masz możliwość skorzystania z jego wiedzy.
Sam miałem problem ze zrozumieniem paru rzeczy. Został ze mną po zajęciach i wszystko mi wyjaśniał tak długo, aż zrozumiałem :) Nigdy więcej nie miałem problemów z tym przedmiotem.
Z większością wykładowców było podobnie.
Niektórzy, szczególnie ci młodsi, mieli doświadczenie praktycznie z pracy w różnych firmach. Czasami opracowywali jakieś rozwiązania dla nich. Potrafili nie tylko przekazywać wiedzę z książek, ale także tę zdobytą przez doświadczenie.


Była jedna rzecz bardzo dziwaczna - praktyki studenckie.
Na studiach zaocznych praktycznie każdy pracuje. Ja także pracowałem... ale musiałem odbyć praktyki. Z panią, która w mojej firmie tym się zajmowała ustaliliśmy, że podpisze mi kwity, bo przecież tam pracuję :D 
Później sama mówiła, że ten wykładowca jest tak uparty w tej kwestii, ponieważ dostaje za to kasiorę. Taki kierownik praktyk, które studenci muszą załatwić sobie sami. Chociaż kumplowi pracę załatwił, gdy ten poskarżył się, że nie ma gdzie odbyć praktyk. Zadzwonił gdzie trzeba i kolega został przyjęty ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 11/16/2016 o 18:27, Adolf napisał:

Mój młody jak skończy technikum będzie jakiś mechatronik:lol:. Ale absolutnie bez żadnego przygotowania w sensie praktyki. 

Jak tu kurwa budować Polskę. Zresztą młody i tak tylko czeka na cenzurkę żeby wyjebać na Islandię.

 

Fajnie to ujałeś @Adolf, to akurat zawód który znam i wiem że nie jest jakiś:).

Z mojego doświadczenia WIEM, że jeden na 30 pracuje w tym zawodzie, rynek szybko weryfikuje takich kamikadze którzy próbują.

Zostaje 1 z 30:D. Dlatego w "normalnych" krajach jest zajebiście dobrze płatny.

Niestety nie u nas, a wiedza jaką taki delikwent musi przyswoić aby w miarę normalnie pracować w tym zawodzie jest dla wielu umysłów nie do ogarnięcia.

 

Tak więc po jaki hooy się tym wszystkim przejmujesz, skoro sam napisałeś, że młody chcę zrobić wyskok na Islandię.

I tak go przepchną, bez żadnego problemu, zdobędzie papier i wyjedzie zarabiać prawdziwe pieniądzę na łowieniu sandaczy:D.

Jak wróci "zarobiony" odśwież kontakty i załatw mu pracę w "policji", szybka emeryturka itd.

W neokomunizmie jest tak samo jak przed 89, władza cały czas dba o służby mundurowe.

 

Tak więc nie spinaj sie tak na chłopaka, bo ja zauważyłem, że czuję bluesa i wie którędy chce podążać.

Napewno nie jest to jakaś mechatronika;).

 

- jakaś mechatronika:lol:

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SledgeHammer Ja skończyłem technikum energetyczne w zawodzie technik elektryk. Myślisz, że łatwo znaleźć dobrego elektryka?

Takiego od układania kabli, któremu wydajesz polecania i robi, co mu każesz, znajdziesz bez problemu... ale gdy trzeba pomyśleć, rozwiązać problem, to już jest trudno. Niewielu to potrafi.
Podczas pracy w tym zawodzie poznałem wielu magików. Niektórzy mieli po 20 albo więcej stażu. Co z tego, skoro nie potrafi rozwiązywać prostych problemów.

W poprzedniej firmie pracowałem z gościem, z którym mieliśmy nawet swój język. Nikt nie wiedział, o co nam chodzi, ale dogadywaliśmy się bez słów. 
Naprawialiśmy wszystko, co miało związek z prądem: instalacje przemysłowe, informatyczne, linie napowietrzne, samochody... nie było żadnego problemu dla nas :D W końcu jak coś było zepsute, to gorzej już nie zrobimy, prawda? - I zawsze naprawiliśmy.

Kumpel bardziej ogarniał elektronikę, a ja instalacje.

Pracowałem tam 7 miesięcy. Jak się zwolniłem, to po trzech miesiącach zadzwoniłem do niego, aby pogadać. Powiedział, że jest już trzeci na moim miejscu i chce odejść ;) 

A w sumie robota fajna. Mnie to pasuje. Wszystko jest jasne, proste. Jak człowiek trochę ogarnia temat, to naprawdę może być przyjemna praca :) Sporo radości sprawia zrobienie z kupy kabli konkretnej instalacji. Nawet takiej prostej do sterowania silnikami.


Ludzie boją się podejmować decyzje. Boją się ryzyka.

Ja się nie boję. Wiem, co potrafię i sam biorę odpowiedzialność za to, co robię. Mam świadomość swojej wiedzy i kwalifikacji, nikt mi nie podskoczy ;) 

W obecnej robocie także potrafię bronić swoich decyzji. Nawet jeśli ktoś się ze mną kłóci, to i tak przekonam go do swojej wersji, bo wiem, jak to wszystko ma działać.


Poza tym mam dość dobrą pamięć i zapamiętuję to, co może mi się w przyszłości przydać. Widzę, że ludzie, z którymi pracuję, mają z tym problem. Nawet ustalenia sprzed paru godzin zapominają :D 

Edytowane przez Dobi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dobi. Właśnie takie studia pasowały by Młodemu, jeżeli będzie chciał zostać w kraju i zda maturę. Cały czas za tym optuję.

 

Co do pierwszego posta w tym temacie. W niedzielę przeprowadziłem z nim 'męską' rozmowę. Było dużo emocji, chłopak się popłakał.

Nie szczędziłem inwektyw, zakreśliłem przyszłość, tą pozytywną i tą negatywną. 

   

    Rano przyszedł do mnie, powitanie, piona. zapytałem czy jest na mnie wkurwiony. Odpowiedział że za dużo go wyzywałem. Miał rację, ale miało być po męsku i było!

Rozmowa w/g mnie przyniosła efekt. Uczy się! Nie wiem jak długo, ale teraz nie odpuszczę, bo warto.

 

27 minut temu, SledgeHammer napisał:

Tak więc nie spinaj sie tak na chłopaka, bo ja zauważyłem, że czuję bluesa i wie którędy chce podążać.

Napewno nie jest to jakaś mechatronika;).

 

- jakaś mechatronika:lol:

    

   Wiem, doceniam ten zawód. Młody z przedmiotów praktycznych jest na plus. Lubi to co robi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Adolf napisał:

Wiem, doceniam ten zawód. Młody z przedmiotów praktycznych jest na plus. Lubi to co robi.

 

On jest jeszcze za młody aby wiedzieć czy coś lubi, a szczególnie czy lubi mechatronikę w praktyce.

To bardzo ciężki zawód i wielu rezygnuje po kilku dniach pracy:D.

Miałem takie przypadki.

 

@Adolf do ciebie jako dobrego Ojca należy wspierać syna we wszystkim co robi, a niech robi to co kocha.

Zaufaj mi, wyjdzie mu to tylko na dobre, a i pieniądze będą.

Wybór należy do ciebie.

 

Mnie do zawodu i kształcenia się w tej dziedzinie nikt nie zmuszał, miałem tylko kilka "normalnych" rozmów z Ojcem.

Nawet namawiał mnie abym zrezygnował jak za ciężko;).

Jednak nie tylko wykształciłem się w tej dziedzinie, to jeszcze w niej pracuję, a to już ewenement.

Napisze wprost - okazało się, że jestem w tym dobry.

 

A i jeszcze coś mnie uderzyło i trochę zaalarmowało:

 

1 godzinę temu, Adolf napisał:

Właśnie takie studia pasowały by Młodemu, jeżeli będzie chciał zostać w kraju i zda maturę. Cały czas za tym optuję.

 

Co do pierwszego posta w tym temacie. W niedzielę przeprowadziłem z nim 'męską' rozmowę. Było dużo emocji, chłopak się popłakał.

Nie szczędziłem inwektyw, zakreśliłem przyszłość, tą pozytywną i tą negatywną. 

 

A skąd Ty to niby wiesz, co jest dla niego dobre ?

A skąd TY to niby znasz przyszłość, tą pozytywną i negatywną ?

Jesteś PROROKIEM !!!

 

@Adolf wybacz ale zaśmierdziało mi "despotyzmem".

Proszę bez urazy.

 

@Dobi

Nawet nie wiesz jak poruszyła mnie twoja historia:D - wybacz sarkazm.

Za długo już w tym siedzę i gdy czytam takie wpisy, to najzwyklej chcę mi się śmiać:lol: - wybacz proszę.

SH.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.